ROZDZIAŁ PIĄTY

Do Palermo zaczęli tłumnie ściągać krewni. Niektórzy zatrzymywali się w Residenzy, inni zajmowali największe apartamenty w najlepszych hotelach. Heather była zdumiona zastępami ciotek, wujków, kuzynów, niezwykłą rozległością familii Martellich.

Od tych wszystkich spotkań kręciło się jej w głowie. Najbardziej polubiła Enrica i Giuseppe, braci zmarłego męża Baptisty i zarazem jej dalekich krewnych. Niegdyś kochali się w niej na zabój, a gdy poślubiła Vincentego Martellego, solidarnie cierpieli. Po czterdziestu latach nadal byli kawalerami i wciąż rywalizowali o zaszczyt towarzyszenia jej.

Dwa dni przed ceremonią wszystko było zapięte na ostatni guzik. Angie i Heather w swej sypialni przygotowywały się do wieczornych tańców.

Po dniu spędzonym na jachcie Heather opaliła się na złotawy kolor, wyglądała świetnie. Szkoda, pomyślała, wychodząc spod prysznica, że nie mogłam w ten sposób opalić się cała, wtedy jednak musiałabym zażywać kąpieli słonecznej bez kostiumu…

Nagle przypomniała sobie, jak Renato, wcierając olejek do opalania w jej ramiona i plecy, wprowadził ją w hipnotyczny trans, a potem rozebrał do naga w kabinie. Przycisnęła dłonie do płonących policzków. Tak bardzo chciała, by to żenujące wspomnienie przestało ją prześladować.

– Pospiesz się – niecierpliwiła się Angie.

– Idę – odparła z ulgą. Lorenzo ucałował jej dłoń. Jak urzeczony patrzył na narzeczoną w jasnolawendowej jedwabnej sukni.

– Każdy mężczyzna będzie mi zazdrościł – oznajmił. Mimo to był jakby nieobecny, co Heather złożyła na karb zdenerwowania.

Kiedy jako pierwsza para otwierali bal, rozległy się gromkie oklaski, a potem parkiet zaroił się wirującym tłumem. Heather dostrzegła Baptistę, która wyglądała tak, jakby spełniały się jej marzenia, natomiast Angie i Bernardo sprawiali wrażenie zakochanej w sobie pary.

Zauważyła też Renata, który stał u boku ekstrawaganckiej i pięknej brunetki. Miała wydatne, kuszące usta, olbrzymie ciemne oczy i całym swym jestestwem wyrażała lubieżność, także wymownym spojrzeniem, jakim obdarzała Renata.

– Uważaj – powiedział Lorenzo, podtrzymując ją. – Omal się nie potknęłaś.

– Przepraszam – odparła bez tchu.

– Byłaś o całe światy stąd. O czym myślałaś?

– No… o naszym ślubie, rzecz jasna. – Roześmiała się. -Myślę o nim nieustannie.

– Ja też. Pojutrze zostaniemy połączeni na zawsze.

– Tak, na zawsze.

– Bogu dzięki, inni też zaczęli tańczyć. Nie czuję się tak głupio.

– Kim jest ta kobieta obok Renata?

– Elena Alante, wdowa. Renato lubi mężatki, rozwódki i wdowy, czyli kobiety doświadczone. Tamta to Minetta, a zaraz za nią hrabina Julia Bennotti. Wszystkie trzy… cóż, Renato jest…

– Odważnym człowiekiem – podpowiedziała Heather.

– Nawet bardzo, skoro zaprosił je wszystkie. Ciekawe, co go opętało.

Heather pomyślała to samo, gdy wreszcie stanęła twarzą w twarz z Renatem. Był spięty i rozdrażniony, jakby go coś dręczyło. Pozdrowił przyszłą bratową skinieniem głowy i wymuszonym uśmiechem, a potem przedstawił ją Elenie. Gdy obie panie wymieniały ukłony, Heather nagle roześmiała się.

– Proszę pozwolić pogratulować sobie perfum, signora – mruknęła. – Są wspaniałe.

– Kupił mi je Renato – zaszczebiotała Elena. – Nazywają się Głębia Nocy. Powtarzam mu, by nie dawał mi takich kosztownych prezentów, ale twierdzi, że jestem dla niego kimś wyjątkowym.

– Wyjątkowe prezenty dla wyjątkowych osób – odparła He-ather. – Jestem pewna, że natrudził się przy wyborze.

– Czas, bym skorzystał z okazji i zatańczył z panną młodą – przerwał im Renato, biorąc Heather za rękę, a gdy podążyła za nim na parkiet, warknął: – Dość tych sztuczek.

– Byłam tylko uprzejma, bo to naprawdę dobre perfumy. A skoro już przyprowadziłeś tu cały swój harem, to chyba nie wstydzisz się swoich kochanek?

– O pewnych rzeczach lepiej nie mówić – mruknął z ostrzegawczym błyskiem w oku.

– Chodzi o poczucie winy?

– Nie, chodzi o poczucie przyzwoitości – odparł.

Coś ją znowu podkusiło.

– Przyzwoitości? Żałuję, że nie mogłam być za firanką, gdy wręczałeś te perfumy Elenie. Już słyszę tę gładką mówkę, jak to w Londynie wciąż za nią tęskniłeś, nic a nic nie myślałeś o Julii i Minetcie ani też nie składałeś gorszących propozycji dziewczynie swojego brata…

Dłoń przytrzymująca ją w talii napięła się.

– Przestań – szepnął. – Nie śmiej mówić w ten sposób.

– Ja… – Nagle zbrakło jej powietrza. – Ja tylko tak sobie gadam. – Wzięła się w garść. – Jeszcze ci nie podziękowałam za wspaniały dzień. Masz rację co do miodowego miesiąca na jachcie…

– W jednej sprawie tylko się myliłem – warknął. – Musicie zamieszkać gdzie indziej.

– Przecież sam mówiłeś…

– Zmieniłem zdanie. Nie możecie tu zostać.

Nie pytała, dlaczego. W niego naprawdę wstąpił demon. Ulokował się w samym sercu. Wyzierał mu z oczu.

Czuła, jak silnie bije jej serce. Usiłowała wmówić sobie, że to od tańców, lecz oboje znali prawdę. Gdyby byli sami, Renato namiętnie pocałowałby Heather, a ona odwzajemniłaby pocałunek, na który czekali od chwili, gdy tylko się poznali przy stoisku z perfumami…

To było chore. Skoro kochała Lorenza, jak mogła płonąć na myśl o dotyku ust Renata? Dlaczego pragnęła znaleźć się w jego ramionach, dlaczego tęskniła za jego delikatnymi dłońmi, dlaczego… dlaczego…

Powinna zachować wobec niego wrogą postawę, lecz zniweczył ją moment porozumienia na plaży. Okazało się, że nie tylko go lubiła, lecz nawet mu współczuła, a to było bardziej niebezpieczne od czysto fizycznych reakcji.

– Nie mogę żyć z tobą pod jednym dachem – powiedziała z lękiem.

– Wiem – rzekł cicho.

– Mam dużo obowiązków wobec gości. Nie powinnam zaniedbywać ich dla miufrati.

Popełniła błąd, bowiem te słowa kojarzyły się z nadmorskim piknikiem, gdy tak cudownie czuła się z Renatem, a on mówił do niej cicho, lecz z głębokim wewnętrznym napięciem.

– Masz rację – odrzekł. – Musisz wracać do obowiązków, a ja do mojego haremu. Przynajmniej moje kochanki nie przysparzają mi problemów.

– Jestem pewna, że nikt nie zdoła ci pomieszać szyków, Renato.

– Też tak kiedyś myślałem. Taniec się skończył. Dobranoc, spotkamy się, gdy poprowadzę cię do ołtarza na ślub z moim bratem.

Odwróciła się, by pogawędzić z kolejnym kuzynem Martellich, a potem zjawili się inni, więc do końca wieczora nie miała już okazji, by spojrzeć, z kim tańczy Renato.

Półprzytomna Heather, unoszona silnymi ramionami, została położona na łóżku i czyjeś ręce zdjęły z niej bikini. Poczuła wiatr na nagim ciele i szorstki ręcznik wycierający jej piersi i uda, aż nagle otrząsnęła się z letargu i zobaczyła męską twarz wpatrującą się w nią oczyma, które odgadywały jej myśli…

– Nie! – krzyknęła przerażona i zerwała się z łóżka. Znów była na jawie.

– Co się stało? – spytała Angie i doskoczyła do niej. – Co z tobą, Heather?

– Nic, to tylko sen.

Sen, który wydobył wszystko, co w obronnym odruchu zepchnęła do niepamięci. Teraz jednak ów obraz powrócił. Leżała naga, a Renato przyglądał się jej w tak szczególny sposób…

– Przejdę się – oznajmiła.

– Mam iść z tobą?

– Nie, dziękuję, chcę być sama.

Zarzuciwszy lekki szlafroczek na koszulę nocną, wymknęła się na taras. Dom był ciemny i cichy, a chłodne powietrze nocy łagodziło trawiący ją żar. Druga nad ranem. Już tylko godziny do ślubu, a potem inny mężczyzna przerwie te sny.

W głębi serca wiedziała, że Renato jest niebezpieczny, ale to minie, gdy tylko wyjdzie za mąż. W objęciach Lorenza zapomni o wszystkim. Musi!

Wychyliła się przez poręcz i to, co zobaczyła, przyniosło jej ulgę. – Lorenzo – zawołała szeptem – schodzę na dół!

Wróciła przez pokój i minąwszy ostrożnie korytarz, zeszła po schodach. Czekał na nią w holu. Otworzył ramiona, gdy biegiem ruszyła w jego stronę.

– Co się stało, kochanie?

– Nic, tylko chciałam ci powiedzieć, jak bardzo cię kocham.

– Dlaczego mówisz to takim zmartwionym tonem?

– Wcale nie. Po prostu musiałam ci to powiedzieć.

– Ja też cię kocham, więc wszystko w porządku.

Pocałował ją. Heather włożyła całą duszę w tę pieszczotę, pragnąc znaleźć w niej wszystko, lecz nadaremnie. Widocznie byli zbyt spięci, ale wszystko się odmieni, gdy znajdą się na jachcie i popłyną w poświacie księżyca.

Podskoczyła, słysząc dobiegający z mroku odgłos.

– Co to takiego?

– To tylko Renato. Tam jest jego gabinet, wciąż pracuje.

– Czy mógł nas usłyszeć?

– Pewnie tak. I co z tego? Nie przejmuj się. Ależ ty drżysz, kochanie. – Lorenzo otoczył ją ramieniem. – Odprowadzę cię na górę. Jeszcze parę godzin i złączymy się na zawsze.

Suknia ślubna została uszyta z atłasu. Zaprojektowana w średniowiecznym stylu, luźno opadała w ciężkich fałdach od pasa, a z tyłu przechodziła w długi tren obszyty koronką. Prosty rękaw do łokcia zakończony był koronkowym mankietem, a sięgający prawie do podłogi welon przytrzymywała perłowa tiara. Całość zapierała dech w piersiach elegancją.

Uczucie, że staje się nową osobą, które towarzyszyło jej odkąd przybyła na Sycylię, nasilało się. Dzień na jachcie rozjaśnił jej włosy na złoty kolor, delikatna opalenizna podkreśliła niebieski kolor oczu. Po raz pierwszy w życiu była nie tylko ładna, lecz wręcz piękna.

Sprawił to sycylijski żar, który rozgrzał jej ciało, budząc zmysłowe doznania, dotąd uśpione w angielskiej mgle. Od tego żaru niektóre północne roślinki więdły, lecz Heather po prostu rozkwitała.

Występująca w roli druhny Angie włożyła prostą beżową sukienkę, w której wyglądała uroczo. Heather uśmiechnęła się do niej.

– Mam nadzieję, że miejscowe zwyczaje są takie same jak w Anglii – droczyła się. – Zwłaszcza te dotyczące druhny i drużby.

Drużbą był Bernardo.

Rozległo się pukanie do drzwi.

– Wszyscy już poszli do katedry – oznajmił Renato. – Bernardo i Lorenzo wyruszyli kilka minut temu. Czekam na dole.

Angie obejrzała Heather, która trzymała bukiet białych róż.

– Wyglądasz fantastycznie. Lorenzo padnie na kolana.

Heather uśmiechnęła się. Blask słońca rozwiał jej smutki.

Kochała Lorenza, a on kochał ją, i tylko to się liczyło.

Przeszły korytarzem, a potem skręciły i Heather spojrzała w dół szerokich schodów. Przy wejściu zgromadziła się cała służba, przyglądała się jej z aprobatą. Naprzeciwko stanął Renato. On również obserwował, jak panna młoda powoli schodzi ku niemu. Z wyrazu jego twarzy widać było, że wstrzymał oddech. Potem podszedł i podał jej rękę. Sprowadził ją z ostatnich stopni wśród oklasków służby.

Heather ostrożnie wsiadła do limuzyny. Angie ułożyła na siedzeniu tren i welon, a sama zajęła miejsce obok przyjaciółki. Ruszyli, gdy dołączył do nich Renato.

Patrzyła przez okno na odległe Palermo, usiłując uprzytomnić sobie, co się z nią dzieje. Renato milczał. Wydawało się jej, że też jest zamyślony, lecz gdy odwróciła się w jego stronę, ujrzała, że patrzy na nią. Był równie oszołomiony, jak poprzednio.

Wjechali do miasta, samochód zatrzymał się pod wielką katedrą.

Heather stała w ostrym słońcu, czekając, aż Angie poprawi na niej suknię i zajmie miejsce obok. Zebrał się mały tłumek gapiów, ludzie z przyjemnością patrzyli na pannę młodą. Heather usłyszała szepty: „Grazziusu". Piękna.

– Gotowa? – Renato przyjrzał się jej.

– Prawie.

– Nie wahasz się?

– Czemu pytasz?

– Nie wiem – burknął. – Chodźmy. Wzięła go pod rękę i ruszyli do świątyni.

Wewnątrz było mroczno i dopiero po chwili Heather ujrzała wspaniałe wnętrze pełne spoglądających w jej stronę gości. Dalej stał chór, a przy ołtarzu czekał arcybiskup, by udzielić ślubu jej i Lorenzowi.

W górze zagrzmiały organy. Wzięła głęboki wdech, silniej ścisnęła rękę Renata i przygotowała się do zrobienia pierwszego kroku.

– Czekaj – szepnął Renato.

Dostrzegła Bernarda spieszącego ku nim od ołtarza. Minę miał zmartwioną.

– Jeszcze nie – wydusił. – Nie ma Lorenza.

– Jak to? – zdumiał się Renato. – Przecież wyjechaliście z domu razem.

– Tak, ale się wymknął. Powiedział, że musi zamienić z kimś słówko, a gdy zacząłem go szukać, okazało się, że po prostu się rozpłynął… chyba że…

– Że co? – naciskał Renato, bowiem Bernardo wyraźnie nie miał ochoty mówić dalej.

– Rozmawiałem z pewną kobietą. Widziała młodego mężczyznę, który wsiadł do taksówki. Opis pasował, ale mógł to być ktokolwiek…

– Na pewno tak – przerwał mu Renato. – Fałszywy alarm. Lorenzo zjawi się za minutkę.

Jednak pod stanowczym tonem Heather usłyszała nutkę niepewności, a Bernardo unikał jej wzroku.

Wszystko straciło sens. Miała wrażenie, że wzniosła się w górę i beznamiętnie obserwuje przerażoną kobietę w sukni ślubnej. Zupełnie jakby była kimś innym.

– Co się stało? Gdzie jest Lorenzo?

Niepostrzeżenie nadeszła Baptista. Drobna, władcza osóbka, prowadzona przez Enrica, przyglądała się im badawczo.

– Gdzie jest Lorenzo? – powtórzyła.

Przez krótką, straszną chwilę nikt nie wiedział, co jej odpowiedzieć.

Na zewnątrz zrobiło się małe zamieszanie i do katedry wbiegł szesnastoletni chłopak, który gwałtownie zatrzymał się na ich widok, wcisnął kartkę papieru w bukiet panny młodej i uciekł, jakby go goniły diabły.

Heather znów uniosła się w górę i obserwowała, jak panna młoda bierze kartkę i zaczyna czytać nabazgrane ołówkiem słowa. Koślawe litery wskazywały, że autor bardzo się spieszył lub był wzburzony.

Moja najdroższa Heather!

Wybacz mi. Nie postąpiłbym w ten sposób, gdybym miał inne wyjść, lecz Renato tak nalegał na ten ślub, że sam już nie wiedziałem, co się ze mną dzieje.

Kocham cię i myślę, że wszystko ułożyłoby się samo między nami, i z czasem pewnie pobralibyśmy się. Przecież łączył nas uroczy romans. Gdyby tylko na tym można było poprzestać! Ale Renato dopadł nas w Londynie. Takie rozwiązanie bardzo mu odpowiadało, resztę już znasz.

On został ranny, a ty go uratowałaś. Wydawałaś mi się tak wspaniała owej nocy, że przestałem się bać ożenku. Wszystko zostało zaaranżowane i zanim się zorientowałem, zostałem wyznaczony ma męża, nie używszy dostatecznie życia.

Wróciłem wcześniej ze Sztokholmu, by wyjaśnić ci, dlaczego powinniśmy wszystko na razie odłożyć, ale Renato kazał mi „ być rozsądnym " – to jego własne słowa.

Jeszcze dziś rano miałem szczery zamiar cię poślubić, ale kiedy siedziałem w katedrze, zrozumiałem, że nie jestem gotów.

Spróbuj mi wybaczyć. Nadał uważam, że jesteś cudowna.

Lorenzo

Cisza zdawała się dźwięczeć Heather w uszach, lecz była to dziwna cisza, przypominająca śmiech. Śmiał się cały świat. Powoli opuściła kartkę i tępo spojrzała w przestrzeń.

Lorenzo nie przyjdzie. Nigdy nie kochał jej naprawdę, nie chciał się z nią żenić, natomiast Renato pragnął tego związku, bo tak mu było wygodniej. Dla własnych celów bawił się nimi jak marionetkami, co i rusz pociągając za sznurki. Nic dziwnego, że przyjął ją tak entuzjastycznie.

Malediril - zaklął z tyłu po sycylijsku Renato, domyśliła się, że czytał jej przez ramię.

Odwróciła się i zobaczyła, że jest zaszokowany. Krew odpłynęła mu z twarzy i wyglądał tak samo upiornie, jak w ambulansie, kiedy był bliski śmierci.

Napotkał jej wzrok. Po raz pierwszy Renato był bezradny. Musiał czuć się tak samo jak ona, niczym człowiek znienacka uderzony kamieniem. Heather w pełni odczuła to później, bo na razie wszystko obserwowała z góry.

Zaczęli ku nim ściągać zaintrygowani krewni. Wieść o tym, że stało się coś okropnego, rozeszła się lotem błyskawicy.

– Co napisał? – szepnęła Angie.

Ponieważ nie otrzymała odpowiedzi, wyjęła kartkę z odrętwiałych palców Heather. Bernardo również ją przeczytał i podniósłszy głowę, spojrzał na Renata wzrokiem przerażonym i wściekłym.

– Znajdę go i przyprowadzę…

– Nie! – krzyknęła Heather, która odzyskała jasność umysłu. – Myślicie, że teraz za niego wyjdę?

– Heather, on w gruncie rzeczy chce… – zaczął Bernardo.

– Ale ja nie. Czy myślisz, że aż tak zależy mi na ślubnej obrączce, bym siłą wlokła pana młodego przed ołtarz?

– Wybacz. – Skinął głową. – Tak mi się głupio wyrwało…

Odzyskała siłę wewnętrzną. Gdzieś w głębi serca wyła z bólu i wkrótce zaleje się łzami, ale teraz otoczyła się płaszczem dumy, która musi chronić ją do chwili, gdy zostanie sama. Gdyby tylko mogła stąd uciec i schować się przed tłumem, który przyglądał się jej upokorzeniu. Ale nie ucieknie, tylko wyjdzie stąd z podniesionym czołem.

– Dobrze – rzekła spokojnym tonem. – Skoro tak, lepiej idźmy do domu. – Popatrzyła na Renata. – Ty mnie tu przyprowadziłeś, więc mnie stąd zabierz.

Gdyby nie była taka wściekła, dostrzegłaby w jego oczach niekłamany podziw, lecz jej gniew osłabł, gdy spojrzała na stojącą obok Baptistę. Starsza pani wyglądała przerażająco źle. Cała drżała.

– Wybacz, mamma. To musi być straszne również dla ciebie.

Baptista spróbowała się uśmiechnąć.

– Spróbuj wybaczyć memu synowi, jeśli zdołasz. Nie jest zły, ale zawsze wybierał łatwe drogi. Rozpuściłam go pobłażliwością i oto skutki.

– To nie twoja wina – rzekła z naciskiem Heather, patrząc znacząco na Renata.

– Jesteś niezwykle łaskawa, moja droga – odparła słabym głosem Baptista. – Niezwykle… – Zachwiała się.

Mamma! - krzyknął Renato i w ostatniej chwili ją podtrzymał.

– Połóż ją. – Angie z druhny zmieniła się w lekarkę i uklękła obok Baptisty.

– Czy to zawał? – spytał Renato, klękając przy matce z drugiej strony.

– Raczej nie. Być może to nic groźnego, ale lepiej zabrać ją do szpitala.

Renato wziął matkę na ręce.

Mamma - powiedział. – Mamma! Miu Diu! – Ruszył w stronę drzwi. – Szpital jest obok. Zaraz tam będziemy.

– Zajmiemy się gośćmi – dodał Enrico. – Zabierzemy ich do domu, nakarmimy i pożegnamy.

– Dzięki. – Bernardo pospieszył za bratem.

– Co robimy? – Angie spojrzała na przyjaciółkę.

– Do szpitala – postanowiła Heather. – Ja też ją kocham.

W szpitalu zastały Bernarda i Renata, którzy nerwowo krążyli po korytarzu.

– Czy coś wiadomo? – spytała Heather, nie patrząc na Renata. Udawała, że go nie ma. Czuła się tak nieszczęśliwa, że z trudem powstrzymywała się od płaczu.

– Jeszcze nie, ale wszystko będzie dobrze – odparł Bernardo. – Zdarzało się to już przedtem.

– Tak, ale każdy atak przybliża ją do śmierci – jęknął Renato. – Jej serce jest przez to coraz słabsze.

– Nie bądź pesymistą – zaprotestowała Angie. – Moim zdaniem tylko zasłabła, a w końcu jestem lekarzem.

Bernardo rzucił jej wdzięczne spojrzenie. Heather nie przeoczyła tego, jak uścisnął dłoń Angie, ani pokrzepiających uśmiechów, które wymienili. Wyglądali na dobraną parę… Natychmiast pomyślała o sobie i Lorenzo… Z jej piersi wyrwał się krótki szloch, oczy na chwilę wypełniły się łzami. Miała na sobie wspaniałą suknię ślubną. W tej chwili powinna klęczeć przed ołtarzem u boku Lorenza, podczas gdy ksiądz łączyłby ich małżeńskim sakramentem. Jednak zakpiono sobie z niej, a człowiekiem, który swymi intrygami sprowadził na nią nieszczęście, był Renato.

Heather dotąd nigdy nie darzyła nikogo nienawiścią, lecz teraz poczuła gorzki smak tego uczucia. Spojrzała na obserwującego ją Renata i wiedziała, że wyczuwał jej myśli. Chciała rzucić mu w twarz oskarżenie, lecz powstrzymał ją wyraz jego twarzy. Ze złością otarła łzy. Jego matka była chora. Nie przeklnie go, lecz nigdy nie pozwoli, by widział ją słabą i upokorzoną.

– Kochanie – szepnęła Angie, pochylając się ku niej.

– Nic mi nie jest – odparła stanowczo Heather, biorąc się w garść. – Bernardo, czy mógłbyś coś dla mnie zrobić?

– Oczywiście.

– Czy byłbyś uprzejmy zatelefonować do domu i porozmawiać z pokojówką Baptisty? Potrzebuję normalnego ubrania.

– Ja też – dodała szybko Angie.

Skinąwszy głową, odszedł na bok i wyjął telefon komórkowy. Heather stanęła przy oknie i wyjrzała na zewnątrz. Wszystko wytrzyma, jeśli tylko nie będzie musiała oglądać Renata.

Bernardo wrócił z wiadomością, że pokojówka jest już w drodze, gdy pojawił się lekarz.

– Stan stabilny – oznajmił. – Możecie do niej na chwilę zajrzeć.

Obaj mężczyźni wyszli. Angie i Heather siedziały w milczeniu, póki nie przyniesiono ubrań. Po kilku minutach nikt by się nie domyślił, że wybierały się na ślub.

Wrócił Renato. Wciąż był bardzo blady, a jego głos brzmiał dziwnie.

– Mama chce się z tobą zobaczyć – poinformował Heather.

– Jak się czuje?

– Bardzo cierpi. Obwinia się o to, co się stało.

– Bzdura. Wiem, kto tu zawinił, ale na pewno nie ona.

– Więc jej to powiedz. Mów, co chcesz, ale nie zadręczaj jej swoją miną. Tylko ty jesteś w stanie jej pomóc.

Gdy Heather weszła do pokoju chorej, Bernardo wstał z łóżka i dyskretnie się wycofał, jednak Renato stanął w drzwiach i obserwował Heather.

Starsza pani, tak niedawno jeszcze władcza i pełna werwy, teraz prawie ginęła w szpitalnym łóżku, blada, drobna i delikatna. Spojrzała na Heather. Oczy miała zmęczone i niespokojne.

– Wybacz mi – szepnęła. – Przebacz…

– Nie ma nic do wybaczania – powiedziała szybko Heather. – To nie twoja wina.

– Mój syn okrył cię hańbą.

– Nie – sprzeciwiła się ostro. – Hańbą mogłyby mnie okryć tylko moje własne uczynki i nic poza tym. To wszystko przeminie, a życie idzie naprzód. – Wzięła Baptistę za rękę. – Twoje również.

Mamma pogłaskała ją po twarzy.

– Masz wielkie serce – szepnęła – a mój syn jest głupi.

Heather uśmiechnęła się pocieszająco.

– Jak większość mężczyzn. Wiemy o tym, prawda? Ale nie damy się skrzywdzić ich głupocie.

Twarz Baptisty rozluźniła się.

– Niech ci Bóg wynagrodzi. Nie odchodź.

– Oczywiście, że nie – zgodziła się Heather. – Dopóki nie dowiem się, że wyzdrowiejesz.

– Wkrótce będę w domu. Przyrzeknij, że cię tam zastanę. – W głosie Baptisty narastało napięcie. – Obiecaj.

Heather patrzyła na nią ze zdumieniem. Chciała jak najprędzej uciec z Sycylii.

– Ale… – wyjąkała – ja nie mogę…

– Obiecaj jej! – nie wytrzymał Renato.

Baptista denerwowała się coraz bardziej.

– Przyrzekam – powiedziała szybko Heather. – Będę w domu aż do twojego powrotu. Teraz już pójdę, zostawię cię z rodziną.

– Będziesz w domu – powtórzyła Baptista. – Obiecałaś.

– Zawsze dotrzymuję słowa. – Wyszła na korytarz.

– No i co? – spytała natychmiast Angie, widząc jej pobladłą twarz.

– Sama nie wierzę w to, co zrobiłam. – Szybko zdała relację przyjaciółce.

– Nie miałaś innego wyjścia.

– To prawda, ale jak mam mieszkać pod jednym dachem z Renatem, nie mówiąc mu, jak bardzo go nienawidzę?

Загрузка...