W Australii akurat panowała pełnia lata. Ciepłe promienie listopadowego słońca oświetlały dom oraz dziedziniec z pąsowym chodnikiem, po którym szła Bianka. Czekający pod ozdobioną świeżymi kwiatami altanką Adam patrzył na nią w niemym zachwycie.
Miała na sobie jedwabną białą suknię, prostą i dopasowaną, z odsłoniętymi ramionami i głęboko wyciętym dekoltem. Dzięki macierzyństwu jej kształty stały się bardziej kobiece, co Bianka powitała z radością, Adam zaś z pewną frustracją, gdyż łapał się na tym, że czasem, zamiast patrzeć jej w oczy, bezczelnie zagląda gdzie indziej.
Nie miała na głowie welonu, ale o takim ustępstwie z jej strony nawet nie marzył. To i tak cud, że udało mu się ją namówić na tę białą suknię oraz na drobne białe kwiaty we włosach. Całości dopełniała wytworna biżuteria z prawdziwych pereł. Połyskliwe kolczyki i naszyjnik prezentowały się przepięknie na jej opalonej skórze.
I powinny, w końcu kosztowały ponad trzydzieści tysięcy dolarów, co stanowiło plon całorocznego hazardu. Oczywiście Bianka nigdy nie pozna tej ceny ani też nie dowie się, jak wysoko Adam gra. Nie chciał, by się denerwowała, więc trzymał to przed nią w tajemnicy.
Właściwie, po uzbieraniu pieniędzy na ten ślubny prezent dla swojej przyszłej żony, mógł zrezygnować z uprawiania hazardu. Niedawno otrzymał intratną propozycję z uniwersytetu w Brisbane, gdzie w dodatku miał otrzymać do dyspozycji dużą willę. Mogli więc przeprowadzić się i żyć wygodnie z wynajmowania obecnego domu oraz z pensji Adama. Bianka bardzo się cieszyła na wyjazd do innego miasta. Uwielbiała poznawanie nowych miejsc i nowych ludzi. Bianka… Kochał ją teraz mocniej niż kiedykolwiek, może dlatego, że nie żywił już żadnych wątpliwości i uzyskał niezachwianą pewność, że ich miłość przetrwa wszystko. Miała rację, gdy kazała mu czekać. Dzięki temu miał przed sobą najpiękniejszy dzień swego życia – wyjąwszy oczywiście ten, gdy urodził się ich syn.
Obejrzał się na piętnastomiesięcznego Tony'ego, który siedział w pierwszym rzędzie tuż obok swojej babci, oczywiście czule otaczając ramionkami szyję małego brązowego teriera, co napawało serce Adama wzruszeniem i rezygnacją zarazem. Ci dwaj nie potrafili bez siebie żyć.
Kiedy po raz pierwszy Lucky bezczelnie wskoczył na łóżeczko Tony'ego, Adam omal nie dostał zawału. Pies nie będzie pchał się do jego dziecka! Niestety, każda próba wyprowadzenia zwierzaka z pokoju nieodmiennie kończyła się straszliwym płaczem Tony'ego. Oczywiście chłopiec i pies postawili na swoim.
Bianka czasem się zżymała, że Adam zamęczy psa ciągłym kąpaniem i wożeniem do weterynarza, ale przynajmniej pod tym względem okazał się nieustępliwy. W rezultacie Lucky był najczystszym i najzdrowszym psem, jaki kiedykolwiek chodził po ziemi.
Adam uśmiechnął się do syna, który w odpowiedzi mrugnął do taty łobuzersko. Wykapany synek swojej mamusi. Bał się myśleć, co ten mały urwis zacznie wyprawiać, jak tylko nieco podrośnie.
– Powinieneś patrzeć na pannę młodą – szepnęła z udawanym wyrzutem Bianka, stając u jego boku.
– Sprawdzałem tylko, czy twój syn jest grzeczny.
– Dlaczego zawsze, kiedy go o coś podejrzewasz, to on się nagle robi mój, a nie nasz? – zaśmiała się cicho i spojrzała na niego błyszczącymi oczami.
Jeszcze nigdy nie wyglądał równie przystojnie. Jej Adam… Wspięła się na palce i pocałowała go.
– Hej, takie rzeczy robi się dopiero po ceremonii – żartobliwie pogroził jej palcem.
– Dzieci też.
Przyjrzał jej się podejrzliwie.
– Dzieci? Czy ty przypadkiem próbujesz mi coś powiedzieć?
– Może… Dobrze, zdradzę ci, że od kilku dni jest mi niedobrze, a rano zemdlałam u fryzjera. Wiesz, że ja nigdy nie mdleję.
– Z jednym wyjątkiem.
– Właśnie. Zrobiłam sobie test. Jestem w ciąży. Chwycił jej dłonie i uścisnął mocno, a w jego oczach zabłysła radość.
– Rzeczywiście powinniśmy się jak najszybciej pobrać, nie sądzisz? – spytał z entuzjazmem.
Urzędniczka stanu cywilnego odchrząknęła głośno, próbując wreszcie zwrócić na siebie uwagę tej dziwnej pary. Naprawdę chciałaby zdążyć ich połączyć jeszcze przed końcem tego stulecia, a nie zanosiło się na to, jeśli dalej będą się tak zachowywać, jakby byli całkiem sami.
Zupełnie nie rozumiała, czemu uparli się, by udawać odnowienie przysięgi małżeńskiej, skoro doskonale wiedziała, że to w rzeczywistości ich ślub. Zapłacili jej jednak tak sowicie, że nie zadawała żadnych pytań.
Przestali w końcu szeptać i chichotać, a panna młoda dała znak, by zaczynać. Urzędniczka odetchnęła z ulgą.
– Zebraliśmy się w tym uroczym ogrodzie w to piękne letnie popołudnie, by być świadkami odnowienia ślubów małżeńskich tych oto dwojga ludzi. Bianka i Adam specjalnie napisali na tę okazję własne wersje przysięgi. Panie Marsden?
Serce Bianki zamarło na moment, gdy odwrócił się do niej i uroczystym gestem ujął jej dłonie. Na jego twarzy malowało się skupienie i powaga.
– Bianko, najdroższa moja – zaczął poważnym tonem, lecz głos mu nieco drżał. – To dla mnie wyjątkowy dzień. Dzień, w którym u boku mojej żony rozpoczynam nowy okres w życiu. Przyrzekam trwać w mojej miłości do ciebie, dochować ci absolutnej wierności oraz wielbić cię sercem, duszą i ciałem. Jestem twój już na zawsze – zakończył i pochylił się, by ją pocałować.
– Teraz pani – podpowiedziała wzruszona urzędniczka, z trudem powstrzymując łzy. Jak mogła kiedykolwiek myśleć, że to dziwni ludzie? W całej swojej karierze jeszcze nigdy nie widziała równie zakochanej pary! I takiej romantycznej!
– Adam… – zaczęła Bianka łamiącym się głosem. – Och, po tak pięknym wyznaniu cóż ja mogę powiedzieć? Brakuje mi słów, by wyrazić, co czuję. Ja… Ja nie zasługuję na ciebie…
Goście zaczęli podejrzanie pociągać nosami, zaś parę osób nerwowo szukało chusteczek.
Bianka zebrała się na odwagę i dzielnie uniosła głowę do góry.
– Ale zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby zasłużyć – oznajmiła z pełnym przekonaniem. – Będę cię kochać i wspierać, i nigdy cię nie zawiodę. – W tym momencie wskazała na swoje perły. – Otrzymałam dzisiaj od ciebie ten wspaniały prezent, ale znacznie piękniejszy dar złożyłeś mi wtedy, gdy ofiarowałeś mi najpierw swoją przyjaźń, a potem miłość. Dziękuję ci, mój mężu. – Teraz ona pocałowała Adama.
Urzędniczka celebrująca uroczystość zamrugała podejrzanie wilgotnymi oczami i postanowiła, że nie wygłosi wyświechtanej zwyczajowej formułki, gdyż suche słowa nie przystawały do takiej okazji.
– Chciałabym powiedzieć, że pierwszy raz spotykam tak bardzo zakochanych ludzi. I jestem dumna, że to właśnie ja mogę ponownie ogłosić ich mężem i żoną. Oby ich życie było równie piękne i wspaniałe, jak ich miłość.
Wszyscy wstali, zaczęli bić brawo i wznosić radosne okrzyki. May Peterson podniosła Tony'ego na rękach, żeby mógł lepiej widzieć.
– No, nareszcie – mruknęła sama do siebie.
Czy oni naprawdę sądzili, że udało im się ją zwodzić przez ten cały czas? Poznała prawdę, gdy podczas pobytu u nich przed dwoma laty przypadkiem zajrzała do albumu ze zdjęciami i zorientowała się, że wysłali jej fotografie ze ślubu siostry Adama. Oczywiście natychmiast odgadła, że zrobili to dla niej, co wzruszyło ją głęboko.
Nie zamierzała jednak nigdy się przyznać, że przejrzała ich grę, zadali sobie zbyt wiele trudu i nie chciała tego marnować. Tym bardziej teraz, kiedy ich przyjaciele oraz rodzina Adama dołączyli do tego niewinnego oszustwa.
– Mamuś? – Bianka podeszła do niej, oczywiście przytulona do ramienia wpatrzonego w nią męża. – Chcieliśmy ci jeszcze raz podziękować za to, że zaopiekujesz się Tonym podczas naszego drugiego miodowego miesiąca.
– Dla mnie to tylko radość, Rozpieszczę go wam zupełnie!
– Aha, i mamy dla ciebie pewien mały prezent – ciągnęła Bianka.
– Czy wy aby nie przesadzacie? Przecież nie musicie mi się odwdzięczać za zajmowanie się moim własnym wnukiem – zaoponowała.
– Nie, to nie ten rodzaj prezentu…
W tym momencie poczuła się naprawdę zaintrygowana. Co też oni wymyślili?
– No, mów, widzisz, że płonę z ciekawości – ponagliła.
– Za jakiś czas będziesz mogła rozpieszczać dwójkę wnuków.
May po prostu nie wiedziała, co powiedzieć. Przytuliła córkę do siebie i ponad jej ramieniem spojrzała na swego zięcia.
– Dobra robota, chłopcze – powtarzała tylko ze łzami w oczach. – Dobra robota.
Córeczce dali na imię May. Ku ich radości i zaskoczeniu Tony, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, przedzierzgnął się nagle z nieznośnego urwisa w opiekuńczego braciszka. Uparł się, że podczas popołudniowych drzemek będzie sypiał w jej pokoju, żeby w razie czego móc jej bronić. Oczywiście miał go w tym wspomagać nadzwyczaj dzielny Lucky. Adam nie wyraził na to zgody, lecz wystarczył jeden uśmiech Bianki, by chłopiec i pies znów postawili na swoim. Jak zwykle zresztą.