ROZDZIAŁ SIÓDMY

Nadszedł czas wyjazdu. Angie została kilka dni dłużej, by podtrzymać na duchu przyjaciółkę, ale teraz musiała już wracać do Anglii, czekała bowiem na nią praca. Jednak Heather była przekonana, że z powodu Bernarda Angie szybko wróci na Sycylię.

To nie był przelotny romans, rozgrywał się jednak w wielkiej dyskrecji. Dni mijały, tamci milczeli, a wczoraj gdzieś przepadli. Heather była pewna, że coś planują i przed wyjazdem Angie ogłosi swoje zaręczyny.

Jednak kiedy weszła do pokoju, zobaczyła, że coś nie gra. Przyjaciółka nerwowo pakowała walizkę, z trudem powstrzymując się od płaczu, co przypomniało Heather jej własne przykre przejścia.

– Co ci jest, kochanie? – spytała, obejmując Angie. – Czy pokłóciłaś się z Bernardem?

– Ależ nie, wcale się nie pokłóciliśmy – odparła z goryczą. – Po prostu wyjaśnił mi, dlaczego raczej skona, niż się ze mną ożeni.

– Ależ on cię uwielbia. Co może stać na przeszkodzie, skoro się kochacie?

– Też tak myślałam, ale miłość to nie wszystko. Powiedział, że mnie kocha i nie pokocha innej, ale nie możemy się pobrać.

– Jak to?

Łamiącym się głosem Angie opowiedziała, dlaczego obdarzający się miłością ludzie muszą się rozstać. Szło jej to kiepsko, bo była zupełnie wytrącona z równowagi. Na próżno usiłowała zrozumieć decyzję Bernarda, która – bez żadnych wątpliwości obojgu łamała serce. Ale ani jej miłość, ani żadne argumenty i błagania nie zdołały zachwiać jego żelaznym postanowieniem. Będzie cierpiał aż po grób, lecz się z nią nie ożeni.

– Nie pojmuję – powiedziała wreszcie Heather. – Jak takie coś może stanowić przeszkodę? I to w dzisiejszych czasach!

– Bernardo jako Sycylijczyk – odparła z rozdrażnieniem Angie -jest niedzisiejszy. Sęk w tym, że dla niego najważniejsza jest duma, a ja się nie liczę. Dlatego wyjeżdżam. Proszę cię, nie mówmy o tym więcej, bo nie wytrzymam.

Heather bez słowa przytuliła przyjaciółkę.

– Może pojedziesz ze mną? – spytała wzruszona Angie.

– Nie mogę, dopóki Baptista nie poczuje się lepiej. Ale wkrótce wrócę do domu.

– Zatrzymam dla ciebie pokój – uśmiechnęła się blado. -Obu nam nie wyszło z Sycylijczykami, co?

Heather chciała pojechać z nią na lotnisko, ale odwoził ją Bernardo, więc postanowiła nie zakłócać im ostatnich wspólnych chwil, mając nadzieję, że uparciuch zmieni zdanie. Może nawet przywiezie Angie z powrotem.

Później próbowała z nim porozmawiać, lecz było jasne, że zamknął się w milczeniu. Pozostał tylko, by zamienić parę słów z Baptista, a potem zaszył się w swoim domu w górach.

– Co się z nim dzieje? – spytała Renata. – Wszystko było na najlepszej drodze.

– Jestem zaskoczony tak samo jak ty. Zaledwie kilka dni temu sam mówił mi, że chce się z nią żenić, potem jednak wszystko się odmieniło.

– Porozmawiaj z nim!

– Nie mam wpływu na Bernarda, bo mieliśmy różne matki. Na Sycylii mówi się, że dla mężczyzny duszą jest jego matka, a raz utraconej duszy nie można już odzyskać. Bernardo ubrdał sobie, iż gdy ożeni się z Angie, straci swoją duszę, bowiem inna kobieta stanie się dla niego najważniejsza.

– Więc jest głupi – rozzłościła się Heather.

– Wszyscy głupiejemy przez kobiety, które kochamy.

– Skąd wiesz? – spytała złośliwie. – Żadna kobieta aż tyle dla ciebie nie znaczyła.

– Racja, i cieszę się z tego, gdy patrzę na moich nieszczęsnych braci.

– Bronisz się, by ktoś cię nie skrzywdził. – Westchnęła. -Cóż, to niegłupie. Muszę się tego od ciebie nauczyć.

– Nie rób tego – zaprotestował gorąco. – Nie wolno ci! I tak sobie poradzisz. W ostatnich dniach byłaś silniejsza od nas wszystkich.

– Bo przestałam cokolwiek czuć. – Wzruszyła ramionami. – Dzięki temu było mi dużo łatwiej. Sam zresztą wiesz, jak to ułatwia życie. Mamy szczęście, Renato, bo nie cierpimy jak Angie i Bernardo. Inni tak, ale nas to nie dotyczy.

Wziął ją za rękę i odwrócił twarzą do siebie.

– Rób, co chcesz, ale nie bądź taka jak ja.

Kiedy jego palce zetknęły się z jej skórą, poczuła dziwny wstrząs. Jak na ironię przypomniała sobie pożądanie, które w niej budził, co męczyło ją przed ślubem. Teraz wszystko minęło. Ruiny i zgliszcza. Zupełnie jak jej serce.

– Tobie to nie przeszkadza. Zazdroszczę ci.

– Braku uczuć? – Mocniej ujął jej dłoń. – Mylisz się. Czasem chciałbym…

Poczuła, jak drży. Puścił jej rękę.

– Mniejsza z tym – rzucił. – Pogadam z Bernardem, ale nic z tego nie wyniknie.

Następnego dnia po powrocie ze szpitala Baptista, niczym królowa wzywająca na audiencję, poleciła, by Renato i Heather stawili się u niej.

Heather poszła niechętnie. Była w dziwnym nastroju. Po kilku źle przespanych nocach otaczający ją pancerz spokoju zaczął się kruszyć. Przez pęknięcia wdzierały się gniew i żal, uczucia, które łatwo mogły nią zawładnąć.

Co gorsza, chwilami wszystko widziała w tragikomicznych barwach. Gdyby to z kolei wzięło górę, wybuchłaby histerycznym śmiechem. Do tego nie mogła jednak dopuścić, więc zacięła się jeszcze bardziej i miała nadzieję, że wszystko się ułoży.

Baptista wstała z łóżka i ulokowała się na sofie w wielkim salonie. Obserwowała, jak Heather i Renato zajmują miejsca z dala od siebie.

– Nie można tego tak zostawić – oznajmiła. – Wszystko zostało załatwione bardzo nieudolnie.

– Może poprosić tu Lorenza – podsunął Renato.

– Lorenzo to już przeszłość, a mnie interesuje przyszłość.

– Wiem, co powinnam zrobić – powiedziała Heather. -Zwrócę pani Bella Rosaria.

– Wstrzymaj się. Jeśli oddasz mi ją w tym samym roku podatkowym, w którym ci ją podarowałam, narobisz poważnych komplikacji. Jeszcze nie omówiliśmy tego, co stało się w katedrze.

Heather gwałtownie wciągnęła powietrze.

– Co tu jest jeszcze do omawiania? To koniec.

– Koniec? Kiedy spotkała cię taka zniewaga z naszej strony?

– Zniewaga to staroświeckie pojęcie – zaprotestowała.

– Sycylia jest staroświecka. Gdyby mnie spotkało coś podobnego, mój ojciec zastrzeliłby delikwenta i nawet nie byłoby procesu.

– Nie zamierzam do nikogo strzelać – oznajmiła Heather. Usiłowała rozładować napiętą atmosferę, lecz nie mogła powstrzymać się, by nie dodać: – Nawet do Lorenza.

– Współczuję ci, moja córko.

Mówiąc to, Baptista obrzuciła Renata spojrzeniem, które zmroziłoby mniej odważnego mężczyznę, on zaś zrobił minę wyrażającą miłość i szacunek. Heather z rozbawieniem stwierdziła, że Renato, tak bezceremonialnie traktujący innych, wobec matki jest niezwykle uległy.

– Lorenzo widział się ze mną i zawarliśmy rozejm – powiedziała.

– Cieszę się, ale na tym sprawa się nie kończy. Zostałaś skrzywdzona przez moją rodzinę i nie pozwolę, byś cierpiała.

– Jeśli Renato użyje swych wpływów w „Gossways", bym mogła wrócić na szkolenie, zbytnio nie ucierpię.

– O taką rekompensatę ci chodzi? – nastroszył się Renato.

– Jeśli pomożesz mi wrócić tam, gdzie byłam, zanim bez pytania o zgodę wkroczyłeś w moje życie – rzekła stanowczo – będę mogła udawać, że wcale cię nie było. I jest to idealne rozwiązanie.

– Dziękuję! – parsknął.

– Nie ma za co.

– To nie wystarczy – zaprotestowała Baptista. – Pozostała kwestia zniewagi.

– Przecież mówiłam, że Lorenzo nie był w stanie mnie znieważyć.

– Za to obraził całą rodzinę – odparła z furią Baptista. -Wszyscy będziemy okryci hańbą, dopóki nie otrzymasz zadośćuczynienia.

– Nie wyjdę za niego.

– Oczywiście, że nie. Ale mam drugiego syna. Przyznaję, że się niezbyt popisał, ale Renato jest za wszystko odpowiedzialny i musi to naprawić. – Baptista mówiła wręcz królewskim tonem.

– Wasz ślub odbędzie się bezzwłocznie.

Zapadła martwa cisza. Heather chciała coś powiedzieć, ale nie była w stanie. Opanowanie wymknęło się jej spod kontroli i wyzwoliło szalony śmiech, który z trudem tłumiła. Zakrztusiła się i szybko odwróciła, zasłaniając usta. Nadaremnie. Narastał wewnątrz niej, napierał coraz mocniej, aż wreszcie rozległ się w całym domu. Co za szalony pomysł! Mógł zrodzić się jedynie w tej dziwnej społeczności, która rządziła się własnymi prawami.

– Przepraszam – wysapała wreszcie – ale to najśmieszniejsza rzecz, jaką słyszałam. Ja miałabym wyjść za Renata? Za człowieka, którego wprost nie cierpię? O Boże! – Chwycił ją kolejny paroksyzm śmiechu.

Renato zmierzył ją kamiennym wzrokiem, a potem powiedział coś niskim, wściekłym głosem. Heather niewiele zrozumiała z sycylijskiego dialektu, lecz wyłowiła słówka: „wariactwo", „niewiarygodne" i „nigdy w życiu".

– W pełni się z tym zgadzam – oznajmiła. – O, rany! Przestańcie mnie rozśmieszać.

– Za moich czasów młode kobiety nie śmiały się z dobrych partii – rzekła karcącym tonem Baptista.

– Ale Renato nie jest dobrą partią – zauważyła Heather, uspokoiwszy się nieco. – Po pierwsze wcale nie chce się żenić. Po drugie na pewno nie ze mną. A po trzecie, prędzej mi kaktus wyrośnie, niż za niego wyjdę. To bez sensu.

– To ma sens. Przyjechałaś tu połączyć się z mężczyzną z tej rodziny i zrobisz to. Znowu wszystko będzie, jak należy.

– Raczej wręcz przeciwnie – sprzeciwiła się Heather. – Nie wiem, skąd ten pomysł, żebym poślubiła takiego…

– To wzajemne uczucie – chłodno wtrącił Renato. – Mamma, z całym szacunkiem, musisz zarzucić ten pomysł.

– Twoje uczucia nie mają nic do rzeczy – oznajmiła Baptista. – Ty skrzywdziłeś tę przyzwoitą młodą damę i musisz to jak najszybciej naprawić.

– Załatwi to jeden telefon do „Gossways" – upierała się Heather.

– Zaraz zadzwonię – zaoferował się Renato. – Oprócz tego zwrócę wszystkie poniesione przez ciebie koszty i…

– Renato, jeśli ośmielisz się wręczyć mi pieniądze, gorzko tego pożałujesz.

– Już żałuję: tego, że cię poznałem, że mój brat cię spotkał, że zaprosiłem cię do tego domu…

– Szkoda, że zadałeś sobie tyle trudu, by mnie tu ściągnąć. Trzeba było pozwolić mi wyjść z restauracji w Londynie.

– Ale wtedy wpadłabyś pod samochód.

– Gdybym nie musiała przed tobą uciekać, nic takiego by mi nie groziło.

– Gdybyś miała więcej rozsądku, nie musiałabyś uciekać.

– Gdybym co? Masz bardzo wybiórczą pamięć. Taksowałeś mnie jak towar na sprzedaż, aż w końcu doszedłeś do wniosku, że się nadaję i udzieliłeś swej aprobaty. Co więcej, w swej bezgranicznej bezczelności oczekiwałeś, że będę ci wdzięczna. A biedny Lorenzo? Pan młody? Biedak nawet nie wiedział, o co chodzi.

– Wiem, że oświadczył ci się w szpitalu.

– Za zgodą waszej wysokości, bo dopiero wtedy mogliśmy zająć wyznaczone nam miejsca. Wtrącałeś się we wszystko, manipulowałeś, liczyłeś, że będę kornie schylać głowę. Ale się przeliczyłeś. Oczywiście nigdy za ciebie nie wyjdę, bo budzisz we mnie wstręt, nie uczyniłabym tego nawet wtedy, gdybyś był jedynym mężczyzną na ziemi. A wiesz dlaczego? Bo nie potrafisz się zmienić i gdyby nawet sam archanioł Gabriel zstąpił z nieba, niosąc świadectwo twojej przemiany, uznałabym to za niewystarczające.

– Coś takiego! – parsknął. – Pozwól sobie przypomnieć, że na Sycylii, tak jak i w innych częściach świata, kobieta najpierw czeka na oświadczyny, zanim je odrzuci.

– Po prostu szkoda mi czasu.

– Niepotrzebnie się martwisz i chyba sama rozumiesz, że prędzej przejdę suchą stopą Cieśninę Mesynską, niż zwiążę się z kobietą, która jest jednym wielkim utrapieniem.

– Więc wszystko jasne i… och, mamma, przepraszam!

Heather z przerażeniem uświadomiła sobie, że Baptista jest słabego zdrowia, lecz starsza pani obserwowała ich z zainteresowaniem, by nie powiedzieć, z rozbawieniem.

– Ja również przepraszam – powiedział Renato. – Nie mieliśmy prawa się unosić. Twoje serce…

– Czuję się dobrze, ale oboje jesteście bardzo głupi. Radziłabym rozważyć to ponownie.

– Nigdy – oznajmili jednogłośnie.

– Dobrze. Może przedstawiłam sprawę ze złej strony.

Mamma, mój ślub z Renatem z żadnej strony nie jest do przyjęcia – jęknęła Heather. – Nie chcę za niego wychodzić, tylko kopnąć go w kostkę.

– Święta racja – zgodziła się Baptista. – Należy mu się. Jako żona będziesz mogła robić to codziennie.

– I to mówi moja matka! – Renato złapał się za głowę.

– Dostrzegam twoje wady, synu – odparła Baptista. – Znalazłam idealną kandydatkę na żonę, która nie będzie ci we wszystkim przytakiwać. Słowem kogoś, kto przejrzał cię na wylot i nie jest tym zachwycony.

– To prawda – zauważyła Heather. – Ale jakie będę miała korzyści z naprawiania charakteru Renata?

– Zostaniesz z nami – wyjaśniła Baptista. – Staniesz się członkiem naszej rodziny i Sycylijką.

– To niezwykle kusząca perspektywa – przyznała Heather, czując, że wraca jej poczucie humoru. – Gdyby dało się to załatwić bez wydawania mnie za Renata, byłabym szczerze zachwycona.

– Nie ma nic bez bólu, moja droga. Naucz się z tym żyć. Heather pochyliła się i cmoknęła Baptistę w policzek.

– Wybacz, mamma, ale cena jest zbyt wysoka.

– O wiele za wysoka – zgodził się Renato. – Zapomnijmy o tej rozmowie.

Też się uspokoił, choć z oczu nadal biła mu wściekłość.

– W takim razie idźcie. – Baptista wydawała się zmęczona rozmową. – Ale najpierw, Renato, nalej mi dużą brandy.

Nieco później zjawił się Bernardo i udał się wprost do Baptisty. Był spokojny, choć bardzo blady i grzecznie wymówił się od rozmowy o kłopotach. Baptista znała go dobrze, więc nie naciskała.

– Nie martw się – powiedziała. – Wszystko się ułoży. Teraz mamy kolejną sprawę do załatwienia. Heather i Renato zamierzają się pobrać.

Północ w ogrodzie. Tu wreszcie Heather mogła zaznać spokoju, wędrując po ścieżkach i wdychając zapach setek kwiatów. Rosły tu krzewy róż, wyhodowane ze szczepów z ogrodu w Bella Rosaria. Teraz o wiele lepiej rozumiała ten nieśmiertelny symbol miłości, rosnący na przekór małżeństwu z rozsądku. Takiej właśnie miłości pragnęła, w taką wierzyła, natomiast Baptista chciała jej zaoferować kompromis. Pomyślała o tym ze smutkiem, bo zrozumiała, jak nieciekawie mogło potoczyć się jej życie.

Przysiadła na kamiennym ocembrowaniu fontanny, ujrzała w wodzie odbicie księżyca i cień swojej głowy. Wyciągnęła rękę, rozbijając księżyc na tysiące odblasków, a gdy woda znów się uspokoiła, zobaczyła w tafli kolejny cień.

– Nie powinno cię to spotkać – odezwał się Renato. – Mam-ma czasami przesadza. Przepraszam za to, co powiedziałem.

– Też się nie popisałam. Niepotrzebnie tak ostro cię potraktowałam. No, ale sprawa jest już zamknięta. Powiedziałam, że lubisz wtrącać się w cudze życie, ale teraz wiem, po kim to masz.

– Nie gniewaj się na nią.

– Nie gniewam się. Jest kochana, ale szczerze mówiąc, co za głupi pomysł! – Parsknęła śmiechem.

– Owszem, nie kryłaś, że jest śmieszny – rzekł lekko urażonym tonem.

– Przepraszam, nie śmiałam się z ciebie, tylko wszystko to razem wzięte…

Usiłowała się opanować, ale nie potrafiła. Była przekonana, że wyzbyła się już szalonego śmiechu, który zawładnął nią rano, ale niestety znów zaczęła tak chichotać, że aż się popłakała.

– Dość tego. – Renato położył jej dłoń na ramieniu. Umilkł, czując przeszywający ją dreszcz. Coś się zmieniło. – Ani razu nie płakałaś?

Chciała powiedzieć, że nie, ale słowa uwięzły jej w gardle. Tak długo panowała nad sobą, że już nie mogła nic zrobić. W dodatku nie była zadowolona, że Renato widzi ją w takim stanie.

– Heather… – zaczął cicho.

– Nic mi nie jest. Potrzebuję tylko…

– Potrzebujesz się wypłakać. Posłuchaj, Heather… -Usiadł obok i delikatnie potrząsnął nią. – Przestań być taka cholernie twarda.

– Muszę być silna – odparła. – Jestem wśród wilków.

– Niezupełnie. Tylko ja jestem wilkiem, ale dziś w nocy nie gryzę. Zapomnij na chwilę, że mnie nienawidzisz.

– Nie wiem, jak mam to zrobić.

– Przynajmniej jesteś szczera. – Objął ją. – Zawrzyjmy rozejm. Dobrze?

Nie znalazła odpowiedzi. Poczuła się udręczona. Cały czas powtarzała sobie, że nie czuje się dotknięta, a przecież była. Szczęście, w które ośmieliła się uwierzyć, zamieniło się w smutek i gorycz. Ogarnęła ją rozpacz, którą mógł tylko ukoić – jak na ironię – tulący ją znienawidzony mężczyzna.

Szeptał jakieś czułe słówka, które pozwoliły rozluźnić obręcz ściskającą serce. Było to bez sensu, lecz ciepło w głosie Renata w niewytłumaczalny sposób przekonywało ją, że nie jest tak źle. Odsunął się, by spojrzeć na Heather i delikatnie odgarnął jej włosy z twarzy.

– Nie sądziłem, że umiesz płakać – rzekł zduszonym głosem. – Doskonale potrafisz wyrzucić ze swego serca każdego… a może tylko mnie…

Łzy płynęły nadal, lecz delikatność Renata sprawiła, że świat przestał być taki podły, a jej smutek bezbrzeżny.

– Twoje łzy są bezcenne – mruknął, dotykając ustami jej mokrych policzków, a potem oczu. – Nie płacz, proszę…

Znieruchomiała, słuchając cichych słów, i rozluźniła się nieco. Gładził jej włosy i błądził ustami po twarzy. Pomyślała, że chyba nie powinna na to pozwolić, lecz poddała się miłemu ciepłu. Wiedziała, że lada moment ich wargi się zetkną i nagle zaczęła szybciej oddychać.

Zrobił to tak lekko, że przysunęła się bliżej. Objęła go za szyję. Kilka godzin temu zażarcie się kłócili i pewnie wkrótce znów znajdą powód do sprzeczki, lecz teraz świat stanął na głowie i wydawało się jej czymś zupełnie naturalnym, że czerpie pocieszenie z ust tego mężczyzny.

– Renato – szepnęła, nie wiedząc, czy chce zaprotestować, czy tylko zadać pytanie.

– Cicho! Czy zawsze musisz walczyć?

Nie chciała walczyć z człowiekiem, który obchodził się z nią tak czule. Nadal mu nie ufała, ale w tej chwili mało ją to obchodziło, bo liczyły się tylko powolne muśnięcia jego warg i uczucie zadowolenia.

Odwzajemniała pieszczotę, szukając nowych doznań. Pragnęła czegoś więcej. Niósł z sobą zagrożenie, lecz od przybycia na Sycylię nauczyła się obcować z niebezpieczeństwem. Drugą ręką przesunęła po jego włosach, potem po policzku. Był nie ogolony. Cały Renato, bardziej szorstki niźli gładki. Trzeba było go brać, jakim jest. Nie można mu ufać, lecz czasem był fantastyczny.

Rozluźnił uścisk, nadal jednak trzymał ją w ramionach, całując włosy. Drżał równie mocno, jak ona.

– Powiedziałeś kiedyś, że zawsze będę mogła zwrócić się do ciebie o pomoc – przypomniała mu zduszonym głosem.

– Pamiętam. Żadne z nas nie myślało, że przyjdzie taki dzień.

Naprawdę? – pomyślała z ironią.

– Dotrzymaj słowa – szepnęła. – Pomóż mi jak brat. Pomóż mi wrócić na moje stare miejsce w Anglii, żebym mogła pojechać do domu i zapomnieć, że kiedykolwiek byłam na Sycylii.

– Zapomnisz o nas tak łatwo?

Wyrwała się z jego objęć i odskoczyła na bezpieczną odległość. Czy jednak była przez to bezpieczniejsza?

– Nie pytaj o to, Renato. Wiesz, że ci nie odpowiem. Po prostu pomóż mi wrócić do domu. Nic więcej.

Загрузка...