Adam wcale nie spędzał czasu tak miło, jak się tego spodziewał. Wręcz przeciwnie, wszystko się w nim gotowało ze złości. Następny facet, który zacznie Biankę rozbierać wzrokiem, zarobi w zęby, pomyślał z wściekłością.
Oczywiście ta mała diablica bawiła się świetnie, jakżeby inaczej? Najpierw udawała, że czuje się nieswojo w charakterze obiektu pożądania, ale szybko zrzuciła maskę i ukazała swoje prawdziwe oblicze. Z całą premedytacją paradowała tam, gdzie wszyscy mogli ją zauważyć, trzepocząc wdzięcznie rzęsami na widok każdego faceta i lekko kołysząc biodrami. Zdaniem Adama wyglądała tak seksownie, że powinni byli ją zamknąć za obrazę moralności publicznej!
W dodatku wychyliła tyle kieliszków szampana, że aż stracił rachubę. Dotąd nie widział kobiety, która mogłaby wypić tak dużo i jeszcze trzymać się na nogach. O tym, że Bianka była na rauszu świadczyło tylko to, że zaczęła chichotać z byle powodu, czego nie miała w zwyczaju, oraz publicznie okazywać mu daleko idące awanse, czego nigdy, ale to przenigdy, nie robiła przy żadnym mężczyźnie, choćby podobał jej się do szaleństwa.
Zanim jeszcze rozpoczął się czwarty wyścig, Adam miał już tego zupełnie dosyć. Najchętniej zabrałby ją natychmiast do swojego apartamentu, ale – o ironio losu! – znowu wygrywał, chociaż niemal kompletnie nie zwracał uwagi na to, na co stawia, tak był zajęty Bianką. Miał wyraźną passę, nie powinien jej marnować, chociaż pewnie zaraz i tak się skończy. Czwarta gonitwa zapowiadała się kiepsko.
– Och, zobacz, idą koniki! Na którego stawiasz, misiaczku? – Bianka gruchała słodko i gdyby jej nie znał, przysiągłby, że ma przed sobą typową słodką idiotkę o fantastycznym ciele.
– Sam chciałbym wiedzieć – burknął. – To bieg na dwa tysiące metrów, ale akurat wszystkie startujące w nim konie chodziły dotąd na krótsze dystanse. Nie mam pojęcia, co z tym fantem zrobić. Cóż, chyba po prostu z jednej strony postawię na najlepszego dżokeja, a z drugiej na najlepszego trenera.
Przykleiła się do niego mocniej, ale Adam nie miał wątpliwości co do tego, że nie z nadmiaru uczuć. Chyba jednak zaczynała mieć trudności z utrzymaniem się w pionie.
– Czemu nie wykorzystasz tego wspaniałego systemu, który opracowałeś na pierwszym roku studiów? – podsunęła z szatańskim uśmieszkiem. – Wszyscy, którzy powierzyli ci po sto dolców, mieli w efekcie zdobyć znacznie więcej. No, całkiem ci się udało. Zdobyliśmy doświadczenie! – docięła mu z satysfakcją.
Skrzywił się na myśl o tych trzydziestu osobach, które niechcący zrobił… w konia. Tak, poniósł wtedy spektakularną porażkę i stał się pośmiewiskiem znajomych.
– Jasne, mogłem się spodziewać, że mi o tym przypomnisz – odparł z przekąsem. – Jednak od tamtej pory radzę sobie znacznie lepiej, zapewniam cię.
– Wiesz co? Założę się, że z łatwością znajdę ci tego, który wygra – oświadczyła z typową dla pijanych pewnością siebie. – Skoro to długi bieg, a żaden z nich jeszcze nie brał w takim udziału, to jasne jak słońce, że wygra najsilniejszy i najbardziej wytrzymały. A ja się na tym znam. Chodź!
Pociągnęła go za sobą w stronę padoku, gdzie wciąż oprowadzano wierzchowce.
– Spójrz na tego – wyszeptała konfidencjonalnie. – Ale mu mięśnie chodzą! – Przez dłuższą chwilę przyglądała się uważnie swemu wybrańcowi. – Tak, to ten! Żaden inny nie ma przy nim szans. Masz postawić na tego konia, słyszysz?
– Jak sobie życzysz – zgodził się całkiem chętnie, gdyż już z góry cieszył się na figla, jakiego jej spłata. Bianka chyba zemdleje, gdy zobaczy, ile postawił i ile przegrał przez jej zarozumiałość.
Z uśmiechem oparł ją o barierkę, sam udał się do kasy, obstawił wytypowany numer i ściskając bilet w dłoni, niemal biegiem ruszył z powrotem. Zgadywał, że nie powinien zostawiać Bianki samej zbyt długo. Wyglądała nazbyt kusząco. I była zanadto ululana.
Oczywiście miał rację! Nie było go raptem przez pięć minut, a już znalazł się chętny. Czarował ją jakiś obleśny tłuścioch z wąsikami, obwieszony złotem, zaś ta mała żmija wpatrywała się weń takim wzrokiem, jakby miała przed sobą samego archanioła. Adam miał ogromną ochotę bez słowa rozłożyć grubasa prawym prostym, lecz pohamował się w ostatniej chwili.
– Doceniam pańską chęć dotrzymania towarzystwa mojej żonie, ale nie musi się pan dłużej fatygować – zakomunikował lodowato, zacisnął dłoń na ramieniu Bianki i dosłownie zawlókł ją siłą w jakiś ustronny kąt.
– Ooo, pan i władca pokazał, co umie – skwitowała, po czym zaczęła chichotać bez opamiętania.
– Jesteś pijana – warknął.
– Zauważyłeś? Bingo!
– Zachowujesz się jak dziwka – powiedział oskarżycielko.
– Oczywiście! Przecież tego właśnie chciałeś.
Adam osłupiał. Co za nonsens! Jedyne, czego pragnął, to tego, by naprawdę została jego żoną. Wcale sobie nie życzył, żeby pokazywała wszem i wobec, że jest jedynie tymczasową kochanką, w dodatku chętną do zmiany sponsora.
Miał tego dosyć. Miał też dosyć nieustannej walki z samym sobą. Bianka wyglądała niczym uosobienie seksu, więc konieczność trzymania rąk przy sobie stawała się torturą nie do zniesienia.
– Idziemy stąd – zakomenderował szorstko.
– Ale przecież właśnie postawiłeś na mojego konia – zaprotestowała.
– Wygraną, o ile w ogóle istnieje jakaś szansa, żeby ta chabeta wygrała, można bez problemu odebrać innego dnia – wyjaśnił, wyprowadzając ją z terenu wyścigów.
– Dokąd mnie zabierasz?
– Tam, gdzie nareszcie nikt nam nie będzie przeszkadzał. Zatrzymała się gwałtownie, chwiejąc się przy tym nieco na swoich wysokich obcasach.
– Nigdy by mi nie przyszło do głowy, że potrafisz wykorzystać kobietę w takim stanie.
Roześmiał się tylko.
– Ty mnie jeszcze nie znasz, złotko. – Aby jej to udowodnić, przygarnął ją znienacka do siebie i pocałował chciwie.
Gdy podniósł głowę, ujrzał jej zamglony wzrok, lecz na pewno nie był to wpływ alkoholu, gdyż jeszcze przed chwilą jej oczy błyszczały. Adam zrozumiał, że Bianka nie miała absolutnie nic przeciwko temu, by ją wykorzystywał… W tym momencie przestał mieć jakiekolwiek wyrzuty sumienia.
Tak, zamierzał chwytać każdą nadarzającą się okazję, gdyż wiedział, iż to jedyna taka szansa w jego życiu. Miał w najlepszym wypadku parę miesięcy, zanim Bianka pofrunie w ramiona innego. Musiał nieustannie odgrywać przed nią rolę zimnego drania, jeśli chciał przedłużyć ten okres jej zainteresowania jego skromną osobą.
Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że prędzej czy później prawda wyjdzie na jaw i że Bianka zrozumie, że pod maską bezwzględnego cynika krył się ten sam człowiek, który od lat kochał się w niej beznadziejnie i który przechowywał na dnie serca każdy jej uśmiech niczym najcenniejszy skarb. A wtedy wzgardzi nim…
Na myśl o tym nieuchronnym końcu ogarnęła go czarna rozpacz. Z tym większą determinacją wsadził ją do samochodu, choć dalej zasypywała go pytaniami.
– Ani słowa więcej – przykazał ostro i wystartował jak do wyścigu.
Milczała potulnie przez całą drogę, ale gdy ponownie znaleźli się na znanym jej już parkingu, nie wytrzymała.
– Co my tu robimy? Ach, pewnie musisz oddać garnitur? Przez moment patrzył na nią ze zdumieniem.
– O czym ty mówisz? To moje ubranie, nie zamierzam go nigdzie oddawać.
– Myślałam…
– Pomyliłaś się – uciął krótko. – Poczekaj, pomogę ci. – Wysiadł, okrążył samochód, otworzył drzwi i podał Biance rękę. Oczywiście nie wytrzymał, by nie ogarnąć przy tym głodnym wzrokiem tych jej przecudownych nóg, których widok prześladował go przez całe popołudnie. Z trudem oderwał od nich oczy. Musisz zachować spokój, bo inaczej rzucisz się na nią, gdy tylko przekroczycie próg, upomniał sam siebie. Nie możesz tego zrobić, powinieneś ją najpierw rozpalić, uzyskać pewność, że ona też tego pragnie, nie wolno ci jej traktować jak pierwszej lepszej, choć właśnie to przed nią udajesz.
– Gdzie idziemy? – spytała ponownie nieco drżącym głosem, gdy prowadził ją przez parking.
– Zobaczysz,
– Naprawdę musisz być taki tajemniczy?
– Oszczędza mi to masę czasu. Inaczej musiałbym odpowiadać na miliony pytań – wyjaśnił, wsiadając do windy.
Gdy włożył kluczyk w specjalny zamek, co umożliwiało wjechanie na najwyższe piętro, ciekawość Bianki znowu wzięła górę.
– Zabierasz mnie do prywatnego apartamentu? Skąd masz takich zamożnych przyjaciół, którzy udostępniają ci luksusowe lokale? Bo to chyba nie własność uniwersytetu?
– Nieistotne. Powiedzmy, że mam tam swobodny dostęp i niech ci to wystarczy – zbył ją krótko. – A teraz skończ z tymi pytaniami, bo doprowadzają mnie do szału. Nie przywiozłem cię tutaj w celach konwersacyjnych.
Winda drgnęła, ruszając, zaś Bianka zachwiała się i oparła o pierś Adama – i tak już została. Spojrzeli sobie głęboko w oczy.
– No, to pokaż mi, po co mnie tu przywiozłeś – zaproponowała kuszącym głosem.
Takiemu zaproszeniu i święty by się nie oparł, przemknęło mu przez głowę, gdy jego dłoń powędrowała ku rozcięciu sukienki.
– Och, ależ się najadłam. – May odsunęła od siebie talerz i oparła się wygodnie na krześle z błogim uśmiechem na twarzy. – Chyba zaraz pęknę. Nie powinniście byli kupować aż tylu dań. A ja nie powinnam była próbować każdego. Ale tak dawno nie jadłam chińszczyzny, że nie mogłam się oprzeć… – westchnęła z lubością.
– Może jeszcze wina? – podsunął usłużnie Adam.
– No dobrze, ale tylko troszkę.
– A ty, Bianka?
– W żadnym wypadku! – Pospiesznie zakryła dłonią swój kieliszek.
O, nie, ani kropli alkoholu więcej! Tego dnia zdecydowanie przekroczyła limit, wypijając chyba miesięczną normę! Jednakże wytrzeźwiała niemal natychmiast, gdy tylko zamknęły się za nimi drzwi apartamentu. To, co się wtedy stało, przekroczyło jej najśmielsze oczekiwania…
Byli oboje tak szaleńczo spragnieni siebie, że ani nie zdążyli zapalić światła, ani dotrzeć do sypialni. Wybuch namiętności ze strony Adama zaskoczył ją, gdyż od rana martwiła się, że to tylko ona męczy się niczym potępieniec, tęskniąc za jego dotykiem. Jego niecierpliwość sprawiła jej taką radość, że przestała zwracać uwagę na to, gdzie się znajdują.
Po wszystkim oprzytomnieli na tyle, że Adam wziął ją na ręce i zaniósł do największego łoża, jakie w życiu widziała. Tam powoli rozebrał ją do końca i kochał w uniesieniu z takim zachwytem w oczach, że leżąc wśród rozrzuconej błękitnej satynowej pościeli, czuła się niemal jak Afrodyta wynurzająca się z morskich fal.
Dopiero kiedy mile zmęczona spoczywała u jego boku, leniwie błądząc dookoła rozmarzonym wzrokiem, dotarło do niej, gdzie się znajduje i na co patrzy.
Wyjątkowo przestronna sypialnia wydawała się jeszcze większa, gdyż odbijała się w lustrzanych drzwiach szafy zajmującej całą ścianę. Przeciwległą ścianę stanowiło ogromne okno, z którego roztaczał się zapierający dech w piersiach widok na zatokę.
Bianka zrozumiała nagle, że tak zaprojektowane wnętrze musiało powstać w pewnym ściśle określonym celu. Wcale by się nie zdziwiła, gdyby okazało się, że Adam wypożyczył je nie po raz pierwszy… Na myśl o tym, że sprowadzał tu sobie różne przyjaciółeczki i że prawdopodobnie kochał się w tym samym łóżku z tą obrzydliwą Sophie, zrobiło jej się niedobrze.
Błyskawicznie wyskoczyła spod przykrycia, gdyż miała wrażenie, że ta luksusowa pościel zaczyna ją parzyć. Wzięła prysznic, pragnąc zmyć z siebie wszelki ślad dotyku Adama, a potem przez drzwi poprosiła go, aby przyniósł z samochodu jej stare rzeczy… i już nie pokazywała mu się bez ubrania. Sukienkę, pantofle i biżuterię niedbale wepchnęła do reklamowej torby z butiku, którą bez wahania zostawiła w apartamencie. Nie chciała tego wszystkiego więcej widzieć!
Adam w żaden sposób nie zareagował na jej nagłą zmianę nastroju; Albo nie zauważył, albo było mu to absolutnie obojętne. W obu przypadkach świadczyło to dobitnie o tym, że Bianka nie ma się co łudzić – on w ogóle nie dbał o jej uczucia, zależało mu wyłącznie na jej ciele. To dlatego wystroił ją jak… No, wiadomo, jak kogo. Potem potraktował ją tak, jak się takie osoby traktuje i nic więcej go nie obchodziło. A najgorsze było to, że ona pozwoliła mu się tak traktować…
Z prawdziwą ulgą opuściła to ohydne miejsce, zostawiając za sobą te równie ohydne rzeczy. Wcale by się nie zdziwiła, gdyby w przyszłości Adam ubrał w nie jakąś inną kobietę, by móc nasycić wzrok ekscytującym widokiem. Ta wizja nieoczekiwanie wstrząsnęła nią do tego stopnia, że niemal się rozpłakała.
– Wydajesz się jakaś nieswoja – zauważyła matka, przyglądając jej się uważnie. – I prawie nic nie zjadłaś. Źle się czujesz?
– Potwornie boli mnie głowa – odparła, zresztą zgodnie z prawdą.
– Rzeczywiście, wyglądasz na zmęczoną – ciągnęła z troską mama. – Może połóż się dzisiaj wcześniej?
– Chyba tak zrobię – zgodziła się. Wstała i zaczęła sprzątać ze stołu.
– Zostaw to – przykazała stanowczo May, wyjmując córce talerz z ręki. – My z Adamem się tym zajmiemy, a ty wykąp się i idź spać. Mogę ci zrobić na dobranoc kakao, chcesz?
– Dzięki, mamuś, ale dzisiaj już na nic nie mam ochoty – powiedziała zgnębionym głosem i powlokła się do sypialni.
W łóżku zwinęła się w kłębek, przykrywając się kołdrą niemal po sam czubek nosa. Czuła się strasznie nieszczęśliwa. Nie, to niemożliwe, żeby zakochała się w tym nowym Adamie. Owszem, był diabelnie seksowny, ale przestał reprezentować sobą cokolwiek wartościowego! Zimny, wyrachowany i cyniczny w niczym nie przypominał jej wspaniałego przyjaciela, przy którym czuła się bezpiecznie, na którego zawsze mogła liczyć i któremu zależało na jej szczęściu.
Co go tak nagle odmieniło? A może zmieniał się stopniowo, tylko ona tego nie zauważyła? Dlaczego, och, dlaczego musiało się tak stać? Coraz bardziej tęskniła za tamtym nieco staroświeckim Adamem, mającym w sobie coś cudownie rycerskiego.
Nagle przelękła się, że na swoje nieszczęście tym razem chyba zakochała się naprawdę. Do tej pory kierowała się dość dziecinnymi kryteriami przy wyborze partnerów, zauważając wyłącznie ich atrakcyjny wygląd. Nigdy dotąd nie przejmo – wała się tym, co kryło się wewnątrz. Za to charakter i cechy Adama obchodziły ją bardziej niż cokolwiek innego. Tak, to było coś więcej niż przelotna erotyczna fascynacja.
Za to ona stanowiła dla niego wyłącznie obiekt pożądania. Traktował ją jak przedmiot! Zacisnęła szczelnie powieki, starając się powstrzymać łzy. Nie, już nigdy więcej nie pozwoli mu się wykorzystać. Nie da się już więcej dotknąć. Niech on tylko spróbuje!
Gdy jakiś czas później Adam wszedł do sypialni, Bianka nawet nie drgnęła, udając, że śpi. Leżała na samym brzegu łóżka, odwrócona plecami, ubrana w najdłuższą bawełnianą koszulkę Adama, jaką udało jej się znaleźć i która na szczęście sięgała jej aż za kolana.
W napięciu wsłuchiwała się w szum wody w łazience, potem dobiegło ją skrzypnięcie drzwi i cichy odgłos kroków. Skamieniała w bezruchu, gdy poczuła, jak kołdra podnosi się, a materac ugina pod ciężarem ciała. Przez moment nic się nie działo, pomyślała więc, że udało się i że jest bezpieczna, lecz chwilę później Adam ujął ją za ramię, odwrócił ku sobie i przycisnął do swego nagiego torsu.
– Nie – zaprotestowała, ale nie zabrzmiało to specjalnie przekonująco, ponieważ sama jego bliskość wystarczyła, by zaczęła słabnąć w swych postanowieniach. – Wciąż boli innie głowa.
– Nie wydaje mi się. Może wreszcie zechcesz mi powiedzieć, co cię gryzie? Bianka, nie jestem ślepy. Przecież widzę, że coś jest nie tak. Kochaliśmy się, było fantastycznie, a potem nagle zmienił ci się nastrój i zaczęłaś się na mnie boczyć.
– Bo nie chcę, żebyś mnie więcej dotykał.
– Doprawdy? – spytał z wyraźną ironią. – Jeszcze przed paroma godzinami miałaś na ten temat inne zdanie, o ile sobie dobrze przypominam. Nie mogłaś się doczekać, żebym cię dotykał.
– Byłam pijana.
– Ostatniej nocy też? Wiesz dobrze, że nie, a przecież byłaś wtedy równie przystępna, jak dzisiejszego popołudnia. Przestań więc kłamać i choć raz w życiu powiedz prawdę.
– Proszę uprzejmie! – zdenerwowała się. – Po prostu mam dość bycia wykorzystywaną.
– Wykorzystywaną? – W jego głosie brzmiało zdumienie, z całą pewnością nieszczere.
– Owszem – niemal warknęła, poirytowana tym jego bezczelnym udawaniem niewiniątka. – Tylko nie udawaj, że nie wiesz, co to znaczy wykorzystywać kogoś fizycznie.
W odpowiedzi usłyszała… drwiący śmiech. Tego było już za wiele!
– Jak możesz? – syknęła z oburzeniem. – Ty… Ty obrzydliwy draniu! Nienawidzę cię!
– Wcale nie. Wydaje ci się, że się we mnie zakochałaś. Co za ironia losu – mruknął jakby sam do siebie. – Ale nie przejmuj się, jak zwykle szybko ci przejdzie i spodoba ci się ktoś inny. A na razie nie marnujmy okazji i zabawmy się trochę.
– Zabawmy się? Tylko to się dla ciebie liczy? Kiedyś tak nie myślałeś.
– Ale trafił mi się wyjątkowo dobry nauczyciel w tej dziedzinie – odpowiedział zagadkowo. – A teraz przestań się kłócić, bo sama wiesz, że to nie ma sensu – wymruczał, obsypując jej twarz pieszczotliwymi, cudownie zmysłowymi pocałunkami.
To wystarczyło, by naprawdę straciła ochotę na awantury, a nabrała na co innego…
– Jesteś niepoprawny – westchnęła bezradnie.
– A ty prześliczna.
Poczuła, jak jego dłoń zaczyna przesuwać się w górę po jej udzie i zadrżała.
– Nie masz sumienia – zauważyła na poły z wyrzutem, a na poły z aprobatą. – Znowu mnie wykorzystujesz. Mężczyznom zawsze tylko jedno w głowie!
– Chcesz, żebym przestał?
– Tylko spróbuj! – wyszeptała bez tchu. – Jeśli przestaniesz, to chyba cię zabiję!