Po chwili do gabinetu Kardala wpadł król Hassan. Mimo że nie był wysoki, biła od niego siła i pewność siebie, jaką dały mu lata sprawowania władzy.
– Słyszałem, że jej tu nie ma. – Skinął głową Givonowi, potem podszedł do Kardala i utkwił w nim nieruchome spojrzenie. – Powierzyłem twojej opiece moją córkę. Zaufałem ci. Gdzie ona teraz jest?
– Sabrina jest bezpieczna – powiedział spokojnie Givon. – Przed chwilą, wraz z matką Kardala, odleciała stąd moim helikopterem.
– Dlaczego? Dokąd poleciały? – Hassan zmarszczył brwi.
– Też chciałbym to wiedzieć – warknął Kardal. Jego wściekłość jeszcze wzrosła, bo wizyta ojca Sabriny była mu wybitnie nie na rękę.
– Są w drodze na moją prywatną wyspę – spokojnie wyjaśnił Givon.
– Co się tu dzieje? – Hassan wcale nie był spokojny. – A ty, Givon, co robisz w Mieście Złodziei?
– Przyleciałem odwiedzić syna.
– Nie wiedziałem, że go uznałeś.
– Robię to właśnie teraz.
– W samą porę – ironicznie skomentował Hassan. Kardal spojrzał na niego wrogo.
– Nie masz prawa pouczać innych o ojcowskich obowiązkach. Może lepiej nam opowiesz, jak przez całe życie zaniedbywałeś swoją córkę.
– Zapominasz się – warknął Hassan.
– Czyżby? – Kardal zmrużył oczy. – Twoja córka jest piękną, inteligentną kobietą, uznałeś jednak, że jest taka jak jej matka i wcale nie starałeś się jej poznać. Nie wiesz, że Sabrina jest najpiękniejszym kwiatem w twoim królewskim rodzie. Jednak nie obchodziła cię zupełnie, zajmowałeś się tylko synami, bo tak ci było łatwiej.
– Nie mogę odmówić racji twoim słowom. – Givon skinął głową. – Lecz Sabrina, jak sam stwierdziłeś, wyrosła na wspaniałą kobietę. Podobnie ty, pozbawiony ojcowskiej troski i opieki, stałeś się dobrym i silnym przywódcą.
– Co z tego? Jako ojciec postąpiłeś źle – powiedział Kardal.
– To prawda, lecz wybór, którego dokonałem, da się w pewnym stopniu usprawiedliwić. Miałeś mądrą matkę, która cię kochała i z pomocą dziadka potrafiła cię wychować. Mogłem opuścić El Bahar i zamieszkać w Mieście Złodziei, ale moje dzieci musiałyby tam pozostać, a to by oznaczało rozłąkę. Zostałyby same. Nie miały już matki, byłyby więc wychowywane przez obcych ludzi.
Kardal nie chciał dostrzec wagi argumentów Givona.
– A co z Calą? Czy kiedykolwiek pomyślałeś o niej?
– Nie było dnia, żebym o niej nie myślał. Pragnąłem być z wami. Teraz nie ma to dla ciebie żadnego znaczenia, ale taka jest prawda.
Ze słów Givona bił tak głęboki smutek, że Kardal niemal zapomniał o złości, którą do niego czuł.
– Pięknie. – Hassan machnął ręką. – Teraz już możecie zapomnieć o przeszłości i zostać przyjaciółmi. Czy jednak wreszcie ktoś odpowie mi na pytanie, gdzie jest Sabrina?
– Twoja córka uciekła, a Givon nie chce powiedzieć dokąd – powiedział wypranym ze wszelkich emocji głosem Kardal.
– Pomijasz najciekawsze fragmenty całej historii. – Givon uśmiechnął się leciutko.
– To znaczy? – Kardal poczuł się dziwnie niezręcznie.
– Powiedz królowi Hassanowi, że Sabrina się w tobie zakochała – włączył się Rafe. – Opowiedz też o tym popołudniu, kiedy…
– Później się tobą zajmę. – Kardal spojrzał ze złością na Rafe'a, ten jednak tylko wzruszył ramionami.
Natomiast Hassan wprost trząsł się z furii. Dojrzewało w nim marzenie okrutnej zemsty godnej jego wojowniczych przodków.
– O jakim popołudniu? – zapytał lodowatym głosem.
– Pamiętaj, że jestem narzeczonym twojej córki -stwierdził Kardal. – Sam powiedziałeś, że nie ręczysz za jej dziewictwo.
– A ty powiedziałeś, że nie dotknął jej żaden mężczyzna. Przed tobą. Wtedy myślałem, że blefujesz, igrasz ze mną i chcesz zwrócić moją uwagę.
Kardal wziął głęboki wdech.
– Liczy się tylko to, że Sabrina i ja natychmiast się pobieramy. Dzisiaj po południu będzie moja. – Wyprostował się dumnie.
Hassan rzucił się na niedoszłego zięcia, lecz Givon i Rafe zdołali go powstrzymać. Kardal nakazał ruchem ręki, by zostawili króla Bahanii, i zadał mu pytanie:
– Co chcesz ze mną zrobić?
– Każę cię ściąć! – krzyknął Hassan. – Albo lepiej każę cię wykastrować. Staniesz się żałosnym eunuchem, nigdy już nie będziesz z kobietą.
– Nie rozumiem, czemu chcesz to zrobić. Przecież nie zależy ci na córce.
– Dotykając księżniczki Sabry, popełniłeś błąd – po chwili milczenia stwierdził Hassan.
– Masz rację, ale chcę to naprawić i ożenić się z nią.
– Tyle że właśnie od kwestii ślubu zaczęła się cała ta awantura. – Rafe spojrzał na króla Hassana. – Szkopuł w tym, że Sabrina wcale nie chce za niego wyjść.
– Jak to nie chce? – zdziwił się Hassan. – Dlaczego miałaby go odrzucić?
– Kobiece fanaberie – mruknął Kardal lekceważąco, choć czuł się bardzo niepewnie. Mógł natychmiast ożenić się z Sabriną, bo w wypadku małżeństwa kontraktowego jej obecność na ślubie nie była konieczna. Krótka ceremonia i po sprawie. Z każdą inną kobietą Kardal by tak postąpił, ale nie z Sabriną. Dotąd, na mocy matrymonialnej umowy z Hassanem, czuł się jej właścicielem. Teraz jednak, choć bardzo chciał, by została jego żoną, mógł to zrobić tylko wtedy, gdy i ona tego zechce.
– Problem w tym, że ona go kocha, a on jej nie. Dlatego wyjechała – powiedział Rafe, dopisując do swej listy kolejne przewinienie.
– Miłość! – Hassan zamachał rękami. – Ach, te kobiety. Dla nich miłość jest całym światem, wszystkim, co się liczy w życiu.
– I mają rację – powiedział Givon. – Trzydzieści jeden lat temu wybrałem obowiązek, poświęcając miłość. Nie żałowałem tej decyzji, bo lepszej nie było, a jednak znienawidziłem wszystko, co z niej wynikało.
Kardalowi trudno było zrozumieć Givona. Uważał, że kobiety powinny kochać swych mężów, bo wtedy życie jest milsze, natomiast mężczyźni powinni szanować swe żony, dobrze je traktować i zapewnić rodzime dobrobyt. Ale miłość?
Givon twierdził, że nigdy nie przestał kochać Cali. Kardal popatrzył na ojca.
– Dlaczego kochałeś moją matkę?
Givon uśmiechnął się.
– Powtórzę za twoim przyszłym teściem: Cala była dla mnie wszystkim, całym moim światem. Łączyła nas namiętność, ale nie tylko. Między nami było coś więcej, co można nazwać zbrataniem dusz. Nikt nie rozumiał mnie lepiej niż ona i ja nie rozumiałem nikogo lepiej od niej. Wierzyłem jej i ufałem całym moim sercem.
– To wszystko bardzo piękne, ale przecież mężczyźni nie kochają – stwierdził zniecierpliwiony Kardal.
– Może masz rację. – Givon pokiwał głową. – Może będziesz zadowolony, mimo że w twoim życiu nie będzie Sabriny.
– Nie chcę, żeby była gdzie indziej. Chcę, żeby była tutaj, razem ze mną.
– Dlaczego? – zapytał Rafe. – Przecież to tylko ładna księżniczka, kobieta. W dodatku nieposłuszna i okropnie wyszczekana. Zawsze uważałem, że są z nią tylko same kłopoty. W każdej chwili mogę ci przyprowadzić dziesięć ślicznych dziewcząt, a każda z nich będzie od niej lepsza w łóżku.
Kardal skoczył na Rafe'a i chwycił go za koszulę na piersiach.
– Jeszcze raz się tak o niej wyrazisz, a zabiję cię gołymi rękami – wycedził przez zaciśnięte zęby.
– Mocne słowa, jak na faceta, który nie jest zakochany. – Rafe uśmiechnął się dość bezczelnie.
– Ja wcale jej… – Kardal puścił przyjaciela.
Podszedł do okna i popatrzył na bezkresną dal. Próbował sobie wyobrazić swój świat bez pustynnego ptaszka. Nagle ściany zamku zaczęły mu się wydawać ciasną klatką. Jak uda mu się przeżyć bez jej śmiechu? Bez cieszenia oczu jej urodą? Bez jej żywej inteligencji? Będzie mu brakowało nawet uporu, z którym walczyła, by zwrócić skarby prawowitym właścicielom, choć oni najczęściej już dawno o nich zapomnieli. Czy to właśnie jest miłość?
Ruszył w stronę drzwi.
– Musimy je znaleźć. – Spojrzał na Givona. – Tylko ty wiesz, gdzie one są, więc musisz nas tam zaprowadzić. Hassan też może z nami lecieć, ale najpierw musi obiecać, że będzie traktować Sabrinę z szacunkiem.
Król Hassan spojrzał na Kardala.
– Nie tak szybko, mój młody książę. Nie zapłaciłeś jeszcze za to, co zrobiłeś mojej córce.
Sabrina siedziała na balkonie i patrzyła, jak słońce zachodzi za wodami Oceanu Indyjskiego. Rajska wyspa Givona wprost oszałamiała swym pięknem i cudownym klimatem, jednak nic nie było w stanie osuszyć jej łez ani złagodzić bólu złamanego serca.
– Kardal – szepnęła bezwiednie, a dźwięk wypowiedzianego imienia sprawił, że ból stał się jeszcze silniejszy.
Nigdy więcej go już nie zobaczy. To dobrze, a jednak bolało. Bolało też to, dlaczego musiała od niego odejść. Obraził ją śmiertelnie na wiele sposobów, ale najgorszy był chyba jego stosunek do miłości. To kobieta ma kochać, by mężczyźnie było dobrze… Natomiast żeby mężczyzna kochał takie stworzenie, jakim jest kobieta?
No i tak strasznie ją oszukał, bawił się jej kosztem. I jak to się stało, że nie przejrzała jego gry? Cóż, ufała mu. A on zadrwił i z jej uczucia, i z jej zaufania.
– Udało ci się choć trochę przespać? – zapytała Cala, podchodząc do Sabriny.
– Nie. – Otarła łzy. – Najpierw próbowałam obmyślać, w jaki sposób uśmiercę Kardala, ale zupełnie mi nie szło. Niestety nie potrafię mu życzyć śmierci, choć z czasem się nauczę.
– Mój syn postąpił bardzo źle, to prawda. – Cala przysunęła sobie krzesło i usiadła obok Sabriny. – Ale jeśli go naprawdę kochasz, to nie będziesz umiała bez niego żyć.
– A mam inne wyjście? Czyżbyś sugerowała, że powinnam wrócić i pogodzić się z tym, co się stało?
– Oczywiście, że nie. Wiedz jednak, że niełatwo jest odejść. – Cala zapatrzyła się w bezkres oceanu. – Przebaczenie też jest trudne, ale czasami to jedyne wyjście… – Zadumała się na chwilę. – Kardal często mnie pytał, dlaczego nie wyszłam za mąż. Mogłam to zrobić wiele razy. W moim życiu byli inni mężczyźni, wspaniali, mądrzy, piękni. Nie czekałam na Givona. Wręcz przeciwnie, starałam się znaleźć kogoś, kogo zdołam pokochać równie mocno jak jego. To miał być mój mąż.
– I co się stało?
– Nigdy go nie spotkałam. Poznałam wielu mężczyzn, których darzyłam uczuciem i szacunkiem. Niektórzy stali się moimi kochankami. Bywało, że pozostawałam w takim związku nawet kilka lat. Nigdy jednak nie pokochałam nikogo tak jak Givona, dlatego nie wyszłam za mąż. Przez trzydzieści jeden lat żyłam prześladowana przez ducha.
– A teraz Gi von wrócił…
– Jego uczucia do mnie wcale się nie zmieniły. Król El Baharu poprosił mnie o rękę. – Cala popatrzyła na Sabrinę. – Mogę mu wybaczyć i być z nim szczęśliwa lub odmówić i do końca życia napawać się gorzkim smakiem spełnionej zemsty.
– Wiem, że się zgodzisz się i zostaniesz jego żoną. – Była przekonana, że Cala nigdy nie brała pod uwagę drugiej możliwości.
– Pojadę z nim do El Baharu i zaczniemy nowy rozdział naszego życia. – Cala założyła za ucho niesforny kosmyk czarnych włosów. – Kardal nie miał racji, ukrywając przed tobą prawdę. Jeśli nie umie przyznać, że cię kocha, to moim zdaniem masz prawo go zostawić. Mężczyzna, który nie mówi prawdy o tym, co się kryje w jego sercu, w innych sprawach również będzie kłamał. Jeżeli jednak Kardal przyjdzie do ciebie i wyzna swoje uczucia, wtedy namawiałabym cię, żebyś mu przebaczyła i zaczęła na nowo. Jeśli tego nie zrobisz, to będziesz żałować do końca życia. A nawet jeśli życie podaruje ci kiedyś drugą szansę, zobaczysz, że to nie to samo.
– Czegoś nie rozumiesz. Kardal mnie nie kocha. Nie walczył o moje względy, nie próbował mnie zdobywać, tylko w poniżający sposób zabawił się moim kosztem.
Nagle na balkon wpadła zaaferowana służąca i krzyknęła:
– Wasze Wysokości, musicie natychmiast przyjść!
Zaniepokojone wybiegły za nią do głównego wejścia willi. Sabrina usłyszała liczne męskie głosy i brzęk łańcuchów. Co tu się dzieje? – pomyślała ze strachem i stanęła jak wryta. Natomiast Cala rzuciła się w stronę syna, krzycząc przeraźliwie jego imię, lecz uzbrojeni strażnicy natychmiast ją zatrzymali.
Sabrina myślała, że śni. Inni strażnicy trzymali zakutego w kajdany i klęczącego na podłodze Kardala. Tuż za nim stał król Givon i… jej ojciec!
– Nie rozumiem – wyjąkała.
Hassan gestem kazał strażnikom puścić Calę, jednak kiedy próbowała podejść do syna, Kardal podniósł głowę i spojrzał na nią.
– Matko, nie zbliżaj się.
– Ależ synu… – Spojrzała na Sabrinę. – Pomóż mu, proszę.
– Oczywiście, że mu pomogę. Ale co tu się dzieje? – Popatrzyła na obu królów, po czym skoncentrowała swoją uwagę na Księciu Złodziei. – Czy to jakaś nowa gra? W co się tym razem bawisz?
– To nie żadna gra – powiedział Hassan, podchodząc do córki i biorąc ją za ręce. – Jak się czujesz?
– Jestem zdumiona. A co ciebie tu sprowadza?
– Nie traktowałem cię jak powinienem. A przecież jesteś moim dzieckiem – powiedział cicho Hassan.
Bez słowa patrzyła na niego długą chwilę. Dostrzegł w jej oczach zdziwienie i nieufność.
– Nie wierzysz mi. – W jego głosie pobrzmiewał smutek. – Masz do tego prawo. Zaniedbywałem cię przez te wszystkie lata, traktowałem, jakbyś była chodzącym utrapieniem. Tak bardzo mi przykro. Wiem, że jesteś zupełnie inna niż twoja matka. Nie miałem racji, sądząc cię według niej.
Sabrina wyrwała dłonie z rąk ojca.
– Twoje przeprosiny są żałosne. Dlaczego nie usłyszałam, że nie ma znaczenia, czy jestem taka jak matka, czy nie? Nieważne, jaka jestem. Jestem twoją córką i tylko to powinno się liczyć.
Ku jej zaskoczeniu Hassan spuścił głowę.
– Masz rację. Jestem winny, ale mam nadzieję, że z czasem zdołamy zbliżyć się do siebie.
– Też mam taką nadzieję – powiedziała, choć wiedziała, jak bardzo będzie to trudne.
Hassan otoczył ją ramieniem.
– Jest jeszcze inna sprawa. Kardal, Książę Złodziei, przyznał, że pozbawił cię dziewictwa. Powinien za to zapłacić głową, są jednak pewne okoliczności łagodzące. Po pierwsze jesteś z nim zaręczona. Po drugie część odpowiedzialności spada również na mnie, bo wyraziłem zgodę na twój pobyt w jego zamku.
Cala zaczęła płakać, Sabrina przeraziła się. Już wiedziała, że to nie jest gra, tylko niezwykle poważna sprawa.
– Przez wiele lat Kardal był sam dla siebie prawem, ale najlepszy nawet przywódca musi się wytłumaczyć przed tymi, którzy stoją wyżej od niego. Kardal wziął coś, do czego nie miał prawa. Ma szczęście, że w ogóle jeszcze żyje – powiedział Givon.
Sabrina spojrzała na Księcia Złodziei. Nie widać było po nim strachu.
– Nie jest tak źle – powiedział do niej. – Jeśli zgodzisz się zostać moją żoną, zostanie mi wybaczone to, co zrobiłem. Jeśli odmówisz, będę skazany na banicję.
Sabrina otrząsnęła się z szoku, zaraz też wrócił ból złamanego serca.
– Znowu ci się udało. Uratowałeś głowę, zdołałeś też wszystkich przekabacić, bo są za tobą. Poza mną. Nie wyjdę za ciebie, bez względu na to, co jeszcze wymyślisz.
Nie odrywał od niej ciemnych oczu.
– W porządku. Wcale nie chcę, żebyś została moją żoną.
Nie przypuszczała, by mógł jej sprawić jeszcze większy ból, a jednak właśnie to zrobił.
– Rozumiem – odparła.
– Nic nie rozumiesz. – Próbował wstać, ale strażnicy popchnęli go z powrotem na kolana. Popatrzył na nich, marszcząc brwi, po czym znowu zwrócił się do Sabriny: – Od samego początku postępowałem jak głupiec. Nie powinienem był ukrywać przed tobą prawdy. Jednak kierowała mną zwykła arogancja. Czytałem o tobie w gazetach i nie podobała mi się księżniczka, o której czytałem. Zgodziłem się na nasze zaręczyny, ale miałem wobec ciebie mnóstwo wątpliwości. Zastanawiałem się, czy małżeństwo z tobą nie jest zbyt wysoką ceną za umocnienie przymierza z Bahanią.
– Serdeczne dzięki – warknęła Sabrina.
– Lecz potem przekonałem się, jaka naprawdę jesteś. Poznałem twoje serce i twoją duszę. Już wtedy wiedziałem, że byłbym dumny, mogąc cię nazywać moją. Chciałem cię nauczyć, jak być uległą i posłuszną żoną, ale to ja się przy tobie zmieniłem. – Przerwał i zmienił pozycję, nadal jednak pozostał na kolanach. Patrząc na jego kajdany, Sabrina pomyślała, że musi mu być bardzo niewygodnie. Zaraz jednak skarciła się za tę troskę. Po tym, jak z nią postąpił, zasługiwał na wszystko, co go spotkało. – Kocham cię, Sabrina – powiedział wprost. – Ja, który myślałem, że mężczyźni są ponad takie uczucia, zrozumiałem, że jesteś dla mnie wszystkim, całym moim światem. Mimo że życie rozdzieliło moich rodziców, mój ojciec kochał moją matkę przez trzydzieści jeden łat. Jeśli mnie odtrącisz, czeka mnie taki sam los.
– Skąd mogę wiedzieć, że nie mówisz tego tylko po to, bym za ciebie wyszła i uchroniła przed losem banity.
– Nie możesz. Dlatego proszę, żebyś odrzuciła moje oświadczyny. A wtedy zostanę wygnany i udam się w świat, by odszukać ciebie. Spędzę resztę życia, przekonując cię o tym, że jesteś moją jedyną miłością. – Uśmiechnął się. Był to ciepły, szczery, kochający uśmiech, który od razu zaczął leczyć rany na sercu Sabriny. – Mogę żyć bez Miasta Złodziei. Ale bez ciebie nie mogę.
Postąpiła krok w jego stronę, zatrzymała się. Tak bardzo chciała mu uwierzyć, ale czy mogła?
– Słuchaj głosu swego serca – powiedziała Cala, tuląc się do Givona. – Serce mówi prawdę, uwierz w to.
– Nie wychodź za mnie – prosił Kardal. – Proszę cię, pozwól, by mnie wygnali. Przysięgam, że cię odnajdę i udowodnię to wszystko, co tu powiedziałem. Będę ci służył tak wiernie, jak słońce służy Miastu Złodziei.
– Kardal…
– Miałaś rację, Sabrino. Wcale nie chciałem zakpić z ciebie, a jednak tak wyszło. Musisz zyskać całkowitą pewność co do spraw, o których przed chwilą mówiłem. Zdecyduj, by mnie wygnano, a będę cię kochał na zawsze. – Wniknął do jej duszy, czytał w jej sercu. – Wiesz, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Jesteśmy zbyt do siebie podobni. Żadne z nas nie znajdzie szczęścia z nikim innym. Pozwól, bym udowodnił ci swoją miłość.
– Nie! – krzyknęła Sabrina i uciekła, zostawiając wszystkich w osłupieniu.
Zbyt wiele słów, zbyt wiele pytań. Miała sprawić, by Kardal został wygnany? By wszystko stracił i w ten sposób udowodnił, że ją kocha?
Znalazła się w swoim pokoju. Po chwili w drzwiach pojawił się jej ojciec.
– To nie jest żaden blef – powiedział. – Givon i ja naprawdę skażemy go na banicję.
– Nie chcę, żeby opuścił Miasto Złodziei. Chcę być tylko pewna, że nie próbuje mnie wykorzystać.
– Co musiałby zrobić, żeby cię przekonać? Chciałabyś, żeby zrezygnował ze swoich marzeń?
Przecież właśnie to zrobił, pomyślała. Miasto było jego dumą, tam był najszczęśliwszy, a w książęce obowiązki wkładał całą swą energię i zapał. A poza tym, gdy wspomniała wszystkie ich rozmowy, kiedy Kardal przychodził się jej poradzić albo zwierzyć się ze swoich obaw i kłopotów… Przecież ktoś, komu by na niej nie zależało, nie zachowywałby się w taki sposób. Owszem, bywał arogancki, potrafił też zachowywać się całkiem głupio. Był księciem, ale był też zwykłym człowiekiem. Dlaczego się więc dziwiła?
– Kocham go. – Spontanicznie przytuliła się do ojca. Pierwszy raz w życiu Hassan też ją przytulił,
– Cieszę się, bo nie jest wykluczone, że jesteś z nim w ciąży.
W ciąży? Z Kardalem? Nagle poczuła, że ogarnia ją radość. Szczęście i pewność, które uleczyły jej serce. Zniknął ból, zjawiła się olśniewająca radość życia. Kochała Kardala. Cala miała rację. Wystarczyło tylko pójść za głosem serca.
Podbiegła do małych kuferków, które przywiozła z zamku. Otworzyła jeden z nich i zaczęła grzebać wśród złota, diamentów i innych drogocennych kamieni.
– One muszą tu gdzieś być – szepnęła.
Wreszcie znalazła to, czego szukała. Wyjęła dwie ciężkie, ozdobnie grawerowane, złote niewolnicze bransolety. Były dużo większe od tych, które Kardal założył na jej ręce. Te były przeznaczone dla dużych, męskich nadgarstków.
Hassan uniósł do góry brwi i powiedział:
– Jestem pod wrażeniem twej pomysłowości, córko.
Uśmiechnięta Sabrina wróciła do holu, podeszła do wciąż klęczącego Kardala i nakazała strażnikom, by go rozkuli. A potem wyrzekła jedno słowo:
– Zdecydowałam.
Uwolniony z łańcuchów Kardal stanął przed Sabriną, by wysłuchać, jaką podjęła decyzję. Pokazała mu trzymane w rękach złote symbole niewolnictwa. Kardal w milczeniu wyciągnął przed siebie ręce, a ona zatrzasnęła złote bransolety na jego nadgarstkach.
– Niech ci to przypomina, że mogłam cię kazać wygnać. Jednak zamiast tego postanowiłam wyjść za ciebie za mąż.
Oczy Kardala zabłysły. Sabrina ujrzała w nich miłość i radość. Przytulił ją mocno i pocałował.
– Do końca życia będę cię przekonywał o swojej miłości. Nawet nie wiesz, jak bardzo żałuję, że przeze mnie tyle wycierpiałaś. Nie chciałem, byś myślała, że mi na tobie nie zależy.
– Wiem…
– A więc przebaczysz mi?
– Kocham cię, więc nie mam innego wyjścia.
– Dzisiaj mogłaś dokonać wyboru. – Kardal poparzył jej w oczy. – Ale bez względu na mój los i tak bym cię odnalazł. Jesteś cenniejsza niż wszystkie skarby pustyni.
– Teraz masz jednak i mnie, i miasto.
– Przez całe życie kochałem Miasto Złodziei, ale moje serce należy do ciebie. Zawsze będzie do ciebie należało.
Kardal znowu dotknął wargami jej ust, a Sabrina usłyszała ciche westchnienie Cali.
– Tak się cieszę, że mamy to już za sobą – powiedział Hassan. – Naprawdę bałem się, że Sabra ześle go na banicję. A co my byśmy zrobili bez Kardala? – Odchrząknął. – Muszę wracać do domu i zająć się resztą rodziny.
Sabrina spojrzała na ojca.
– Chodzi o moich braci? Czy stało się coś złego?
– Nie, ale mam w domu czterech kawalerów, którym potrzebne są żony. Już dawno powinni założyć rodziny, ale wciąż mi się opierają.
– Ja nie mógłbym ci się oprzeć. Nigdy – szepnął Kardal. – Jesteś gotowa wrócić do domu, mój ty pustynny ptaszku? Musimy zaplanować ślub.
– Mamy też kilka innych spraw, którymi musimy się zająć. – Uśmiechnęła się. – Na przykład warto by znaleźć klucz do twoich bransolet.
Kardal roześmiał się.
– Zawsze cię będę kochał. Moja miłość będzie wieczna jak pustynia. Będę cię kochał do końca życia i przez wszystkie następne wcielenia.
– Zgadzam się.
Ruszyli do wyjścia w jasne poranne słońce, gotowi rozpocząć wielką przygodę: wspólne życie.