– Ejże – Jarl powstrzymał rozpędzonego malca.
– Chcę do mamy, Jarl.
– Wiem, maluchu, ona też chce cię zobaczyć. Ale ma na nodze poważną ranę i trzeba obchodzić się z nią bardzo ostrożnie. Każdy, kto nie będzie zachowywał się spokojnie i grzecznie, do końca życia będzie jad! tylko makaron, jasne?
Jarl puścił wyrywającego się chłopca, wskazując mu palcem sypialnię na końcu korytarza. Kip pobiegł w tamtym kierunku, a Jarl przyglądał się staremu człowiekowi, wciąż stojącemu w drzwiach.
– Wejdź, proszę.
– Mały bardzo chciał ją zobaczyć.
– Tak, widziałem.
Maks niepewnie przekroczył próg domu, mnąc w rękach czapkę. Miał powody, by czuć się nieswojo. Tego popołudnia, kiedy Sara straciła przytomność, Maks przybył na wyspę w chwili, gdy Jarl niósł ją do swojej łodzi. Po raz drugi ktoś wziął Jarla na muszkę. Jednak tym razem był to mężczyzna, który wiedział, jak obchodzić się z bronią.
Gdyby Jarl miał trochę czasu, zdołałby wszystko wyjaśnić. Ale nie miał. Był zdecydowany zawieźć Sarę do szpitala i nikt nie mógł mu w tym przeszkodzić.
Doszli do porozumienia po krótkiej sprzeczce związanej z Kipem. Jarl chciał go zabrać, gdyż mały najwyraźniej obawiał się Maksa. Jednak stary człowiek zdołał go przekonać, że będzie lepiej, jeśli on weźmie dziecko.
Dopiero później Jarl uświadomił sobie to, co było oczywiste. Przecież to Maks był człowiekiem od gołębi, który dostarczał żywność na wyspę i wiedział o wszystkim. To on znał odpowiedzi na wszystkie pytania gnębiące Jarla, ale wtedy nie było czasu, żeby je z niego wydostać.
Teraz nadszedł czas i stary z pewnością zdawał sobie z tego sprawę, gdyż uparcie nie patrzył Jarlowi w twarz.
– Jak ona się czuje?
– Skoro Kip jest tutaj, to prawdopodobnie lepiej – odpowiedział sucho Jarl.
– Sprawia kłopoty?
– To łagodnie powiedziane. Zachowuje się jak jędza, nikogo nie słucha i sprawia więcej kłopotów niż dziesięć przeciętnych kobiet.
Maks zachichotał i podrapał się po brodzie.
– Ona nie lubi być od czegokolwiek zależna.
– W ogóle nie dopuszcza do siebie takiej myśli.
– Jarl odwrócił się i sięgnął po dzbanek z kawą.
– Lubisz mocną?
– Im mocniejsza i bardziej czarna, tym lepsza.
– Właściwie to nic się nie zmieniło. Doktor zabronił jej chodzić przez najbliższe trzy dni. Rana zagoi się szybko. Ale jest jeszcze bardzo słaba, wczoraj przespała prawie cały dzień. Jednak kiedy nie śpi, przydałoby się trzymać ją pod kluczem. Dobrze, że wreszcie zobaczyła Kipa.
– Mimo wszystko lepiej będzie, jeśli zabiorę go jeszcze na parę dni.
Jarl wręczył Maksowi kubek i potrząsnął głową.
– Najgorsze ma już za sobą. Poradzę sobie z nimi, ale byłbym ci wdzięczny, gdybyś popłynął na wyspę i przywiózł parę ubrań.
– Jasne. Masz niezłą chałupę.
Maks wycofał się do pokoju na tyłach domu.
Stanowił on pewnego rodzaju atrium, w którym Jarl hodował miniaturowe drzewa w doniczkach. Dom zbudowany był z surowego drewna i szkła, przestronny i bezpretensjonalny.
– Odpowiedni dla mężczyzny – zauważył Maks.
– Czuje się przestrzeń. Podszedł w kierunku schodów.
– Co jest na górze?
– Na poddaszu sypialnia i łazienka. A za podwójnymi drzwiami komórka z narzędziami i jeszcze jedna sypialnia.
– Wszystko, czego potrzeba mężczyźnie i jeszcze więcej. Czy Sara widziała kuchnię? – Spojrzenie Maksa powędrowało w stronę pomieszczenia, w którym stał prosty cedrowy kredens. – Żaden mężczyzna nie lubi dużej ilości sprzętów w swojej kuchni.
– Zagroziłem Sarze ciężkimi kłopotami, jeśli opuści sypialnię. Tej nocy, kiedy przywiozłem ją ze szpitala, ledwie wiedziała, jak się nazywa. Cóż, widziała to wszystko, ale nie sądzę, żeby coś pamiętała. Czy skończyliśmy już pogawędkę o moim domu?
Maks wsadził ręce do kieszeni, szukając tam nie istniejącej zapalniczki.
– Powinienem zobaczyć się z Sarą.
– Kip i Sara z pewnością czują się świetnie sami i będą się tak czuli przez… – Jarl zerknął na zegarek – przez następne dwadzieścia minut. Potem Sara będzie drzemać, chociaż jeszcze o tym nie wie. A ponieważ dwadzieścia minut to niewiele, lepiej zacznij już mówić.
– Mówić?
– Wystarczy, Maks – powiedział spokojnie Jarl. Maks nerwowo grzebał w kieszeniach.
– Gdyby chciała, żebyś wiedział…
,- Ona nie chce, Maks. Ale nic mnie to nie obchodzi. Mów.
Trzeba było zapałek i szklanki whisky, żeby zaczął opowiadać. Część z tego, co powiedział, Jarl już słyszał. Sara bała się byłego męża. Rozwód niczego nie zmienił, kryła się przed człowiekiem, który nadal ją przerażał.
Natomiast Jarl nie wiedział, że cała ta historia dotyczyła rodziny tak wpływowej, jak Chapmanowie, że Sara porwała własne dziecko i jest poszukiwana przez policję. Nie mógł także uwierzyć, że uznano ją za kobietę, której nie można powierzyć syna.
– Nie wiesz nawet, co ona przeszła. – Maks wypuścił kłąb dymu z cygara. – Nie planowała uprowadzenia chłopca. Szła do sądu z przekonaniem, że wygra. Miała świadectwa lekarzy i całej służby pracującej u Chapmanów. Wszyscy wiedzieli, że Derek Chapman jest stuknięty. Ale sędzia uznał, że zeznania lekarzy są stronnicze, ponieważ przyjaźnią się z Sarą, no i Chapmanowie stwierdzili, że to ona ma nierówno pod sufitem, podając liczne przykłady jej braku odpowiedzialności. Same kłamstwa, oczywiście, ale ona przegrała. Jeszcze wtedy nie myślała o porwaniu.
jarl oparł się o ścianę, czując się jak ktoś, kto dostał potężny cios w żołądek, a Maks z trudem przełknął whisky.
– Przez całe miesiące usiłowała walczyć z prawem. Wzięła innego adwokata. Wszyscy jej współczuli, ale nikt palcem nie kiwnął, żeby jej pomóc. To nie były mąż z nią walczył, tylko jego rodzice. Chapmanowie chcieli zatrzymać wnuka. Mało prawdopodobne, żeby mogli doczekać się drugiego i dlatego z Kipem wiązali wszystkie nadzieje. Dostali, co chcieli, a sędziego widać niewiele to wszystko obchodziło. W sprawach rozwodowych najważniejsze są pieniądze. Dobro Kipa wcale nie było brane pod uwagę. W każdym razie chłopiec został z gromadą służby i swoim ojcem. Sara mówiła mi tysiące razy, że czasem ten drań był całkiem do rzeczy. Ale nie zawsze. Tego nie można było przewidzieć. Nie pozwolono jej widywać się z Kipem. Nikt jednak nie mógł jej zabronić przychodzenia do tego samego kościoła czy sklepu. To, co widziała, zabijało ją. Dzieciak wyglądał coraz gorzej, chudł w oczach. Poszła do Chapmanów. Poszła nawet zobaczyć się z byłym mężem, mimo moich ostrzeżeń.
– Czy coś jej zrobił? – przerwał Jarl cichym głosem. Maks niespokojnie spojrzał na niego.
– Nie – skłamał.
– Więc zabrała chłopca?
Stary zamierzał powiedzieć mu, w jakim stanie by} Kip, lecz gdy ponownie zerknął na Jarla zmienił zdanie. Zgasił cygaro i wstał.
– Powiem ci jeszcze jedno. Jeśli zrobisz coś, co sprawi, że znów odbiorą jej chłopca, zrób jej przysługę i najpierw ją zabij.
Sara nigdy jeszcze nie czuła się gorzej. Nie miała siły na nic, a noga prawdopodobnie nie mogła już bardziej dokuczać. Włosy miała rozczochrane, ale nic jej to nie obchodziło.
Kip siedział na stołku z jednej strony łóżka, a Maks z drugiej. Taca służyła jako stolik do kart. Grali w świnkę z przejęciem godnym pokera.
– Czwórka, Maks. Wiem, że ją masz.
– Zabrałeś mi już wszystko.
– Dawaj, dawaj – Kip wyciągnął rękę. – Wiem, że jeszcze masz.
Maks wręczył Kipowi kartę.
– Jestem starym, chorym człowiekiem – poskarżył się – ale ciebie to wcale nie obchodzi.
– Próbowałeś oszukiwać.
– Pewnie, że tak. Przecież gramy w karty, no nie? I wydawało mi się, że zabiorę cię jutro na kopanie ślimaków.
– Zabierzesz, Maks.
– To ty tak myślisz.
Kip zachichotał tak radośnie, że Sara musiała też się roześmiać. Ogarnęło ją uczucie wyczerpania, ale stłumiła je. Wszyscy, których kochała, znajdowali się wokół niej: syn, Maks i stojący w drzwiach pokoju Jarl.
– Masz jakieś siódemki? – spytała syna.
Tak jak przewidywała, Jarl wszedł do pokoju, gdy gra się kończyła.
– Sara musi odpocząć.
– Nie jestem zmęczona.
– No i Kip chciał filiżankę kakao przed snem. Maks, masz ochotę na piwo? – Był dla nich miły, ale groźnie potrząsał palcem w jej kierunku. – Ciągle masz gorączkę. Nie możesz wychodzić z łóżka.
Przeciągnęła się leniwie, chcąc mu pokazać, jak niewiele robi sobie z jego pogróżek. Była oszołomiona antybiotykami i środkami przeciwbólowymi. Gdyby nie Jarl, wciąż pewnie leżałaby w sadzie. Zamiast uwolnić go od siebie, wciągnęła go w to wszystko jeszcze głębiej.
Domyślała się ze sposobu, w jaki na nią patrzył, jak ją pielęgnował, niedbale wspominał o jej miłosnych wyznaniach, że snuł marzenia o ich wspólnej przyszłości. Zbyt wcześnie stracił rodziców. Chciał do kogoś należeć, chciał mieć rodzinę. Czuła ból w sercu, kiedy próbowała wyobrazić sobie jego samotne święta Bożego Narodzenia. Darzyła tego mężczyznę tak ogromnym uczuciem, że bez wahania zasłoniłaby go przed każdym uderzeniem losu. Tym bardziej sama nie mogła i nie chciała go skrzywdzić.
– Dokąd się wybierasz? Przestraszył ją tak, że aż podskoczyła.
– Kip śpi?
– Śpi. Odpowiadaj, dokąd się wybierasz? Ubrana w jego podkoszulek wyglądała bardzo ponętnie, leżąc z przewieszonymi przez łóżko nogami.
Czekała, aż ból ustąpi i będzie mogła się podnieść. Próbowała przybrać beztroski ton, którego używała już od dwóch dni.
– Nieważne, dokąd się wybieram. Spróbuj tylko podejść do mnie z zupą czy jakąś cholerną tabletką,:o cię znokautuję, Hendriks.
– Przerażasz mnie.
Potrzeba mu było co najmniej tuzina dzieci. Może przestałby wtedy udawać przy niej pana i władcę. Tylko że dzieci, które sobie wyobrażała, miały jej oczy i piegi. Szybko wróciła do rzeczywistości. Słabość nie może być wymówką, kobieta musi być silna.
– Idę umyć głowę i stado słoni mnie nie powstrzyma. Więc lepiej zejdź mi z drogi.
– Nie będziesz mogła stać przy umywalce. Musisz trzymać nogę w górze.
– Nic mnie to nie obchodzi.
– Włosy są w porządku.
– Nie są, słyszysz? Dość tego użalania się nad sobą. Jutro wracam do normalnego życia i chociaż ty ago nie rozumiesz, muszę to zrobić z czystymi włosami.
– Próżność?
– Nie, to dotyczy podstawowych potrzeb człowieka – poprawiła go – takich, jak jedzenie, schronienie, woda i szampon.
– Aha – podrapał się w brodę. – Jaka to jednak szkoda, że nie jesteś mężczyzną, nainen. A ponieważ raczej nie ma na to szans, rozumiem, że idziemy omyć ci włosy.
– Nie idziemy, tylko…
– Jednak idziemy.
Wziął ją na ręce i poszedł do łazienki, skąd zabrał dwa ręczniki i szampon. Następnie, wciąż nie przestając rozprawiać o ułomnościach kobiecej natury, dotarł z nią do kuchni i posadził na bufecie, skąd mogła Spokojnie rozejrzeć się po pomieszczeniu.
– Gdzie sauna?
– Na zewnątrz, nad jeziorem.
– Masz cudowny kominek. Tak przy okazji, czy jesteś uczulony na fotele? Nie widzę żadnego.
– Nigdy nie byłaś w sytuacji mężczyzny w sklepie meblowym. Wszyscy wiedzą doskonale, czego pragniesz, a poza tym są tylko obicia w kwiatki.
– Następnym razem idź tam z obstawą i zażądaj stanowczo dwóch kanap, zielonych albo niebieskich. I… – przerwała, widząc, że sprawia mu przyjemność tym meblowaniem jego domu – i co tam jeszcze chcesz.
– Teraz chcę, żebyś się położyła.
Nie było zbyt wiele miejsca. Jarl podłożył jej ręcznik pod kark. Przymknęła oczy, kiedy wodą z kubka oblał najpierw jej uszy i szyję.
Nie miał pojęcia o umiejętnościach fryzjera. Woda była wszędzie i w dodatku zużył prawie całą buteleczkę szamponu. Przestał się uśmiechać i zacisnął usta.
– Nigdy jeszcze tego nie robiłem.
– Nie żartuj.
– Nie chcę ci nalać szamponu do oczu.
– Nie nalewasz.
– I nie chcę trzeć zbyt mocno.
– Nie trzesz.
Wzruszyło ją, że całe to mycie włosów odciągnęło jego uwagę od problemu, który starał się przed nią ukryć. Zbyt dobrze go znała, nie mógł jej oszukać. Przez cale popołudnie był wyraźnie poruszony i to prawdopodobnie z jej powodu.
Musiała wyzdrowieć i wycofać się z jego życia. Musiała przestać go pragnąć.
Zakończył mycie, posadził ją i westchnął ciężko.
– Czy jest jeszcze coś do zrobienia, zanim dasz się z powrotem położyć do łóżka, Kissa.
– Poprosiłabym, żebyś ogolił mi nogi, ale tego nie zrobię. Chyba jesteś przewrażliwiony na tym punkcie.
– Mam powody – zawiązał jej ręcznik na głowie.
– Jarl, zrozum, to nie była beztroska bezmyślność. Każdy, kto się porusza, miewa różne skaleczenia i zadrapania. Myślałam, że to coś absolutnie błahego, więc nie było powodu robić paniki.
– Dwa dni temu to nie było drobne zacięcie.
– To stało się tak szybko. Może i wiedziałam, że nie goi się prawidłowo, ale zakażenie i gorączka przyszły nagle. Doktor powiedział…
– Wiem, co powiedział doktor. A teraz posłuchaj, nigdy już nie będziesz używała zwykłych żyletek. Kupimy ci jeden z tych elektrycznych depilatorów dla kobiet. Różowy.
– Prądnica jest i tak wystarczająco obciążona, po co marnować jeszcze więcej energii.
– No to kupimy ci też nową prądnicę.
Co on wygaduje? Zdjął ręcznik z jej głowy i Sara automatycznie zaczęła poprawiać włosy.
– Wyglądasz prześlicznie – uśmiechnął się.
– Boże drogi! Kiedy ostatnio badałeś wzrok? Wziął ją na ręce i w drodze do sypialni kilkakrotnie pocałował w policzek.
– Czy uznałeś, że wykonanie kilku kroków mogłoby mnie uśmiercić?
– Musisz oszczędzać nogę.
Miał rację. Rzeczywiście czuła się okropnie, gorączka nadal nie spadała.
Zanim zdążyła zaprotestować, ściągnął z niej podkoszulek i założył podobny, lecz w innym kolorze. Nic w wyrazie jego twarzy nie wskazywało na to, że jej nagość robi na nim jakiekolwiek wrażenie, ale ręce mu drżały.
– Czas na tabletkę przeciwbólową.
– Nie chcę. – Tabletki były niebezpieczne. W połączeniu z obecnością Jarla wytwarzały ciepły, leniwy i radosny nastrój.
– Śpisz z Kipem?
– Właśnie wybierałem się sprawdzić, co z nim się dzieje – powiedział. Zgasił światło i wyszedł.
Tuląc się do poduszki usłyszała, że wraca. Dobiegi ją szelest zsuwanego ubrania. Położył się obok niej bez słowa. Ostatniej nocy też z nią spał, lecz była zbyt chora, by odbierać to inaczej, niż tylko jak kojącą obecność.
Dziś jej umysł był w porządku. Jedynym problemem stało się to, że nie mogła wykrztusić z siebie słowa. Objął ją ramieniem i przygarnął do siebie. Podkoszulek był krótki i jej nagie pośladki ciasno przylgnęły do jego zgiętych ud. Ręka Jarla wślizgnęła się pod tkaninę i spoczęła na piersiach.
Każdy jego ruch był powolny i spokojny. Nie miała siły, żeby dzisiejszej nocy walczyć ze swoimi pragnieniami. Przyjmowała go w tym łagodnym, rozkołysanym rytmie. Spełnienie nadchodziło powoli, jak letni wieczór. A kiedy już nadeszło, poraziło Sarę głębią odebranej rozkoszy.
Pomyślała z rozpaczą, że po rozstaniu z Jarlem będzie bardzo nieszczęśliwa. I wtedy poczuła jego ciepły oddech na policzku i usta muskające jej ucho.
– Wiem, Saro.
W ciszy poczuła, jak jej serce niemal zamiera.
– Zajmiemy się tym, kiedy wyzdrowiejesz. Teraz musisz myśleć tylko o odpoczynku i dużo spać. Musisz wiedzieć, że nikt cię już nigdy nie skrzywdzi. Nikt. Wierz mi.