ROZDZIAŁ TRZECI

Kiedy Lorenzo oddalił się, a Bernardo zajął się oprowadzaniem Angie po ogrodzie, Baptista napełniła kieliszek Heather.

– Wiem od Renata, że twoje zdecydowane działanie ocaliło mu życie – powiedziała. – Od tej chwili zostałyśmy przyjaciółkami.

– Jest pani bardzo uprzejma – odparła Heather – ale czy nie wspomniał, że to ja naraziłam go na niebezpieczeństwo?

– Myślę, że to jego wina. Zdenerwował cię tym zadzieraniem nosa. Skarciłam go za to surowo.

Heather nie mogła sobie tego w żaden sposób wyobrazić, lecz udało się jej nie uśmiechnąć.

– Będziesz kimś ważnym w naszej rodzinie – ciągnęła Baptista. – Bardziej, niż przypuszczasz. Lorenzo wspominał, że twoi rodzice niestety już nie żyją.

– Matka zmarła, gdy miałam sześć lat, a ojciec nie potrafił sobie bez niej dać rady. – Heather urwała. Rzadko opowiadała o tym, bo nie chciała okazać się nielojalną wobec tego dobrego człowieka, który pragnął jak najprędzej dołączyć do żony. Nagle jednak poczuła chęć zwierzenia się przed Baptistą. – Pił za dużo i w końcu stracił pracę.

– A ty się nim opiekowałaś – szepnęła Baptista.

– Opiekowaliśmy się sobą nawzajem. Był bardzo miły i kochałam go. Kiedy miałam szesnaście lat, dostał zapalenia płuc i po prostu zgasł. Jego ostatnie słowa brzmiały: „Wybacz, kochanie".

Łkała nad grobem ojca, nie mogąc pogodzić się z tym, że nie zdołała mu pomóc. Walka o przetrwanie, stały brak pieniędzy, wszystko to zniweczyło marzenia o studiach. Podjęła pierwszą pracę, jaką znalazła. Opowiedziała o tym w kilku słowach, ale miała wrażenie, że Baptista ją rozumie. Rozmawiały przez godzinę i z każdą chwilą Heather czuła, że staje się coraz bliższa tej władczej kobiecie. Gdy wreszcie Lorenzo wetknął głowę do środka i spojrzał na nie z pytającą miną, obie kobiety uśmiechnęły się zapraszająco. Z radością dołączył do nich, przynosząc świeże ciasto.

Pojawił się też Renato. Kiedy ostatni raz widziała go na lotnisku w Londynie, wyglądał bardzo blado, a rękę trzymał na temblaku, lecz zdrowie i dawna energia już mu powróciły. Patrząc na niego, przeżyła lekki wstrząs, zdążyła bowiem zapomnieć, jak był potężnie zbudowany. Tu, na ojczystej ziemi, pod palącym słońcem i wśród żywych kolorów, wyglądał jeszcze bardziej imponująco.

Renato podszedł najpierw do matki, pozdrawiając ją z szacunkiem i miłością, potem zwrócił się do Heather:

– Witaj, siostro – odezwał się, całując ją w policzek.

Poczuła zapach jego skóry zmieszany z wodą kolońską. Potem odsunął się, by żartobliwie klepnąć Lorenza w szczękę, a ten odwzajemnił poufałość i przez chwilę bracia przepychali się niby mali chłopcy, zachowując się jak rozbrykane źrebięta, śmiejąc się przy tym wesoło. Wreszcie poklepali się nawzajem po plecach.

Baptista spojrzała na Heather. Widać było, jak bardzo starsza pani jest dumna ze swoich wspaniałych synów. Heather przytaknęła skinieniem głowy, mając nadzieję, że i ona będzie dumna ze swoich.

Wreszcie uśmiechnięty Renato usiadł naprzeciw niej. Był ubrany w brązowe spodnie i koszulę z krótkim rękawem. Spod białego materiału wyłaniała się ostro kontrastująca ciemna opalenizna na rękach. Czarne włosy, dłuższe niż poprzednio, opadały mu na czoło, więc odsunął je niecierpliwym gestem. Heather miała wrażenie, że w porównaniu z nim wszystko wypada blado. Tylko przez samą swą obecność, mimo niedbałej pozy na krześle, Renato ściągał na siebie uwagę wszystkich obecnych:

Zaczęło się ściemniać. Ktoś spytał, gdzie podziali się Bernardo i Angie, więc Lorenzo ze śmiechem poszedł ich szukać. Heather przypomniała sobie rozmowę z Angie w samolocie i miała nadzieję, że przyjaciółka nie uległa swej romansowej naturze.

Nadchodził czas kolacji. Heather poszła więc do pokoju, by się przebrać. W chwilę potem zjawiła się tam Angie. Oczy jej błyszczały.

– Dobrze się bawiłaś? – spytała Heather.

– Owszem, dziękuję – odparła niewinnie Angie. Ledwie skończyły się przebierać, usłyszały pukanie do drzwi i wkroczyła Baptista, niosąc czarne pudełeczko.

– Doskonała – uśmiechnęła się na widok sukni ślubnej, którą Heather powiesiła na stojaku przy oknie. – To będzie idealnie pasowało. – Z pudełeczka wyjęła tiarę z bezcennych pereł. -Legenda głosi, że kiedyś zdobiła głowę Marii Antoniny – powiedziała – a później trafiła w ręce rodziny Martellich i przez pokolenia przytrzymywała welon panny młodej.

– Ale… to zbytnia hojność. A co ze ślubem Renata? Czy nie spodziewa się, że to jego…

– To nie ma nic do rzeczy – oznajmiła władczo Baptista. – Skoro upiera się jak osioł, jeśli chodzi o małżeństwo, to jego wina. Chodź tu i przymierz.

Tiara trzymała się świetnie bujnych włosów Heather, najważniejsze było jednak to, że Baptista zaakceptowała ją jako przyszłą synową. Mimo to ulżyło jej, gdy dowiedziała się, że tiara poczeka w sejfie do dnia ślubu.

Widząc przepych Residenzy, Heather cieszyła się, że przywiozła kilka drogich sukienek… no, nie aż tak bardzo, bo kupiła je w „Gossways" ze specjalnie dla niej ustaloną zniżką, co było miłym, ale i niezmiernie rzadkim gestem ze strony kierownictwa.

Dzięki temu mogła wystąpić w średniowiecznej jadalni w bladożółtej jedwabnej sukni bez ramiączek, która uwydatniała jej kształty, choć nie była ostentacyjnie wyzywająca. Towarzyszyła jej Angie w ostrych granatach i zieleniach, jednak Lorenzo patrzył tylko na Heather, a i Renato nie odrywał od niej wzroku.

Baptista wzięła przyszłą synową za rękę.

– Oto nasz gość honorowy – oświadczyła, przedstawiając ją kilku miejscowym notablom, a potem usadziła ją u szczytu stołu między sobą i Lorenzem, co wprawiło Hether w zakłopotanie, bo wszyscy traktowali ją jak królową.

W dodatku musiała zaakceptować każde kolejne danie. Przygotowano istną ucztę, a Baptista wyjaśniła jej, że kuchnia odbywa próbę generalną przed przyjęciem weselnym. Podano najlepsze sycylijskie potrawy. Na początek faszerowane pomidory, sałatkę pomarańczową, ryżowe klopsiki z mięsem, potem ryż we wszelkich możliwych odmianach, no i oczywiście makaron z sardynkami i kalafiorem, a były to tylko przystawki.

Zanim pojawiło się duszone jagnię, zraziki wołowe i królik na słodko-kwaśno, Heather miała już dosyć. Wiedziała jednak, że uskarżając się na brak apetytu, obraziłaby wszystkich, którzy pracowicie przygotowywali ucztę na jej cześć.

– Już się najadłaś? – spytała ze zrozumieniem Baptista.

– Muszę jeszcze spróbować deserów – odparła Heather. – Wyglądają zachęcająco.

Rzeczywiście tak było, a w dodatku wszyscy łapczywie spoglądali w stronę łakoci.

Męstwo Heather zostało docenione i nagrodzone.

– Doskonale, moja córko – szepnęła jej na ucho Baptista.

Wciąż była pod wrażeniem trzech braci. Ubrani w ciemne garnitury, wyglądali naprawdę wspaniale. Lorenzo, najwyższy i najprzystojniejszy, Bernardo, szczupły i śniady o zniewalającym uśmiechu, no i Renato, twardy, silny, nie oglądający się na nikogo. Byłby z niego trudny orzech do zgryzienia, pomyślała.

Podczas kolacji dwukrotnie proszono go do telefonu.

– Bernardo mówi, że Renato jest rodzinnym pracusiem, a Lorenzo czarusiem – mruknęła Angie, gdy wstały od stołu.

– A jaki jest Bernardo? – zapytała niewinnie Heather.

– Powiem ci potem – szepnęła Angie. Goście zaczęli się rozchodzić.

– Chodź – szepnął Lorenzo, wyciągając Heather z jadalni. Prowadził ją w górę po schodach i długim korytarzem, aż dotarli do dwuskrzydłowych dębowych drzwi. Za nimi krył się przestronny wielki pokój, obwieszony gobelinami.

– To była sypialnia wujka, lecz teraz… podejdź tu.

Objął ją, a podczas pocałunku zapomniała o wszystkim. Było jej tak dobrze. Wreszcie znalazła się w domu.

– Przepraszam – odezwał się ktoś z tyłu. Odskoczyli od siebie i w progu ujrzeli uśmiechniętego Renata. – Wybaczcie, jeśli przeszkodziłem. Jak ci się podoba wasz apartament?

– Co takiego?

– Te pokoje tworzą odrębną całość – wyjaśnił Lorenzo. – Będą w sam raz dla nas.

– To nie będziemy mieli własnego domu? – zdumiała się Heather.

– To będzie nasz dom.

– Nie zamierzam mieszkać razem z twoim bratem.

– Kiepska sprawa – przyznał Renato.

– To nic osobistego… – zaczęła.

– Chyba raczej tak – odparł, spoglądając jej w oczy.

– Jeśli tu zostaniemy, Lorenzo będzie, jak przedtem, na każde twoje skinienie.

– A czy starczy ci czasu na znalezienie domu przed ślubem? – spytał rzeczowo Renato. – Oczywiście Lorenzo mógł już coś wybrać, ale chyba wolałabyś to zrobić sama. Skąd ta zła opinia o mnie?

– Przeczucie.

– Błędne – uśmiechnął się bezwstydnie.

– Nic podobnego. – Też się uśmiechnęła. Cóż za czarujący diabeł.

– Domu poszukasz później – rzekł Renato. – To musi wam chwilowo wystarczyć.

Jego słowa brzmiały na pozór rozsądnie, lecz poczuła niepokój. Renato lubił rządzić innymi, często wykorzystując w tym celu tak zwane mądre rady. Z jego wzroku wyczytała, że odgadł, o czym myśli.

– Ale tylko tymczasowo – nie ustępowała. – Jak tylko wrócimy z podróży poślubnej…

– Przedtem Lorenzo jedzie służbowo do Nowego Jorku.

– Zaraz… – zaczęła, szykując się do walki.

– Zakładam, że chciałabyś mu towarzyszyć.

Wytrącił jej broń z ręki. Marzyła przecież o podróży do Nowego Jorku.

– To przedsmak podróży poślubnej – dodał Renato.

– Tylko mi nie mów, że to też zorganizowałeś!

– Pomyślałem sobie, że mógłbym pożyczyć wam mój jacht na kilka tygodni. Załoga zrobi wszystko, a wy możecie się bawić i odpoczywać.

– To piękna łódź, kochanie – wtrącił Lorenzo. – Ma klimatyzację i…

– Widzę, że obaj wszystko uzgodniliście. A może nie lubię żeglować albo cierpię na morską chorobę?

– Cierpisz? – spytał Renato.

– Nie wiem, nigdy dotąd nie żeglowałam.

– Więc im szybciej się dowiesz, tym lepiej. Jutro Lorenzo leci do Sztokholmu nadgonić spóźnione terminy. Zabiorę cię na jacht i sama zobaczysz, czy ci to odpowiada.

Heather miała nadzieję, że popłynie z nimi Angie, ale ta zamierzała spędzić dzień z Bernardo.

– Pokaże mi swą rodzinną wioskę w górach – zwierzyła się przyjaciółce.

– Znasz go dopiero od wczoraj – zaprotestowała Heather.

– Wiem – zachichotała Angie.

– Bądź ostrożna. Angie promieniała pewnością siebie, dość typową dla młodej kobiety, która jak dotąd zawsze wodziła mężczyzn za nos. Roześmiała się więc beztrosko, a po chwili Heather słyszała, jak śpiewa pod prysznicem.

Bez wątpienia „Santa Maria", trzydziestometrowy jednomasztowiec, przyćmiewała wszystko, co cumowało w małej zatoczce w Mondello. Renato zaparkował auto i pokazał łódź.

– I co o niej sądzisz? – spytał z miłością i dumą.

– Jest piękna – przyznała. Wskoczył lekko na pokład i odwróciwszy się, złapał Heather oburącz w pasie. W następnej chwili frunęła w powietrzu.

– W porządku? – spytał.

– Tak – odparła bez tchu. Zaskoczył ją tym manewrem. Przedstawił jej ustawioną w szeregu załogę.

– To Alfonso, mój kapitan, Gianni i Carlo, załoganci. A to – dodał, wskazując na małego człowieczka – Fredo, kucharz. Potrafi przyrządzić wszystko, od prostych przekąsek po najbardziej wyrafinowane dania.

Słońce przypiekało ostro, a silny wiatr omiatał zatokę. Wkrótce wypłynęli na otwarte morze. Po kilku minutach Heather przyzwyczaiła się do kołysania i nawet zaczęło sprawiać jej to przyjemność.

– To jak – spytał Renato – chcesz wracać, wywiesić się za burtę czy mnie przez nią wyrzucić?

– To ostatnie brzmi całkiem nieźle – roześmiała się.

Zawtórował jej, odsłaniając piękne, białe zęby, kontrastujące z opalenizną. W Anglii był zdenerwowany i spięty, lecz u siebie zmienił się nie do poznania. Ubrany był również inaczej, bo wczorajszy elegancki garnitur zastąpiły granatowe szorty i biała rozpięta pod szyją koszulka bez rękawów. Emanowała z niego żywotność, siła i męskość.

– Pokażę ci twoje królestwo – rzekł, biorąc ją za rękę.

Wnętrze było luksusowe. W kambuzie Fredo, uzbrojony w najnowsze urządzenia, gorączkowo przygotowywał posiłek. Na końcu wąskiego korytarza znajdowała się sypialnia właściciela połączona z łazienką. Wszystko było wyłożone brzozowym drewnem, a pośrodku królowało podwójne łoże, idealne na noc poślubną.

– To na dziś twoja kwatera. Może przebierzesz się w kostium kąpielowy?

– Nie wzięłam żadnego.

Otworzył szafkę pełną kostiumów. Heather zdębiała. Musiało być ich z dziesięć, w różnych kolorach, fasonach i o różnym stopniu śmiałości.

– Ale skąd…? – zaczerwieniła się, widząc jego wzrok. – Zresztą wolę nie pytać.

– Chyba nawet nie musisz, co?

Jego upodobania były tak oczywiste, a szczerość tak bezwstydna, że nie wiedziała, gdzie podziać oczy. Sięgnęła po pastelowy kostium, lecz Renato złapał ją za rękę.

– Nie ten – powiedział. – Tamten. Pokręciła głową.

– Nie mogę…

– Czemu, jest dość skromny.

Rzeczywiście, jak na bikini był wręcz staroświecki, lecz Heather zawsze uważała się za stworzoną do jednoczęściowego kostiumu.

– Nie pasuje mi wiśniowy – upierała się. – Mam zbyt jasną karnację.

– Żaden przepis nie zabrania, byś włożyła czerwony.

– To prawda.

Wyszedł, a Heather stwierdziła, że akurat tu ów jaskrawy kolor wydaje się na miejscu. Znalazła pasującą wstążkę i przewiązała nią głowę, pozwalając włosom rozsypać się swobodnie. Na wpół obnażone ciało okryła białą, jedwabną bluzką.

Po powrocie na pokład zastała Renata na rufie, przy stole z przekąskami i wysokimi kieliszkami, osłoniętym przed słońcem markizą. Gdy Heather usiadła, Renato podał jej kieliszek. Schłodzone wino było wyborne, a migdałowe ciasteczka przepyszne. Pomyślała, że z pewnością szybko przywykłaby do takiego życia.

– Sycylia leży w centrum Morza Śródziemnego – wyjaśnił Renato. – Dlatego łatwo dotrzeć stąd wszędzie. Do Tunezji, w drugą stronę do Grecji, można też żeglować wzdłuż włoskich wybrzeży.

– Dokąd popłyniemy dzisiaj?

– Pokręcimy się wokół wyspy, potem wrócimy. Znajdziemy cichą zatoczkę i wykąpiemy się. Czy masz chorobę morską?

– Nie, czuję się wspaniale. – Odetchnęła z zachwytem słonym powietrzem. – Cudownie!

– Jeszcze zrobimy z ciebie żeglarza – uśmiechnął się.

Wznieśli toast i Heather spróbowała owoców w cukrze. Wyglądały tak idealnie, że w pierwszej chwili uznała je za sztuczne. Potem Renato przejął ster. Stała obok niego, wiatr rozwiewał jej włosy, słona mgiełka zraszała twarz. Nagle ogarnęło ją poczucie szczęścia.

– Poopalamy się? – zaproponował. – Najpierw jednak posmaruj się kremem ochronnym. Masz zbyt jasną karnację.

– Nigdy nie spiekłam się na słońcu – odparła.

– Anglicy – zauważył pogardliwie Renato. – Co ty wiesz o upałach w moim kraju? Nawet na lądzie są groźne, jednak na wodzie odblask potęguje siłę słońca. Krem jest w kabinie.

Wybrała jeden z wielu znajdujących się w łazience olejków i wróciła, by wyciągnąć się na pokładzie. Renato patrzył, jak rozprowadza jedwabistą ciecz po rękach i nogach.

– Odwróć się i daj mi to – powiedział. – Pomyśl, co powiedziałby mój brat, gdybyś w dniu ślubu wyglądała jak homar z rusztu. Drżę na samą myśl.

– Drżysz? – parsknęła śmiechem. – Ty?

– Wierz mi, wbrew pozorom mam zajęcze serce.

Podała mu olejek i położyła się na brzuchu. Dotyk palców Renato był zdumiewająco lekki i delikatny. Oparła głowę na rękach i odprężyła się.

Przez przymknięte powieki obserwowała promienie słońca tańczące po pokładzie. Hipnotyczny rytm masażu sprawił, że świat się rozpłynął gdzieś na pograniczu jawy i snu. Krew leniwie krążyła w żyłach…

Nagle oprzytomniała, wyrywając się z trudem z gęstego obłoku doznań. W oddali krzyczały mewy, fale z trzaskiem uderzały o burtę, lecz wszystko zagłuszało donośne bicie jej serca. Odwróciła się gwałtownie i zobaczyła, że Renato patrzy na nią ze zdumieniem.

– Muszę wracać do steru – powiedział zmienionym głosem.

– Tak – odparła słabo – musisz. Ulżyło jej, gdy sobie poszedł. Ze zdziwieniem stwierdziła, że nic się nie zmieniło. Serce stopniowo wróciło do normalnego rytmu. Czuła się wyczerpana jak po biegu. Renato musiał mieć podobne doznania. Leżała, starając się wszystko przemyśleć i nawet nie zauważyła, kiedy usnęła. Obudziło ją lekkie dotknięcie.

– Rzuciliśmy kotwicę – powiedział Renato. – W cichej zatoczce.

„Santa Maria" miała niewielki ponton, który po wyposażeniu w kosz piknikowy został opuszczony na wodę. Renato pomógł jej wsiąść i wylądowali na małej, bezludnej, złotej plaży.

– Wykąpmy się przed jedzeniem – zaproponował. Wziął ją za rękę i pobiegli po żółtym piasku.

Woda była rozkosznie chłodna. Zanurzyła się i razem popłynęli na głębinę. Nigdy przedtem nie oddalała się tak bardzo od brzegu, lecz obecność Renata dodała jej odwagi.

– Zostańmy jeszcze trochę – powiedział, gdy znów poczuli grunt pod stopami.

– Nie, rozpakuję kosz. W tym czasie możesz jeszcze popływać.

Kiedy się obejrzała, Renato znikł. Woda wydawała się przejrzysta, a jego nie było widać.

Z wolna podniosła się, mając wrażenie, że ciemna chmura przesłoniła słońce. Pusta plaża przypomniała jej nagle martwy, księżycowy krajobraz.

Raptem z wody wyłoniła się głowa Renata i świat wrócił do normy. Pomachali do siebie. Heather zorientowała się, że wstrzymała dech.

– Przestraszyłeś mnie – wytknęła mu, gdy wracał plażą.

– Wybacz – uśmiechnął się. – Lubię długo nurkować.

Wytarł się ręcznikiem i usiadł obok niej. Dostrzegła paskudną bliznę przy nadgarstku.

– Drobiazg – rzekł. – Już się zagoiło, widzisz?

Wyciągnął ku niej rękę. Wzięła ją w dłonie, by lepiej obejrzeć bliznę. Rana zagoiła się pięknie, lecz Hether dopiero teraz mogła się zorientować, jak była groźna. Silna męska ręka wyglądała dość dziwnie przy jej delikatnych dłoniach.

– A ja zawsze twierdziłem, że żadna kobieta nie odciśnie na mnie trwałego piętna. No i proszę.

– Mało śmieszne. – Poczuła ukłucie w piersi.

– Dobrze, porozmawiajmy poważnie. To, co się stało tamtej nocy, powiedziało mi o tobie wszystko. Najpierw kazałaś mi się wypchać, w chwilę potem z determinacją i chłodnym opanowaniem ratowałaś mi życie, mimo że sama się nieźle potłukłaś, a gdy wydawało się, że za chwilę zemdlejesz, pozbierałaś się, by bronić niewinności kierowcy.

– To moja angielska rezerwa i skuteczność – droczyła się. – Słyniemy z opanowania.

– Czy coś wytrąca cię z równowagi?

– Jak sam zauważyłeś, na ogół nic. – Uśmiechnęła się.

– No jasne. Lepiej teraz coś zjedzmy.

Przekąski były pyszne. Renato wyjaśnił, że Fredo przygotował je na jej cześć. Kiedy pili wino, lekki ruch jego głowy odsłonił kolejną bliznę. Wyglądała jak ślad zębów dzikiego zwierza. Zastanawiała się, co to mógł być za stwór. Renato podchwycił jej spojrzenie i potarł szramę.

– Przepraszam. – Była zła na siebie za wścibstwo."

– Nieważne. – Wzruszył ramionami. – Natura poskąpiła mi urody, a że pajacowałem na motorze, zasłużyłem sobie na pamiątkę.

– Miałeś wypadek motocyklowy?

– Byłem niegrzecznym chłopcem. Kupiłem szybki motor i zacząłem wariować. Policjanci co i rusz mnie upominali, ale jako Martelli miałem przywileje. Kiedyś wszedłem za szybko w górską pętlę. Omal się nie zabiłem, a ta blizna została mi jako wspomnienie młodzieńczej głupoty.

– Trudno mi to sobie wyobrazić. Jesteś taki opanowany…

– Poznałem wówczas bardzo boleśnie konsekwencje braku rozwagi. W tym mniej więcej czasie zginął ojciec, a firma podupadała pod kierownictwem nieudolnego wuja. Ktoś musiał ją ratować.

– I w ten sposób poświęciłeś swoje życie interesom?

– To lepsze, niż je głupio narażać. Teraz nawet odczuwam satysfakcję.

Pomyślała, że młodemu, lubiącemu ryzyko chłopcu trudno było włożyć garnitur i zasiąść przy biurku.

– Mama mówiła, że nie za bardzo chciałaś przyjąć wczoraj jej prezent – wtrącił.

– Chodzi o tiarę z pereł. To rodowy klejnot, a ty jesteś najstarszym synem. Nie powinieneś jej wręczyć żonie?

– Której nigdy nie będę miał? Bardziej mi odpowiada stan kawalerski.

– No tak, Elena, Julia i reszta wybranek. Nie chce mi się w to wierzyć, wydajesz się bardziej dojrzały.

– Nie zawsze tak myślałem – uśmiechnął się kwaśno. – Była kiedyś kobieta, Magdalena Conti. Obrzydliwie sentymentalna historia. Wierzyłem naiwnie w różne rzeczy. Otrzymałem wówczas bardzo pouczającą lekcję.

– To dlatego wszystkie kobiety uważasz za łowczynie posagów? Zgadza się?

– Możliwe. – Wzruszył ramionami. – Była piękna, czuła i zmysłowa, lecz także chciwa. Pragnęła tylko moich pieniędzy. Czułem to. Powiedziała mi, że jest w ciąży. Poprosiłam ją o rękę. Miałem wiele marzeń…

Milczał, wpatrując się w morze. Nie wiadomo, czy utkwił wzrok w horyzoncie, czy pogrążył się we wspomnieniach.

– A potem? – spytała cicho Heather.

– Spotkała innego, bogatszego, z branży filmowej. Podczas naszego ostatniego spotkania dowiedziałem się, jaki jestem nudny. Wyszła za niego.

– Co z twoim dzieckiem?

– Nie urodziła go. Tyle wiem. Może był to zwykły wymysł, a może… – Wzruszył ramionami. – Wolę myśleć, że okłamała mnie, mówiąc o ciąży.

Heather milczała. Cierpiał, a ona bała się go urazić niezręcznym słowem. Jednocześnie zastanawiała się, jaka kobieta mogłaby uważać Renata za nudnego.

– Jedyną kobietą, której ufam, jest moja matka – dokończył. – Lorenzo ma szczęście, że cię znalazł.

– Więc można mi ufać? Czyli innym kobietom również?

– Lorenzo umie obdarzać zaufaniem, ja nie. Spotkałem się ze zdradą, więc wybacz, ale straciłem je na zawsze. Podjąłem już decyzję i nie zmienię jej. Przyjmij dar mojej matki, żadna kobieta nie zasługuje na niego bardziej od ciebie.

Napełniła mu kieliszek, przyjął go z nieco wymuszonym uśmiechem.

– Czy sądzisz, że będziesz tu szczęśliwa? – spytał cicho.

– Wiem to od pierwszej chwili. Na ogół nie jestem impulsywna, ale Lorenzo mnie zmienił.

Popatrzył na nią badawczo.

– I nikt dotąd nie wzbudził w tobie takich emocji?

– Owszem, nawet nie tak dawno. Byliśmy zaręczeni od roku, a on wycofał się na tydzień przed ślubem. Poczułam się upokorzona i odrzucona.

Nagle przyszło jej coś niepokojącego na myśl.

– Tylko nie myśl, że traktuję Lorenza jako zadośćuczynienie. Jest po prostu taki kochający i serdeczny.

Zdziwiło ją to, że Renato zamyślił się nad czymś głęboko.

– Heather – powiedział w końcu – obiecaj mi, że jeśli kiedykolwiek będziesz miała kłopoty, zwrócisz się do mnie.

– Po co, skoro będę mogła pójść z tym do Lorenza?

– To świetny gość, ale gdybyś potrzebowała rady starszego brata, nie zapominaj o mnie.

W pierwszej chwili chciała to skwitować śmiechem, lecz coś w zachowaniu Renata powstrzymało ją.

– Obiecaj mi, miu soru - nalegał.

– Jak mnie nazwałeś?

Miu soru. To w dialekcie sycylijskim znaczy: moja siostra.

– A jak będzie: mój brat?

Miufrati. Obiecaj swojemu bratu. Daj słowo. Zdumiała ją taka natarczywość, ale nie chciała się kłócić.

– Dobrze, obiecuję, miufrati.

– Piątka?

– Piątka. – Mała dłoń znikła w jego wielkiej ręce. Przez chwilę czuła drzemiącą w niej siłę.

– Na dowód, że jestem twoim bratem – dodał – poprowadzę cię przed ołtarz.

– Dzięki – odparła – to bardzo uprzejmie z twojej strony.

– Dla mojej siostry wszystko, co najlepsze. – Podniósł jej rękę i musnął wargami. Oboje nagle zamarli. Heather usłyszała, jak dudni jej serce. Cały ś w i a t zdawał się pulsować w przyspieszonym rytmie.

Wyrwawszy gwałtownie rękę, przypatrywała się jej ze zdumieniem. Skąd to dziwne wrażenie, że świat się zmienił, słońce pociemniało, a upał stał się dokuczliwy?

– Powinniśmy wracać – rzekł zmienionym głosem Renato.

– Tak – odparła bezwiednie.

Zanim spakowali i zanieśli rzeczy do pontonu, wszystko minęło i Heather gotowa była przypisać to wybujałej fantazji. Rodzina Martellich przyjęła ją z otwartymi ramionami, co było dla niej nowym, nieznanym doświadczeniem. Gdy wracali na jacht, wiatr wywiał jej z głowy głupie myśli.

Загрузка...