W intercyzie, uwzględniającej wszystkie warunki dotyczące ich małżeństwa, Renato przyrzekł Heather miejsce w firmie. Pewnego dnia po powrocie z zakupów zastała męża przyglądającego się jej weselszym niż zwykle wzrokiem.
– Co powiesz na wyjazd służbowy? – spytał. – Potrzebuję kogoś, kto zajmie się naszymi sprawami w Szkocji.
– Ależ to domena Lorenza. Nawet jest teraz w Anglii…
– Wynikły pewne nieoczekiwane problemy, które go zatrzymały – przerwał jej Renato. – Gdybyś zajęła się Szkocją, miałby łatwiejszą sytuację w Anglii.
To pobudziło jej ambicję, jednak po chwili pomyślała, że wyjazd oznacza rozłąkę. Ale cóż, Renato wydawał się zachwycony tym, że Heather zacznie działać zupełnie samodzielnie.
Następnego dnia poleciała do Edynburga i przez kilka następnych dni sprzedawała towary Martellich wszystkim ekskluzywnym odbiorcom w mieście. Jej wyjazd okazał się sukcesem, lecz radość przyćmiewała tęsknota za mężem.
Ostatniego dnia pobytu zadzwoniła do domu, by usłyszeć głos męża, ale Renato gdzieś wyjechał. Rozczarowanie było bardzo bolesne. Wzięła się w garść i ruszyła do pracy, usiłując skupić się na zadaniach. Zaowocowało to mnóstwem zamówień, które pragnęła pokazać mężowi.
Zobaczyła go wcześniej, niż się spodziewała.
Po powrocie do hotelu oniemiała na widok Renata, który siedział z dyrektorem hotelu w barze. Serce zabiło jej z radości. Panowie przywitali się z nią, a mąż pogratulował jej kontraktu zawartego z hotelem.
– Pańska żona to prawdziwa Martelli, Renato – rzekł dyrektor. – Bardzo ciężko się z nią negocjuje.
– To samo mówią w całym mieście – przytaknął Renato.
A więc to tak. Iluzja, że się za nią stęsknił, prysła jak bańka mydlana. Przyjechał sprawdzić, jak sobie radzi nowa reprezentantka handlowa. Po prostu inspekcja, i tyle.
– Myślałem, że bardziej ucieszysz się na mój widok – zauważył Renato, gdy dyrektor zamawiał drinki.
– Nie lubię być nadzorowana – mruknęła. Speszył się, ale nie na długo.
– To nie tak, jak ci się wydaje…
– Ależ tak – westchnęła. – Nie winię cię o to, ale dajmy już spokój.
Więcej o tym nie wspominali, natomiast gdy wieczorem pokazała mężowi księgę zamówień, Renato nie mógł wyjść z podziwu. Chciała zajrzeć mu w głąb duszy, lecz nie pozwolił jej na to, gdy jednak objął ją i z uśmiechem wyznał swą radość, że znów są razem, przestała martwić się o cokolwiek.
Zostali jeszcze dwa dni, bo musiała zakończyć negocjacje. Podsunął jej kilka rad, lecz do niczego się nie wtrącał. Ostatniej nocy zamówili kolację do pokoju. Rozpierała ich radość, że niedługo wrócą do domu.
– Nie jesteś chyba zła, że przyjechałem? – mruknął, gdy leżeli wtuleni w siebie.
– Myślałam, że masz ważniejsze sprawy.
– A co mogłoby być ważniejsze?
– Pieniądze stracone na nieudanych transakcjach.
– No cóż, widocznie zapomniałaś, że poznałem cię jako fenomenalną ekspedientkę – przypomniał jej wesoło.
Postawiła wreszcie go wybadać. Teraz, gdy są tak blisko siebie, może zdobędzie się na odrobinę szczerości.
– Co my właściwie o sobie wiemy? – spytała. – Chyba tylko tyle, że jest nam dobrze w łóżku.
– Bzdura. Wiesz o mnie bardzo dużo. Podły, podstępny, zdeprawowany… może nie wszystko zapamiętałem, ale wygląda na to, że znasz mnie bardzo dobrze. A poza tym – spoważniał nagle – dopiero w łóżku mężczyzna i kobieta odkrywają prawdę o sobie.
– Owszem – odparła – ale nie całą.
– A czy reszta jest taka ważna?
– Teraz może nie, ale z biegiem lat…
– Po co się martwić tym, co będzie za ileś tam lat – rzekł lekceważącym tonem.
Nie do końca zdołała zdusić w sobie brzydkie słowo.
– I to mówi człowiek, który planuje wszystko z wieloletnim wyprzedzeniem.
– Czy mówimy o Lorenzo? – odezwał się po chwili dziwnym głosem. – Wolałbym nie, ale owszem, przyznaję, usiłowałem zbyt dużo zaplanować. Wasze małżeństwo okazałoby się pomyłką. Odkryłem to tego dnia, kiedy byliśmy na jachcie, lecz cóż, miałem uwieść narzeczoną brata?
– Co najwyżej spróbować. Choć nie bądź taki pewny, że udałoby ci się.
– Może nie miałem szans? – parsknął śmiechem.
Przypomniała sobie sensacje, jakie wywołał, kiedy nacierał ją olejkiem do opalania, jednak silniej odczuła to w chwili wzajemnego zrozumienia, gdy zobaczyła bliznę na nadgarstku. Zrozumienie, nie namiętność.
– I co? – naciskał. – Gdybym się wtedy zapomniał, czy ty też byś zapomniała o swej godności?
– To co innego. Byłam zakochana w Lorenzo.
– Miłość wszystko komplikuje – zgodził się. – Nawet gdy jest tylko zwykłym złudzeniem.
Chciała mu przypomnieć, co kiedyś powiedział, mając na myśli miłość: „Wierzyłem naiwnie w różne rzeczy" i spytać, czy nie zmienił zdania. Z pewnością odegrała tu rolę ich wzajemna bliskość, lecz w ostatniej chwili opuściła ją odwaga.
– Nigdy nie poznamy prawdy – rzekła.
– Pewnie nie. Wiem tylko, że bardzo cię pragnąłem i trzymałem się z boku. Kiedy Lorenzo dał nogę, cieszyłem się, ale mnie znienawidziłaś.
– Czy gdyby mamma nie postanowiła doprowadzić do naszego związku, pozwoliłbyś mi odejść?
– Nie – odparł krótko. – Pragnąłem cię.
Pragnął, ale nie kochał.
– Kiedy rozmawialiśmy, wściekałaś się – ciągnął. – Słuchałaś tylko jej.
– To znaczy, że ty za tym stałeś?
– Domyślałem się, co szykuje. Nie zniechęcałem jej.
– Ale wściekłeś się, gdy oznajmiła, że powinniśmy się pobrać. Pamiętasz?
– Dopiero wtedy, gdy wybuchłaś śmiechem. A czego oczekiwałaś?
Już chciała spytać, dlaczego nie poprosił jej o rękę, ale ugryzła się w język. Dowiedziałby się zbyt dużo o jej uczuciach, co byłoby niezbyt mądre, zwłaszcza że skrywał swoje.
W tym kryła się odpowiedź. Renato nie zaryzykowałby oświadczyn, bo zbytnio by się odsłonił i dlatego prowadził negocjacje na odległość.
– Zatem mamma była twoim emisariuszem?
– Po tym, jak zostałaś skrzywdzona, pomoc osoby bezstronnej wydawała się bardziej na miejscu.
Było to takie logiczne, że aż chciało jej się płakać. A może dlatego, że Renato miał tak mało do zaoferowania.
Baptista była źródłem jej siły i nawet po ślubie nie przestała pełnić roli mediatorki.
– Można tak to ująć – stwierdziła pewnego dnia, gdy kontemplowały deszcz w Bella Rosaria. – Niektórzy mówią na to: wścibska teściowa.
Heather uśmiechnęła się i uścisnęła jej dłoń.
– Sama wiesz najlepiej.
– Przed tobą nie było kobiety zdolnej do tego, by zmusić go do refleksji, oduczyć arogancji, przywrócić mu wiarę w miłość. Chciałam, byś została, bo bardzo cię potrzebował. Czy było to z mojej strony samolubne?
– Nie, mamma. Jesteśmy bardzo szczęśliwi. Czasami czuję, że chce się przede mną otworzyć, lecz zawsze się cofa. Jak mam mu powiedzieć, że go kocham?
– Czy to musi być wyrażone słowami?
– Dla mnie tak.
– Myślę, że jego uczucie rozkwitło przed twoim pierwszym… ślubem. Matko przenajświętsza, co za szczęście, że Lorenzo wykazał dość rozsądku, by uciec!
– Lorenzo? – żachnęła się Heather.
– Zrozumiał, co powinien zrobić, by zapobiec nieszczęściu. Jacy biedni bylibyście, gdyby nie uciekł! Nadal jest nieodpowiedzialny, ale kiedyś wyrośnie na wspaniałego, wrażliwego mężczyznę. Tylko mu tego nie powtarzaj – dodała.
– A skądże, zresztą jeśli stanie się zbyt wrażliwy, przestanie być sobą. Weźmy na przykład Renata. Nie kocha mnie, bo nie rozumie miłości. Dobrze zna potrzeby, zachcianki i kaprysy, ale nie wie nic o miłości.
– Jesteś w błędzie – odparła teściowa. – Po prostu nie pojął jeszcze, że jesteś dla niego najważniejsza na świecie. Na to trzeba czasu. Może nawet lat.
Heather nie odpowiedziała, lecz w głębi serca zastanawiała się, czy będzie potrafiła tak długo czekać na coś, co wcale nie musi się spełnić. Baptista obserwowała ją z zatroskaniem.
Kończyła się zima, zroszona deszczem ziemia była nawilżona i gotowa pod siew. Wszystko budziło się do życia. Jej pierwsza wiosna, pierwszy wykot owiec. Czekały ją pierwsze żniwa.
Dobrze zarządzała posiadłością. Mówili to wszyscy, nawet Luigi, który faktycznie wszystkim kierował.
– Ciebie chyba nie nabiorę – krygowała się.
– Dobrze sobie radzisz. Stoisz z boku i pozwalasz mi robić, co należy. To sprytne.
Miała znakomite wyniki. Zrządzając finansami zgodnie z radami Luigiego, zaskarbiła sobie taki kredyt zaufania w banku, że mogła pomagać mężowi w mniejszych transakcjach. Satysfakcję umniejszał fakt, że nalegał, by pobierała należną prowizję.
– Chcę mieć czyste konto – powtarzał. Było to logiczne wyjaśnienie, lecz ją napawało smutkiem.
Rzadko widywała Lorenza, który przeważnie pracował za granicą. Jego następny wyjazd do Anglii zbiegł się z dziesięciodniowym pobytem Renata w Rzymie. Tym razem nie prosił Heather, by mu towarzyszyła.
Po kilku dniach pobytu w Bella Rosaria wróciła do Residenzy. Okazało się, że Baptista wybrała się do przyjaciół i wróci późno. Rozpakowała się w swoim pokoju, usiłując stłumić wewnętrzny niepokój. Wyrzucała sobie niewdzięczność. Miała prawie wszystko, co sobie wymarzyła, wyglądało jednak na to, że świat budził się do nowego życia, i tylko ona nie miała co ze sobą zrobić.
Z okna sypialni był widok na morze. Gdzieś stała przycumowana „Santa Maria", z którą wiązały się niezapomniane przeżycia. Po pierwsze Heather prawie utonęła, a po drugie poznała siłę uczuć skierowanych do brata narzeczonego.
Jakże straszne konsekwencje wynikłyby z tego ślubu! Baptista miała rację. Już wiedziała, że fizyczne połączenie z Lorenzem nie uchroniłoby jej od Renata, a wręcz przeciwnie. Im więcej nauczyłaby się o miłości, tym bardziej chciałaby zakosztować jej z mężczyzną, który wzbudzał w niej niepohamowaną namiętność. I pasję…
Zamiast tego poślubiła mężczyznę, którego pragnęła, a być może nawet kochała.
Westchnęła, znużona nieustannym trybem przypuszczającym swych myśli. Bała się przyznać przed sobą, że kocha człowieka, który nie wierzy w miłość. Renato żył w bardzo szczególny sposób, bo zawsze umiał zdobyć to, czego pragnął. Teraz pragnął jej i w łóżku był równie zadowolony z ich związku, co ona, ale to nie była miłość. Mówiła Baptiście, że on nie wie nic o sercu. Obawiała się, że to prawda, więc jak mogła otworzyć przed nim swoje?
Nagle zadzwonił telefon.
– Halo. Lorenzo, to ty?
– Heather, jesteś sama? – usłyszała przestraszony głos Lorenza.
– Chwileczkę. – Powiedziała pokojówce Sarze, która układała serwetki na stole, by na chwilę wyszła z pokoju. – Już jestem sama.
– Musimy porozmawiać, ale Renato nie może się o tym dowiedzieć. W ogóle nikomu nic nie mów.
– O co chodzi, Lorenzo?
– Przyjedź do Londynu.
– Co takiego?
– Potrzebuję cię. To ważne. Są tu pewne sprawy… Heather, błagam…
Prosił tak rozpaczliwie, że nie mogła mu odmówić.
– Dobrze – powiedziała. – Przylecę najbliższym rejsem.
Przy odrobinie szczęścia może uda mi się dotrzeć wieczorem.
Znalazła paszport i wrzuciła trochę drobiazgów do torby podręcznej. Dzięki nieobecności Baptisty mogła wyjść bez zbędnych pytań.
– Wrócę jutro lub pojutrze – oznajmiła pokojówce i szybko wybiegła.
Renato miał wrócić dopiero za tydzień, lecz zjawił się wczesnym rankiem następnego dnia.
Był uśmiechnięty, bo spodziewał się ujrzeć zdumienie na twarzy żony, że zrezygnował z tylu klientów, byle być przy niej. Być może nawet Heather przestanie traktować go z pewnym dystansem.
– Amor mia! - zawołał, otwierając drzwi do sypialni. – Gdzie jesteś?
Pokój był pusty. Wzruszył ramionami i szybko zbiegł na dół. Pewnie siedzi na tarasie i rozmawia z matką. Albo jest w posiadłości. Dlaczego najpierw pobiegł do sypialni? Uśmiechnął się. No cóż…
– Sara, gdzie jest moja żona? – spytał pokojówkę.
Dziewczyna zmieszała się.
– Nie wiem, signore. Najpierw telefonował signor Lorenzo, a potem pani szybko wyszła. To było wczoraj.
– Czy mówiła, dokąd się udaje?
– Nie, signore. Powiedziała tylko, że wróci dziś, najdalej jutro.
– Gdzie moja matka?
– Odpoczywa w swoim pokoju.
Zajrzał cicho do Baptisty, ale spała. Powinien wykazać więcej cierpliwości, jednak nie dawała mu spokoju pewna myśl. Co takiego powiedział Lorenzo, że Heather opuściła dom?
Renato poszedł do gabinetu i wziął się do pracy. Przez godzinę szło mu jako tako, jednak gdy po dłuższej rozmowie z klientem odłożył słuchawkę, stwierdził, że nie pamięta ani słowa. Poddał się i zadzwonił do Lorenza do Londynu.
Lorenzo tym razem nie zatrzymał się w „Ritzu", lecz w nowo otwartym luksusowym hotelu, z którym rodzina Martellich zamierzała współpracować.
– Proszę z pokojem Lorenza Martellego – rzekł Renato.
– Sir, przykro mi, ale pan Martelli wymeldował się kilka godzin temu.
Renato podskoczył na krześle.
– Dziś rano? Myślałem, że ma zostać przez tydzień.
– My też, sir, ale po tym, jak wczoraj przybyła pani Martelli, postanowili wyjechać wcześniej.
– Pani Martelli? Ta młoda angielska dama?
– Tak jest, pani Heather Martelli. Rano zwolnili pokój.
Serce omal nie wyskoczyło mu z piersi. Nie pamiętał, jak zakończył rozmowę. Siedział jak sparaliżowany.
Tego właśnie się obawiał. Zawsze wiedział, że Lorenzo nadal jest bliski jej sercu, a mimo to walczył o Heather. I po co? By ponieść klęskę, po nic więcej.
Miał trudności z oddychaniem. Czuł się niczym człowiek porwany śnieżną lawiną. Najpierw wszystko wiruje wokół, potem lodowacieje.
Chciał zerwać się, zacząć działać, ale nie mógł, bo nie wiedział, co właściwie powinien zrobić. Gdyby tylko można było cofnąć czas do chwili, nim zaczął się ten koszmar…
Żona zdradziła go z jego bratem. Myśląc, że mąż wróci dopiero za tydzień, poleciała do Lorenza.
Nie, to niemożliwe. Gdyby rzecz się wydała, Baptiście pękłoby serce, a Heather zbyt mocno kochała mammę. Renato próbował przekonać sam siebie, że to niemożliwe, lecz brakowało mu argumentów.
To było niemożliwe, biorąc pod uwagę uczciwość i prawość Heather. Jednak niedawno spytała: „Co my właściwie o sobie wiemy? Chyba tylko tyle, że jest nam dobrze w łóżku".
Z zamyślenia wyrwał go dźwięk podjeżdżającego auta. Jak w transie wyszedł na zewnątrz i zobaczył brata i Heather wysiadających z taksówki. Lorenzo, playboy przeczulony na punkcie swego wyglądu, był nie ogolony, a ubranie miał zmięte i brudne.
Spojrzał w oczy Renata, rozłożył ręce w bezradnym geście i poszedł do domu.
– Muszę wziąć prysznic – oznajmił, idąc na górę.
Renato gestem poprosił żonę, by udała się do jego gabinetu.
Kiedy szła obok niego, słyszała, jak mu wali serce. Wyglądał jak ktoś, kto ważył swoje przyszłe losy. Bo tak było w istocie, a wszystko zależało od tego, co powie Heather.
– Dlaczego wróciłeś wcześniej? – spytała.
– Mniejsza z tym. Gdzie, u diabła, byłaś?
– W Londynie – odparła urażona jego tonem.
– Nie informując nikogo, dokąd i po co jedziesz?
– Miałam ważne powody.
– W to akurat nie wątpię – warknął. Spojrzała na niego ostro.
– Uważaj, Renato. Jestem zmęczona i brak mi cierpliwości. Jeśli masz mi coś do powiedzenia, to proszę, mów śmiało.
– Dobrze. Czy spędziłaś ostatnią noc w jego pokoju?
– Co? – zdumiała się Heather.
– Odpowiadaj! Czy spędziłaś ostatnią noc w jego pokoju? W jej oczach błysnęła złość.
– Tak – odparła. – O co mnie oskarżasz?
– To chyba jasne, no nie? Zawsze ciągnęło cię do niego. Byłem głupi, że się z tobą ożeniłem.
– Nikt cię nie zmuszał – zirytowała się. – To ty nalegałeś na ten ślub.
– I gorzko za to zapłaciłem. Myślałem, że jesteś najwspanialszą kobietą na świecie, że piękno i honor połączyły się w tobie w jedność, że jesteś wyjątkiem na tym podłym świecie. Wiem, że nie kochałaś mnie, gdy braliśmy ślub, myślałem, ze z biegiem czasu… ale żeby przy pierwszej okazji wskoczyć mu do łóżka…
– Renato!
– Czy spałaś w jego łóżku?
– Tak! – ryknęła.
Dopiero wtedy zrozumiał, jak bardzo pragnął, by zaprzeczyła. Na pewno znalazłaby jakiś sposób, by nadać temu kłamstwu pozór prawdy. Jej odpowiedź dźwięczała mu w uszach, przysparzając bólu i męki, lecz nie umarł, choć miał wrażenie, ze kona.
Renato był Sycylijczykiem, a w jego świecie zdradę zmywano krwią niewiernej żony. On jednak myślał, jak sprawić, by cofnęła swoje słowa, żeby było jak dawniej, bo inaczej świat straciłby dla niego wartość.
– Czy wiesz, co powiedziałaś? – spytał ochryple. – Nie, nic nie mów. -Uniósł ostrzegawczo rękę. – Być może przyszedł na to czas. A może nie słuchałem cię dawno temu, kiedy usiłowałaś mi powiedzieć, że nie ma dla mnie nadziei. To dlatego, że – jak często powtarzałaś – nie zwykłem słuchać tego, co jest nie po mojej myśli.
– Renato, o czym ty mówisz?
Roześmiał się gorzko.
– Poddaję się. Zwyciężyliście, ty i ten chłopiec, który owinął się tak szczelnie wokół twego serca, że zabrakło dla mnie miejsca. Jeśli go chcesz, ułatwię ci to.
– Umożliwisz mi poślubienie Lorenza?
– A cóż innego mam zrobić?
– Co na to mamma?
– Nic jej nie będzie, gdy zobaczy, jaki jestem szczęśliwy.
– Będziesz szczęśliwy?
Nie odpowiedział, lecz w jego oczach wyczytała wewnętrzną mękę.
– Przetrzymałaś coś takiego – rzekł cicho. – Więc teraz mnie naucz, jak to się robi.
– Ale szczęśliwy…
– To już nie twoje zmartwienie. Mogliśmy być szczęśliwi, tak mi się przynajmniej zdawało. Kochałem cię i myślałem, że z czasem zyskam twoją miłość. Nie przewidziałem, że masz uparte i niechętne mi serce. Wiesz, dlaczego prosiłem matkę o pośrednictwo? Bo wiedziałem, że wciąż o nim myślisz. Gdybym mówił ci o miłości, odepchnęłabyś mnie.
– Ale przecież było coś pomiędzy nami…
– Pożądanie, nie miłość. Czasem czułem, że pożądasz mnie, ale fizycznie, nie sercem. A ja pragnąłem tylko, żebyś spojrzała na mnie tak samo, jak patrzyłaś na niego. Starałem się zachować dystans, by cię nie spłoszyć, ale wówczas w świątyni, cóż… – Westchnął. – Nie zawsze umiałem się pohamować. A przez cały czas kochałem cię rozpaczliwie i myślałem, że to dostrzeżesz. Lecz ty nie chciałaś tego widzieć, bo zawsze przy tobie był Lorenzo. – Zamyślił się na moment. – Rozmawialiśmy o naszej przejażdżce jachtem… o tym, co wówczas mogło się stać. Powiedziałaś, że byłaś w nim zakochana, a ja, że miłość jest komplikacją, nawet gdy to tylko złudzenie. Gdybyś wiedziała, jak się modliłem, abyś powiedziała, że miłość do Lorenza była owym złudzeniem. Wstrzymałem oddech, ale milczałaś. Wtedy domyśliłem się prawdy.
Twarz miał ponurą, a jego oczy po raz pierwszy wydały jej się tak bardzo bezbronne i cierpiące. Wyciągnęła rękę, lecz cofnął się. Milczała, koncentrując się na tym, co jeszcze usłyszy.
– Wtedy powinienem pozwolić ci odejść – rzekł. – Wówczas nie doszłoby do tego. Trudno, stało się. Sam do tego doprowadziłem, więc nie mogę się uskarżać.
– Nie wierzę własnym uszom – wykrztusiła.
– Nie? Zanim cię poznałem, byłem inny. – Milczał przez chwilę. – Ułatwię ci to, ale odejdź szybko. Nie wiem, jak długo wytrzymam.
– Renato…
– Na miłość Boską! – Twarz mu się zmieniła. – Idź i niech cię więcej nie oglądam!