Czy są na tym świecie jakieś mądre i przewidujące osoby? W każdym razie ja do nich nie należę. Jeśli z czymś mi się kojarzą takie mądre i przewidujące osoby, to z zębem. Nigdy nie doświadczają bólu – zanim ząb zaatakuje, to one, myk- już są u dentysty.
Ze mną dzieje się wręcz przeciwnie. Taki ząb najpierw delikatnie przypomniał o sobie, że jest. Głupia nie jestem, wiem, że w tym miejscu siedzi od ładnych paru lat, więc go zlekceważyłam. Mógł się poczuć obrażony, bo zamilkł, jakby go w ogóle tam nie było. Przyjęłam ten fakt z zadowoleniem. Odnotowałam w pamięci krótkotrwałej, że kiedyś, w jakiejś bliżej niesprecyzowanej przyszłości, trzeba by iść do dentysty. Ale potem sobie pomyślałam – czy to ja już nie mam gdzie chodzić? Ostatecznie jest dużo innych miejsc na tym cudnym świecie. Ząb jakby zapadł się pod ziemię, a mnie życie wzywało.
Tak mnie wzywało i wzywało, aż pewnego ranka obudziłam się i poczułam. Przejechałam po nim językiem na powitanie, nie złagodniał. Och, ty – pomyślałam. Wypiłam gorącą herbatę – zbuntował się. Aż zazieleniało mi pod powiekami. Dobrze, zwyciężył. Nalałam do herbaty zimnej wody – uspokoił się. Postanowiłam go zaafirmować. Jesteś moim kochanym ząbkiem. W ogóle mnie nie bolisz. Jesteś zdrowy. Musiał zrozumieć, bo ćmił tylko.
W sobotę udałam się z Adamem na przyjęcie do jego przyjaciół z radia, zjadłam tam milion kalorii – a wierzcie mi, w ogóle ich nie było widać – ukrytych sprytnie w kremówce. Postanowiłam przechytrzyć mój ząb i jadłam lewą stroną buzi. Niestety, okazał się sprytniejszy. Wierzgnął na krem i wbił mi szpikulec w szczękę. Pobiegłam do łazienki i długo płukałam usta letnią wodą. Letnią, bo na zimną ząb krzyknął – nie! I dał mi kopniaka prosto w prawą stronę żuchwy.
Po przyjściu do domu wzięłam przeciwbólowe. Oraz przysięgłam mu, że w poniedziałek skoro świt idę do dentysty. Ucieszył się i przestał wyczyniać cuda. Ten poniedziałek miał miejsce dwa tygodnie temu.
Ale czy to moja wina, że ząb mi w ogóle o sobie nie przypomniał?
Przedwczoraj wziął ciężki młot i zaczął regularnie uderzać. Tabletki przeciwbólowe odpychał zdecydowanie. Posunęłam się do tego, że próbowałam go upić. Poszłam do Uli na koniaczek. Wypiłyśmy pół butelki, bo to jest dobra przyjaciółka, i ząb został zgłuszony.
Spałam znakomicie.
Rano obudziłam się z potężnym kacem. Niestety kac był niczym przy bólu zęba. Pod powiekami błyskało, ząb oszalał. Rozbijał się. Podskakiwał. Wziął świder i próbował wkręcić mi się do mózgu. Pojechałam na cito do dentysty. Spojrzał na mnie ze współczuciem.
– Ale długo pani czekała, szkoda, rwiemy.
Długo? No wiecie państwo, przecież już następnego dnia się u niego znalazłam! Od przedwczoraj do dzisiaj to długo?
Rozstanie z zębem było bolesne. I na dodatek mam przyjść jeszcze raz.
Trzeci dzień biorę przeciwbólowe. Rana krwawi. Serce krwawi. Nie lubię rozstań. Ach, jakaż byłam nierozsądna! Byłby ze mną, gdybym go nie zaniedbała!
I tak zastała mnie Anita. Wpadła wieczorem, Adam w radiu, więc się ucieszyłam, Tosia w kinie z Jakubem.
– Cześć! Robert wyprowadził się do Bożeny – poinformowała mnie w progu. Moja tęsknota za ząbkiem stępiała wobec faktu wyprowadzenia się jej męża do nieznanej mi pani.
– Jezus Maria – krzyknęłam. Co tam rozstanie z zębem wobec rozstania z facetem!
– Tak będzie lepiej dla nas obojga – powiedziała Anita i wzięła na kolana mojego kota, któremu to się bardzo spodobało.
Licz tu na wierność swoich własnych, karmionych niemalże własną piersią zwierząt.
– Walcz o niego! – wybąkałam ze zdrętwiałą twarzą.
– Nie ma o co – Anita głaskała mojego kota, a on mruczał. – Od lat było coraz gorzej i gorzej. Przestaliśmy na siebie zwracać uwagę – chlipnęła. – Nawet nie wiem, w którym momencie zaczęło mi go brakować.
– Nigdy nie jest za późno – bełkotałam z przekonaniem.
– Jedyne, co teraz możemy zrobić, to w miarę bezboleśnie się rozstać. W zeszłym roku miałam dobry kontrakt i nie chciałam wyjeżdżać na urlop. Pojechał sam. Wiedziałam, że co się odwlecze, to nie uciecze. Potem przestałam mieć w ogóle jakiekolwiek plany, jeśli chodzi o nas. Ta praca w reklamie była tak fascynująca! I byłam zadowolona, że Robert nie zawraca mi głowy, że też gdzieś go nosi, że ma własne życie… Nic nie mów, tak się tylko chciałam wygadać…
Zrobiłam herbatę. Kiedy wróciłam z imbryczkiem, na kolanach Anity trzymał głowę mój pies. Nie wiedziałam, co powiedzieć.
Łyknęłam herbaty i miejsce po zębie przypomniało o sobie w sposób gwałtowny i niespodziewany.
– Źle się czujesz? – Anita spojrzała na mnie ze współczuciem.
– Miałam rwany ząb – powiedziałam cicho, żeby zęba nie drażnić.
– O, to wiesz, o czym mówię. Właśnie o to chodzi, nic nie robisz, czekasz na ostatnią chwilę, kiedy jeszcze można coś uratować, bo ci się wydaje, że masz czas. A potem tylko rwanie. Jeśli nie wyrwiesz, to jakaś zgorzel albo co…
Anita westchnęła, a mnie chwycił mróz do kości.
Czuję, że nie powinnam czekać, aż w mój związek wda się zgorzel.
A może jest już za późno na wszystko?
Ciekawa jestem, dlaczego te paręnaście lat wytrzymywał ze mną Ten od Joli. Ślepy był? Przecież jeszcze rok temu wydawało mi się, że jest wszystko OK. Dlaczego nie wiedziałam od początku, że mam naturę kobiety uzależniającej się natychmiast od mężczyzny, który nawet nie może sobie kupić lepszego samochodu, a w końcu wiadomo, że inni mężczyźni mu wtedy współczują i on czuje się gorszy? I ja jestem przyczyną tego wszystkiego? Na pewno mu było lepiej beze mnie, tylko teraz nie wie, jak się z tego wyplątać, choć przecież już więcej czasu spędzam z kobietami i nie żądam od niego, żeby był w domu, przestał tak dużo pracować i spędzał ze mną więcej czasu?
Ale chwilowo jestem pogrążona w bólu i nie mogę myśleć o Adamie i o tym, co robić.
Dzisiaj znowu byłam u mojego dentysty. Uśmiechnął się na mój widok. Serduszko skoczyło trochę, bo znowu nie tak często spotykam mężczyzn, którzy by się uśmiechali na mój widok. Zęby ma piękne – dobrze trafiłam.
– Proszę się położyć – mówi aksamitnie.
Fotel leżący. Już w samym tym zdaniu, wypowiedzianym spokojnie i pewnie, czaił się dreszcz. Dreszcz przeszedł z tego zdania na moje plecy, ale się położyłam, bo znowu człowiek nie tak często słyszy podobne zdanie od przystojnego mężczyzny, który jeszcze w dodatku ma coś dobrego do zrobienia.
Położyłam się więc i czekam. Dentysta odszedł do innej Pani na innym fotelu, ale się nie zdziwiłam, bo tak już w życiu mam, że co zaufam jakiemuś mężczyźnie, to jak wyżej.
Leżę, gapię się na lampkę oraz przyrządy i słyszę w dali głos dentysty:
– Może pani zdejmie sweter, bo jest gorąco.
Nie do mnie to zdanie, tylko do tamtej. Ha, myślę sobie – nieźle się zaczyna.
Potem podchodzi do mnie. Czuję się w obowiązku natychmiast wspomnieć, że pod bluzką nie mam niczego i bluzki nie zdejmę. Uśmiecha się, a uśmiech ma boski.
– Proszę otworzyć buziaczka – mówi.
Nikt nigdy w życiu do mnie tak nie powiedział. Raczej mówiono, żebym zamknęła, i buziaczek też w takim zdaniu się nie pojawiał.
Otworzyłam. Niestety musiałam przestać mówić, co mi zawsze sprawia pewną trudność. Gmerał i gmerał w moim buziaczku, a potem westchnął:
– Szóstka też do leczenia kanałowego.
No i bardzo proszę. Człowiek przyszedł tylko tak sobie, na kontrolę, żeby zadbać o uzębienie, a mężczyzna zniszczy iluzję, oczywiście. Bardzo proszę, mam do niego pełne zaufanie, oczy mi się robią maślane, kobieta u dentysty jest kobietą obnażoną zupełnie, czyli zdaną na los.
– Przecież pani nie skrzywdzę – mówi miękkim głosem mężczyzna, i tu powinna się włączyć syrena alarmowa, bo przecież Ten od Joli też mówił, że mnie nie skrzywdzi. A komu przychodzi do głowy zaczynać znajomość od tego zdania. Czy my, kobiety, gdy spotykamy cudownego faceta, zapowiadamy mu od razu, że nie będziemy goliły się jego maszynką, że nie zobaczy nas w farbie na głowie? I nie przychodzi nam do głowy gasić papierosy na jego ramieniu? Ten oczywiście również kłamał. Zabolało jak piorun. Wbił igłę w podniebienie niewinne, aż zrobiło mi się gorąco i zaczęłam żałować, że nie mam swetra, który mogłabym zdjąć.
– Spokojnie, nic nie będzie bolało – aksamit w głosie łagodził moje cierpienie.
Może nie będzie kiedyś, w przyszłości, ale teraz bolało jak jasny piorun. Odszedł do tamtej kobiety, ja czekałam, aż nie będzie bolało. Przypomniało mi to natychmiast moje małżeństwo z Tym od Joli, i właściwie wychodziło na to, że ono głównie składało się z czekania, żeby przestało boleć. Ładna perspektywa! Ale nic to. Rzeczywiście nie minęło czasu wiele, kiedy prawą stronę twarzy mi sparaliżowało. Jako kobieta częściowo sparaliżowana zasłużyłam na jego względy, trzymał mnie w pozycji leżącej czterdzieści minut. Potem uśmiechnął się i powiedział:
– Następna wizyta w środę. Dwieście osiemdziesiąt. Dziękuję.
Po czym uśmiechnął się na widok następnej pacjentki tym samym uśmiechem, którym mnie nieledwie uwiódł. Następna pacjentka miała szczękę do wymiany i na oko czterdzieści lat więcej.