– Nie! – wykrzyknęła gwałtownie Serena, nim zdążyła uświadomić sobie, co mówi. Gwałtownie protestowała przeciw temu pomysłowi. – Już od tak dawna nie uczestniczyłeś w wyścigach. Wyszedłeś z wprawy.
– Jestem przyzwyczajony do dużych prędkości, a tor w Monzie znam jak własną kieszeń – odparł Carlo. – Giulio, przygotuj samochód Bernarda.
Giulio wydał kilka pospiesznych poleceń i kilkunastu mechaników natychmiast przystąpiło do pracy. Serena złapała Carla za rękę i odciągnęła na bok.
– Carlo. Proszę cię…
– Musisz zrozumieć, Sereno. Nie przekonasz mnie.
To zbyt ważne. To coś, co muszę zrobić.
– Dlaczego?!
– Ponieważ tak mi nakazuje honor – odparł. – Ponieważ w naszym kraju honor nadał się liczy. Zapytaj ich – machnął ręką w kierunku trybun, pełnych rozwrzeszczanych tifosi. – Powiedz im, że Grand Prix Włoch odbędzie się bez udziału Valettich, a zobaczysz, co się stanie.
– Jeśli chcą kibicować Włochowi, to mają przecież Prima – nalegała.
Carlo roześmiał się ponuro.
– O tak, neapolitańczyka, jadącego holenderskim samochodem. To nie to samo. Poza tym, chcę zdobyć nagrodę dla konstruktorów, a jeśli ani jeden mój wóz nie wystartuje w tym wyścigu, stracę zbyt wiele cennych punktów.
Uniósł wzrok, bowiem w wejściu do boksu pojawiła się czyjaś postać. To był Primo. Przystanął w drzwiach, niedbale wsparty o framugę, na jego twarzy pojawił się szyderczy uśmiech.
– Hej, Valetti! – zawołał. – Wygląda na to, że odpadłeś.
– Chciałbyś, aby tak było – odparł Carlo. – Miałbyś wtedy pole do popisu.
Primo wzruszył ramionami.
– Tak czy tak, wszystko mi jedno. Twoi kierowcy nie potrafią sobie ze mną poradzić tak samo, jak kiedyś ty.
Usta Carla zacisnęły się, jego oczy błysnęły groźnie. Serena położyła mu dłoń na ramieniu, obawiając się, że rzuci się na Prima jak wtedy, w kasynie. Jej mąż stał jednak bez ruchu. Primo pomachał im ręką i odszedł.
– Temu człowiekowi należy się porządna lekcja pokory – stwierdził Carlo cichym, niezwykle cichym głosem.
– To o to chodzi, prawda? – wybuchnęła Serena.
– Wszystko inne to jedynie pretekst. W rzeczywistości chcesz, aby udławił się własnymi słowami. – Carlo milczał, wpatrując się w nią. – Czemu nie chcesz się do tego przyznać?
– A czy sprawi ci to jakąkolwiek różnicę?
Była zrozpaczona. Jego spokój świadczył najdobitniej, że nie zdoła go powstrzymać.
– Odpowiedz coś – błagała. – Dlaczego?
– Czemu chcę wyrównać rachunki z Viareggim?
Naprawdę nie wiesz?
– Czy chodzi ci o Dawn? O Louisę? Albo…
Wzruszył ramionami.
– Czy to ważne? Wystarczy, że przekroczę linię mety przed nim, a odzyskam mój honor.
– Honor? Czy dumę?
– A jest tu jakaś różnica?
– Tak! – odparła gwałtownie.
– Sereno, jesteś Angielką. Nie jesteś w stanie tego zrozumieć. Ale ja jestem rzymianinem, a tu są Włochy.
Tutaj te pojęcia znaczą to samo.
Nadszedł Giulio i oznajmił, że wóz jest gotowy do startu. Carlo zniknął za drzwiami przebieralni i pojawił się po kilku minutach, odziany w biały kombinezon. Serena patrzyła bezradnie, jak wślizguje się do wnętrza pojazdu i nakłada na głowę wielki kask. Po kilku minutach samochód ruszył na start, a cały zespół Valettich zebrał się wokół monitora.
– Nie spieszy się z pierwszym okrążeniem – zauważył Giulio. – Przypomina sobie tor. – Po chwili Carlo wrócił do boksu, pokonawszy trasę w minutę dwadzieścia dziewięć sekund.
Wkrótce wystartował po raz drugi. Tym razem wszystko odbyło się inaczej. Carlo znał już tor, a czas na rozwagę i ostrożność minął. Samochód ruszył z maksymalną prędkością i dotarł do mety po minucie i dwudziestu czterech sekundach, witany ekstatycznymi okrzykami widzów i radosnymi wrzaskami całej grupy. Tylko Serena pozostała z boku, nadal trzęsąc się ze strachu. W końcu, nie mogąc już tego znieść, uciekła z boksu, nie bacząc na to, dokąd idzie – byle dalej od zapachu oleju i palonej gumy. Kiedy Carlo zaczął jej szukać, była już daleko.
Gdy zdołała wreszcie zmusić się do powrotu, w boksie nadal panowała radosna atmosfera. Carlo zdobył drugą pozycję startową. Serena starała się wyglądać na uradowaną, w rzeczywistości jednak była przerażona tym, co miało nadejść. Tylko ona wiedziała, że nie będzie to zwyczajny wyścig. Obaj mężczyźni nienawidzili się śmiertelnie, a duma nakazywała im wygrać za wszelką cenę. Któż potrafiłby przewidzieć wynik podobnego starcia?
Zostawiła Carla doglądającego dokładnego ustawienia silników i samotnie wróciła do hotelu. Kolację zjadła w towarzystwie Gity i Louisy, zupełnie nie przejmujących się wyścigiem. Gita wiele razy widziała syna na torze, a Louisa uważała to wszystko za zwykłą zabawę. Nikt nie podzielał obaw Sereny.
Nawet w sypialni nie mogła uwolnić się od czarnych myśli. Widziała, jak jeździ Primo i doskonale wiedziała, że nie przejmował się on niczyim bezpieczeństwem – ani swoim, ani innych kierowców. Carlo również był tego świadom. Gdzieś w głębi serca czuła, że gdyby ją kochał, wysłuchałby jej błagań. Ale on jej nie kochał.
Nigdy nawet nie udawał, że tak jest. Do niej należała cała miłość – i rozpacz, gdyby zginął.
Carlo wrócił późno, zmęczony i podniecony. Czekała w łóżku, podczas gdy on zmywał z siebie smar. Kiedy jednak znalazł się obok niej, wzdrygnęła się gwałtownie.
– Przepraszam… – powiedziała żałosnym tonem.
– Nie mogę…
– Masz zupełną rację – stwierdził po chwili. – Jutro czeka nas ciężki dzień. Lepiej zaśnijmy.
Następnego ranka Carlo oznajmił:
– Niedawno wybudowano tu nową trybunę. Zobaczysz, że loża należąca do naszej firmy jest bardzo wygodna.
– Czy nie mogłabym raczej pójść z tobą do boksu? – spytała.
– Lepiej nie. W loży będą Gita i Louisa. Myślę, że powinnaś zostać z nimi. – Była to bardzo uprzejma odprawa, ale jednak odprawa.
Chciała coś powiedzieć, ale on stał już przy drzwiach.
– Carlo…
– Pospieszmy się – rzucił z martwym uśmiechem.
Nie pozostawało jej nic innego, jak wyjść na korytarz i zejść schodami na dół, gdzie czekał już cały zespół. Od tej chwili wszelkie szanse na chwilę prywatnej rozmowy zniknęły. A kiedy ujrzała, jak odchodzi, jej serce zamarło na myśl, że może nigdy już nie powie mu tego, co chciała mu powiedzieć. Teraz mogła jedynie modlić się, by znów się spotkali.
Prywatna loża Valettich była największa i najelegantsza na całej trybunie. Kiedy Serena przybyła na miejsce, wokół tłoczyło się mnóstwo ludzi. Większości z nich nie znała. Szampan lał się strumieniami, a Gita radośnie pełniła obowiązki gospodyni. Serena mechanicznie krążyła wokół gości i wymieniała uprzejme słówka, lecz myślami była przy Carlu. Podczas gdy wskazówka zegara zbliżała się do godziny drugiej, Serena wyobrażała sobie, jak jej mąż dokonuje ostatniego przeglądu, wsiada do samochodu, nakłada kask – i nie myśli o niej.
Na ścianie wisiała mapa toru. Przyjrzała się jej, z trudem powstrzymując przerażenie na widok ciasnych zakrętów, gdzie kierowcy zwalniali do dwustu kilometrów na godzinę, i długich prostych, pokonywanych zazwyczaj z prędkością co najmniej trzystu trzydziestu kilometrów.
Nadszedł czas. Samochody ustawiały się na starcie. Pierwszy stał błękitno-żółty pojazd Prima, po lewej i nieco z tyłu piękny, biało-zielony bolid Carla. Starter opuścił chorągiewkę i trzydzieści samochodów runęło naprzód, rozpoczynając pierwsze z pięćdziesięciu jeden okrążeń. W loży lał się strumieniami szampan, wokół rozlegały się głośne okrzyki. Primo wysunął się na prowadzenie, Carlo jechał tuż za nim. Przez pierwsze cztery okrążenia utrzymywali tę kolejność, po czym rozpoczęła się walka. Przed ostrym zakrętem Carlo ruszył naprzód i na prostej wyszedł na prowadzenie. Stadion szalał z radości. Serena zaczęła się modlić, aby Carlo zwiększył przewagę, uniemożliwiając Primowi atak.
Jednak, choć Carlo utrzymywał się na prowadzeniu, nie mógł powiększyć przewagi. Primo bezustannie ponawiał próby wyprzedzenia rywala, jak dotąd bezskutecznie.
– Viareggi zaczyna tracić cierpliwość – stwierdził jeden z obecnych w loży mężczyzn, spoglądając na tor ponad ramieniem Sereny. – To dobrze.
– Dlaczego? – spytała ostro Serena.
– Bo teraz prawdopodobnie zrobi jakieś głupstwo – wyjaśnił, jakby to było oczywiste.
Strach ściskający jej serce jeszcze się wzmógł. Primo nie cofnie się przed niczym, byle tylko wygrać ten wyścig.
Jeszcze trzy okrążenia. Przed wejściem w zakręt kolejność samochodów nie zmieniła się, nagle jednak Primo ostro ruszył naprzód. Po pierwszym zakręcie wozy zrównały się ze sobą.
– Niedobrze – stwierdził krótko mężczyzna. – Niebezpieczna jazda. Powinna się tym zająć komisja techniczna.
Serena ledwie go słyszała. Wstrzymała oddech, gdy oba samochody, jadące łeb w łeb, weszły w drugi zakręt. Samochód Prima zbliżył się do samochodu przeciwnika i dla wszystkich stało się jasne, że jest to próba zepchnięcia go z toru. W loży zapadła cisza. Serena zacisnęła palce aż do bólu, błagając w duchu, by Carlo ustąpił.
Wiedziała jednak, że tego nie zrobi. Jechał dalej, nie okazując strachu. Obserwując ekran odniosła wrażenie, że Primo odwrócił głowę, jakby zaskoczony, że jego taktyka zawiodła, i w tym samym ułamku sekundy jego pojazd znalazł się o jeden fatalny centymetr za blisko wozu rywala. Koła obu bolidów sczepiły się i samochody wyleciały z toru, kilka razy obracając się w powietrzu.
Serena błyskawicznie chwyciła w objęcia Louisę, zasłaniając jej twarz. Kiedy znów spojrzała na tor, dostrzegła jedynie chmurę kurzu. Personel biegł w kierunku miejsca wypadku, ludzie krzyczeli, ktoś wymachiwał chorągiewkami, próbując zatrzymać wyścig. Serena zamarła w szoku. Zamknęła oczy, nic jednak nie mogło wymazać tego strasznego obrazu: samochodów wirujących w powietrzu niczym na zwolnionym filmie.
Siedziała bez ruchu, tuląc do siebie szlochającą Louisę. Instynkt nakazywał jej biec do Carla, rozsądek jednak podpowiadał, że najszybciej dowie się prawdy, czekając przy telefonie. W głębi duszy była jednak pewna, że już ją zna. Nikt nie mógł przeżyć podobnego wypadku. Za chwilę zadzwoni telefon i jej życie legnie w gruzach.
To Gita podniosła słuchawkę. Wszyscy dostrzegli, że na jej twarzy pojawił się wyraz ogromnej ulgi. Wreszcie szepnęła:
– Grazie al cielo – i odłożyła słuchawkę, po czym oznajmiła: – Carlo żyje. – Podnosząc głos, aby przekrzyczeć radosne okrzyki, dodała niemal natychmiast – ale jest ciężko ranny. Zabierają go do szpitala.
Portierzy wyprowadzili je na zewnątrz, odpychając paparazzich, z determinacją usiłujących zdobyć dobre zdjęcie młodej żony Carla Valettiego, która wkrótce może zostać wdową. W samochodzie, przez całą drogę do szpitala, Serena wpatrywała się niewidzącym wzrokiem w okno, starając się o niczym nie myśleć. Jedyny kontakt z rzeczywistością stanowiło dziecko w jej ramionach.
Oczekiwanie w bezbarwnej szpitalnej poczekalni zdawało się nie mieć końca. Louisa, wyczerpana płaczem, w końcu usnęła. Obie kobiety: żona i matka, czuwały. Starannie konserwowana młodość Gity gdzieś zniknęła.
Wreszcie pojawił się lekarz. Później Serena nie mogła przypomnieć sobie jego nazwiska, wyglądu, czy w ogóle czegokolwiek poza tym, co powiedział.
– Signor Valetti ma połamane żebra, mnóstwo stłuczeń i skaleczeń. Stwierdziliśmy jednak również ciężki uraz głowy. Nadal jest nieprzytomny i nie ma żadnych oznak powrotu świadomości. Obawiam się, że to zły znak.
– Czy mogę go zobaczyć? – spytała cicho Serena.
– Tylko na chwilkę.
Kiedy weszła do pokoju Carla, z najwyższym trudem powstrzymała okrzyk zgrozy. Z obu stron jej mąż był podłączony do skomplikowanych aparatów, jednego wspomagającego oddychanie, drugiego monitorującego pracę serca i kilkunastu innych, których przeznaczenia nie umiała odgadnąć. Jego twarz, w miejscach, gdzie nie pokrywały jej ciemne sińce i zadrapania, była śmiertelnie blada. Zapragnęła ją ucałować, lecz aparatura utrudniała dostęp do łóżka. Po kilku minutach wyszła na zewnątrz. W poczekalni całkowicie straciła poczucie czasu. Światło za oknem przygasło, wreszcie zastąpiła je ciemność. Zjawił się chirurg, prosząc o podpis na licznych formularzach. Usłyszała słowa: „krwotok wewnętrzny…, ucisk mózgu…, konieczna szybka operacja". Podpisała i lekarz zniknął.
Serena nie miała nadziei. To wszystko jedynie opóźniało nadejście nieuniknionego. Gdyby choć Carlo wyruszył na tor wiedząc, że go kochała! Ale odwróciła się od niego, kiedy jej zapragnął, a rano nie zdobyła się na odwagę, by z nim pomówić. Teraz on umrze, a ją do końca życia będzie prześladowała myśl, że była przyczyną jego śmierci. Serce ciążyło jej w piersi niczym kamień.
Przyszedł Giulio i powiedział jej, że Primo zginął na miejscu. Wysłuchała go bez najmniejszego zainteresowania. Teraz liczył się wyłącznie Carlo.
Noc przeszła w dzień. Chirurg wrócił. Operacja okazała się prawdziwym sukcesem. Ucisk na mózg ustąpił i stan Carla uległ znacznej poprawie.
– Chcę go zobaczyć.
– Tylko przez chwilę.
Tym razem całe jego ciało pokrywały bandaże, a wokół stało jeszcze więcej urządzeń. Rozpaczliwie wpatrując się w twarz męża, Serena odniosła wrażenie, że jego cera jest nieco mniej blada, a oddech trochę lżejszy. Nadal jednak leżał nieruchomo.
Kiedy wróciła do poczekalni, Louisa już się zbudziła.
– Czy tatuś czuje się lepiej? – spytała natychmiast.
Serena próbowała znaleźć jakieś słowa pociechy, lecz jej twarz zdradziła całą prawdę. Tym razem Louisa nie rozpłakała się, lecz mocno objęła swą opiekunkę.
– Mamo… – powiedziała – och, mamo, mamo…
Serena przytuliła ją do siebie.
– Uspokój się, piccina - szepnęła. Nagle zrozumiała, że nie może się poddać. Louisa przed chwilą nazwała ją matką i tuli się do niej jak do matki. Gdyby nawet stało się najgorsze, nadal pozostawało dziecko, które jej potrzebuje. Zawsze dotąd myślała o niej jedynie jako o córce Dawn, teraz jednak po raz pierwszy uświadomiła sobie, że jest to również dziecko Carla. Jeśli będzie trzeba, zachowa wszystkie siły – dla Louisy. Być może będzie to jedyną rzeczą, którą będzie mogła zrobić dla mężczyzny, którego kocha.
Valeria zabrała Louisę do domu, obiecując zapewnić jej należytą opiekę. Upływały godziny.
– Nie chcesz tam wejść, Gito?
– Nie, cara. To twój przywilej. Ja nie mam prawa.
– Ale przecież jesteś jego matką.
Gita uśmiechnęła się smutno.
– Tak. Jestem jego matką. Ale nie byłam matką dla niego. Opuściłam go.
– Ja czuję się podobnie.
Gita potrząsnęła głową.
– Nie, ty nie. Ty bardzo go kochasz. To dlatego potrzebuje właśnie ciebie. Ci, którzy powinni go kochać, nie dali mu zbyt wiele miłości.
Nagle Serenę poruszyło pewne wspomnienie. Postanowiła porozmawiać z Gitą, by zająć czymś myśli.
– Zauważyłam, że wszystkie nagrody, które przechowywane są w domu, należą do jego ojca. Nie ma tam ani jednej zdobytej przez Carla, jakby ojcu zupełnie na nim nie zależało.
– Myślę, że Emilio kochał go po swojemu. Była to jednak bardzo dziwna miłość. Nigdy nie okazywał synowi ani cienia czułości, ani razu go nie pochwalił.
Carlo starał się zostać sławnym kierowcą, bowiem tylko takie osiągnięcia zwracały uwagę ojca, lecz i to nie wystarczyło. Tak bardzo pragnął, by ojciec go pokochał – Gita westchnęła. – Czy mówił ci coś o mnie?
– Powiedział, że odeszłaś, kiedy miał dwanaście lat – odparła z wahaniem Serena.
– Si. Odeszłam – powtórzyła cierpko Gita. – Porzuciłam mojego syna, bo byłam nieszczęśliwa i zbyt samolubna, by dostrzec, jak wielką robię mu krzywdę.
Pisałam do niego, ale listy wracały zapieczętowane. Aż pewnego dnia po prostu stanął na progu mojego domu. Miał dwadzieścia lat. Wybaczył mi, bo nie miał nikogo, do kogo mógłby pójść. Tak bardzo czuł się samotny. Prosiłam, żeby został, mój mąż przywitał go z radością, ale właśnie urodził się Tomaso i we trójkę stanowiliśmy rodzinę. Carlo był obcy. Stosunki między nami były poprawne, ale minęło zbyt wiele czasu, bym zdołała odkupić swą winę. Z ogromną nadzieją powitałam jego małżeństwo z Dawn, ale – wybacz mi, wiem, że to twoja kuzynka, lecz była to chciwa, pozbawiona serca kobieta. Poślubiła go dla pieniędzy i nigdy nie okazała mu miłości ani ciepła. Teraz jesteś ty. Wiem, jak bardzo go kochasz. On nie wie, aleja tak.
– Wiele dostrzegasz, prawda?
Gita skinęła głową.
– Widzę, że Carlo boi się miłości. To moja wina, a także jego ojca i Dawn. I widzę jedyną osobę, która może pomóc mu przełamać ten lęk. Tą osobą jesteś ty.
– Ale jak mam teraz do niego dotrzeć?
– Nie wiem, cara. Ale jeśli ty nie zdołasz tego dokonać, to nie uda się to nikomu.
Pierwszy dzień stał się drugim, trzecim i wreszcie czwartym. Lekarz oznajmił, że jest zachwycony postępami w leczeniu Carla. Pacjent znakomicie zniósł operację i z każdym dniem stawał się coraz silniejszy. Stopniowo odłączano aparaturę. Oddychał już samodzielnie, a jego serce biło mocno i regularnie. Nadal jednak nie odzyskiwał przytomności.
Gita i Tomaso wrócili do domu. Minął drugi tydzień. Najpierw usunięto bandaże, potem szwy. Włosy Carla odrosły, pokrywając bliznę tak, że wyglądał teraz niemal zupełnie normalnie, poza tym, że był bardzo wychudzony. Wciąż jednak był w stanie śpiączki. Lekarz przestał zapewniać, że pacjent wyjdzie z niej lada chwila.
– Czy są jakieś ślady wskazujące na uszkodzenie mózgu? – spytała Serena z odwagą, wynikłą z rozpaczy.
Stali przy łóżku Carla i, zanim odpowiedział, doktor wyprowadził ją z pokoju.
– Testy nie wykazały żadnych uszkodzeń – zapewnił ją. – W sensie fizycznym nie ma żadnego powodu, dla którego nie miałby się obudzić. Ale tych rzeczy nie da się przewidzieć. To może nastąpić za chwilę, albo… – wzruszył ramionami.
– Albo nigdy? – wykrztusiła Serena.
– To zbyt ponure proroctwo. Jestem pewien, że obudzi się, gdy tylko będzie mógł, ale jedynie on może nam powiedzieć, kiedy to nastąpi.
– Dlaczego nalegał pan, abyśmy wyszli z pokoju?
On nas przecież nie słyszy?
Lekarz zawahał się.
– Może i słyszy. Wiemy, że słuch znika jako ostatni i jako pierwszy powraca. Zdarzało mi się, że pacjenci pozostający w głębokiej śpiączce odzyskiwali przytomność i powtarzali mi moje własne słowa.
Kiedy doktor odszedł, Serena wróciła do pokoju Carla i zbliżyła się do łóżka. Leżał nieruchomo, oddychając cicho. Mogła wyciągnąć rękę i dotknąć go, pocałować, tak jak wiele razy przedtem. A przecież był tak daleko i jedynie siła jej miłości mogła sprowadzić go tu z powrotem. Pochyliła się nad nim.
– Carlo – powiedziała cicho. – Kochany… czy mnie słyszysz?