Adam zamknął oczy i ciężko oparł się o zamknięte drzwi.
Niech ją diabli porwą! Przez nią musiał uciekać się do kłamstw, czym się serdecznie brzydził.
Wcale nie zamierzał oświadczać się Sophie. Przecież poznał tę dziewczynę zaledwie przed tygodniem… Nie planował też żadnego wyjścia na dzisiejszy wieczór. Naprawdę czuł się potwornie zmęczony, miał dość wszystkiego, najchętniej położyłby się wygodnie na kanapie przed telewizorem i skrycie liczył na to, że Bianka uraczy go jakimś pysznym daniem. Gotowała po prostu fantastycznie, a co więcej lubiła to i często rozpieszczała go różnymi smakołykami.
W obecnej sytuacji nie mógł tu jednak zostać. Trudno, prześpi się w apartamencie, chociaż pewnie wciąż śmierdzi tam farbą, przecież remont dopiero co się zakończył. Bianka będzie przekonana, że udał się na randkę z Sophie. Właściwie szkoda, że się nie umówił. Udałoby mu się choć na parę godzin zapomnieć o tym uroczym czarcie, który dręczył go bez wytchnienia dzień po dniu.
Przed kilku laty dzięki Laurze nauczył się, by nie spotykać się nigdy z dziewczynami, które choć w najmniejszym stopniu przypominałyby mu Biankę. Dlatego zawsze wybierał wysokie blondynki o bujnych kształtach, najlepiej mało rezolutne. Ostatecznie mogła się czasem trafić jakaś ruda. Brunetki, zwłaszcza inteligentne, były absolutnie wykluczone!
Sophie, początkującą aktoreczkę, poznał w nowo otwartym kasynie w Sydney, gdzie dorabiała jako krupierka. Od razu zwróciła na niego uwagę, pewnie zrobił na niej wrażenie, swobodnie operując żetonami o równowartości tysiąca dolarów każdy.
Od lat uprawiał hazard i to z dużym powodzeniem, ponieważ podchodził do tego bez emocji, niemalże naukowo, testując różnorodne układy matematyczne. Bianka nie uwierzyłaby mu, gdyby zdradził jej, ile na tym zarobił przez kilka lat. Nie zamierzał się jednak przyznawać. Wolał, żeby myślała, iż grywał wyłącznie na wyścigach i że właściwie więcej tracił, niż zyskiwał.
Na wyścigach, owszem, bywał również, ale nie za często. Teoria prawdopodobieństwa lepiej sprawdzała się w kasynach, zresztą tam znajdowały się większe pieniądze… Jedyny kłopot tkwił w tym, że musiał nieustannie zmieniać lokale, gdyż wiedział, iż łatwo zauważyć kogoś, kto dość regularnie rozbija bank. Nie chciał ryzykować, że któregoś razu nie zostanie wpuszczony.
Bianka nie miała najmniejszego pojęcia o jego wypadach do kasyn w Melbourne, Adelajdzie czy nawet w bardzo już odległym Perth. Nie wiedziała też o istnieniu eleganckich, luksusowych kobiet, które często w różny sposób wyrażały zainteresowanie jego osobą. Leczyło to do jakiegoś stopnia jego zranioną dumę i głęboko ukryty kompleks, którego się nabawił, gdy uwielbiana dziewczyna powiedziała mu prosto w oczy, że nic nie czuje, gdy na niego patrzy. Sympatię i przyjaźń owszem, ale to wszystko. Oznaczało to że nie liczył się dla niej jako mężczyzna, a świadomość tego faktu bolała.
Sophie była kolejną z licznych pocieszycielek, które od pierwszego spojrzenia dawały mu do zrozumienia, że zrobił na nich wrażenie. Kiedy się poznali w kasynie, testował właśnie nowy system gry. Nie szło mu zanadto, gdyż rozpraszały go uporczywie powracające myśli o Biance spędzającej właśnie weekend w jakimś obskurnym nadmorskim motelu z tym całym Derekiem. Skoro się rozstali, to niewykluczone, że została wtedy przykładnie w domu, lecz wówczas nie miał o tym pojęcia i przeżywał prawdziwą gehennę. Wystarczyło, by Sophie w pewnym momencie puściła do niego oko, a poczuł do niej taką wdzięczność, że specjalnie czekał, aż skończy pracę.
Nad ranem obudził się w obcym mieszkaniu z seksowną blondynką u boku, podczas gdy wiele dałby za to, by towarzyszyła mu pewna nieznośna brunetka o przepięknych niebieskich oczach.
Zaklął i oderwał się wreszcie od drzwi. Nie podobało mu się to, co robił, ale te przelotne przygody przynosiły mu choć kilka godzin zapomnienia i ulgi, stając się dlań czymś w rodzaju narkotyku.
Zrzucił szlafrok i podszedł do szafy, w roztargnieniu wyciągając pierwsze z brzegu rzeczy, jakie mu wpadły w rękę. Tak, wyglądało na to, że do końca życia był skazany na chętne i łatwe panienki, ponieważ małżeństwo w ogóle nie wchodziło w rachubę. W roli swojej żony i matki swoich dzieci widział tylko jedną jedyną kobietę, równie dobrze mógłby jednak pragnąć gwiazdki z nieba. Pozostawało mu więc zadowalanie się namiastkami i snucie daremnych marzeń o tym, co by się mogło stać, gdyby nie zraził Bianki do siebie jako niezdarny osiemnastolatek.
Zerknął przelotnie w lustro i dopiero teraz zauważył, co na siebie włożył. Widok wypłowiałych dżinsów i flanelowej koszuli przypomniał mu o tych wszystkich eleganckich ubraniach, które mógł wreszcie zostawić w apartamencie, zamiast wozić je w bagażniku samochodu. Kosztowne koszule, nieskazitelne fraki, czarne jedwabne piżamy i szlafroki… Wszystko to służyło kreowaniu wizerunku wytrawnego gracza i równie doświadczonego kochanka.
Potrząsnął głową. Wiedział, że to drugie, sekretne życie, * jakie prowadził, nie było prawdziwe. To była jedynie gra, która z jednej strony pozwalała mu bez wahania i wyrzeczeń zajmować się ukochaną, lecz niepopłatną pracą naukową, a z drugiej odwracała jego uwagę od frustracji, jakie niosła rzeczywistość.
Owa rzeczywistość przybrała postać prześlicznej egoistki, która obecnie czekała za drzwiami, gotowa znów zacząć wiercić mu dziurę w brzuchu i upierać się, by udawał jej męża.
Musiał wytrwać w swoim postanowieniu, choć okazało się to trudniejsze, niż przypuszczał. Już zaczynał się łamać. Po pierwsze, czuł wyrzuty sumienia, gdy pomyślał o biednej pani Peterson, a po drugie… Wyobraźnia podsuwała mu kuszące obrazy Bianki spoczywającej w jego łóżku. Może byłaby na tyle wdzięczna, że pozwoliłaby, mu…
Nie, zdecydował nagle, zaciskając z determinacją zęby. Nie chciał, żeby powodowała nią wdzięczność. Marzył o tym, by pragnęła go, tak jak on pragnął jej. Musiałaby chcieć być z nim tylko i wyłącznie ze względu na niego!
Przycisnął dłoń do mocno bijącego serca i spróbował się nieco uspokoić, a następnie przysiągł sobie, że nie ulegnie. Choćby miała go błagać na kolanach i namawiać, i kusić…
No, nie przesadzaj, odezwał się nieco kpiąco jakiś wewnętrzny głos. Gdyby to naprawdę zrobiła, nie miałbyś żadnych szans.
Nic by mnie bardziej nie ucieszyło, odpowiedział sam sobie. Oddałbym wszystko za to, by tak się stało. Wszystko!
Bianka nerwowo odwróciła się od kuchennego zlewu, gdy tylko usłyszała, że Adam wychodzi ze swego pokoju. Trzaśniecie drzwiami oznaczało aż nadto wyraźnie, że wciąż nie był w dobrym nastroju. Niedobrze. Nie miała pojęcia, jaką taktykę powinna obrać, by go jednak przekonać.
Odwołaj się do jego współczucia i dobrego serca, podpowiedziała intuicja. Nie namyślając się wiele, popędziła na korytarz, by dopaść Adama, zanim ten zdąży wyjść.
– O, to nie zabierasz przyszłej narzeczonej na randkę? – wyrwało jej się niechcący na widok jego znoszonego ubrania. Zrozumiała poniewczasie, że źle zaczęła i ugryzła się w język, lecz było już za późno.
– Dzisiaj spędzimy wieczór u niej – wycedził. – Zamierzamy oglądać filmy na wideo i zgłębiać sens życia.
Ten nietypowy dla niego sarkazm odbierał jej resztę nadziei. Czuła, że na razie nic nie wskóra i że najlepiej byłoby zaczekać z rozmową do następnego ranka. Istniała jednak możliwość, że on wcale nie wróci, ostatnio coraz więcej czasu spędzał poza domem, ani chybi przesiadywał u tej swojej cacanej Sophie.
– Adam, wiem, że powinnam była cię uprzedzić, zanim powiedziałam mamie…
– W ogóle nie powinnaś była jej tego mówić! – przerwał.
– Masz rację. Źle postąpiłam; Przepraszam.
– Przeprosiny niczego nie załatwią.
Poczuła, że zaczyna narastać w niej złość. Człowiek przecież ma prawo czasem się pomylić, prawda? Czemu Adam tak nią poniewierał? Czemu tak się uparł? Czy prosiła o tak wiele? Dwa głupie tygodnie udawania jej męża, a potem będzie mógł poślubić tę swoją… tę kreaturę.
– Zawsze powtarzałeś, że mogę na ciebie liczyć – wytknęła mu.
– Bo możesz. W granicach rozsądku. Z dezaprobatą wydęła usta.
– Ja bym to dla ciebie zrobiła.
– To znaczy, co?
– No, udawała twoją żonę.
– Doprawdy? To bardzo interesująca propozycja. Ale ja nie potrzebuję fałszywej żony. Chcę mieć prawdziwą.
Coraz mniej jej się to podobało. Naprawdę zamierzał się żenić! Na szczęście między zaręczynami a pójściem do ołtarza wiele może się jeszcze wydarzyć… Jeśli ta cała Sophie przypomina jego poprzednie przyjaciółeczki, to Adam szybko się nią znudzi. Te wszystkie seksbomby z reguły prezentowały taki poziom umysłowy, że chyba musiały mieć rozum wielkości orzecha. I to laskowego!
– To co ja mam powiedzieć mamie? – powtórzyła bezradnie swoje pytanie. – Za nic się nie przyznam, że ją oszukałam. Wiesz, że ona nienawidzi kłamstwa.
– Ponieważ te dwa tygodnie spędzę poza domem, możesz jej powiedzieć, że właśnie przechodzimy próbną separację. Potem jej napiszesz, że wzięliśmy rozwód i cześć.
– Sprawię jej tym ogromną przykrość.
– Złagodzisz to informacją, że rozstaliśmy się w zgodzie i że nadal jesteśmy przyjaciółmi. To wszystko, co mogę dla ciebie zrobić.
Zacisnęła mocno usta, by nie powiedzieć głośno, co myśli o jego przyjaźni, która w chwili próby okazała się równie fałszywa, jak jego rzekoma miłość.
– Czy to twoje ostatnie słowo?
– Tak.
– Idź więc do diabła! Nie jesteś człowiekiem, za jakiego cię uważałam. Jak tylko mama wróci do Szkocji, poszukam sobie jakiegoś innego mieszkania, ponieważ nie mam ochoty dłużej mieszkać z tobą pod jednym dachem!
Zamarł w bezruchu, a Bianka przysięgłaby, że przez moment w jego szarych oczach błysnęło coś na kształt żalu. Jednak chwilę później twarz Adama przybrała wyraz całkowitej obojętności.
– Tak chyba będzie najlepiej – rzucił niedbale. Miała ochotę płakać. Albo krzyczeć. Albo jedno i drugie.
Zamiast tego zmierzyła go lodowatym spojrzeniem.
– Już nigdy cię o nic nie poproszę. Prędzej umrę! Nawet nie wiem, czy w ogóle będę się do ciebie odzywać.
– Świetnie.
– Nie miałam pojęcia, że z ciebie taki drań! A ja nie tylko uważałam cię za wspaniałego przyjaciela, ale jeszcze naiwnie sądziłam, że mnie kochasz!
Na jego ustach zaigrał okrutny uśmieszek.
– Cóż, życie często rozwiewa nasze złudzenia – skomentował cynicznie.
Wpatrywała się w niego z niedowierzaniem.
– Wielkie nieba, wychodzi na to, że ja cię w ogóle nie znam!
– Zdaje się, że wyjątkowo masz rację – przytaknął z tym irytującym szatańskim uśmieszkiem, zabrał ze stolika kluczyki do samochodu i wyszedł, zostawiając Biankę samą.