Rozdział 2

Serena odłożyła słuchawkę i przez długą chwilę siedziała bez ruchu, próbując opanować wstrząs, jaki wywołał w niej telefon Carla. Przez tyle lat starała się wyrzucić go ze swych myśli, nadal jednak doskonale zapamiętany dźwięczny głos poruszał ją do głębi. A przecież ten człowiek był brutalem i okrutnikiem, który unieszczęśliwił Dawn i Louisę. Powinna go nienawidzić, a tymczasem czuła niepokój i dziwne wzruszenie.

Podniosła wzrok i ujrzała Celię, kobietę, która odebrała telefon.

– To był ojciec Louisy – wyjaśniła.

Celia skinęła głową. Była małomówna i bardzo rozsądna. Od pierwszego dnia pracy w agencji zdobyła pełne zaufanie Sereny. Jej mogła powierzyć szczególnie trudne zadania. To zaś było najtrudniejsze ze wszystkich.

– Rozumiem, że chce ją odzyskać – stwierdziła Celia.

– Tak, ale jej nie dostanie – oświadczyła Serena.

– Biedactwo, dość już wycierpiała. Nie pozwolę, aby zabrał ją teraz, gdy wreszcie będzie mogła czuć się bezpiecznie.

– Jednak to jest jej ojciec – zastanawiała się głośno Celia. – Może ją kocha. Może ona kocha jego.

Serena zawahała się. Lubiła Celię, nie mogła jednak wyjawić jej wstrząsającej tajemnicy, jaką powierzyła jej Dawn.

– Nie spotkałaś go, kiedy przyjechał tu pięć lat temu? – spytała.

– Nie. I cieszę się z tego. Po tym, jak opisywałyście go z Dawn, nie mam najmniejszej ochoty go poznać.

– Bez wątpienia jest zimny i nieuprzejmy. W dniu, kiedy się zjawił, byłam w lesie na spacerze z Louisa.

Świetnie się bawiła, śmiała i skakała z radości. Potem odbiegła w bok, a kiedy ją dogoniłam, on stał obok i cała radość zniknęła z jej twarzy. Zupełnie jakby się go bała.

– Czy teraz często go wspomina?

– Nie. Odkąd umarła jej matka, prawie w ogóle się nie odzywa. Serce mi się kraje na jej widok – Serena z determinacją zacisnęła zęby. – Celio, chcę zobaczyć, jak to dziecko znów się śmieje. Chcę, żeby była szczęśliwa i przysięgam, że tak się stanie. Możemy ochronić ją przed tym człowiekiem. Dzięki Bogu Louisa tak bardzo cię lubi. Zabierz ją stąd jeszcze dzisiaj. Nie mamy czasu do stracenia.

Celia spojrzała na nią z niepokojem, lecz gdy Serena przemawiała takim tonem, nie było mowy o jakichkolwiek dyskusjach. Przez ostatnich pięć lat stała się pewną siebie młodą kobietą, która sprawnie prowadziła interesy, szybko podejmowała decyzje i nie wahała się przed natychmiastowym działaniem. Po kilku minutach rozmawiała już z agencją, wynajmującą domy na czas wakacji. Wczesnym popołudniem wszystkie trzy siedziały w samochodzie. Serena prowadziła, a Louisa przycupnęła cicho z tyłu, tuląc się do Celii.

Ich celem było Claverdon, wioska leżąca w odległości dwóch godzin jazdy od Londynu. Niewielki, lecz wygodny domek na szczęście natychmiast spodobał się Louisie. Serena pożegnała ją mocnym uściskiem i szepnęła:

– Wszystko będzie dobrze, kochanie. – W odpowiedzi dziewczynka poważnie skinęła głową, nie uśmiechnęła się jednak.

Serena powracała do Londynu, gdzie mieszkała od czasu śmierci dziadków, to jest od dwóch lat. Po drodze zastanawiała się nad tym, czy postępuje słusznie. Choć Dawn wyznaczyła ją na opiekunkę Louisy, Serena nie była pewna, czy sąd przyznałby jej prawo do dziecka, szczególnie w wypadku sprzeciwu Carla. Prawdopodobnie popełniała przestępstwo, była jednak gotowa na wszelkie ryzyko, jeśli tylko miałoby to pomóc małej dziewczynce, którą kochała. Louisa to jedyne, co pozostało jej po Dawn.

Choć były tylko kuzynkami, zawsze uważała Dawn za siostrę, bowiem wychowywały się razem po tym, jak rodzice Sereny zginęli w wypadku samochodowym, kiedy miała zaledwie sześć miesięcy. Liz i Frank opiekowali się już dziesięcioletnią Dawn, której rodzice rozwiedli się, toteż z radością przyjęli do siebie również Serenę.

Dawn zachwyciła ją, gdy tylko Serena nauczyła się oceniać ludzi. Jej kuzynka była piękna, sprytna i odważna. W domu i w szkole bezustannie łamała przepisy, czyniła to jednak z takim wdziękiem, że każdy jej wybryk zdawał się cudowną, romantyczną przygodą. I, co najważniejsze, dopuszczała do tych zabaw Serenę. Kiedy Dawn zaczęła spotykać się z chłopcami, których Liz i Frank uznali za nieodpowiednich, to właśnie Serena doręczała czułe liściki.

Potem Dawn wyruszyła w świat na poszukiwanie przygody. Przez rok dzięki pocztówkom Serena mogła śledzić trasę jej podróży, aż do dnia, gdy kuzynka zadzwoniła z informacją, że wyszła za mąż za młodego włoskiego kierowcę wyścigowego, Carla Valettiego, i jest „bosko szczęśliwa". Serena, która wkraczała właśnie w impulsywny wiek trzynastu lat, była zachwycona. Teraz marzyła tylko o dniu, w którym Dawn zaprosi ją do swego wspaniałego domu w Rzymie. Zaproszenie jednak nigdy nie nadeszło i nawet kartki przychodziły rzadziej. Serena nie chciała uwierzyć, że jej ukochana kuzynka mogła o niej zapomnieć. Nie, po prostu Dawn była teraz bardzo zajęta swym nowym życiem.

I nagle wróciła do Anglii. Niewiele mówiła o swoim małżeństwie i Serena uświadomiła sobie, że Dawn nie jest szczęśliwa. Jej urok był równie oszałamiający, jak niegdyś i Serena natychmiast znalazła się pod jego wpływem.

Przyjazd Carla stanowił prawdziwy szok. Mąż Dawn był jednocześnie najbardziej nieznośnym i najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek widziała. Jego szczupła, silna sylwetka i ciemne oczy już podczas pierwszego spotkania wywarły na niej wielkie wrażenie. Wrażenie to jednak zniknęło, gdy okazało się, jaki jest sztywny i nieuprzejmy.

Przez chwilę, na tańcach, wydał się jej bardziej ludzki. Wybuch spontanicznego śmiechu zmienił go nie do poznania, wygładził zmarszczki, które zbyt szybko pojawiły się na tej młodej twarzy. Kiedy tańczyli walca, dotyk obejmujących ją silnych ramion sprawił, że ogarnęło ją dziwne podniecenie. Postanowiła nie tańczyć z nim więcej, a jednak z rozczarowaniem przyjęła fakt, że już jej o to nie poprosił.

Powrót narzeczonego powitała ze starannie skrywaną ulgą. Kochany, niezawodny Andrew od lat był jej najbliższym przyjacielem i wszyscy byli pewni, że myśl, teraz jednak wszelka radość zniknęła. Carlo najwyraźniej uważał Andrew za tępego wieśniaka i za każdym razem, kiedy z nim rozmawiał, w jego głosie pobrzmiewała ironia. Serenę doprowadzało to do furii.

Wciąż paliły ją policzki na wspomnienie pogardliwego spojrzenia, jakim obrzucił ją, kiedy mierzyła suknię ślubną.

Czy to wtedy ów wyrafinowany kosmopolita uznał, że szkoda mu czasu na uczestniczenie w jakimś prowincjonalnym ślubie? Serena mogła mu wybaczyć to, że ją obraził. Ale fakt, że zignorował prośby Louisy i całej rodziny, to już zupełnie inna sprawa.

Wściekła, postanowiła się z nim rozmówić, rychło odkryła jednak, że Carlo potrafi być nieprzejednany. Podjął już decyzję i nic nie mogło jej zmienić.

Istniało jednak jeszcze jedno wspomnienie, które ją nawiedziło, i które sugerowało, że może nie wszystko było takie proste. W pewnej chwili dłoń Carla wpiła się w jej ramię, a jego oczy – nagle szczere i bezbronne – zajrzały w głąb jej serca. W tej sekundzie poczuła, że te wpatrzone w nią oczy mogą odczytać najskrytsze tajemnice, zdradzieckie myśli, które nękały ją od chwili jego przyjazdu. Wyrwała się wtedy i uciekła, przerażona nie tylko jego zachowaniem, ale i pewnym przypuszczeniem, kiełkującym w jej umyśle.

Kiedy wyjechał, próbowała przekonać samą siebie, że wszystko to sobie wymyśliła. Jednak wspomnienie dotyku Carla wciąż żyło w pamięci Sereny.

Ku swemu przerażeniu odkryła, że nie może znieść obecności Andrew, a tym bardziej poślubić go. Był zdumiony, kiedy poprosiła o odłożenie ślubu, lecz jak zawsze poddał się jej życzeniom. Uczynił tak również później, gdy małżeństwo w ogóle zostało odwołane.

Uśmiechnęła się ciepło na myśl o Andrew, obecnie szczęśliwym małżonku Patricii. Carlo miał rację co do tych dwojga. Dziwne, że akurat ten pozbawiony uczuć mężczyzna jako jedyny, dostrzegł prawdę.

Skończyła kurs zarządzania w college'u, po czym założyła własne biuro pośrednictwa pracy dla pomocy domowych. Rozwijało się ono tak szybko, że Serena przeniosła się wkrótce do Londynu. Szczyciła się tym, że zawsze znajduje odpowiednią osobę do każdej, nawet niezwykle trudnej pracy.

Miarą sukcesu Sereny było jej niewielkie, eleganckie mieszkanie w Londynie i luksusowy samochód, którym właśnie jechała. Stanowił on jedyną ekstrawagancję w jej uporządkowanym życiu, a jego potwornie wysoka cena wywoływała w niej poczucie winy. Niestety, nie był to najlepszy model – ten tytuł bezsprzecznie należał do wdzięcznego, zgrabnego valetti, który jednak był zdecydowanie nie na jej kieszeń, a poza tym nie miała zamiaru zwiększać zysków Carla.

Mimo kilku obiecujących romansów nadal nie wyszła za mąż. Powtarzała sobie, że ostrożność pozwoli jej uniknąć błędu, jaki popełniła Dawn; wtedy jednak przed jej oczami znów stawała twarz Carla, jego płomienne spojrzenie… W takich chwilach natychmiast starała się zająć umysł czymś innym, by myśli nie zboczyły na teren zakazany.

Zaledwie kilka tygodni temu Dawn i Louisa uciekły do Anglii.

– Musiałam przyjechać – wyjaśniła z desperacją Dawn. – Carlo chce się ze mną rozwieść i odebrać mi dziecko.

– Ależ z pewnością nawet Carlo nie zrobiłby czegoś podobnego? – Serena była wstrząśnięta.

– Nie znasz go tak dobrze, jak ja – odparła gorzko Dawn. – On uważa, że Louisa jest jego własnością, a Carlo nigdy nie rezygnuje z tego, co posiada.

– A zatem będziemy z nim walczyć jego własną bronią.

Naradziły się z najlepszym prawnikiem od spraw rodzinnych. Zgodnie z jego radą Dawn sporządziła nowy testament, w którym wyznaczyła Serene jedyną opiekunką córki w razie własnej śmierci. „Na wszelki wypadek… " powiedział adwokat i Dawn podpisała dokument, śmiejąc się z zupełnie jej zdaniem niepotrzebnych środków ostrożności.

Wkrótce jednak ta ewentualność stała się tragiczną rzeczywistością. Dawn dostała wysokiej gorączki, której z uporem nie traktowała poważnie.

– Idę na przyjęcie – oznajmiła. – Od dawna nie miałam okazji się zabawić. Zajmij się Louisa, dobrze?

– Oczywiście, ale wolałabym, żebyś nie szła. Nie wyglądasz dobrze.

– Nic mi nie będzie.

Kiedy nad ranem wróciła do domu, wstrząsały nią dreszcze. Serena wezwała lekarza i po godzinie Dawn znalazła się w szpitalu. Nawet wtedy nic jeszcze nie zapowiadało nieszczęścia. W dzisiejszych czasach ludzie nie umierają na zapalenie płuc. Lecz nagle nastąpił atak serca. Serena siedziała obok łóżka kuzynki i trzymała ją za rękę. Wiedziała, że to ich ostatnia rozmowa.

– Sereno… – szepnęła Dawn. – Bliżej, pochyl się bliżej… jest coś, co muszę ci powiedzieć.

Tłumiąc rozpacz Serena pochyliła się nad łóżkiem. Przez chwilę Dawn zbierała siły, po czym zdołała powiedzieć:

– Louisa… zaopiekuj się nią.

– Oczywiście – przyrzekła Serena przez łzy.

– Ona nie jest… dzieckiem Carla.

– Nie Carla?

– Nic nie mogłam na to poradzić. Nie obwiniaj… mnie.

Serena potrząsnęła głową.

– Czy Carlo wie?

– Nie – szepnęła Dawn. – Ale nie ma do niej prawa… pamiętaj.

– Dawn, kto jest jej prawdziwym ojcem?

Dawn, krzywiąc się z bólu, odetchnęła głęboko i spróbowała coś powiedzieć, z jej ust jednak nie dobiegł już żaden głos. Jej siły wyczerpały się ostatecznie i zamknęła oczy. W godzinę później umarła.

W głębi duszy Serena była wstrząśnięta tym, że Dawn zdradziła męża. Jej własna, niezwykle uczciwa i prostolinijna natura nigdy nie pozwoliłaby jej na coś podobnego. Prędzej porzuciłaby mężczyznę niż go oszukała. Natychmiast jednak odrzuciła tę myśl. Nie powinna osądzać Dawn, która przecież nie mogła już się bronić, wyjaśnić, jak doszło do czynu tak sprzecznego z jej charakterem. Kto wie, do czego mogło doprowadzić ją okrucieństwo Carla? Serena z łatwością przyjęła, że wina obciążała wyłącznie jego, a smutek po stracie Dawn jeszcze podsycił jej niechęć do Carla.

Teraz nie było jednak czasu na poddawanie się rozpaczy. Musiała wykonać niezwykle ważne zadanie. Została jej tylko Louisa. Przyrzekła, że uczyni wszystko, aby ją chronić i dochowa tej obietnicy – bez względu na konsekwencje.


Pogrzeb Dawn odbył się w Delmer. Dzień był wilgotny i chłodny, jakby pogoda dostosowała się do nastroju Sereny. Przez całą ceremonię denerwowała się, usiłując odszukać wzrokiem Carla. Bez skutku.

W końcu doszła do wniosku, że mimo swych wzniosłych deklaracji postanowił nie uczestniczyć w pogrzebie żony.

Kiedy jednak odwróciła się, aby wyjść z kościoła, ujrzała go natychmiast. Spojrzał na nią, w jego oczach ujrzała wyzwanie i gdy tylko znalazła się na dworze, natychmiast do niej podszedł.

– Gdzie jest Louisa? – spytał bez żadnych wstępów.

– Uznałam, że udział w pogrzebie za bardzo by nią wstrząsnął.

– Pytałem, gdzie jest.

– W bezpiecznym miejscu.

– Chcę się z nią zobaczyć – powiedział stanowczo.

– Obawiam się, że to niemożliwe. Przyrzekłam Dawn.

– To, co robisz, jest bardzo niebezpieczne – oznajmił twardo. – Nie mam zamiaru tolerować twojego wtrącania się w moje sprawy.

– To mnie nie interesuje. Louisa zostanie ze mną, tak jak życzyła sobie jej matka.

Ruszyła naprzód, on jednak chwycił ją za rękę.

– Posłuchaj…

Dwaj silnie zbudowani mężczyźni, którzy bezszelestnie podeszli do Carla i stali tuż za jego plecami, błyskawicznie unieruchomili jego ramiona i zmusili go, by uwolnił Serenę.

– Jak widzisz, byłam przygotowana. – Skinieniem głowy nakazała im, by odeszli.

Zaśmiał się pogardliwie.

– Goryle? Jakież to zabawne!

– Dobrze zapamiętałam twoje metody.

Zanim zdołał odpowiedzieć, ktoś lekko dotknął jego ramienia. Odwróciwszy się, ujrzał panią Brady, żonę proboszcza, z którą zderzył się tamtego letniego wieczoru, na tańcach. Wydało mu się, że od tego dnia minęły setki lat.

– Tak się cieszę, że znów pana widzę – powiedziała z sympatią – choć nie sądzę, aby pan mnie pamiętał.

– Przeciwnie, mile wspominam nasze spotkanie – odrzekł uprzejmie.

– Wszyscy bardzo lubiliśmy Dawn. Ale nie stójmy tu na deszczu. Możemy porozmawiać pod dachem.

– Z przyjemnością – kątem oka dostrzegł, że Serena wzdrygnęła się niechętnie. – Czy mógłbym państwa podwieźć?

– To bardzo uprzejmie z pańskiej strony. Zaraz zawołam Billa.

Odeszła, pozostawiając ich samych.

– Niemal skłonny jestem uwierzyć, że nie zamierzałaś mnie zaprosić. Czy powiesz mi, gdzie jest stypa, czy też będę musiał zapytać o to państwa Brady?

– W domu – odparła sztywno. – Ale ty marnujesz czas. Louisy tam nie ma.

Jego oczy zwęziły się niebezpiecznie.

– Czy zdajesz sobie sprawę z tego, co robisz?

– O tak, ośmieliłam się zagarnąć twoją własność – odparła z ironią Serena. – Tylko, że to nie jakaś rzecz, ale żywe, wrażliwe dziecko. Nie pozwolę, aby nasze nieporozumienia wyrządziły jej jakąkolwiek krzywdę.

Carlo odwrócił się i odszedł bez słowa. Bał się, że nie zdoła dłużej opanować wściekłości i poczucia bezsilności. I tak czuł już, że walczy na niepewnym gruncie. Widok Sereny wstrząsnął nim. Młoda, płocha, na wpół dzika istota zniknęła, zastąpiła ją chłodna, elegancka kobieta. Miast miękkich, potarganych loków tańczących na wietrze ujrzał gładką, idealnie upiętą fryzurę. I, ku jego rozpaczy, elegancja Sereny znacznie zwiększyła jej podobieństwo do Dawn.

W domu Fletcherów spacerował między ludźmi, wypowiadając stosowne frazesy. Cały czas jednak nie spuszczał z oka Sereny. W pewnym momencie zorientował się, że zniknęła i po chwili odnalazł ją w ogrodzie, siedzącą na prostej, drewnianej ławce. Mimo kosztownej czarnej sukni i doskonałego uczesania nie wyglądała już wyniośle. Sprawiała wrażenie samotnej i niepocieszonej.

– Nie powinnaś tu siedzieć – powiedział nieoczekiwanie dla siebie samego. – Jest wilgotno i zimno.

– Nie mogę znieść tych wszystkich ludzi – Serena westchnęła. – Tak wiele mówią… nic, tylko gadają i gadają. Nie ma ani chwili spokoju.

– Wiem – usiadł obok niej. Odwróciła głowę i dostrzegł, że jest zapłakana, natychmiast jednak wytarła załzawione oczy.

– Nierób tego. Czemu nie miałabyś płakać? A może dlatego, że ja tu jestem? Sądzisz, że nie odczuwam żalu?

– A odczuwasz? – spytała ze zdziwieniem.

– Oczywiście. Nie z powodu utraty żony, bo straciłem ją wiele lat temu. Ale szkoda mi tego, co było kiedyś i małżeństwa, jakim moglibyśmy być, gdyby nie… – ugryzł się w język. Nie czas teraz wspominać chciwość i egoizm Dawn. – Gdyby nie to, jak się ułożyły sprawy – kończył niepewnie. – Kiedy coś się kończy, człowiek zawsze zastanawia się, czy nie mógł postąpić inaczej. Gdybym był wtedy starszy – sam nie wiem – może byłbym mniej oszołomiony jej urodą i lepiej dałbym sobie radę.

– Była piękna, prawda? – wtrąciła entuzjastycznie Serena. – W dzieciństwie, kiedy tylko pozwalała mi przebywać obok siebie, byłam w siódmym niebie.

– Tak – mruknął – potrafiła być czarująca, jeśli robiło się to, co chciała. Ile miałaś lat, kiedy wyjechała?

– Dwanaście.

Skinął głową. To potwierdzało jego przypuszczenia. Serena znała kuzynkę w dzieciństwie, a potem, gdy już dorosła, miała z nią styczność jedynie przez kilka tygodni. Nigdy nie zdążyła poznać prawdziwego oblicza Dawn.

– Nigdzie nie widziałem twoich dziadków – zauważył.

– Umarli dwa lata temu, w odstępie kilku dni.

Najpierw odeszła babcia, a dziadek… po prostu zgasł.

Zostali pochowani razem.

– Bardzo się kochali – powiedział Carlo, bardziej do siebie niż do niej.

– Tak. Dobrze, że to się stało w ten sposób, że żadne z nich nie musiało żyć dalej bez drugiego.

– To prawda. Sprawili na mnie wrażenie idealnej pary. Żałuję, że nie wiedziałem o ich śmierci. Przysłałbym kwiaty – albo może nawet przyjechał na pogrzeb, gdybyś mi pozwoliła. Czemu tak na mnie patrzysz?

– Myślę, że masz krótką pamięć – odparła zimno.

– Dawn chciała przyjechać na pogrzeb, ale ty zatrzymałeś ją we Włoszech, żeby zabawiała jakiegoś wspólnika. Kiedy rozmawiałyśmy przez telefon, płakała.

– O, z pewnością – powiedział sucho. – Dawn znakomicie umiała ronić łzy przez telefon, jeśli chciała uniknąć nieprzyjemnego obowiązku.

– Nie oczerniaj jej! – krzyknęła.

– Sereno, przysięgam, że nigdy nie słyszałem o śmierci twoich dziadków i nie zabraniałem Dawn przyjazdu na pogrzeb. Nie zrobiłbym tego. I jeśli już o tym mówimy, nie groziłem bynajmniej, że wyrzucę ją z domu. Rozwód był jej pomysłem, nie moim. Chciała zatrzymać Louisę i pozwalać mi na spotkania z dzieckiem tylko wtedy, gdy będzie jej to odpowiadało, to znaczy nigdy.

– Mnie mówiła co innego.

– Mogę tylko powiedzieć, co naprawdę zaszło. Nie zmuszam cię, abyś mi wierzyła.

Serena wstała.

– Muszę wracać do gości.

– Nie przyjadę tu więcej – oznajmił. – Czas już na mnie. Opiekuj się moją córką.

– Naprawdę myślisz, że musisz mi o tym przypominać? – spytała ostro.

– Nie wiem, co mam myśleć. Nie rozumiem kobiety, która ukrywa dziecko przed ojcem i wyobraża sobie, że postępuje słusznie. Niedługo się odezwę.

Powoli pokręcił głową i przeszedł przez ogród aż do miejsca, gdzie zaparkował samochód. Ruszając, spojrzał w lusterko. Drugi samochód, stojący w pewnej odległości, podążył za nim i Carlo uśmiechnął się z aprobatą. Po przejechaniu pół kilometra zatrzymał się i zaczekał na swego towarzysza. Po chwili kierowca drugiego pojazdu, mężczyzna nazwiskiem Banyon, znalazł się obok niego.

– Czy widziałeś wszystko, czego ci trzeba? – spytał zwięźle Carlo.

– Dobrze przyjrzałem się pannie Fletcher, tak jak pan mi polecił. Nie było z nią dziewczynki.

– Cóż, szczerze mówiąc, spodziewałem się tego.

A zatem ukryła moją córkę, a pan musi ją znaleźć.

Banyon potrząsnął głową.

– To nie będzie łatwe.

– Proszę zrobić wszystko, co trzeba – polecił Carlo.

– Obserwować tę kobietę dzień i noc. Chcę wiedzieć, co robi i gdzie bywa. Wynająłem pana, bo podobno jest pan jednym z najlepszych detektywów w tej branży.

– Najlepszym – poprawił go Banyon.

– Proszę to udowodnić, odnajdując moją córkę – warknął Carlo, po czym wsiadł do samochodu i odjechał.

Загрузка...