ROZDZIAŁ JEDENASTY

– Jak to miło z twojej strony, że kupiłeś mi bilet klasy biznesowej. – May z wdzięcznością spojrzała na zięcia. – Złoty z ciebie chłopak. Opiekuj się tą moją ukochaną nieznośną córką, dobrze?

Z uśmiechem skinął głową i odsunął się taktownie, gdy obie kobiety żegnały się ze sobą. Miał nadzieję, że żadna z nich nie zorientowała się w jego prawdziwym nastroju. Opanowało go straszliwe przygnębienie, gdyż wiedział, że to już koniec. Za chwilę Bianka nie będzie już miała powodu, by nadal zachowywać się tak, jakby stanowili małżeństwo. Może przez jakiś czas nadal zostanie przy nim, dopóki ktoś nowy nie nawinie jej się pod rękę – na nic więcej nie miał co liczyć.

Może zresztą i dobrze, przekonywał sam siebie. Przez te dwa tygodnie musiał sprytnie lawirować między Scyllą a Charybdą, dostosowując się do oczekiwań rzekomej żony i rzekomej teściowej. Udawanie jednocześnie zblazowanego playboya oraz idealnego męża, i to tak, by nie wzbudzić żadnych podejrzeń, nie należało do najłatwiejszych zadań.

W obecności May stawał się wcieleniem niewinności i wszelakich cnót, podczas gdy za zamkniętymi drzwiami sypialni wchodził w rolę zblazowanego, wyrafinowanego kochanka, gdyż Bianka z kolei oczekiwała właśnie tego. Na jakiś czas zapewniało mu to jej zafascynowanie nim, ale nie wątpił, że i tak wkrótce jej się znudzi.

W efekcie nie bardzo wiedział, jak ma dalej postępować. Nadal odgrywać twardziela? Po co, skoro to i tak do niczego nie doprowadzi? Ale może dzięki temu uda się odsunąć dalej w przyszłość nieuchronny moment rozstania? Wszystko w nim zamierało na samą myśl o tej chwili…

Bianka ostatni raz pomachała znikającej w oddali mamie i odwróciła się do Adama. Zauważył jej zaczerwienione oczy.

– No i nie ma jej. – Pociągnęła żałośnie nosem.

Bez namysłu otoczył ją ramieniem i podał jej chusteczkę.

– Chcesz zostać i patrzeć, jak samolot odlatuje?

– Och, nie, rozkleiłabym się zupełnie. – Osuszyła oczy chusteczką. – Lepiej mi zrobi wizyta u Lucky'ego.

Westchnął.

– O rany, znowu ten kundel! Przecież widziałaś go zaledwie wczoraj.

– Kiedy ja jeżdżę do niego codziennie! Na szczęście chodzisz do pracy, więc tego nie zauważyłeś.

Na szczęście? Miał w nosie takie szczęście! Nie mógł się na niczym skupić, na uniwersytecie myślał tylko o tym, żeby wreszcie wrócić do domu i zobaczyć Biankę. Dobrze się składało, że akurat trwała sesja, więc nie musiał teraz niczego wykładać, jedynie egzaminował. Czuł, że w obecnym stanie umysłu nie potrafiłby wytłumaczyć swoim studentom najprostszego zagadnienia.

Jednak dziś byłą sobota i mieli cały weekend dla siebie. Nie chciał marnować ani chwili na wizytę w lecznicy. Wolał mieć Biankę przez cały czas tylko dla siebie. Do licha, chyba zaczynał być zazdrosny o tego psa.

– Słuchaj, ty chyba nie mówiłaś poważnie o tym zabieraniu go do siebie?

– Oczywiście, że tak! Weterynarz powiedział, że mogę go odebrać już jutro.

– W takim razie przypominam ci, że to całe gadanie o kupnie domu było wyłącznie na użytek twojej mamy. Nie zamierzam robić nic podobnego – poinformował sucho.

– Domyślałam się tego – odparła z ponurą miną. – Ale mam jeszcze innych znajomych i na pewno przekonam kogoś, by zajął się psem do czasu, gdy znajdę jakiś domek, który mogłabym z kimś na spółkę wynająć.

– A z kim, jeśli można wiedzieć? – warknął ze złością. Niech to diabli, zamierzała go zostawić dla jakiegoś zapchlonego zwierzaka!

Wzruszyła ramionami i z roztargnieniem wepchnęła chusteczkę do kieszeni dżinsów.

– Nie mam pojęcia. Ale na pewno kogoś namówię.

– O, nie wątpię – skwitował z ironią. Bianka miała niezwykły talent do przekonywania ludzi, by robili to, na co miała ochotę. On również do nich należał.

W milczeniu ruszyli w stronę parkingu. Gdy doszli do samochodu, Adam poczuł, że to ponad jego siły.

– Dobra, skoro ci tak bardzo zależy, to mogę się ewentualnie rozejrzeć za jakimś domem.

Jej twarz rozświetliła się tak promiennym uśmiechem, że sam ten widok wynagrodził mu cały trud, jaki go czekał. Musiał znaleźć kupca na mieszkanie oraz wyszukać taki dom, na który nie musiałby wydać wszystkich oszczędności. Oczywiście, gdyby sprzedał apartament, nie musiałby się troszczyć o pieniądze, ale za nic nie chciał się go pozbywać. Z tym miejscem wiązały się cudowne wspomnienia – z Bianką w roli głównej. Dzisiejszej nocy też pragnął ją tam zabrać… Ona naprawdę zasługiwała na jak najwspanialszą oprawę.

– Jeszcze dzisiaj skontaktuję się z jakąś agencją mieszkaniową – Wyrwało mu się nieopatrznie.

W tym momencie…

– Och, Adam! – Impulsywnie rzuciła mu się na szyję i zaczęła obsypywać go pocałunkami. – Jesteś cudowny! Tak bardzo cię kocham!

Szorstkim gestem odsunął ją od siebie.

– Daruj sobie – żachnął się. – Nie potrzebuję twojej wdzięczności.

Przez chwilę wpatrywała się w niego tymi swoimi ogromnymi oczami zagubionej sierotki Marysi.

– Kiedy to wcale nie jest wdzięczność – szepnęła cichutko.

– Czyżby? Nie mylisz mnie przypadkiem z kimś innym? Naprawdę chodzi ci o Adama Marsdena, którego znasz od dziecka? – W tym pytaniu zawarł całą gorycz, jaka nawarstwiła się w jego sercu przez te wszystkie lata, gdy Bianka odrzucała jego uczucia.

– Tak – zapewniła i wspięła się na palce, by tym razem pocałować go w same usta. Nie pozwolił jej na to.

– Kiedy ty wreszcie przestaniesz mylić seks z miłością, co?

Teraz już nie emanowała z niej taka pewność, jak przed chwilą. W jej oczach pojawiła się bezradność i Adam pomyślał, że bezbłędnie trafił w jej słaby punkt.

– To wcale nie tak… – zaprotestowała, lecz on nie zamierzał tego słuchać.

Być może rzeczywiście wydawało jej się, że go kocha, ale to przecież powtarzało się już tyle razy, że dawno stracił rachubę. Z pewnością czyniła podobne wyznania każdemu, z kim zdarzyło jej się wylądować w łóżku. Wystarczyło, by facet doprowadził ją do upojenia, a ona już wyciągała z tego błędne wnioski. Zresztą, mężczyźni musieli na nią bardzo silnie działać, sądząc po jej reakcjach na sam jego dotyk, więc pewnie pierwszy lepszy potrafił dostarczyć jej odpowiednich wrażeń. Adam nie miał żadnych złudzeń co do tego – był tylko jednym z wielu i z całą pewnością zostanie wkrótce zastąpiony.

Dlatego też nie zamierzał dać się złapać na lep słodkich słówek, które nie znaczyły zupełnie nic. Wiedział, że nie może zaufać zapewnieniom tej płochej, niestałej kobiety, która już i tak złamała mu serce. Nigdy więcej nie pozwoli jej igrać z jego uczuciami, dlatego nigdy ich przed nią nie zdradzi.

– Czy ty aby nie przesadzasz? – przerwał jej oschłym głosem. – Spędziliśmy miło dwa tygodnie… i tyle.

– Czy to znaczy, że… Że nie chcesz… Że to już koniec?

– Tego nie powiedziałem – zaprotestował szybko. – Ale może nie idealizujmy tego za bardzo. Jesteśmy przyjaciółmi, którzy odkryli, że dobrze im razem w łóżku.

– Dobrze im razem w łóżku… – powtórzyła mechanicznie.

Adam zirytował się. Czy ona naprawdę niczego nie zrozumiała? Pocałował ją więc, nie tyle z przypływu uczuć, ile z wyrachowania.

– Widzisz? – spytał, gdy zaczęła drżeć w jego ramionach. – To jest seks, a nie miłość i przestań wreszcie mylić jedno z drugim. Dotarło do ciebie wreszcie?

– Tak – powiedziała powoli nieswoim głosem. – W końcu dotarło. Dla ciebie liczy się tylko łóżko. Obskakiwałeś moją mamę, udawałeś mojego męża i kupowałeś mi prezenty tylko po to, żebym tym chętniej ci ulegała. A ja, skończona idiotka, łudziłam się w głębi serca, że robiłeś to z miłości. Jesteś bezwzględny i okrutny. Daruj sobie to kupowanie domu, bo nie zamierzam mieszkać pod jednym dachem z taką kreaturą. I nie będę się też więcej z tobą kochać! – zakończyła dobitnie.

Adam starał się nie pokazać po sobie, jak wielki ból sprawiła mu swoim niesprawiedliwym osądem. Chciał coś powiedzieć, ale nie dała mu dojść do słowa.

– Nie próbuj się tłumaczyć – syknęła gniewnie. – Nareszcie cię przejrzałam! I pomyśleć, że przez te wszystkie lata podziwiałam kogoś, kto nie był tego wart. Może nie kochałam cię tak bardzo jak teraz, ale ceniłam cię wyżej niż kogokolwiek innego. Teraz brzydziłabym się podać ci rękę!

Patrzyła na niego z taką odrazą, że Adam nie miał siły tego znieść. Zresztą, nie musiał, gdyż wyrwała się z jego objęć i odeszła szybkim krokiem, nie oglądając się za siebie.

– Bianka, zaczekaj! – krzyknął. Nawet nie zwolniła.

Nie, za nic nie mógł pozwolić jej odejść!

– Kocham cię! – zawołał w przypływie rozpaczy. – Zawsze cię kochałem, przecież wiesz o tym…

Zatrzymała się i odwróciła się do niego powoli, a na jej twarzy widniała jednocześnie nieufność i nadzieja.

– Nigdy nie mów czegoś takiego, jeśli to nie jest prawda – oznajmiła dziwnie twardo.

Wyprostował się i spojrzał jej prosto w oczy, starając się prezentować sobą niewzruszoną pewność i spokój, choć wcale ich nie odczuwał.

– To jest prawda – odrzekł, jednocześnie przeklinając swoją słabość.

Znowu to zrobił, kretyn. Mimo tych solennych obietnic, które składał sam sobie. Ponownie otworzył przed nią swoje serce i złożył życie u jej stóp, choć ona tego kompletnie nie rozumie i nigdy nie doceni. Nie miał wątpliwości, że znowu się nim zabawi, a potem beztrosko zlekceważy jego dary…

Teraz jednak nie miał innego wyjścia. Trudno, skoro już tak idiotycznie odsłonił przed nią swój najczulszy punkt, to przynajmniej niech coś z tego ma.

– Kocham cię – powtórzył. – I nie chcę, żebyś odeszła. Ruszył w jej stronę, nie odrywając spojrzenia od jej oczu.

Chwilę później Bianka padła mu w ramiona, zapominając o tym, że jeszcze przed chwilą nie chciała go znać. Wiedział, że tak będzie. W głębi duszy była niepoprawną romantyczką. Ona naprawdę wierzyła w to, że darzy go uczuciem, podczas gdy w rzeczywistości powodował nią wyłącznie fizyczny głód.

Загрузка...