Gdy tylko otworzyła oczy następnego ranka, natychmiast zaczęło jej się robić niedobrze. Jednakże rosnący w jej sercu niepokój męczył ją bardziej, niż dolegliwości fizyczne. Gdyby jeszcze niedawno ktoś jej powiedział, że zajdzie w ciążę z Adamem, zaś w efekcie będzie odczuwać jednocześnie ogromną radość ż tego powodu, a zarazem lęk przed jego reakcją – nie uwierzyłaby!
Przepełniało ją niezwykłe szczęście, ale obawiała się, że Adam wcale nie będzie równie zachwycony. Poprzedniego dnia Roberta niechcący podsyciła jej niepokój, twierdząc, że gdy ktoś naprawdę kocha, to aż nie może się doczekać założenia rodziny z tą drugą osobą. Zgadzała się, ponieważ od kiedy w jej sercu rozkwitła miłość do Adama, myślała dokładnie to samo.
Problem polegał na tym, że on nawet nie zająknął się ani słowem na temat małżeństwa. Niby zamierzał kupować dla nich dom, ale czy to oznaczało, że pragnie spędzić z nią resztę życia? Niekoniecznie, zwłaszcza sądząc po ostatniej nocy…
Ze smutkiem zerknęła na pogrążonego we śnie Adama. Po pierwsze, wrócił do domu wyjątkowo późno. Po drugie, okłamał ją, podając powód złego samopoczucia. Wcale nie pił, gdyż nie czuć było zapachu alkoholu. Po trzecie, nie chciał się z nią kochać.
Czyżby nie odczuwał takiej potrzeby, gdyż spędził ten wieczór z kimś innym? Z jakąś kolejną chętną z dużym biustem? Westchnęła z rozpaczą, a wtedy odwrócił się do niej, mierząc ją jakimś dziwnie zimnym spojrzeniem.
– O, nie śpisz? – zdziwiła się. – Właśnie miałam wstać i zaparzyć kawę, przyniosę więc też dla ciebie, chcesz? Och, ale najpierw muszę iść do łazienki. – Pospiesznie wygramoliła się z łóżka i pobiegła do drzwi, po drodze naciągając na siebie swoje czerwone kimono.
Gdy wróciła, Adam znów skierował na nią przeszywające spojrzenie.
– Coś nie tak? – zaniepokoiła się.
– To zależy. – Ułożył się wygodnie, zakładając ręce za głowę.
– Od czego?
– Od tego, jak przyjmiesz to, co mam ci do powiedzenia. Ogarnął ją nagły lęk.
– Mów! Cokolwiek to jest.
– Świetnie. Doszedłem do wniosku, że to nie ma sensu. – Ale co?
– Nasz związek.
Przed oczami zatańczyły jej czarne plamy, lecz opanowała się jakoś.
– Dlaczego?! – zawołała zmienionym głosem.
Wstał gwałtownie i sięgnął po swój pąsowy szlafrok. Przez cały czas nie spuszczał z niej przenikliwego wzroku.
– Czas upływa nieubłaganie. Moje uczucie do ciebie wygasło już dawno, choć ostatnio wydawało mi się, że powróciło. Zrozumiałem jednak, że to tylko na moment odezwał się stary sentyment. Owszem, było miło, ale naprawdę już mnie nie pociągasz fizycznie. Uwierz, starałem się, ale chyba nie ma sensu nadal udawać. Czas, żebyś poszukała sobie kogoś innego – podsumował beznamiętnie.
Czuła, jak cała krew odpływa jej z twarzy. Zaczęło jej się robić niedobrze. Bardzo niedobrze.
– Ale… Przecież mówiłeś, że mnie kochasz – wyjąkała. – Że zawsze będziesz mnie kochał.
Lekceważąco wzruszył ramionami.
– Pomyliłem się.
Nagle przypomniał jej się ten jego wczorajszy pocałunek, jakiś taki dziwny, jakby wymuszony. „Na pożegnanie", powiedział wtedy. Teraz zrozumiała, co naprawdę miał na myśli.
– Nie, to ja się pomyliłam. Jak jeszcze nigdy w życiu… Obym cię nigdy nie spotkała! – zawołała z bezbrzeżną goryczą.
– Przestań dramatyzować. Po prostu boli cię urażona duma, ale szybko dojdziesz do siebie w sękatych ramionach jakiegoś pocieszyciela – skwitował ironicznie. – Przecież chciałaś się tylko zabawić, sama tak mówiłaś. No, to zabawiliśmy się, nie?
Słuchała go z rosnącą rozpaczą i zgrozą – i nagle coś ją tknęło. Odniosła wrażenie, że to nie on mówi. Nie jej ukochany mężczyzna, który przez ostatnie dni otaczał ją czułą opieką i na dziesiątki sposobów okazywał, jak bardzo jest mu droga. Czuła, że to tamten Adam był prawdziwy, a nie ten.
Gdy jednak z nową nadzieją podniosła wzrok, ujrzała na jego twarzy jedynie drwiący grymas.
Poczuła, jak w gardle zaczyna ją dławić jakaś wielka gula. Histerycznym gestem przycisnęła dłoń do ust.
– O, matko, niedobrze mi – wyjąkała niewyraźnie i rzuciła się do łazienki.
Osunęła się potem bezwładnie na podłogę i oparła wilgotne od potu czoło o chłodną ścianę, oddychając ciężko. Fizycznie czuła się okropnie, ale za to w jej serce wstąpiła pewna otucha. Gdy wbiegała do łazienki, przez ułamek sekundy widziała w lustrze odbicie twarzy Adama.
Wyglądał jak człowiek pogrążony w najczarniejszej rozpaczy, a nie jak bezlitosny nieczuły drań! Zmiana była niesamowita, zdawało się, jakby zrzucił maskę, przekonany, że ona na niego nie patrzy. Go to miało oznaczać? I nagle – w jednym przebłysku kobiecej intuicji – zrozumiała.
Nie wierzył, że ona go naprawdę kocha. Bał się ponownego odrzucenia, nie ufał jej zapewnieniom i dlatego próbował się wycofać, zanim będzie za późno. Czy mogła mu się dziwić? Przecież latami odrzucała jego awanse, jednocześnie wykorzystując go niemal bez skrupułów. Sama była sobie winną…
Ale to wcale nie znaczy, że pozwoli mu odejść. O, co to, to nie! Był ojcem jej dziecka, więc zostanie jej mężem, choćby się bronił rękami i nogami!
– Dobrze się czujesz? – dobiegł z pokoju jego dość obojętny głos.
Wzięła się w garść, wstała, doprowadziła swój wygląd do porządku i wróciła do sypialni, gdzie Adam siedział na łóżku, udając, że nic go nie obchodzi. To znaczy, miała nadzieję, że tylko udawał.
Stanęła przed nim, biorąc się pod boki.
– Nie, nie czuję się dobrze, bo jestem w ciąży, noszę twoje dziecko, ty draniu! Ponad miesiąc temu odstawiłam tabletki, ale w życiu by mi nie przyszło do głowy, że ten jeden raz, gdy nie uważaliśmy, wystarczy, by dokonać niemożliwego. Ale kocham cię, cokolwiek na ten temat myślisz i kocham nasze dziecko, więc je urodzę! A jeśli masz choć odrobinę przyzwoitości, to zrobisz ze mnie porządną kobietę i ożenisz się ze mną. Bo ty też mnie kochasz, Adamie Marsden i przestań mi wmawiać, że nie! – Gniewnie tupnęła nogą. – Nie mam żadnych wątpliwości co do tego, że mnie kochasz! – zakończyła dobitnie swoją tyradę.
Adam z furią zerwał się z łóżka, wyglądając tak, jakby chciał ją udusić. Przestraszona Bianka cofnęła się odruchowo, nie oczekiwała bowiem aż takiego Wybuchu wściekłości z jego strony.
– Ja też nie mam! – krzyknął jej prosto w twarz. – Kocham cię, niech to szlag trafi, chyba ziemia jeszcze nie nosiła gorszego kretyna! Wiedziałem, że nie jesteś tego warta, ale nawet w najczarniejszych przewidywaniach nie przyszło mi do głowy, że trafiłem na tak przewrotną i wyrachowaną żmiję.
Wpatrywała się w niego z osłupieniem. Przewrotną? Wyrachowaną? Nie było w tym za grosz sensu. Chyba nie podejrzewał, że celowo zaszła z nim w ciążę?
– Nie dość, że wrobiłaś mnie w oszukiwanie twojej matki, nie dość, że łżesz mi bezczelnie prosto w oczy o twoim rzekomo wielkim uczuciu do mnie…
– Adam, kiedy to praw…
– Zamilcz! – Smagnął ją tym słowem jak biczem. – Nie chcę więcej wysłuchiwać twoich kłamstw. Myślisz, że masz przed sobą półgłówka, który nie orientuje się w grze, jaką prowadzisz? Specjalnie nie przypomniałaś mi o żadnym zabezpieczeniu tamtej pierwszej nocy, mając nadzieję, że kompletnie stracę głowę, gdy wreszcie dostanę jedyną kobietę, jaką w życiu kochałem. Wiedziałaś, że zapomnę o wszystkim innym. Chciałaś, żebym zapomniał, ponieważ podejrzewałaś, że możesz być w ciąży z Derekiem. Grałaś na obie strony, żeby zwiększyć swoje szanse na zdobycie męża i ojca dziecka.
– Że co?!
– Przestań udawać niewiniątko, niedobrze mi się robi od tej twojej obłudy. Myślisz, że nie zauważyłem, że od kilku dni miałaś mnie dosyć? Doszłaś do wniosku, że jednak zdecydujesz się na Dereka, ja ci się znudziłem. Zaciągnęłaś go tutaj ostatniej nocy i powiedziałaś mu o ciąży, ale dał ci kosza, więc znów zaczęłaś się wdzięczyć do starego dobrego Adama. To dlatego próbowałaś mnie skusić na seks, żeby potem łatwiej owinąć mnie sobie wokół palca. Pewnie przy Dereku zastosowałaś tę samą metodę, co? Tyle że on najpierw wykorzystał okazję, a dopiero potem odszedł w siną dal. Proszę, głupek okazał się cwańszy od mędrka, bo nie był na tyle głupi, żeby się w tobie zakochiwać.
Umilkł wreszcie, ale wyłącznie dlatego, że Bianka z całej siły wymierzyła mu siarczysty policzek.
– Nigdy z nim nie spałam, przestań mnie wreszcie traktować, jakbym szlajała się po rynsztokach! – wykrzyknęła histerycznie. – Zemdlałam wczoraj na siłowni, to co, miał mnie tam zostawić? Odwiózł mnie do domu, a w dodatku okazał się tak miły, że po drodze kupił mi w aptece test ciążowy i został tu ze mną tak długo, aż się upewniłam. Einsteinem może nie jest, to fakt, ale zachował się lepiej od ciebie. Pogratulował mi i ucieszył się, że wreszcie między mną i tobą wszystko się ułożyło. Nie zapominaj, że moja mama powiedziała mu, że jesteśmy małżeństwem, a on wyciągnął wniosek, że skoro to ukrywałam, to planowałam rozwód.
Nie widziała twarzy milczącego Adama, gdyż oślepiały ją płynące nieprzerwanym strumieniem łzy.
– I nie kusiłam cię z premedytacją, tylko byłam tak szczęśliwa, że chciałam się kochać z ojcem mojego dziecka. A jeśli przez ostatnie dni zachowywałam się dziwnie, to dlatego, że nie wiedziałam, co robić. Podejrzewałam, że zaszłam w ciążę, ale nie wiedziałam, jak zareagujesz. Bałam się, że nie zechcesz tego dziecka, bałam się, że nie zechcesz mnie. Cały czas miałam nadzieję, że się w końcu oświadczysz, ale ty…
W tym momencie rozpłakała się tak rozpaczliwie, że nie mogła wydobyć z siebie ani słowa więcej. Nagle poczuła otaczające ją silne ramiona i Adam przycisnął ją do siebie tak mocno, że prawie zabrakło jej tchu. Oparła skołataną głowę na jego piersi.
– Jak… Jak mogłeś myśleć o mnie te wszystkie straszne rzeczy? – wyszlochała.
Właśnie. Jak mógł?
Po raz pierwszy w życiu czuł się jednocześnie cudownie i okropnie. Kochała go, jej słowa i zachowanie nie pozostawiały nawet cienia wątpliwości. Chciała za niego wyjść, nosiła jego dziecko! A on, drań, sprawił jej ból. Powinien był teraz klęczeć przed nią i błagać o wybaczenie.
Na razie stał jednak, tuląc ją do siebie, całując po włosach i gładząc jej wstrząsane łkaniem ramiona.
– To kiedy w końcu zrobisz ze mnie porządnego mężczyznę? – spytał, gdy uspokoiła się nieco.
Podniosła ku niemu zalaną łzami twarz.
– Nie musisz się ze mną żenić. Naprawdę nie musisz. Skoro mi nie wierzysz, to powinniśmy z tym poczekać.
– Nie, proszę! – zaoponował gwałtownie. – Weźmy ślub najszybciej, jak się da.
Ona jednak z uporem pokręciła głową.
– Nie, dam ci czas. Chcę, żebyś uzyskał absolutną pewność. Uwierz mi, tak będzie lepiej.
Jęknął z rezygnacją, ale poddał się. Miał teraz za swoje. Powinien był jej bardziej ufać. Cóż, trudno, czekał na nią tyle lat, więc może wytrzyma jeszcze trochę.
– Ale przynajmniej zamieszkamy razem – powiedział, starając się, by jego głos brzmiał spokojnie. W rzeczywistości obawiał się, że Bianka i na to się nie zgodzi. – Mieliśmy przeprowadzić się do czegoś większego, pamiętasz? – podsunął kusząco.
– Oczywiście! Przecież mamy mieć dziecko i psa!
Z nieco smętnym uśmiechem pokiwał głową. No tak, znowu pies okazał się ważniejszy. Trudno, widocznie tak musi być. Zresztą, w domu powinien być jakiś zwierzak. Oczywiście nie zdradzi się z tą myślą przed Bianką, gdyż wtedy zwali mu na głowę całe zoo.
Przypomniał sobie, że w niedzielę oglądali między innymi pewien piękny duży dom na samym wybrzeżu. Wymarzone miejsce. Ale w takim razie chyba będzie musiał sprzedać apartament, nie ma rady. Szkoda. Spędzili tam tyle wspaniałych chwil.
Jednak to wcale nie oznacza, że ma przestać ją zabierać na romantyczne sam na sam. Małżeńska sypialnia to wspaniałe miejsce, ale szczypta pikanterii nigdy nie zawadzi.
Trzeba wyszukać w okolicy różne przytulne, luksusowe hoteliki, dokąd mężczyzna może zabrać damę swego serca na upojną noc. Właściwie, czemu by nie zacząć od zaraz?
– Czemu się tak uśmiechasz? – spytała nieco podejrzliwie.
– Pomyślałem, że powinniśmy to uczcić. Co byś powiedziała na kolację przy świecach w wytwornym hotelu? Wypijemy najlepszego szampana, a potem udamy się do apartamentu dla nowożeńców.
– Przecież nimi nie jesteśmy!
– A kto będzie o tym wiedział? Wszyscy mężczyźni będą patrzeć na ciebie i mi zazdrościć. A tak przy okazji… Nie miałabyś ochoty włożyć pewnej czerwonej sukienki, którą ci kiedyś kupiłem?
Posłała mu zalotne spojrzenie.
– Możemy też wziąć ze sobą tę czarną…