Prawdziwe, zwyczajne życie z Bianką u boku mogłoby się okazać wspaniałe, gdyby nie dręczące Adama pytanie, kiedy jej się to znudzi. Na razie było cudownie. Tylko jak długo?
Niedzielę spędzili na oglądaniu różnych domów, zabrali też Lucky'ego ż lecznicy i umieścili go tymczasowo w dobrym prywatnym schronisku, znajdującym się zaledwie kwadrans jazdy od ich mieszkania, gdyż uszczęśliwiona właścicielka małego teriera życzyła sobie mieć go najbliżej jak się tylko da.
W poniedziałek oboje poszli do pracy, zaś wieczorem przy kolacji opowiedzieli sobie, co się wydarzyło w ciągu dnia, a potem zgodnie obejrzeli film w telewizji. Na dobranoc zaś kochali się zupełnie inaczej niż dotychczas – mniej szaleńczo, lecz zarazem bardziej zmysłowo, okazując sobie niewymowną czułość.
Adam zauważył z ulgą, że Biance chyba przypadło to do gustu, gdyż po wszystkim niemal natychmiast zasnęła ufnie w jego objęciach, a na jej twarzy jeszcze przez długi czas gościł błogi uśmiech. Ucieszyło go to, ponieważ zaczynało go już mierzić to oszukiwanie i odgrywanie nienasyconego Casanovy. Kto wie? Może Bianka w końcu dorosła do dojrzałego związku, opartego na lojalności i zaufaniu?
Wtorek minął równie miło, środa… W środę coś się zmieniło. Gdy wrócił z pracy, Bianka leżała na kanapie, blada i z podkrążonymi oczami. Przysiadł obok.
– Coś się stało?
– Tak mi jakoś dziwnie.
– To znaczy?
– Niedobrze mi. Przez cały dzień miałam wrażenie, że lada moment będę musiała lecieć do łazienki, aż w końcu szef mnie zwolnił i kazał mi iść do domu.
– Zatrułaś się czymś? – Delikatnie odgarnął jej włosy z czoła. – Słuchaj, może powinnaś pójść do lekarza?
Posłała mu jakieś dziwne spojrzenie.
– Może…
– Tylko niech ci nie przyjdzie do głowy zrywać się i robić obiad, dobrze? Ja sobie jakoś poradzę, a ty pewnie i tak nie masz ochoty na jedzenie.
– Jakbyś zgadł.
Zamilkła, zaś Adam odniósł wrażenie, jakby przebywała myślami gdzieś indziej, zachowując się, jak na nią, naprawdę nietypowo. Domyślał się, że coś ją gnębi, ale najwyraźniej nie zamierzała dopuszczać go do swoich sekretów.
Został przy niej, cały czas łagodnie gładząc ją po włosach, podczas gdy Bianka leżała z zamkniętymi oczami. Widział, iż leciutko odwróciła twarz do ściany, co sprawiło mu ból. Wyglądało to tak, jakby nie życzyła sobie jego obecności.
Zrozumiał, że tej nocy odmówi mu i nagle obudziło się w nim podejrzenie, że to początek końca. Cofnął rękę.
– Aha, żebym nie zapomniał – odezwał się dość ozięble. – W piątek wieczorem mamy na uniwersytecie przyjęcie dla wykładowców na koniec roku. Obawiam się, że wrócę dość późno.
Uniosła powieki i obróciła ku niemu głowę, jednakże błądziła wzrokiem gdzieś koło jego twarzy, nie patrząc mu w oczy.
– Nie ma sprawy. Wyskoczę gdzieś ze znajomymi z pracy albo pójdę na siłownię, jeśli do tej pory poczuję się lepiej. Mam nadzieję, że to tylko chwilowa niedyspozycja.
I rzeczywiście, następnego dnia stwierdziła, że wszystko już w porządku. Jednak zdaniem Adama nie wszystko było tak dobrze, ponieważ Bianka wyszła rano do pracy po raz pierwszy nie całując go na pożegnanie.
Postanowił, że wieczorem postawi sprawę jasno i zażąda, by powiedziała, o co chodzi i co się dzieje. Niestety, ledwo wrócił do domu, kiedy wpadła z nie zapowiedzianą wizytą jedna z dawnych przyjaciółek Bianki. Ku rosnącej irytacji Adama siedziały do późnej nocy, paplając o wszystkim i o niczym.
Roberta, gdyż tak ta dziewczyna miała na imię, niedawno wyszła za mąż i właśnie spodziewała się dziecka, więc oczywiście miała dużo do opowiadania, gdyż musiała podzielić się swoimi przeżyciami. Adam w końcu miał dość słuchania o przygotowywaniu wyprawki i zdegustowany wycofał się do sypialni.
Położył się sam, głęboko rozczarowany faktem, że Bianka wolała gadać o niczym z koleżanką, niż kochać się z nim. Jego podejrzenia zaczęły przybierać na sile. Zwyczajne życie i zwyczajny Adam znudziły jej się znacznie szybciej, niż przypuszczał…
Nic dziwnego, że odczuł przyjemne zaskoczenie, gdy Bianka po przyjściu do łóżka objęła go lekko, choć udawał, że już śpi. Odwrócił się do niej i z błogim pomrukiem przyciągnął ją do siebie. Ku jego najgłębszemu zdumieniu odmówiła, wyjaśniając, że chciała się tylko przytulić i zapytała, czy mu nie przeszkadza, że na tym poprzestanie?
Leżał więc bez ruchu, poddając się pieszczotliwemu dotykowi gładzących jego ciało dłoni i powoli zaczynał rozumieć, że ona stara się w ten sposób coś mu przekazać. Zdawało się, jakby bez słów mówiła mu o swoim uczuciu do niego – czułym i ciepłym, ale już pozbawionym początkowego żaru. Zrozumiał. Namiętność wygasła, pozostała przyjaźń i przywiązanie. Wrócili do punktu wyjścia.
Nie spał prawie do rana. Nie mógł. Za bardzo bolało.
Przy śniadaniu Bianka ponownie błądziła gdzieś myślami i w końcu Adam zdecydował się poruszyć ten temat. Podejrzewał, że coś się święci. Czyżby już spotkała kogoś innego i zastanawiała się, jak by tu powiedzieć temu głupiemu, nudnemu Adamowi, żeby się od niej odczepił?
– Od kiedy zrobiłaś się taka milcząca? – wycedził przez zaciśnięte zęby.
Oprzytomniała i nieco speszona spojrzała na niego znad talerza.
– Och, przepraszam, zamyśliłam się.
– A o czym tak myślałaś?
– No… O tym i owym – odparła wykrętnie.
– A konkretniej? – naciskał. Zawahała się, a po chwili podjęła decyzję.
– Nie widzę potrzeby, żeby ci o tym mówić. Przynajmniej na razie.
Niedobrze.
– I kiedy mam poznać tę twoją mroczną tajemnicę? Zaczerwieniła się wyraźnie i to go przekonało, że trafił w dziesiątkę. Ukrywała przed nim coś nieprzyjemnego.
– Czemu myślisz, że to jakaś mroczna tajemnica?
– Znam cię jak zły szeląg – odparł ponuro.
– Nikt nigdy nie może do końca wiedzieć, co tak naprawdę kryje się w sercu drugiej osoby – oznajmiła filozoficznym tonem. – Gdybyśmy wiedzieli, nie musielibyśmy tak często zastanawiać się, co zrobić i co powiedzieć.
A cóż to miało znaczyć? Że zamierza go rzucić, tylko nie wie, jak? Obawia się, że nie pozbędzie się go równie łatwo, jak jakiegoś przygłupiego Dereka?
I ma świętą rację, pomyślał z zaciętością. Nie pozwoli jej odejść! Za nic! Jeśli będzie trzeba, wróci do roli skończonego drania i zatrzyma ją przy sobie – wszystko jedno jakim sposobem. Do diabła, posunie się nawet do tego, by mieć z nią dziecko, jeśli inne metody zawiodą. Nie, to odpada, ona przecież stosuje antykoncepcję.
I nagle coś mu przyszło do głowy. Właśnie, te tabletki hormonalne! Że też nie pomyślał o tym wcześniej. Ależ z niego dureń, przecież wszystko jasne! Przez rok mieszkania pod jednym dachem zorientował się, że Bianka źle znosiła kurację i że przed okresem cierpiała z powodu fatalnego samopoczucia i bólu brzucha.
Uśmiechnął się z ulgą, sięgnął po dłoń Bianki i uścisnął lekko.
– Jeśli zbliża się twoja miesięczna niedyspozycja, to nic się nie martw, ja to przecież rozumiem, w końcu nie jestem jakimś troglodytą.
Zamrugała powiekami.
– Co? A tak. Właśnie. Dzięki. Zdjąłeś mi kłopot z głowy. – Podniosła się od stołu i podeszła do szafki. – Zrobić ci jeszcze kawy?
– Nie, muszę już lecieć. Aha, przyjęcie skończy się pewnie koło dziesiątej, więc powinienem wrócić o jedenastej.
– W porządku – mruknęła, nalewając wrzątek do swojej filiżanki i nie patrząc na niego.
– Nie będziesz spała, jak przyjdę? – spytał, stając przy niej. – Poczekasz na mnie?
– Jasne. – Niby uśmiechnęła się do niego, lecz wyczuł, że to było wymuszone.
Nic dziwnego, pewnie naprawdę źle się czuła, tylko próbowała nadrabiać miną. Wiedział, że powinien dać jej spokój, ale nie potrafił się powstrzymać. Gdy tylko odstawiła czajnik, porwał ją w objęcia z jakąś dziwną desperacją i pocałował chciwie.
– Co powiesz na takie pożegnanie? – spytał, wpatrując się w nią niczym zakochany sztubak.
Skończony ze mnie kretyn, skwitował w myślach i pospiesznie wyszedł z mieszkania, by przestało go kusić. Nic nie pomogło, myśl o Biance nie dawała mu spokoju przez cały dzień. Wczesnym wieczorem zaczęła go dręczyć jakaś dziwna obawa, z każdą chwilą narastała w nim pewność, że coś jest nie tak. Po prostu czuł, że powinien znajdować się teraz u boku ukochanej kobiety, a nie balować na przyjęciu.
W końcu nie wytrzymał, przeprosił kolegów i wrócił do domu, po drodze zaglądając do pubu, w którym Bianka czasami bywała ze znajomymi. Owszem, siedzieli tam, lecz powiedzieli, że pożegnała się z nimi zaraz po pracy. W mieszkaniu nie było nikogo, więc domyślił się, że chyba musiała pójść na siłownię. Zawsze twierdziła, że uprawianie sportu działa na nią leczniczo i pomaga jej na wszelkie problemy, zarówno psychiczne, jak fizyczne. Adam uznał jednak, że jej obecny stan raczej nie nadaje się do takiej terapii, postanowił więc udać się po Biankę i zabrać ją do domu. Ciepła kąpiel zrobi jej lepiej niż forsowne ćwiczenia.
Siłownia znajdowała się całkiem blisko, lecz Adam wziął samochód, żeby było szybciej. Podjechał na miejsce, zaparkował po przeciwnej stronie ulicy, wyłączył silnik, sięgnął dłonią do klamki i zamarł. W drzwiach pojawiła się Bianka, ubrana w szorty z lycry i pasującą do nich równie obcisłą skąpą bluzeczkę. Równie dobrze mogła nie mieć nic na sobie, przeniknęło mu przez głowę. Jednak nie to było najgorsze.
Towarzyszył jej opalony, znakomicie zbudowany mężczyzna, którego Adam rozpoznał natychmiast. Derek! Nie dość na tym, jego muskularne ramię opasywało kibić Bianki, ona zaś kleiła się do niego tak bezwstydnie, jakby chciała się z nim położyć na środku ulicy!
Najchętniej zabiłby ich oboje… Zacisnął zęby, policzył do dziesięciu – i nadal miał ochotę ich zabić.
Poczekaj, nie wyciągaj pochopnych wniosków, powtarzał sobie, by zachować spokój. Ku jego zaskoczeniu Derek pospiesznie wsadził Biankę do niebieskiej mazdy, ruszył z piskiem ostro i po chwili zniknął za rogiem. Adam nie miał szans, by ich dogonić, ponieważ przedtem musiałby wykręcić, a to by zajęło trochę czasu.
Ależ ich przypiliło…
Nie miał pojęcia, jak długo tam siedział, bezskutecznie próbując zapanować nad szalejącymi w nim emocjami. W jego sercu czarna rozpacz walczyła o pierwszeństwo ze ślepą nienawiścią, lecz tą druga powoli brała górę. Gdyby Bianka znajdowała się teraz w zasięgu ręki, mógłby ją chyba udusić.
Nie miał pojęcia, dokąd się udała ze swoim kochasiem, ale wiedział, że w końcu będzie musiała wrócić i spojrzeć mu prosto w oczy. A on będzie na nią czekał…
Opanował się w końcu do tego stopnia, że mógł prowadzić samochód. Dojechał przed swój blok i nagle nacisnął gwałtownie na hamulec. Przed klatką stała niebieska mazda.
To niemożliwe! Przyjechała z nim tutaj? Spojrzał w górę. Paliło się światło w salonie oraz w jego – ostatnio ich – sypialni. Gdy tak patrzył, światło w sypialni zgasło.
Na moment ogarnęła go ciemność. Miał wrażenie, że spada w mroczną otchłań bez dna. Nie mógł uwierzyć, że kobieta, którą kochał i której oddał swoje serce, okazała się aż tak podła i okrutna. Nie dość, że znów zeszła się z byłym gachem, to jeszcze na miejsce schadzki wybrała mieszkanie Adama. Kochała się z innym w ich łóżku!
Nie udał się na górę, ponieważ obawiał się, że gdyby zobaczył ich razem, naprawdę straciłby panowanie nad sobą. A Bianka nie była warta tego, by przez nią spędzić resztę życia w więzieniu.
Stanął nieopodal na parkingu i czekał, chociaż każda chwila stawała się torturą niemal nie do wytrzymania. Wyobraźnia podsuwała mu przed oczy takie obrazy, że oblewał go zimny pot. Zdawało mu się, że zdążył już umrzeć setki razy. Bał się, że oszaleje.
Derek wyszedł o dziesiątej trzydzieści. Jasne, przecież Bianka wiedziała, że Adam miał wrócić koło jedenastej… Poczekał do północy, by upewnić się, że będzie spała i dopiero wtedy wszedł na górę.
Leżała na łóżku, oddychając głęboko i wyglądając niczym wcielenie niewinności. Adam z autentyczną odrazą wsunął się pod kołdrę, lecz nie miał wyjścia. Uznał, że musi poczekać do rana, jeśli chce się zemścić w taki sposób, by nie zorientowała się, że wie o jej zdradzie. Jego męska duma nie zniosłaby wywlekania tego faktu na światło dzienne. Został rogaczem, ale tym niemniej spróbuje zachować twarz. Tylko to mu zostało.
Wpatrywał się w ciemność, zastanawiając się, jak długo zamierzała wodzić go za nos. Co prawda, to zupełnie do niej nie pasowało, ponieważ nawet on musiał przyznać, że Bianka zawsze dochowywała wierności mężczyźnie, w którym czuła się zakochana. Cóż, ludzie się zmieniają.
Teraz już wiedział, skąd ten jej nie najlepszy nastrój w ciągu ostatnich dni. Mimo wszystko musiały ją dręczyć wyrzuty sumienia, ale chyba też nie za bardzo, skoro nie przeszkodziły jej pójść z innym do łóżka podczas jego nieobecności!
– To ty, Adam? – wymruczała na pół sennie.
– A kto? – warknął. Ziewnęła i obróciła się do niego.
– Jak przyjęcie? Dobrze się bawiłeś?
Nie tak dobrze, jak ty, pomyślał z furią. Nagle zesztywniał, gdyż poczuł dotyk jej dłoni na swoim udzie. No, nie, jej brak zasad przekraczał wszelkie granice!
– Zmęczony? – spytała z żalem, gdy złapał jej rękę i odsunął.
– Powiedzmy, że nie mam nastroju.
– Och… – westchnęła z głębokim rozczarowaniem. Adam nie posiadał się z oburzenia. Jak śmiała zachowywać się tak, jakby to on sprawił jej przykrość? I jak on mógł nadal reagować na jej dotyk po tym, co się stało?
– Za dużo wypiłem – rzucił i odwrócił się plecami.
– Nie powinieneś pić, gdy musisz prowadzić samochód – zauważyła, zaś w jej głosie zdawała się brzmieć troska o niego.
Jej zakłamanie i perfidia naprawdę nie miały sobie równych, uznał.
– Jest wiele rzeczy, których ludzie nie powinni robić, ale i tak robią – wycedził przez kurczowo zaciśnięte zęby. – A teraz daj mi spać, umieram ze zmęczenia.
W rzeczywistości miał wrażenie, że już przeżył własną śmierć, a dalej mogło być tylko gorzej. Ale ona nigdy się o tym nie dowie. Nie da jej tej satysfakcji.