Heather na swój drugi ślub w katedrze w Palermo wybrała dużo prostszą sukienkę, w kolorze kości słoniowej, bo lepiej niż biała pasowała do lekkiej opalenizny. Wzięła ją z wypożyczalni.
– Nie kosztowała ani grosza – oznajmiła triumfalnie. – Podarowałam im starą, więc z wdzięczności tę pożyczyli mi za darmo.
– Tęga głowa – ucieszyła się Baptista. – A nie mówiłam? – zwróciła się do Renata.
– Owszem – uśmiechnął się. – Może miałaś dobry pomysł, mamma.
– Jaki? – Heather spojrzała na nich podejrzliwie.
– Mamma uważa, że powinnaś niezwłocznie wejść do interesu – wyjaśnił Renato.
– Wkrótce przejdę na zasłużony odpoczynek i musisz mnie zastąpić – powiedziała Baptista. – Inaczej w radzie zabraknie kobiecego głosu, co byłoby katastrofą.
– Należysz do rady?
– Spodobają ci się spotkania – ironizował Renato. – Najpierw mamma mówi nam, czego chce. Potem odbywa się spotkanie, zgłasza wniosek i wszyscy głosujemy zgodnie z jej instrukcjami.
– Bzdury! – obruszyła się Heather.
– Nic dziwnego, że chce, żebyś zajęła jej miejsce. Jesteś równie apodyktyczna, jak ona.
– Mam zająć jej miejsce?
– Nie mogę rządzić wiecznie – odparła Baptista. – Moja droga, masz rozum, urodę i dryg do interesów, słowem, jesteś cennym nabytkiem. Dlatego musiałam cię pozyskać.
Choć brzmiało to bardzo wyrachowanie, Heather wiedziała, że przyszła teściowa ją kocha. Tak naprawdę Baptista zamierzała ją dowartościować, pokazać, że nie uważa jej jedynie za synową, lecz widzi w niej także kobietę, która zajmie należne jej miejsce w rodzinie. Temu właśnie służą małżeństwa z rozsądku.
Wolałaby mieć cichy ślub, lecz należało zaprosić tych samych gości co poprzednio, by nikogo nie obrazić, dlatego zaczęto przygotowania na jeszcze większą skalę. W kuchni pracowano dzień i noc, by przyćmić wszystko, co zaplanowano poprzednio. Nawet tort miał dodatkowe piętro. Jedynie Bernardo miał pozostać drużbą.
W przeddzień ślubu Heather pojechała na lotnisko w Palermo, by odebrać Angie, która przyleciała jako druhna. Ponieważ był już późny wieczór, zjadły kolację w restauracji i wślizgnęły się do domu niezauważone przez Bernarda.
– Naprawdę niczego nie podejrzewa? – spytała Angie, gdy szykowała się do snu w ich starym pokoju.
– Nic a nic. Nikt nie wspomniał mu o twoim przyjeździe. Bernardo zobaczy cię dopiero wtedy, gdy będziesz szła ze mną główną nawą. Nadal ci nie przeszło, co?
– Ani na jotę – westchnęła Angie. – A jemu?
– Jest równie nieszczęśliwy, jak ty. Ale zaufaj mi, zamierzam to naprawić.
– Boże, mówisz zupełnie jak Baptista – zdumiała się Angie.
– Właśnie za to mnie lubią – rzekła wesoło Heather.
– Słucham?
– To małżeństwo z rozsądku. Bardzo wygodne.
– I dlatego wychodzisz za Renata? Bo to wygodne?
– Oczywiście – wyniośle odparła Heather.
– Nabijasz się – uśmiechnęła się Angie.
Nastał ranek. Wszyscy wyszli. Kuzyn Enrico odprowadził ją do samochodu i po kilku minutach dotarli do katedry. Tym razem nie było wiatru poruszającego welonem i tłumu wołającego grazziusu. Żadnego romantyzmu i poezji, jedynie pewność, że pan młody stawi się na czas, by dopełnić formalności.
Potem zaczęła się długa droga do głównego ołtarza. Wstrząsnęła nią twarz Renata. Nie była ani czuła, ani obojętna, tylko nienaturalnie blada. Wyglądał tak samo, jak tego dnia, gdy czekał na nią u stóp schodów, by poprowadzić ją do ślubu ze swoim bratem.
Chciała zerknąć na Bernarda, by zobaczyć, jak zareagował na widok Angie, ale twarz Renata, jego utkwiony w nią wzrok, nieodgadnione spojrzenie sprawiły, że zapomniała o wszystkim. Znikła katedra, rozpłynęli się goście. Była tylko ona i Renato. Przyszli tu związać się ze sobą na zawsze.
Zebrani wstrzymali oddech i padło wreszcie sakramentalne „tak". Potem rozległo się zbiorowe westchnienie, gdy główną nawą wychodzili w kierunku słońca – mąż i żona.
Podczas przyjęcia weselnego w Residenzy byli niezbyt przytomni. Heather uśmiechała się i kroiła tort, wznoszono toasty szampanem, oboje udawali, że dobrze się bawią, rozmawiając z gośćmi. Rozległy się oklaski, gdy rozpoczęli pierwszy taniec.
Kątem oka Heather dostrzegła Angie tańczącą z Bernardem. Wydawali się zatopieni w sobie, lecz twarze mieli smutne, niemal tragiczne.
– Czy sądzisz, że jej przyjazd coś pomoże? – spytał Renato.
– Mam nadzieję. Są tak bardzo zakochani.
– Tyle że brak im rozsądku. Nie to, co nam.
– Co czyni z nasz szczęściarzy – uśmiechnęła się. Odwzajemnił uśmiech. Czuła dotyk jego nóg poprzez suknię, bo objął ją w talii i mocno przycisnął do siebie. Kiedyś walczyła z narastającym poczuciem fizycznej więzi z Renatem, lecz teraz już nie musiała. Jej serce zaczęło bić mocniej.
Gdy ostatni goście zaczęli wychodzić, państwo młodzi mogli wreszcie się wymknąć. Rzeczy Heather zostały już przeniesione do pokoju z olbrzymim łożem z baldachimem, który Renato zajmował od lat.
Teraz był to i jej pokój. Signora Martelli.
Paliła się tylko nocna lampka, nieśmiało rozjaśniająca grube, czerwone story, zaś reszta pokoju tonęła w tajemniczym półmroku. Ujrzała swoje odbicie, maleńką postać w olbrzymim lustrze, wciąż niepewną, czy naprawdę należy do świata Martellich.
Coś kazało się jej odwrócić mimo ciszy. W progu stał Renato. Nie słyszała, kiedy wszedł. Zastanawiała się, od jak dawna tu jest i patrzy na nią z dziwnym, niepojętym wyrazem twarzy.
W tym świetle wydawał się wyższy i okazalszy niż zwykle, lecz kiedy ruszył w jej stronę, dostrzegła w jego zachowaniu pewne wahanie. Uświadomiła sobie wówczas, że i jemu brakowało zwykłej pewności siebie.
Renato przygotował butelkę szampana w kubełku z lodem i dwa wysmukłe kryształowe kieliszki. Napełnił je i podał jej jeden. Wzniosła go, czując, jak serce szybciej bije pod ślubną suknią.
– Za nas – powiedział. Trącili się kieliszkami.
Wciąż była w stroju panny młodej. Renato zdjął perłową tiarę i welon, tak że włosy Heather opadły na ramiona. Gwałtownie odstawiła kieliszek. Ręce jej się trzęsły.
– Dobrze się czujesz? – spytał. – Domyślam się, że ciężko ci było znosić przez cały dzień te natrętne spojrzenia.
– Tobie również. Pewnie wszyscy zastanawiali się, co czujesz, zabierając żonę bratu, au!
– Przepraszam. – Natychmiast puścił kosmyk włosów, na którym odruchowo zacisnął rękę. – Nie chciałem. Myślę, że nie powinniśmy więcej do tego wracać. Koniec! To nigdy nie miało miejsca.
Tak, pomyślała, to jedyny sposób, by mogli normalnie żyć. Renato odezwał się tym razem nienaturalnie wesołym głosem, pragnąc zmienić temat:
– Czy widziałaś, jak Enrico i Giuseppe rywalizowali o względy mammy!
– Owszem. Biedny Enrico aż gotował się z wściekłości, bo zatańczyła z Giuseppe. Gdyby nie był następny w kolejce, strach pomyśleć, co mogłoby się stać.
– Mamma nie dopuściłaby do tego. Byłoby to niewłaściwe, szczególnie w tak ważnym dniu. Możemy sobie pogratulować. Zawarliśmy mądre małżeństwo, mając przy tym na uwadze interes rodziny i lokalnej społeczności.
– To doskonały układ – przyznała ochoczo. – Oboje na tym zyskaliśmy.
– Cieszę się, że tak to właśnie widzisz.
Delikatnie położył dłoń na jej karku, wywołując w Heather lekkie podniecenie, co nadawało zupełnie inny sens jego słowom. Spojrzała mu w oczy, zastanawiając się, dlaczego ma tak chmurne spojrzenie.
– Nie rozmyśliłaś się? – spytał nagle.
– Nie, nie zmieniłam zdania.
– Ach, prawda, jesteś słowną kobietą. – Przyciągnął ją bliżej i z napięciem spojrzał w jej twarz, jakby próbował wyczytać coś, czego nie powiedziała.
Między brwiami Renata dostrzegła lekką zmarszczkę. Schylił się tak, że wargami niemal dotykał jej szyi. Odchyliła głowę, odruchowo poddając się pieszczocie.
Błądząc ustami po jej skórze, jednocześnie rozpiął zamek sukni i jedwab z szelestem opadł na podłogę. Owiało ją chłodne nocne powietrze.
Jednak nie czuła zimna, cała płonęła z pożądania. Tak naprawdę zaczęło się to już wówczas, gdy wszedł do domu towarowego i rozpoczął z nią perfidną rozgrywkę, psychologiczną wojnę nerwów, tak więc swoje odczucia w stosunku do Renata odbierała jakby w krzywym zwierciadle.
Zrzucił marynarkę i koszulę. Chwycił ją w ramiona. Całował delikatnie, jakby pragnąc dać im czas na oswojenie się ze sobą.
Poprzednie pocałunki były bardziej gwałtowne, lecz również pełne złości, teraz po raz pierwszy miały w sobie spokojną słodycz.
Starała się nie myśleć o innych kobietach całujących jego usta, by nie wzbudzić w sobie zazdrości. Pragnęła go na wyłączność teraz i na wieki. Jej wargi rozchyliły się zapraszająco, smakując pieszczotę. Usta miał gorące i zaborcze. Odwzajemniała mu się, zdziwiona, skąd zna te wszystkie sztuczki, lecz jej zapał został wynagrodzony zmysłowym pomrukiem aprobaty.
Nie wiedziała, kiedy pozbyła się cienkiej haleczki ani jak znalazła się na łóżku, podczas gdy Renato, zrzuciwszy resztę ubrania, dołączył do niej i biorąc ją w ramiona, przycisnął do twardego jak marmur torsu gładkie, niczym u starożytnych posągów, kształty Heather. Łącząc w sobie piękno i siłę, zdawał się być potomkiem dawnych ludów, które niegdyś zamieszkiwały tę wyspę.
Kiedyś już widział ją nagą, choć o tym nie wiedziała. Teraz sam też był nagi, a jego niespokojne ręce wędrowały po jej ciele. Ona również go odkrywała. Początkowo nieśmiało, potem coraz odważniej i odważniej…
Renato zgasił lampkę i wszystko skryła ciemność. Zdawać by się mogło, że Heather pozwoliłaby się pieścić jakiemukolwiek mężczyźnie, jednak siła hamowana czułością, mocne muskularne ciało, żelazne lędźwie, wszystko mówiło jej, że powinien być to tylko Renato.
Delikatne muśnięcia palców, sięgające ku najtajniejszej rozkoszy, wywoływały u Heather szaleńcze pożądanie. W ciemnościach dostrzegła błysk jego oczu. Wydawał się zakłopotany, wręcz zmieszany.
– Renato… – szepnęła.
– Jesteś pewna? Powiedz mi, czy tego chcesz… Przez chwilę zdawało się jej, że kolejne uderzenie gorąca uniemożliwi jej odpowiedź.
– Jestem pewna… Chcę cię – wykrztusiła wreszcie.
Należała do niego od zawsze i jeśli wątpiła w to przedtem, teraz wiedziała na pewno. Objęła go mocno, wchłaniając ogarniającą ją rozkosz. Potem nie było już nic, tylko żar, ciemność i niebiańska otchłań.
Kiedy nastąpiło ukojenie, nie puścił jej, jakby bojąc się, że mu ucieknie. Ale ona nie chciała uciekać, tylko zostać z nim na zawsze. Zapadła w sen, a kiedy po godzinie obudziła się, stwierdziła, że Renato przygląda się jej. Uśmiechnął się i ukołysał ją, aż usnęła znowu. Zasypiając, wciąż widziała wpatrujące się w nią oczy.
Było już za chłodno na rejs jachtem, więc następnego ranka pojechali na lotnisko. Angie zabrała się z nimi. Bernardo był wciąż nieugięty, toteż wracała do domu. Odprowadzili ją do samolotu lecącego do Anglii, zanim wystartował ich – do Rzymu, skąd mieli udać się do Paryża. Była to po części podróż robocza, bo odwiedzali największych klientów, lecz Heather była zadowolona, że zaczyna brać udział w interesach. Zwiedzili też salony mody, gdzie kupiła mnóstwo nowych kreacji. Francuskim posługiwała się dość swobodnie, bo uczyła się tego języka, mając nadzieję na rychły awans w „Gossways".
– Ogarniają mnie podejrzenia – powiedział Renato, gdy rozbierali się w pokoju w „Hyatt Regency". – Słyszę za dużo komplementów pod adresem pięknej pani Martelli.
– Próbuję stworzyć ci odpowiednią oprawę.
– Hm! – chrząknął tak dwuznacznie, że zachichotała.
Pomagał jej zdjąć małą czarną, którą tego wieczoru miała na sobie po raz pierwszy. Jej śmiech podziałał na niego prowokująco. Pociągnął niecierpliwie, coś trzasnęło i sukienka leżała w strzępach na podłodze. Chwycił żonę w ramiona.
– Renato…
– Cicho, kupię ci nową.
A potem zaległa cisza. W ciągu paru sekund jego usta i ręce sprawiły, że zapomniała o całym świecie.
Po pierwszej nocy tak się roznamiętniła, że pragnęła go nieustannie. Początkowo czuła się tym nieco zażenowana, lecz wkrótce zaczęło ją cieszyć, że codziennie uczy się czegoś nowego o seksie.
Wiedziała, że zaspokaja go w pełni, podobnie jak on ją, jednak nigdy nie mówił o swoich uczuciach. Lecz wystarczało, by o coś go poprosiła, a natychmiast spełniał każde jej życzenie.
Pewnego dnia podarował jej kosztowną broszkę. Siedziała na sofie, podziwiając dzieło jubilera, gdy zaskoczył ją pytaniem:
– Nie uważasz, że trochę przeinwestowałem?
– Wcale nie – obróciła to w żart. – Przecież kiedyś chciałeś dać mi dwadzieścia tysięcy, abym tylko się z tobą przespała.
Pożałowała tych słów, bo zmarszczył brwi. Renato miał poczucie humoru, lecz nie potrafił żartować z samego siebie. Nie powiedział ani słowa, ale zdążyła się już nauczyć, że nagła cisza oznacza zły humor męża. Podejrzanie szybko rozchmurzył się, gdy zapewniła go, że żartowała.
– Oczywiście – powiedział. – Po prostu jestem nie w sosie. Gdzie dziś pójdziemy na kolację?
Uznał tym samym dyskusję za zakończoną, mimo jej wysiłków, by wyjaśnić niezręczną sytuację. Nie nosiła również tej pięknej broszki, bo za każdym razem, gdy ją przymierzała, dopatrywał się w niej mankamentów.
To był dopiero początek. Wkrótce po powrocie na Sycylię przypomniała sobie, jak w dniu jej przyjazdu Renato oznajmił, że Lorenzo wkrótce wylatuje do Nowego Jorku.
– Już miałam zamiar cisnąć w ciebie puderniczką, ale dodałeś, że ja też jadę, więc tylko przypudrowałam nosek.
– Chciałaś zobaczyć Nowy Jork?
– Przecież mówię. Jedno, co mnie w tobie drażni…
– Między innymi…
– Właśnie… to sposób, w jaki zwijasz moje żagle, gdy tylko nabieram wiatru, by ci nawymyślać.
Leżeli w łóżku, odpoczywając po kolejnym miłosnym uniesieniu. Uśmiechnął się do zwiniętej w kłębek żony.
– Lubisz doprowadzać mnie do szaleństwa, co?
– To jedno z moich ciekawszych zajęć.
– I znów popatrzysz na mnie z niemym wyrzutem w swych pięknych, lśniących oczach?
– Owszem, bo znam twoje przewrotne metody działania. Miałeś przekonać zarząd „Gossways", żeby przywrócili mnie do cyklu szkoleń, a ty nawet do nich nie zadzwoniłeś.
Milczenie męża uświadomiło jej straszliwą prawdę.
– Było jeszcze gorzej, tak? – spytała i gwałtownie usiadła. – Zadzwoniłeś do jakiejś grubej ryby i wymogłeś obietnicę, że mnie nie przyjmą.
– Nie przyznaję się do niczego.
– Nawet nie musisz…
– Znów ci dym leci z uszu. -Usiadł i chciał ją objąć. – Więc zanim wybuchniesz, spróbujemy… – Ostatnie słowa zagłuszył zgrabny cios poduszką, który zwalił go z łóżka. Ruszył do kontrataku i oboje wylądowali na podłodze.
– Myślałem, że jeśli rozzłoszczę cię wystarczająco – mówił, usiłując przytrzymać wijące się ciało Heather – przypomnisz sobie rady mateczki o codziennym kopaniu mnie w kostkę. Auuu!
– Nie pajacuj. Zrobiłam to bosą stopą.
Zdołała się uwolnić i wróciła do łóżka, lecz ją tam przygwoździł. Spoglądała na niego ze złością, pierś jej falowała gwałtownie.
– Ostrzegam cię, Renato. Jestem wściekła.
– Wiem. Pewnie dlatego mnie podrapałaś.
– Złaź ze mnie!
– Skoro już o tym mowa… – przesunął wzrokiem po jej nagim ciele – to bardzo poważny temat. Dlatego właśnie dobre małżeństwo opiera się na…
– Gadaniu? – spytała bez tchu.
– Wzajemnym zaufaniu – opuszkami palców zaczął drażnić koniuszek jej piersi – pomiędzy mężem a żoną. Na czym stanąłem?
– Zaufanie-jęknęła.
– Zaufanie wywodzi się z honoru…
– Honor? O czym ty mówisz, podła, przebiegła bestio… Tylko nie przerywaj!
– Nie miałem zamiaru – wyszeptał w jej skórę, kontynuując pieszczotę, która doprowadzała ją do szaleństwa.
Po chwili nie było już słów ani myśli, tylko ogarniające wszystko zmysły. Wreszcie świat rozpłynął się w ramionach ukochanego mężczyzny i zatraciła się w rozkoszy.
W tym właśnie tkwił problem. Była radość, rozkosz i uniesienie, lecz zabrakło szczęścia. O nieszczęściu też nie było mowy, bo jakże mogła być nieszczęśliwa, mając męża, który poświęcał jej tyle uwagi i pomagał odkrywać nieznane lądy zmysłów? Jednak to nie wystarczało, zwłaszcza gdy zorientowała się, że mąż wykorzystuje ich harmonię seksualną do odwrócenia uwagi od niektórych spraw.
Zapomniała już o tej rozmowie, aż tu po tygodniu wręczył jej bilety do Nowego Jorku.
– Co to? – zdumiała się.
– Uznajmy to za drugi miesiąc miodowy.
– Przecież ledwo co wróciliśmy z pierwszego.
– Mam interesy w Nowym Jorku. Ale skoro nie chcesz jechać… – Wyciągnął rękę po bilety, lecz cofnęła swoją z głośnym śmiechem.
Spędzili tam tydzień i choć Renato odwiedzał starych klientów, Heather mała wrażenie, że to uboczna część wyjazdu, jakby chciał zrobić jej przyjemność. Tylko że namiętne słowa szeptał tylko w nocy lub gdy byli sami, natomiast w innych sytuacjach nie obdarzał jej czułymi słówkami, a nienaganne maniery bardziej ich rozdzielały, niż łączyły. Zupełnie jakby żyła z dwoma mężczyznami.
Po powrocie mocno zaangażowała się w prowadzenie Bella Rosaria. Była wystarczająco rozsądna, by początkowo powierzać sprawy Luigiemu, lecz kierując się jego radami, sama odwiedzała dzierżawców, wysłuchiwała ich problemów i zaczęła podejmować decyzje. Przynosiło to wymierne zyski. Renato zrzekł się ich i wręcz nalegał, by wszystko stanowiło majątek żony. Przystała na to tylko dlatego, że nie chciała znów czymś urazić męża.
Z powodu jego powściągliwości nie odważyła się wspomnieć o rosnącej w niej miłości. Tak naprawdę przekonała się o tym, gdy Renato wyjechał na tydzień. Nie podejrzewała, że można za kimś tak tęsknić. To była ich pierwsza rozłąka od ślubu i wydawała się wręcz nie do zniesienia.
W niczym nie przypominało to łagodnego uczucia, jakim kiedyś obdarzała Lorenza, bo ta miłość była dzika, potężna i swą mocą usuwała w cień inne drobniejsze uczucia.
Ich związek stawał się coraz silniejszy i Heather wiedziała, że nadejdzie moment, gdy będzie musiała opowiedzieć mężowi o swoich uczuciach, jednak Renato z zapałem rozmawiał tylko o interesach, w innych sprawach dowcipem i humorem trzymając Heather na dystans.