Residenza była upiornie cicha. Znikły hordy gości spragnionych jadła i napoju, a przede wszystkim pikantnych szczegółów, pożywki do kolejnych plotek.
Za to ocalał weselny tort, bo wszyscy byli zbyt przesądni, by go napocząć. Wysoki, piękny i biały, samotnie głosił chwałę związku, który nie został zawarty.
Heather stała w półmroku wielkiej sali, spoglądając na figurki nowożeńców, wieńczące najwyższe piętro tortu. Czuła się schwytana w potrzask. Za nią znajdowały się bolesne wspomnienia, drogę do przodu uniemożliwiała obietnica złożona Baptiście.
Nagle poczuła wielki głód. No tak, od zeszłego wieczoru nie miała nic w ustach, zbyt była podniecona. Czekała do wesela. Podczas krajania tortu zamierzała zdjąć owe dwie figurki i zachować na zawsze. Cóż, nadal tam były.
Nagle coś w niej pękło. Przez cały dzień choroba Baptisty pomagała jej uciec przed prawdą, lecz teraz musiała spojrzeć jej w oczy. Lorenzo nie kochał jej, uciekł sprzed ołtarza, wystawił ją na pośmiewisko. Marzenia o miłości zmieniły się w odrażającą farsę.
Zapomniała o męczących ją ubiegłej nocy wątpliwościach.
Teraz dręczyły ją obrazy, jak Lorenzo swym urokiem i wdziękiem, pogodą ducha i zalotami umilał jej życie. Była nim zauroczona, i gdyby tak zostało, miałaby sympatyczne wspomnienia, niestety zakochała się, a teraz cierpiała. Zakryła oczy ręką i oparła się o stół. Powstrzymała cisnące się do oczu łzy.
Nie będę płakała. Nie będę.
Dopiero wtedy, gdy zostanie sama, z dala od tego domu, Sycylii i Renata Martellego.
Odwróciła się na odgłos kroków. Renato stał w drzwiach i spoglądał na nią. Pomimo złości, że zakłócił jej spokój, spróbowała się opanować.
– Jak czuje się matka? – spytała uprzejmym tonem.
– Zasnęła, nim wyszedłem. Lekarze uważają, że to z nadmiaru emocji.
– Zatem nie ma niebezpieczeństwa?
– Ma chore serce, ale to nie był zawał.
– Doskonale, mogę więc wyjechać.
– Jeśli chcesz ją zranić. Przyjęła cię jak córkę…
– Ale nią nie jestem – odparła szorstko Heather. – I nigdy nie będę.
– Nie rozumiesz. Nie mówię o sprawach formalnych, tylko o tym, że cię kocha. Powitała cię z otwartymi ramionami. Nie czujesz tego?
– Owszem, i znaczyło to dla mnie więcej niż cokolwiek…
– Odwrócisz się teraz od niej? Tak chcesz jej odpłacić?
– Powiedziałam, że zostanę do jej powrotu. Nic więcej nie obiecywałam.
Poraził ją dźwięk własnego głosu. Brzmiał ostro, słychać w nim było ogromne napięcie.
Pokojówka, która jakiś czas kręciła się niespokojnie, wreszcie po sycylijsku zapytała o coś Renata.
– Chce wiedzieć, co ma zrobić z tortem – wyjaśnił.
Heather spojrzała na niego z niedowierzaniem. Była głodna, roztrzęsiona, z trudem trzymała nerwy na wodzy i teraz to proste pytanie doprowadziło ją na skraj histerii.
– A skąd mam wiedzieć? – spytała ze złością. – Nigdy jeszcze nie byłam w takiej sytuacji. Co więcej, nie przewiduje jej ślubna etykieta. Zaproponuj coś, przecież zawsze wszystko wiesz najlepiej i nigdy się nie mylisz.
Wzdrygnął się, lecz zachował spokój.
– Niech odeśle go do sierocińca.
– Świetny pomysł. Prócz najwyższego piętra. Poproś, żeby mi je podała.
Pokojówka stanęła na krześle i zdjęła mały krążek tortu udekorowany figurkami pod ukwieconym łukiem. Nagle zadrżała jej ręka i mali nowożeńcy roztrzaskali się na podłodze. Renato machnął ręką i pokojówka uciekła w popłochu.
– Co chcesz z tym zrobić? – spytał Heather, która sięgała po słodki krążek.
– Oczywiście zjeść. Panna młoda powinna skosztować swego weselnego tortu, nie uważasz? – Ostrym nożem przecięła lukrową polewę. – Poczęstujesz się?
– Raczej nie…
– To nalej mi szampana. Chyba nie zamierzasz odmówić mi szampana i kawałka tortu w najważniejszym dniu mego życia?
Napełnił dwa kieliszki.
– Kiedy ostatni raz jadłaś?
– Wczoraj, bo rano nie mogłam niczego przełknąć.
– Nie pij szampana na pusty żołądek.
Podała mu kieliszek.
– Wypij ze mną, za ten rozkoszny dzień ślubu i wesela, jaki przeżyłam dzięki tobie.
– Heather, wiem, że musisz mnie nienawidzić…
– A pogarda i wstręt? Zwłaszcza pogarda. – Wychyliła kieliszek i napełniła ponownie. – Chcę wiedzieć, jak bardzo prawdziwy był list Lorenza. Czy dlatego wrócił wcześniej ze Sztokholmu, żeby mi powiedzieć, że chce się wycofać?
– Słuchaj…
– Powiedz mi, do cholery!
– Tak – przyznał niechętnie. – Tak powiedział.
– A ty zachowałeś to dla siebie?
– Czemu miałem mówić ci coś, co cię zrani? Pogadałem z Lorenzem i… – zamilkł.
– „Kazałeś mu być rozsądnym", jak to uroczo napisał. Innymi słowy miał mnie poślubić, czy tego chciał, czy nie. Jak śmiałeś? Za kogo mnie uważasz? Za jakąś bezmyślną idiotkę o ptasim móżdżku i bez charakteru?
– Nie, ale po tym, co powiedziałaś mi o poprzednim narzeczonym…
– Powtórzyłeś mu?! – krzyknęła. – Zrobisz wszystko, by mnie upokorzyć, prawda? Jakbym cię słyszała: „Nie możesz jej zostawić, Lorenzo. To biedne stworzenie już raz zostało porzucone. Musisz przez to przejść, choćby ci się nie podobało".
– Miałem mu pozwolić wywinąć się od obowiązku?
Gniew zapłonął w jej wzroku.
– Ale się wywinął, tylko że dzięki tobie zrobił to w najgorszym momencie. I do diabła, jaki znów obowiązek? Wychodzi łam za mąż z miłości i myślałam, że on czuje to samo. Nie chcę męża z obowiązku. Gdybyśmy zerwali w Londynie, pozbierałabym się. Miałam tam mieszkanie, pracę, przyjaciółki, całe swoje życie. Walczyłam o pozycję, ciężko pracowałam od szesnastego roku życia i byłam na najlepszej drodze, by coś zdobyć, coś osiągnąć. To jednak było dla ciebie niewarte funta kłaków, bo ty, dla własnej egoistycznej wygody, postanowiłeś nas pożenić. Odgrywałeś Pana Boga, śmiałeś manipulować naszymi losami. Jesteś moralnym złoczyńcą. W efekcie twoich działań Lorenzo znikł i miotany wyrzutami sumienia włóczy się nie wiadomo gdzie, ja mam kłopoty, bo wszystko będę musiała zaczynać od nowa, a twoja matka jest chora. Tak oto się dzieje, gdy Renato Martelli po swojemu urządza świat.
Nie odpowiedział, lecz wstrząsnęła nią jego mina.
– Przepraszam – przemówiła cicho. – Nie chciałam powiedzieć, że twoja matka choruje przez ciebie.
– Przecież to prawda.
– Ale nie powinnam tego mówić… – Głos się jej załamał, zacisnęła szczęki. Ale nie rozpłacze się.
– Heather… – Chciał jej dotknąć, lecz cofnęła się z gniewem w oczach.
– Ostrzegam cię, Renato, jeśli mnie tkniesz, uznam to za gwałt.
Opanował się.
– Być może dosyć sobie powiedzieliśmy – westchnął. – Myślę, że wolałabyś zostać sama.
Milczała z kamienną twarzą. Odchodząc, Renato poczuł błysk nieznanej przedtem emocji. Nie bał się niczego, więc zaskoczyło go własne przerażenie. Nie znał tej kobiety, która wyglądała, jakby skamieniało jej serce. Wiedział tylko, że dopuścił się strasznej zbrodni.
Następnego ranka Renato zajrzał do Heather.
– Może cię to zainteresuje, że wytropiłem Lorenza. Zatrzymał się u przyjaciół w Neapolu.
– Czy wie już, że jego matka jest chora? – spytała cicho Heather.
– Nie rozmawiałem z nim.
– Powinien wrócić i zobaczyć się z nią.
– Nie ma potrzeby – rzekł ostro. – To nic poważnego, jutro mama będzie w domu.
– Ale dla niej miałoby to wielkie znacznie.
– Mogłoby ją również zdenerwować.
– Jesteś w błędzie – upierała się Heather. – Bardzo się o niego martwi.
Renato spojrzał na nią z dziwną miną.
– Bardzo chcesz sprowadzić go do domu – wycedził.
Po tych słowach przestała panować nad sobą.
– Nie wstydzisz się tak mówić?! – krzyknęła. – Po pierwsze to nie twoja sprawa, czego ja chcę, a czego nie, ale dobrze, powiem ci. Nigdy nie wyjdę za Lorenza, między nami wszystko skończone.
– Pewnie teraz tak myślisz, ale gdy znów roztoczy swój urok…
– Tak, jasne, przecież już raz sam mu poleciłeś, by mnie zauroczył, prawda? – warknęła.
Renato syknął, jakby ktoś przypalił go żywym ogniem, co bardzo ucieszyło Heather.
– A poza tym – dodała – nie wyobrażam sobie, by nawet na twój rozkaz znów zaczął mnie adorować. Nie po tym, jak przede mną uciekł.
Mimo usilnych starań, przy ostatnich słowach głos jej się załamał, co sprawiło, że Renato trochę złagodniał.
– Nie tyle uciekł przed tobą, co przede mną. Już taki jest, że dopiero wtedy potrafi coś docenić, gdy to straci. Tak będzie również z tobą.
– Dzięki, że przywróciłeś mi nadzieję – zakpiła. – Lorenzo przewróci oczyma i wygłosi miłosną formułkę, ja wpadnę mu w ramiona, błagając, by mi wybaczył, że zwątpiłam w jego uczucia, zawrócimy gości, zaczniemy bić w weselne dzwony, i prestol Renato Martelli znowu wychodzi na swoje.
– Na miłość Boską! – krzyknął. – Nie rozumiesz…? – pohamował się w porę. – Przepraszam, powinienem właściwie dobrać słowa.
– Czy kiedyś ci ich zabrakło?
– Tak, właśnie w tej chwili. Heather, czy mogę prosić cię o wybaczenie? Nie miałem złych intencji…
– Śmiechu warte, on nie miał złych intencji! Jasne, że nie, bo myślałeś tylko o swojej wygodzie, a przecież sobie nie życzysz źle, prawda? A mówiąc wprost, chciałeś wszystko ułożyć po swojemu, natomiast resztę niech diabli porwą. To po prostu wstrętne. Gdy rozważyłam całą tę sprawę, najbardziej uderzyło mnie to, że nikt nie mówił o małżeństwie prócz ciebie. Zapewniałeś, że Lorenzo dąży do ślubu, ale widziałam jego minę. Był nie tyle zażenowany, co zaskoczony.
– Wspominał, że jeśli miałby się żenić, to z kimś takim jak ty… – odruchowo odparł Renato.
– Jeśli? O to „jeśli" właśnie chodzi. Skrzywdziłeś nie tylko mnie, ale również Lorenza. Zmusiłeś go do czegoś, na co nie był gotów i teraz cała wina spadła na niego.
– Mógł mi się sprzeciwić – zniecierpliwił się Renato.
– Wreszcie to zrobił, tylko wybrał najgorszy moment. Twój brat musiał być naprawdę zdesperowany. A moje życie legło w gruzach. – Gdy Renato milczał, Heather dodała: -Uważam, że powinieneś nakłonić go, żeby wrócił i zobaczył się z matką. Powiedz mu, że nie będę robiła mu wyrzutów, bo nie jego winię.
– Nie winisz go? Po tym, co ci zrobił?
– Co ty mi zrobiłeś! Lorenzo próbował otwarcie powiedzieć mi o swoich wątpliwościach, lecz go powstrzymałeś. Gdybyśmy mogli szczerze porozmawiać, zwolniłabym go z danego mi słowa, a tak doprowadziłeś do tego, że publicznie zostałam poniżona. To nie jego wina, tylko twoja, więc powiedz mu, żeby się nie martwił.
– W innych okolicznościach – odparł po chwili – powiedziałbym ci, jak bardzo podziwiam cię za godność i wspaniałomyślność, lecz wiem, że teraz tylko bym cię tym rozdrażnił.
– W tym akurat masz rację – rzekła ostro. – A teraz bądź tak uprzejmy i zadzwoń.
Dzień spędziła w szpitalu. Baptista przeważnie spała, jednak gdy się budziła, obok niej była Heather, która uśmiechała się pokrzepiająco. Wyszła, kiedy zjawił się Renato, lecz zdążyła usłyszeć jego szept:
– Lorenzo będzie wieczorem w domu, mamma.
Zamykając drzwi, czuła na sobie ich spojrzenia. Postanowiła napić się kawy, lecz nim skończyła, dołączył do niej Renato.
– Miałaś rację – powiedział. – To ją podniosło na duchu. Mam nadzieję, że jakoś zniesiesz przyjazd Lorenza.
– Wcale mnie to nie wzrusza – zapewniła go.
– Chciałbym ci wierzyć.
– Czy to ważne? Liczy się tylko twoja matka.
– Ty też. Wkrótce musimy porozmawiać o…
– Raczej nie.
– Chyba nie zamierzasz zostawić tego wszystkiego.
– Kiedy mama poczuje się lepiej, zwrócę jej Bella Rosaria, a potem wracam do Anglii.
– Nie o to mi chodziło. Są inne sprawy, które…
– Nie, Renato, nic już nie ma. Teraz do niej wrócę.
Pod wieczór Baptista ożywiła się.
– Niebawem przyjdzie – zapewniła ją Heather.
– Moja droga, czy na jego widok nie pęknie ci serce?
– Serca tak łatwo nie pękają. – Uśmiechnęła się z wysiłkiem.
– Ostatnio miałam wrażenie, że tak.
– Coś ci powiem – rzekła szybko Heather. – Nie tracę tylko Lorenza, tracę wszystko. W Bella Rosaria wydawało mi się, że przybyłam we właściwe miejsce i że los dał mi właściwego mężczyznę. – Zaśmiała się ironicznie. – Oto przykład, jak można się mylić.
– Chyba się nie pomyliłaś – odparła Baptista.
– Na pewno. Źle odczytałam wszystkie sygnały, nawet moje własne. Zachowałam się wbrew sobie. Kiedyś złamałoby mi to serce, lecz dziś pragnę jedynie zrobić coś, co udowodniłoby ludziom, że mnie to nie wzrusza.
– Bardzo sycylijska reakcja, moja droga. A to odczucie, że znalazłaś się na właściwym miejscu, było prawdziwe. To nie jest jednak zasługą Lorenza, tylko Sycylia powiedziała ci, że jesteś w domu.
– To urocza teoria, ale…
– Wierz mi, to nie tylko mrzonki starej kobiety. Zastanów się. Zapomnij o Lorenzo, pomyśl o ziemi. Widziałam cię, jak patrzyłaś na nią, gdy sądziłaś, że nikt cię nie widzi. Pomyśl o poranku, gdy podnoszą się mgły, o południu, gdy cienie są ostre i wyraźne…
– Albo o wczesnym zmierzchu, gdy światło staje się tak przedziwnie złote – mruknęła Heather, jakby do siebie.
– I o języku, który tak łatwo sobie przyswoiłaś – przypomniała jej Baptista. – Wszystko przychodzi ci bez trudu, nawet upał znosisz wspaniale.
To prawda, pomyślała Heather. Rozkwitła w słońcu, odkrywając w sobie emocje, które odmieniły jej świat.
Ale to już przeszłość. Szok, którego doznała w katedrze, wybił jej z głowy wszystkie uczucia, więc mogła działać logicznie. Przy odrobinie szczęścia dotrwa w tym stanie do powrotu do Anglii i znów będzie sobą. To, co tu wycierpiała, zachowa wyłącznie dla siebie.
– Jestem Angielką, mamma. Tam jest moje miejsce.
– Nie – upierała się Baptista – twoje miejsce jest tutaj. Zostaniesz.
Heather wstrząsnęło nagłe podejrzenie.
– O nie! Jeśli domyślam się, o co ci chodzi, to na pewno nie wyjdę za Lorenza.
– Oczywiście, że nie. – Urwała, gdy otworzyły się drzwi.
Rozległ się radosny okrzyk Baptisty i Lorenzo padł jej w objęcia.
Heather chciała wyjść niepostrzeżenie, lecz Lorenzo spostrzegł ją i zaczerwienił się.
– Zostawiam was samych – powiedziała, pocałowała Baptistę i wybiegła.
Wszystko rozegrało się tak szybko, że nie zdążyła niczego poczuć, lecz gdy szła korytarzem, oblała ją fala emocji. Wiedziała, że z tego małżeństwa i tak nic by nie wyszło, lecz widok Lorenza sprawił jej ból. Oparła się o ścianę, przyciskając rękę do ust.
– Heather! – zawołał Renato.
– Przyjechał twój brat – powiedziała z trudem. – Zostawiłam ich samych.
– Nic ci nie jest?
– A niby co miałoby mi dolegać? Wracam do domu.
To była kiepska noc do rozważań o miodowym miesiącu. Księżyc w pełni rozświetlał morze, zalewając wszystko srebrnym blaskiem. Wrażliwa kobieta powinna iść spać, a nie przesiadywać na tarasie i zastanawiać się, jak cudownie byłoby teraz żeglować wraz z mężem po morzu. A ponieważ Heather była wrażliwa, ciężko to znosiła.
Nagle ujrzała zbliżającego się Lorenza. Spodziewała się, że odczuje ból na jego widok, lecz nic nie mogło zmienić faktu, że to właśnie w nim się zakochała, bo uśmiechem rozjaśniał jej życie.
– Przyszedłem prosić o wybaczenie i wysłuchać tego, co masz mi do powiedzenia – odezwał się niepewnie.
Uniosła głowę, chcąc przyjąć wyzwanie z godnością. Zdołała nawet przybrać pogodną minę.
– Czego oczekujesz? – spytała. – Pompatycznej tyrady? Łez i wymówek typu: „Jak mogłeś mi to zrobić?". Co się stało, to się nie odstanie. Nie mam siły na dramatyczne sceny.
– Ale musisz być na mnie zła.
– Muszę? Cóż, jestem zła. Powinieneś mi wcześniej powiedzieć prawdę.
– Miałem zamiar zrobić to po powrocie ze Sztokholmu, ale Renato powiedział…
– Dość tego. Im mniej powiesz o Renato, tym lepiej. – Westchnęła. – Zranił nas oboje, a jedyną dobrą rzeczą wynikłą z tego zamieszania jest to, że nie będę miała go w rodzinie. – Roześmiała się ironicznie. – Tego wieczoru, kiedy go poznałam, powiedziałam mu, że przez niego nie wyjdę za ciebie i powinnam była tego się trzymać. Cóż, mój błąd. Nie ma co dramatyzować.
– Jesteś taka silna i dzielna! – rzekł. – Zawstydzasz mnie.
Heather zerknęła na niego z lekkim rozbawieniem w oczach.
– Myślałeś, że postradam zmysły, bo uciekłeś? Nie pochlebiaj sobie. Nie dorosłeś do małżeństwa, a ja nie zamierzam marnować dla ciebie łez.
– Naprawdę nic cię już nie obchodzę?
– Na szczęście dla nas obojga, już nie.
– Ale przecież w noc przedślubną rzuciłaś mi się w ramiona, powtarzając, jak bardzo mnie kochasz…
– Było, minęło – ucięła. – Wierz mi, naprawdę nie chciałbyś, bym zawodziła i krzyczała, że złamałeś mi serce. Nie czułbyś się zbyt dobrze.
– Tak, tak, masz rację – odparł szybko, a potem uśmiechnął się jak zwykle uroczo. – Czy nie mogłabyś połechtać mojej próżności, będąc choć trochę smutna? – spytał przewrotnie.
– Ani mi się śni. Skończyłam z tobą.
Odwrócił się, by odejść, lecz zawahał się.
– Gdyby wszystko potoczyło się inaczej, gdyby nie wypadek Renata i jego presja, nie oświadczyłbym ci się tamtego dnia, lecz kiedy się rozstaliśmy, bardzo mi ciebie brakowało i…
– Przestań – powiedziała ze złością. – Nie mów takich rzeczy. Odejdź, Lorenzo, proszę cię.
– Najdroższa…
– Nie nazywaj mnie tak!
– Kiedy naprawdę się w tobie zakochałem – ciągnął. – Gdybyśmy mieli nieco więcej czasu…
– Wyjdź! – krzyknęła.
Odwróciła się od niego i stała nieruchomo, dopóki oddalające się kroki nie upewniły jej, że poszedł. Poczuła się bardziej dotknięta, niż chciała przyznać. Miłość umarła, nie mogłaby wyjść za Lorenza. Pozostało jednak bolesne wspomnienie.
Lorenzo zastał braci w gabinecie Renata nad butelką whisky.
– Śmiało – powiedział Renato i wręczył mu szklaneczkę.
– Dzięki, tego mi było trzeba. – Lorenzo jednym haustem wychylił trunek i gestem poprosił o więcej.
– Spokojnie, dostałeś od Heather tylko to, o co sam się napraszałeś – zauważył Bernardo.
– Prawdę mówiąc, nie. Spodziewałem się łez i wymówek…
– Z tego widać, że nie znasz kobiety, którą miałeś poślubić – wtrącił Renato. – Mogę ci tylko powiedzieć, że ma więcej godności niż każdy z nas.
– No tak, ale żeby nie uronić ani łezki…
Renato zmrużył oczy.
– Na Boga – szepnął – ona wie, jak z tobą postępować.
– W pewnej chwili miałem wrażenie, że kpi ze mnie.
– Niezwykła kobieta – gwizdnął Bernardo.
– Tak – warknął Renato i nalał sobie pełną szklaneczkę.
– Nie masz dość? – spytał Bernardo.
– Nie twoja sprawa! – żachnął się Renato.
– Istotnie – wzruszył ramionami Bernardo. – Zwykle jednak tyle nie pijesz.
– Dziś mógłbym wysuszyć całą piwnicę.
– To na ciebie jest wściekła – oznajmił Lorenzo. – Oskarża cię o wszystko i ma rację. Gdybyś się nie wtrącił, kto wie, jak to mogło się skończyć.
– Oszczędź mi: „Żyli długo i szczęśliwie" – parsknął Renato. – Nie jestem w nastroju.
– A ja tak – zdenerwował się Lorenzo.
– Odbiło ci? Już za późno na zmianę zdania.
– Założysz się? Heather wie, że pobralibyśmy się, gdyby nie ty. Nic straconego. To wspaniała kobieta i może jeszcze nie jest za późno…
Zanim zdążył coś dodać, Renato z morderczym błyskiem w oku złapał go za gardło.
– Renato, na miłość boską, przestań! – Bernardo musiał użyć całej siły, by oderwać go od Lorenza. Biedak krztusił się i kasłał.
– Wynoś się stąd! Precz mi z oczu! – wrzeszczał Renato.
– Niech cię diabli! – wycharczał Lorenzo. – Czemu wtrącasz się w moje sprawy?
– Wynoś się, na Boga! – powiedział Bernardo. – Jeszcze tego brakowało, żebyście się nawzajem pozabijali.
Lorenzo rzucił na Renata wściekłe spojrzenie i wyszedł. Bernardo przytrzymał brata, póki nie zamknęły się drzwi.
– Puszczaj, do diabła!- warknął Renato. Bernardo usłuchał go natychmiast. – A co ty właściwie tu robisz? Dlaczego nie jesteś ze swoją dziewczyną?
– Mogę poczekać. Jest tego warta.
– Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że mimo wszystko będziemy mieli ślub w rodzinie?
– Chyba tak, ale to tylko do twojej wiadomości. – Bernardo obdarzył go jednym ze swych rzadkich uśmiechów. – Czy jako głowa rodziny akceptujesz mój wybór?
– A przejąłbyś się odmową?
– Wcale.
– I tak masz moje błogosławieństwo. Jest tego warta. Szczęściarz z ciebie.
– Wiem. Wprost nie mogę w to uwierzyć, tylko się boję, że jakiś pech wszystko zniszczy.
– Nie ma żadnego pecha – odparł Renato. – Przynajmniej jeden z nas ma szczęście w miłości.
Trącili się szklaneczkami.
– Lorenzo jest wciąż naszym bratem – zaczął Bernardo.
– Wiem.
– Powinieneś uważać.
– Na niego?
– Nie, na siebie. Dobranoc. Wyszedł bez słowa, a Renato pragnął jedynie pozbyć się dręczącego go napięcia.
Wlał whisky z powrotem do butelki, wiedząc, że w trunku nie znajdzie odpowiedzi. Sen również nie przyniesie ulgi.
Uderzył pięścią w stół, pojmując, że nie ma żadnego wyjścia. Nie było go od chwili, gdy poznał młodą damę, która kazała mu się wypchać. Podziwiał ją, bawiła go, ponieważ jednak zaplanował sobie starokawalerskie życie, nie zauważył niebezpieczeństwa i wręcz namawiał Heather do poślubienia brata.
Zagrożenie dostrzegł dopiero tuż przed ślubem, a honor nie pozwalał mu niczego przedsięwziąć. No cóż, ta kobieta zawładnęła jego sercem i to dziwne uczucie wytrąciło go z równowagi. Zmieszany, zaoferował jej braterską pomoc i w ten sposób ostatecznie miał związane ręce.
W katedrze wydawało się, że Lorenzo rozwiązał problem. Sęk w tym, że w jego uszach wciąż brzmiało wyznanie miłości, które Heather złożyła narzeczonemu w noc przed ślubem: „Po prostu chciałam ci powiedzieć, jak bardzo cię kocham".
Kobiety zawsze kochały się w Lorenzo i nie przestawały nawet wtedy, gdy traciły nadzieję. Nie chodziło wcale o wygląd czy usposobienie. To był tajemniczy dar, magiczne zaklęcie. Renato nigdy przedtem nie zazdrościł bratu tego daru.
Nagle przypomniał sobie przerażoną twarz matki, gdy oprzytomniał po wypadku motocyklowym. Potem twarz Heather, kiedy czytała list w katedrze. Jej miłość umarła, życie legło w gruzach. Znów twarz matki, gdy robiło się jej słabo. Wreszcie Lorenzo, blady i zażenowany tym, co zrobił.
Cierpieli przez niego, bo niszczył wszystko, czego tylko się tknął.