ROZDZIAŁ XII

Dzień był bardzo ciepły i na plaży roiło się od ludzi. Gard rozebrał chłopca, po czym włożył mu kąpielówki. Malec miał całkiem białą skórę, bo prawdopodobnie niezbyt często bywał na słońcu tego lata. Następnie podeszli razem bliżej wody.

Sindre z całą pewnością nie należał do wilków morskich. Gdy tylko bowiem większa fala sięgnęła nieco wyżej, obmywając jego ciało, od razu z piskiem wyskakiwał na brzeg. Mężczyzna usiadł na piasku i zaczął mu się przyglądać.

Coraz częściej myślał o własnym synu. Wolałby, żeby nie był tak blady i zabiedzony jak Sindre, ani tak bojaźliwy. Ale mógłby za to być równie ciepły i wrażliwy jak on, tak samo oddany osobom mu bliskim.

Mali Vold musi być na pewno bardzo szczęśliwa! Ona ma już syna, a Gard mógł go sobie jedynie wypożyczać.

A gdyby się ożenił i urodziła mu się córka? Próbował to sobie wyobrazić. To chyba wszystko jedno. Cieszyłaby się, kiedy wracałby do domu. Wdrapywałaby mu się do łóżka, ogrzewałaby go swym ciałkiem, a potem we śnie spychałaby go z posłania. Właściwie nie ma znaczenia, czy to byłaby dziewczynka czy chłopiec. Ale przecież on nie miał zamiaru się ożenić…

Sindre zachłysnął się wodą i zaczął krzyczeć. Gard natychmiast pobiegł do niego, by wynieść go na brzeg. Nagle usłyszał tuż obok siebie kobiecy głos:

– No, proszę, jednak jest pan tutaj?

Anita! Racja, zupełnie o niej zapomniał! Przecież chciała przyjechać w tę niedzielę!

Stanęła przed nim. Wyglądała trochę wyzywająco w nadzwyczaj skąpym bikini. Była zgrabna i tak opalona, jakby przez całe lato piekła się na ruszcie. Gard aż zmrużył oczy, oślepiony wspaniałym widokiem.

– Dzisiaj mały też jest z panem? – spytała z odcieniem niezadowolenia w głosie. Prawdopodobnie obecność chłopca pokrzyżowała jej plany. – Pewnie pana siostra znowu się rozchorowała?

– Moja…? Tak, no właśnie – odparł szybko Gard. – Sindre, pamiętasz Anitę, prawda?

Malec od razu stał się nieśmiały, jak zwykle w obecności nieznajomych. Gdy dziewczyna usiadła na piasku, natychmiast podreptał nad samą wodę i zaczął się sam bawić.

Mężczyzna odkrył nagle ku wielkiemu przerażeniu, że właściwie nie wie, o czym miałby rozmawiać z Anitą, skoncentrował się więc na obserwowaniu swojego podopiecznego.

– Czy bycie niańką to nie uciążliwe zajęcie? – spytała i jak gdyby niechcący dotknęła Garda swą zgrabną stopą.

– Nie – odpowiedział powoli. – Czasami może być nieco męczące, to prawda, ale przecież ja zajmuję się nim z własnej woli. Sindre to mały, samotny chłopiec, i na dodatek trochę inny niż jego rówieśnicy. Chciałbym tylko, żeby nie nazywał mnie tatą.

– Tak pana nazywa? – zdumiała się Anita i zachichotała drwiąco. – Dla starego kawalera to pewnie dziwne uczucie.

– Niekiedy rzeczywiście czuję się niezręcznie – przyznał Mörkmoen, po czym podniósł się z piasku. – Może przyniosę coś do picia. Zerknie pani w tym czasie na małego?

Anita skinęła głową. Bynajmniej nie była zachwycona faktem, że musi dzielić się Gardem z tym nieznośnym dzieciakiem.

Wyciągnęła przed siebie smukłe nogi, wywołując podziw i westchnienia młodych chłopców wokoło.

Sindre niemal natychmiast odkrył, że opiekuna nie ma na miejscu, i przybiegł do Anity.

– Gdzie jest tata?

– Tata, tata – powtórzyła dziewczyna z wyraźną irytacją. – On nie jest twoim tatą i przestań wreszcie deptać mu po piętach! Jemu to się wcale nie podoba.

Malec patrzył na nią osłupiały. Jego oczy stały się większe i przeraźliwie smutne.

Anita, serdecznie zmęczona cackaniem się z tym smarkaczem, pochyliła się ku niemu i wycedziła z naciskiem:

– Gard chce mieć spokój, rozumiesz? Ty go nic nie obchodzisz, zajmuje się tobą tylko dlatego, że jest miły i głupi! A teraz zjeżdżaj stąd! Idź się bawić i zostaw nas, dorosłych, w spokoju!

Raczej trudno byłoby nazwać Anitę osobą dorosłą. Miała zaledwie osiemnaście lat i jak każda rozpieszczona dziewczyna była skupiona wyłącznie na sobie.

Nagle chłopcu zaczęła trząść się broda. Nie widział już nikogo, wszystko rozpłynęło się, tworząc zamazany obraz za zasłoną łez.

– On nie chce mieć z tobą nic wspólnego! – dorzuciła jeszcze Anita. Przebyła przecież tak długą drogę tylko po to, żeby spotkać się z Gardem, a ten oto smarkacz popsuł jej cały dzień.

Westchnąwszy ciężko, Sindre odwrócił się na pięcie i ruszył biegiem wzdłuż brzegu. Dziewczyna patrzyła za nim obojętnie. A uciekaj sobie, nikt tu nie będzie po tobie płakał!

Nawet przez moment nie przyszło jej do głowy, że chłopcu może się coś stać Przecież na plaży jest tyle ludzi i tak dużo dzieci, że na pewno znajdzie sobie zaraz towarzystwo do zabawy. Gdy więc Gard i ona już się z sobą nagadają i umówią się na wieczorne spotkanie – sami! – pójdą po niego i przyprowadzą go z powrotem.

Kiedy Mörkmoen pojawił się z butelkami w ręce, od razu ogarnął spojrzeniem brzeg.

– Gdzie jest Sindre?

Anita wzruszyła ramionami.

– Poszedł z innymi dziećmi. Już one go przypilnują, niech się pan nie martwi i siada tutaj.

On jednak nie usiadł. Rzucił butelki na piasek.

– Przecież panią prosiłem, żeby na niego uważała! – powiedział wyraźnie zły i przestraszony, po czym ruszył pospiesznie przed siebie.

W tym tłumie wszystkie dzieci wyglądały podobnie. Szukał główki o ciemnych lokach i niebieskich kąpielówek, jednakże za każdym razem, kiedy wydawało mu się, że już widzi małego, okazywało się, że się pomylił. Szedł coraz szybciej, aż wreszcie zaczął biec.

Z sercem przepełnionym lękiem raz po raz spoglądał też w stronę morza. Ale przecież Sindre to wielkie strachajło, na pewno by się nie odważył… Chyba że ktoś by go zachęcił…

Gard jednak pamiętał, że kiedy tylko znaleźli się na plaży, chłopiec unikał patrzenia na morze. „Troll”, wyszeptał pobielałymi z przerażenia ustami Jego opiekun musiał przez dobrych parę minut przekonywać go, że skoro w wodzie kąpie się tyle dzieci, to na pewno nie może być w tym nic niebezpiecznego. Wreszcie Sindre chwycił go mocno za rękę i podreptał dalej, uspokojony nieco widokiem wielu beztrosko bawiących się maluchów.

Tylko gdzie on podziewał się teraz?

Przecież Gard nie oddalił się wcale na długo, czyli uciekinier nie mógł być daleko.

Od plaży odchodziła droga, po której jeździły samochody. Mężczyzna znowu przeraził się nie na żarty. A jeśli chłopiec wyszedł na nią i znalazł się w tym nie kończącym się potoku samochodów prowadzonych przez niedzielnych kierowców…

Jest! To na pewno on! A to ci dopiero smyk, jednak wydostał się z plaży.

Uszczęśliwiony opiekun ruszył jak wystrzelony z procy.

– Sindre! – krzyknął, nie zwracając uwagi na ludzi dokoła. – Sindre!

Chłopiec obejrzał się, zauważył Garda i biegł dalej. I to jeszcze szybciej. Mężczyzna nic nie rozumiał. Jego podopieczny wyglądał tak, jakby płakał.

Dogonił go bardzo szybko i chwycił za rękę. Mały zaczął mu się wyrywać, krzycząc i kopiąc gdzie popadnie.

– Ależ Sindre! To przecież ja, Gard. Poszedłem kupić ci coś do picia. Dlaczego uciekłeś?

Niosąc dziecko na rękach wzdłuż brzegu, zastanawiał się intensywnie nad nagłą zmianą jego zachowania. Starał się za wszelką cenę go uspokoić, co wcale nie było łatwe, ponieważ malec przez cały czas zanosił się płaczem i w ogóle nie chciał rozmawiać z opiekunem.

Wreszcie znaleźli się przy Anicie. Gard wolał nadal trzymać chłopca na rękach, bojąc się, by mu ponownie nie uciekł.

– Co, u licha, tu się wydarzyło? – spytał surowym głosem dziewczynę. – Dlaczego on uciekł?

– A skąd mam to wiedzieć? – odparła z irytacją. – Cały czas bawił się nad wodą i nagle po prostu gdzieś pobiegł. Razem z innymi. Najlepiej będzie, jak odwiezie go pan do domu, a potem wróci tutaj już sam. Boże drogi, ależ on wyje, wszyscy się na nas gapią! Niech go pan wreszcie uspokoi!

– Sindre, może chcesz napić się oranżady? – mężczyzna zwrócił się łagodnie do chłopca.

On tylko pokręcił głową. Szlochanie zmęczyło go tak bardzo, że wprost nie mógł mówić.

– Do maa – myy! Ja chcę do maa – myy!

– To byłoby najlepsze rozwiązanie – odezwała się dziewczyna, zirytowana tym, że wszyscy zwracają na nich uwagę.

Gard nie dawał za wygraną.

– Powiedz mi, Sindre, dlaczego nie zostałeś z Anitą, kiedy odszedłem na chwilę? Przecież wiesz, że nie wolno ci biegać samemu po plaży. Anita jest miła, chciała cię popilnować, a ty jej uciekłeś.

Sindre próbował wytrzeć sobie zapłakaną buzię, ale nadal nie patrzył opiekunowi w oczy.

Nagle podeszło do nich dwóch chłopców w wieku około dziesięciu lat.

– Przepraszam, ale to było inaczej – oświadczył jeden z nich. – Ta pani powiedziała do niego, że pan go nie lubi i nie chce mieć z nim nic wspólnego. I kazała mu się stąd wynosić.

– No, nie, co za bezczelność! – oburzyła się dziewczyna. – Nic takiego nie powiedziałam!

– To prawda – potwierdziła jakaś kobieta otoczona liczną rodziną. – Ci chłopcy mają rację, ja też słyszałam.

Po czym powtórzyła niemal słowo w słowo to, co mówiła Anita, a jej bliscy kiwali tylko potakująco głowami.

Na koniec rzekła:

– Przecież widziałam, jaki pan był miły i delikatny dla małego, zanim ona się tu pojawiła, dlatego nie wierzyliśmy w ani jedno jej słowo. Zdaje się, że jest zdolna zrobić wszystko, żeby tylko zaciągnąć faceta do łóżka.

Gard stał zupełnie oniemiały. Jego twarz z każdą chwilą coraz bardziej pochmurniała. Wreszcie zwrócił się do Anity lodowatym głosem:

– Przypadek zrządził, że bardzo się przywiązałem do tego chłopca. Nie jestem jego ojcem, to prawda, ale on nie ma innego. Nigdy, absolutnie nigdy nie przeszło mi nawet przez myśl, żeby się go pozbyć. Dziś rano sam poszedłem do jego matki i zaproponowałem, że zabiorę go ze sobą na plażę. Spodziewałem się po pani innego zachowania. Nawet nie przypuszczałem, że jest pani zdolna narazić dziecko na coś takiego. On już nieraz został skrzywdzony w swoim krótkim życiu. Chodź, Sindre, wracamy do domu!

– Niech pan da spokój, Gard – zaczęła łagodnym głosem dziewczyna. – Przecież nie miałam zamiaru…

– Nieważne, czy miała pani zamiar czy nie – odparł mężczyzna, zbierając rzeczy.

Anita podeszła do niego bliżej i przerwała mu ze złością:

– Czyli dla pana ważniejszy jest ten smarkacz niż ja? Jeśli teraz pan sobie pójdzie, to może pan o mnie zapomnieć! Żeby pan nie żałował!

Gard spojrzał na nią lodowatym wzrokiem.

– Nigdy o nic nie prosiłem. To pani zabiegała o mnie. Ale ja nie jestem zainteresowany.

Po czym wziąwszy pochlipującego jeszcze chłopca na rękę, ruszył do wyjścia.

Gdy dotarli do samochodu, wyznał:

– To najgłupsza dziewczyna, jaką kiedykolwiek spotkałem! Żeby tak kłamać! Dobrze wiesz, że cię lubię, Sindre. Jesteś mi bardzo bliski. Kiedy wyjechałem na kilka tygodni, przez cały czas o tobie myślałem. A dziś przyszedłem do was i zabrałem cię ze sobą, prawda? Przecież na pewno bym tego nie zrobił, gdybym cię nie lubił. Wierzysz mi teraz?

Chłopiec skinął głową i bąknął pod nosem:

– Głupia baba!

– Tak, masz rację! Pamiętaj, że jesteś moim najlepszym przyjacielem. Możesz zawsze do mnie się zwrócić, kiedy będzie ci ciężko. Jeśli tylko będziesz mnie potrzebował, od razu przyjdę. Wiesz co, ale nie powinniśmy jeszcze wracać do domu, bo mama spodziewa się nas dopiero około czwartej. Wybierzemy się na lotnisko i popatrzymy sobie na samoloty, co ty na to?

Wszystkie czarne chmury od razu zniknęły. Oczy chłopca natychmiast rozbłysły.

– O, tak!

– Ojej! – wykrzyknął Gard. – A to byśmy się wybrali! Przecież nie możemy jechać na lotnisko w kąpielówkach! Musimy przebrać się w samochodzie.

– A to byśmy się wybrali! – powtórzył Sindre, śmiejąc się niemal do łez.

Загрузка...