Rozdział 9

Kiedy Carlo odzyskał przytomność umysłu, stwierdził, że leży na wąskim łóżku, obejmując skuloną Serenę. Gdyby tylko doskonała jedność, jaką osiągnęły ich ciała, miała odbicie w ich sercach, byliby idealną parą. Teraz jednak zapragnął nagle krzyczeć z rozpaczy. Kiedy on jej pożądał, Serena odrzucała go. Wystarczyło jednak, by skinęła palcem, a znalazł się w jej ramionach. Udowodniła, że może z nim zrobić, co tylko zechce, i świadomość tego napełniła go przerażeniem.

Nie śmiał na nią spojrzeć, obawiając się rozbawienia i szyderstwa, które ujrzy w jej oczach. Nie mogła jednak gardzić nim bardziej, niż on sam pogardzał swoją słabością. Ostrożnie uwolnił się z jej objęć i usiadł na łóżku.

– No cóż – powiedział najbardziej cynicznym tonem, na jaki mógł się zdobyć. – Czy zdecydowałaś już, które z nas zostało przed chwilą wykorzystane?

– Z ogromną ulgą stwierdził, że wypowiedział te słowa normalnie brzmiącym głosem. Wewnątrz cały dygotał.

Po chwili ciszy Serena odparła:

– Och, sądzę, że tym razem to był remis. Żadne z nas nie spodziewało się przecież niczego innego?

Carlo zdążył już włożyć kombinezon. Odwrócił się ku niej i ujrzał, że przygląda mu się z chłodnym uśmiechem, wspaniale opanowana, podczas gdy jeszcze przed chwilą…

– Oczywiście – odrzekł. – Nasza wojna trwa nadal.

Powoli zasuwał zamek. Serena siedziała bez ruchu.

Najwyższym wysiłkiem woli zdobywała się na uśmiech. Dzięki Bogu, odezwał się, zanim zdążyła wypowiedzieć słowa miłości, które cisnęły się na usta. Lecz ból, wywołany przez odrzuconą miłość – choć przecież Carlo nie wiedział, ile dla niej znaczy – był tak ogromny, że przez chwilę nienawidziła go gorąco.

Wstała i ubrała się pospiesznie. Teraz chciała jedynie znaleźć się jak najdalej od niego. Nagle Carlo obrócił się ku niej i spytał szorstko:

– Czemu, u diabła, nie wyniesiesz się stąd?

– To znaczy?

– Wracaj do Anglii.

– Mam zostawić Louisę tobie?

– Czemu nie? W końcu jestem jej ojcem.

Poczuła, jak czerwona mgła przesłania jej oczy, mgła nienawiści i rozpaczy. I zanim zdążyła się powstrzymać, wypowiedziała te straszliwe słowa:

– Nie jesteś jej ojcem. Louisa nie jest twoim dzieckiem.

Wstrzymała oddech, czekając na wybuch, albo może na gwałtowne zaprzeczenia. Zamiast tego uświadomiła sobie, że Carlo przygląda się jej z lekko przekrzywioną głową i ironicznym uśmiechem na ustach.

– A więc – stwierdził w końcu – wiesz. Zastanawiałem się nieraz…

– To ty wiedziałeś? – wyjąkała, wpatrując się w niego z niedowierzaniem.

– Oczywiście. Wiedziałem od dwóch lat.

Usiadła na łóżku.

– Ale… skąd?

Roześmiał się z goryczą.

– A jak myślisz? Dawn powiedziała mi o tym w ataku furii. Często jej się to zdarzało. Tak zazwyczaj dowiadywałem się o jej kolejnych wyskokach. Pokłóciliśmy się i wykrzyczała to wyłącznie po to, by sprawić mi ból, tak jak ty.

Patrzyła na niego uważnie.

– I co zrobiłeś?

– Wypadłem z domu, przysięgając, że nigdy więcej nie chcę widzieć ani jej, ani dziecka. Ale kiedy odzyskałem rozsądek, pojąłem, że muszę się z tym pogodzić.

Kocham Louisę i ona kocha mnie. To ważniejsze niż mściwe knowania Dawn czy – tu spojrzał na nią znacząco – twoje.

Westchnęła głęboko, próbując zaakceptować to wstrząsające odkrycie. Dawn powiedziała jej, że Carlo nie zna prawdy – ale skłamała. Jej uwielbiana Dawn okłamała ją, i to w tak ważnej sprawie. Co jeszcze było kłamstwem?

– Kiedy ci powiedziała? – spytał cicho Carlo.

– Tuż przed śmiercią. Mówiła, że ty o tym nie wiesz.

– Nagle wyczerpana, ukryła twarz w dłoniach. Carlo usiadł obok niej.

– Sereno – zaczął – czy zdajesz sobie sprawę z tego, że tak naprawdę zupełnie nie znałaś Dawn?

– Zaczynam to rozumieć – przyznała. – Odkąd tu przyjechałam, zauważyłam wiele rzeczy, drobnych szczegółów, ale te drobiazgi tworzyły obraz Dawn, której nie znałam. No i to, co Primo o niej opowiadał – szybko podniosła wzrok. – Czy on jest…?

– Ojcem Louisy? Tak – skrzywił się. – Ta informacja sprawiła Dawn szczególną przyjemność. Nie zauważyłaś, jak bardzo moja córka go przypomina? Nie z wyglądu, lecz ze skłonności do bezsensownego ryzyka, bez względu na konsekwencje. Primo w końcu się zabije, tak samo jak Louisa – jeśli jej nie powstrzymam.

– Z pewnością jednak kiedyś będzie musiała poznać prawdę.

– Jaką prawdę? – spytał gwałtownie. – Ona jest moją córką, ponieważ ją kocham. To jest cała prawda.

I jedyna, jaką usłyszy ode mnie i kogokolwiek innego.

Włączając w to ciebie.

– Czy zdołasz przez całe życie trzymać ten fakt w tajemnicy?

– Mogę zrobić, co tylko zechcę. Powziąłem takie postanowienie dwa lata temu i nie zmieniłem zdania.

– Jego oczy zwęziły się niebezpiecznie. – Czy chcesz mi w tym przeszkodzić?

Serena potrząsnęła głową, niezdolna wykrztusić słowa. Jakiej potrzeba wyrozumiałości i miłości, by zrobić coś takiego? Pragnęła ująć jego dłoń i powiedzieć, jak bardzo poruszył jej serce, lecz gdy szukała odpowiednich słów, Carlo ruszył do drzwi.

– Cieszę się, że się dogadaliśmy – oznajmił zwięźle.

– Teraz muszę już iść. I tak straciłem zbyt wiele czasu.


Tej nocy Serena nawet nie próbowała zasnąć. Dawn skłamała. Próbowała przekonać samą siebie, że zapewne Dawn nie wiedziała, co mówi. Ale nie potrafiła już w to uwierzyć. Odkąd tu przybyła, dostrzegła wiele rzeczy, które świadczyły o tym, że jej kuzynka nie była taką doskonałością, za jaką ją Serena uważała. Teraz poznała prawdę. Dawn ją oszukała, a ona, Serena, oszukała samą siebie.

Przede wszystkim była ślepa, jeśli chodzi o Carla. Tak źle o nim myślała, a on był na tyle szlachetny, by zignorować to, co powiedziała mu Dawn, byle tylko nie skrzywdzić małej dziewczynki. Carlo sprawił, że Serena zrozumiała, czym jest prawdziwa miłość. Leżała w jego ramionach i tam zaznawała rozkoszy, dając ją również jemu. Ich zjednoczenie nie stanowiło jedynie zaspokojenia fizycznej żądzy, lecz było również wyrazem największego uczucia w jej życiu. Nie chciała przyznać się nawet przed sobą, że go kocha, teraz jednak nie musiała już udawać i w głębi serca poddała się tej miłości. A przecież, jak teraz pojmowała, nie wiedziała nawet, jakim Carlo był człowiekiem. Jego uczucia w stosunku do niej pozostawały tajemnicą. Być może nawet dla niego.

Nagle usłyszała jakiś dźwięk. Wydawało się, że dobiega zza okna, toteż wychyliła się, wstrzymując oddech. Wreszcie znów to usłyszała – płacz dochodzący z sypialni Louisy.

Serena wybiegła na korytarz i wpadła do błękitno-białej sypialni. Nie było wątpliwości. Louisa płakała i to w sposób, jakiego Serena nigdy jeszcze nie widziała. Obiema rękami przyciskała do siebie poduszkę, tłumiąc szlochanie, nie mogła jednak całkowicie go uciszyć. W jej łkaniu brzmiał przeraźliwy żal. Wstrząsały nią dreszcze. Serena delikatnie dotknęła drżącego ramienia.

– Louiso – szepnęła – Louiso…

Próbowała przytulić ją do siebie, lecz dziewczynka jeszcze głębiej wtuliła twarz w poduszkę. Serena mogła zrozumieć tylko jedno słowo.

– Tato… tato… – powtarzała bez przerwy Louisa.

Serena nie traciła czasu. Natychmiast pobiegła do pokoju Carla. Zawahała się jedynie przez sekundę, po czym nacisnęła klamkę i wpadła do środka. W sypialni paliła się mała lampka, oświetlając puste łóżko. Carlo stał przy oknie, ubrany w piżamę i szlafrok, i wpatrywał się w dal. Słysząc jej kroki, odwrócił się szybko i ujrzała malującą się na jego twarzy rozterkę. Włosy miał w nieładzie i wyglądał teraz znacznie młodziej niż kiedykolwiek przedtem. W tym samym momencie uświadomiła sobie, że nie zdążyła nawet narzucić szlafroka, a jej nocna koszula jest niemal przezroczysta. Splotła ręce na piersiach.

– Szybko! – zawołała. – To Louisa. Coś jest z nią nie w porządku.

Zanim zdążyła dokończyć, Carlo był już na korytarzu. W sypialni dziecka z przerażeniem spojrzał na skuloną córkę, po czym ukląkł obok jej łóżka i spróbował ją przytulić. Ona jednak zwinęła się w kłębek, umykając przed jego dotknięciem.

Piccina - powiedział łagodnie. – Chodź do tatusia.

– Nie, nie – szlochała. Zaczęła szybko mówić coś po włosku. Serena nie zrozumiała ani słowa, lecz Carlo wzdrygnął się.

Przycisnął Louisę do siebie, ona zaś, nie mogąc bronić się dłużej, poddała się jego uściskowi, szepcząc coś przez łzy.

Wreszcie Carlo uniósł dłoń i powiedział:

– Louisa podsłuchała dziś wieczorem rozmowę dwóch mechaników i wpadła na szalony pomysł, że nie jestem jej ojcem. Oczywiście to tylko nieporozumienie – ponad ramieniem dziecka wpatrywał się w twarz Sereny, jego oczy patrzyły groźnie. – To nieporozumienie, prawda? – powtórzył z naciskiem. Serena usłyszała, jak odpowiada:

– Oczywiście.

– Nie, nie – płakała Louisa. – Powiedzieli…

– Cokolwiek powiedzieli, mylili się – przerwał stanowczo Carlo. – Jesteś moja, piccina. Zawsze byłaś i będziesz moja. Zostaniemy razem i będziemy się kochać na zawsze.

Louisa jednak uparcie potrząsała głową.

– Oni słyszeli, jak rozmawialiście z Sereną. Powiedziałeś, że zawsze wiedziałeś, że nie jesteś moim prawdziwym tatą…

– Nic podobnego – wtrącił natychmiast Carlo.

– Powiedziałem, że nigdy nie mogłem uwierzyć w to, że mogę być twoim ojcem, ponieważ taka córka jak ty to zbyt wielkie szczęście. Jesteś moim największym skarbem, piccina. Codziennie dziękuję za ciebie Bogu, bo jesteś słodka i kochająca, ale przede wszystkim za to, że należysz do mnie.

Louisa zesztywniała. Dwójka dorosłych wstrzymała oddech czując, jak w duszy dziecka słowa ojca zmagają się z okropnym podejrzeniem.

– To prawda, kochanie – dodała Serena.

Dziewczynka uniosła głowę znad ramienia ojca i spojrzała przez łzy na Serenę.

– Naprawdę? – szepnęła.

– Tak – Serena usiadła na łóżku obok tamtych dwojga. Dokładnie wiedziała, co musi zrobić. – To jest twój ojciec, który kocha cię bardziej niż kogokolwiek na świecie. Nic nie może tego zmienić.

– Przysięgasz, że to, co powiedziałaś, jest prawdą? – spytała Louisa – Dasz mi słowo honoru?

– Daję słowo honoru, że mówię prawdę.

Louisa westchnęła radośnie i mocno objęła szyję Carla, wyraźnie zyskawszy pewność, której jej brakowało. Ojciec przytulił ją swymi mocnymi ramionami i oboje trwali tak w milczeniu. Serena wymknęła się do swojego pokoju. Czuła, jak coś ściskają w gardle. Miłość Carla do dziecka objawiła jej się wreszcie w całej pełni, przysłaniając wszelkie inne aspekty tej strasznej historii.

W końcu usłyszała pukanie do drzwi. Otworzyła je i cofnęła się, wpuszczając Carla do środka.

– Czy mała dobrze się czuje?

Zanim odpowiedział, dokładnie zamknął okno.

– Nie będę ryzykował, że znowu usłyszy coś, co nie jest przeznaczone dla jej uszu – oznajmił. – Kiedy wychodziłem, spała. Chyba uspokoiła się już – spojrzał na Serenę. – Uspokoiła się dzięki tobie. Wierzy, że mówię prawdę, ponieważ ty potwierdziłaś moje słowa – dodał zdumionym, gniewnym głosem.

– Nie potrafię tego wyjaśnić. Może wierzy mi dlatego, że potrafimy znaleźć wspólny język.

– W przeciwieństwie do mnie?

– Nie, nie chciałam…

– Wysłuchaj, co mam ci do powiedzenia – przerwał jej, jego oczy płonęły. – Louisa jest moją córką w każdym znaczeniu tego słowa. Do diabła z Primem Viareggim. To ja nauczyłem ją chodzić, ja uspokajałem ją, kiedy miała koszmarne sny, ja rozmawiałem z jej nauczycielami i organizowałem przyjęcia urodzinowe. Ja. Nie jej matka, która zazwyczaj była gdzieś daleko, tylko ja. Dlatego jest moja. Dlatego walczyłem z tobą wszelką dostępną mi bronią, bez żadnych skrupułów.

– Wiem o tym – odparła, bardzo blada. – Już cię nawet o nic nie winię. Nie miałam pojęcia, że Louisa tak bardzo cię kocha. Gdybym wiedziała, nie próbowałabym ci jej odebrać.

– Lecz uczyniłaś to dzięki czemuś, czego nie potrafię zrozumieć. Ledwie cię zna, a jednak tobie ufa najbardziej. Dlaczego?

– Może dlatego, że jestem kobietą, a dziewczynki potrzebują matki. Jesteś dla niej wspaniałym ojcem, ale Louisa potrzebuje czegoś więcej.

– I to jest największy paradoks! Gdyby tylko wiedziała. Bo to ty sprawiłaś jej największy ból.

Zraniłaś ją, wyciągając na światło dzienne coś, czego nawet nie podejrzewała. Bądź przeklęta za swoje wścibstwo!

– Carlo, przykro mi, naprawdę. Gdybyś tylko…

– Nie proś, abym ci wybaczył. To niemożliwe – odparł beznamiętnie. – Nigdy nie wybaczam tym, którzy skrzywdzili moje dziecko.

Przetarła dłonią oczy.

– Rozumiem, co czujesz. Uwierz mi jednak, zrobiłabym wszystko, by to naprawić.

Spojrzał na nią dziwnym wzrokiem.

– Mówisz serio?

– Oczywiście. Czegokolwiek by potrzebowała.

Dam jej to, jeśli tylko będzie to leżało w mojej mocy.

– Wiesz przecież, czego jej trzeba – stwierdził, nadal nie spuszczając z niej wzroku. – Sama to powiedziałaś.

Louisa potrzebuje matki.

– Ale…

– A ty jesteś matką, którą sobie wybrała. To bardzo proste. Im szybciej się pobierzemy, tym lepiej.

– Pobierzemy się? Zwariowałeś zupełnie?

– Bynajmniej. Robię po prostu to, co według mnie jest konieczne dla zapewnienia szczęścia mojej córce.

– Ale ty mnie nienawidzisz – zauważyła sucho.

Uśmiechnął się.

– Cóż, zdaje się, że podzielasz to uczucie. Oboje o tym wiemy. Ale muszę cię tu zatrzymać, ponieważ jesteś niebezpieczna. Znasz moją tajemnicę, więc chcę mieć na ciebie oko. Louisa cię kocha. Bóg jeden wie, dlaczego, ale tak jest. Straciła już prawdziwą matkę I zamierzam uczynić wszystko, by nie utraciła tej, którą pragnie za matkę uważać. W ten sposób mogę zyskać pewność, że zachowasz milczenie. Jeśli spróbujesz jakichś sztuczek, uciszę cię, choćby siłą.

– Nie strasz mnie – warknęła Serena.

– Groźby to jedyny język, jaki rozumie twoja rodzina. Już się o tym przekonałem. Byłem miły dla Dawn, a ona odpłaciła mi nienawiścią. Teraz czas czułych słówek minął. Nie proszę cię, rozkazuję ci – pobierzmy się.

– Chyba oszalałeś.

– Tak – zgodził się bez wahania. – Jestem szalony.

Tak jak ty.

Zanim zorientowała się, o co mu chodzi, pochwycił ją w ramiona i zaczął namiętnie całować. Jego wargi były twarde i gorące, a obejmujące ją ręce przypominały stalowe sztaby. Nie miał dla niej nawet odrobiny czułości i jej dusza zbuntowała się natychmiast.

– Czy w ten sposób chcesz mnie przekonać? – krzyknęła.

– Nie przekonuję cię – wyszeptał. – Decyzja została już podjęta. Nie wiesz jeszcze, jaki potrafię być uparty i nie zmuszaj mnie, bym ci to udowodnił. Uwierz mi na słowo. Zostaniesz moją żoną – w łagodnym świetle jego oczy lśniły dziwnym blaskiem. – To nie musi być złe małżeństwo, Sereno. W końcu coś nas jednak łączy, prawda?

Znów pochylił głowę i począł zadawać jej słodkie tortury. Jęknęła, oszołomiona. Nadal była wściekła, lecz żadna furia nie potrafiła zagłuszyć przyjemności, jaką sprawiały jej delikatne pieszczoty jego języka.

– Prawda? – nalegał schrypniętym głosem.

– Tak… tak… – szepnęła w zachwycie.

Jej umysł krzyczał, że popełnia szaleństwo. A jednak porwała ją fala pożądania, zagłuszająca rozsądek. Logika podpowiadała, że przyjęcie jego propozycji byłoby szaleństwem, lecz logika nie liczyła się wcale w wirze ogarniających ją uczuć. Kiedy dźwignął ją w ramionach i zaniósł na łóżko, instynktownie objęła jego szyję, a gdy położył się obok, była już gotowa. Zaledwie kilka godzin temu już raz leżeli obok siebie, lecz Carlo był tak rozpalony i gwałtowny, jakby minęły od tej chwili miesiące. Odpłaciła mu ogniem za ogień, a kiedy nadszedł szczyt, przez moment uwierzyła, że to wystarczy, by mogli szczęśliwie spędzić razem wiele lat.

Kiedy jednak cudowna chwila minęła, Carlo wstał i wyszedł, a Serena zrozumiała, że to, co ich łączy, nie może dać jej szczęścia. Dziś odkryła nowe oblicze Carla, lecz ukazał je nie jej, a małej dziewczynce, którą kochał. Tylko Louisie okazywał całą czułość i opiekuńczość, do jakiej był zdolny. Leżąc samotnie w ciemności Serena wiedziała, że musi zdobyć serce ukochanego mężczyzny. I że nie spocznie, póki nie zrealizuje tego zamiaru.

Загрузка...