– Dziś nie musimy nic robić, prawda?
– Nie, dziś odpoczywamy. – Jarl zajęty rzucaniem spławika nawet nie odwrócił głowy.
– Będziemy łowić przez cały ranek, a przed obiadem pójdziemy do sauny.
– Dobrze.
– I nie weźmiemy mydła. Nieważne, co powie mama.
– Uhm – Jarl mrugnął do Sary. Siedziała na przystani całkiem blisko syna, ale Kip najwyraźniej uważał, że kiedy zwraca się do jednej z dorosłych osób, druga w tym momencie zwyczajnie głuchnie.
Chłopiec nie mógł usiedzieć w miejscu, wiercił się tak niespokojnie, że nawet piegi na jego nosie zdawały się poruszać.
– Mama nie musi płynąć, tylko my dwaj.
– Tylko my – powtórzył Jarl chyba już po raz trzydziesty. – Żadnych dziewczyn na wyprawach rybackich.
– Ale dziewczyny też mogą brać udział w takich wyprawach.
– Jednak nie dzisiaj, nie w wyprawie na pstrągi. Tak naprawdę, dziewczyny mogły brać udział we wszystkich wyprawach, ale tym razem Jarl chciał zabrać ze sobą tylko Kipa. Jeszcze tydzień wcześniej był on nierozłączny z matką. Teraz ona pozwoliła na tę wycieczkę, co znaczyło, że zaczyna się poddawać. Poranne słońce świeciło jasno. Sara patrzyła na nich z uśmiechem. Jarl dotkliwie odczuł, jak wiele znaczy dla niego ta kobieta. Dla niej był gotów na wszystko.
Powtarza! sobie, że to niemożliwe, by zakochać się tak prędko, ale to wcale nie pomagało. Spędzał z nią ostatnio wiele czasu. Kiedy zapominała o tym, że musi się bronić, była ciepłą i namiętną kobietą, wdzięczną za najdrobniejszy przejaw uczucia.
Była także silna i uparta. Zbyt silna i zbyt uparta. Pozwoliła mu wkroczyć w swoje życie, lecz ustaliła reguły gry. Gorące, leniwe dni lata sprzyjały flirtom i rozmowom. Nadchodziła jesień i letni przyjaciele wycofywali się ze swoich letnich związków. Tak właśnie to określiła i on zaakceptował jej decyzję. Nie pytał, dlaczego nigdy nie opuszczała wyspy, skąd pochodziła i czego tak się bała.
Nawet jeśli czuł się zawiedziony, nie okazywał tego. W fińskim nie istniał czas przyszły. Nie mógł powiedzieć „zaufasz mi", mówił „ufasz mi".
Próbował jej to udowodnić, nawet jeśli sama jeszcze sobie tego nie uświadamiała. Pozwoliła mu brać udział w ich porannych kąpielach. Zapomniała się nawet na tyle, że postawiła dla niego nakrycie na stole. Nie protestowała, kiedy pomalował jej okna, a jego lakka stała w kredensie.
Jednak prawdziwym dowodem rosnącego zaufania było to, że pozwoliła rozczochranemu brzdącowi popłynąć z nim na ryby.
– Gotowy?
– Pewnie. – Mały zerwał się na równe nogi i wycelował palcem w Sarę. – Zostawiam cię, mamo! Ty nie płyniesz!
– Wiem, robaczku. Mam nadzieję, że coś złapiecie.
– Tylko my płyniemy.
– Nie żartuj.
– Może pozwolimy ci popłynąć z nami następnym razem, ale będę musiał zapytać Jarla. To męska sprawa.
– Och, dobrze.
– A teraz płyniemy. Cześć!
Kiedy wstała, żeby im pomachać, już chciała zabronić im tej wyprawy. Jej uśmiech stał się sztuczny, skuliła się jak z zimna. Opiekuj się moim dzieckiem, mówiło jej spojrzenie.
Zganiła się w myślach za swoją głupotę. Jarl kocha małego i z pewnością nie dopuści do sytuacji, w której mogłoby mu coś zagrażać.
Kiedy dotarli do chłodniejszej części jeziora, Jarl rzucił kotwicę.
– Jesteśmy gotowi?
– Pewnie. – Kip uwielbiał nakładać robaki, a jeszcze bardziej zarzucać wędkę. Jego szanse wyłowienia ryby były znikome, bo zachowywał się z taką gwałtownością, że na pewno wypłoszył wszystkie w promieniu kilku kilometrów. Jarl rozważał możliwość zamiany wędek w odpowiednim momencie. Jednak po kilku minutach Kip przestał się uśmiechać i twarz mu się zasępiła.
– Musimy wracać – oznajmił.
– Chyba nie jesteś już zmęczony.
– Nie. – Nic się nie stało, ale duże niebieskie oczy nagle posmutniały.
– Hej! – Jarl zamocował obie wędki i potrząsnął lekko malcem. – Masz jakiś problem? Byłem pewien, że chcesz płynąć na ryby.
– Tak.
– Więc co się stało?
Mały podniósł głowę i popatrzył na Jarla.
– Zapomniałem – powiedział poważnie – że nigdy nie zostawiam mamy.
Jarl zawahał się.
– Myślę, że wszystko z nią w porządku – powiedział łagodnie. – Wytrzyma bez ciebie przez te kilka minut.
– Nie. Powie, że wszystko w porządku, ale wcale tak nie będzie.
Jarl zaklął w duchu i wyciągnął wędki z wody. Chciał coś powiedzieć, lecz nie mógł znaleźć odpowiednich słów. Był cierpliwy, ale wszystko ma swoje granice. Ten czterolatek uważał, że strach to coś normalnego. Koniecznie trzeba było to przerwać.
– Kip?
– Możesz się pośpieszyć?
– Posłuchaj mnie. Wracamy, ponieważ o to prosiłeś, a nie dlatego, że jest coś, czego trzeba się bać. Nie pozwolę nikomu skrzywdzić ciebie ani twojej mamy. Nie ma się czego bać.
– Właśnie, że jest.
– Powiedz, czego?
Ale chłopiec nie odpowiadał. Oboje zawsze zamykali się w sobie, kiedy zaczynał pytać, "Nie było żadnego sposobu, aby Kip mu to wyjaśnił.
Kiedy dotarli do wyspy, Jarl czuł nieznośny ból w ramionach. Ponury nastrój Kipa rozwiał się natychmiast, kiedy dostrzegł Sarę. Krzyknął głośno. Matka i syn zwarli się w gorącym uścisku. Sara spojrzała na Jarla pytająco.
– Zmieniliśmy plan i uznaliśmy, że lepiej będzie zrobić coś na wyspie – powiedział lekko.
– Ale myślałam, że obaj chcieliście…
– W porządku, Saro. Wszystko w porządku.
Sara nie widziała ich, dopóki nie skończyli pierwszej kąpieli w saunie i nie przyszli na obiad. Rzucili się na jedzenie, jakby głodowali od tygodnia. Kip nie przestawał mówić o saunie i jajkach, głównie o jajkach.
– Widzisz, mamo, cały świat byt kiedyś jajkiem. Połowa żółtka zamieniła się w słońce, a połowa białka w księżyc. Zgadnij, co się stało z resztą jajka?
– Przemieniła się w jajecznicę?
– Nie, głuptasku. Też się podzieliła na dwie części. Jedna to niebo, a druga to my. Rozumiesz?
– Rozumiem.
– To nowa wersja starej legendy – wymruczał Jarl.
– Trochę przekształciłeś tę historię?
– Trochę.
– Co to znaczy „przekształciłeś"? – zażądał wyjaśnień Kip.
– Może na razie zajmiesz się groszkiem z talerza. Czy Jarl opowiedział ci też inne fińskie baśnie?
– Pewnie. Powiedz jej o duchach, Jarl – nalegał Kip i sam zaczął. – Wiesz, jeśli czegoś chcesz od drzewa, musisz je tylko ładnie poprosić. W drzewie mieszkają duchy i w wodzie też. Pamiętaj, trzeba to robić bardzo grzecznie.
Tej nocy Kip po raz pierwszy nie bał się iść spać i nie protestował, kiedy wychodziła z pokoju.
Wróciła zamyślona. Jarl siedział w fotelu, wyglądał bardzo swojsko i zwyczajnie. Zapalił fajkę i wskazał jej miejsce obok siebie, wiedząc, że na razie jeszcze nie usiądzie. Zawsze, kiedy Kip był już w łóżku, zbierała kredki, zabawki i papierki i odkładała je na miejsce.
– Nie wiem, jak ci się odwdzięczę – powiedziała, do Jarla.
– A co takiego zrobiłem? – spytał rozbawiony.
– Dobrze wiesz. Zasnął natychmiast. Cały dzień był szczęśliwy dlatego, że przypłynąłeś. Radzisz sobie równie dobrze ze wszystkimi dzieciakami, czy tylko z moim?
– Najlepiej z twoim.
Kiedy wszystkie zabawki leżały już na swoich miejscach, Sara ściągnęła buty i zachichotała.
– Mam wobec ciebie dług – powiedziała. – Możesz wybierać nagrodę. Co chcesz, powiedz?
Roześmiał się.
– Mamusia Kipa nie miała ochoty na małą przerwę dzisiejszego popołudnia.
– Była tak zapracowana, że niemal zapomniała, jak się nazywa. A teraz, czego żądasz?
– Jeśli mówisz poważnie… – zawahał się Jarl.
– Mówię poważnie, tylko nie wybieraj rzeczy niemożliwych.
Znów się roześmiał i jednocześnie popatrzył na nią w dziwnie intymny sposób. I znów rozpłomieniła się pod wpływem jego spojrzenia. Sama przecież zaczęła tę grę, przekonana, że nie ma nic złego w tych rzadkich chwilach szczęścia. Tylko że teraz to przestało być grą. Nie mogła odrzucić mężczyzny, który był tak dobry dla Kipa i tak pociągający dla niej. Zwykła przyjaźń wydawała się najlepszym i najbezpieczniejszym rozwiązaniem. Dla Kipa. Sama czuła się mniej więcej tak bezpiecznie, jak linoskoczek bez zabezpieczenia na cienkiej linie. Ale dzisiejszego wieczora wszystko wydawało się mniej skomplikowane.
– Lepiej zdecyduj szybko, czy chcesz nagrodę.
– Cóż – powiedział Jarl – chyba zrezygnuję z wszelkich bogactw i poproszę o coś innego. Już od rana wiem, jaką nagrodę chciałbym dostać.
– Od rana?
– Od kiedy napaliłem w saunie. Chyba nie uważasz, że wybudowałem ją tylko dla Kipa? Ogień ciągle czeka. Ale najpierw zobaczymy, co takiego zdołałaś zrobić dzisiejszego popołudnia.
Obrazki jeszcze nie wyschły, ale Jarl przyglądał się im uważnie. Sara dreptała za nim z bijącym sercem. Powodem tego nie była jednak artystyczna trema, tylko perspektywy pójścia do sauny. Pozwoliła ją wybudować, bo miało to znaczenie dla Kipa. Gdyby chciał czegoś innego, też wyraziłaby zgodę. Sama jednak omijała saunę i zamierzała nadal to robić.
– Każdy z nich jest świetny – powiedział w końcu Jarl.
– Jesteś beznadziejnym pochlebcą. Robiłam lepsze.
– Po namyśle dodała miękko: – Nie wiedziałam, że jest już tak późno.
– Dopiero dziewiąta.
– Oboje mieliśmy meczący dzień.
– Saro!
– Tak?
Przysunął się do niej z uśmiechem na twarzy. Dotknął kciukiem jej policzka.
– Sauna nie ma nic wspólnego z seksem – powiedział łagodnie.
– Na litość boską, nigdy tak nie myślałam. Teraz uśmiechnął się szeroko.
– Kissa, marzę o tym, żeby cię uwieść. Jednak wyraźnie dałaś mi do zrozumienia, że wyznaczasz mi rolę niekłopotliwego przyjaciela. To wcale nie jest dobre ani dla mnie, ani dla ciebie.
– Jarl!
– Odłóżmy to na później. W saunie siedzi się nago, ale nie ma to nic wspólnego z seksem. Relaks i nic więcej.
– Posłuchaj, ty przeklęty Finie…
Wiedziała już, że ustąpi. Z pewnością upal i spływający pot nie były tym, co lubiła najbardziej, ale najwyraźniej sauna miała dla niego olbrzymie znaczenie. Zaufała mu już przecież poprzednio i ani razu nie próbował zbliżyć się do niej w ciągu tego tygodnia. Jeśli więc chce, żeby wzięła tę niedorzeczną kąpiel, zrobi to dla niego.
Jednak po dwudziestu minutach, dokładnie w momencie, kiedy stanęła niemal naga na werandzie, prawie zmieniła zdanie.
Otwierając drzwi, trzęsła się ze zdenerwowania. Nie miała na to ochoty. W zamkniętych pomieszczeniach zwykle miewała ataki klaustrofobii, a tu było ciasno i jednocześnie ciemno jak w lochu. Kilka węgli żarzyło się w rogu, dając bardzo nikłe światło. Jedyne sprzęty stanowiły dwie sosnowe ławy, jedna wprost na ziemi, druga nieco wyżej oraz wiązka brzozowych gałęzi. Dym gryzł w oczy i było niemożliwie gorąco.
– I to ma być przyjemne, tak?
– Ej, kissa, nie narzekaj, dopóki nie poznasz wszystkiego w pełni, – Czułość, z jaką wymawiał to słowo, wstrzymywała ją od pytań o jego znaczenie.
Kiedy oczy Sary przywykły już do ciemności, znalazła jeszcze jeden powód do zdenerwowania. Jarl zaczął polewać zimną wodą węgle na palenisku i pomieszczenie wypełniło się gęstym obłokiem pary. Pomyślała, że w przepasce na biodrach wyglądałby jak prymitywny jaskiniowiec podsycający ogień. Tylko że on nie miał przepaski. Starała się omijać go wzrokiem i nie mogła dostrzec, jak się uśmiecha zdejmując z niej ręcznik.
– Nie kąpiesz się chyba w ręczniku?
– We wtorki tak – próbowała żartować, by pokonać nieznośne uczucie skrępowania.
Zachichotał.
– Usiądź na dolnej ławie, wyżej jest bardziej gorąco.
– Nie wierzę – powiedziała sucho. Nie mogła oddychać z powodu wilgoci, a goły pan Hendriks był tak swobodny, jakby nosił najlepiej skrojone ubranie. Usiadła skulona na wilgotnej ławie i zastanawiała się smętnie, jak to zniesie.
– Połóż się – polecił Jarl. Odczep się, pomyślała.
– Połóż się – powtórzył o wiele łagodniej.
Jaki on był uparty. Przekręciła się na brzuch, zasłaniając najbardziej intymne części ciała. Jarl wspiął się na wyższą ławkę. Mijały minuty. Zaryzykowała rzut oka na Fina. Leżał swobodnie wyciągnięty i wydawał się całkowicie odprężony.
Sara nie zamierzała się odprężać, prawie się dusiła w tym upale. Zdumiewające, co niektórzy ludzie uważają za przyjemność. Jednak po pewnym czasie zaczęła oddychać powoli i głęboko. Stopniowo jej mięśnie rozluźniły się i poczuła ogarniające ją rozleniwienie. Ciemność, upał, syk wody sprawiały, że traciła poczucie czasu. Przestała myśleć. To wszystko nie działo się naprawdę. Rzeczywistość to Derek, Chapmanowie, wieczna ucieczka, brak wyboru i strach. To, co przeżywała teraz, należało do innego świata i nie trzeba było z tym walczyć.
Jad odwrócił się powoli, żeby na nią popatrzeć. Wyglądała tak dziecinnie i niewinnie, jak nigdy dotąd.
– Odprężona?
– Nie ruszam się stąd – wymamrotała. Spod przymrużonych powiek widziała jego twarz nad sobą.
– To twoja wina. Ty mnie tu ściągnąłeś i powtarzam ci, że nigdy się stąd nie ruszę.
– Relaks – to punkt numer jeden – uśmiechnął się.
– Teraz przejdziemy do punktu drugiego.
– Jakikolwiek ruch jest niemożliwy.
– Zaraz będzie możliwy. Uwierz mi.
Zszedł na dół i z wiązki gałęzi wybrał jedną, zmoczył w wodzie i kilkakrotnie potrząsnął nad paleniskiem. Wrócił do Sary.
– Usiądź, proszę – powiedział.
– Dobrze, Jarl.
Zauważył chyba rozmarzony ton jej głosu.
– Na nic nie licz, kissa - brzmiała w tym nutka humoru i jednocześnie jakby trochę przygany. – Ta gałązka nazywa się vihta. To bardzo stary zwyczaj, prawie już zapomniany. Nic nie będzie bolało i poczujesz się po tym świetnie. Usiądź i zamknij oczy.
Czy on jest przekonany, że ufam mu na tyle, by uwierzyć absolutnie we wszystko, pomyślała Sara.
– Kissa?
Usiadła i zamknęła oczy. Naprawdę mu ufała. Czuła się senna, bezpieczna i szczęśliwa. Lekko i delikatnie uderzał ją brzozową gałązką. Nie bolało, jednakże było to tak głębokie i zmysłowe odczucie, że poczuła się zakłopotana. Może rzeczywiście zwariowała. Stał nad nią mężczyzna z czymś w rodzaju bata. Jak więc mogła czuć się dobrze.
Ale przecież nie robił jej krzywdy. Ten rytuał nie miał nic wspólnego z bólem. Widziała, że Jarl zwraca równie baczną uwagę na jej odczucia, co ona sama. To było nawet bardziej intymne niż seks. Czuła się całkiem obnażona i on o tym wiedział. Czuła się pełna, czysta i znów kobieca.
– Podoba ci się?
Było to zupełnie niepotrzebne pytanie. Spojrzała tylko na niego, niezdolna wydusić z siebie słowa. Uśmiechnął się.
– A teraz punkt trzeci. Trochę gorąca. – Podszedł do paleniska i w tym momencie upał i wilgoć stały się nie do zniesienia.
– Jarl!
– Jeszcze tylko dwie minuty. – W ciągu tych minut omal się nie ugotowała. Żar był prawie nie do zniesienia. – A teraz do jeziora, Saro.
– Chyba żartujesz – otworzyła szeroko oczy.
– Zobaczysz, zimna woda dobrze ci zrobi.
– Może ty pójdziesz, a ja poczekam i zobaczę, jak dobrze zrobi tobie.
Roześmiał się, podniósł ręczniki i wyciągnął do niej rękę.
– Nie mogę – jęknęła – uwierz mi. Nie mogę ruszyć nawet palcem.
Powinna już wiedzieć, że spieranie się z tym Finem jest absolutnie bezsensowne. Opierała się, ale wyciągnął ją na zewnątrz. Nadal wydawało jej się, że śni, kiedy tak szli przez las w kierunku jeziora. Sen raptownie się skończył, kiedy Jarl wziął ją na ręce, przeszedł parę kroków i wrzucił do jeziora.
Senność natychmiast zniknęła i Sara poczuła, że żyje, tryska energią, która ją rozpiera. Jarl patrzył na nią z uśmiechem. Zdała sobie sprawę, że znów jest zwykłą śmiertelniczką. Sauna miała coś z magii, ale teraz otaczała ją rzeczywistość – księżyc, cicha noc, mroczne wody jeziora i… mężczyzna, szarooki, silny, ciężko oddychający mężczyzna z zagadkowym uśmiechem.
Podeszła do niego. Nie była to świadoma decyzja, zadecydował silny wewnętrzny impuls. W tej chwili należał do niej, tak bardzo go pragnęła. Dal jej tak wiele, że po prostu nie mogła tego nie zrobić. Pocałowała go. To, co znajdowało się poniżej ich ramion, należało do innego, płynnego i zimnego świata. Był tylko Jarl. Nie było żadnych innych mężczyzn w jej życiu, dopóki nie pojawił się on i ta przerażająca miękkość, i to pożądanie, i ta noc.
Jarl z całych sił próbował się opanować. Nie zamierza jej przecież uwodzić, chciał ją przekonać, że powinna mu ufać. Chciał, żeby wiedziała, że zawsze będzie ją ochraniał. Zaprowadził ją do sauny, żeby się odprężyła.
Do diabła, nie powinna była go całować. Uniósł ją i zaczął pieścić jej piersi. Odrzuciła głowę do tyłu i wydala cichy jęk. To przeważyło, przestał się kontrolować. Nie myślał już o niczym, liczył się tylko dotyk jej skóry i to, że chciała być kochana. Teraz, mocno i przez niego. On też pragnął tego najbardziej na świecie, ale to nie mogło się stać. Drżała z namiętności, ale także z zimna, przejmującego zimna.
Zamruczał do jej ucha kilka słów w swoim języku. Nie wiedziała, co może znaczyć nainen. Chciał, żeby coś zrobiła, ale co? Poczuła się zdezorientowana i przestraszona.
– Cicho, cicho – przytulił ją do siebie i delikatnie pocałował. Był jej wdzięczny za to, że go tak bardzo pragnie, że aż nie może się z tego powodu poruszyć. Wyrażał to w ojczystym języku, bo tylko tak mógł jej podziękować za te wszystkie śmieszne, irracjonalne sprawy bez znaczenia, jak i za te, które stały się bardzo ważne.
Kiedy doszli do brzegu, Sara trzęsła się z zimna. Opanowała się już nieco, ale jeszcze nie zdołała całkiem dojść do siebie. Rozpostarł ręcznik i mocno, bezlitośnie ją nacierał. Chociaż szok, spowodowany przejściem z upału sauny do zimnego jeziora, powinien być zdrowy i ożywiający, mogła się jednak rozchorować. Był zły na siebie, że ją na to naraził.
– Jarl, wolniej!
– Musisz się rozgrzać.
– Ale może spróbujesz nie zedrzeć ze mnie skóry? Ich oczy spotkały się na moment. Jej spojrzenie pełne było ciepła, uczciwości i bezradności. Boże, tak bardzo ją kochał.
– Nie jesteś na mnie zła? – zapytał. Potrząsnęła przecząco głową.
– Nie żałujesz?
Jeszcze raz zaprzeczyła bez słów. Westchnął głęboko.
– Omal nie wziąłem cię na środku jeziora – powiedział.
– Tak.
– Nie tak chciałbym kochać się z tobą po raz pierwszy.
Ujrzał, że jej oczy zachmurzyły się. Kiedy już ją wysuszy i rozgrzeje, postara się dowiedzieć, jaki jest tego powód.