Następnego ranka, około dziesiątej, Kardal wkroczył do komnaty Sabriny. Dał jej całą noc, by mogła się pogodzić z sytuacją, wątpił jednak, by zdołała zaakceptować jego postępowanie. Wiedział przecież, jak bardzo potrafiła być uparta.
Spodziewał się, że księżniczka znowu czymś w niego rzuci, szykował się też na kolejne potyczki słowne. Oczywiście to on w końcu zwycięży, lecz wiedział, że Sabrina nie podda się bez walki. Ze zdumieniem uświadomił sobie, że nie może się już doczekać tego spotkania.
Kiedy wchodził do pokoju, wciąż jeszcze uśmiechał się do swoich myśli, lecz nagle instynkt, który nieraz uratował mu życie, nakazał mu gwałtownie się cofnąć.
Ostrze noża do owoców przecięło pustkę.
Kardal chwycił uzbrojoną dłoń, a potem uniósł Sabrinę w powietrze.
– Puszczaj mnie, draniu! – krzyknęła z furią.
Brutalnie cisnął ją na łóżko i opadł na nią całym ciężarem. Udami zablokował jej nogi, a dłońmi unieruchomił nadgarstki. Sabrina wiła się i szarpała, ale nie miała szans.
– Dzień dobry, niewolnico. – Drwiąco patrzył w ciskające błyskawice oczy. Mocno ścisnął jej prawy przegub, aż musiała wypuścić nóż. – Naprawdę myślałaś, że tak łatwo się mnie pozbędziesz?
– Nie liczyłam na to – warknęła. – Gdybym miała pistolet albo sztylet… Niestety to tylko nożyk do owoców. Nie da się nim nikogo zabić. Mogłam tylko zaprotestować przeciwko bezprawiu.
– Kobietom przystoją bardziej pokojowe metody wyrażania niezadowolenia. Lamentowanie, zawodzenie, ewentualnie demonstracja lub strajk… – szydził.
– Strzeż się, książę. Znajdę sposób, by cię zabić. Nie znasz dnia ani godziny – wycedziła przez zaciśnięte zęby.
Naprawdę gotowa była to zrobić, wiedział o tym. Mogła zaimponować odwagą i determinacją. Zawsze to szanował, nawet u największych wrogów.
A może po prostu była zbyt głupia, by zrozumieć konsekwencje swych postępków? Zaatakować Księcia Złodziei…, Niewielu się na to zdobyło.
Poczuł jej słodki zapach. Ponieważ zostawiono jej tylko ów idiotyczny haremowy strój, znów musiała go na siebie włożyć. Wiedział, jak bardzo nienawidziła tych skąpych szmatek, w których tak bardzo mu się podobała. Szczególnie pełne piersi rozsadzające zbyt ciasną górę kostiumu…
Najchętniej zacząłby się z nią kochać, nie zważając na nic. Po prostu rozsadzało go pożądanie. Musiał jednak nad nim zapanować. Mógł sobie nazywać ją niewolnicą, mógł jeszcze jakiś czas ciągnąć tę grę, ale Sabrina była przede wszystkim księżniczką i królewską córką. Takiej kobiety, choćby nawet i nie dziewicy, nie bierze się tak po prostu do łóżka. Należy do wyższej sfery, stoi za nią majestat urodzenia i tytułu. Gdyby ją zniewolił, a potem odtrącił, zhańbiłby również siebie, swoją książęcą godność. Tak więc kochając się z Sabriną, musiałby potem uznać ją za swoją żonę. A wcale nie był pewny, czy chce to zrobić. Spojrzał na nią.
– Nie jesteś zbyt posłuszną niewolnicą.
Popatrzyła na niego z wściekłością, wijąc się i próbując wyrwać z jego uścisku. Ze zdumieniem stwierdził, że kompletnie nie zdawała sobie sprawy, jak wielką sprawia mu przyjemność, tak wiercąc się w jego uścisku…
– Jako nadzorca niewolników nie dałeś mi instrukcji, jak mam się zachowywać – rzuciła cierpko. – A nie wiedząc, czego ode mnie oczekujesz, nie mogłam być nieposłuszna.
– Od prawieków obowiązuje zasada, że niewolnik nie atakuje swojego pana. Wszyscy o tym wiedzą.
– Może wszyscy panowie. Niewolnicy niekoniecznie.
Zastanowił się nad jej słowami, po czym puścił ją.
– Trafna uwaga. Potrzebujesz niewolniczej edukacji. A więc po pierwsze zapamiętaj sobie, że pod żadnym pozorem i w jakiejkolwiek formie nie wolno ci na mnie napadać.
Zręcznie ześlizgnęła się z łóżka i wstała. Kardal po chwili też wstał.
– Wolałabym najpierw przedyskutować tę część o nieposłuszeństwie.
– Nieważne, czego ty chcesz. To druga zasada, A teraz żądam, abyś mnie obsłużyła. Przyda ci się lekcja niewolniczej uległości.
– Wątpię – odparła, krzyżując ręce na piersi. Kardal pociągnął za zwisający z sufitu sznur.
– Mam ochotę się wykąpać.
Sabrina zamrugała.
– I to, że weźmiesz kąpiel, ma mnie nauczyć uległości? Ciekawe, w jaki sposób? Chyba nie chcesz mnie zmusić, bym piła wodę, którą zabrudzisz?
– Ależ skądże! Zamierzam cię zmusić, żebyś mnie umyła.
Sabrina zbladła.
– Nie mówisz tego poważnie…
– Jak najbardziej poważnie.
Była wstrząśnięta. Czyżby? – pomyślał. To tylko gra. Udaje niewiniątko, a przecież… Spojrzał na jej krągłe piersi, na biodra i na długie, osłonięte tylko przejrzystym tiulem nogi. Był przekonany, że żadna kobieta, a już szczególnie tak piękna kobieta, wychowując się w Stanach Zjednoczonych, i to w rozpustnej Kalifornii, nie mogła pozostać niewinna. Myślała, że zdoła go oszukać. W porządku, pozwoli jej odgrywać to przedstawienie tak długo, jak długo będzie to zgodne z jego planami.
Rozległo się pukanie do drzwi.
Sabrina powtarzała sobie, że to się nie dzieje naprawdę. To niemożliwe, żeby miała na sobie ubranie, w którym wyglądała jak przebrana za sułtańską nałożnicę prostytutka i żeby Kardal domagał się, by go wykąpała. I w ogóle cała ta historia z niewolnicą… Dlaczego był taki okrutny i perwersyjny? Co działo się w jego duszy? Czyżby był zboczeńcem, sadystą lubującym się w dręczeniu innych? Nie, to musi być sen…
Lecz oto w drzwiach stanęła Adiva, której Kardal polecił przygotować kąpiel.
– To wszystko żarty, prawda? – zapytała. – No wiesz, z tą kąpielą.
– Och, daj spokój. – Kardal puścił do niej oko. – Nie musisz przede mną odgrywać dziewicy. Nie zamierzam nalegać, byśmy zostali kochankami, chcę się po prostu trochę popieścić. Zobaczysz, spodoba ci się.
– Nie wiesz, kim naprawdę jestem. – W jej głosie zabrzmiała udręka.
– Świetnie to odegrałaś – powiedział ze szczerym podziwem.
– Jesteś takim samym palantem jak ci wszyscy inni! – wybuchła. A potem dodała cicho, błądząc oczyma po dziedzińcu za oknem: – Hieny wypisują o mnie straszne rzeczy, bo im za to płacą, a reszta w to wierzy, bo wydaje się im ciekawsze od rzeczywistości.
Kardal skwitował to spojrzeniem oznaczającym: „Gadaj zdrowa".
Służący wnieśli wannę i wiadra z wodą. Po chwili wanna była pełna. Sabrina i Kardal zostali w komnacie sami.
– Jestem gotowy – oznajmił radośnie Kardal.
– A ja nie. – Twardo stała przy oknie.
– Sabrino, uważaj, bo się rozgniewam.
– I co? Skatujesz mnie? Zakujesz w łańcuchy? Zagłodzisz?
– Nie chcę robić ci krzywdy, ale jeśli doprowadzisz mnie do wściekłości, szybko ci przypomnę, że należysz do mnie. Jestem dobrym panem, ale od swoich niewolników wymagam posłuszeństwa.
Ten koszmar wciąż trwał, nasilał się i zdawał się nie mieć końca. Rozumiała dobrze, o co chodzi Kardalowi.
Chciał ją złamać, zabić w niej wszelką niezależność i godność. Czytała o syndromie niewolniczym. Polega on na pogodzeniu się ze stanem zniewolenia. Gdy to nastąpi, człowiek naprawdę zostaje niewolnikiem. Do tego czasu jest tylko w niewoli, a to zasadnicza różnica.
A więc jest w niewoli. To musi przyjąć do wiadomości, bo takie są fakty. Kardal chce kąpieli, więc będzie ją miał. Ale jeśli czegokolwiek spróbuje, Sabrina rzuci się na niego z pazurami. Będzie wrzeszczeć, gryźć, walczyć na śmierć i życie. Jest silniejszy, więc może ją zgwałcić. Ale to nic nie zmieni. Wciąż będzie walczyć, bronić swej godności. To nie hańba ulec mocniejszemu. Hańbą jest skapitulować. Zrobi mu piekło na ziemi. Pożałuje, że nie zostawił jej na pustyni, by tam umarła.
Wyprostowała ramiona, uniosła wysoko głowę i pewnym krokiem podeszła do wanny.
– Co mam robić? – spytała obojętnym tonem.
– Dopóki jestem ubrany, nic – stwierdził z uśmiechem. Cała jej pewność siebie znikła bez śladu, a kiedy Kardal zaczął rozpinać koszulę, cofnęła się i odwróciła wzrok.
– Jestem przekonany, że nawet tak absolutnie dziewicza księżniczka jak ty widziała już kiedyś nagiego do pasa mężczyznę. – Był nad wyraz rozbawiony.
– Oczywiście. Ale nie w sytuacji sam na sam.
Zmusiła się, aby na niego spojrzeć.
Kardal zdejmował koszulę powoli, jakby myślał, że ten widok pociąga Sabrinę. Jednak się mylił. Marzyła tylko o jednym: by to wszystko się skończyło i by wreszcie zostawił ją w spokoju. Ale nic z tego. Książęcy striptiz zdawał się nie mieć końca.
Wreszcie nieco się rozluźniła. To on postępuje niewłaściwie, a nie ja, uświadomiła sobie. To on pracuje na piekło, a nie ja.
Przyjrzała mu się. Cóż, był wspaniałe zbudowany, silny i sprężysty. Dostrzegła dwie blizny, jedną na lewym ramieniu, a druga biegła wzdłuż żeber.
Wskazała na nią.
– Komuś też się nie udało. Jaka szkoda.
Powstrzymał chichot.
– Byłem wtedy młody i głupi. Wypuściłem się samotnie na pustynię, no i złapali mnie tacy jedni. Postanowili mnie zabić, tak dla rozrywki.
Mówił o tym lekko, jakby nic się nie stało, a jednak zrobiło to na niej wielkie wrażenie. Słyszała o pustynnych renegatach, znanych z potwornego okrucieństwa i pogardy dla wszelkich ludzkich wartości. Nie zamierzała jednak uderzać w sentymentalne tony.
– Zawsze musisz popsuć zabawę. Nie dałeś się zabić – mruknęła, ignorując fakt, że Kardal właśnie zdjął buty.
– Do dziś mam z tego powodu wyrzuty sumienia. Ale nie smuć się tak bardzo, że przeżyłem. Może ci się jeszcze do czegoś przydam.
Tylko prychnęła z pogardą.
Gdy Kardal zaczął rozpinać spodnie, Sabrina natychmiast odwróciła się do niego plecami. Dopiero kiedy usłyszała plusk wody w wannie, ośmieliła się odwrócić w jego stronę.
Jak się jednak okazało, zrobiła to za wcześnie. Kardal wcale nie siedział w wannie, tylko stał w niej kompletnie nagi i patrzył na Sabrinę.
Chciała uciec, ale ciało odmówiło jej posłuszeństwa. Nogi nie chciały zrobić ani jednego kroku, a oczy nie mogły się oderwać od Kardala.
Stał swobodnie, nie czuł się zupełnie skrępowany, jakby w tej sytuacji nie było nic niezwykłego. Natomiast Sabrina mówiła sobie, że jeśli już musi się w niego wpatrywać, to mogłaby przynajmniej patrzeć na jakieś inne miejsce na jego ciele. Ale nic na to nie mogła poradzić. Cóż, poznawała coś, co dotąd było dla niej zupełnie nieznane…
I to nieznane stawało się coraz większe!
Oczywiście jako kobieta nowoczesna była w pełni uświadomiona, lecz jednak trudno jej było sobie wyobrazić, by to coś miało znaleźć się w… Była równie mocno zaintrygowana, jak przestraszona.
– Szkoda, że nie ma trochę zimnej wody – mruknął leniwie. – Możesz mnie zacząć myć, kiedy tylko zechcesz.
– Co znaczy nigdy – wypaliła z miejsca.
Myć go? Wolne żarty. Miałaby go dotykać… wszędzie?! O nie!
I nagle poczuła się bardzo rozżalona. Za co spotyka ją takie poniżenie? Co takiego zrobiła, że jest traktowana z taka pogardą, jakby była nikim?
– W takim razie zmienię polecenie. Życzę sobie, żebyś mnie teraz umyła. Weź myjkę i zaczynaj. W tej chwili.
Jesteś w niewoli. Nie jesteś niewolnicą, pamiętaj! Sabrina wzięła się w garść. Błyskawicznie rozważyła sytuację. Mogła dopaść do drzwi i pomknąć korytarzami zamku. Kardal, nad którym zyskałaby pewną przewagę, pomknąłby za nią i zapewne jednak dogonił. A nawet gdyby zdołała zbiec do Miasta Złodziei, nikt by jej tam nie pomógł. Ubrana jak striptizerka, szybko zostałaby zatrzymana przez służby porządkowe, które podlegały Kardalowi. Tak więc w obecnej sytuacji opór nie miał sensu.
– Dlaczego nie zostawiłeś mnie na pustyni – mruknęła.
– Już byś nie żyła. Naprawdę wolałabyś być martwą księżniczką niż żywą niewolnicą?
– Być może. – Wzięła do ręki mydło i myjkę. – Pochyl się do przodu, umyję ci plecy.
– Myślałem, że zaczniesz od innej części ciała.
– To nie myśl. Zacznę od pleców.
– Ach, więc to taka gra wstępna. Dobrze to sobie zaplanowałaś.
Sabrina zaczerwieniła się. Postanowiła jak najmniej się odzywać. Namydliła myjkę i zaczęła myć Kardalowi plecy.
– Gdybyś się do mnie przyłączyła, byłoby ci dużo wygodniej – powiedział kusząco.
Mimo że z miejsca się obruszyła, zarazem, ku swemu wielkiemu zaskoczeniu, ta propozycja podziałała na nią ekscytująco. Poczuła dziwny dreszcz…
– Ty wciąż o tym samym. Nie robi to na mnie wrażenia. – Starała się mówić obojętnym tonem.
Kardal roześmiał się.
– Może nie jesteś dobrze wyszkoloną niewolnicą, ale umiesz mnie rozbawić.
– Czuję się szczęśliwa, panie – rzuciła zgryźliwie. – Przecież żyję tylko po to, by ci służyć.
– Powtarzaj to sobie każdego dnia sto razy.
Akurat! – pomyślała.
– A skoro rozmawiamy o miejscu, jakie mi wyznaczyłeś w swoim świecie, to może pomówimy też o moim ubraniu. Nie mogłabym nosić sukienki lub nawet dżinsów? Gdzie znalazłeś to przebranie?
Spojrzał na nią przeciągle.
– Uważam, że w tym stroju wyglądasz wspaniale.
– Nieprawda, jest okropny. Czuję się jak idiotka.
– Mnie się w nim podobasz.
– I co z tego? – mruknęła. – Kardal, bądź rozsądny.
Spojrzał na jej odsłonięte do połowy piersi.
– Decyzję podejmę po kąpieli. Jeśli sprawisz, że będzie mi przyjemnie, to może ci się jakoś zrewanżuję.
Zawarta w jego słowach erotyczna aluzja była zupełnie oczywista. Sabrina zwiesiła głowę. W tej całej sytuacji najboleśniejsze było to, za kogo ją brał Kardal. Za dziwkę, która tylko dlatego nie oddaje się za pieniądze, bo jest bogata z domu. Natomiast za darmo oddaje się z wielką chęcią.
Jeśli jest piekło dla dziennikarzy, z pewnością znajdą się tam ci z nich, którzy zajmowali się Sabriną. Bez zastanowienia uznali, że jest taka sama jak jej matka, i albo wymyślali o niej najohydniejsze historie, albo prawdziwe zdarzenia przyoblekali w taki kształt. Ponieważ Sabrina była piękna i fotogeniczna, paparazzi uznali ją za łakomy kąsek. Jej zdjęcia, opatrzone erotycznym komentarzem, miały wysoką cenę. Pojawiały się też dłuższe artykuły, w których ze szczegółami opisywano jej domniemane lubieżne wyczyny.
Nikt, w tym również Kardal, nie zastanawiał się, jaka naprawdę jest Sabrina. Brukowi dziennikarze odnieśli wielki sukces: wykreowali postać, która wprawdzie nie istniała, lecz w powszechnym mniemaniu była nią księżniczka Sabra.
Z zamyślenia wyrwał ją Kardal.
– Masz coraz bardziej wściekłą minę. O czym teraz myślisz?
– Jako mój pan i władca uważasz, że również moje myśli należą do ciebie? – rzuciła zgryźliwie.
– To prawda, jestem twoim panem, ale nie jestem idiotą. Nie czuję się właścicielem twoich myśli, bo nie da się sprawdzić, czy wyznajesz mi prawdę. Po prostu pytam.
– To nie pytaj – burknęła. Przesunęła palcem wzdłuż blizny na lewym ramieniu Kardala. – Skąd ją masz? – Bardzo chciała zmienić temat.
– Pamiątka po bójce na noże. Miałem wtedy jedenaście lat i sam pojechałem na targ w Bahanii.
– Druga blizna jest pamiątką po samotnej wyprawie na pustynię. Lubisz szukać kłopotów, co?
– I często je znajduję. – Był zarazem rozbawiony, jak i wściekły.
– Wydawało mi się, że miałeś szczęśliwe dzieciństwo w Mieście Złodziei.
– W zasadzie tak, ale do furii doprowadzały mnie obyczaje i zasady obowiązujące w tym świecie. No i mój dziadek, choć mnie kochał, był bardzo surowy.
– Ciekawe, co myślał o niewolnictwie – mruknęła Sabrina.
– Nie pochwalał go.
– Jak rozumiem, w tej chwili przebywa daleko stąd – zadrwiła.
– Umarł przed pięcioma laty.
– Och, nie wiedziałam. Tak mi przykro. Musiał być mądrym władcą.
– To prawda. Uważam, że odszedł przedwcześnie, tyle miał planów… Dopóki żył, miałem więcej swobody. Byłem tylko następcą tronu, a teraz jestem władcą i spoczywa na mnie wielka odpowiedzialność.
– W Mieście Złodziei jest monarchia konstytucyjna? Jaka jest struktura władzy?
– Działa jedynie Rada Starszych jako ciało doradcze. Miasto jest monarchią absolutną.
– Takie już moje szczęście…
– Zawsze możesz odwołać się do mojej matki. Liczę się z jej zdaniem.
– Zła to chwila na taką apelację. – Wskazała na siebie i wannę. – Twoja matka z pewnością wyciągnęłaby mylne wnioski.
– Świetnie zrozumiałaby, o co mi chodziło – szepnął uwodzicielsko.
Sabrina poczuła dziwny dreszcz, ale zaraz się opanowała.
– Chętnie porozmawiam z twoją matką, ale gdy będę inaczej ubrana.
Kardal ujął jej dłoń i położył sobie na piersi.
– Wolałbym, żebyś wcale nie była ubrana. Chciałbym obejrzeć swoją zdobycz.
To, co powiedział, było obraźliwe i poniżające. Sabrina chciała krzyczeć i uciekać stąd jak najdalej. Zarazem jednak w jego słowach była magnetyczna siła, wobec której czuła się bezbronna. Bezwiednie przesunęła palcami po piersi Kardala…
W jego oczach zapłonął ogień, Sabrina zaś czuła, jak jej opór słabnie. Nie wiedziała jednak, co zrobić, jak się zachować, była bowiem kompletnie niedoświadczona w tej materii. Dotąd nawet nigdy nie całowała się z żadnym mężczyzną…
Kardal ujrzał w jej oczach ciekawość i lęk, pożądanie i zakłopotanie. Co jest? – pomyślał. Tak może reagować tylko dziewica, a przecież Sabrina była kobietą rozpustną, choć z uporem twierdziła, że jest niewinna.
Kłamała. Przecież wychowywała się w Los Angeles i żyła w sposób tam przyjęty. Bale, przyjęcia, kameralne imprezy, wypady we dwoje… mnóstwo mężczyzn, z którymi Sabrina romansowała. Tak o niej plotkowano i pisano, dodając mnóstwo pikantnych szczegółów.
Ziarno wątpliwości zostało jednak zasiane. Kardal musiał poznać prawdę. By to osiągnąć, postanowił poddać Sabrinę swoistemu testowi. Jedną ręką pogładził jej policzek, a drugą ujął dłoń, wciągnął ją pod wodę i położył na swym członku.
Odskoczyła jak oparzona. Jej twarz płonęła, wargi drżały.
– Nie zgadzam się! – krzyknęła z rozpaczą. – Nie zgadzam… – dokończyła cicho.
Być może i nie była dziewicą, ale z całą pewnością miała niewielkie doświadczenie. Nie można udawać rumieńca, a ten wyraz oczu… Sabrina wyglądała jak zaszczute, przerażone zwierzątko, które jednak woli zginąć, niż ulec przemocy.
– Podaj mi ręcznik, Sabrino.
Nawet nie drgnęła.
– Ręcznik leży przy kominku. Mogę sam po niego pójść, ale jestem nagi. – Kardal westchnął. – Więc chyba lepiej będzie, gdy mi go podasz, dopóki leżę w wodzie.
Sabrina, odwróciwszy głowę, podała mu ręcznik, którym Kardal po wyjściu z wanny owinął biodra. Potem pozbierał swoje ubranie i ruszył w stronę drzwi.
– Wieczorem zjemy razem kolację, Sabrino.
Nie planował tego, jednak coś się zmieniło. Musiał bliżej poznać księżniczkę Sabrę, która zdawała się całkiem inną osobą, niż dotąd sądził.
Siedzieli naprzeciw siebie przy małym stoliku.
– Naprawdę chodziłaś do szkoły dla dziewcząt?
– Naprawdę. – Oczy Sabriny wesoło rozbłysły. – Nie tylko ojcowie z krajów arabskich dbają o bezpieczeństwo swoich córek, bogaci Amerykanie postępują podobnie. Poza tym badania wykazały, że dziewczęta z żeńskich szkół osiągają lepsze wyniki w nauce.
– Nie o tym mówię. – Machnął ręką. – Nigdy nie słyszałem, że chodziłaś do takiej szkoły.
– I tak byś w to nie uwierzył – powiedziała cierpko. – Natomiast wierzyłeś bez zastrzeżeń, że co noc puszczałam się z innym facetem, brałam udział w różowych balecikach i tak dalej. Cóż, to dużo ciekawsze od prawdy.
Kardalowi wciąż było głupio, że bezkrytycznie uwierzył brukowcom, ignorował zaś to, co mówiła Sabrina. Teraz patrzył na nią, doznając wręcz zmysłowej przyjemności. Ulegając jej prośbie, pozwolił, by włożyła skromną, kobaltową sukienkę, długą do kostek, wysoko zapiętą pod szyją. Lecz miękko układający się jedwab jedynie osłaniał kuszące krągłości, nie kryjąc ich istnienia.
Sabrina rozpuściła długie włosy, które swobodnie opadły na ramiona. Kardal chciałby zanurzyć w nich dłonie, przekonać się, jak bardzo są miękkie i puszyste.
– Nie żyłaś więc na modłę rozpustnych kobiet z Zachodu? – Kardal sięgnął po truskawkę do misy stojącej między nimi na stoliku.
Sabrina ciężko westchnęła.
– Wszystkie te bzdury o mnie i o mężczyznach wymyślili dziennikarze, którzy uznali, że jestem taka sama jak matka.
– To znaczy?
– Mama była, i nadal jest atrakcyjną kobietą, do tego bogatą. Od kiedy przyjechałyśmy do Stanów, wciąż otaczają ją liczni mężczyźni. Matka preferuje krótkie romanse, nigdy po raz drugi nie wyszła za mąż, czego bardzo pragnęłam, marzyłam bowiem o normalnym, stabilnym domu. Jednak matka powiedziała mi kiedyś, że była już mężatką i wystarczy, bo to było okropne. Rodzice po prostu się nienawidzili. Gdy byłam z matką, nie wolno mi było wspominać ojca, on z kolei zabraniał mi mówić o matce.
– To musiało być dla ciebie trudne.
– Ani ojciec, ani matka specjalnie się mną nie przejmowali i szybko zrozumiałam, że mogę liczyć tylko na siebie. Mama też tak uważała. Chciała, bym jak najszybciej się usamodzielniła. Kiedy skończyłam czternaście lat, stwierdziła, że powinnam znaleźć sobie faceta i zacząć dorosłe życie. „Jesteś ładna, bogata, korzystaj z życia. Tylko raz jest się młodym".
– Przecież byłaś dzieckiem! I co jej powiedziałaś?
– Że w życiu liczy się nie tylko seks. A ja miałam już swój cel. Chciałam się uczyć, zamierzałam poświęcić się badaniom naukowym. Mama tego nie rozumiała, ale ja twardo poszłam tą drogą. Najlepiej zdałam maturę, studia ukończyłam też z pierwszą lokatą, mam już za sobą pierwsze publikacje w prestiżowych pismach naukowych. Niestety, nikt się nie zastanowił, jak to wszystko można osiągnąć, gdy się baluje co noc, a co tydzień zmienia kochanka – zakończyła z goryczą.
– Hm… być może warto ci jednak było ratować życie na pustyni.
Sabrina wzniosła oczy do sufitu.
– Dzięki, szczególnie za to „być może".