Rozdział 4

Sypialnia tonęła w półmroku. Zasłonięte okno, przytłumione światło popołudnia. Był to pokój Sereny. Łóżko było dość wąskie, ale odpowiednie dla dwóch osób, które chcą leżeć blisko siebie.

Gdy tylko Carlo zamknął drzwi, przywarli do siebie, nawet się nie całując, po prostu tuląc twarze, jak gdyby usiłowali ukryć strach, że wszystko może okazać się tylko złudzeniem. Po chwili odsunęli się od siebie i wymienili porozumiewawcze spojrzenia, bowiem obydwoje zdali sobie sprawę, że nie ma powodu do obaw.

Carlo rozpiął jej bluzkę palcami drżącymi z emocji, jak u nastolatka na pierwszej randce. Ułatwiła mu zadanie odpinając guziki jego koszuli, tak że obydwoje byli gotowi do zdjęcia ubrań w tej samej chwili. Jej piersi były małe i jędrne, okrągłe i nieskończenie podniecające. Przyglądał im się z prawdziwą rozkoszą. Wszystko go w niej zachwycało, od delikatnej budowy ciała po sutki, różowiejące z pożądania. Pieścił je i odczuwał dreszcz wstrząsający jej ciałem.

Pogładziła jego opalony, owłosiony tors i Carla przeszył dreszcz podniecenia. Jęknął, starając się zapanować nad sobą. Pragnął jej tak, jak tylko mężczyzna może pragnąć ukochanej kobiety, ale jeszcze nie w tej chwili. Nie chciał ryzykować zniszczenia swoich marzeń przez zbytni pośpiech. Musieli pobudzać się stopniowo, ofiarowując sobie kolejne pieszczoty, czułość przed namiętnością. Starał się zapanować nad ogniem płonącym w jego lędźwiach i skoncentrować się na delikatnym uśmiechu błądzącym na jej ustach.

– Zastanawiałam się… – szepnęła, owijając sobie pasemko jego włosów wokół palca. – Zawsze się zastanawiałam, czy masz nagą, czy owłosioną pierś.

– A co wolisz? – spytał miękko.

Potrząsnęła głową.

– Nic. To była jedna z tych rzeczy dotyczących twojej osoby, które stanowiły dla mnie tajemnicę.

– Nie starałem się być zagadkowy. Po prostu obawiałem się o ciebie… i o mnie. Teraz już nie mam się czego lękać. Kiedyś tak bardzo za tym tęskniłem… – mówił dotykając jej włosów. – Sereno – szepnął gwałtownie i musnął jej usta wargami.

W końcu odsunęli się od siebie i stali bez ruchu. Ich piersi unosiły się w przyspieszonym oddechu. Nie było już odwrotu. Serena ruszyła w stronę łóżka, jej spojrzenie jakby prowadziło go w tym samym kierunku. Nie miał wyboru i poszedł za nią. Wziął ją w ramiona i delikatnie osunęli się na kołdrę.

Całował jej usta, policzki, szyję. Smakował jej skórę. Niepohamowany impuls pchnął go do całowania jej piersi, delikatnie pieścił wargami sutki. Słyszał głęboki oddech Sereny i czuł fale dreszczy, które wywoływało każde zetknięcie się jego warg z jedwabistą skórą dziewczyny.

Jej oddech przeszedł w słowa:

– Carlo… Carlo… Tak…

Ten głos pobudzał go do dalszego działania. Zdjął z siebie resztę ubrania, potem jej spodnie i bieliznę. Pragnął przytulić do siebie ją całą. W porównaniu z jego muskularną sylwetką była taka delikatna, ale w niewinnym sposobie, w jaki mu się ofiarowała, kryła się niespotykana siła. Przez zasłony wpadało rozproszone, popołudniowe światło, wystarczająco silne, aby mogli się widzieć. Ku jego radości nie okazywała zakłopotania.

Jej pieszczoty doprowadzały go do szaleństwa, ale jeszcze ważniejsze było przeświadczenie, że ona naprawdę go pragnie. Widział to w jej błyszczących oczach.

Jej oddech stał się gorączkowy, a może to jego własny? Nie potrafił tego określić. Byli jednością. Wiedział tylko, że w pewnej chwili wydali wspólnie jeden okrzyk rozkoszy; przywarli do siebie, jakby nagle znaleźli się w obliczu niebezpieczeństwa, któremu tylko razem mogliby stawić czoło.

W końcu uspokoili się. Bicie jego serca powoli cichło, leżał z głową opartą na jej piersiach. Zdawał sobie sprawę, że osiągnął w życiu punkt zwrotny. Nic już nie będzie takie samo. Ona była jego kobietą, należała do niego. Uważał siebie za cywilizowanego człowieka, ale uczucie, które go opanowało, było przerażająco prymitywne. Zdobył tę kobietę i teraz należała do niego, a on do niej.

Zasnęli złączeni w objęciach. Kiedy Carlo obudził się, zauważył, że zapadła noc. Musiał przespać kilka godzin. Po raz pierwszy od przybycia do Anglii spał tak dobrze, ale miłość z Sereną wyssała z niego wszystkie siły. Zauważył, że wstała z łóżka i stoi przy oknie, oświetlona blaskiem księżyca. Przyglądała się ogrodowi. Carlo leżał bez ruchu, podziwiając jej urodę.

Odchyliła głowę do tyłu i popatrzyła do góry, tak że jej piękna, długa szyja była cała skąpana w blasku księżyca.

– Bałem się, że odeszłaś – szepnął.

– Nigdy. Nigdy od ciebie nie odejdę.

Gdy wymawiała te słowa, w jej oczach zapaliły się ogniki, a w głosie zabrzmiał dziwny, obcy ton. Szybko, zanim zdążyła cokolwiek dodać, powiedział:

– Obiecaj mi.

– Nie wiem co…

– Obiecaj mi.

Nie rozległ się żaden dźwięk, ale jej usta ułożyły się w bezgłośne „Tak".


Carlo otworzył oczy i zauważył, że światło poranka przenika przez zasłony. Serena spała obok niego, jej oddech ogrzewał mu skórę. Poruszył ramieniem starając się jej nie obudzić. Odwróciła się w jego stronę w sposób, który głęboko go wzruszył.

Trwał w półśnie o tej dziwnej porze, kiedy perłowo-szare cienie powodują, że rzeczywistość rozpływa się w nicości, a zjawy zdają się stawać rzeczywistością. Miał wrażenie, że wszystkie wydarzenia jego życia nagle stają mu przed oczami.

W tych cieniach widział swego ojca, Emilia, którego raczej czcił, niż kochał. Starał się spełniać wszystkie jego oczekiwania, chociaż zdawał sobie sprawę, że to niemożliwe. Emilio był chłodnym, dumnym człowiekiem, który zawsze sprawiał, że jego syn czuł się kimś gorszym.

Matka także kryła się w cieniach; piękna, o kochającym sercu i wielkiej, acz niewystarczającej odwadze. Kochała swojego syna, ale nawet dla jego dobra nie była w stanie ścierpieć egoizmu męża i kiedy Carlo miał dwanaście lat, odeszła. Zostawiła list, w którym błagała syna o wybaczenie, i który szlochający chłopiec podarł na kawałki.

Jej odejście pozostawiło w nim pustkę uczuciową. Kiedy dorastał, starał się ją wypełnić, usiłując dorównać ojcu, biorąc udział w wyścigach samochodowych. Został doskonałym i odważnym kierowcą rajdowym, ale nigdy nie znalazł uznania w oczach swego ojca. Nie pamiętał nawet jednego słowa ojcowskiej pochwały. Jego samotność uczyniła go doskonałą zdobyczą dla Dawn. Poślubił ją, myśląc że w końcu znalazł kogoś, kto wypełni pustkę w jego sercu. Wkrótce udowodniła mu, jak bardzo się mylił.

Po narodzeniu Louisy stał się cud. Kiedy trzymał w ramionach niemowlę, wiedział, że wreszcie jest ktoś, kto odwzajemni jego miłość.

Wydawało mu się całkiem naturalne, że nosi i przytula swoje dziecko. Kiedy maleńkie palce po raz pierwszy zaczęły badać jego twarz, poczuł, że dla niego też zaświeciło słońce. Dawn śmiała się z niego, a on starał się wytłumaczyć jej, na czym polega różnica między zimnokrwistymi Anglikami, a kochającymi dzieci Włochami. Jego ojciec, Emilio, był wyjątkiem.

Córeczka była dla Carla jedyną istotą godną miłości i liczył na to, że nigdy go nie zawiedzie. Zrobili to wszyscy inni: ojciec, matka, żona – wszyscy przecież odtrącili go, zadając ból.

Ostatniej nocy jednak ogarnęło go uczucie, którego nie zdołałyby przemóc żadne obawy. Niespodziewanie znalazł się w łóżku z nieprzyjaciółką i oboje obdarzyli się ogromną rozkoszą. Teraz jednak nękały go wątpliwości. Serce wyrywało się wprawdzie ku niej, lecz umysł przypominał, że nadal są wrogami. Cokolwiek rozwijało się między nimi, nie mogło wydać owoców, póki Serena nie odda mu córki, nie tylko dlatego, że tęsknił za Louisa. Chciał, aby Serena została jego sprzymierzeńcem. Tylko wtedy będzie mógł naprawdę ją pokochać.

Nachylił się i czule musnął ustami czubek jej nosa. Niemal natychmiast jednak rozległ się dzwonek telefonu. To był jego własny aparat, pozostawiony na stole w holu. Zbiegł na dół i podniósł słuchawkę.

– Tak?

– Znalazłem ją – oznajmił głos Banyona.

Jego serce zadrżało.

– Jesteś pewien?

– Zupełnie pewien. Mieszka na wsi w miejscowości zwanej Claverdon.

– Nie mylisz się?

– Jest dokładnie taka, jak na drugim zdjęciu, które od pana dostałem.

– W porządku – Carlo zniżył głos. – Zadzwonię później. Nie rób nic, póki ci nie pozwolę – szybko odłożył słuchawkę.

Ogarnęła go burza sprzecznych uczuć. Uczucie radości i ulgi przyćmiło gorzkie rozczarowanie, że Serena nie zdążyła sama podjąć decyzji, na którą czekał. Choć zamierzał bez litości walczyć o swoje dziecko, nie chciał skrzywdzić Sereny. Pragnął być jej przyjacielem.

Po powrocie do sypialni zastał ją nadal pogrążoną we śnie. Przysiadł na brzegu łóżka i zaczął ją całować. Obudziła się natychmiast, witając go uśmiechem.

– Mały śpioch – mruknął.

– Chyba nie śniłam? – szepnęła.

– Nie, to nie był sen. W przeciwnym razie ja również musiałbym go śnić, a tego bym nie zniósł – objął ją mocno, zasypując jej twarz deszczem lekkich pocałunków i modląc się w duchu, by wykazać przy tym wiele taktu i delikatności.

– Sereno – powiedział miękko.

– Mmm?

– Czy nie czułaś zeszłej nocy, że połączyło nas coś naprawdę wspaniałego?

Obdarzyła go uśmiechem, który poruszył go do głębi.

– Wiesz, że tak.

– Chodzi mi o coś więcej niż tylko pożądanie – mówił – raczej o bliskość, bez której pożądanie jest niczym. Powiedz mi, gdzie było wczoraj twoje serce?

Roześmiała się zmysłowo i dźwięk ten niemal zupełnie zniszczył jego samokontrolę.

– To ty mi powiedz – drażniła się z nim.

– Mam nadzieję, że blisko mojego. Ale teraz… – zawahał się. Czuł, jak gwałtownie powraca to wszystko, co ich dotychczas dzieliło.

Serena zmarszczyła brwi.

– Ale teraz? – powtórzyła.

– Jak mogę być z tobą, skoro nadal zachowujesz się jak mój nieprzyjaciel? Teraz, kiedy się odnaleźliśmy – z pewnością sama rozumiesz, że nadszedł moment, byś powiedziała mi, gdzie mogę znaleźć Louisę. Proszę cię, abyś mi ją oddała – w duchu błagał, by zrozumiała, o co mu chodzi.

Niemal natychmiast jednak zorientował się, że popełnił błąd. Poczuł, jak jej ciało sztywnieje mu w ramionach i gaśnie światło, bijące z jej twarzy. Przez moment wpatrywała się w niego, po czym spróbowała go odepchnąć.

– A wiec to tak – powiedziała.

– Co masz na myśli? – spytał gwałtownie, nie wypuszczając jej z objęć. Nadal nie przyznawał się nawet przed sobą, że poniósł klęskę.

Wyśliznęła się z jego ramion i wstała z łóżka, owijając się szlafrokiem.

– Powinnam była wiedzieć, że użyjesz podstępu – stwierdziła z goryczą. – Chcesz odzyskać Louisę. To o to ci chodziło, prawda?

Jej wrogość wzbudziła w nim nagły gniew.

– A czego się spodziewałaś? Że zapomnę o mojej córce? Przez cały czas o niej myślałem – no, prawie przez cały czas.

– Powiedziałeś prawdę za pierwszym razem – odparła zimno. – Przez cały czas, łącznie z wczorajszym wieczorem, kiedy trzymałeś mnie w ramionach, a ja sądziłam… – westchnęła ciężko. – Nieważne.

– Ale dla mnie to ważne – powiedział z pasją.

Serena roześmiała się ostro.

– Oczywiście, ponieważ twój plan się nie powiódł.

Ale prawie ci się udało. Gratuluję. Już zaczynałam się zastanawiać, czy przypadkiem cię nie skrzywdziłam, czy nie jesteś kimś innym, lepszym. Doskonale odegrałeś swoją rolę, ale nie trzeba było tak bardzo się poświęcać.

Carlo zbladł.

– Czy naprawdę sądzisz, że kiedy cię obejmowałem… kiedy obejmowaliśmy się nawzajem – to była tylko gra?

– Spojrzała na niego wrogo. Po chwili głuchej ciszy dodał: – Musisz uważać mnie za prawdziwego potwora.

– Uważam… uważam, że jesteś człowiekiem, który zrobi wszystko, aby zdobyć to, czego pragnie – odparła roztrzęsionym głosem.

– Chcę mojej córki – krzyknął. – Czy to źle?

– Nie, nie winię cię za to. Nie mogę mieć nawet pretensji, że stosujesz różne metody. Wiedziałam, jaki jesteś, Dawn ostrzegała mnie – w jej głosie zabrzmiała gorycz, która łamała mu serce. – Byłam idiotką, że o tym zapomniałam.

– Sereno, przysięgam ci. To, co zdarzyło się między nami tej nocy, musiało nastąpić. Nie mów mi, że o tym nie wiedziałaś.

Ujrzał, jak na jej twarzy odbijają się sprzeczne uczucia i poczuł iskierkę nadziei.

– Proszę cię, Sereno, pomyśl – błagał. – Przypomnij sobie. Nie niszcz tego, co zrodziło się między nami.

– Nie ja to zniszczyłam – odparła bezdźwięcznie.

Nagle jej głos uniósł się do krzyku. – Dlaczego to musiała być pierwsza rzecz, jaką powiedziałeś?

– Ja nie… – wyjąkał.

– Och, poprzedziłeś ją kilkoma pustymi frazesami, ale w rzeczywistości chodziło ci jedynie o to. Przyznaj.

Czuł, jak ostatnia szansa wymyka mu się z rąk i teraz, gdy tak bardzo chciał wszystko jej wytłumaczyć, nie mógł zebrać myśli.

– Nie chciałem, abyś tak to odebrała. Po prostu…

Sereno, nie mogę ci tego wyjaśnić, ale musisz mi powiedzieć, gdzie jest Louisa. Musisz powiedzieć mi natychmiast. Nie każ mi wyjaśniać. Zaufaj mi. Ten jeden raz.

Na dźwięk słowa „zaufaj" odwróciła głowę i uśmiechnęła się drwiąco, nie wiadomo – do niego czy do siebie. Lecz tylko jej usta uczestniczyły w tym uśmiechu. Oczy spoglądały na niego bez wyrazu i Carlo poczuł, jak zamiera w nim serce. Czy to ta sama kobieta, która wczoraj leżała w jego ramionach, ofiarowując mu swoje serce i ciało? Teraz była to kobieta zupełnie obca.

– Daj spokój – powiedziała wreszcie lodowatym tonem, który go przeraził. – Nie udało się. To był sprytny plan, ale się nie powiódł.

– Czy tylko tyle masz mi do powiedzenia? – spytał rozpaczliwie. – Bo jeśli tak, to popełniliśmy potworny błąd. Nie tylko ty postąpiłaś nieobliczalnie, zapominając, kim jestem. Ja także zapomniałem, że jesteś kuzynką Dawn. Nawet wyglądasz jak ona z tym zimnym wyrazem twarzy. Powinienem wiedzieć, że od twojej rodziny nie można oczekiwać zrozumienia – ani serca.

Odwrócił się i zaczął się ubierać. Czar, który dotychczas trzymał go w swej mocy, prysnął na zawsze i Carlo przejrzał na oczy. Wypadł z pokoju, zbiegł po schodach, po drodze zabierając swój telefon. W chwilę później był już w samochodzie. Szybko uruchomił silnik i skręcił z podjazdu. Chciał odjechać stąd jak najszybciej.

Загрузка...