– Jak to odmawiasz?! – zawołała za nim z desperacją.
– Po prostu nie zgadzam się. Zrobiłaś z nas małżeństwo, to teraz nas rozwiedź – rzucił przez ramię.
No tak. Miała przeczucie, że tym razem nie pójdzie jej tak łatwo. Intuicja jednak podpowiadała, że nie wszystko stracone. Nie bez kozery Michelle często powtarzała, że Bianka może sobie owinąć Adama wokół małego palca. Czasami sumienie wyrzucało jej, że wykorzystuje jego słabość do niej, ale uspokajała się tym, że przecież ostrzegła go uczciwie, że nie ma na co liczyć.
Zresztą, coraz więcej wskazywało na to, że on już się chyba wyleczył ze swego zauroczenia. Mieszkała tu od roku i przez ten czas widziała całkiem sporo różnych panienek odwiedzających jej przyjaciela. Były to bez wyjątku długonogie blondynki o takich kształtach, że skazaną na niemal chłopięcą figurę Biankę aż skręcało z zazdrości. Jeżeli Adam wciąż się w niej podkochiwał, to krył się z tym wyjątkowo dobrze…
A może już mu przeszło? Nigdy przedtem o tym nie pomyślała i teraz nagle niemal wpadła w panikę. Przekonanie, że cokolwiek by się stało, Adam wciąż będzie ją kochał, stanowiło dla niej jedyną podporę w wielu trudnych chwilach. Tą myśl pomagała jej odbudowywać wiarę w siebie po tym, jak kolejni mężczyźni traktowali ją jak towar.
Nie, absolutnie nie życzyła sobie, żeby Adamowi przestało na niej zależeć. Przecież ona zginie bez niego! Nikt inny jej tak dobrze nie zrozumie, nie wybaczy wszystkiego, nie zaoferuje pomocy. Nie, to niemożliwe, żeby się od niej odwrócił. W jakiś szczególny sposób byli ze sobą związani – chyba na zawsze.
Polubiła go od pierwszej chwili. Był taki słodki i taki wzruszająco bezradny. Nie to, co ona, która musiała wszędzie wejść i wszystko wiedzieć. Czuła się za niego w dziwny sposób odpowiedzialna i opiekowała się nim niczym kochająca siostra. W szkole średniej, nie zauważona przez nikogo, stała się świadkiem nieprzyjemnej sceny, kiedy to koledzy w obrzydliwy sposób drwili z Adama, znanego ze swojej nieśmiałości względem dziewcząt. Biance zrobiło się wtedy tak przykro, że postanowiła poświęcić się dla dobra swojego; najlepszego przyjaciela.
Do tej pory, gdy wracało do niej wspomnienie tamtej nocy, ogarniały ją mieszane uczucia. Wyszło beznadziejnie, to fakt. Bolało ją potwornie. Ale przecież… Przecież było coś niewymownie wzruszającego w tym zdenerwowaniu Adama, który tak bardzo się starał… dla niej, Coś, co odebrało jej mowę i sprawiło, że omal się nie rozpłakała.
Właśnie, teraz też mógłby się postarać, pomyślała, gwałtownie wracając do rzeczywistości. Poderwała się z kanapy i pobiegła w ślad za nim. Niech się nie wygłupia i przestanie się dąsać, przecież to dla dobra jej matki, którą zresztą bardzo lubił. O co mu więc chodziło?
Wpadła do jego pokoju tylko po to, by ujrzeć zatrzaskujące się przed jej nosem drzwi łazienki. Następnie usłyszała szczęk zamka i szum wody. Nie miała więc innego wyjścia, tylko cierpliwie czekać. Naraz zauważyła porozrzucaną na podłodze garderobę i z niedowierzaniem pokręciła głową. Bałagan nie pasował do jej przyjaciela w równym stopniu jak ten jego dzisiejszy wybuch gniewu.
Adam wyrósł z cokolwiek niezdarnego i niepewnego siebie chłopca na spokojnego i opanowanego mężczyznę, w którego życiu wszystko było poukładane niczym w pudełeczku. Został pracownikiem naukowym, wykładał matematykę na uniwersytecie w Sydney i nawet w jego hobby – grywaniu na wyścigach konnych – nie dałoby się dopatrzeć odrobiny spontaniczności, gdyż służyło mu to głównie do testowania różnych skomplikowanych układów matematycznych dotyczących prawdopodobieństwa.
Bianka w zamyśleniu zaczęła podnosić porozrzucane ubranie i układać je równo na krześle. Waśnie kończyła, gdy drzwi łazienki otworzyły się i Adam wrócił do pokoju. Na jej widok szczelniej otulił się swym ulubionym pąsowym szlafrokiem.
– Nie weźmiesz mnie na to – zakomunikował zimno.
– Nie rozumiem…
– Oczywiście, że rozumiesz. Sprzątanie po mnie nic nie da, tak samo, jak umizgiwanie się i branie mnie na lep słodkich słówek. Tym razem przebrałaś miarkę. Nawet palcem nie kiwnę, żeby ratować twoją skórę. Pani Peterson, mam nadzieję, pożyje jeszcze wiele lat, ale ja nie zamierzam przez ten cały czas robić za idiotę.
Aż się zachłysnęła z oburzenia.
– Za idiotę? – powtórzyła.
– Tylko ktoś ciężko poszkodowany na umyśle mógłby mieć ochotę zostać twoim mężem. No, ewentualnie masochista – dodał z drwiną, a w jego szarych oczach pojawił się błysk okrutnego rozbawienia.
Nie wierzyła własnym uszom. Jak to możliwe, by jej ukochany, słodki Adam mówił do niej w ten sposób?
– Wyglądasz na zaskoczoną – skwitował, nonszalanckim ruchem przeczesując palcami mokre włosy. – Nie wmawiaj mi tylko, że wierzyłaś w te wszystkie bajeczki mojej siostry, która opowiadała ci, jakobym ciągle się w tobie podkochiwał.
Bianka bezwiednie aż otworzyła usta że zdumienia.
– Michelle jest niepoprawną romantyczką – kontynuował. – Owszem, kiedyś durzyłem się w tobie, ale sama mnie z tego skutecznie wyleczyłaś w dniu twoich dwudziestych pierwszych urodzin. Wylałaś mi na łeb taki kubeł zimnej wody, że otrzeźwiałem natychmiast. Jeszcze tego samego wieczora pocieszyłem się w ramionach takiej, która miała o mnie lepsze zdanie niż ty.
Tymi bezlitosnymi słowami dopiekł jej do żywego. Ale jeszcze większy ból zadawały obrazy, które pojawiły się nagle przed jej oczami.
– No wiesz! – wybuchnęła z goryczą. – To ja wyrzucałam sobie przez całą noc, że musiałam złamać ci serce, podczas gdy ty w rzeczywistości zabawiałeś się z jakąś… Która to była? – syknęła nienawistnie.
– Laura.
Bianka zaniemówiła. Laura znalazła się na przyjęciu właściwie przypadkiem, jako podrywka jakiegoś znajomego. Starsza o co najmniej dziesięć lat od nich, budziła jednak zachwyt mężczyzn oszałamiającą figurą i długimi blond włosami. I to z tą flądrą…?
– Nie wierzę! – wydusiła wreszcie z siebie. Nie mogła się pogodzić z myślą, że Adam tak po prostu… zdradził ją!
– Och, moje ty biedactwo – powiedział z udawanym współczuciem. – Popłaczesz się, bo ktoś ci zabrał lizaka, którego i tak nie chciałaś? Bo brzydki Adaś nie chce się już z tobą bawić w twoją grę? – Naraz jego oczy zwęziły się, a w głosie ponownie zabrzmiał cynizm. – Radzę ci, wymyśl jakąś nową historyjkę dla swojej mamusi, bo ta nie wypaliła. A jeśli znowu ci się nie uda, to zawsze przecież możesz powiedzieć prawdę.
Niebotycznie zdumiona Bianka wreszcie doszła nieco do siebie i odzyskała rezon.
– Adam, ja cię w ogóle nie poznaję! Co się z tobą dzieje? Piłeś? A może przegrałeś na wyścigach?
Złapał ją za ramiona i siłą posadził na łóżku.
– Owszem, piłem – potwierdził lodowatym tonem. – I rzeczywiście straciłem masę forsy. Ale to nie ma nic do rzeczy. Po prostu nie pozwolę ci dłużej wchodzić mi na głowę. Od dawna wiedziałem, że za bardzo ci pobłażam, a ty w efekcie myślisz, że możesz ze mną robić, co ci się żywnie podoba, bo ja się na wszystko zgodzę. Przymykałem na to oko, bo tak było mi z pewnych względów wygodniej, ale teraz przestało mi się to opłacać.
– Skąd ta nagła zmiana? – spytała gniewnie. Nie potrafiła zaakceptować faktu, że przez tych kilka ostatnich lat jedynie udawał, że mu na niej zależy. Jak mógł ją tak oszukiwać?
– Ponieważ spotkałem kogoś – wyjaśnił spokojnie. – Co więcej, zamierzam się żenić. Trudno jednak się oświadczać, udając jednocześnie męża innej kobiety, nie sądzisz?
Odniosła nagle dziwne wrażenie, jakby całe jej życie zaczęło się rozpadać. Nie rozumiała tego, ale tak właśnie się czuła.
– Nie wierzę ci! – powtórzyła nieco histerycznie i wstała gwałtownie, zauważając przy tym ze zdumieniem, że nogi się pod nią trzęsą. – Od co najmniej miesiąca nie kręciła się tu żadna dziewczyna. Nie ma więc nikogo takiego. Wymyśliłeś to sobie.
W rzeczywistości wcale nie była tego taka pewna. Adam ostatnio często nie wracał na noc, ale tłumaczył to tym, że pracuje do późna na uniwersytecie, ponieważ w razie potrzeby ma możliwość tam przenocować. Do tej pory nie miała powodów, by mu nie wierzyć, ale teraz pomyślała nagle, że mogło istnieć zupełnie inne wytłumaczenie jego powtarzających się nieobecności.
– Nie przyprowadzałem tu Sophie właśnie dlatego, że myślę o niej poważnie. Jakie miałbym u niej szanse, gdyby natknęła się w moim mieszkaniu na inną kobietę? Żadna z moich znajomych nie chciała mi uwierzyć, że nie łączy mnie z tobą intymny związek. Trudno im się zresztą dziwić, skoro zachowywałaś się tak, jakbym stanowił twoją własność.
– Wcale nie – zaprzeczyła gorąco, lecz w głębi duszy musiała przyznać mu rację. Owszem, z całą premedytacją zniechęcała kolejne przyjaciółki Adama, ale robiła to wyłącznie dla jego dobra. Przecież widziała, że żadna z tych seksownych idiotek nie zasługuje na niego, chciała go więc przed nimi chronić.
– Sama nigdy mnie nie chciałaś – ciągnął z tłumionym gniewem. – Ale jednocześnie nie miałaś ochoty odstąpić mnie nikomu innemu, jakbym był twoją zabawką. Zachowywałaś się jak pies ogrodnika: sam nie weźmie i drugiemu nie da.
– Jak możesz mi mówić takie obrzydliwe rzeczy? – jęknęła bliska płaczu. – Dlaczego sprawiasz mi przykrość?
– Prawda zazwyczaj boli – skomentował zimno. Bianka nie bardzo rozumiała, czemu jest aż tak bardzo roztrzęsiona na samą myśl o tym, że Adam zamierza się żenić. Przecież nie zamierzała się za niego wydawać. Za nikogo innego również.
Zdawała sobie sprawę z tego, że nie jest stworzona do życia w rodzinie, podobnie jak jej ojciec, którego przypominała niemal w każdym calu. Oboje potrzebowali ciągłych zmian, tęsknili do przygód i ekscytujących przeżyć, nigdzie nie potrafili zagrzać miejsca ani związać się z nikim na stałe. Tata ożenił się pod wpływem chwilowego impulsu, zaś przez następnych dwadzieścia lat poszukiwał wciąż nowych podniet poza legalnym związkiem…
Bianka nie zamierzała powtarzać jego błędu, ponieważ ona również szybko nudziła się kolejnymi partnerami. Jej zainteresowanie nawet najbardziej atrakcyjnym mężczyzną trwało najwyżej pół roku. Zawieranie małżeństwa nie miało więc najmniejszego sensu.
– Kim jest ta cała Sophie? – spytała z urazą.
– Nic ci nie powiem, bo znowu namieszasz. Zresztą, nie twoja sprawa. Ja nie wypytuję o twojego faceta.
– Pytaj, wiesz przecież, że nie mam przed tobą tajemnic. A w ogóle Derek już nie jest moim facetem.
– Ho, ho, co się stało? Czyżbyś wreszcie dla odmiany spróbowała z nim porozmawiać?
Kąciki jej ust drgnęły mimowolnie. Derek, fantastycznie umięśniony zawodowy sztangista, nie grzeszył zbytnią lotnością umysłu.
– Mniej więcej – przyznała.
Ich spojrzenia spotkały się, a w oczach pojawiło się na moment dawne zrozumienie, na którym latami opierała się ich przyjaźń. Bianka wiedziała, że jedynie Adamowi może bez wahania wyznać absolutnie wszystko, a on zawsze wysłucha, rozważy, doradzi i nigdy, ale to przenigdy jej nie potępi. Nie, to niemożliwe, żeby tak nagle się zmienił i żeby przestał być jej przyjacielem.
Położyła dłoń na jego ramieniu.
– Przecież Sophie nie musi o niczym wiedzieć – przekonywała. – Adam, proszę… Nie chcę psuć mamie pobytu w Australii. Ona zresztą wkrótce wyjedzie, to tylko dwa tygodnie. Obiecuję, że zaraz potem do niej napiszę i jakoś to załatwię. – Patrzyła mu błagalnie w oczy, wstrzymując przy tym oddech.
Westchnął ze znużeniem i odsunął jej rękę.
– Czy do ciebie nie dotarło nic z tego, co powiedziałem? Powtórzę to więc nieco jaśniej. Nie mam zamiaru udawać szczęśliwego mężusia na użytek twojej mamy. Nie zgadzam się, żebyś spała w moim pokoju, chyba że mnie tam nie będzie. Nie spodziewaj się też, że zjawię się na każde twoje zawołanie i zatańczę na dwóch łapkach, tak jak mi zagrasz – oznajmił twardo.
– To co ja mam jej powiedzieć?! – zawołała w panice.
– Nie wiem i nic mnie to nie obchodzi. Mam miłe gniazdko, gdzie w razie potrzeby mogę spędzić te dwa tygodnie, więc to nie moja sprawa. – Bezceremonialnie wypchnął ją ze swojej sypialni. – A teraz wybacz, ale chciałbym się ubrać.