Precz z kompleksami

Hurra! Wyjeżdżamy z Ulą na parę dni do Wrony! Mężczyźni pobędą sobie sami i sami poopiekują się zwierzostanem, a my z Ulą trochę sobie odmienimy. To był pomysł Adaśka. Powiedziałam mu, że odpoczywam przecież w domu, ale rzeczywiście jest lato, jestem blada, jakbym mieszkała w suterenie, a od komputera boli mnie głowa. Kochany jest, bo pomyślał o mnie, a ja rzeczywiście padam na twarz ze zmęczenia. Wczoraj skończyłam pracę o drugiej w nocy. Niech ktoś powie, że mi zazdrości nienormowanego czasu pracy!

Przerzucam szafę w poszukiwaniu kostiumu, bo nareszcie będę się mogła poopalać bez kompleksów. Nowa Wrona ma to do siebie, że jest prawdziwą wsią. Nasi przyjaciele mają siedem hektarów pól, z czego na pół hektarze rośnie stary sad, stoi stara chałupa, w której nie ma łazienki, wygódka na zewnątrz, która zresztą przeważnie ma otwarte drzwi, bo wychodzą na sad i bardzo przyjemnie spędza się tam czas. Nieopodal jest jezioro, w którym można sobie popływać, i Krzyś nas tam jutro na tych parę dni wywozi. Zamiast na Kretę. Adam pracuje. Nie wiem, dlaczego ma teraz więcej pracy niż zwykle.

Właśnie próbowałam znaleźć kostium – od czasu słynnych porządków nic nie mogę znaleźć – kiedy przyszła Renia.

– Miałyśmy przecież razem dbać o siebie – powiedziała. – Ja codziennie robię przez pół godziny gimnastykę, a mimo to… Wiesz, mężczyźni lubią atrakcyjne kobiety.

Tego to ona mi akurat mówić nie musi. Przecież wiem, dlaczego Ten od Joli poszedł do Joli. Cóż, niestety nie dlatego, że miała trwałe ślady po ospie, była szpetna, głupia i gruba. Niestety. Na tyle dobrego charakteru nie miał, żeby patrzeć wyłącznie na przymioty ducha, a ciało było mu obojętne. Mój Eksio miał brzydki charakter i zwracał uwagę na zewnętrzne również. Co Reńce natychmiast powiedziałam.

– Wpadnę tu zobaczyć, jak się wasi mężowie będą sprawować – powiedziała Renia, wydmuchując kłęby dymu. – Mężczyzny nie należy spuszczać z oka.

Tu się zaniepokoiłam. Nie po to wyjeżdżam na parę dni, żeby jakaś atrakcyjna ruda dama pilnowała mojego mężczyzny. Renia musiała zauważyć niepokój w moich oczach, bo dodała uspokajająco:

– Wiesz, jak będzie chciał cię zdradzić, to zrobi to wszędzie, tak że się nie zorientujesz.

Rzeczywiście natychmiast powinnam się uspokoić. Przed oczami przewędrował mi Eksio z wózeczkiem, przy atrakcyjnej Joli. Niezwykły balsam na moją, wydawałoby się, uleczoną duszę. Przytaknęłam jej jednak ochoczo.

– A co napisałaś o tych plemnikach?

Pytanie Reńki zaskoczyło mnie w stopniu najwyższym.

– Jakich plemnikach?

– No, co babka chce, żeby mąż zrobił badania, a on nie chce.

Ten list, który czytała! To ona go zrzuciła pod stolik!

– Reńka, nie czytaj listów. Ludzie naprawdę mają problemy, to nie jest śmieszne. Adam powiedział, że powinna pogadać z jakimś jego przyjacielem, mężczyzną, i on mu powinien wytłumaczyć… a w ogóle to dlaczego pytasz?

Reńka zrobiła się czerwona.

– Bo mnie denerwuje, że każda kobieta musi mieć dziecko, musi się spełniać jako matka, musi…

– Nie każda – zaprzeczyłam. – Ale tamta akurat chciała. I będzie o to walczyć. I jej prawo.

Głos musiałam mieć nieprzyjemny, bo Reńka nagle zmieniła temat.

– Adam podobno pracuje w radiu?

– Owszem, ma dwie noce w tygodniu. Fajna audycja, dzwonią ludzie, a on z nimi rozmawia. Taki telefon zaufania.

– Nie boisz się, że nie wraca na noc?

Dotychczas nie przyszło mi do głowy bać się. Ale teraz, pochylona nad stertą bluzek, przeważnie Tosi, nie wiem, skąd one się wzięły w mojej szafie, podniosłam głowę.

– Dlaczego mam się niepokoić?

– Wiesz, jak facet szuka sobie zajęć poza domem… – Renia nie była w dobrym nastroju.

– Zwariowałaś? – oburzyłam się. – Facet na ogół pracuje poza domem. Chyba, że jest… – gorączkowo szukałam zawodu, który wykonuje się w domu. – Konduktor, pilot, strażak, policjant, lekarz, kominiarz – wymieniałam jednym tchem – pracują poza domem.

– A o czym on te audycje robi? – zapytała zdawkowo Renia i zgasiła papierosa w doniczce z fikusem.

– O wszystkim. Mieli na etacie psychologa, ale zrezygnował, bo to żadne pieniądze. A ludzie potrzebują czasem pomocy i nie chcą się zwracać do profesjonalisty. Łatwiej jest zadzwonić. Wtedy jesteś tylko anonimowym głosem, a nie osobą.

– Każdy tam może zadzwonić?

– Każdy.

– Ja też?

– No przecież mówię, że każdy – zdenerwowałam się, bo niby dlaczego Renia chce dzwonić do Adama.

– Aha – Renia pokiwała głową i odwróciła się już w drzwiach, gotowa do wyjścia. – Powinnaś schudnąć, ja zresztą też. Wyjeżdżamy z Arturem nad morze, na parę dni.

Zostałam przy otwartej szafie i niepokój gęstymi mackami obejmował mnie niby pająk. Może nie powinnam jechać? A właściwie dlaczego mam jechać i zostawiać Adama samego? Dlaczego Renia nie zajmie się swoim mężem, tylko chce się opiekować cudzym? Bo to nie jest mąż, tylko wolny człowiek, który przypadkiem ze mną mieszka. Nie musi się ze mną liczyć. Kto powiedział, że Adamowi podobają się rude kobiety? I dlaczego to powiedział? O, w ogóle mi się ten pomysł wyjazdu do Nowej Wrony przestaje podobać. Chociaż z drugiej strony, czy zorientowałam się wcześniej, jak jeszcze byłam żoną Eksia, że ma oko na jakąś Jolę? Nie. Choć powinnam się była domyślić, bo jak mąż jest zbyt miły, to znaczy, że ma jakąś babę. Czasami jest niemiły. Adam jest dla mnie miły. Czy to znaczy, że coś kombinuje? Ale przecież nie jest moim mężem, to może być miły bez powodu. Dlaczego Renia wypytywała tak dokładnie o Adama i jego nocne audycje? Nigdzie nie pojadę. Ale przecież ona nie może zajmować się Adamem, bo jedzie nad morze ze swoim mężem. Przestaje mi się to wszystko podobać. Dlaczego mam schudnąć? Dlaczego ona ma kompleksy, skoro jest szczuplejsza ode mnie? A może Reńka chce mi uświadomić, że jeśli niczego w sobie nie zmienię, to Adam odejdzie?

Luz całkowity. Żadnych myśli o pieniądzach, szefach, długach i oszustach. Z nieba leje się żar, ten sam, który w mieście jest obrzydliwy. Brzęczy w powietrzu, bo uwijają się różne zwierzątka latające. Przecież u nas też się uwijają, ale jakby mniej i ciszej. Może dlatego, że nie mamy uli. W sadzie hamak i jeśli tylko uważa się na brzęczące, to można skorzystać. W piwnicy ziemnej kwaśne mleko bez prionów. Mleko można kroić nożem i albo jeść, albo okładać skórę, jak by się kto opalił.

Droga Redakcjo,

Podobno domowy sposób na poparzenia skóry to obkładać kwaśnym mlekiem, ale ja w to nie wierzę ani moja koleżanka, bo ona się ze mnie śmieje, co mam robić…

Opalać się nie mogłam, bo przecież się nie obnażę, choć miałam taki plan. Co prawda Adam i Krzyś zostali w domu, bo ktoś musi pracować, ale Gospodarz śledzi mnie, ani chybi. Przyniósł przed chwilą kompot z późnych wiśni i zapytał, dlaczego się opalam w ubraniu. Mężczyźni nie przestaną mnie zadziwiać. Jak my się mamy rozebrać – ja i moja nadwaga?

Wieczorem pogryzły nas komary i było cudownie. Dlaczego Adaśka z nami nie ma? Właściwie to czuję się samotna. Poza tym co on robi? Ten od Joli też wyjeżdżał. I proszę, jak to się skończyło. Nie mogę zasnąć.

„Jeśli nie możesz przeżyć spokojnie jednego dnia bez twojego partnera…”

Następnego dnia przyjechała przyjaciółka Gospodarzy ze Szwecji. Z mężem Polakiem i trójką drobiazgu. Trójka drobiazgu natychmiast zniknęła z pola widzenia, wybiegając albo w las, albo do stodoły, albo w pola – nie zdążyłam zanotować, tak to się szybko odbyło. Szwedka uśmiechnęła się bosko, przywitała ze wszystkimi i zniknęła w domu. Po chwili pojawiła się rozebrana. To znaczy w kostiumie i na to chustka czy coś takiego. W ręku miała dwa noże i wiaderko ziemniaków. Podeszła do mnie i zapytała, czy obierzemy. Obierzemy z przyjemnością! Nie znam nic przyjemniejszego niż obieranie sześciu kilogramów ziemniaków w sadzie. Kiedy ziemniaczki wesoło bulgotały na ogniu, już byłam oczarowana Szwedką. Co za urocza kobieta! Co za wdzięk! Co za czar! Co za dowcip! Jaka śliczna!

Trójka drobiazgu pojawiała się raz na jakiś czas, świergoliła coś jak małe stadko ptaszków i odfruwała w lasy i pola.

Hamak osamotniał, bo udałyśmy się z koszami i drabiną na jabłonki i narwałyśmy jabłek, bo wczesne, a Gospodarze je sprzedają na targu. Będą przynajmniej mieli z nas jakiś pożytek. Potem ułożyłyśmy część drewna, które rąbał Gospodarz. Potem wyszorowałyśmy ganek oraz stół drewniany, bo przecież nie można dopuścić, żeby Gospodyni z powodu gości się zaharowała na śmierć.

Wieczorem, a jakże, nadjadły nas komary przy ognisku, w którym piekliśmy kiełbaski i chleb. W południe następnego dnia zrzuciłam dżinsy i ubrałam się w kostium. Drobiazg Szwedki pojechał z Gospodarzami na targ sprzedawać jabłka, zostałyśmy, trzy kobiety, same. Szwedka opowiadała, jak jest w Szwecji i jaki to mąż jest cudowny, a dzieci jakie wspaniałe, ale że się bardzo cieszy, bo my też naprawdę jesteśmy ekstra. Słowem – kiedy żar lał się z nieba, poszłyśmy rwać wiśnie i czereśnie, bo zmarnieją, szpaków rano była chmara. Rwałyśmy przy opowieściach Szwedki, która raz po raz śmiała się i naprawdę w powietrzu aż dzwoniło. Patrzyłam na Szwedkę i nie mogłam się nadziwić, jak ona to wszystko robi, że świat pięknieje wokół. Nic dziwnego, że i ja wyprzystojniałam.

Po trzech dniach byłyśmy zaprzyjaźnione na wieki, a ja z Ulą zaproszone do Szwecji, jak tylko będziemy miały czas, ochotę, i w ogóle. I pomyśleć, że Tosia jest w Szwecji na rowerze!

Czwartego dnia przyjechał Adam, bo się stęsknił. Tylko na weekend, trochę sobie odpocznie. Poprosił Moją Mamę, żeby popilnowała Borysa i kotów. Mama powiedziała, że chętnie odpocznie na wsi. Może Ojciec też przyjedzie, bo on też chętnie by odpoczął na wsi. Adam już po półgodzinie oczu nie mógł oderwać od Szwedki, śmiał się razem z nią, jakby znali się od stu lat, i gdyby nie to, że mąż Szwedki był dla Szwedki uroczy, toby mnie skręciło. Ale drobiazg w postaci dwóch chłopców i jednej dziewczynki również ubezpieczał Szwedkę, a Adam powiedział do mnie:

– Spaliłaś sobie nos. – I wierzcie mi, było w tym sporo czułości.

Adam chciał trochę wypocząć, ale rano musieliśmy natychmiast wstać i zrobić coś z resztą porąbanego drewna, bo okazało się, że może padać. Adaśko z Gospodarzem nerwowo budowali coś na kształt wiaty, a my ze Szwedką i Ulą przerzucałyśmy siano do stodoły, żeby nie zamokło. O czwartej po południu zaczęło kropić – wiata była gotowa, a siano w stodole. Nie czułam rąk, kręgosłupa i nóg. Zjedliśmy obiadek i wymyłam dziesięć głębokich talerzy, dziesięć płytkich, szesnaście kubków po kwaśnym mleku, sześć garnków, dwie patelnie, całe mnóstwo sztućców i zamiotłam podłogę w kuchni. Na odpoczynek trzeba zasłużyć. O szóstej po południu przyjechał sąsiad Gospodarzy z wiadomością, że mu się krowa cieli i czy ktoś pomoże. Pojechałam z Gospodarzem, bo zawsze to coś ciekawego. Krowa ocieliła się o czwartej nad ranem. Pomagałam cielątku wstać. Co za wspaniałe wydarzenie!

Wracaliśmy bladym świtem przez łąki, rosa iskrzyła na trawie i czułam, że żyję. Po dwóch godzinach snu zostałam brutalnie obudzona, bo przecież idziemy na grzyby. Gospodyni przypomniała, że chciałam iść na kurki. Do jajecznicy na śniadanie, bo nie majak jajecznica na kurkach, Niebieski przepada za jajecznicą na kurkach. No cóż, każdy związek ma swoje wady.

Ponieważ Szwedka rozjaśniła swoim uśmiechem cały dom i krzyknęła: – Wonderful, mushrooms! – zwlokłam się i ja, żeby nie tracić tak miłego poranka.

Kurki to są małe żółte grzybki, których nie było. W południe postanowiliśmy trochę odpocząć i wyleźliśmy na słońce, Szwedka w kostiumie, drobiazg w strojach niewiadomych, bo zniknął, ja oczywiście w sukience długiej, choć hinduskiej. Gospodarz postawił przed nami dwie skrzynki groszku zielonego do łuskania, bo przecież nie będziemy siedzieć bezczynnie.

– Czemu się tak ubrałaś? – spytał Adaśko, świecąc gołym, choć lekko opalonym przy koszeniu trawy torsem.

– Przecież przy Szwedce nie będę się rozbierać, i tak widzę, że od niej oczu nie możesz oderwać – jęknęłam z zazdrością.

– Przecież ona jest dwa razy taka jak ty – zdumiał się Adaśko i spojrzał na mnie krytycznie – i widzisz, w ogóle nie robi z tego problemu. To właśnie jest w niej najładniejsze.

Spojrzałam na Szwedkę. I zobaczyłam to, czego nie widziałam, pracując ciężko przez ostatnie dni. Ona była naprawdę gruba! I co za czar, co za wdzięk! Jaka była śliczna! Pocałowałam z wrażenia Niebieskiego i wskoczyłam w kostium. Kompleksy niszczą mi radość życia. Wszystko przez Reńkę! To ona ma kompleksy, mimo że jest piękna i ruda, a ja jak zakompleksiona uczennica zarażam się tym, nawet jeśli jestem sto kilometrów od niej! Poza tym to nie figura jest ważna, tylko charakter! A charakter na pewno ja mam lepszy. I w ogóle nie jestem uzależniona od mężczyzny!

Wróciliśmy do domu w świetnych humorach. Co prawda raz, wieczorem, byłam o krok od opowiedzenia Adamowi o tym, jak narozrabiałam, ale powstrzymałam się. Teraz mam siły do pracy. Od jutra.

Zaczęło lać, otworzyłam szeroko okna, pięknie jest, jak tak leje i leje po upalnych dniach, słychać, jak ziemia pije wodę, korzonki na pewno ruszają się w ziemi i otwierają buzie, świat zaczyna być bardziej przejrzysty, uwielbiam letnie deszcze. Umyłam dwa kilo czereśni i zasiadłam przed telewizorem. Wtedy niespodziewanie zadzwoniła Renia.

– Jesteś już? – jęknęło mi w ucho.

– O, Renia! – ucieszyłam się. – Jesteś już?

– No właśnie. Wróciliśmy wcześniej – dodała po chwili.

– To wspaniale – krzyknęłam nieopatrznie. – Spotkamy się! Cudownie odpoczęłam na wsi!

W słuchawce milczało. Zorientowałam się, że coś było nie tak.

– Jak twój urlop? – spytałam po chwili.

– Beznadziejnie.

Domyśliłam się. Ona po prostu gdzieś tam nad tym morzem nie spotkała pięknej, grubej osoby. Na plaży na pewno defilowały przed nią szesnastki szczupłe i opalone, za to na nogach długich, bez cellulitu. I biedna Renia na pewno popadła w kompleks letni! Nie miała tyle szczęścia co ja!

– Możemy się zobaczyć? – Jak przez mgłę usłyszałam głos Reni.

– Natychmiast przychodź, mam cudowne czereśnie! – ucieszyłam się. Niech no przyjdzie szybciutko, bo doprawdy nie można z powodu własnego wyglądu tak smutno postrzegać świata! Ja to naprawię!

Renia zajechała wkrótce przed bramę, rozchlapując głębokie kałuże. Borys radośnie się na niej uwiesił przednimi łapami, a ja patrzyłam na nią wyjątkowo ze współczuciem. Oczy podkrążone, blada (!) po urlopie! Ani śladu nowej opalenizny, luzu, wypoczynku!

Posadziłam ją w fotelu i wyjęłam ciasteczka maślane z cukrem, bo są bardzo dobre. Zaparzyłam herbatę. Renia weszła za mną do kuchni, ale widziałam, w jakim jest stanie.

– Nic nie mów – powiedziałam. – Zaraz usiądziemy i wszystko sobie opowiesz.

Biedna dziewczyna! Oczyma wyobraźni widziałam ją na plaży, otuloną w koc, albo Bóg jeden wie co. Skoro nawet buzi nie ma opalonej!

Renia powlokła się za mną do pokoju i nadgryzła czeresienkę. Na ciasteczka nie zwróciła uwagi.

– No, mów, jak było – rozsiadłam się wygodnie.

Nie masz jakiegoś drinka?

Nie miałam.

– Pojechaliśmy w poniedziałek. Ale rozumiesz…

– Och, Reniu – krzyknęłam współczująco. – Nie można aż tak przejmować się sobą!

– Chwileczkę – Renia sięgnęła po ciasteczko i spojrzała na mnie jakoś niesympatycznie.

Borys siedział przy niej sztywno i obwąchiwał róg jej spódnicy. Wyczuwał mordercę Azora na odległość.

– Poczekaj – uspokoiłam ją ruchem ręki – najpierw ja ci opowiem o mojej wsi, to zrozumiesz, co ci chcę przekazać! – Byłam w nastroju do nawracania zbłąkanych duszyczek na drogę jedynie słuszną.

Renia znowu sięgnęła po ciasteczko, a ja poczułam się jak ryba w wodzie. Ach, jak wartko mi poszła opowieść o grubej Szwedce, co to nikt nie wiedział, że jest gruba, bo charakter miała wspaniały! Nie pominęłam dzieci i zakochanego męża, wtrąciłam coś o zazdrości o Niebieskiego, po to żeby szybko po godzinie wysnuć wniosek – że piękni jesteśmy, jeśli siebie akceptujemy.

Renia zajadała czereśnie i przyglądała mi się coraz dziwniej. Milczała. Zrozumiałam, jakie trudne musiało być dla niej przebywanie na plaży w towarzystwie męża, który wie, że ona choć piękna i ruda, nie wytrzymuje porównania z modelkami z reklam telewizyjnych. Pojęłam w lot, że porównywanie jej z szesnastkami nie wyszło na dobre ich w końcu niezłemu małżeństwu. A może się kłócili cały czas? Może Renia nieobliczalnie w ogóle zrezygnowała z wypoczynku i nie poszła na plażę, tylko bidulka siedziała sama w domku jakimś letniskowym i cierpiała? Ot, co kobieta sobie potrafi zafundować, jak wpadnie w wir własnych iluzji i nie ma kontaktu z rzeczywistością! Adaśko lubi rude, ale i tak jej współczułam. Co mi tam!

– Reniu kochana – wypaliłam wreszcie – nie martw się! Powiedz mi szczerze, ile razy byłaś na plaży?

– Właśnie próbuję ci powiedzieć…

– Ile? – nie dawałam za wygraną.

– Ani razu! Ale…

– Poczekaj – uspokoiłam ją. – Opowiedz mi wszystko od początku.

– Nie byłam ani razu na plaży! – Renia zerwała się tak gwałtownie, że Potem, leżący dotychczas spokojnie na moich kolanach, drgnął i podniósł łebek. Renia wydawała się wściekła i mówiła podniesionym głosem. – Nie byłam, bo lało! Lało przez pięć dni non stop! A w powrotnej drodze zepsuł się ten cholerny samochód i wracaliśmy jakąś okazją, pod plandeką! Jestem wykończona! Mam katar, źle się czuję i myślałam, że może sobie z tobą pogadam. Ale ty mi zasuwasz o obwodach ud i jakiejś Szwedce!

Загрузка...