ROZDZIAŁ 12

Nie zwlekając, Kardal zadzwonił do króla Bahanii.

– A więc chcesz ją odesłać – natychmiast powiedział Hassan. – Cóż, nie dziwię się, bo ona do niczego się nie nadaje.

– Uważaj na słowa. – W cichym głosie Kardala zabrzmiała wrogość. – Mówisz o mojej przyszłej żonie.

– Co takiego?! – zdumiał się Hassan. – Nie wierzę, że naprawdę chcesz to zrobić.

– Mam zamiar ożenić się z Sabriną. Ale ponieważ ona jeszcze nic o tym nie wie, życzę sobie, żebyś na razie tego nie rozgłaszał. Oczywiście ślub już możesz planować, tylko po cichu.

– Ale…

– Myliłeś się co do Sabriny – powiedział ostro Kardal. – Bardzo się myliłeś. Twoja córka jest prawdziwym skarbem, wartym więcej niż wszystkie skarby pustyni. Jest lojalna, zdecydowana w swoich działaniach i troskliwa. No i jak na kobietę jest wyjątkowo inteligentna oraz świetnie wykształcona.

– Być może… Skoro tak mówisz.,. – Hassan był głęboko poruszony. – Rozumiesz jednak, że jeśli chodzi o jej dziewictwo, to za nic nie mogę ręczyć.

Słowa Hassana były największą obrazą, jakiej mógł się dopuścić wobec swoje córki. Kardal zerwał się na równe nogi.

– Za to ja za nie ręczę. Wiem, że nie dotknął jej żaden mężczyzna. W każdym razie przed przyjazdem do Miasta Złodziei. – Podkusiło go, by pociągnąć tygrysa za ogon.

– Kardal! – ryknął Hassan. – Jeżeli pozbawisz dziewictwa moją córkę, to koniec z tobą.

– Nie wydaje ci się, że już trochę za późno, by udawać, że ci na niej zależy? – zapytał Kardal z pogardą. – Od tej pory Sabrina jest pod moją opieką. Mimo że ją zaniedbywałeś, twoja córka wyrosła na wspaniałą kobietę i ma wszystkie zalety, jakie chciałbym widzieć w swojej przyszłej żonie. Zgadzam się na zaręczyny i przyjmuję warunki, które wcześniej ustaliliśmy. Dopilnuj swoich ludzi, którzy będą przygotowywać ślub, aby ceremonia była godna twojej jedynej córki i Księcia Złodziei.

Odłożył słuchawkę bez pożegnania. Zadowolony, że utarł nosa królowi Hassanowi, zabrał się do pracy.


Helikopter zbliżał się do Miasta Złodziei.

– Nie dam rady… – jęknęła Cala i odwróciła się, jakby miała zamiar odejść.

– Dasz radę. – Sabrina uspokajająco dotknęła jej dłoni. – Wyglądasz tak pięknie, że kiedy Givon cię zobaczy, zaniemówi z zachwytu.

Cala miała na sobie elegancki kostium w głębokim odcieniu purpury, a długie włosy upięła w kok. Jedyną ozdobą były brylantowe kolczyki. Wyglądała naprawdę zachwycająco.

Po lewej stronie stał Rafe. Patrząc na jego nieporuszoną twarz, Sabrina zastanawiała się, czy cokolwiek jest w stanie wyprowadzić z równowagi szefa służb bezpieczeństwa Miasta Złodziei. A jeśli chodziło o nią, to była gotowa zrobić wszystko, co będzie konieczne, by ta wizyta okazała się sukcesem Kardala. Wiedziała, jak trudne będzie dla niego spotkanie z ojcem i że psychicznie nie jest przygotowany na taki wstrząs.

Gdy helikopter wylądował, podbiegło do niego dwóch ludzi Rafe'a. Otworzyli drzwi i Sabrina zobaczyła króla Givona. W szytym na miarę garniturze wyglądał raczej na biznesmena z Europy niż na króla El Baharu. Był kilkanaście centymetrów niższy od Kardala, ale wydawał się silny. Jego ciemne oczy wyrażały mądrość i smutek, a usta zdradzały cierpienie. Czyżby dlatego, że przed laty zły los odebrał mu ukochaną kobietę i syna?

Król ruszył w ich kierunku. Sabrina czekała na słowa Kardala, bo to właśnie on, jako władca Miasta Złodziei, powinien pierwszy powitać gościa. Mimo to Kardal stał bez ruchu i milczał.

Sytuacja stawała się kłopotliwa. Uratowała ją Cala, wysuwając się zza pleców syna i ruszając niespiesznym, dumnym krokiem w stronę mężczyzny, którego nie widziała od ponad trzydziestu lat. Na twarzy Givona najpierw pojawiła się radość, potem ból, na koniec tęsknota. Sabrina zrozumiała, że Givon całym sercem kocha matkę Kardala.

– Witamy w Mieście Złodziei – powitała go ciepło Cala. – Dawno się nie widzieliśmy.

– To prawda. Zacząłem się już zastanawiać, czy kiedykolwiek ujrzę to miejsce.

Czy kiedykolwiek ujrzę ciebie.

Sabrina usłyszała te słowa, chociaż Givon ich nie wymówił. Nie musiał, bo Cala również je usłyszała, co można było poznać po ledwie zauważalnym geście dłonią i ruchu głowy.

Księżna wyciągnęła rękę, aby uścisnąć dłoń gościa, po czym nagle ją cofnęła. Wtedy Givon zrobił pół kroku do przodu, Cala z cichym okrzykiem rozłożyła szeroko ramiona, a on rzucił się w jej objęcia.

Tęsknota malująca się na jego twarzy wydała się Sabrinie czymś tak intymnym, że szybko odwróciła wzrok. Popatrzyła na Kardala, który również znalazł sobie coś bardziej interesującego do oglądania. Ciekawiło ją, co myślał o tym powitaniu. Czy zaczęło do niego docierać, że nikt nie ponosił winy za sytuację, w której się obecnie znajdowali?

W końcu zarumieniona Cala wypuściła Givona z objęć i cofnęła się.

– Pora, abyście się poznali.

Król Givon podszedł do syna i wyciągnął do niego rękę.

– Witaj, Kardalu.

Kardal skinął głową i uścisnął podaną dłoń.

– Wasza Wysokość, witam w Mieście Złodziei.

Givon w dalszym ciągu się uśmiechał, ale w jego oczach mignął smutek. Najwidoczniej miał nadzieję na cieplejsze i mniej oficjalne powitanie.

– Daj mu więcej czasu – szepnęła do siebie Sabrina.

– Przedstawiam Sabrinę. Wasza Wysokość zapewne zna ją jako Sabrę, księżniczkę Bahanii.

– Sabrino. – Givon ukłonił się. – Cieszę się, że cię widzę. – Zakłopotany zmarszczył brwi. – Nie miałem pojęcia, że cię tu spotkam. Wczoraj rozmawiałem z twoim ojcem, ale nie wspomniał o tym ani słowem.

– Sabrina jest moim gościem – pospiesznie wyjaśnił Kardal. – Przebywa tu, bo… jako specjalistka w tej dziedzinie, od jakiegoś czasu prowadzi naukowe badania zgromadzonych w mieście skarbów.

– Aha! – Sabrina roześmiała się, mając nadzieję, że choć trochę rozładuje napiętą atmosferę. – Teraz tak mówisz. – Uniosła do góry ręce. Szerokie rękawy jej sukni opadły, ukazując zatrzaśnięte na nadgarstkach złote kajdany. – Nie tak to jednak wyglądało, kiedy schwytałeś mnie na pustyni i przywiozłeś tu jako swoją niewolnicę.

– Uczyniłeś księżniczkę Bahanii swoją niewolnicą?! – zawołał wstrząśnięty Givon.

Kardal rzucił Sabrinie spojrzenie, które ostrzegało, że jeszcze się z nią policzy, lecz ona tylko się uśmiechnęła. Mógł sobie być na nią zły, nie dbała o to. Ważne, że wprowadziła ferment i zmusiła Kardala do żywszej reakcji wobec ojca.

– Ta historia jest nieco bardziej skomplikowana – usprawiedliwiał się Kardal, wciąż patrząc na Sabrinę wściekłym wzrokiem.

– To prawda, Wasza Wysokość – ochoczo przyznała. – Teraz zaprowadzę pana do jego pokoi, a po drodze chętnie opowiem wszystkie szczegóły. Proszę tędy, Wasza Wysokość.

Król spojrzał na syna, potem na Calę, a w końcu skinął głową i stanął obok Sabriny.

– Mów mi Givon, proszę – powiedział, kiedy ruszyli w kierunku zamku.

– Jestem zaszczycona. Jako zwykła niewolnica, no i w ogóle.

Givon patrzył na Sabrinę, a na jego ustach błąkał się uśmiech.

– Widzę, że nie tego Kardal po tobie oczekiwał, bez względu na to, jakim sposobem znalazłaś się w Mieście Złodziei.

Poczuła, że zaczyna lubić ojca Kardala. Wzięła go pod ramię.

– O tak. Czasami frustruję go do granic wytrzymałości. Pozwól, że ci o tym opowiem.

Kardal przyglądał się, jak Sabrina i król Givon odchodzą w stronę zamku. Był wściekły, że tak łatwo dała się zwieść ujmującemu, wystudiowanemu do perfekcji sposobowi bycia jego ojca. Spodziewał się po niej więcej.

– No i co o tym wszystkim myślisz? – zapytała Cala lekko drżącym głosem.

– Nie wiem, co mam myśleć. Za każdym razem, kiedy do miasta przyjeżdża ktoś ważny, wszystko staje na głowie. Sprawy bezpieczeństwa, zburzony rytm codziennego życia.

– Nie rozmawiaj tak ze mną, Kardalu. Jestem twoją matką. Pytam cię, co myślisz o swoim ojcu. Nigdy dotąd się z nim nie spotkałeś, prawda?

– Nigdy.

Podczas wspólnych obrad i zjazdów Kardalowi zawsze udawało się uniknąć spotkania z królem Givonem, który zresztą też go nie szukał, natomiast w przypadku bezpośrednich rozmów pomiędzy Miastem Złodziei i El Baharem wysyłał swoich przedstawicieli.

– No więc? Co myślisz? – nalegała Cala.

– Nie wiem – odparł szczerze.

Givon nie był potworem, trudno też byłoby go nazwać złym człowiekiem. Kardal czuł się zakłopotany. Spotkanie sprawiło mu ból. Nie umiał wytłumaczyć, skąd brały się te wszystkie uczucia i dlaczego w ogóle się pojawiły. Nie wiedział też, co zrobić, żeby się ich pozbyć.

– Przykro mi. – Cala dotknęła jego ramienia. – Nie powinnam była was trzymać z dala od siebie przez tak długie lata.

– To nie twoja wina.

– Moja. – Spojrzała mu w oczy. – Obwiniasz o wszystko Givona, i tak byłoby prościej, jednak to ja w głównej mierze zawiniłam. Byłam wtedy młoda i głupia, a kiedy Givon mnie zostawił i wrócił do swojej rodziny, byłam zdruzgotana. Miałam pełne prawo żądać, żeby zniknął z mojego życia, i zrobiłam to. Posunęłam się jednak jeszcze dalej i zażądałam, by usunął się również z twojego. A to był już błąd.

– Givon miał żonę i własnych synów. I tak by się mną nie interesował.

– Myślę, że nie masz racji. Oczywiście, gdyby cię chciał oficjalnie uznać, miałby trudności, ale przecież mógłby się z tobą spotykać prywatnie. Bardzo potrzebowałeś ojca.

Kardal był zły, że słowa matki wzbudziły w nim tak silne pragnienie i tęsknotę za tym, czego nigdy nie dane mu było zaznać.

– Dziadek w pełni go zastąpił. Był najwspanialszym mężczyzną, jakiego znałem.

– Cieszę się, że tak mówisz. Mam też nadzieję, że to prawda, bo nie potrafię zmienić przeszłości. Mogę jedynie powiedzieć, że jest mi bardzo przykro.

Kardal przyciągnął matkę do siebie i pocałował w czubek głowy.

– Co się stało, to się nie odstanie. Nie musisz mnie przepraszać. Było, minęło.

– Chyba nie do końca masz rację…

– O czym ty mówisz? – zapytał niespokojnie.

– Moje najgorsze obawy sprawdziły się. – Cala mówiła z dużym trudem. – Minęło dużo czasu. Oboje staliśmy się innymi ludźmi, a ja nadal jestem w Givonie zakochana do szaleństwa.


Sabrina i Givon weszli do eleganckiego salonu, z którego trzech wielkich okien roztaczał się piękny widok na pustynię. Ozdobna mozaika przedstawiała pędzących przez piaski rabusiów z wysoko uniesionymi szablami.

Salon wchodził w skład apartamentu przeznaczonego dla króla. Wśród eleganckich mebli poustawiano postumenty, na których zostały wyeksponowane drogocenne przedmioty wybrane w skarbcu przez Sabrinę.

Givon od razu wypatrzył małą złotą figurkę przedstawiającą konia. Wziął ją do ręki, odwrócił spodem do góry i popatrzył na Sabrinę.

– Chcieliście mnie w ten sposób uhonorować czy ze mnie zakpić?

– Byłam ciekawa, czy rozpoznasz przedmioty należące do dziedzictwa twojego narodu.

– W moim ogrodzie stoi odlana w brązie kopia tej rzeźby w naturalnych wymiarach.

– Dzięki temu łatwiej ją rozpoznałeś. – Speszyła się, bo to, co wcześniej wydawało się doskonałym pomysłem, nagle przestało się jej podobać. – Nie chciałam z ciebie zakpić… naprawdę.

Król uśmiechnął się.

– Co w takim razie chciałaś osiągnąć?

– Usiłowałam zwrócić twoją uwagę.

– Tak jak przez całe swoje życie chciał to zrobić mój syn? – Odstawił figurkę na miejsce.

– Naprawdę mi przykro. – Sabrina podeszła do Givona. – Cała ta sytuacja i tak jest wystarczająco trudna. Nie zamierzałam jej dodatkowo komplikować.

– Zawsze uważałem, że to miasto jest jednym z najpiękniejszych miejsc na ziemi. Tajemnicza kraina ukryta przed światem pośrodku pustyni. – Spojrzał przez okno. – Jak dużo wiesz o tej historii?

– Cala powiedziała mi, co się wydarzyło, ale bez żadnych szczegółów. Tylko wy znacie całą prawdę.

– Tak, tylko my.

Givon mimo swoich lat, mimo przyprószonych siwizną włosów i zmarszczek, nie wyglądał na starego człowieka. Sabrina czuła bijącą od niego energię, uznała też, że jest atrakcyjny.

Podszedł do wiszącej na ścianie tapiserii przedstawiającej scenę, na której król El Baharu zostaje obdarowany kilkoma niewolnicami.

– Wszystko to wydarzyło się bardzo dawno temu – powiedział na poły do siebie.

– Tak, bardzo dawno. – W pierwszej chwili pomyślała, że król mówi o scenie uwidocznionej na tapiserii.

– Musiałem dokonać wyboru – ciągnął Givon, wpatrując się w drobne, precyzyjne ściegi. – Trudnego wyboru. Żaden człowiek nie powinien być zmuszany do takich decyzji. – Popatrzył z bólem na Sabrinę. – Czy Kardal jest na mnie bardzo zły?

– O tym musisz sam z nim porozmawiać.

– Porozmawiam, oczywiście, że tak. Ale dzięki za informację, bo udzieliłaś mi jej, unikając odpowiedzi. A więc Kardal jest na mnie wściekły. Nie mogę go winić o to, że czuje się porzucony. Z jego perspektywy tak to wygląda. Nigdy go nie uznałem ani nie zaistniałem w jego życiu. Były ku temu powody, ale czy teraz mają one jakiekolwiek znaczenie?

– Nie mają – spontanicznie powiedziała Sabrina. – Dla dzieci takie powody są nieważne. Dla nich liczy się tylko postępowanie rodziców. Jeśli czują się odrzucone przez ojca czy matkę, doznają ogromnej krzywdy. Wiedzą, że zostały zdradzone, albo, co gorsza, winy szukają w sobie. Myślą, że nie zasłużyły na miłość.

Givon uważnie spojrzał na Sabrinę. Mimo że stała wyprostowana, z uniesioną wysoko głową, ta manifestacja dumy go nie zwiodła. Znał historię jej życia i wiedział, że mówiła nie tylko w imieniu Kardala.

– Zachowywałem się jak głupiec. – Ujął ją za rękę. – Trochę dlatego, że żądanie Cali, bym nigdy nie próbował spotykać ani z nią, ani z jej synem, obraziło mnie. A trochę dlatego, że tak mi było łatwiej. Lecz bardzo cierpiałem, choć nikt o tym nie wiedział. Gdybym wtedy uznał Kardala, padłoby wiele pytań, na które nie chciałem odpowiadać. – Mocno ścisnął dłoń Sabriny i puścił ją. – Wybrałem prostszą drogę, a to nigdy nie jest dobrym rozwiązaniem. Nie powinienem był składać Cali takiej obietnicy, a jeśli już, to tak jak początkowo zamierzałem, nie wolno mi było jej dotrzymywać. Kardal był ważniejszy niż królewskie słowo. – Opadł na kanapę. Sabrina usiadła obok niego.

– Ciągle jeszcze nie jest za późno. Zrozumienie prawdy to pierwszy krok do naprawienia zła.

– Tego nigdy nie da się naprawić.

– Może jednak być lepiej, niż jest teraz. – Sabrina pochyliła się ku niemu. – Czyż nie przyjechałeś tu po to, żeby pogodzić się ze swoją przeszłością?

Givon długo milczał.

– Przyjechałem tu, bo już dłużej nie byłem w stanie trzymać się z daleka. Ból, jaki sprawiała mi rozłąka, stał się nie do zniesienia. Musiałem się w końcu dowiedzieć, czy dadzą mi drugą szansę. – Wzruszył ramionami. – Oboje.

– A więc liczysz również na przebaczenie Cali? – Mimo gorącego powitania, nie wiedziała, czy po tylu latach płomień miłości może na nowo rozgorzeć. A jeśli tak? Ta myśl zdała się jej cudowna.

– Uważasz, że jestem za stary? – spytał z uśmiechem.

– Ależ nie. Cóż, dochodzę do wniosku, że będzie tu bardzo ciekawie.

– Kardal nigdy się na to nie zgodzi.

– Na początku na pewno nie będzie zachwycony, lecz decyzja nie będzie należała do niego. Jego matka potrafi być równie uparta jak on.

– Opowiedz mi o Kardalu. Jaki on jest?

Sabrina wzięła głęboki wdech.

– Musisz sam go poznać. Mogę powiedzieć tylko tyle, że jest wspaniałym mężczyzną. Będziesz dumny ze swojego syna.

– Niestety, nie mam prawa do takiej dumy. Nie miałem przecież żadnego wpływu na jego wychowanie. Powiedz mi, czy Kardal jest dobrym przywódcą? Czy jest szanowany przez swoich poddanych?

– Tak, jak najbardziej. Lubi wyzwania, nie uchyla się przed trudnymi decyzjami. Jest silny, ale sprawiedliwy. Słyszałeś o projekcie utworzenia wraz Bahanią wspólnych sił powietrznych?

– Oczywiście, i mam zamiar do niego przystąpić. Nie tylko włączymy się finansowo, ale zbudujemy na naszym terenie bazy lotnicze. – Dotknął złotych bransolet na nadgarstkach Sabriny. – Wygląda na to, że okoliczności, które towarzyszyły waszemu spotkaniu, były niezwykłe.

Najpierw wybuchnęła śmiechem, a potem opowiedziała, jak wybrała się na pustynię, by znaleźć legendarną krainę, no i wpadła w tarapaty.

– Przywiózł mnie tutaj, więc jednak odnalazłam Miasto Złodziei.

– Znacie się tak krótko, a wydaje się, że doskonale go rozumiesz.

– Robię, co mogę. Pod pewnymi względami wydajemy się dla siebie stworzeni, ale w niektórych sprawach doprowadzamy się do szału.

– Aha… – Givon pokiwał ze zrozumieniem głową, co zażenowało Sabrinę.

– To nie jest tak, jak sądzisz. – Starała się nie myśleć o pocałunkach Kardala. – Jesteśmy tylko przyjaciółmi. Nie przestrzega się tu zbyt rygorystycznie dworskiego ceremoniału, jest więc okazja, by porozmawiać, poznać się i zrozumieć.

– Czy on wie, co do niego czujesz? Czy Kardal wie, co kryje się w twoim sercu?

– Zapewniam cię, że nie ma o czym mówić. – Ze wszystkich sił starała się ukryć zakłopotanie.

– Ach, więc nawet sama przed sobą jeszcze się do tego nie przyznałaś.

– Nie mam się do czego przyznawać.

A nawet gdyby miała, to i tak to się nie liczyło. Jej przeznaczenie czekało na nią gdzie indziej, a Książę Złodziei nie był jej pisany.


Sabrina zostawiła króla Givona w jego komnatach. Nie miała jednak ochoty wracać do swojej sypialni. Zbyt wiele rzeczy musiała przemyśleć. Zbyt wiele rozważyć.

Po raz setny powiedziała sobie, że król nie ma racji, mówiąc o jej uczuciach do Kardala. Był przyjacielem, nikim innym. Musi sobie to powtarzać co chwilę, bo inaczej zwariuje.

Nogi same zaniosły ją do salki z widokiem na ogród. Wiosna miała się już ku końcowi. Nadchodziło lato i ogrodnicy porozwieszali duże, płócienne płachty chroniące delikatne rośliny przed palącymi promieniami pustynnego słońca.

Podeszła do okna. Pomyślała o spoczywających w podziemiach skarbach i o tym, jak wspaniały był zamek Kardala. W Mieście Złodziei ciągle było jeszcze tyle do obejrzenia, tyle rzeczy, które chciałaby zrozumieć. Wystarczyłoby tego na całe życie.

Lecz miała przed sobą zaledwie kilka krótkich tygodni, a potem wyjedzie stąd i nigdy więcej nie wróci. Ile czasu minie, zanim ojciec zacznie nalegać, by wróciła do domu? Jak długo uda się jej odwlekać chwilę, kiedy będzie musiała złożyć przysięgę księciu trolli? Ile jeszcze dni dane jej będzie spędzić w Mieście Złodziei?

Ale nie miasta będzie jej żal. Intrygowało ją, rozbudzało wyobraźnię, ale bez niego można żyć. Musiała w końcu pogodzić się z prawdą. Dobrze wiedziała, że będzie jej brakowało mężczyzny, który był sercem tego miejsca. Mężczyzny, który ukradł jej własne serce.

Sabrina zakochała się w Księciu Złodziei.

Nawet nie zauważyła, że pocierając palcem o starą, grubą szybę, skaleczyła się. Kropelka krwi dziwnie przypominała łzę… Sabrina starła ją, jakby mogła w ten sposób wymazać odkrytą właśnie prawdę. Zakochała się w mężczyźnie, z którym musi się na zawsze rozstać. Wiedziała, że nawet gdyby pojechała do ojca i wyznała mu swoje uczucia, to i tak niczego to nie zmieni. Król Hassan nie wzruszy się ani trochę. Sam dwa razy zawierał małżeństwa dyktowane dobrem kraju i od córki oczekiwał podobnego podejścia do obowiązków księżniczki. Może miałaby jakąś szansę, gdyby jej los nie był mu obojętny. Ale ojca nie obchodziło, czy będzie szczęśliwa.

A gdyby poszła do Kardala i wyznać mu swoje uczucia? Skoro się w nim zakochała, to być może jemu też na niej zależy. Mogliby razem uciec i…

No właśnie. Już o tym kiedyś myślała. Kardal należał do Miasta Złodziei, bez niego stanie się człowiekiem nieszczęśliwym. Nie może tego od niego żądać.

Kardal musi zostać tutaj, bo tu jest jego miejsce. Ona zaś wróci do Bahanii i poślubi kogoś innego, kogoś, kto nigdy nie zdobędzie jej serca. Oddała bowiem już swoje serce innemu mężczyźnie.

Загрузка...