To Baptista doszła do wniosku, że Heather powinna zamieszkać w Bella Rosaria.
– Pora, żebyś objęła swoje włości – powiedziała. – I nie zapominaj mnie odwiedzać.
To przemówiło do Heather. Nigdy nie uważała posiadłości za swoją, lecz dopóki wszystkie sprawy nie zostaną załatwione, będzie to doskonałe miejsce do przeczekania.
Wzięła samochód z garażu i minąwszy Palermo, skierowała się krętą drogą w stronę wioski Ellona i królującej tam różowej willi. Był późny ranek i kiedy jechała, kolory wydawały się świeże, a kształty niezwykle wyraziste. Roślinność pożółkła po gorącym lecie. Heather uświadomiła sobie, że myśli jak Sycylijka. Mamma miała rację. Pokochała to miejsce i nie chciała go opuszczać.
Baptista musiała zatelefonować, bo gdy Heather dotarła do willi, już na nią czekano. Gospodyni, Jocasta, przygotowała najlepszy pokój dla nowej pani. Był ciemny, staroświecki, o karmazynowych płytkach podłogowych i meblach z czarnego drewna. Wszystko tchnęło przepychem, a olbrzymie łoże było niezwykle wygodne.
Poznała zarządcę. Luigi, niski, energiczny opalony na brąz człowieczek, który mógł być między pięćdziesiątką a osiemdziesiątką, zaproponował jej oprowadzenie po posiadłości. Mówił mieszanką angielsko-sycylijską. Heather odpowiadała w podobnym stylu i rozumieli się doskonale.
Przy domu były stajnie z trzema końmi i Heather wybrała się na objazd terenu w towarzystwie Luigiego. Wszędzie widać było, że kończyło się lato, po którym nastawały deszcze. Luigi wyjaśnił, że w tym roku będą dobre zbiory, co nową właścicielkę powinno ucieszyć. Nie zauważył, że wprawił ją w zakłopotanie.
Na pierwszą kolację Jocasta zarządziła „coś prostego", czyli sałatkę z oberżyny, potrawkę z mątwy z makaronem i wątróbkę na winie. Po przejażdżce Heather miała wilczy apetyt i bez problemów opróżniła talerze. Poczuła satysfakcję, że uszczęśliwiła Gina, męża Jocasty, który wszystko przyrządził i niecierpliwie zerkał zza drzwi. Na koniec wypiła pół butelki lekkiego różowego wina o nazwie Donnafugata, po czym padła na łóżko i zasnęła jak dziecko.
Zawładnął nią dziwny, niewytłumaczalny spokój. Poczuła się odprężona, lekka i bardziej swobodna niż zwykle, bo nie musiała robić niczego, prócz odkrywania nowych pokładów siły wewnętrznej. Nerwowość, która owej nocy w ogrodzie dała znać o sobie, znikała z dnia na dzień.
Długie przejażdżki dobrze wpływały na jej zdrowie, przywracając pogodę ducha. Parę razy odwiedziła Residenzę, zawsze wybierała jednak porę dnia, gdy nie było Renata, a Baptista nie poruszała niebezpiecznych kwestii. Rozmawiały za to o Bella Rosaria, jakby rzeczywiście należała do Heather. Mamma miała mnóstwo mądrych rad, które jej niedoszła synowa przekazywała Luigiemu. Postanowiła ograniczyć się do tego, lecz z czasem zarządzanie posiadłością zaczęło ją wciągać.
Zastanawiała się, co o tym sądzi Renato, przecież objęła w posiadanie miejsce, na które – według Lorenza – ostrzył sobie zęby. Nie wątpiła, że wkrótce ją odwiedzi, ale czekała na to bez lęku.
Lecz kiedy dni mijały, a Renato się nie pojawiał, jej pewność zastąpiło rozdrażnienie. Między nimi było wiele niedopowiedzeń, które należało wyjaśnić. Czyżby on tego nie rozumiał?
Chodziło o pocałunek. Od pierwszej chwili, gdy tylko się poznali, pragnął to uczynić, lecz szczerze wierzyła, że jest zakochana w innym mężczyźnie i dlatego nie reagowała na sygnały Renata. Jednak w głębi duszy miała nadzieję, że wreszcie ją pocałuje.
Omal nie doszło do tego na jachcie, a podczas balu po raz pierwszy zaczęła się zastanawiać, czy dokonała właściwego wyboru, lecz po niedoszłym ślubie zamknęła się w sobie i nie chciała mieć z Renatem nic wspólnego. Gdy jednak przy fontannie wziął ją w ramiona, tak gwałtownie zbudziła się do życia, że aż się przeraziła. Czmychnęła, bo potrzebowała czasu, by to przemyśleć, a teraz gotowa była spotkać się z nim i zobaczyć, co do niej czuje.
A on się nie pojawiał. Lorenzo niemal przez cały czas przebywał za granicą. Pewnego dnia Baptista napomknęła, że Renato również wyjechał. Czuła się nieco samotna pod nieobecność synów, lecz czy to nie cudowne, że dzięki temu mogły spędzić razem trochę czasu? Heather bezbarwnym głosem przyznała jej rację.
Bernardo zajrzał z pytaniem, czy czegoś jej nie potrzeba. Wyglądał źle i był smutny, wiec Heather zaprosiła go na obiad, a tak naprawdę chciała opowiedzieć mu o Angie, od której otrzymała dwa listy. Prawie milczał, lecz wręcz chłonął każde słowo. Znała ten stan zauroczenia.
Bernardo poczuł w niej bratnią duszę i w efekcie tej wizyty zostali przyjaciółmi.
Takie dryfowanie przez ocean niebytu było niezwykle kuszące, lecz zmusiła się do telefonu do „Gossways". Tak jak się obawiała, miejsce w programie szkolenia przepadło bezpowrotnie. Mogła wrócić na stanowisko ekspedientki, ale o dwa stopnie zaszeregowania niżej. Renato nie dzwonił w jej sprawie.
A więc to tak…
Minął kolejny tydzień, nim pewnego przedpołudnia, gdy słońce dopiero się wzniosło, ujrzała samochód Renata posuwający się w górę wąską ulicą Ellony. Najwyższy czas, pomyślała, schodząc po kamiennych schodach na zewnątrz domu. Usiłowała przybrać uprzejmie powściągliwy wyraz twarzy. Tylko że to nie był Renato.
– Hej! – pogodnie zawołał Lorenzo i zamachał do niej ręką, jakby nic między nimi nie zaszło. – Wpadłem zobaczyć, jak żyjesz.
Zajęło jej dobrą chwilę, nim się pozbierała. Dlaczego, zamiast Renata, nagle zjawił się Lorenzo? Jak śmiał przyjechać tu w zastępstwie brata?
– Dobrze – uśmiechnęła się. – Podoba mi się tu.
– Tak bez nikogo?
– Są gorsze rzeczy od samotności. Wejdź.
Wskoczył na schody. Wyglądał zgrabnie w jasnobrązowych spodniach i rozpiętej pod szyją granatowej koszuli z krótkim rękawem, beztrosko się przy tym uśmiechał. Powinno ją to zaboleć, ale nie zabolało. Widocznie dawne uczucia całkiem już wygasły.
– Przyniosłem ci prezent na nowe mieszkanie – powiedział, wręczając jej elegancko zapakowaną paczkę. Zawierała alabastrowe popiersie w stylu greckiej bogini. Rzeźba miała dwadzieścia pięć centymetrów i była prześliczna.
– To kopia eksponatu z muzeum – wyjaśnił. – Wybrałem ją, bo przypomina ciebie. Tak naprawdę kupiłem ją kilka tygodni temu, lecz po tym, co się stało, nie wiedziałem, jak ci ją dać, ale jako prezent do nowego domu… – Wzruszył ramionami. Naprawdę miał dużo wdzięku.
– Jest cudowna – odparła. – Mam nawet dla niej miejsce.
Zaprowadziła go do altanki w różanym ogrodzie. Czuła, że czegoś tam brakuje, ku jej radości, posążek pasował jak ulał.
– Idealnie – zgodził się Lorenzo. – Też lubisz ten zakątek? Wiem, że to ukochane miejsce mammy.
Może nie zna historii Fede, hodowcy róż. Heather zastanawiała się, czy Baptista miałaby coś przeciwko opowiedzeniu o tym jej synowi, lecz Lorenzo zbił ją z tropu.
– Nie sądzisz, że ten dom jest dość ponury? Zawsze tak uważałem.
– Ponury? Wcale nie. Jest przytulny i miły. Kocham go.
– Latem zawsze spędzaliśmy tu parę tygodni. Wprost nie mogłem doczekać się wyjazdu.
A ona marzyła, że zamieszkają tu po ślubie… Potem pili wino na tarasie wychodzącym na ogród. Lorenzo spoglądał na nią z szelmowską miną.
– Słyszałem o awanturze – rzekł wreszcie.
– O jakiej awanturze? – spytała ostrożnie.
– Przecież wszyscy wiedzą, co się stało. Mamma próbowała wyswatać cię z Renatem, a ty ryknęłaś śmiechem. Szkoda, że tego nie widziałem. Mój brat, który unikał pułapek zastawianych przez kobiety, w końcu dostał kosza.
– To niezupełnie tak było – sprzeciwiła się Heather. – Renato i ja wspólnie orzekliśmy, że to zły pomysł.
Jej słowa zabrzmiały wyjątkowo bezbarwnie w zestawieniu z tym, co się wtedy działo, lecz, niezależnie od swych uprzedzeń w stosunku do Renata, nie zamierzała wystawiać go bratu na pośmiewisko.
– Wierzę, że ci się to nie spodobało. A jemu? To co innego. Choćby dlatego, że masz tę posiadłość.
– Którą oczywiście zwrócę, gdy tylko pozwolą na to przepisy podatkowe.
– No i odmówiłaś mu. Jak myślisz, która kobieta już mu to zrobiła?
Ja, pomyślała Heather, przypominając sobie, jak przy swoim stoisku kazała wypchać się aroganckiemu klientowi.
– Odmówiłaś mu, zanim cię poprosił. – Lorenzo nie mógł się nadziwić. – Założę się, że go to mocno ubodło. Wściekłość nie wywietrzała mu nawet po powrocie z Ameryki. Ostrożnie! Omal się nie zakrztusiłaś winem.
Wrócił, pomyślała. I nie zadzwonił do niej. A niby po co miał dzwonić?
Bo nie powinien pozostawiać jej w niepewności. Prędzej umrze, niż spyta, kiedy wrócił.
– Lepiej zmieńmy temat – powiedziała stanowczo. – Nie wyjdę za Renata.
– Mógłbym się założyć. Wyśmiałaś go, a tego na pewno ci nie daruje.
– Co proszę? Chcesz powiedzieć, że uwiódłby mnie z powodu urażonej dumy?
– Wszystko jest możliwe, bo nie przywykł do kobiet, które sprzeciwiają się jego woli. Wszystkie były aż nazbyt chętne. – A gdy Heather milczała, dodał z nieśmiałym uśmiechem: – Gdyby się nie wtrącił, moglibyśmy…
– Nigdy się nie dowiemy. To już zamknięty rozdział.
Odstawił kieliszek na kamienną balustradę i przyciągnął ją do siebie. Heather spodziewała się tego i nie wzbraniała się, bo chciała coś sprawdzić. Nawet odwzajemniła pocałunek. Nie z miłości czy pożądania. Z ciekawości.
Kiedyś bardzo go kochała, a słodycz pocałunków wznosiła ją do nieba, lecz teraz niebieskie przestworza zmieniły się w ciasny zaułek. Pocałunek, nawet delikatny, powinien nieść w sobie nieskończone pokłady uczucia, namiętności i radości, a tymczasem…
Westchnęła i oswobodziła się. To było bardzo pożyteczne doświadczenie. Lorenzo był niezwykle miłym młodym człowiekiem, lecz musiał najpierw dorosnąć. Miała wrażenie, jakby całowała się z manekinem.
Obejrzała się i zobaczyła, że Renato przygląda się im ironicznie. No tak…
– Wybaczcie – rzekł. – Nie sądziłem, że będziecie zajęci.
– To trzeba było pomyśleć – rzekł zapalczywie Lorenzo. Renato zrobił krok naprzód i złapał go za rękę.
– Właśnie wychodzisz.
– Naprawdę?
– Nie – wtrąciła się Heather, wściekła na obu. – Zaprosiłam go na obiad.
Lorenzo podchwycił przelotne spojrzenie Renata i to przesądziło sprawę.
– Może innym razem – wyjąkał.
Mimo iż było to daremne, Heather spróbowała swoich praw jako pani domu.
– Nie innym razem – oznajmiła – tylko teraz. Gino przygotował posiłek dla dwóch osób…
– To świetnie, bo jestem głodny – rzekł Renato i spojrzał ze zdumieniem na Lorenza. – Jeszcze tu jesteś?
– Już znikam – odparł młodszy braciszek, lecz zanim wyszedł, ostentacyjnie cmoknął Heather w policzek.
Kiedy zostali sami, dostrzegła chłodny, nawet pogardliwy wzrok Renata. Rozwścieczył ją tym.
– Jesteś niesłychanie bezczelny – powiedziała.
– Przepraszam – odparł wyzywająco. – Po prostu chciałem się go jak najszybciej pozbyć.
– Nie licząc się z tym, czego ja chcę?
– To było aż nazbyt oczywiste. Mój Boże, myślałem, że masz więcej godności.
– Jak śmiesz!
– Nie udawaj. To był pierwszy krok, by zaciągnąć cię do łóżka.
Uderzyłaby go, lecz złapał ją za nadgarstek.
– Nie atakuj mnie za prawdę. Jeśli zamierzałaś zaciągnąć
Lorenza z powrotem przed ołtarz, to nie tędy droga.
Była tak zła, że nie zastanawiała się nad odpowiedzią.
– Gdybym chciała usidlić Lorenza przez łóżko, mogłam to zrobić już dawno.
Uścisk Renata nasilił się, w oczach pojawiły się dziwne błyski.
– Chcesz powiedzieć, że tego nie zrobiłaś?
– Puszczaj! – syknęła. – Natychmiast.
– Zastawiałem się, czy z nim spałaś. Zaprzeczyłaś temu, ale myślę, że jednak tak. Mów prawdę! – Wściekłość błysnęła w jego oczach.
– Nic ci nie powiem. To nie twoja sprawa.
– Lorenzo dobrze zrobił, że uciekł sprzed ołtarza. Było ci to na rękę, prawda?
Bicie serca odparło, że tak, ale nie zamierzała się do tego oczywiście przyznawać.
– Skoro tak uważasz, po co pchnąłeś mnie w jego ramiona?
– Bo wtedy o tym nie wiedziałem, ty też. Teraz jednak wiemy, że nawet gdyby cię poślubił…
Nie musiał kończyć czegoś, co było aż nazbyt oczywiste. Spojrzała mu w oczy.
– Nigdy – szepnęła. – Przenigdy. Gdybym została żoną Lorenza, byłabym mu wierna aż do końca.
– Do gorzkiego końca – poprawił ją.
– Jeśli byłoby trzeba…
– Bez względu, jak gorzki byłby to koniec dla nas wszystkich? – powiedział ze smutkiem. – Musielibyśmy spłonąć w piekle, które sama stworzyłaś.
– Ty akurat nie. Masz inne rozrywki.
– Czasem to nie są… – Umilkł, uświadomiwszy sobie, co chce powiedzieć. – Wiesz, jak wygląda piekło? – spytał po chwili.
– Jestem pewna, że znasz je dobrze.
– To miłość bez pożądania i pożądanie bez miłości.
Wzięła głęboki wdech.
– Puść mnie. Natychmiast! Wyswobodziła nadgarstek, lecz nie spuszczała oka z Renata, jakby był dziką bestią, która w każdej chwili mogła się na nią rzucić. Tego człowieka bezpieczniej uważać za wroga. Nadal powściągał wściekłość, był nienaturalnie blady i czuła, że lada moment może stracić nad sobą panowanie.
Kroki Jocasty za drzwiami przerwały tę scenę.
Renato przywitał gospodynię jak starą przyjaciółkę, a ona ucieszyła się na jego widok. Kiedy wymieniali jakieś ploteczki po sycylijsku, Heather wciąż trzęsła się ze zdenerwowania. Wystarczyło kilka minut, a znów się pożarli. Musiała jednak przyznać, że walka z Renatem była bardzo podniecająca.
Podobnie jak Lorenzo, Renato był ubrany w rozpiętą na piersi koszulkę z krótkim rękawem, lecz efekt był diametralnie różny. Lorenzo wtapiał się w otoczenie, Renato dominował nad nim. Heather stwierdziła, że złość jej mija. Nie widziała go od dawna, a codziennie tliła się w niej tęsknota, do której za nic nie chciała się przed sobą przyznać.
– Pańskie ulubione wino, signore – powiedziała Jocasta, napełniając kieliszek.
– Dzięki. Zostałem siłą zatrzymany na lunch – odparł bezwstydnie.
– Gino przygotuje klopsiki w sosie pomidorowym – uśmiechnęła się Jocasta.
– Może nie na lunch, bo to zajmie zbyt wiele czasu. Wystarczy skromna przekąska, zanim wyjedziemy – zarządził Renato.
– Za to na kolację będą w sam raz.
– Nie zapraszałam cię na lunch, a tym bardziej na kolację – obruszyła się Heather, gdy zostali sami.
– Przysiągłbym, że miałaś taki zamiar.
I pomyśleć, że ucieszyła się na jego widok! Najwyraźniej ubóstwiał wytrącać ją z równowagi. Dlaczego nie przyjechał swoim samochodem, jak można się było tego spodziewać? Ależ skąd, musiał pojawić się w najgorszym momencie, zirytować ją, zepchnąć na pozycje obronne i zepsuć cały nastrój wizyty. W y -dawał się przy tym tak ożywiony! Zastanawiała się, jak mogła tak długo bez niego wytrzymać, z drugiej jednak strony z radością skręciłaby mu kark.
– A co do zmiany menu na lunch…
– Po lunchu natychmiast wyruszamy. Nie ma czasu do stracenia. Kiedy usiedli do stołu, znów mieli uprzejme miny.
– Powiedz mi, jak sobie radziłaś beze mnie? – spytał.
– Cieszyłam się twoją nieobecnością. Czy mogę liczyć na szybką powtórkę? – zapytała słodziutko.
– Obawiam się, że nie. Ta posiadłość zawsze należała do najbardziej wydajnych i taka powinna pozostać. To oznacza, że musisz wiedzieć, co masz robić. Oczywiście wszystkim zajmie się Luigi, lecz jeśli wykażesz ignorancję, zupełnie nie będzie cię szanował…
– Ale… – Heather chciała wytłumaczyć, że zamierza zwrócić posiadłość prawowitemu właścicielowi, lecz zrezygnowała. Nikt nie chciał tego słuchać, również Renato.
Teraz zaś rozpoczął wykład o prowadzeniu majątku, jakby był profesorem, a ona jego studentką. Wprost trudno byłoby uwierzyć, że przed chwilą skakali sobie do oczu, tak poprawnie wyglądali.
– Nadciągają deszcze – tłumaczył – ale przy odrobinie szczęścia spadną dopiero za kilka dni. Dlatego przyjechałem. Ruszajmy.
Niewielki tłumek obserwował ich, gdy wsiadali do stojącego przed domem kabrioletu.
– Twoi dzierżawcy – powiedział Renato.
– Chcesz powiedzieć, że niektórzy z nich mieszkają w domach należących do posiadłości?
– Wszyscy mieszkają w Ellonie, która należy do ciebie.
– Myślałam, że najwyżej kilka domów…
– Całe miasteczko. Dlatego cię obserwują. Ich losy zależą od twoich decyzji.
To był dopiero początek. Po drodze pokazywał jej winnice, sady i gaje oliwne, a wszystko należało do niej. Majątek był w doskonałym stanie, a dzierżawcy, zachwyceni obfitymi zbiorami, chętnie mówili o pożyczkach pod przyszłoroczne plony. W tym względzie to Renato był fachowcem i Heather spodziewała się, że nie dopuści jej do słowa. Musiała jednak przyznać, że zachował się wspaniale. Wprowadzając ją do każdej rozmowy i traktując z szacunkiem, objaśniał wszystko dokładnie bez wymądrzania się.
Na owczej farmie wykazała się inicjatywą, zadając szereg trafnych pytań ku aprobacie rodziny dzierżawcy. Mieszanką słów włoskich, sycylijskich i angielskich wyjaśniła, że jej wujek też hodował owce.
– Jeździliśmy do niego na święta i wtedy mu pomagałam. Bardzo to lubiłam.
– Jaki gatunek owiec hodował? – chcieli wiedzieć.
– Blackface, rodzaj angory – powiedziała z zapałem.
Pokazali jej swego najlepszego barana i przyglądali się, jak fachowo go obmacuje. Gdy dowiedziała się, ile kosztuje opieka weterynaryjna, uznała, że skandalicznie dużo. A jaka jest mleczność? Czy doją swoje owce? Owszem, lecz nie podejrzewali, że ona tyle o tym wie.
Nagle wszyscy zamilkli. Rozejrzała się i zobaczyła, że przyglądają się jej z ciekawością. Renato uśmiechał się, jakby coś wygrał. Heather poczuła ciarki na grzbiecie, to było bardzo podejrzane.
Kiedy wracali przez Ellonę, niepokój Heather wzrósł. Wszystkie drzwi i okna były otwarte, wyglądali z nich mieszkańcy obserwujący ich z uwagą.
Przez małego, pulchnego księdza zostali zaproszeni na drinka. Kiedy wychodzili z plebanii, obserwowano ich jeszcze baczniej. Heather z lękiem zaczęła się domyślać, przyczyny zainteresowania.
– Jutro pojedziemy konno – oznajmił Renato, gdy wrócili.
– Przyjedziesz znowu?
– Przenocuję tutaj, jeśli nie masz nic przeciw temu.
– Absolutnie – odparła uprzejmie. – Uprzedzę Jocastę.
– Nie potrzeba. Na pewno zaniosła już moje rzeczy do pokoju. Miał rację. Jocasta wyraźnie go faworyzowała, bo nie tylko rozpakowała jego walizkę, lecz przygotowała mu ulubione dania na kolację. Heather chciała zaprotestować, ale dała spokój. Przecież wciąż twierdziła, że Bella Rosaria tak naprawdę nie do niej należy, nie wypadało więc się uskarżać, iż ktoś wziął na serio jej słowa.
W półmroku nadchodzącego wieczoru, spacerowali po ogrodzie.
– Lubiłem tu przebywać bardziej niż gdzie indziej – wspominał. – To było cudowne miejsce do zabawy w bandytów. Zbierałem dzieci z miasteczka i organizowaliśmy gang.
Uśmiechnęła się.
– Ciekawe, co na te harce w ogrodzie mówiła Baptista.
– Nie miała nic przeciwko temu. Twierdziła, że to miejsce powinno promienieć radością. – Weszli do altanki i usiedli na ławeczce. – Co wieczór siedziała w tym miejscu z zamkniętymi oczyma.
– A czy wiesz, dlaczego? – spytała ostrożnie.
– Pytasz, czy wiem o Federico? Tak, powiedział mi o tym starszy ogrodnik, który pracował tu od lat. Na pewno krążyło mnóstwo plotek o młodzieńcu, który tak nagle znikł.
– To było najtrudniejsze dla Baptisty – powiedziała Heather. – Brak jakiejkolwiek informacji. Czy go…
– Wątpię, ale muszę przyznać, że dziadek nie znosił sprzeciwu.
Kolację zjedli w bibliotece przy otwartych przeszklonych drzwiach. Renato wpadł w sentymentalny nastrój i zaczął wspominać dzieciństwo.
– Ten dom jest czymś szczególnym dla mojej matki, może dlatego i mnie zauroczył. Właściwie mieszkaliśmy w Residenzy, lecz Bella Rosaria była czymś wyjątkowym.
– To ją odzyskaj. Spojrzał na nią ironicznie.
– Jest tylko jeden sposób.
– Żadnego małżeństwa, już to uzgodniliśmy.
– Matka ma dar przekonywania – wzruszył ramionami – a ja silne poczucie obowiązku.
Wsparła się łokciami na stole i spojrzała mu w oczy.
– Bzdury! – rzekła stanowczo. – Nie wiem, co kombinujesz, ale nic z tego. Żadnego ślubu ani teraz, ani nigdy. To ostateczna odpowiedź.
– A jeśli ją odrzucę – uśmiechnął się – co wtedy?
– Przestań! Wiem, że kpisz, ale to nieładnie sugerować coś mieszkańcom. Dlaczego wylegli tłumnie, by nas obserwować? A ten ksiądz? Właściwie nas pobłogosławił. Nie powinieneś im tego robić. To nie fair.
– Wobec kogo?
– Wobec nich, bo wyraźnie im się to spodobało.
– Istotnie, zyskałaś popularność. A wieść, że znasz się na owcach, do rana obiegnie okolicę. Wszyscy widzą korzyści płynące z naszego małżeństwa, tak samo jak mamma.
Roześmiała się.
– Ciekawe, co by powiedzieli, gdyby słyszeli twoje starokawalerskie deklaracje.
– Zaprzeczyłbym. Nic takiego nie mówiłem. Zresztą mogłem zmądrzeć.
Nie dała się złapać na haczyk.
– Idę spać – oznajmiła.
– Słusznie, bo jutro wcześnie zaczynamy. Nie zaśpij. Nie cierpię czekać na kobietę.
To była jawna prowokacja.
– Zaraz kopnę cię w kostkę – wysyczała.
– Zgodnie z zaleceniem mammy, rano i wieczorem. Sama widzisz, już zachowujemy się jak stare małżeństwo.
Zaczęła się śmiać. Nie mogła się powstrzymać. Powinna się mieć na baczności, lecz doskonałe wino i towarzystwo człowieka, który mimo irytującego zachowania wciąż był dla niej bardziej atrakcyjny niż ktokolwiek inny, zrobiło swoje.
– Teraz twój śmiech brzmi dużo radośniej niż poprzednio – zauważył.
Ta noc w ogrodzie, gdy śmiała się niemal przez łzy, a on pocałował ją czule, wciąż powracała w jej snach. Napotkała jego wzrok i zmieszana spuściła oczy. Sama już nie wiedziała, czego chce.
Weszli razem po schodach. Pod drzwiami pokoju ścisnął rękę Heather, życzył dobrej nocy i poszedł do swojego pokoju, nie czekając na odpowiedź.
Kiedy zamknęła za sobą drzwi, stała przez dłuższą chwilę, nasłuchując bicia swego serca. Przyjdzie do niej w nocy, wiedziała to ponad wszelką wątpliwość. Nagle podjęła decyzję i przekręciła klucz w zamku.
Rozebrała się powoli, miotana sprzecznymi uczuciami, aż wreszcie podeszła do drzwi i otworzyła zamek. Potem położyła się do łóżka, nasłuchując, jak skrzypi stary dom. Nastała cisza, a ona wpatrywała się w ciemność.
Renato chce się z nią ożenić. Rodzina potrzebowała dziedzica, a ponieważ Lorenzo zawiódł, ten ciężki obowiązek spadł na najstarszego z braci.
Poślubiając ją, zadowoli matkę i swoje poczucie obowiązku.
Tylko tyle?
Tak. Prowokowała go, wyśmiewała, obrażała. Uraziła jego ambicję. Chciał się z nią przespać i nie robił z tego tajemnicy. Wiedziała jednak, jak mało znaczył dla niego akt fizyczny. Co będzie potem?
Piekło to miłość bez pożądania, pożądanie bez miłości… Wreszcie udało jej się zasnąć.