Rozdział 8

Carlo i Louisa wrócili do domu następnego wieczora. Louisa rzuciła się w ramiona Sereny opowiadając o wyścigu.

– Wszystko widziałam w telewizji – odpowiedziała jej Serena, uśmiechając się.

– Widzisz papo, wiedziałam, że Serena interesuje się wyścigami – oświadczyła triumfalnie Louisa. – Papa twierdzi, że wyścigi samochodowe nic cię nie obchodzą, aleja byłam pewna, że jest inaczej. Za dwa tygodnie będzie następny, w Meksyku – dodała i znacząco spojrzała na ojca.

– Nikt z nas nie jedzie do Meksyku, pkcina – powiedział pospiesznie.

– Och, papo…

– Samochody wyścigowe nie zarobią na lekcje tańca, których tak bardzo pragniesz – odparł, gładząc jej włosy. – Zrobią to zwykłe samochody i dlatego muszę poświecić im więcej uwagi.

– Podobno twój nowy model wkrótce ma się ukazać na rynku? – spytała uprzejmie Serena.

Carlo wyglądał, jakby dopiero w tym momencie zauważył jej obecność.

– Tak – odrzekł krótko.

– Och, Sereno, jest taki śliczny – cieszyła się Louisa.

– Papa obiecał mi, że będę mogła zobaczyć ostatnie próby. Chcesz ze mną pójść?

– Oczywiście – szybko odpowiedziała Serena, zanim Carlo zdążył zaprotestować. – Marzyłam, żeby zobaczyć nowy model marki Valetti.

Wiedziała, że firma nabyła spory kawał terenu położonego osiem kilometrów za Rzymem i wybudowała tam tor, na którym testowano nowe samochody. Próby miały się odbyć za dwa dni. Tego dnia, przy śniadaniu, Carlo krótko poinformował Serenę:

– Louisę zabiorę ze sobą. Antonio przywiezie cię później.

Tak jawny afront spowodował, że aż zadrżała z oburzenia i już miała na końcu języka, że te próby nic jej nie obchodzą. Ale to zrobiłoby przykrość Louisie, więc tylko skinęła głową.

W godzinę po ich odjeździe zadzwonił telefon. To był Primo.

– Spędź ze mną ten dzień.

– Nie mogę. Ale mam czas, żeby napić się z tobą kawy. – Zamierzała tym razem poznać prawdę.

– Za dwadzieścia minut podjadę po ciebie.

Zabrał ją do małej gospody przy drodze.

– Jak to miło znowu cię zobaczyć. Niepokoiłem się o ciebie, kiedy Carlo zabrał cię ze sobą tamtego wieczoru.

– Ale nie tak bardzo, skoro nie zadzwoniłeś i nie spytałeś, jak się czuję – przerwała mu ze słabym uśmiechem.

Wzruszył ramionami.

– W porządku, aż tak się nie denerwowałem. Kiedy mężczyzna jest tak bardzo zwariowany na punkcie kobiety, ta zrobi z nim to, co zechce.

– Mylisz się – odpowiedziała kwaśno. – Carlo jest daleki od wariowania na moim punkcie.

Uśmiechnął się cynicznie.

– Akurat. Jestem mężczyzną i czuję, kiedy inny facet szaleje za kobietą. Wtedy, w restauracji, był gotów mnie zabić.

Serena w milczeniu wpatrywała się w swoją filiżankę. W jej duszy kłębiły się sprzeczne uczucia. Wciąż nie dowierzała Carlowi, ale jej serce nie chciało podporządkować się rozumowi. Stwierdzenie Prima sprawiło, że ogarnęła ją radość i choć usta wypowiadały automatyczne protesty, uświadomiła sobie nagle, jak bardzo pragnie, by jego domysły okazały się prawdą. Wiedziała, że nie powinna tak myśleć, że to absurd, zupełny nonsens, lecz nadzieja pozostała.

– Nie powinnaś była wychodzić beze mnie – dodał od niechcenia Primo. – To była prawdziwa katastrofa.

Wróciłem do kasyna i straciłem kupę forsy.

– Primo, czy Dawn naprawdę bywała w kasynie?

– Oczywiście, że tak. Nigdy nie przejmowała się przegraną, nawet największą.

– Ale Carlo zapewne tak.

Primo wzruszył ramionami.

– Umiała przywołać go do porządku. Za pierwszym razem, kiedy zrobił jej awanturę, po prostu zniknęła. Wyjechała do Anglii, zabierając ze sobą małą. Od razu stał się grzeczniejszy – dodał z cynicznym śmiechem.

Serenę przebiegł dreszcz. W jej sercu zapłonął gniew. Nie mogła słuchać, jak ktoś tak płytki szydzi z Carla.

– On kocha Louisę – powiedziała z naciskiem.

– Do diabła! Traktuje ją po prostu jak swą własność. Musiał ją odzyskać.

– Nie lubisz dzieci, prawda? – spojrzała na niego badawczo.

– Są w porządku, póki nie wchodzą mi w drogę – uśmiechnął się szeroko. – Szukałem cię w Monaco.

Szkoda, że cię nie było. Oglądałaś wyścigi?

– Owszem. Masz szczęście, że jeszcze żyjesz. Podobnie jak kilka innych osób.

– Na tym polega prawdziwe ryzyko – znów wzruszył ramionami. – Żyjesz, umierasz. A jeśli umrzesz, to kogo to obchodzi? Przynajmniej dobrze pojechałeś.

– Lekceważąco machnął ręką.

– Dlaczego do mnie zadzwoniłeś, Primo?

– A, dobrze że mi przypomniałaś. Chciałem dowiedzieć się, o co miałaś mnie spytać wtedy, na dansingu, tuż przedtem, nim nam przeszkodzono. Pamiętasz?

Serena odetchnęła głęboko. To wszystko nie miało sensu. Z pewnością Primo nie był tą wielką miłością Dawn, człowiekiem, z którym zdradziła męża. Przystojny, czarujący i dowcipny – lecz pod powłoką światowca kryła się pustka. Nie zdobędzie się na to, by zapytać go, czy jest ojcem Louisy. Może mieć tylko nadzieję, że to nie on.

– Obawiam się, że już nie pamiętam. Prawdopodobnie chodziło o jakąś błahostkę. Słuchaj, muszę cię pożegnać. Obiecałam, że będę na torze próbnym.

– Podrzucę cię.

– Nie ma potrzeby – odrzekła pospiesznie. – Po prostu zawieź mnie do domu.

Mruknął coś, co uznała za zgodę, kiedy jednak znaleźli się na szosie, stwierdziła, że wiezie ją na teren jazd próbnych. Serena jęknęła namyśl o reakcji Carla, nie mogła jednak nic poradzić. Kiedy dotarli na miejsce i zatrzymali się pod wielką bramą, na ich spotkanie wyszedł strażnik.

– Powiedziano mi, że przyjedzie pani z Antoniem – oznajmił, marszcząc brwi. – Muszę zadzwonić do szefa. – Cofnął się za bramę i zniknął w swojej budce.

Po chwili do bramy podszedł Carlo. Miał na sobie biały wyścigowy kombinezon, obcisły strój, podkreślający szerokie ramiona i szczupłą, muskularną sylwetkę. Serena już z daleka dostrzegła, że jego twarz ma zacięty, wrogi wyraz. Primo wyszedł z samochodu i stanął obok niej.

Buon giorno - zawołał.

Carlo otworzył bramę.

– Pozwól, że powiem bez ogródek: nie życzę sobie, abyś tu przyjeżdżał – oznajmił zwięźle. – Sugerowałbym, abyś wyniósł się stąd natychmiast. A ty – odwrócił się do Sereny – może wolałabyś odjechać razem z nim?

– Wolę zostać – odparła stanowczo. – Louisa bardzo by się zmartwiła. Czy masz zamiar mnie wpuścić?

Przez moment wydało jej się, że Carlo odmówi, wreszcie jednak skinął głową i cofnął się. Primo pochwycił jej dłoń i nim zdążyła ją wyrwać, dożył na niej pocałunek, po czym wskoczył do samochodu.

– Moje biuro jest tam – Carlo pokazał jej drogę do jednego z pawilonów. Po chwili znaleźli się w surowym, funkcjonalnym pomieszczeniu, którego ściany zdobiły liczne wykresy. Carlo dokładnie zamknął drzwi.

– Jak śmiałaś ściągnąć tu tego człowieka! – powiedział cichym, wściekłym głosem.

– Przepraszam. To był błąd. Poprosiłam tylko, aby odwiózł mnie do domu.

– A po co w ogóle się z nim spotykasz? – spytał, mierząc ją gorejącym spojrzeniem.

– Nie sądzę, aby to była twoja sprawa. Powiedziałam już, że to był błąd, więc zmieńmy temat.

Roześmiał się cicho.

– Dziwne, jak często towarzystwo tego neapolitańczyka doprowadza kobiety do popełniania podobnych „błędów". Jeszcze dziś rano, przy śniadaniu, nie miałaś pojęcia, że się z nim spotkasz. Potem jednak wystarczyło słowo, abyś rzuciła wszystko i pobiegła na spotkanie z nim. Dzwoniłem do domu, więc wiem, z jakim pośpiechem wychodziłaś.

– Sprawdzasz, co robię? – spytała ze złością.

Carlo zbladł i odwrócił się, by jego twarz nie zdradziła targających nim uczuć. Serena nie może nic podejrzewać.

– Czy potrzebuję twojego zezwolenia za każdym razem, gdy dzwonię do własnego domu?- odpalił ostro.

– Nie, tak samo jak ja nie muszę spowiadać ci się z każdego spotkania z przyjaciółmi.

– Byłoby lepiej dla ciebie, gdyby ten człowiek nie był twoim przyjacielem. Ostrzegam cię, a jeśli nie chcesz wysłuchać słów przestrogi, to przynajmniej miej dość przyzwoitości, by nie przyjeżdżać tu w jego towarzystwie.

– Posłuchaj… – zaczęła Serena, w tym momencie jednak drzwi otworzyły się szeroko i do pokoju wpadła podekscytowana Louisa. Oboje, Carlo i Serena, odstąpili od siebie, starając się ukryć gniewne, zaczerwienione twarze.

– Och, Sereno, tak się cieszę, że tu jesteś – Louisa uścisnęła ją. – Zdążyłaś na najważniejszą próbę, a to jest najciekawsze ze wszystkiego!

– Naprawdę, kochanie? – próbowała opanować głos. – A na czym polega ta próba?

– Tato pojedzie z prędkością trzystu kilometrów na godzinę – oznajmiła tryumfalnie dziewczynka.

– Ale to przecież nie jest samochód wyścigowy?

– Owszem – Carlo, choć nadal blady, zdołał odzyskać swój zwykły spokój. – Przeciętny klient też lubi szybkie samochody, nawet jeśli nie może na co dzień korzystać z ich pełnych możliwości.

– Przeciętnego klienta nie stać na nowe valetti – zauważyła kwaśno Serena. – Trzeba być milionerem, żeby wydać sto tysięcy funtów na samochód.

– Twoje informacje, choć precyzyjne, są nieco przestarzałe. Ostatni model istotnie kosztował sto tysięcy funtów. Ten ma kosztować sto dwadzieścia tysięcy.

Serena wzruszyła ramionami, jakby mówiąc, że i tak jej to nie imponuje, ale jednocześnie uświadomiła sobie, że niechcący ukazała mu nie znaną do tej pory stronę swojej osobowości. Słowa Carla jeszcze ją w tym upewniły.

– Czy jechałaś kiedyś sportowym valetti?

– Raz tylko widziałam go z bliska, na londyńskiej wystawie samochodowej – odparła i żaden wysiłek nie mógł ukryć żalu, brzmiącego w jej głosie.

– Chciałabyś przejechać się ze mną? – spytał, nie spuszczając z niej oczu. Próbowała zachować obojętność, lecz na nic się to zdało.

– Naprawdę mogę? – wykrzyknęła.

Carlo podniósł słuchawkę i powiedział kilka, brzmiących jak rozkaz, słów po włosku.

– Tato dzwoni do Eriki – wyjaśniła Louisa. – Ona jest mechanikiem.

– Czasami też odbywa dla mnie jazdy próbne – dodał Carlo, odkładając słuchawkę. – Wkłada wtedy kombinezon wyścigowy i zaraz ci go przyniesie.

Erica pojawiła się kilka minut później. Ciemnowłosa młoda kobieta miała szczupłą, zgrabną figurę, niemal identyczną jak Serena.

– Kiedy signora Fletcher będzie gotowa, przyprowadź ją do mnie – polecił Carlo i wyszedł, zabierając z sobą Louisę.

– Ubranie możesz zostawić tutaj – powiedziała Erica, otwierając drzwi prowadzące do sąsiadującej z biurem skromnej sypialni. Stało tam jedynie łóżko, komoda i szafa. – Signor Valetti sypia tu czasem, kiedy ma bardzo dużo pracy.

Wzięła sukienkę i halkę, które podała jej Serena, i powiesiła je do szafy.

– Na twoim miejscu zdjęłabym też rajstopy. Ten kombinezon składa się z trzech warstw i jest w nim niewiarygodnie gorąco. – Serena posłuchała rady, po czym nałożyła jedwabisty kombinezon, który zapinał się z przodu na zamek błyskawiczny i przylegał niczym druga skóra. Jej serce biło gwałtownie.

Erica wyprowadziła ją z biura i dalej, przez labirynt budynków i pawilonów, póki w końcu nie dotarły do konstrukcji, przypominającej hangar lotniczy. Szerokie wrota były otwarte i kiedy podeszły bliżej, Serena ujrzała samochód, wyprowadzany właśnie z garażu przez grupę.

Był to piękny wóz – niski, o opływowych kształtach. Drzwi uniosły się na bok i ku górze odsłaniając niewielką kabinę, do której musiała się wśliznąć. Sprawdziwszy szybkościomierz aż westchnęła widząc, że rzeczywiście skala dochodzi do trzystu kilometrów na godzinę. Obok znajdował się drugi wskaźnik, podający prędkość w milach.

– Sto osiemdziesiąt sześć mil na godzinę – mruknęła zdumiona.

Carlo spojrzał na nią z uśmiechem.

– Obleciał cię strach? Możesz się wycofać, jeśli chcesz.

– Nie ma mowy – odparła twardo.

– Jechałaś już kiedyś z taką prędkością?

– Nigdy. Nie mogę się już doczekać.

W jego głosie zabrzmiała powaga.

– Nie myśl o tym tylko jako o prędkości. To nowy wymiar, inny świat. Jak podróż w czasie. Nie da się tego opisać.

– Na co więc czekamy?

Raz jeszcze sprawdził samochód, po czym zasiadł za kierownicą, nakazując Serenie, by również zajęła swe miejsce. Fotel otulił ją niczym jedwabna poduszka. Budzący się do życia silnik zamruczał łagodnie i na ten dźwięk Serena westchnęła z satysfakcją. Carlo roześmiał się z podnieceniem i radością, jakiej jeszcze nigdy u niego nie słyszała.

– Tak, to piękny dźwięk. Można by usypiać nim dzieci, jak kołysanką.

Wolno wjechał na tor i gdy tylko znaleźli się na prostej, Serena poczuła, jak niewidzialna ręka wciska ją w fotel. Samochód skoczył naprzód, szybkościomierz jednak wskazywał na razie jedynie sto kilometrów na godzinę. Patrzyła, jak strzałka przesuwa się: sto dwadzieścia, sto trzydzieści, sto sześćdziesiąt, sto osiemdziesiąt.

Ukradkiem zerknęła na Carla. Jego głos zdradził poprzednio, jak wielką dumę budził w nim ten elegancki pojazd, teraz jednak jego twarz była obojętna. Siedział w swym fotelu niewzruszony, a jego dłonie, lekko wsparte na kierownicy, bez cienia wysiłku prowadziły tę wspaniałą maszynę.

Ponownie spojrzała na szybkościomierz i nerwowo przełknęła ślinę. Niepostrzeżenie przekroczyli dwieście kilometrów i strzałka wędrowała dalej: dwieście dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści pięć.

I wreszcie Carlo odezwał się.

– Gotowa? – zapytał.

– Na wszystko – odparła z udawaną pewnością siebie.

Wydało jej się, że słyszy jego śmiech, trudno było jednak stwierdzić to z całą pewnością, bowiem w następnej chwili Carlo zwiększył prędkość, a strzałka szybkościomierza podjęła swą wędrówkę ku kresce, oznaczającej trzysta kilometrów na godzinę. Gdy osiągnęli najwyższą prędkość, Serena ujrzała, jak świat zewnętrzny śmiga za oknami – zbyt szybko, by cokolwiek rozróżnić. Wszystko zlewało się w serię barwnych smug i tylko oni, samotni we dwoje, trwali w zawieszeniu. Carlo nie okazywał strachu ani podniecenia, jakby jazda z tą oszałamiającą prędkością była dla niego czymś najnaturalniejszym w świecie. Serena nagle uświadomiła sobie, że rzeczywiście tak było. To był jego żywioł. Dłonie spoczywały na kierownicy, prowadząc ją lekko, lecz z absolutną pewnością.

Odwróciła głowę i – jakby nagły rozbłysk światła pozwolił jej przejrzeć na oczy – po raz pierwszy dostrzegła dziwną sprzeczność w twarzy Carla: ostra, bezkompromisowa szczęka kontrastowała z wyrazem ust, znamionującym wrażliwość i czułość. Widywała jego oblicze zacięte w gniewie i chłodnym szyderstwie, lecz kilka razy dostrzegła też malującą się na nim czułość i pożądanie. W tej zamkniętej bańce, w której przebywali tylko we dwoje, czas płynął z inną szybkością i zdawało się, że tajemny świat, rozpościerający się wokół nich, pozwalał, by dwie chwile stały się jedną. Bowiem znów czuła na swych ustach dotyk warg Carla, delikatną, drażniącą pieszczotę, a jego oczy, choć ani na moment nie odrywał ich od przedniej szyby, w jakiś sposób spoglądały prosto w jej twarz.

Przepływające przez nią fale gorąca były ogniem ich namiętności; cichy szmer silnika zlewał się z szumem krwi w żyłach, gdy poruszała się w rytm jego ruchów. Pragnęła go, tęskniła za jego dotykiem na swych nagich udach i wyżej, głębiej, wewnątrz spragnionego ciała. I wśród tego pędu dwa momenty zlały się w jedno tak, że Serena czując go w sobie, jednocześnie spoglądała na siedzącego obok Carla, całkowicie skupionego na prowadzeniu samochodu, a przecież świadomego jej obecności.

Tracili prędkość. Świat zewnętrzny znów pojawił się wokół nich, gdy zwalniali, aby wreszcie się zatrzymać. Silnik zgasł i zapadła głucha cisza. Carlo powoli uniósł wzrok i spojrzał prosto na nią. Usłyszała jego przyśpieszony oddech. Mechanik próbował otworzyć drzwi samochodu, lecz Carlo zacisnął dłoń na klamce, nie pozwalając, aby ktoś obcy znalazł się w ich świecie. Nadal wpatrując się w Serenę, ponownie przekręcił kluczyk i wolno ruszył w kierunku hangaru, zatrzymując się wreszcie przed drzwiami swego biura. Wysiadł i obszedł wóz naokoło, by otworzyć jej drzwi. Dopiero gdy postawiła stopę na ziemi, Serena uświadomiła sobie, że cała dygocze, jakby jej ciało zmieniło się w trzęsącą galaretę. Potknęła się i Carlo chwycił ją w ramiona, podniósł, po czym kopnięciem otworzył drzwi pawilonu. Znalazłszy się wewnątrz, ruszył prosto do sypialni i dopiero tam postawił ją na podłodze, nadal jednak nie wypuszczając z objęć.

Serena płonęła z pożądania. Carlo był jedynym mężczyzną, którego pragnęła i ta żądza sprawiła, że porzuciła wszelką ostrożność. Ledwie świadoma tego, co robi, rozsunęła zamek jego kombinezonu. Materiał rozchylił się, ukazując gęste włosy, porastające klatkę piersiową Carla. Z westchnieniem przytuliła do nich policzek i poczuła, że jego ciało goreje tym samym ogniem, a serce bije szaleńczo – podobnie jak jej własne.

Carlo chwycił ją za ramiona i lekko odchylił do tyłu, tak że mógł spojrzeć na jej spłonioną twarz. Jego oczy płonęły namiętnością. Ale nie ruszał się i przez chwilę obawiała się, że mógłby ją odtrącić. Jego palce wpijały się w jej ramiona, tak że czuła dreszcze wstrząsające jego ciałem. Nagle jęknął i przycisnął ją do siebie, całując z namiętnością mężczyzny szalejącego z żądzy. Czuła pieszczotę jego ust, drżenie jego ciała mówiło jej, że przestał walczyć z pożądaniem, przegrał i wiedział o tym.

Całował gorącymi ustami jej szyję, muskał skórę językiem, co wywoływało w niej eksplozje namiętności. Lecz Serenie nie chodziło o pieszczoty. Carlo był jej mężczyzną, należał do niej i tylko do niej. Pragnęła czegoś więcej. Chwyciła jego dłoń i położyła ją sobie na piersi, odrzucając w tył głowę, aby pojął, czego pragnie.

Przez otaczającą ją mgłę pożądania ledwie dostrzegła, jak Carlo siada na łóżku i przyciąga ją do siebie. Jego usta pieściły jej sutki. Jęknęła, oszołomiona tym rozkosznym doznaniem.

Ich pierwsze zjednoczenie było pełne czułości i piękna. To było zupełnie inne. Stanowiło zaspokojenie gwałtownego, potężnego fizycznego pożądania. Znali już swoje ciała, tak jak znają je ludzie niegdyś złączeni w ekstazie, a podobnej wiedzy nie da się zapomnieć. Wspomnienie przetrwało długi okres wrogości i nękało ich, póki oboje nie mogli już tego znieść. Teraz nie liczyło się nic poza pragnieniem, by znów stać się jednością.

Wąskie łóżko z trudem pomieściło dwoje ludzi, lecz Carlo niemal natychmiast nakrył ją swoim ciałem, a kiedy Serena przytuliła się do niego, wszedł w nią gwałtownie. Dziewczyna jęknęła z rozkoszy i natychmiast zamknęła go w objęciach. Czuła, jak trawi ją gorączka. Jej podniecenie przypominało gorejące palenisko, w którym tlący się żar stopniowo rozpala się coraz potężniejszym złocistym płomieniem. Nieokiełznana siła Carla oszołomiła ją. Przyciskał ją do siebie w miażdżącym uścisku, a jego stalowe lędźwie poruszały się niestrudzenie miarowym rytmem. Serena krzyknęła, nie mogąc opanować ognia, który trawił jej łono.

Wyciągnęła ramiona, plecy wygięła w łuk i kołysząc się płynęła nad otchłanią swojego pożądania szepcząc niezrozumiałe słowa. Nagły spazm sprawił, że znów krzyknęła, czując, jak jej ciało eksploduje, rozdzierane nitkami niewypowiedzianej rozkoszy, która ogarnęła jednocześnie złączone z nią ciało Carla. Krzyknęła znów, tym razem z rozpaczy, bo nagle poczuła, że to cudowne uczucie mija, ulatuje w nicość. Policzki miała mokre od łez.

Skończyło się i znów byli sobą. Na dobre i złe, radość i smutek – wszystko, czym zdecydują się obdarzyć siebie nawzajem.

Загрузка...