ROZDZIAŁ SZÓSTY

Kiedy się obudziła, słońce stało wysoko. Przespała dwanaście godzin. Poczuła, że z głodu burczy jej w brzuchu.

Przeraziła się, kiedy spojrzała w lustro i zobaczyła spuchnięte od płaczu powieki. Perseus od razu wszystkiego się domyśli. Kto wie, może nawet słyszał w nocy jej stłumione łkanie? Nie ma innego wyjścia, jak ukryć je pod ciemnymi okularami. Powie mu, że słońce ją razi.

Otworzyła szafę, popatrzyła na starannie porozwieszane stroje. Wszystko prosto ze sklepu. Wybrała spodnie z beżowego lnu i takąż górą bez rękawów, ozdobioną białymi wypustkami. Do tego brązowe sandały. Spięła włosy spinką w kształcie żółwiej skorupy.

Jeszcze tylko odrobina jasnej szminki i kropla ulubionej wody o cytrynowym zapachu. Może iść na spotkanie z Perseusem, z którym łączy ją przecież jedynie umowa Nic więcej.

Ruszyła do kuchni. Na śniadanie wystarczy jej bułka i trochę soku. Nie będzie przecież fatygować Ariadne.

Jednego tylko nie wzięła pod uwagę: że wpadnie na Perseusa. Wychodził właśnie ze swojego pokoju. Ubrany jedynie w dżinsowe szorty wyglądał nieprawdopodobnie męsko. Zaparło jej dech.

– Kalimera, Samantha – odezwał się na powitanie, mierząc ją uważnym spojrzeniem od stóp do głów.

– Kalimera, Perseus.

Szybko przełknęła ślinę pośpiesznie odwróciła wzrok. Lepiej, żeby nie widział, jak na niego patrzy.

– Jak minęła noc?

– Świetnie, aż za dobrze. Jeszcze nie mogę się przyzwyczaić do światła.

– Jesteś naturalną blondynką. A w tej części Grecji słońce jest ostre, dopiero po jakimś czasie człowiek się z nim oswaja. Chodź ze mną, zjemy razem śniadanie przy basenie.

Tak łatwo ją usprawiedliwił. Czyżby domyślił się powodu, dla którego założyła ciemne okulary?

– Pewnie już nieźle dziś popracowałeś. Co najmniej za siedmiu! – zagadnęła, okrążając za nim dom, by dojść do basenu łączącego się szklanymi drzwiami z patio.

– Tylko za siedmiu? – przekomarzał się.

Zaśmiała się. Z apetytem sięgnęła po potrawy. Niczego sobie nie żałowała. Na talerzu wylądowały owoce, glazurowana miodem ____________________dające ciasto. Nalała soku do szklanki.

– Jeśli zostanę dłużej, to będziesz musiał zwolnić Ariadne i mnie zatrudnić w kuchni. Wtedy oboje bardzo szybko schudniemy.

Teraz to on wybuchnął śmiechem. Był rozluźniony, wyraźnie rozbawiony jej stwierdzeniem.

– Na szczęście już znalazłem dla ciebie inne zajęcie – ogród.

– Już nie mogę się tego doczekać – powiedziała szczerze.

Popatrzył na nią znad filiżanki z kawą.

– Chyba już masz wstępną koncepcję. Widziałem to wczoraj po twoich oczach. Zdradzisz mi ją teraz, czy mam czekać, aż wszystko będzie gotowe?

– To twoja willa, więc…

– Nasza – ____________________gając się na leżaku. Wolałaby, żeby przestał wygadywać takie rzeczy. Mógłby to sobie darować.

– Owszem, mogę ci przedstawić ogólne zarysy, ale mam pomysł na ogród, który chciałabym, aby był dla ciebie niespodzianką. Mam jednak problem. Póki wszystko nie wyrośnie, przechodząc tędy, musisz mieć zawiązane oczy.

Roześmiał się serdecznie.

– Obiecuję, że nie będę za bardzo zerkać.

– To wcale nie będzie łatwe, bo ogród będzie się ciągnąć od frontu aż do morza.

– W takim razie będę podjeżdżać z drugiej strony i postaram się, żeby ciekawość mnie nie spaliła.

– Zrobisz to?

– Masz moje słowo.

Nie kryła zadowolenia, że jest tak skory do ustępstw.

– To mi wystarczy.

– Ale jesteś zgodna. Jak nigdy dotąd. Widać Grecja ma na ciebie dobry wpływ.

Żebyś wiedział, pomyślała. I to aż za bardzo, ale głównie z twojego powodu.

– To dlatego, że tak wspaniale się o mnie troszczysz. Dla mnie to jest cudowny układ. Ty zawsze jesteś w porządku. – Głos zadrżał jej lekko. – Boję się tylko, czy potrafię ci dorównać. Żebyś nie miał poczucia, że twoje pieniądze poszły na marne.

Przestał się uśmiechać. Z pociemniałą twarzą podniósł się z leżaka. Jego wysoka postać górowała nad nią.

– Dowiemy się tego wieczorem, kiedy pojedziemy z wizytą do Sofii i jej ojca.

– Zrobię, co tylko zechcesz. – Z trudem zdobyła się na spokój. Zaległa głucha cisza. Wreszcie Perseus przerwał ją mówiąc:

– Odważne stwierdzenie padło z tych twoich niewinnych ust.

Poczuła, że policzki jej płoną.

– Wcale nie – zaoponowała. – Musiałeś być bardzo zdesperowany, skoro zdecydowałeś się na ten ślub ze mną. Liczyłeś, że dzięki temu nie ulegniesz jej… Po rozmowie z Sofią lepiej to rozumiem. Wie, czego chce, potrafi mówić przekonująco…

Urwała przełknęła ślinę.

– …i wydaje mi się bardzo prawdopodobne, że to dzisiejsze spotkanie może okazać się decydujące. Możliwe, że już nie będę ci więcej potrzebna.

– Jak mam to rozumieć? – zagrzmiał. Gorączkowo szukała właściwych słów.

– Sofia nadal cię kocha. Powiedziała, że ugodziła cię nożem, bo miała bardzo ważne powody, które chce ci teraz wyjaśnić. Jeśli jej na to pozwolisz i zrozumiesz ją… Myślę, że wtedy inaczej spojrzysz na wszystko i… i zechcesz…

– Dosyć! – uciął.

Chyba jeszcze bardziej go rozeźliła. Wzdrygnęła się z lękiem.

– Zainwestowałem w ciebie niezłą sumę i w zamian za to spodziewam się że będziesz wobec mnie lojalna. Jasne?

– Oczywiście. Możesz na mnie liczyć. Chciałam tylko powiedzieć, że zrozumiem, jeśli postanowicie do siebie wrócić. Już i tak tyle dla mnie zrobiłeś. Nigdy nie zdołam ci się odpłacić. Jeśli pogodzisz się z Sofią to pierwszym samolotem wracam do Nowego Jorku. Nasza umowa by się rozwiązała i wobec mnie nie miałbyś już zobowiązań.

Pochylił się i ujął jej twarz w obie dłonie. Pociągnął ją w górę.

– Nigdzie nie wyjedziesz, póki sam ci nie powiem, że możesz to zrobić – powiedział.

Jakby na potwierdzenie tych słów i przypomnienie zawartej wcześniej umowy, pocałował ją z mocą. Zawirowało jej w głowie.

– Zresztą, tak czy inaczej – zniżył głos – problem nie istnieje, póki to ja mam twój paszport. – Popatrzył na nią przenikliwie. – Na tamtym stole masz wszystko, co może być potrzebne do zaprojektowania naszego ogrodu. Jeśli czegoś zabrakło, będę u siebie. Me sinchorite.

Pożegnał się i odszedł.

Stała bez ruchu, wspierając się o krzesło, pośpiesznie próbując przypomnieć sobie kolejne fragmenty początkowo zupełnie beztroskiej, wręcz żartobliwej rozmowy, zakończonej tym nieprawdopodobnym, przejmującym pocałunkiem.

Wzmianka o Sofii zupełnie zwarzyła mu humor. Dlaczego zareagował tak ostro? Fatalnie to wszystko wygląda. Dopiero co czuła się szczęśliwa jak nigdy. I jak ma teraz wziąć się w garść, nie mówiąc już o projektowaniu ogrodu, którym Perseus naprawdę mógłby się poszczycić?

Cieszyła się, że będą to robić wspólnie, ale za późno się opamiętała. Sama sobie jest winna. Po co rozmawiała z nim o Sofii.

Wyciągnij z tego nauczkę, przykazała sobie w duchu, sięgając po pierwszy z brzegu katalog. Nigdy nie idź na współpracę z wrogiem, nawet w najlepszych intencjach. Wbij to sobie dobrze do głowy i miej w pamięci, kiedy wieczorem zabierze cię na spotkanie z Sofią. I nie słuchaj jej racji ani nie dyskutuj na jej temat z Perseusem.

Właściwie, kiedy się nad tym zastanowić, Perseus miał prawo się na nią rozgniewać. Dała sobą manipulować, przez co okazała się względem niego nielojalna. Więcej nie powtórzy tego błędu.

Jego ostre słowa i nagłe odejście popsuły jej nastrój. Nie mogła się otrząsnąć. Postanowiła teraz o tym nie myśleć, tylko wziąć się do pracy. Godziny mijały niezauważenie. Kiedy przyszła Ariadne posprzątać po śniadaniu, pochłonięta rysowaniem Sam nawet jej nie zauważyła.

Koncepcja coraz bardziej się klarowała. Oczami wyobraźni już widziała ogólny zarys ogrodu, kompozycję barw. Teraz musi tylko wyszukać rośliny, które zniosą tutejszy klimat i rodzaj gleby. Dobrze, że zamówione przez Perseusa katalogi podają aż tak wyczerpujące dane.


Minęło kilka godzin. Ariadne przyniosła lekki lunch: łososia z grilla i apetyczny owoc. Perseus się nie pojawiał. Pewnie nie ma go w domu. Bardzo możliwe, że poleciał do Aten. Helikopterem to przecież żaden problem. Yanni mógł go zawieźć na lądowisko… ale tego się nie dowiem, pomyślała z żalem.

Około wpół do czwartej zdecydowała, że na dzisiaj dosyć. Zebrała rzeczy i ruszyła do domu. Była z siebie zadowolona, dobrze jej poszło. Posiedziałaby jeszcze nad projektem, ale skoro wieczorem wychodzą pora się przygotować.

Zamierzała włożyć letnią sukienkę z kremowego krepdeszynu. Dopasowany fason podkreślał figurę a prostota kroju zachwycała elegancją. Nic dziwnego, znać rękę znakomitego projektanta.

Ale skoro chce w niej wystąpić, musi choć odrobinkę się opalić, jej cera jest przy tym stroju zbyt blada. Jeśli popływa w morzu i przez chwilę poleży na słońcu, skóra nabierze złocistości, a włosy ładnie zjaśnieją. Nie tracąc czasu, pośpiesznie przebrała się w kostium, chwyciła ręcznik i wybiegła na dwór. Popatrzyła na morze.

W oddali, tuż przy horyzoncie, widać było sylwetki kilku jachtów i prom. Niebo stapiało się z wodą. Zrzuciła sandałki i wbiegła do wody. Pobaraszkowała w niej parę minut, a potem wyciągnęła się na ręczniku. Wprawdzie była blondynką, ale jej skóra miała lekko oliwkowy odcień i łatwo się opalała. Jednak tu słońce jest ostre, musi uważać, żeby się nie poparzyć.

Postanowiła poleżeć tylko dziesięć minut. Zamknęła oczy, próbując odegnać od siebie wszelkie myśli. Powoli ogarnął ją błogi spokój. Czuła się jak w raju. Słońce przyjemnie grzało, rozkoszną ciszę zakłócał tylko szmer wody i krzyki mew. Zapadła w sen.

– Jeśli szukasz pretekstu, by nie iść wieczorem na spotkanie, to nieźle ci idzie. – Ostry głos przerwał jej senne marzenia.

Zerwała się na równe nogi.

– Perseus… – Cofnęła się przed nim, ale zdążył schylić się po ręcznik i zarzucić go jej na ramiona.

Popatrzyła na niego stropiona. Nie była do końca pewna, skąd się bierze ten dziwny niepokój, który tak nieoczekiwanie ją ogarnął. Czy dlatego, że jest na nią zły, czy raczej widok jego muskularnego, opalonego ciała wywołuje w niej lęk? Nadal był tylko w szortach.

– Chciałam się troszeczkę opalić. Tylko przez kilka minut.

– Dwadzieścia – poprawił ją. – Jeszcze chwila i spalisz się na raka. Chodź do domu. Już!

Unikała jego wzroku. Miał rację, już czuła nieprzyjemne pieczenie na brzuchu i udach, gdzie skóra rzadko miała kontakt ze słońcem. Włożyła sandały i ruszyła za nim.

– Nie wiedziałam, że minęło aż tyle czasu. Naprawdę – usprawiedliwiała się.

Zatrzymał się w pół kroku. Widziała, że z trudem się hamował.

– Jesteś w Grecji, a nie w Central Parku.

– Wiem – bąknęła, zła na siebie, że czuje się jak dziecko, które spsociło i zostało przyłapane na gorącym uczynku.

– Od tej chwili za każdym razem, gdy będziesz szła na plażę informuj o tym mnie albo Ariadne. I jeszcze jedno. Obiecaj, że nigdy nie będziesz pływać sama.

– Przyrzekam – powiedziała cicho. Dochodzili do domu. Była średnim pływakiem, więc ta obietnica przyszła jej łatwo. W końcu nie jest szalona. Szkoda tylko, że Perseus nie wierzy w jej zdrowy rozsadek.

Spróbowała zmienić temat.

– O której mam być gotowa?

– Chciałbym, żebyśmy wyjechali za jakąś godzinę. Pokażę ci Panagię, to miasteczko, o które pytałaś, gdy wysiedliśmy z promu. Stamtąd rozciąga się widok na całą wyspę. Zaprowadzę cię do ciekawej tawerny, na pewno ci się spodoba. Tam zjemy kolację, a potem pojedziemy do Livadi.

Dodał, że Livadi to portowe miasteczko, pełne kin, barów, dyskotek i innych rozrywek dla turystów. Sądząc po tonie, chyba nie przepadał za takimi atrakcjami, a może wiążące się z dawnymi latami wspomnienia były dla niego zbyt bolesne. W końcu przez kilka lat mieszkał w Livadi z Sofią i jej ojcem.

– Wystarczy ci godzina?

– Tak – szepnęła, bojąc się, by nie powiedzieć czegoś niepotrzebnego, co znów go zdenerwuje.

– W łazience jest balsam, który zawsze należy użyć po opalaniu. Weź prysznic, a potem się nim posmaruj. To przyniesie ci ulgę. – Dzięki – wyszeptała. Prawdę mówiąc, wolałaby, żeby nie był dla niej aż taki dobry. Przez to było jej jeszcze trudniej. Jak ma zachować obojętność? – Pośpieszę się.

Nie czekając na odpowiedź, weszła pod prysznic i zamknęła drzwi kabiny. Widziała przez szybę, że się zawahał, ale po chwili odwrócił się i wyszedł. Dopiero wtedy ściągnęła kostium i zaczęła się myć. Spieszyła się. Zamierzała zostawić rozpuszczone włosy, więc musi je wysuszyć.

Aloesowy balsam rzeczywiście okazał się świetny. Skóra jednak trochę ją piekła, szczęście, że osłoniła przed słońcem twarz. Była tylko lekko ozłocona. Pociągnęła usta koralową pomadką.

Kremowe sandałki na wysokim obcasie świetnie pasowały do sukni. Jeszcze tylko kilka kropel Fleurde rocailles, francuskich perfum, które dostała od Perseusa i okazałe złote kolczyki w kształcie kółek. Teraz jest gotowa, by mu towarzyszyć. Nagle przypomniała sobie o ślubnym pierścionku. Błysnął na palcu. Ten pierścionek jeszcze bardziej uzmysławiał jej rolę, jaką tu odgrywała. W obawie, by go nie zgubić, zdjęła go zaraz po ślubie, ale domyślała się, że Perseus spodziewał się, że dziś wieczorem będzie go miała na palcu. Z pewnością na to liczył.

Popatrzyła na swoje odbicie. Stała przed nią obca dziewczyna. Ona i nie ona. Ubrana z wyrafinowaną elegancją wytworna i zwracająca na siebie uwagę. Rozjaśnione słońcem włosy układały się w naturalne loki i spływały aż na ramiona. Teraz lśniły złocistym blaskiem. Idealny kontrast z czarną czupryną Perseusa. W skrytości ducha cieszyła się, że nie rozczaruje go swoim wyglądem.

Przypomniała sobie ich pierwsze spotkanie, kiedy stanęła na progu jego gabinetu: w dżinsowej, ozdobionej własnoręcznie koszuli, spranych dżinsach, z włosami przewiązanymi sznurkowym łańcuszkiem. Ciekawe, co on sobie wtedy o niej pomyślał?

Odwróciła się, by ruszyć do wyjścia i w tej samej chwili rozległo się stukanie do drzwi sąsiadujących z sypialnią Perseusa.

– Samantha? Mogę wejść?

Chwyciła głęboki oddech, bo zabrakło jej tchu.

– T-tak. Jestem gotowa.

Drzwi otworzyły się. Zaniemówiła.

Perseus miał na sobie ciemnoniebieską jedwabną koszulę i kremowe spodnie. Przez ramię niedbale przerzucił letnią marynarkę w delikatne niebieskie prążki. Wyglądał nieprawdopodobnie przystojnie. Z tymi czarnymi włosami, nieco już dłuższymi niż w chwili, kiedy go poznała wydawał się wręcz niebezpiecznie uwodzicielski.

Dokładnie tak wyobrażała sobie tego greckiego boga, którego imię nosił. I to pod każdym względem. Dla niej jest ideałem. Odkąd z nim przebywa, nigdy się na nim nie zawiodła, nawet gestem jej nie rozczarował. Wspaniały, szlachetny człowiek. Mając taką pozycję i bogactwo, łatwo się zmanierować. Ale jemu to nie zaszkodziło.

Miał tylko jeden słaby punkt: ta dawna miłość, której wspomnienie ciągle go prześladowało i przez którą nie mógł ułożyć sobie życia. Fatalna sytuacja dla kobiet, marzących, by go usidlić.

Ale jeśli ona niezbyt dobrze odegra swoją rolę, Sofia postawi na swoim, zostanie panią Kostopoulos. Tą prawdziwą.

Niech go tylko zobaczy. Wystarczy rzut oka, a przekona się, że dzisiejszy Perseus bije na głowę tamtego osiemnastolatka, którego zraniła, ale nie przestała kochać.

Sam miała dziwne przeczucie, że dzisiejszy wieczór okaże się decydujący, że rozstrzygnie się jej los. Zapewne odzyska wolność, może nawet Perseus zechce dodatkowo wynagrodzić jej trud.

Na myśl o tym ściskało się jej serce. Jeszcze nigdy nie odczuwała takiej rozpaczy, tak przejmującego żalu. Tak głębokiego bólu nie wzbudzała w niej nawet świadomość, że ojciec jej nie chciał, ani nawet śmierć mamy. Zacisnęła powieki.____________________chwilą mocniej.

Otrząsnęła się z tych bolesnych myśli. Przecież nie może tak stać i wpatrywać się w niego bez słowa. Oboje milczeli. Perseus też nie odrywał od niej oczu. Może nie podoba mu się jej strój?

Poczuła się nieswojo. Popatrzyła na niego z niepokojem.

– Co się stało? Dlaczego tak dziwnie na mnie patrzysz?

– Chodź do mojej sypialni.

Popatrzyła na niego ze zdumieniem. Uśmiechnął się z leciutką ironią.

– Chcę ci coś pokazać. Nie bój się, nie mam zamiaru cię uwieść. To już wcześniej ustaliliśmy w warunkach umowy.

Nie mogła bez nienawiści myśleć o tej nieszczęsnej umowie. I niepotrzebnie o niej teraz przypomniał. Nie miała pojęcia, o co mu chodzi. Czuła, jak nogi się pod nią uginają, kiedy postąpiła pierwszy krok. Dlaczego jest taki tajemniczy? Co się za tym kryje? Przyglądał się jej tak intensywnie… zadrżała, widząc niesłychane napięcie w jego oczach.

Kiedy znalazła się tuż obok niego, wziął ją za rękę i pociagnął w kierunku drzwi łączących ich pokoje. Poprowadził ją przed oprawiony w solidną ramę spory obraz, wiszący na ścianie między dwoma szerokimi łóżkami.

Andromeda. Zupełnie zapomniała.

Cofnęła się o krok, by lepiej widzieć i naraz poczuła, że krew odpływa jej z twarzy.

– Perseus… – Zachwiała się z wrażenia, ale zdążył ją pochwycić i przygarnął mocno, nie dając jej upaść. – To… to jest moja mama!

Powiedział coś, ale nie usłyszała. Trzymał twarz przy jej włosach.

– Wiedziałem, że musi być jakieś wytłumaczenie – dotarły do niej zduszone słowa. – To niebywałe podobieństwo. Teraz wreszcie wszystko zaczyna być jasne.

– Co to znaczy? Chyba nie rozumiem.

– Twoja uroda… wydałaś mi się taka znajoma. I genialny talent, który od razu spostrzegłem, gdy tylko ujrzałem twój kolaż.

Nic do niej nie docierało. To było za dużo na jeden raz. Jego zaskakujące stwierdzenia, ten cudowny obraz, którego autorem był jej ojciec. Obraz, który przed laty tak oczarował Perseusa, że musiał go mieć.

Ojciec rzeczywiście jest genialny. Z dziewczyny uwiecznionej na płótnie promieniuje osobowość mamy, jej cała istota. Jak wspaniale uchwycił jej urodę! Prześwitująca szata, targana powiewem oceanu, podkreśla doskonałość figury, uwidacznia linię przykutego do skały ciała. Ile wyrazu mają nagie ramiona wyciągnięte do ukochanego Perseusa; błagalne wołanie, by uwolnił ją z rąk potwora.

Gorące łzy popłynęły jej po policzkach.

– Nigdy mamy takiej nie widziałam – wydusiła łkając. – Jest taka młoda, taka piękna! I taka szczęśliwa! Miłość aż bije z jej twarzy.

Z trudem zaczerpnęła powietrza. Złość, która wezbrała w niej nieoczekiwanie, nie dawała się opanować.

– Ojciec musiał namalować ten obraz, nim z nią zerwał. Zostawił ją na łasce losu, a ona już spodziewała się dziecka… – Przepełnione goryczą słowa zawisły w powietrzu. Za późno było je cofnąć. Zbyt długo dusiła je w sobie.

Popatrzyła na złotą tabliczkę przytwierdzoną na dole: „Moja Andromeda". W prawym dolnym rogu widniał podpis ojca: „Jules"

– O Boże…

Nie mogła już dłużej ze sobą walczyć. Zaniosła się płaczem. Instynktownie odwróciła się do Perseusa szukając schronienia na jego piersi.

Przygarnął ją mocno do siebie, tulił, pocieszając i dodając otuchy, póki płacz nie przeszedł w ciche łkanie.

Dopiero po dłuższej chwili przerwał milczenie.

– Kiedy ostatni raz go widziałaś, Samantho? – W jego głosie zabrzmiał szczery niepokój.

Nie mogła znaleźć właściwych słów.

– Ja… prawdę mówiąc, nigdy go nie widziałam. I wcale nie chcę. Proszę, nigdy więcej nie rozmawiajmy na jego temat. Dla mnie on nie istnieje.

Zawstydzona i zła na siebie, że tak straciła panowanie nad sobą i obnażyła się przed nim, oswobodziła się z jego ramion. Unikała jego uważnego wzroku.

– Przepraszam, że pogniotłam ci koszulę. Daj mi piąć minut, poprawię szybko makijaż i możemy iść.

– Nie musimy nigdzie wychodzić.

Jej potrzeby stawia na pierwszym miejscu, no tak. Jeszcze jeden powód, żeby stracić dla niego głowę.

– Owszem, musimy. Dzisiejszy wieczór może okazać się dla ciebie najważniejszy w życiu. Zgodziłam się odegrać swoją rolę i zrobię to. Spotkamy się przy samochodzie.

Kilka minut później pojechali do Panagii, gdzie zatrzymali się w tawernie na kolację. Przez cały czas rozmawiali o nieistotnych rzeczach. W drodze do Livadi milczeli. Dopiero kiedy już dojeżdżali na miejsce, Perseus nie wytrzymał.

– Powiedz, dobrze się czujesz?

– Tak. Dlaczego pytasz?

– Bo prawie nie tknęłaś kolacji. Sałatki z ośmiornicy chyba nawet nie skosztowałaś.

Robił wszystko, by rozproszyć jej zły nastrój, oderwać myśli od ojca. Zabawiał, opowiadając anegdotki, zamawiając regionalne dania, jakich bez niego nigdy by nie miała okazji spróbować. Doceniała jego wielkoduszność, gdy ani słowem nie powrócił do sceny, jaka rozegrała się w jego sypialni, ale instynktownie czuła, że martwi się o nią. Na widok tego obrazu przeżyła prawdziwy szok. Nieoczekiwanie zobaczyła swoją mamę zupełnie inną, taką, jaką widział ją ojciec. W milczeniu rozpamiętywała to, co się wydarzyło. Musi sama dać sobie z tym radę, sama się przełamać. Rany są zbyt bolesne, by ktoś obcy mógł się w to mieszać. Czuła, że z nikim nie mogłaby o tym rozmawiać. A już na pewno nie z Perseusem. Zresztą on ma do odprawienia własne egzorcyzmy. Nie będzie mu jeszcze dodawać swoich problemów.

Zapatrzyła się na krajobraz za oknem. Kusiło ją, by ukradkiem zerknąć na Perseusa, ale powściągnęła pokusę. Już w czasie kolacji z trudem się hamowała. Z urzeczeniem i fascynacją śledziła jego ruchy, sposób, w jaki próbował wino, koncentrację z jaką studiował kartę dań.

Nie mogła przestać o nim myśleć. Pamiętała każdą chwilę, każdy jego ruch, mimowolny gest, jakim w roztargnieniu dotykał blizny na policzku. Zastanawiała się wtedy, czy ta blizna przypomina mu Sofię. Na tę myśl ogarniał ją lęk.

Gdyby miała pewność, że usunięcie blizny oddali od niego wspomnienia o Sofii, namówiłaby go na to bez wahania. Dla niej ta zmiana byłaby niezauważalna. I tak całkowicie zawojował jej serce i…

– Jesteśmy na miejscu, Samantho. Daję ci słowo honoru, że nie masz się czego obawiać. Rób tylko to, o co cię proszą.

Zaczerpnęła powietrza, uśmiechnęła się z przymusem.

– Jeśli się martwię to tylko o ciebie… – Głos się jej łamał. – Modlę się, żeby ci dobrze poszło.

Ujął jej dłoń, pocałował. Serce w niej topniało.

– Dziękuję – szepnął tkliwie.

Willa Leonidasów była usytuowana w centrum Livadi. Niewielka, zbudowana w miejscowym stylu, była łatwo dostępna dla pacjentów z miasteczka i okolicznych wysp.

Pomógł jej wysiąść, poprowadził do obsadzonego kwitnącymi krzewami wejścia do domu.

– Kyrie Kostopoulos! – wykrzyknął na ich widok niewysoki, łysawy staruszek, który otworzył drzwi. Jego poorana zmarszczkami twarz rozjaśniła się w szerokim uśmiechu. Obaj mężczyźni padli sobie w objęcia. Sam nie rozumiała greckiego, ale z uśmiechem przysłuchiwała się gwałtownemu potokowi obcych słów. Cieszyło ją to gorące powitanie.

– Georgio, to moja żona, Samantha. – Perseus przedstawił ją przechodząc na angielski. – Wiesz, kochanie – powiedział to tak naturalnie, że nawet nie zdążyła się zdziwić – Georgio od ponad trzydziestu lat jest u Leonidasów. Jedynie na niego mogłem liczyć. Zawsze mnie lubił.

– Miło mi ciebie poznać, Georgio. – Wyciągnęła do niego rękę a on uścisnął ją serdecznie.

– Chodźmy. – Georgio gestem zaprosił ich do środka. – Doktor jest w gabinecie. Marnie się czuje, ale nie chce odpocząć, póki was nie zobaczy. Sofia chciałaby najpierw zamienić z tobą słowo na osobności – zwrócił się do Perseusa. – Czeka w salonie.

– Dziękuję, Georgio.

Zachowywał kamienny spokój. Była ciekawa, co sobie myśli, ale z jego twarzy niczego nie dało się wyczytać. Potrafił doskonale nad sobą panować, podziwiała go za to. Objął ją ramieniem i poprowadził przez hol do salonu.

Na ich widok z bocznego pokoju wyszła wysoka, zmysłowa, kruczowłosa kobieta. Sofia. Wyglądała jak uosobienie współczesnej Carmen.

Miała na sobie szyty na miarę biały kostium, podkreślający zgrabną sylwetkę i długie, opalone nogi. Prawdziwa egzotyczna piękność, przemknęło przez myśl Sam. Ale rzut oka na jej twarz przekonywał, że pod pozornym opanowaniem kryje się głęboka rozpacz. Z pewnością żaden mężczyzna, który raz ją ujrzał, nigdy jej nie zapomni…

Jej czarne jak noc oczy zdawały się nie zauważać Samanthy.

– Perseus! – wykrzyknęła cicho. W jej głosie było tyle cierpienia i miłości, że Sam aż się wzdrygnęła.

Zaczęła pośpiesznie mówić coś po grecku, ale Perseus powiedział coś, co ją uciszyło.

– Sofio – odezwał się ze spokojem, jakiego Sam tylko mogła mu pozazdrościć. – Chciałbym przedstawić ci moją żonę Samanthę. Niestety, jeszcze nie mówi po grecku, chociaż już się uczy naszego języka. Chciałbym, żebyśmy w jej obecności mówili po angielsku.

Zrobiło się jej żal Sofii. Nie trzeba być domyślnym, by widzieć, jak bardzo cierpi.

– Witam – rzekła cicho, nie odrywając oczu od Perseusa. – Miałam nadzieję, że porozmawiamy w cztery oczy. Proszę cię.

Sam z trudem się powstrzymała, by nie poprzeć jej prośby.

– Jestem żonaty – powiedział, i jakby na potwierdzenie tych słów, otoczył żonę ramieniem. – Nie mamy przed sobą tajemnic.

Ogarnęły ją gwałtowne wyrzuty sumienia. A ona nie chciała rozmawiać z nim o swoim ojcu…

– Jest tyle rzeczy, które ci chciałam powiedzieć – rozżaliła się Sofia. – Nie wiem, od czego zacząć. Przede wszystkim chcę cię błagać o przebaczenie. – Łzy popłynęły jej po policzkach.

– Sofio, już dawno ci wszystko wybaczyłem.

Podziwiała jego opanowanie. Nawet nie drgnął. A przecież domyślała się, co się dzieje w jego sercu.

– Wiem, że dla tego, co zrobiłam, nie ma przebaczenia. Okaleczyłam cię. Ale wtedy nie miałam wyboru. Albo to, albo mój ojciec posłałby ci kulę prosto w serce.

– Sofio, nie dramatyzuj. Oszczędź tego sobie i nam.

– Nie mam żalu, że mi nie wierzysz. Ale dwadzieścia lat temu mój ojciec nienawidził cię do szaleństwa, tak jak twojego ojca.

Po raz pierwszy od przybycia spokój Perseusa nieco się zachwiał.

– A co mój ojciec może mieć z tym wspólnego?

– Nie wiedziałeś o tym, ale mój ojciec oświadczył się twojej mamie, gdy jeszcze była panną. Odrzuciła go, bo kochała twojego ojca.

Gdyby Sofia wymyśliła sobie tę historię to i tak niczego to już by nie zmieniło, ale wszystko wskazywało, że mówi prawdę. W każdym razie Sam jej uwierzyła. Perseus chyba też.

– Mów dalej. – Jego głos zabrzmiał dziwnie głucho.

– Czuł się urażony, że zamiast przyszłego lekarza, wybrała prostego rybaka. Ożenił się z moją mamą, bo chciał mieć rodzinę, ale przez cały czas marzył o innej. Kochał twoją matkę. Kiedy moja mama zginęła w wypadku, wcale nie rozpaczał. Gdy twoja mama owdowiała, myślał t____________________ starać. Wtedy właśnie zaczęła chorować i ty sam ją przyprowadziłeś. Uważał, że to dar niebios, że bogowie go wysłuchali. Tylko na ciebie nie mógł patrzeć. Byłeś podobny do ojca i przypominałeś mu rywala.

Zaczerpnęła powietrza i ciągnęła dalej:

– Byłeś dzielny i dumny. Nadzwyczaj niezależny. I bardzo kochałeś matkę, a on nie mógł tego ścierpieć. Próbował wysłać cię do wujka Teo w Atenach. Chciał pozbyć się ciebie z domu. Wiedziałam o tym, ale musiałam przyrzec, że nigdy ci tego nie powiem. Kiedy się dowiedział, że się kochamy, wpadł w furię. Najął Spirosa, żeby nas śledził. Od niego usłyszał, że wynająłeś łódkę, którą mieliśmy uciec, żeby wziąć ślub.

Perseus poruszył się niespokojnie.

– Gdy ojciec odkrył nasz plan, wieczorem wziął mnie na rozmowę i przyparł do muru. Zakazał mi się z tobą widywać. Zagroził, że jeśli go nie usłucham i definitywnie z tobą nie zerwę zabije cię.

Perseus stał nieruchomo. Sam prawie nie oddychała.

– Byłam przerażona. Ojciec był szalony, gdy chodziło o ciebie czy twojego ojca. Bałam się, że naprawdę cię zabije, że to nie przelewki. Wzięłam nóż z jego szuflady i czekałam na twoje przyjście. Wiedziałam, że zaczniesz mnie przekonywać, namawiać do ucieczki. Że – jeśli nie zrobię czegoś strasznego, nie dasz za wygraną nie odejdziesz. Ale uwierz mi, nie chciałam zrobić ci nic złego, nie chciałam cię skrzywdzić. Nigdy. – Załkała. – Kochałam cię nad życie. I nadal kocham – dodała z rozpaczą.

Загрузка...