Rozdział dziewiąty

Agnes poprawiła się na krześle. Seth siedział po drugiej stronie wielkiego biurka. Właśnie skończył dyktować list, który ona zaraz przepisze na maszynie. W domu pełniła rolę sekretarki. Podziwiała jego umiejętność manipulowania ludźmi. Mogła się od niego wiele nauczyć, a była pojętną uczennicą. Po raz pierwszy od lat wykorzystywała swoje zdolności. Najpierw przejęła od Jessiki prowadzenie domu, teraz pomagała Sethowi. Sunbridge i całe imperium Colemanów to przedsięwzięcie rodzinne. Nawet głupiec widział, że Jessica jest słabego zdrowia, a Seth balansuje na krawędzi wylewu. Teraz, kiedy Moss walczy na Pacyfiku, zostawała tylko Billie, która zamiast rozumu miała sieczkę w głowie. Zgłębienie tajników firmy to nie tylko przyjemność: to konieczność.

Z aprobatą kiwała głową, przepisując listy, które Seth zamierzał wysłać do swoich przyjaciół w Waszyngtonie. Moss wyrobił sobie zaszczytną reputację doskonałego pilota. Niedawno awansował; z pewnością nie odmówią mu urlopu. Według Setha, nie mierzyli zbyt wysoko, starając się załatwić jego przyjazd na święta Bożego Narodzenia. Żeby zaś nie być gołosłownym, zaproponował dostawy najlepszej wołowiny.

Po dwóch tygodniach otrzymali wiadomość, że Moss przyjedzie do San t)iego, i po dokonaniu wymiany pilotów otrzyma tygodniową przepustkę.

Billie nie posiadała się z radości. Nie wiedziała ani nie chciała wiedzieć, co sprowadzało go z powrotem. Wiedziała tylko, że jej mąż wraca do domu i że wkrótce znajdzie się w jego ramionach.

Wiadomość o przyjeździe Mossa zmusiła Jessicę do włączenia się w przygotowania świąteczne. Agnes planowała posiłki i doglądała porządków, ale to Jessica sprawiła, że do Sunbridge zawitał odpowiedni nastrój. Cały dom ustrojono ostrokrzewem. Wszędzie pachniało Gwiazdką. Billie otwierała szeroko oczy ze zdumienia na widok samochodów pełnych świątecznych paczek.

Jessica zabrała ją do Austin po zakupy. Siedziały w sklepie i oglądały prezentowane im towary. Dla Billie było to całkowicie nowe doświadczenie. Brakowało jej przedświątecznej gorączki Filadelfii i pierwszego śniegu. Wiedziała jednak, że ani Jessica, ani ona nie mogą sobie pozwolić na aktywny tryb życia. Po kilkutygodniowej przerwie wróciły poranne mdłości i Billie ponownie doświadczała wszystkich symptomów ciąży.

Trzy dni przed przyjazdem Mossa obudziła się bardzo wcześnie. Wygramoliła się z łóżka i od razu pobiegła do łazienki. Zwymiotowała. Usiadła na krawędzi wanny, obmyła twarz zimną wodą. Nic nie pomagało. Nie skutkowały lekarstwa i zastrzyki witaminowe, nie działały domowe środki Tity. Samopoczucie Billie było równie fatalne jak jej wygląd. Stopy puchły jej do tego stopnia, że po domu chodziła w starych rozdeptanych kapciach Agnes. Przydałaby się trwała i strzyżenie, ale na samą myśl o zapachu fryzjerskich chemikaliów robiło się jej niedobrze. Nowa sukienka to konieczność. Co Moss sobie o niej pomyśli? Przecież kiedy wyjeżdżał, miała talię! Jej piersi stały się pełniejsze, ale jednocześnie pojawiły się na nich rozstępy. Gdyby Moss był przy niej przez cały czas, dzień po dniu, nie byłoby to takie straszne. Jednak po tak długiej nieobecności na pewno poczuje niesmak, może nawet obrzydzenie. Billie ukryła twarz w dłoniach i rozpłakała się. Kiedy schodziła na śniadanie, nadal ocierała łzy.

Seth posłał Agnes znaczące spojrzenie. Odpowiedziała mu wzruszeniem ramion. Ponownie zerknął na Billie. Mała wyglądała okropnie. Moss przeżyje szok, kiedy ją zobaczy. Seth nie lubił ciężarnych kobiet; zmieniały się, tyły, wyglądały jak karykatury samych siebie. Widok Billie drażnił go, tak jak przed laty drażnił go widok Jessiki noszącej jego dzieci. Był jednak tolerancyjny, na tyle, na ile Seth mógł być tolerancyjny. W każdym razie mała urodzi mu wnuka.

– Za trzy dni twój syn wraca do domu – stwierdziła radośnie Agnes i wbiła widelec w parówkę. Billie gwałtownie podniosła głowę. Jego syn? Moss to także jej mąż. Agnes zauważyła jej spojrzenie.

– Musimy coś zrobić z twoim wyglądem – zadecydowała. – Co powiesz na wizytę u fryzjera i małe zakupy? Ta sukienka przypomina… cóż…

– Przypomina namiot, mamo? Czyżby umknęło twojej uwagi, ile przytyłam? Obecnie mam niewiele fasonów do wyboru.

– Ale możesz spróbować – wtrącił się Seth. Jak zwykle trzymał stronę Agnes. Billie pojedzie do Austin. Przeprosił je na chwilę i odszedł od stołu. Wrócił i położył czek przy nakryciu Billie. Zerknęła na sumę i skrzywiła się. Opiewał na tysiąc dolarów. Aż nadto, zważywszy że miała iść tylko do fryzjera i po sukienkę.

– Kup sobie coś ładnego – polecił. Jego ton dawał do zrozumienia, że potrzebuje nowych rzeczy. Wiedziała już, że pojedzie do miasta bez względu na samopoczucie. Seth nie tolerował wymówek. Agnes uśmiechała się dobrodusznie. Seth jest taki dobry.

Ten dzień stanowił, w oczach Billie, pasmo koszmarów i niepowodzeń. U fryzjera zdjęła buty i uniosła stopy. Między falami mdłości upominała fryzjera, że chce lekką trwałą, a nie baranie loczki. Dwa razy zwymiotowała w ręcznik. Koniec końców włosy wyglądały, jakby wsadziła palce do kontaktu. Chciało jej się płakać, bo, jak jej powiedziano, wyprostują się za kilka tygodni. Były zbyt krótkie i zbyt skręcone. Bojaźliwie spojrzała w lustro po to tylko, by się przekonać, że wygląda okropnie. Dzięki Bogu, efekt był nieco lepszy po modelowaniu i suszeniu.

Agnes z trudem powstrzymała okrzyk zdumienia na jej widok.

– Gdzie wynalazłaś tę fryzurę, Billie – zapytała tylko. Nagle poczuła się bardzo stara; nie była już aktywną czterdziestotrzylatką. Niemożliwe przecież, żeby kobieta w średnim wieku miała czterdziestoletnią córkę, a na tyle właśnie lat wyglądała Billie, zwłaszcza że zamiast białozłotego, jej cera miała niezdrowy żółtawy odcień. Po raz pierwszy Agnes naprawdę przejęła się zdrowiem córki.

– Billie, co ci ostatnio powiedział doktor Ward? Nie chciałam się narzucać, ale…

– O „narzucaniu się” mowy być nie może, mamo. Nie interesowałaś się mną, to dużo bliższe prawdy. A doktor Ward kazał mi iść do dentysty. Ciąże źle wpływają na uzębienie. Na Boga! – roześmiała się gorzko. – Zęby to jedyna część ciała, która mnie nie boli! Czy możemy wracać?

– Nie ma mowy. Najpierw pójdziemy na lunch. Niedawno Seth zabrał mnie do Paladian. Mają smaczne, proste dania. Potem kupimy ci kilka nowych sukienek. Skoro w końcu wyrwałam cię z domu, zrobimy wszystko, co zaplanowałyśmy. Szczerze mówiąc, robisz się odludkiem, jak Jessica.

Billie posłała jej ostrzegawcze spojrzenie, ale nie czuła się na siłach bronić teściowej.

– Cokolwiek masz w planie, zróbmy to szybko. Spuchły mi stopy, mam niewygodne buty i chcę wracać do domu.

W Sunbridge od razu poszła do swego pokoju. Marzyła o długiej ciepłej kąpieli. Z naukową wręcz dociekliwością przyglądała się swoim stopom. Czy to możliwe, że zaledwie kilka miesięcy temu były wąskie i drobne? Czy wszystko kiedyś wróci do normy?

Po kąpieli poszła sprawdzić, jak się miewa Jessica. Do kolacji czytała jej gazety, bo migreny nie pozwalały teściowej nadwerężać wzroku. Nie mogła więc czytać ani dokończyć dziecinnego sweterka na drutach.

– Idź, przebierz się do kolacji, Billie. Jesteś chyba zmęczona. Opowiedz, co kupiłaś. Czy Seth nie żałował pieniędzy?

– „Nie żałował” to za mało powiedziane – zapewniła Billie. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że przecież nie wydała całej sumy. Reszta zapewne spoczywa w portfelu Agnes. Ciekawe, czy zwróci ją Sethowi? – Kupiłam kilka sukienek i bluzek. Podoba mi się zwłaszcza jedna, beżowa, z długim rękawem, zapinana z boku. Potrzebowałam też bielizny. No i kupiłam jeszcze peniuar. Po prostu nie mogłam mu się oprzeć. Jest długi, obszerny i powiewny. Założę go, kiedy Moss przyjedzie, żeby nie widział moich spuchniętych nóg. Nuta niepokoju w jej głosie nie uszła uwagi Jessiki.

– Kochanie, za bardzo się przejmujesz. Moss nawet nie zauważy, jak wyglądasz. Będzie myślał tylko o tym, że wkrótce zostaniesz matką jego dziecka. Nie zamartwiaj się na wyrost. Ciesz się świętami z Mossem.

– Naprawdę tak myślisz, Jessico? Nie chcę, żeby żałował tego co zrobił. – W jej głosie było tyle desperackiej nadziei, że teściową ogarnęło wzruszenie:

– Oczywiście, skarbie. A teraz idź, przebierz się do kolacji. Billie uściskała ją serdecznie.

– Po rozmowie z tobą zawsze poprawia mi się humor. Wrócę później. Kupiłam ci dwa kryminały.

Jessica obserwowała ją ze łzami w oczach. Teraz Billie jest jedną z Colemanów i musi zaakceptować ich styl życia. Jest on niezmienny – pojęła tę gorzką lekcję przed laty. Nie zaprzecza, że w Billie kryje się wojownicza natura. Pytanie tylko, kiedy i jak synowa stoczy swoją walkę. Może popełnia błąd, nie zwierzając się jej. Jak jednak mogłaby powiedzieć, że Seth nie zbliżył się do jej łóżka od czwartego miesiąca ciąży? Jak miałaby mówić o wieloletnich zdradach Setha, nie sugerując jednocześnie, że Moss będzie robił to samo? Ogarnęła ją fala współczucia, nie dla siebie i dla Billie, lecz dla Setha i Mossa. Koniec końców, to oni przegrywają. Oby tylko zdali sobie z tego sprawę w odpowiednim momencie.

Szybko odepchnęła od siebie te myśli. Ona także przecież nosi nazwisko Coleman.


* * *

Moss wyskoczył z pociągu na stacji w Austin. Niedbale przerzucił płaszcz przez ramię.

– Tato!

Kiedy już wyzwolił się z uścisku ojca, dumnie wskazał rękaw marynarki:

– Patrz, tato: porucznik!

– To świetnie, chłopcze. Jeszcze dochrapiesz się admirała. Chcesz admirała? Załatwię ci!

– Do licha, nie. To nie ja, lecz Thad zajdzie tak wysoko, sądząc po jego dotychczasowych osiągnięciach. Tato, trzymaj się z daleka. Załatwiam wszystko po swojemu. Gdzie mama i Billie? Wszystko w porządku? – zapytał po chwili.

– Moss, twoja matka nie czuje się najlepiej. Powinieneś o tym wiedzieć.

– Słuchaj, nie dam się na to złapać. To kolejna sztuczka, żeby mnie zatrzymać. Mama może polegać na tobie, poza tym są tu Billie i Agnes. Na mnie czeka wojna.

– Phi! Nie dramatyzuj, synu.

– W rozmowie z tobą trzeba wszystko wyolbrzymiać, żeby do ciebie dotarło.

– Wiedziałem, że tak powiesz – mruknął Seth dobrodusznie. – Najważniejsze, że jesteś w domu.

– Gdzie Billie? – powtórzył Moss.

– W Sunbridge. Nie oczekuj zbyt wiele. Ostatnio nie jest w najlepszej formie. Z przykrością stwierdzam, synu, że nie trafiłeś na dobrą krew. Szkoda, że nie można ich przedtem wypróbować. Miałem takiego samego pecha z twoją matką. Im są delikatniejsze, tym gorzej to znoszą. Przecież widziałem, jak Meksykanki rodzą przy drodze i zaraz wracają do pracy.

– Co z Billie, tato? Powiedz mi wreszcie. A dziecko?

– W porządku, w porządku, przynajmniej tak mówi lekarz. Ale mała Jankęska ciągle rzyga. Ukrywa to jak może, jednak to pewne, że bardzo ciężko znosi ciążę. Jeśli masz jakieś sprośne myśli, natychmiast wybij je sobie z głowy. Nie pozwolą, byś ryzykował życiem mojego wnuka, jasne?

Moss przyglądał mu się uważnie.

– Innymi słowy, swoje potrzeby biologiczne mam załatwiać w burdelu tak, tato?

Seth się skrzywił:

– W wojsku nie zasypujecie gruszek w popiele, co? Nauczyli cię odpyskiwać ojcu?

– Niedaleko pada jabłko od jabłoni. O ile pamiętam, sam masz niewyparzony język.

– Dobrze pamiętasz. Bądź miły dla małej. Nosi Rileya Setha Colemana.

– Widzę, że spodobało ci się imię, które wybrałem, ale oczywiście musiałeś je nieco poprawić. – Moss się uśmiechnął, widząc błysk w oczach stan go. Seth nie mógł się doczekać narodzin wnuka.

– Chodźmy, Carlos czeka. W samochodzie opowiesz mi dokładnie, co robiłeś. Z najdrobniejszymi szczegółami. I o tym Thadzie Kingsleyu. Chyba nie jest lepszy od ciebie, co, synu?

Moss miał wrażenie, że płynie pod prąd. Co tu się, do diabła, dzieje. Z listów Billie wynikało, że ma się dobrze. A pisała regularnie siedem listów tygodniowo. Do tej pory nie wyobrażał sobie, że to samo można napisać tak rozmaity sposób. Nie znaczy to wcale, że nie cieszył się na codzienne listy od niej, wręcz przeciwnie. Nie mógł się doczekać spotkania z nią. Tylko o tym myślał od dziesięciu dni. Wszystko już sobie zaplanował. Porwie ją na ręce i zaniesie na górę, a wtedy… Okrągły brzuszek nie sprawi mu różnicy.

– Wszystko zaplanowałem, synu. Objedziemy rancho, jak dawniej, zanim zdecydowałeś, że wolisz samoloty. Upieczemy wołu, zaprosimy znajomych, żebym miał się przed kim chwalić, a później opowiem ci, co nowego w firmie. Mamy siedem dni, synu. Chciałem załatwić dwa tygodnie, ale nie dałem rady. Tydzień to i tak dużo.

Teraz. Powiesz mu teraz, zanim wysnuje więcej pięknych planów.

– Tato, nie tydzień, tylko cztery dni. Za cztery dni muszę wracać. Przykro mi, ale nie mamy wyjścia. Coś się szykuje, a nie chcę niczego przegapić. Jeśli masz zamiar się wściekać, proszę bardzo, zrób to teraz. Nie chcę, żeby cokolwiek zepsuło mój pobyt z Billie.

– Ogłuchłeś, czy co? Mała jest w kiepskiej formie. Nie ulżysz sobie, zapamiętaj to. Pewnego dnia wpadniesz po uszy w kłopoty dlatego, że jesteś w gorącej wodzie kąpany. Zaufaj mi. Powiedz, pewnie nie kupiłeś żadnych prezentów, co?

– Tato, zakupy na lotniskowcu? – Moss nie mógł powstrzymać głośnego śmiechu.

– Tak też myślałem. Agnes wszystko załatwiła. Dałem jej czek in blanco i wykupiła sklepy do gołych półek. Nie martw się o nic.

– Dogadujesz się z nią? – Moss skrzywił się zabawnie.

– Konie z nią mogę kraść. Rozumiemy się doskonale – przyznał Seth. – Mamy, jakby to powiedzieć, wspólny cel.

– Tak właśnie myślałem. A mama?

– No cóż, synu, znasz matkę. Jest za dobra, ciągle doszukuj e się w ludziach czegoś pozytywnego. Czy inaczej wytrzymałaby ze mną przez tyle lat?

Moss skinął głową z komiczną powagą:

– Sam się nad tym często zastanawiałem, tato. Co nowego u Amelii? Dostałem od niej list jeszcze na Hawajach, od tamtej pory nic nie wiem.

– Twoja siostra wydała się za mąż – usłyszał. – Tym razem naprawdę to zrobiła. Znalazła sobie pilota RAF-u, wdowca, z małym synkiem. – Żachnął się: – Wyobrażasz sobie roztrzepaną, głupią Amelię jako macochę? Dobrze, że nie wychowuje małego Colemana. Twoja Jankeska ma więcej rozumu w małym palcu niż Amelia w głowie. I na dodatek wyszła za angola.

Moss ściągnął brwi:

– Dlaczego jesteś wobec niej taki surowy, tato? Przecież wiesz, że dla ciebie skoczyłaby w ogień. Opowiedz coś o tym pilocie. Ile lat ma jej pasierb?

Seth machnął ręką na jego pytania:

– Zapytaj matki, ona ci powie. Szczegóły z życia twojej siostry nudzą mnie albo żenują. Skoro już tak jej było spieszno do ołtarza, mogła była wrócić do domu i sprawić matce przyjemność, wychodząc za mąż wśród swoich. Ale nie, taka egoistka robi to na końcu świata.

– Tato, niełatwo jest przedostać się przez Atlantyk. Wiesz, mamy wojnę.

– Więc powinna była poczekać – Seth nie miał zamiaru ustąpić. – Ale twoja siostra nigdy nie czeka, o czym zresztą doskonale wiesz. – Westchnął ciężko. – Chociaż może to i lepiej. Nie wiadomo, czy Jessica dałaby radą zorganizować wesele.

– Co jej dolega?

– A któż to może wiedzieć? Zdaniem lekarzy potrzebuje spokoju, poza tym coś jest nie tak z jej ciśnieniem. Większość czasu spędza w łóżku, ale to niewiele pomaga. Billie się nią opiekuje, trzeba jej to przyznać. Spędza z twoją matką mnóstwo czasu. Chyba się zaprzyjaźniły.

To znaczy, że Seth tego nie pochwala. W jego mniemaniu Billie jest taka jak Jessica, a to poważny błąd. Seth cenił siłę i bezczelność, a tych cech jego żona nigdy nie przejawiała. Moss zmrużył oczy:

– Tato, dlaczego jej nie lubisz? To wspaniała dziewczyna. Ciągle mam wyrzuty sumienia, że się z nią ożeniłem. Zasługuje na kogoś lepszego niż Coleman. Jesteśmy źli dla naszych kobiet. Boże, tato, nigdy ci nie wybaczę, jeśli się dowiem, że utrudniałeś jej życie.

– Uspokój się, synu. Robisz z igły widły i wiesz o tym doskonale. To wcale nie tak. Ona jest po prostu ciągle chora. Miała mdłości w dniu, w którym tu przyjechała, i nic się od tej pory nie zmieniło. Cały czas wygląda tak, jakby miała zaraz rzygać albo zemdleć. Nie widziałem, żeby coś jadła, ale przytyła chyba z dziesięć funtów za każdy miesiąc w Sunbridge. Nadal jest ładna, ale chora, a wiesz, że nie znoszę jęczących kobiet.

Chora. Jego Billie choruje, a on o tym nie wiedział. Wydawało mu się, że samochód jedzie koszmarnie wolno. Musi przekonać się na własne oczy. Od samego początku miał wyrzuty sumienia. Związał się z Billie, młodą, niewinną. Ufną. Tymczasem zdradziły ją dwie osoby, które darzyła największym zaufaniem – on i Agnes. Billie nie dojrzała do małżeństwa, szczególnie z facetem, który woli latać na myśliwcach. Nie wierzył też, że jest gotowa do macierzyństwa. Ciąża może odbić się fatalnie na jej zdrowiu, psychicznym i fizycznym. Zmartwiony i dręczony poczuciem winy, oparł się wygodnie i udawał, że słucha opowieści Setha o nowym dziale elektronicznym. Kogo, do cholery, obchodziłby ewentualny kontrakt na produkcję radarów, kiedy Billie cierpi przez jego egoizm i chciwość Agnes?

Billie stała na schodach werandy i patrzyła, jak długi czarny packard sunie między drzewami. Poprawiła na sobie sweter. Mogłaby przysiąc, że bicie jej serca słychać o mile stąd. Miała zawroty głowy z emocji. Kiedy Moss wyskoczył z jadącego jeszcze samochodu, poczuła łzy w oczach. W tej chwili oddałaby wszystko, byle móc do niego podbiec lekka i dziewczęca, taka jaka była przed jego wyjazdem.

Moss przeżył szok. Na Boga, to nie jest Billie! Co on jej zrobił? Obszerna sukienka niedostatecznie maskowała grubość. Nie ma mowy o porwaniu w ramiona i zaniesieniu na górę. Staruszek nie przesadzał. Wyglądała na chorą.

Billie z uśmiechem wyciągała ramiona. Jessica na pewno miała rację. Moss Podbiegnie do niej i… i…

– Billie! – objął ją, ale nie tak, jak tego pragnęła.

Opuściła ręce. Pocałował ją w usta – był to szybki na pokaz pocałunek. Nadal uśmiechnięta wzięła go za rękę i weszli do domu.

Zbyt wiele oczekiwał. Zbyt wiele pragnął. Czekają go cztery dni w siodle i z powrotem w powietrze. Zrobią mu się odciski na tyłku od tylu godzin w siodle. Opuścił wzrok na dłoń Billie, zaciśniętą na jego ręce. Obrączka wrzynała siew opuchnięty palec. Zgrabne, szczupłe dłonie, które zapamiętał, zmieniły się w tłuste serdelki. I to wszystko jego wina. Billie wygląda tak przez niego. Musi porozmawiać z lekarzem, Seth mówił, że przyjeżdża niemal codziennie. A jeśli coś jest nie tak?

– Jak się czujesz, Billie? – To cholernie głupie pytanie, ale musiał coś powiedzieć.

– Lepiej, lepiej niż na to wyglądam – odparła pogodnie. – Jestem w dobrych rękach.

Brakowało mu słów, więc tylko przyciągnął ją do siebie.

– Billie, przykro mi, że nie ma mnie przy tobie, kiedy przez to przechodzisz. – Poczucie winy przygniatało go nieznośnym ciężarem.

– Nie mówmy o tym. Mamy całe siedem dni dla siebie. Opowiesz mi wszystko. Ja też mam sporo do opowiadania. Najpierw jednak biegnij na górę i przywitaj się z mamą. Nie mogła się ciebie doczekać.

Uśmiechnął się do niej. Był to nic nie znaczący, zdawkowy grymas, ale w jego oczach widniała ulga. Ulga, że może od niej uciec? Kiedy zniknął na schodach, Billie odwróciła się na pięcie. W otwartych drzwiach wejściowych stał Seth. Jego sylwetka rysowała się cieniem na tle zimowego słońca. Billie nie widziała jego oczu, ale czuła ich twarde spojrzenie. Rozczarowała jego i syna. Nie zasługiwała na Mossa, co w pojęciu Setha stanowiło grzech śmiertelny.


* * *

Zaledwie dwie godziny po powrocie do Sunbridge Moss miał wrażenie, że nigdy stąd nie wyjeżdżał. Zamienił mundur na kowbojskie buty, flanelową koszulę i stare znoszone spodnie. Jessica obiecała mu, że na kolację zejdzie na dół. Billie czekała w saloniku obok jadalni. Na kominku wesoło trzaskał ogień. Moss pocałował ją przelotnie i oznajmił, że wybiera się na przejażdżkę z ojcem i wróci po obiedzie.

– Poradzisz sobie sama, prawda? – zapytał uprzejmie.

Dlaczego miałaby sobie nie poradzić? Co innego robiła od pierwszego dnia w Sunbridge? Dlaczego nagle coś miałoby się zmienić?

– Jedźcie. Zagarnę cię dla siebie, kiedy wrócicie. – Posłała mu uśmiech, który jak sądziła, wyrażał wyrozumiałość i dzielność. Moss spojrzał jej głęboko w oczy. Zaraz powie, że przejażdżka z Sethem może poczekać. W tej właśnie chwili teść stanął w drzwiach:

– Tu jesteś, synu. Zbieraj się, jeśli mamy wrócić przed zachodem słońca. Moje stare kości nie lubią wieczornego chłodu.

– No, idź. Będę tu na ciebie czekała – namawiała Billie z fałszywym entuzjazmem. Chciała, żeby Moss z nią został, siedział obok, dotykał jej. Jego przyjazd był jak spełniony sen. Nadal nie wierzyła, że widzi go na jawie.

Pocałował ją, tym razem długo i mocno:

– Wkrótce wrócę, Billie. W tym czasie zrób się dla mnie na bóstwo. – I już go nie było.

Zrobić się na bóstwo! Co on sobie myśli? Że wstała z łóżka i wytoczyła się na werandę? Zrobiła się na bóstwo, jeśli w jej stanie o czymś takim w ogóle może być mowa! Nowa fryzura, makijaż, nowa sukienka… Rozpłakała się. Moss nie zdawał sobie sprawy, ile wysiłku włożyła w przygotowania do jego przyjazdu. Niestety, wygląda jak wieloryb. Ma za krótkie włosy! Gdyby spodobała mu się jej fryzura, powiedziałby coś. Nagle dziecko się poruszyło, jak sądziła, kopnęła ją mała stopka.

– I ty też przeciwko mnie? – jęknęła zrozpaczona.


* * *

Zgodnie z obietnicą Jessica zeszła na kolację. Radość z przyjazdu syna zabarwiła jej policzki rumieńcem. Wyglądała pogodnie, mimo że poruszała się powoli i z wysiłkiem. Na cześć Mossa (tak przynajmniej mówiła, ale według Billie chodziło raczej o to, by jej sukienka nie wydawała się nieodpowiednia na tę okazję), Jessica włożyła długą, prostą suknię ze wstawkami ze starych koronek. Choć fason był trochę niemodny, fioletowy aksamit nie stracił połysku ani miękkości.

Moss nadskakiwał matce, zaproponował jej szklaneczkę sherry.

– Nie, ja dziękuję, ale może Billie ma ochotę? Zanim Moss ją zapytał, wtrącił się Seth:

– Może to poprawi jej apetyt! Mała je jak ptaszek, na pewno nie przez łakomstwo ciągle… – urwał, zażenowany, i łypnął na synową spode łba.

Billie poruszyła się niespokojnie. Zaczerwieniła się po uszy.

– Kochanie, co też słyszę? Nie masz apetytu? Przecież powinnaś jeść za dwoje.

W tej chwili w drzwiach pojawiła się Agnes.

– Jest tak, jak mówi Seth, Billie ledwie coś skubie. Może ma magazyn słodyczy pod łóżkiem. – Z tymi słowami podsunęła Mossowi policzek do pocałowania. – Nie było mnie w domu, kiedy wróciłeś. Załatwiałam ostatnie przedświąteczne sprawunki. Moss, wyglądasz doskonale, jak zawsze zresztą.

O ile widok Billie go zdziwił, o tyle pojawienie się Agnes przyprawiło go o potężny szok. Jedno słowo przychodziło mu na myśl: szykowna. Bardzo, bardzo szykowna. Sunbridge najwyraźniej służy staruszce. Chociaż do nowej Agnes Ames nie pasowało określenie „staruszka”. Zrobiła coś z włosami – teraz odsłaniały długą, kształtną szyję, a nad czołem pieniły się kaskadą drobnych loczków. I ciekawe, zrzuciła kilka funtów, albo może wyszczupla ją piękna jedwabna sukienka, na tyle długa, by świadczyć o dobrym smaku, jednocześnie jednak na tyle krótka, by odsłonić zgrabną łydką? A gdzie się podziały jej buty? Agnes, którą poznał w Filadelfii, nie nosiła takich eleganckich ażurowych pantofelków na wysokich obcasach.

– To ty wyglądasz wyśmienicie, Agnes, nie ja!

Billie spuściła głowę, ale Jessica i tak zobaczyła ból w jej oczach. Moss powinien obsypywać komplementami żonę, mówić jej, że dla niego jest piękna, bo oczekuje jego dziecka.

– Usiądźmy do stołu, kochany – zwróciła się do Setha. – Tita wszystko przygotowała.

– Billie nie skończyła drinka – sprzeciwił się. Wolałby zostać tutaj i dalej śledzić rozwój dramatu. Unikał wzroku żony. Aggie należy się chwila tryumfu, pomyślał. Moss ma rację: wygląda fantastycznie. Nie mógł się doczekać, kiedy rozpakuje jego prezent gwiazdkowy.

Moss podał Billie szklaneczkę sherry i usiadł koło niej. Położył ramię na oparciu za jej plecami.

– Niełatwo to znosisz, prawda, skarbie? A w listach nie napomknęłaś ani słowem…

– Mam wszystkie klasyczne objawy ciąży i jeszcze kilka dodatkowych – zażartowała. Moss nie zniósłby, żeby użalała się nad sobą. – Tęskniłam za tobą – szepnęła, gdy całował ją w policzek. Dziecko poruszyło się gwałtownie. Odruchowo osłoniła brzuch rękoma. – Ten maluch kopie jak muł!

Moss delikatnie zsunął dłoń na jej brzuch. W jego oczach pojawiło się zdumienie:

– Riley Seth Coleman, niezły z ciebie gagatek. Zasługujesz na klapsa, którego wlepi ci lekarz po narodzinach! – Billie i Moss siedzieli przytuleni do siebie, ich głowy się stykały.

– Kończ drinka, Billie. Słyszałaś, co mówiła Jessica. Tita przygotowała kolację, a Moss na pewno umiera z głodu – zahuczał Seth. Miał dziwną minę, jakby bez słów chciał przekazać synowi jakąś wiadomość.

– Za grosz w tobie romantyzmu, tato – Mossowi nagle zrobiło się głupio. – Ale masz rację w sprawie posiłku. Mam po dziurki w nosie jajek z proszku i stołówkowych racji.

Billie była o krok od płaczu. Ostatnimi czasy nie należało to do rzadkości. Dlaczego jest tu tylu ludzi? Czy nigdy nie zostanie z mężem sama?

– Idźcie już, drogie panie – poganiał je Seth. On i Moss zostali w tyle. – Zapomniałeś, co ci rano mówiłem – syknął synowi do ucha. – Nikomu nie pozwolę ryzykować życia mojego wnuka, nawet tobie! Myślisz, że nie wiem, co sobie wykombinowałeś? Umowa to umowa, synu, a Coleman zawsze dotrzymuje słowa.

– Moss, Seth, gdzie jesteście? – usłyszeli wołanie Jessiki. – Chodźcie jeść.

Po kolacji ponownie zasiedli w salonie. Seth usiłował zaciągnąć Mossa do gabinetu, jednak Jessica pokrzyżowała mu szyki:

– Seth, nie możesz zagarniać go tylko dla siebie. Wszyscy jesteśmy ciekawi, jak zdobył swego hamburgera.

– Klopsa, mamo. Teraz mam już pięć. Nie wiem, czy wiecie, że po Guadalcanal „Enterprise” walczyła na wyspach Salomona.

Moss usiadł koło Billie i wziął ją za rękę.

– Tego dnia najważniejszą postacią był Kingsley – opowiadał. – Jako pierwszy zauważył konwój Japońców, ale akurat był w punkcie krytycznym, to znaczy, że miał dość paliwa na powrót do matki, czyli na lotniskowiec. W każdym razie, nie mógł do nich strzelać, ale podał nam ich współrzędne i posłaliśmy żółtków na dno. To był dzień Thada.

– Phi! – prychnął Seth. – Miej oczy otwarte, synu. Coś mi się wydaje, że ten Jankes chciałby cię wyprzedzić.

– Przestań, tato. – Moss nie ukrywał irytacji. – Kiedy opowiadam o Thadzie, to tak jakbym opowiadał o sobie. Jestem z niego bardzo dumny. To świetny facet, prawda, Billie? Billie tańczyła z nim na naszym weselu.

– A skąd on pochodzi, ten Jankes? Czym się zajmują jego rodzice?

– Tato, nie jestem Amelią i nie umawiam się na pierwszą randkę. Nie musisz mnie brać w krzyżowy ogień pytań. Jestem już dużym chłopcem. Billie się ze mną zgadza, prawda, skarbie?

Nie podobało jej się, że wciąga ją w swoje rozgrywki z Sethem. Sam pomysł, że mogłaby przekonać teścia o czymkolwiek, zakrawał na kpiny. Przecież dla niego jest tylko „dziewczyną z Filadelfii”. Seth liczył się ze zdaniem jednej kobiety – Agnes.

Jessica wcześniej przeprosiła zebranych. Wzruszenie przyjazdem Mossa zmęczyło ją i postanowiła szybko iść spać.

– Tak się cieszę, że jesteś w domu, synku. Szkoda, że nie wróciłeś na stałe. – W jej spojrzeniu był smutek wywołany czymś innym niż myśl o wojnie.

Moss pocałował ją w upudrowany policzek.

– Już niedługo, mamo. Wkrótce wszystko będzie tak jak dawniej, tylko lepiej. Spij dobrze. Zobaczymy się rano.

– Pójdę z tobą, Jessico – ofiarowała się Billie, zerkając na Mossa. Na pewno zaraz pójdzie w ich ślady.

Pomogła teściowej włożyć koszulę nocną i otuliła ją starannie. Co za ironia losu – kilka miesięcy temu marzyła o jedwabnych pończochach. Teraz nosiła je codziennie i codziennie niecierpliwie wypatrywała wieczoru, żeby je zdjąć. Podwiązki odgniatały jej uda, również palce u nóg miała obolałe.

Przygotowała sobie kąpiel. Postanowiła włożyć jedną ze świeżo zakupionych koszul. Zdecydowała się na jasnoniebieską, wykończoną koronką, z pasującym peniuarem. Niewiarygodne, że niedawno sypiała z Mossem naga albo w jego podkoszulku. Teraz jej brzuch nie zmieściłby się pod obcisłym trykotem. Wyszczotkowała włosy i wtarła kilka kropli wody kolońskiej w nadgarstki, szyję i między piersiami. Czekała na Mossa. Czekała i czekała, i czekała…

Zegarek wskazywał wpół do trzeciej. Nie pamiętała, kiedy zasnęła. Przecież położyła się tylko na minutkę. Nadal paliło się światło. Było jej zimno, bo spała odkryta w chłodnym pokoju. Gdzie Moss?

Podeszła do drzwi. Na korytarzu panował mrok, również z dołu nie dochodziły żadne światła. W domu panowała cisza. Wszyscy poszli spać. Ale gdzie Moss? Dlaczego nie przyszedł do łóżka? Nagle spojrzała na drzwi sąsiedniego pokoju. Po rozpoczęciu nauki w college’u Moss się przeniósł z dziecinnego pokoju mieszczącego się w odległym skrzydle domu. Chociaż nie wierzyła, że znajdzie go w tym właśnie miejscu, cichutko podeszła do drzwi, zapukała i przekręciła klamkę. W mdłym świetle lampy go zobaczyła. Spał na wąskim łóżku, ściskając w dłoni książkę.

Oparła się o ścianę. Zakryła usta dłonią, żeby nie wydarł się z nich szloch. To bolało. Czyżby nie obchodziło go wcale, jak bardzo była samotna przez cały ten czas, gdy go nie było? Zamknęła drzwi i powlokła się z powrotem do łóżka. Rozczarowanie sprawiało fizyczny ból. Odtrącił ją, bo jest brzydka i nie budzi pożądania. A przecież chciała tylko, żeby przy niej był, żeby ją objął, chciała poczuć jego bliskość. Chciała poczuć, że jest kochana, posmakować jego pocałunków. Zrozpaczona, samotna, zapomniana, Billie wtuliła twarz w poduszkę, która tłumiła jej szloch.

Загрузка...