Chłopiec leciutko potrząsnął siostrzyczkę za ramię.
– Wstawaj, Beda! Musimy iść do Matyldy.
Ale dziewczynka nadal leżała na trawie.
– Nie chcę już dalej iść. Bolą mnie nogi. Jestem głodna!
Herman, pięcioletni chłopiec, patrzył na nią bezradny. Był tak jak siostra zmęczony i głodny.
– Musimy iść – powtarzał jednak z uporem.
Dziewczynka usiadła. Tarła rączką zapłakane oczy.
– To tak daleko. Idziemy i idziemy… Gdzie teraz jesteśmy?
Chłopiec rozejrzał się wokół. Na jego dziecięcych barkach spoczywała odpowiedzialność za nich oboje.
– Nie wiem – odpowiedział zrezygnowany.
Beda znów uderzyła w płacz.
– Chcę do domu! Do taty. I do Matyldy, i do Brora, Nie ma ich tu. Nikogo nie ma!
– Znajdziemy ich na pewno.
– Nie! Cały czas to powtarzasz – krzyczała Beda kopiąc brata. – Kłamiesz!
– Zapytamy o drogę, jeśli tylko trafimy na jakiś dwór.
Jednak nikt z napotkanych ludzi nie umiał im wskazać, gdzie leży Hult. Dziwne, że nie słyszeli o takiej dużej posiadłości.
Herman na nowo zaczął namawiać siostrę:
– Może spotkamy takiego miłego pana jak ten, który pozwolił nam wejść na prom. Albo takiego, co rozmawiał z nami na przystani.
– Tak, ale wtedy przyjechała ciocia! – Beda skuliła się.
Nigdy nie nazwali macochy mamą. Trzyletnia Beda nawet nie widziała swojej prawdziwej matki, Herman jednak zachował blade wspomnienie jej pieszczot. Miał zaledwie dwa latka, kiedy urodziła mu się siostrzyczka, a umarła mama.
Dzieci odtąd lgnęły do Matyldy. Ale i ją straciły. Bo ciocia postanowiła, że wyjadą z Hult do Danii. Matylda zaś została w ich rodzinnym dworze razem ze „wstrętnym Emilem”.
Nie podobało im się w Danii, najczęściej trzymały się tam Brora.
A teraz straciły wszelkie oparcie. Nie pozostał im nikt. Od wielu dni nic nie jadły, a na domiar złego chyba zabłądziły.
Żadne z trojga rodzeństwa nie miało ochoty opuszczać Hult. Zresztą wyczuwali, że macocha również niechętnie ich ze sobą zabiera. Ale jakiż wpływ na decyzje dorosłych mogą mieć dzieci? Matylda wprawdzie bardzo prosiła, by jej rodzeństwu pozwolono pozostać w Hult, jednak Emil kategorycznie się temu sprzeciwił. Ojciec zadecydował więc, że pojadą z nim. Wstrętny Emil postawił na swoim!
Herman czuł podświadomie, że ojciec ich zawiódł. Chłopiec nie potrafił nazwać swych uczuć, ale w głębi swego dziecięcego serca skrywał żal do ojca, że okazał się taki chwiejny i słaby.
Tata zawsze otaczał macochę uwielbieniem. Trzeba przyznać, że była piękna. On jednak niemal dosłownie stawał na głowie, by spełnić jej zachcianki, często przy tym zapominając o swych dzieciach.
Ale i tak go kochały. Bardzo kochały, chociaż potrafił być czasem strasznie surowy. Gniewał się, zwłaszcza kiedy macocha poskarżyła, że dzieci zachowywały się niegrzecznie. Matylda stawała w ich obronie, a z jej zdaniem ojciec zawsze się liczył. Tego jednak macocha nie mogła znieść. Wpadała w gniew i wybiegała z pokoju stukając obcasami. A ojciec podążał za nią ze słowami: „Wybacz, kochanie, nie chciałem…”
Nie, życie nie jest proste dla małego brzdąca, który raptem stał się najstarszy. Beda popłakiwała i nie chciała ruszyć się z miejsca. On także nie miał ochoty iść, ale rozumiał, że nie mogą siedzieć bez końca na skraju lasu.
Po drodze szczęście parę razy uśmiechnęło się do nich. Miły chłopak zabrał ich na furę z sianem. Przyjemnie było trochę odpocząć. Ale on jechał tylko do pobliskiego dworu. Pytali go o Hult, odpowiedział jednak, że nigdy nie słyszał takiej nazwy. Prosił, by Herman wymienił nazwy sąsiednich dworów, ale chłopiec przypomniał sobie tylko jedną: Bäckaskog. Słyszał kiedyś bowiem, jak Emil się chwalił, że ma tam znajomych.
– Bäckaskog – zamyślił się parobek. – Tak, to w tamtą stronę. Trzymajcie się tej drogi. Nigdzie nie zbaczajcie, póki nie spotkacie kogoś, kto wam powie, jak iść dalej.
Chłopak zaproponował Hermanowi i Bedzie, by skręcili razem z nim do dworu. Gospodyni na pewno przygotuje im coś do zjedzenia, mówił. Ale kiedy pokazał zabudowania na uboczu, dzieci grzecznie odmówiły. Nie miały odwagi odejść tak daleko od drogi. Podziękowały za pomoc i szczęśliwe, że podążają we właściwym kierunku, ruszyły dalej.
To jednak było już tak dawno. Szły i szły, zgodnie z radą parobka cały czas głównym traktem. Nikogo jednak po drodze nie spotkały. Herman zaczynał się lękać, że zabłądzili…
Żałował, że nie pojechali do dworu razem z tym miłym chłopcem, przynajmniej by coś zjedli. Nie przypuszczał jednak, że do Hult jest tak daleko. Sądził, że dotrą na miejsce przed zapadnięciem zmroku.
Straszne są noce poza domem. Beda panicznie bała się ciemności, a Herman starał się ukryć przed nią, że i on czuje lęk. Kładli się pod drzewami. Siostrzyczka skulona w kłębek na ogół zasypiała pierwsza, on zaś długo leżał z otwartymi oczami, wsłuchując się w odgłosy nocy. Szlochał cichutko, przerażony i samotny.
Noc szczęśliwie minęła, ale co z tego, skoro Beda nie chce wstać.
– Chodź, Beda – rzekł błagalnie. – Jeszcze kawałeczek. Aż zobaczymy jakieś domy. Obiecuję, że wejdziemy do środka i poprosimy o jedzenie.
Trzyletnia dziewczynka wstała, otarła zapłakaną twarz wierzchem dłoni i z trudem ciągnąc poranione nogi, poczłapała za bratem.