ROZDZIAŁ 11

Popołudnie okazało się zaskakująco ciepłe, więc Sabrinie bardzo doskwierał długi i ciepły płaszcz, nic innego jednak nie zdołała wymyślić. By zrealizować swój cel, musiała się skradać po zamkowych korytarzach jak jakiś przestępca. Działo się tak, od kiedy Kardal pozwolił, by zajęła się katalogowaniem znajdujących się w podziemiach skarbów. Wtedy właśnie zaczęła wynosić stamtąd różne przedmioty. Zawsze wybierała tylko niewielkie, zawijała po kilka sztuk i ukrywała pod płaszczem. Spotykając kogoś na korytarzu, starała się zachowywać naturalnie, modląc się w duchu, by nikt nie odgadł prawdy. Gdyby Kardal dowiedział się, co robiła, zabiłby ją.

Dotarła do swojej komnaty i odetchnęła z ulgą. Kolejna tajna misja przebiegła bez zakłóceń. Zrzuciła płaszcz i poluzowała pas z tkaniny, którym była obwiązana w talii, by wyjąć trzy aksamitne woreczki i figurkę z jadeitu. W woreczkach były drogocenne kamienie i kilka sztuk biżuterii, w tym diadem królowej Elżbiety I. Natomiast figurka należała niegdyś do cesarza Japonii.

Sabrina schowała skarby do jednego z kuferków przeznaczonych na jej osobiste rzeczy. Kalkulowała, że jeśli nadal będzie jej tak dobrze szło, to po miesiącu…

– Wiem z całą pewnością, że nie kradniesz, w takim razie o co tu chodzi?

Zaskoczona Sabrina odwróciła się i napotkała pytający wzrok Cali, która, czekając na nią, usiadła w fotelu w rogu komnaty.

– Ja… To nie tak, jak myślisz.

– Więc mi wyjaśnij, Sabrino.

– Chodzi o to, że… – Przerwała na chwilę, a potem poszło już jej gładko. – Kardal uważa inaczej, ale wiem, że mam rację. Skoro mieszkańcy Miasta Złodziei wyrzekli się kradzieży, przynajmniej część skarbów powinna być zwrócona prawowitym właścicielom. Wiem, że są sprawy wątpliwe, jak na przykład jajka Fabergego, ale wiele przedmiotów ma oczywistych spadkobierców. Niestety Kardal twierdzi, że jeśli chcą odzyskać swoją własność, powinni ją sobie sami odebrać. Innymi słowy, prawo dżungli. A nawet gdyby chcieli tak zrobić, to przecież nie wiedzą, gdzie te skarby się znajdują. Ponieważ na takie argumenty Kardal reaguje śmiechem, postanowiłam sama zwrócić część tych skarbów ich prawowitym właścicielom.

– Jest to całkowicie zgodne z logiką mojego syna. – Cala lekko uśmiechnęła się.

– Waśnie. Większość rzeczy, które wyniosłam ze skarbca, należą do Bahanii i El Baharu. Rozpoznałam je bez trudu, no i prawo własności jest oczywiste. Znalazłam też kilka przedmiotów będących własnością Korony Brytyjskiej i innych królewskich rodzin. Zaznaczam, że nic nie wzięłam dla siebie – zakończyła niczym podsądny oczekujący na wyrok.

Cala milczała jakiś czas, a potem podeszła do otwartego kuferka i zajrzała do środka.

– Wspominałam ci już, że moja działalność dobroczynna rozpoczęła się dzięki pieniądzom uzyskanym ze sprzedaży skradzionych drogocenności.

Sabrina odetchnęła z ulgą.

– Tak, pamiętam.

– Mój ojciec mnie rozpieszczał. – Cala uśmiechnęła się leciutko. – Dawał mi rubiny, szmaragdy i diamenty wielkości twojej pięści. Wszystkie, co do jednego, kradzione. Dbał jednak, by to, co od niego dostawałam, było niemożliwe do zidentyfikowania. Kamienie skradzione zostały co najmniej przed stu laty i nikt już nie pamiętał, do kogo kiedyś należały, dlatego postanowiłam je sprzedać. Z czasem moja fundacja stała się na tyle znana, że zaczęły napływać dotacje, dzięki którym dzisiaj funkcjonujemy. Jednak ziarno, z którego to wykiełkowało, pochodziło z piwnic tego zamku. – Wskazała diamentowy diadem leżący w kuferku. – To jeden z moich ulubionych klejnotów. Do kogo należy?

– Do Wielkiej Brytanii. Zrobiono go dla królowej Elżbiety I. Ma go na głowie na jednym z portretów.

– Kiedy Kardal się z kimś nie zgadza, często zachowuje się okropnie. Upiera się przy swoim tak długo, aż oponent ma już dosyć i jest gotów się poddać, byle tylko zakończyć sprawę. Cieszę się, że znalazłaś sposób, żeby go przechytrzyć.

– Nie powiesz mu o tym? Naprawdę?

– Mój syn jest Księciem Złodziei. Jeśli ktoś nosi taki tytuł, to sam powinien wiedzieć, kiedy go okradają. – Roześmiała się, zaraz jednak spoważniała. – Powiedz mi, Sabrino, co myślisz o moim synu?

– Trudny temat… – Starała się zebrać myśli, bo pytanie ją zaskoczyło. – Kardal mnie onieśmiela, choć staram się z tym walczyć. Tak, bywa uparty i nieznośny, a nawet gwałtowny i dziki, ale potrafi również okazywać serce. – I namiętność, dodała w duchu.

– Jesteś jego więźniem. Czy nie powinnaś go znienawidzić?

– Jeśli spojrzeć na to w ten sposób, to oczywiście powinnam, ale tak się nie stało. Głównie dlatego, że w tej chwili nie mam ochoty na powrót do domu. Dlatego pozostanę w mieście tak długo, jak długo Kardal mi na to pozwoli, i będę katalogować skarby. – Uśmiechnęła się. – No i wykradać te mniejsze, które mogę ukryć pod płaszczem. A kiedy w końcu opuszczę miasto, oddam je prawowitym właścicielom.

Usiadły na fotelach.

– Dlaczego musisz wrócić do domu? – spytała Cala.

Dobre pytanie, pomyślała Sabrina. Rzeczywiście, dlaczego musi wracać? Mogłaby tu przebywać długo, bardzo długo. Lecz jaki byłby koniec tej historii?

– Mój ojciec i ja nie jesteśmy sobie zbyt bliscy – zaczęła ostrożnie. – Ma jednak wobec mnie pewne oczekiwania. Jestem zaręczona.

– Zaręczona? Z kim? – zdumiała się Cala.

– Nie wiem. Kiedy ojciec powiedział mi, że mnie zaręczył, wściekłam się i uciekłam na pustynię. Dlatego nie znam żadnych szczegółów. Mojego przyszłego męża nazwałam księciem trolli i boję się, że trafiłam w sedno.

– Może nie będzie aż tak źle…

Sabrina nie chciała myśleć o swoim narzeczonym ani o tym, że kiedyś nie będzie obok niej Kardala. Lecz kiedyś i tak wyjedzie z miasta. I co wtedy? Czy Kardal będzie za nią tęsknił? Nie rozumiała tego, co łączyło ją z Księciem Złodziei, a przede wszystkim nadal nie wiedziała, dlaczego ją tutaj przywiózł i nadal ją przetrzymuje. Nie należała do niego, bo ta cała zabawa w niewolnicę to absurd, a mimo to kilka dni wcześniej zabronił jej opuścić miasto.

– Nie wiem, dlaczego nie chcę stąd odejść. To nie jest normalne, to zupełnie wbrew mojej naturze. Powinnam znienawidzić moje więzienie.

– Całkiem przyjemne więzienie. – Cala uśmiechnęła się. – I w dodatku pełne wyjątkowych skarbów. – Popatrzyła przenikliwie na Sabrinę. – Chodzi również o Kardala, prawda? Myślę, że trochę go polubiłaś.

– Trochę…

Może nawet bardziej niż trochę. Dzięki niemu zaczęła myśleć o rzeczach dotąd jej nieznanych. Obudził w niej nowe pragnienia, nauczył, czym jest namiętność. Ale nie była im pisana wspólna przyszłość. Sabrina wiedziała, że nie może dopuścić do tego, by połączyli się w prawdziwej miłosnej ekstazie. Bez względu na to, jak wiele miała do zarzucenia swojemu ojcu, nie mogła się przeciwstawić ani tradycji, ani monarchii, a jej rojenia o ucieczce do Kalifornii i rozpoczęciu nowego życia w Ameryce były bzdurą. Nigdy by się na to nie zdobyła. Natomiast Kardal, mimo że go pragnęła, był dla niej zakazanym owocem. Gdyby się z nim kochała, jej ojciec musiałby go zabić. A ona nawet nie chciała myśleć o świecie, w którym zabraknie Księcia Złodziei.

– Życie bywa bardzo skomplikowane. Król Givon wraca tu po ponad trzydziestu latach, a ja nie mam pojęcia, co powinnam mu powiedzieć.

Cala, tak zawsze energiczna i pewna siebie, teraz była kompletnie zagubiona. Sabrina natychmiast zapomniała o własnych kłopotach.

– Przecież sama go tu zaprosiłaś. Czyżbyś zmieniła zdanie?

– Och, zmieniałam je już tysiąc razy. Każdego dnia budzę się z postanowieniem, że muszę wycofać zaproszenie. Zanim nadejdzie pora śniadania, dochodzę do wniosku, że jednak tego nie zrobię, a o dziesiątej łapię za telefon, by dzwonić do Givona, żeby nie przyjeżdżał. Potem znów zmieniam zdanie. – Uśmiechnęła się bezradnie. – I tak przez cały dzień, do późnej nocy. – Skuliła się. – Co powinnam mu powiedzieć?

– A co byś chciała mu powiedzieć? Macie jakieś wspólne sprawy, które przed laty nie zostały załatwione?

– Mam mu bardzo dużo do powiedzenia. Może nawet za dużo. A co do niezałatwionych spraw, to jest jedna. Zresztą nie wiem… – Pokręciła głową. – Byłam wtedy taka młoda, miałam zaledwie osiemnaście lat. Wiedziałam, co nakazuje tradycja i czego się ode mnie oczekuje, rozumiałam, że miasto musi mieć dziedzica. W głębi serca ufałam jednak, że ojciec do tego nie dopuści, że zerwie z tym odwiecznym barbarzyństwem. Każda młoda dziewczyna marzy, że wyjdzie za mąż i założy szczęśliwą rodzinę, a co mnie spotkało? Przyjechał obcy mężczyzna, zapłodnił mnie i odjechał. Czekałam na rozwiązanie, wiedząc, że jeśli urodzi się dziewczynka, znów zostanę zapłodniona, i tak aż do skutku, aż urodzi się chłopiec. – Przymknęła na chwilę oczy, jakby nie mogła znieść okropnych wspomnień – Groziłam, że ucieknę, krzyczałam, że popełnię samobójstwo, ale mój ojciec był nieugięty. Powtarzał, że jako księżniczka muszę spełnić swój obowiązek wobec Miasta Złodziei. „W twoim łonie pocznie się nasza przyszłość", powiedział. Buntowałam się przeciwko tym argumentom, jednak nie potrafiłam przeciwstawić się ojcu. Nikt nie potrafił, wszystkich naginał do swej woli, więc co mogła zrobić osiemnastoletnia dziewczyna? Nie uciekłam, nie odebrałam sobie życia. Aż któregoś dnia on przyjechał. – Cala wstała z fotela i podeszła do kominka. – Pierwszy raz zobaczyłam go w pokoju podobnym do tego. Był stary. – Roześmiała się. – To znaczy wtedy wydawał mi się stary, ale tak naprawdę ledwie dobiegał trzydziestki. Miał dwóch synów, jego żona spodziewała się kolejnego dziecka… – Spojrzała na Sabrinę. – Był dobrym i delikatnym człowiekiem. Ta sytuacja była dla niego równie trudna i niezręczna jak dla mnie, a może nawet bardziej, bo przecież miał rodzinę. Obowiązek jednak wymagał, bym z jego udziałem poczęła syna. – Cala bawiła się cienkim złotym łańcuszkiem zapiętym wokół nadgarstka. – Pierwszej nocy tylko rozmawialiśmy. Powiedział, że mamy czas, nie musimy się spieszyć. Byłam pewna, że zgwałci mnie i porzuci, więc poczułam się trochę pewniej. W ciągu następnych kilku tygodni zaprzyjaźniliśmy się, a tamtej nocy, kiedy wreszcie zostaliśmy kochankami, to ja przyszłam do niego. – Cala zapatrzyła się w kominek. – Byłam szalona. Nie myślałam o jego żonie i synach, tylko o tym, jak cudownie się czuję, kiedy Givon mnie dotyka. Myślałam o naszej radości i naszym śmiechu, kiedy razem tańczymy. O tym, jak każdego ranka kochamy się we wpadających do pokoju promieniach słońca. Zakochałam się w nim.

– Och! – Sabrina nagle coś pojęła. Usłyszała historię miłości, która nie miała szans na szczęśliwe zakończenie. Młoda, niewinna dziewczyna zakochała się w mężczyźnie, którego nie mogła mieć dla siebie. Przecież to o mnie, pomyślała w panice. Do tej chwili nawet nie próbowała nazwać tego, co działo się w jej sercu. Lecz teraz już wiedziała. Jak i to, że dla Kardala i dla niej ta sytuacja jest niezwykle groźna.

– Jeden miesiąc zamienił się w dwa – mówiła dalej Cala. – Wiedziałam, że jestem w ciąży, ale zataiłam to, bo nie chciałam, by Givon wyjechał. – Uśmiechnęła się, mimo że w jej oczach błyszczały łzy. – Okazało się, że wszystkiego się domyślił, lecz milczał, bo też się we mnie zakochał. – Cala z westchnieniem opadła na fotel. – Aż wreszcie wyznaliśmy sobie nasze uczucia. Byłam taka szczęśliwa. Givon mnie kochał, jak więc mógłby mnie opuścić. Wmówiłam sobie, że wszystko jakoś się ułoży. Nie zastanawiałam się, że on ma swoje królestwo i rodzinę. Myślałam tylko o nim, o mężczyźnie, który stał się dla mnie całym światem.

– A jednak odszedł. Co się stało?

– Jego żona przyjechała do Miasta Złodziei. Przywiozła ze sobą chłopczyka, którego dopiero co urodziła. „Opuścisz nas wszystkich?" – zapytała i włożyła niemowlę w jego ramiona. Stałam w korytarzyku i słyszałam jej słowa. Widziałam niezdecydowanie w oczach Givona i widziałam chwilę, w której dokonał wyboru. Wybrał swoją żonę, nie mnie. – Spojrzała na Sabrinę. – Wpadłam we wściekłość. Oskarżyłam go, że się mną bawił, że mnie oszukał. Zarzuciłam mu, że nigdy mnie nie kochał. – Westchnęła smutno. – Zachowałam się głupio i okrutnie. Byłem jednak bardzo młoda i bez pamięci zakochana. Wykrzyczałam mu w twarz, że jeśli wyjedzie, to nigdy więcej nie chcę go już widzieć. Złamał mi do reszty serce, gdy przyznał mi rację. Że tak będzie dla wszystkich najlepiej. Że ten romans, gdyby nadal trwał, zniszczyłby nas oboje. – Cala zamknęła oczy. – Zranione serce, zraniona duma to źli doradcy. W porywie gniewu zabroniłam Givonowi widywać jego syna. Bo czułam, że to będzie syn… Zmusiłam go, by przysiągł, że nigdy się nie zbliży do domu naszego dziecka. – Cala uśmiechnęła się smutno. – Widzisz więc, że mam wiele grzechów do odpokutowania. To moja wina, że przez te wszystkie lata Givon trzymał się z daleka od Kardala. Zniszczyłam mu małżeństwo, odebrałam syna. Co z tego, że upłynął długi czas, skoro rany nadal są niezaleczone… Co mam mu teraz powiedzieć?

– Nie wiem… Wiem tyle, że nie miałaś żadnego wpływu na to, co się stało. Przecież nie próbowałaś go uwodzić, nie planowałaś, że odbijesz go żonie. To twój ojciec zaprosił Givona do Miasta Złodziei, a on się na to zgodził. Byłaś pionkiem w tej rozgrywce, o niczym nie decydowałaś, a potem wszystko się potoczyło w swoim rytmie. Nie jesteś niczemu winna, nie rozumiesz?

– Może kiedyś, lecz teraz jestem. Pomyśl o Kardalu. Nienawidzi swojego ojca. Jak mam mu wyznać prawdę? Jak mu to wszystko powiedzieć?

– Czy chcesz, żebym porozmawiała z nim? Bym spróbowała mu to wytłumaczyć?

– Nie jest mi łatwo cię o to prosić, ale tak, proszę cię, zrób to. Czuję się jak ostami tchórz, ale nie chcę zobaczyć nienawiści w oczach syna. Bo kiedy dowie się, że to przeze mnie nie zna swojego ojca, znienawidzi mnie.

Sabrina wiedziała, że Kardal nie znienawidzi swojej matki, kiedy pozna prawdę. Będzie wściekły i obolały, ale miłość do Cali pozostanie. Może natomiast radykalnie zmienić swój stosunek do Givona.

Na koniec pomyślała, jak zakończy się jej niefortunna miłość. Czy równie nieszczęśliwie jak miłość Cali i Givona?


– A więc sam widzisz – powiedziała Sabrina, kiedy skończyli z Kardalem kolację. – Nie wszystko jest winą Givona. To twoja matka zmusiła go, by przysiągł, że nie będzie się z tobą kontaktował. – Gdy milczał, martwo wpatrzony w filiżankę, spytała: – Nie wierzysz mi?

– Nie mam wątpliwości, że wiernie powtórzyłaś słowa matki. – Posępnie spojrzał na Sabrinę. – Ale to wcale nie znaczy, że powiedziałaś prawdę. Givon miał wiele możliwości, by stać się dla mnie prawdziwym ojcem. Mógł mnie odwiedzać, kiedy byłem w szkole, mógł też zapraszać do siebie.

– Przecież przyrzekł twojej matce, że nie będzie cię widywał!

– Swojej żonie też przyrzekał, a jednak kochał się z inną kobietą.

– To zupełnie co innego. Tradycja nakazywała, by Cala poczęła ciebie z Givonem, więc wypełnił swój obowiązek.

Wiedziała, że z uporem odrzuca wszystkie argumenty. Dlaczego nie ustąpił ze względu na matkę? Przecież dla Cali była to niesłychanie ważna sprawa.

– O czym myślisz? – zapytał nagle.

– O niczym.

– Sabrina?

– Dobrze, powiem ci. – Spojrzała na niego ostro. – Chciałabym potrząsnąć tobą, a jeszcze lepiej huknąć w łeb, żebyś oprzytomniał.

– Jestem jak najbardziej przytomny – warknął.

– Zapatrzony w siebie, ledwie kontaktujący z rzeczywistością. A jest ona bardziej złożona, niż myślisz. Nie tylko ty przeżywasz trudne chwile, również Givon i Ceala.

– Oni już zrobili swoje. Szczególnie Givon.

– Trudno się z tobą porozumieć. Mur, skała, beton. – Uśmiechnęła się. – Przecież…

– Starasz się uniewinnić Givona. To mnie doprowadza do furii!

– Nie jestem sędzią, by sądzić lub uniewinniać. Po prostu staram się pojąć ludzkie czyny. Zrozum, nie twierdzę, że Givon zachował się bez zarzutu. Przecież po jakimś czasie, gdy Cala już się uspokoiła, mógł próbować dogadać się z nią na temat wspólnej opieki nad tobą. Nie wiem, dlaczego tego zaniechał, ale może były jakieś okoliczności, które go tłumaczą. Uważam, że powinieneś wysłuchać swojej matki. A jeśli jest coś, o czym powinieneś wiedzieć?

– Nie. – Kardal wstał od stołu. – To była ostatnia rozmowa na ten temat.

– Może wybór wcale nie należy do ciebie. – Sabrina również wstała. – Chciałeś, żebym ci pomogła. Próbuję to zrobić. Nic jednak nie osiągnę, jeżeli bez przerwy będziesz mi dyktował, kiedy mam się wycofywać. Albo będzie to partnerska rozmowa, albo w ogóle nie ma o czym mówić.

Spojrzał na nią wściekłym wzrokiem, lecz odpowiedziała mu tym samym.

– Jestem Kardal, Książę Złodziei. Nie jesteśmy sobie równi. Ani w tej sprawie, ani w żadnej innej.

– Jestem Sabra, księżniczka Bahanii i królewska córka, więc jesteśmy sobie równi – oznajmiła tak samo gromko. – I nie waż się zgrywać cholernego macho, nie waż się ględzić, że jesteś mężczyzną, a ja jedynie kobietą, bo pożałujesz! – wydarła się. – Tylko spróbuj, a przyjdę w nocy do ciebie i wyrwę ci serce.

Po jej słowach w pokoju zapanowała głucha cisza. Kardal mierzył ją wściekłym spojrzeniem, lecz Sabrina nawet nie mrugnęła okiem. W końcu jeden kącik jego ust uniósł się do góry.

– Czym mi je wyrwiesz?

– Łyżeczką.

Roześmiał się.

– Och, Sabrina, nie kłóć się ze mną – powiedział cichym, gardłowym głosem.

Zaczął się do niej zbliżać, lecz ona umiała już rozpoznać ten głos i wiedziała, co jej może grozić.

– To ty się ze mną kłócisz. – Zaczęła cofać się przed nim. – Gdybyś potrafił mnie wysłuchać, gdybyś nie zamykał się na moje słowa, dostrzegłbyś, że…

Nie zdołała jednak dokończyć zdania, bo jego usta opadły na jej wargi. Sabrina najpierw pomyślała, że Kardal nigdy nie zdoła spojrzeć na to, co zrobił jego ojciec, z punktu widzenia innej osoby, bo już dawno wyrobił sobie zdanie i nie zamierzał go zmieniać. Taki po prostu był, uparty jak osioł.

W tym miejscu przestała myśleć, bo zawładnęła nią namiętność. Była w ramionach najwspanialszego mężczyzny na świecie. Bo taki po prostu był, cudowny jak bóstwo.

I nagle straciła wszelkie opory. Już wiedziała. Skoro kocha Kardala, musi się z nim kochać. Podjąwszy tę decyzję, najpierw poczuła wielka ulgę, a potem zawładnęła nią wprost niewyobrażalna żądza. Sabrina wspięła się na palce i ciasno przywarła do Kardala. To było cudowne, zdało się jej, że wreszcie gdzieś przynależy.

– Pragnę cię – szepnął.

Nie chciała płakać, lecz po jej policzkach popłynęły łzy.

– Co się stało? – Kardal zmarszczył brwi. – Czyżby moje słowa cię zaszokowały?

– Nie…

Pragnę, zamiast kocham. To ją tak bardzo zabolało. Ale dlaczego? Przecież ich miłość skazana była na klęskę, na niespełnienie. Czekał na nią książę trolli, a na Kardala… jego miasto, obowiązki władcy. Nie mogli uciec z tego świata, zaszyć się na antypodach. Ojciec by jej nie zrozumiał i nie wybaczył, a Kardal sprzeniewierzyłby się swemu posłannictwu.

Powinna się więc cieszyć, że to, co do niej czuje, ogranicza się do fizycznego pożądania. A jednak to bolało, bo pragnęła znacznie więcej. Serce, dusza, miłość…

– Sabrina? – Dotknął jej policzka mokrego od łez. – Dlaczego płaczesz?

Jak mogła wyznać mu prawdę?

– Nie możemy tego zrobić – szepnęła gorączkowo. – Jeśli pozbawisz mnie dziewictwa, zapłacisz za to głową, a w najlepszym przypadku banicją.

– Widzę, że mój mały pustynny ptaszek się martwi. – Uśmiechnął się beztrosko. – Nie myśl o tym, zostaw to mnie.

– Nie mogę. Nie chcę ponosić winy za to, co może cię spotkać.

– Naprawdę nie kłopocz się o to, Sabrino. – Znów się uśmiechnął.

Ta szalona brawura ujmowała ją, a zarazem przerażała. Czy rzeczywiście dla miłosnej nocy gotów był zaryzykować życie? Nocy z nią? Zrozumiała, że tak. Ale nawet wtedy jego serce pozostałoby dla niej zamknięte…

– Odejdź. – Odepchnęła go do siebie. – Nie możemy tego więcej robić. – Nigdy nie dowiesz się dlaczego, dodała w myśli.

Kardal przyglądał się Sabrinie. Z jej oczu znów popłynęły łzy. Jest nieszczęśliwa, ucieszył się. Wszystko przebiegało zgodnie z jego planem.

– Jak sobie życzysz – stwierdził oficjalnym tonem. – Do zobaczenia rano.

Ruszył do swojego biura, cicho pogwizdując. Sabrinie najwyraźniej zaczęło na nim zależeć. W ogóle biorąc wszystko pod uwagę, dochodził do wniosku, że oto trafił na niemal idealną kandydatkę na żonę. Była inteligentna, więc ich synowie będą doskonałymi przywódcami. Podniecała go, co dobrze rokowało ich pożyciu. Poza tym była otwarta na problemy innych ludzi, interesowała się zamkiem, przystosowała się do życia w pustynnym Mieście Złodziei. Oczywiście nie bez znaczenia były również korzyści, jakie wynikały z poślubienia córki króla Bahanii. Podsumowując to wszystko, Kardal doszedł do wniosku, że Sabrina będzie dobrą żoną. Pomyślał więc, że może od razu, dziś wieczorem, zadzwoni do króla Hassana i poinformuje go, że postanowił poślubić jego córkę.

Oczywiście musiał powiedzieć o tym narzeczonej. Tylko kiedy? Uznał, że po kłopotliwej wizycie króla Givona. Kiedy wszystko się uspokoi, wtedy zajmie się Sabriną. Razem zaplanują wesele, zastanowią się, którą część zamku przeznaczą na prywatne apartamenty książęcej pary, ustalą dziesiątki innych spraw.

Odmowy nie przewidywał. Sabrina jest rozsądną kobietą i poczuje się zaszczycona, gdy Książę Złodziei uzna, że jest godna zostać jego żoną.

Przypomniał sobie jej strach, że może mu stać się coś złego. Być może zaczęła się w nim zakochiwać. Kiedy o tym myślał, jego kroki stały się lżejsze. Dobrze by było, gdyby go pokochała. Oddałaby się temu uczuciu z równą pasją i determinacją jak wszystko, czym się zajmowała. Tak, nie miał wątpliwości, że wybrał odpowiednią kobietę.

Загрузка...