ROZDZIAŁ CZWARTY

W drodze do domu Heather spoglądała ciekawie w stronę rufy, gdzie znajdował się dwuosobowy skuter wodny.

– Chciałabyś spróbować? – domyślił się Renato.

– Z rozkoszą. Powoli opuszczono skuter na wodę. Renato wskoczył na przednie siedzenie, Heather usiadła za nim. Ledwo zdążyła objąć go w pasie, a już pędzili z rykiem przez zatokę. Szybkość, hałas i drgania tak ją oszołomiły, że uchwyciła się mocniej, opierając głowę na jego barku.

– W porządku?! – zawołał, odwracając się Renato.

– Super! – odkrzyknęła.

To była prawda. Wibracje przeniknęły ją na wskroś, wprawiając w drżenie całe ciało, biodra, brzuch i przyciśnięte do pleców Renata piersi. Zalewający ich obłok piany wodnej wywoływał nieznane dotąd uczucia.

Wreszcie skuter zaczął zwalniać, aż zatrzymał się.

– Juhu! – krzyknęła.

– Widzę, że naprawdę ci się podobało. – Odwrócił się do niej z roześmianą twarzą.

– Tak! – odparła uszczęśliwiona. – Jeszcze jak! Gdzie jesteśmy? – Z tej odległości jacht wydawał się maleńki. – Tak daleko?

– To są szybkie zabawki.

– No, to jazda! – krzyknęła.

– Chcesz płynąć dalej?

– Coraz dalej i dalej!

– Heather, co się z tobą dzieje? – roześmiał się, lekko zaniepokojony tym nagłym przypływem szaleństwa.

– Nic. Wszystko. Cały świat!

– Chyba powinniśmy wracać.

– Nigdy, chcę płynąć przed siebie. Jazda!

– No, to dawaj! – krzyknął Renato, nagle porwany jej entuzjazmem.

Pomknęli ku linii horyzontu. Wkrótce „Santa Maria" znikła im z oczu, co Heather, zamiast odczuć niepokój, uznała za podniecające doświadczenie. Zachłysnęła się poczuciem wolności. Puściła Renata w pasie i teraz trzymała go delikatnie za ramiona. Czuła się bezpieczna, niepokonana.

Nic złego nie mogło się jej przydarzyć.

W chwilę potem ostro skręcili. Usiłowała schwycić się mocniej, ale było za późno. Wyleciała z siodełka i z trzaskiem uderzyła o taflę wody.

Przy tej prędkości było to jak zderzenie z murem.

Przez krótką, straszną chwilę pociemniało jej w oczach. Na wpół przytomna, uświadomiła sobie z przerażeniem, że tonie, opadając coraz głębiej. Wreszcie udało się jej wydostać na powierzchnię, lecz wciąż kręciło się jej w głowie. Zauważyła, że Renato oddala się od niej, nieświadomy, że spadła. Krzyknęła, choć nie miała nadziei, by ją usłyszał, i znów poszła pod wodę.

Rozpaczliwie to wynurzała się, to zapadała w głębinę. Była pewna, że utonie, nim Renato zauważy jej zniknięcie. Zaczęła tracić świadomość, wszystko wokół pociemniało…

Ręce, które ją pochwyciły, pojawiły się znikąd. Nagle znów zrobiło się jasno, mogła oddychać. Żyła. Mocno objęła Renata.

– Obejrzałem się, a ciebie nie było – powiedział z przerażeniem w głosie. – Co się stało?

– Nie wiem… nie mogłam…

– Nieważne. Dzięki Bogu, już jesteś bezpieczna.

Skuter kołysał się nieopodal na fali. Renato płynął do niego, rozgarniając wodę jedną ręką, a drugą podtrzymywał Heather. Tym razem posadził ją z przodu.

– Muszę cię widzieć – warknął. – Znikłaś pod wodą i nie wiedziałem, gdzie cię szukać.

Był równie wystraszony, jak ona. Drżąc, przytuliła się do niego.

– Myślałam, że nikt mnie nie znajdzie – wyjąkała.

– Już w porządku, trzymaj się mocno swego braciszka – powiedział.

Wracali na jacht z umiarkowaną prędkością. Heather siedziała bokiem, przytulona do Renata. O niczym nie myślała, po prostu nie chciała go puścić. Balansowała na granicy utraty świadomości. Wreszcie poczuła, że znalazła się na pokładzie. Renato zniósł ją do kabiny i zapadła w ciemność.

Kiedy się ocknęła, zobaczyła Angie.

– Cześć – uśmiechnęła się przyjaciółka. – Dziwisz się, skąd się wzięłam? Renato zadzwonił do Bernarda, prosząc, by przywiózł mnie na przystań. Jestem tu od kilku minut. Podobno byłaś na wojnie.

Heather od razu poczuła się lepiej.

– Mam jedynie nadzieję, że nie przerwano ci w najciekawszej chwili.

Angie uśmiechnęła się tajemniczo.

– Nic straconego. Ubierz się i chodźmy na brzeg.

– Tylko narzucę coś na kostium…

– Jaki kostium?

Heather zorientowała się, że okrywa ją tylko płaszcz kąpielowy. Próbowała sobie przypomnieć, kiedy zdjęła bikini, lecz pamiętała jedynie moment, w którym Renato położył ją na łóżku i kopnięciem zamknął drzwi.

– Czy ty…?

– Nie – odparła Angie. – Tak cię zastałam… – Uśmiechnęła się szelmowsko. – Bez obaw, nic nie powiem Lorenzowi.

– Nie bądź śmieszna. – Heather poczuła, że się rumieni. – Chodźmy już do domu.

Zgodnie z zaleceniem Angie, Heather spędziła cały następny dzień w łóżku. Spała jak zabita i obudziła się w dobrej formie. Kiedy jednak zaglądała do niej Baptistą lub Angie, wyczuwała jakieś napięcie, ale nikt nie chciał z nią na ten temat mówić. Nie mogła spytać Renata, bo jej nie odwiedził. Wreszcie Angie puściła farbę.

– Renato dzwonił do Lorenza do Sztokholmu, żeby powiedzieć mu, by wracał, ale ten nie zameldował się w hotelu i nikt nie wie, gdzie go szukać. To podobno jego stały numer.

– Chyba w końcu wróci do domu? – spytała Heather.

– Bez ciebie długo nie wytrzyma, zjawi się wieczorem.

Ta wiadomość postawiła ją na nogi. Przez całe popołudnie szykowała się na powitanie narzeczonego. Gdy tylko wysiadł z samochodu, padła mu w ramiona. Był zdenerwowany, co wzięła za troskę o swoje zdrowie.

– Gdzie jest Renato? – spytał na wstępie. – Muszę z nim natychmiast pomówić.

Pewnie chce go zbesztać, że naraził mnie na niebezpieczeństwo, pomyślała Heather

– Kochanie, nic mi nie jest.

– O tym porozmawiamy później. Teraz Renato.

Znikł w głębi domu i nie pojawił się już tego dnia. Angie i Baptista zapędziły ją wcześniej do łóżka, a rano Lorenzo czekał na nią przy śniadaniu. Był blady, lecz opanowany. Przyrzekał, że nie pokłóci się z bratem.

Odtąd widywali się rzadko. Renato nie wysłał brata za granicę, lecz trzymał go w centrali w Palermo. Wcześnie rano wyjeżdżali do pracy, wracali późnym wieczorem.

Lecz ona nie miała czasu tęsknić, bo cieszyła ją zacieśniająca się przyjaźń z Baptistą. Starsza pani oprowadziła ją po całym domu, a także zadbała, by Heather poznała jak najwięcej przyszłych kuzynów i kuzynek. No tak, przecież Renato powiedział, że poślubi całą rodzinę.

Oglądała albumy ze zdjęciami. Ślub Baptisty z Vincentem Martellim. Przepiękna panna młoda i poważny pan młody. Wyglądał na starszego od niej, stał nienaturalnie wyprostowany. Miał nieregularne rysy twarzy, podobnie jak Renato.

Pierwsze zdjęcia Renata. Zawsze spoglądał prosto w obiektyw. Zadziorny wzrok, zaciśnięte usta. Od małego wiedział, czego chce i jak to osiągnąć.

Potem Lorenzo, kręcone włosy, buzia aniołka, co wywołało uśmiech Heather. Wreszcie ponury Bernardo. Sprawiał wrażenie, jakby chciał być gdzieś indziej.

– Wkrótce przybędzie nowych zdjęć – powiedziała Baptista – gdy tylko przyjmiemy cię do rodziny.

Starsza pani chorowała na serce i musiała dużo odpoczywać. Pewnego ranka pojawiła się na śniadaniu w wyjątkowo dobrej formie. Zaprosiła Heather na małą wycieczkę, choć nie chciała zdradzić celu eskapady.

– Zaprosiłabym też Angie – powiedziała, gdy jechały w głąb wyspy – ale ona i Bernardo mieli inne plany. – Uśmiechnęła się tajemniczo.

– Nigdy przedtem nie widziałam, żeby Angie zachowywała się w ten sposób – przyznała Heather.

– Kochaj albo rzuć – stwierdziła filozoficznie Baptista.

– Tak, jednak wygląda na to, że zakochała się w Bernardo nie na żarty. Ciekawe, czy ze wzajemnością.

– Jest bardzo trudny, lecz odkąd zjawiła się Angie, wydaje się szczęśliwszy niż zwykle.

Sycylia poza wybrzeżem nie jest zbyt gęsto zaludniona. Minęły ruiny greckich świątyń, wśród których pasły się kozy. W pewnej chwili drogę zagrodziło im stado owiec, pędzone przez starego, szczerbatego pasterza. Odpędził zwierzęta na bok i ukłonił się, a Baptista odwzajemniła pozdrowienie.

– Jesteśmy na mojej ziemi – wyjaśniła. – Mam niewielką posiadłość: wioska, trochę gajów oliwnych i skromny domek. To było moje wiano.

Wreszcie dostrzegły wioskę o nazwie Ellona, przytuloną do zbocza góry. Była to średniowieczna osada wzniesiona z kamienia. Wśród małych domków wyróżniały się dwa budynki: kościół oraz rezydencja z różowego kamienia o podwójnych, kręconych schodach na zewnątrz.

Południowy upał sięgnął zenitu, gdy usiadły wewnątrz domu, a lekki wiaterek poruszał zasłoną drzwi balkonowych.

– Specjalnie dla ciebie zamówiłam angielską herbatę – rzekła z dumą Baptista.

– Jest doskonała – powiedziała Heather. – Deliziusu - dodała w dialekcie sycylijskim, zamiast użyć włoskiego określenia delicioso. Baptista uśmiechnęła się.

– Stajesz się Sycylijką.

– Włoski był mi potrzebny do pracy w sklepie, a sycylijski nie jest taki trudny, jeśli zapamięta się, że często „u" zastępuje włoskie „o".

– Co oznacza, że już wówczas przeczuwałaś, że zostaniesz jedną z nas.

– Muszę coś wyznać – odparła Heather. – Jestem na Sycylii dopiero od kilku dni, a wszystko wokół mówi mi, że to jest właśnie moje miejsce. Nigdy przedtem nie doświadczyłam niczego podobnego.

– To znaczy, że dobrze trafiłaś. – Baptista wyciągnęła rękę, pokazując na zalaną słońcem dolinę, odległe Palermo i połyskujący skrawek morza. – Spójrz, cały kraj cię wita.

– Jak tu pięknie. Mieszkałaś tutaj w dzieciństwie?

– Nie, tylko przez letnie miesiące, gdy w mieście było za gorąco. Dbano o moją własność, bo wiano musiało być w dobrym stanie, zanim wybrano mi męża.

– Wybrano? – powtórzyła ze zdumieniem Heather.

– Oczywiście – zaśmiała się Baptista. – Takie małżeństwa były na porządku dziennym, zdarzają się nawet dzisiaj. – Wzruszyła ramionami – Często sprawdzały się lepiej, niż przypuszczasz. Naprawdę.

– A co z miłością?

Baptista zadumała się, patrząc w przestrzeń.

– Kiedyś byłam zakochana – szepnęła. – Na imię miał Federico. Nazywałam go Fede. Był przystojnym, wysokim, silnym chłopcem o wymownym spojrzeniu i delikatnych dłoniach. – Uśmiechnęła się na to wspomnienie. – Oczywiście panience z dobrego domu nie wypadało zwracać na to uwagi, lecz był najprzystojniejszym młodzieńcem na Sycylii. Wszystkie dziewczyny szalały za nim, ale kochał tylko mnie.

– I co się stało? – spytała Heather.

– Nie mieliśmy szans. Był ogrodnikiem, a w tamtych czasach bogate dziewczęta nie wychodziły za chłopców parających się takim zajęciem. Dziś zresztą też nie. Pracował tu i hodował dla mnie najpiękniejsze róże. Mówił, że widząc je, będę o nim pamiętać.

– Co dalej?

– Rodzice nas rozdzielili. Wysłano go daleko i nigdy już nie spotkaliśmy się. Próbowałam się dowiedzieć, czy jest zdrowy, jak mu się powodzi, ale nie udało się. Jakby zniknął. To było najtrudniejsze do zniesienia.

– Zniknął? – spytała przerażona Heather. – Czy to znaczy…

– Nie wiem – odparła szybko Baptista. – Znikł i tyle. Dziś i tak się niczego nie dowiem.

– Nadal myślisz o nim po tylu latach?

– Był moją jedyną miłością, a żadna kobieta tego nie zapomina – zauważyła z rozrzewnieniem Baptista. – Płakałam tygodniami, świat się dla mnie skończył. Rodzice wynajdywali mi różnych kandydatów, ale wszystkich odrzucałam. Po jakimś czasie wpadli w panikę, bo miałam już dwadzieścia pięć lat, a to dużo jak na pannę na wydaniu. Wreszcie zaproponowali Vincentego. Dobry człowiek, choć nudny. Chciałam mieć dzieci, więc wyszłam za niego i nie żałuję.

– Pokochaliście się?

– Ani ja jego, ani on mnie, jednak zostaliśmy przyjaciółmi. – Uśmiechnęła się do Heather. – Zastanawiasz się pewnie, czy wiedziałam o matce Bernarda. Oczywiście, ale to wcale nie był koniec świata. Miałam już swoją miłość i swoje szczęście, które musiało mi wystarczyć na resztę życia. Cieszyłam się, że również Vincente jest szczęśliwy.

– Przecież mówiłaś, że miłość nie ma znaczenia w małżeństwie. Czy tak?

– Są różne rodzaje miłości. Vincente był mi drogim przyjacielem, co bardzo wzmacniało nasz związek. Gdy zmarła nasza córeczka, pocieszaliśmy się nawzajem.

– Miałaś córkę?

– Nasze pierwsze dziecko. Zmarła w wieku sześciu miesięcy. Doretta… – Baptista wzięła Heather za rękę. – Tak sobie marzę, że gdyby żyła, byłaby taka jak ty: miła, kochana i silna.

Heather położyła dłoń na ręce Baptisty, której oczy dziwnie zwilgotniały.

– Znamy się krótko – powiedziała starsza pani – ale czasem wystarczy kilka dni, jak to się stało między tobą i Lorenzem. A ja od początku uznałam cię za swoją córeczkę, choć oczywiście nie jestem twoją matką. Bella Rosaria stanowiłaby wiano Doretty. Teraz będzie twoim.

– Chcesz podarować ją Lorenzowi?

– Nie. Zamierzam dać ją tobie.

– Przecież nie mogłabym…

– Odmawiając, złamiesz mi serce – oświadczyła Baptista.

– Tego bym za nic nie chciała. Dziękuję.

I tak, pomyślała z rozrzewnieniem, posiadłość wróci po ślubie do rodziny, a ponieważ miało się to stać za kilka dni, co szkodziło przyjąć dar już teraz?

Lecz Baptista przygotowała niespodziankę. Zastukała laską w podłogę, a gdy zjawiła się pokojówka, powiedziała do niej kilka słów po sycylijsku. Po chwili do pokoju weszło dwóch ubranych na czarno i poważnie wyglądających panów, którzy przynieśli ze sobą jakieś papiery.

– To mój prawnik i jego asystent – wyjaśniła Baptista. – Dokumenty są gotowe, wystarczy, że je podpiszesz. Oni będą świadkami.

– Teraz? – zająknęła się przerażona Heather.

– Doskonały moment – odparła Baptista i podała jej pióro.

Signora… - zaczęła Heather.

– Za kilka dni i tak będziesz do mnie mówić mamma - zauważyła Baptista. – Zacznij od dziś, będzie mi miło.

– Mnie też, mamma.

Benel Bądź posłuszną córką i nie sprzeciwiaj mi się.

W kilka chwil potem Heather została właścicielką ziemską.

Uczczono to kieliszkiem marsali i prawnicy wyszli.

– Poczułam się nieco znużona – oznajmiła Baptista. – Położę się na chwilkę, a ty obejrzyj swoją własność.

Chodząc po pokojach eleganckiej rezydencji, Heather z radością pomyślała, że znalazła wymarzony dom dla dwojga zakochanych, który na dodatek znajdował się na tyle blisko Palermo, by mogli tu zamieszkać z Lorenzem.

Zaczęła snuć plany na przyszłość. Gdyby mogła podróżować razem z nim, szybko wciągnęłaby się do interesów, tym bardziej że Baptista na pewno pomogłaby jej wejść do zarządu firmy. Potem razem z Lorenzem przyjeżdżaliby odpocząć w tym magicznym miejscu, gdzie stworzyliby swój świat.

A kiedy ten świat zacząłby się powiększać, miała już upatrzone miejsce na pokój dziecięcy. Znajdował się na tyłach domu, a jego okna wychodziły na bajecznie ukwiecony ogród. Stała przez chwilę przy oknie, w wyobraźni malując ściany w pastelowe barwy, potem zbiegła na dół, obejrzeć okolicę.

Powietrze było przesycone wonią róż, wysokie drzewa ocieniały ścieżkę, ptaki cudownie śpiewały. Zawsze skądś dochodził plusk wody którejś z małych fontann.

W pewnej chwili Heather doszła do małej altanki, niemal całkowicie oddzielonej od reszty ogrodu. Wszędzie, jak okiem sięgnąć, widać było czerwone, białe i żółte, zwykłe i pnące, duże i miniaturowe róże, a w centralnym miejscu najpiękniejsze – pąsowe, jawiące się niczym płomienne wyznanie miłości.

– Byłam pewna, że tu trafisz – odezwała się Baptista.

Heather odwróciła się i ujrzała wspartą na lasce starszą panią.

– Zobaczyłam cię przez okno i zapragnęłam osobiście pokazać ci to miejsce.

– Czy to tu…?

– Tak, Fede dla mnie zaczął tworzyć ten różany ogród. W ten sposób mógł wyrazić to, czego nie ośmielił się powiedzieć słowami.

Usiadły na małej, drewnianej ławeczce.

– Przez te wszystkie lata opiekowałam się nim z miłością. Chroniłam kwiaty, przenosząc je na zimę do szklarni lub do domu. Niektóre z nich posadził jeszcze Fede, inne są ze szczepek, które brałam z Residenzy i sadziłam je tu, w moim ogrodzie. Właśnie w tym miejscu powiedział mi, że poza mną nie będzie dla niego istniała żadna inna kobieta.

Zatrzymała wzrok na pąsowych różach.

– Sadzilis'my je razem i nigdy nie pozwolę im zwiędnąć – rzekła cicho. – Gdyby teraz wrócił, ujrzałby dowód mojej miłości.

– Będę kochała je dla ciebie – szepnęła Heather.

– Wiem o tym. Obiecaj mi, że kiedy będą mnie chować, a moją trumnę pokryje stos kwiatów, o które nie dbam, wśród tych oznak ludzkiego szacunku znajdzie się jedna różyczka z tego klombu.

– Oczywiście. Czemu nie chcesz, by zajął się tym Lorenzo lub Renato?

Pokręciła głową.

– Kiedy przyjdzie na mnie czas, Lorenzo pogrąży się w smutku i zupełnie się rozklei. Będziesz musiała być mocna za was oboje. A co do Renata, to dobry człowiek, ale nie rozumie spraw sercowych.

– Słowem mam myśleć za obu – powiedziała Heather i obie panie wymieniły uśmiechy. – Oczywiście zrobię to dla ciebie – obiecała.

– Zatem będę już spokojna. Bałam się, że nie znajdę nikogo, kto zadbałby o te kwiaty.

– Wciąż go kochasz po tylu latach?

– Nie tak, jak myślisz. Namiętność dawno minęła. Chodzi o to, by ktoś usiadł przy tobie w wieczornym słońcu, wziął cię za rękę i uśmiechając się, powiedział: „Poczekajmy bez lęku na zmierzch". Czasem dumam tu wieczorami, zawsze sama. Starzeję się, córeczko, a serce tęskni do czegoś, czego nigdy nie miało.

Wzięła Heather pod rękę i powoli wróciły do domu. Lorenzo dziwnie zareagował na tę nowinę o darowiźnie.

– Ciekawe, jak przyjmie to Renato – rzekł, gdy ochłonął ze zdumienia. – Zawsze uważał, że Bella Rosaria jemu przypadnie w udziale.

Jednak Renato skłonił się tylko i bez słowa poszedł do siebie.

Загрузка...