Dwa tygodnie później Tiffany przeglądała się w lustrze. Zakręciła się jak w tańcu, wprawiając w ruch błękitny jedwab.
– Jaka piękna – powiedziała, odwracając zarumienioną twarz do swych sióstr.
– Fantastyczna – kiwnęła głową Katie, ubrana w identyczną kreację.
– Cieszę się, że się wam podobają. – Bliss zagłębiła się w fotel. Były w salonie krawieckim, gdzie zamówiła nie tylko suknię ślubną, ale także stroje dla swych druhen.
Tiffany kwitła, ponieważ nareszcie spełniło się jej dziecinne marzenie. Czuła przynależność do rodziny. Ustalili z J.D. datę ślubu, Tiffany spędzała także coraz więcej czasu z przyrodnimi siostrami, poznając je z każdym dniem lepiej. Dzieci bez oporów zaakceptowały przyszłego męża mamy. Stephen pod wpływem J.D. przestał się włóczyć w podejrzanym towarzystwie, a mała Christina była w siódmym niebie.
– Dobra, dziewczyny, koniec na dzisiaj – powiedziała Bliss. – Chodźcie, postawię wam mineralną.
– Uważam, że po takim wysiłku zasłużyłyśmy co najmniej na dżin z tomikiem – zażartowała Katie, ściągając suknię. Niebieski jedwab z zaznaczonym szpilkami obrębieniem przekazała w ręce Betty, właścicielki salonu.
– A może spróbujemy zimnego chablis?
– Wspaniale!
Przebrały się i wyszyły na ulicę, skąpaną w promieniach zachodzącego słońca. Przy chodnikach rosły rozłożyste drzewa; ruch był o tej porze dnia symboliczny.
– Aż nie chce mi się wierzyć, że obie niedługo wyjdziecie za mąż – powiedziała z westchnieniem Katie, gdy zmierzały na parking do postawionego w cieniu dębu mustanga, kabrioletu należącego do Bliss. Dach samochodu był opuszczony, bo pilnował go Oskar, mały kundelek o złocistej sierści. Na widok pani wydał radosny pisk i karnie przeskoczył na tylne siedzenie.
– Nie martw się, i na ciebie przyjdzie kolej – powiedziała Bliss i zajęła miejsce za kierownicą. Tiffany usiadła obok niej, a Katie koło pieska, którego od razu zaczęła drapać za uszami.
– Nie mam zamiaru wychodzić za mąż. Jestem zbyt zajęta.
– Na przykład czym? – Bliss przekręciła kluczyk w stacyjce i uruchomiła silnik zrywnego sportowego wozu.
– Na przykład sprawą Wellsa. Muszę się dowiedzieć, o co chodziło Rayowi Deanowi.
– Nie możesz zostawić tego policji? – spytała Tiffany.
– I przepuścić taką okazję? To jest sensacja na pierwszą stronę!
Wiatr rozwiewał włosy trzech pasażerek mustanga. Tiffany uśmiechnęła się w milczeniu. Tak, życie było naprawdę piękne. Coraz piękniejsze.
– A co tam u twojego nowego lokatora? – zadała sakramentalne pytanie Katie.
– U Luke’a? Nie mam pojęcia. Jak zwykle jest bardzo skryty.
– Ciekawe, dlaczego?
– Sama go spytaj, może ci powie – zasugerowała Tiffany.
– To całkiem niezły pomysł.
Tiffany zobaczyła z daleka swój dom i znów się uśmiechnęła do siebie. Wielkopański gest Carla Santiniego dawał jej, w charakterze wcześniejszego prezentu ślubnego, prawo własności do całej posesji. Carlo nie wziął pieniędzy od J.D., rozpaczliwie próbował zatrzymać go w rodzinnej firmie, ale J.D. już zadecydował, że poszuka sobie czegoś na własną rękę w Bittersweet.
– Mamuuuniu! – wołała już z daleka Christina, która pierwsza zauważyła wóz Bliss na podjeździe. Rzuciła się pędem, a tuż za nią J.D. Już prawie przestał utykać, a w oczach błyszczały mu figlarne ogniki. Oskar wyskoczył z auta i czule oblizał pucułowatą buzię dziewczynki. Christina zachichotała radośnie.
– Dobrze, że w końcu wróciłaś – powiedział J.D., otwierając drzwi przed Tiffany.
– Cieszysz się? A ja myślałam, że pilnowanie małych dziewczynek to twoje ulubione zajęcie – zażartowała z niego.
– Bo tak jest.
W tej chwili na podwórze wjechał zmaltretowany pikap Luke’a Gatesa. Kierowca zaparkował i wolnym, niedbałym ruchem wysunął się z szoferki.
– Skorzystaj z okazji – szepnęła Bliss do Katie. Młodsza z sióstr uzbroiła twarz w szeroki, promienny uśmiech.
– Dzięki za przypomnienie. Nigdy niczego nie przegapiam.
– O czym one mówią? – spytał zdziwiony J.D.
– To historia na dłuższe opowiadanie – uśmiechnęła się Tiffany. J.D. objął ją i Katie ramionami i poprowadził w stronę wysokiego Teksańczyka. – I nie zdziw się, kiedy w końcu przeczytasz ją w „Obserwatorze”.
– No, no. Z tej Katie jest niezłe ziółko – stwierdził J.D. – Co chce tym razem wyśledzić?
– Sama jeszcze nie wie – powiedziała: Tiffany. Ogarnęła wszystkich wzrokiem i westchnęła z zadowolenia, że ma wokół siebie tylu kochających, bliskich ludzi.