Jak wieść idealne życie. - Maddy z zadziwieniem pokręciła głową, odczytując tytuł z twardej okładki książki. – Dziesięć kroków na drodze do niewiarygodnego szczęścia. Jane Redding.
– Ciągle nie mogę uwierzyć, że Jane, nasza Jane, pisze teraz książki. Poza wszystkim innym na dodatek jeszcze pisze – dodała Christine, gapiąc się na swój egzemplarz.
– A ja mogę.
Amy z dumą się uśmiechnęła, kiedy odchodziły od stolika, przy którym Jane Redding rozdawała autografy. Za nimi ciągnęła się kolejka fanów, którzy nie mogli się doczekać, aby poznać osobiście znaną z telewizji postać.
– Właściwie to ja też – przyznała Christine, gdy ich trójka ruszyła do kafejki w kącie księgarni. – Jane zawsze była taka zdyscyplinowana i bardzo ciężko pracowała w college’u. To jedyna znana mi osoba, która pracowała ostrzej ode mnie. A to sporo mówi, zważywszy, że ja przygotowywałam się na medycynę.
– Obie uparcie dążycie do celu i to jedyna rzecz, która was łączy – stwierdziła Maddy.
Minęła z przyjaciółkami ozdobną barierkę, która tworzyła iluzję, że siedzi się w ulicznej kawiarence. Wciągnęła bogaty aromat kawy. Delikatny jazz mieszał się z gwarem rozmów i sykiem maszyny do cappuccino.
– Właściwie, biorąc pod uwagę, jak my cztery się różnimy, wydaje się zadziwiające, że tak dobrze nam się razem mieszkało.
– Przeciwieństwa się przyciągają – odparła Christine, stając w kolejce.
– To na pewno dotyczy nas dwóch. – Maddy uśmiechnęła się do dziewczyny, z którą przyjaźniła się od czternastu lat.
Dla większości ludzi Christine Ashton stanowiła onieśmielającą mieszankę lodowej księżniczki i szalonego naukowca. Była wysoka, miała lśniące blond włosy i chłodne szare oczy. Jednak Maddy wiedziała, że za tym wszystkim kryje się przewrotne poczucie humoru.
– Myślę, że w naszym wypadku ratował nas fakt – ciągnęła Christine – że ty i ja mieszkałyśmy w jednej części mieszkania, a Amy i Jane w drugiej. Wyobrażasz sobie mnie i Jane razem?
Maddy zaśmiała się.
– Zakładałybyśmy się z Amy, która z was pierwsza popełni morderstwo. Idealna Jane Porządnicka czy Nieskazitelna Christine, która w głębi ducha jest flejtuchem.
– Nie, to ty byś się zakładała – poprawiała ją Christine. – Amy jest zbyt kochana, żeby czerpać zyski ze śmierci przyjaciółki.
– Racja. – Maddy objęła jedną ręką Amy. – Matka Amy załamywałaby ręce i błagała dzieci, żeby zachowywały się, jak należy.
– Tak naprawdę to Jane była przezabawna. – Amy zmarszczyła brwi. – A dla ścisłości, nie cierpię mojego przezwiska.
– Ja też. – Christine rzuciła Maddy jedno ze swoich chłodnych spojrzeń. – Więc uważaj z tym przezywaniem, Cyganko.
– Ej, skoro przezwisko pasuje…
Maddy zakręciła biodrami i maleńkie dzwoneczki przy rąbku spódnicy zadzwoniły. Na każdym z nadgarstków nosiła kolorowe paciorki i lśniące amulety, a ognisto-rude włosy przewiązała chustą.
Cztery współlokatorki nie mogły bardziej się od siebie różnić, a ich przezwiska nie mogły lepiej pasować. Amy Baker stanowiła intrygującą mieszankę mądrości, gderliwości i opiekuńczości. Niestety mężczyźni nigdy nie zauważali niczego poza jej pulchnością i ignorowali jej zmysłową stronę. Oczywiście fakt, że nosiła okulary zasłaniające jej wielkie, zielone oczy, wkładała workowate swetry, w których wyglądała jak strach na wróble, i wiązała wspaniałe, sięgające pasa, ciemne włosy w ciasny warkocz, nie pomagał.
Z kolei Jane… Zerkając na stolik autorki, Maddy zdała sobie sprawę, że drobna brunetka nie zmieniła się w ciągu dziesięciu lat od ukończenia szkoły. Nadal była nieskazitelnie poukładana i jaśniała wewnętrznym światłem inteligencji i uporu. Siedziała za stołem, na którym piętrzyły się stosy jej książek, miała na sobie elegancki, fioletowy kostium, a lśniący paź do ramion kołysał się lekko, gdy się śmiała. Jej brązowe oczy uśmiechały się do jednej z fanek, która stała, przyciskając książkę do piersi, i zarzucała autorkę komplementami. Maddy poczuła bolesne ukłucie zazdrości.
– Boże – westchnęła. – Jane naprawdę się udało, tak jak tego chciała. Nie chodzi tylko o sławę i pieniądze. Jest tak cholernie pewna siebie!
– I nadal jest piękna – dodała Amy ze szczerym podziwem w głosie.
– Wygląda na szczęśliwą – stwierdziła bezbarwnym tonem Christine. – Naprawdę szczęśliwą. Mogę ją zabić?
– Christine – Amy aż zatkało. – Jak możesz mówić coś takiego?
– Och, pozwól mi, mamo, proszę. – Christine złożyła prosząco ręce. – Proszę, proszę, proszę…
Amy zaśmiała się mimo woli.
– Jesteś okropna.
– I dlatego ją kochamy – odparła Maddy, bo po części myślała to samo.
Cieszył ją sukces Jane, ale sama czuła się jak nieudacznik, ponieważ nigdy nie spełniła swojego marzenia i nie została zawodową malarką. Zaraz po ukończeniu college’u poznała i poślubiła Nigela, słodkiego, ale trzeba przyznać, trochę dziwacznego księgowego. Uwielbiał jej obrazy, wierzył w Maddy całym sercem i upierał się, aby została w domu i poświęciła się sztuce na pełen etat. Niestety dwa lata po ślubie zdiagnozowano u niego raka. Następne sześć lat spędziła, opiekując się nim i pomagając mu utrzymać jego firmę. Przetrwała ten czas dzięki wsparciu Christine i Amy.
Jane dawno temu przeprowadziła się do Nowego Jorku i rzadko miały od niej jakiejś wiadomości. Za to ostatnio dużo o niej słyszały – o jej ślubie z komentatorem sportowym, domu nad jeziorem w Austin, który pojawił się na okładce „Homes and Living”, a teraz o bestsellerowym poradniku.
Kiedy Maddy porównała to z brakiem jakichkolwiek osiągnięć u siebie, poczuła się fatalnie.
– Następny! – krzyknął wysoki, chudy dzieciak za ladą i Maddy zdała sobie sprawę, że przyszła jej kolej.
– Och. – Spojrzała na rodzaje kaw w menu wywieszonym powyżej. – Chwileczkę, muszę się zastanowić.
– No Mad, dasz radę – szepnęła zachęcająco Christine. – Podejmij decyzję.
– Presja, ta straszliwa presja. – Dotknęła opuszkami brwi jak wróżka komunikująca się z innym światem. – Dobra, mam. Poproszę mokkę z dodatkową bitą śmietaną i karmelem.
Dzieciak wykrzyczał zamówienie do zagonionej kobiety obsługującej ogromną maszynerię.
Kiedy Maddy zapłaciła, podeszła Christine i nawet nie spojrzała na menu.
– Kawę. Gigantyczną. Bez żadnych dodatków. Po prostu kofeina i rurka do karmienia dożylnego.
Maddy zmarszczyła brwi.
– Wydawało mi się, że miałaś ograniczyć kofeinę.
– Cholera! Ze też to akurat zapamiętałaś. – Christine skrzywiła się. – Dobra, niech będzie bezkofeinowa.
Dzieciak przekazał zmianę w zamówieniu i zaczął wbijać na kasę.
– Nie, chwilkę. – Christine złapała go za rękę, a w jej oczach błysnęła desperacja. – Niech będzie bezkofeinowa z bombą głębinową z espresso. – Wykrzywiła się do Maddy. – Poważniej potraktuję sprawę kofeiny, gdy skończę staż.
Najwyraźniej przyzwyczajony do obsługi uzależnionych od kawy dzieciak zmienił zamówienie bez mrugnięcia okiem.
Potem podeszła Amy. Zagryzła usta i zerknęła na ciastka. Światło z lady odbiło się w jej okularach.
– Poproszę waniliowe cappuccino bez cukru.
– Życzy sobie pani jakieś ciastko? Zawahała się, ale była stanowcza.
– Nie. Tylko cappuccino. Odtłuszczone, proszę.
Maddy już zamierzała powiedzieć Amy, by wzięła coś słodkiego, ale przypomniała sobie, żeby nie sabotować diety przyjaciółki. Jej zdaniem Amy wyglądała jak trzeba i powinna przestać się głodzić. Seksowne kobiety mają różne kształty i rozmiary. Maddy nie była chudzielcem, ale nauczyła się raczej cieszyć obfitymi krągłościami niż je chować. Nigel zdecydowanie je lubił, zanim stał się zbyt słaby, aby cieszyć się czymkolwiek na tym świecie.
– Więc… – zaczęła Christine, gdy odebrały zamówienia – siądziemy przy stoliku i przejrzymy tę książkę?
– Dobry pomysł. – Maddy ruszyła do pustego stolika w pobliżu wystawy z kubkami do kawy i innymi drobiazgami. – Nie mogę się doczekać, aby poznać dziesięć kroków na drodze do niewiarygodnego szczęścia.
– Ja też. – Christine otworzyła swój egzemplarz, gdy tylko usiadły. – Po tylu latach ciężkiej pracy i braku zabawy myślę, że przydałoby mi się trochę szczęścia, niewiarygodnego albo jakiegokolwiek innego.
– Ale tobie się udało. – Amy uśmiechnęła się do niej. – Za kilka miesięcy będziesz lekarzem. To na pewno cię uszczęśliwi.
– O ile dożyję – stwierdziła Christine, czytając spis treści. – Zobaczmy. Krok pierwszy: Zrozum, czego chcesz.
– To łatwe. – Maddy pociągnęła łyk słodkiej kawy i zlizała z ust bitą śmietanę. – Wygrać na loterii, żebym wreszcie przestała się martwić rachunkami.
Christine zmarszczyła brwi.
– Myślałam, że radzisz sobie finansowo, w końcu masz ubezpieczenie na życie i sprzedałaś firmę.
– Tak, ale wiesz, jak nie cierpię bilansować książeczki czekowej i wszystkiego, co wiąże się z cyferkami. Poza tym przydałyby się pieniądze na podróże.
Christine ścisnęła ją za przedramię.
– Podróż to może być dobry pomysł. Nie musi to być nic drogiego, ale żebyś się wyrwała z pustego domu.
– Pewnie masz rację.
Maddy pomyślała o liście, który czaił się na dnie jej torebki. Praca, którą w nim opisano, na pewno by ją wyrwała z domu. I to bardzo daleko. Jeżeli miałaby dość odwagi, żeby się o nią ubiegać.
– A jaki jest drugi krok? Christine zerknęła.
– Och, naprawdę radosny. Staw czoło wewnętrznemu lękowi. Maddy parsknęła.
– Przynajmniej ten mam już zaliczony, w końcu przeżyłam kilka lat, codziennie stawiając czoło strachowi.
– Racja. Zobaczmy, co Jane ma do powiedzenia na ten temat. Christine przerzuciła kartki na początek rozdziału. Kiedy tylko przebiegła wzrokiem pierwsze akapity, wytrzeszczyła oczy.
– A to suka!
– Co? – Maddy aż wyprostowała się z zaskoczenia.
– Wykorzystała nas w swojej książce!
– Żartujesz! Wymieniła nas z nazwiska? Maddy wyciągnęła szyję, żeby zerknąć na stronę.
– Nie, ale pisze „w college’u miałam trzy przyjaciółki, które stanowią doskonały przykład tego, że kobiety często pozwalają, aby strach powstrzymał je sprzed spełnieniem marzeń”.
– Opisuje to bardziej szczegółowo? – Amy obgryzała paznokieć. Christine przesunęła palcem po stronie.
– Zobaczmy… „Miałam przyjaciółkę artystkę…” Rety, ciekawe, o kogo może chodzić… „która pozwoliła, aby strach przed odrzuceniem powstrzymał ją przed realizacją kariery artystycznej z prawdziwym oddaniem i entuzjazmem”.
– To bzdura! – Maddy odstawiła kubek z głośnym stuknięciem. – Nie zajęłam się karierą, bo musiałam opiekować się umierającym mężem.
Nawet kiedy wypowiedziała te słowa, wiedziała, że to nie wyjaśnia, dlaczego teraz nie wróciła do malowania.
– Co jeszcze pisze?
– O, posłuchajcie tego. – Christine czytała dalej. – Najwyraźniej ja bałam się odrzucenia przez rodziców. „Moja przyjaciółka ze studiów medycznych tyle czasu szukała aprobaty u ojca, że często poświęcała własne szczęście”. – Christine podniosła wzrok, a jej błękitne oczy jaśniały. – Jak śmie drukować interpretacje spraw, o których powiedziałam jej w sekrecie? Poza tym co złego w tym, że chcę zadowolić ojca? Tak, trudno dorosnąć do jego standardów i parę razy skarżyłam się z tego powodu, ale to wspaniały człowiek, lider środowiska medycznego, wyśmienity chirurg. To, że matka Jane była alkoholiczkę, a jej ojciec zwiał, nie znaczy, że ma prawo mnie krytykować! I to w druku!
– Przynajmniej nie użyła twojego nazwiska – pocieszyła ją Maddy.
– Równie dobrze by mogła! Każdy, kto mnie zna, wie, że mieszkałam z nią w college’u. A jeśli mój ojciec to przeczyta?
– Poradnik dla kobiet? – Maddy ze sceptycyzmem uniosła brew.
– W każdym razie ktoś inny mógłby przeczytać i pokazać mu to.
– A co pisze o mnie? – zapytała cicho Amy. Christine wróciła do lektury.
– Najwyraźniej ty boisz się ryzyka. Według Panny Idealnej „Moja trzecia przyjaciółka tak bardzo bała się spróbować czegoś nowego i przegrać, że wolała raczej trzymać się bezpiecznej rutyny niż podjąć ryzyko, które wniosłoby do jej życia więcej radości”.
– To już kompletne chrzanienie! – Maddy zastanawiała się, czy nie podejść do stolika Jane i nie powiedzieć jej, co o tym wszystkim myśli.
– Właściwie to prawda – odparła cicho Amy.
– Ale masz własną firmę – sprzeciwiła się Maddy. – To oznacza ryzyko.
– Nie bardzo – westchnęła Amy. – Podróżujące Nianie to franszyza, czyli coś dość bezpiecznego. Ponieważ jestem właścicielką, nikt nie może mnie zwolnić. To najmniejsze możliwe ryzyko.
– Ale to nie znaczy, że jesteś nieszczęśliwym tchórzem – upierała się Christine.
– Chyba nie. – Amy wbiła wzrok w stolik.
– Amy? – Maddy pochyliła się, żeby spojrzeć przyjaciółce w twarz. – Jesteś szczęśliwa, prawda?
– Przeważnie.
– Ale – Christine zamachała ręką. – Zdecydowanie usłyszałam w tym jakieś „ale”.
Amy zawahała się.
– Czasem żałuję, że sama nie jestem jedną z tych niań, które wysyłam z bogatymi i sławnymi ludźmi wyjeżdżającymi na wakacje. Jeżdżą do naprawdę niezwykłych miejsc, zatrzymują się w rewelacyjnych hotelach, jadają w eleganckich restauracjach i spotykają ciekawych ludzi. Ja nigdy nie wyjechałam poza okolice Austin.
– Naprawdę jest aż tak źle? – dopytywała się Maddy. – Nie masz za grosz wyczucia kierunku, więc to naturalne, że nowe miejsca cię przerażają. Nie ma się czego wstydzić.
– Jest, skoro to rządzi moim życiem. – Amy uniosła podbródek, a w każdym krągłym szczególe jej twarzy płonęła determinacja. – Popatrz na Christine. Boi się wysokości, ale gdy byłyśmy w college’u, w każde Boże Narodzenie wyjeżdżała do Kolorado razem z rodziną i wsiadała na wyciąg, żeby pojeździć na nartach.
– Właściwie… – Christine popatrzyła to na jedną, to na drugą.
– Nie wsiadałam.
– Co masz na myśli? – Maddy zmarszczyła czoło. – Przywoziłaś zdjęcia z wyjazdów narciarskich, więc myślałyśmy, że jeździsz.
– Dobra, powiem wam prawdę. – Pochyliła się ku przyjaciółkom.
– Kiedy dorastałam, tak bardzo chciałam przebić brata w jakiejkolwiek dziedzinie, że zmusiłam się do jazdy wyciągiem krzesełkowym, chociaż za każdym razem niemal mdlałam. Kiedy tylko zaczęłam college, postanowiłam wymyślić coś, żeby spędzać rodzinne wakacje w chatce. Stąd zdjęcia, ale tak naprawdę w ogóle nie jeździłam.
– Coś wymyślić? To znaczy co? – Amy pochyliła się wyraźnie zaintrygowana.
– Kilka lat temu udawałam, że dostałam choroby wysokościowej. Kłopot w tym, że odegrałam to dobrze i tata postanowił zbadać mnie w szpitalu. Więc następnego roku pojawiłam się na lotnisku w takim wielkim, czarnym buciorze i stwierdziłam, że złamałam nogę. Ale tata strasznie się upierał, żeby ją obejrzeć. Potem już po prostu wszystkim mówiłam, że jestem za bardzo zajęta, i w ogóle przestałam z nimi wyjeżdżać.
– Żartujesz. – Amy wyglądała na tak samo oszołomioną, jak czuła się Maddy. – Myślałam, że lubisz jeździć na nartach.
– Bo lubię! – Christine westchnęła z niesmakiem. – Nie lubię tylko sposobu, w jaki trzeba się dostać na górę. Ale na swoje usprawiedliwienie muszę przyznać, że te wyciągi to tylko ławeczka wisząca milę nad ziemią i człowiek wlecze się tym na szczyt jakieś trzy lata. Najgorsze, że jestem naprawdę dobrym narciarzem. Cholernie dobrym. Myślę, że w tej jednej dziedzinie mogłabym być lepsza od Robby’ego, gdybym tylko nie bała się tego cholernego wyciągu.
– Rety. – Maddy spojrzała na nią. – Nie miałam pojęcia, że aż tak się boisz.
– No to teraz już wiesz. – Nieco dramatycznym gestem Christine opuściła głowę na rękę, którą oparła na stoliku. – Jestem totalnym mięczakiem.
– Nie, nie jesteś – zaśmiała się Maddy. – Patrz, ile osiągnęłaś. Na miłość boską, ratujesz ludzkie życie. Kogo obchodzi, że masz lęk wysokości?
– Mnie. – Christine uniosła głowę. – Amy ma rację. To nic złego bać się, ale źle, gdy strach powstrzymuje cię przez zrobieniem czegoś, czego chcesz.
– Właśnie. – Amy z entuzjazmem pokiwała głową. – Dlatego uważam, że powinnaś znowu zacząć jeździć i spróbować poradzić sobie z wyciągami.
Christine roześmiała się.
– Zawrzyjmy umowę, Amy. Ja znowu zacznę jeździć na nartach, jeśli ty przyjmiesz jedno zlecenie dla podróżującej niani.
– O nie. – Amy pokręciła głową. Jej oczy za okularami zrobiły się wielkie i okrągłe. – Nie mogłabym na tak długo zostawić biura pod opieką kogoś obcego. Prawda?
– Nie wiem. – Christine uniosła brew. – Ale gadanie nic nie kosztuje.
– Tak, ale… – Amy zagryzła usta, zastanawiając się.
– Zrobię to, jeśli ty też. – Christine uśmiechnęła się. Maddy patrzyła to na jedną, to na drugą.
– Wiecie, myślę, że my wszystkie powinnyśmy to zrobić. A właściwie założyć się i ograniczyć czas. Uzgodnić, że w ciągu roku od dziś ta, która nie stawi czoła wyzwaniu, będzie musiała postawić reszcie bajeczny lunch w jakimś zabawnym miejscu.
– Naprawdę tak uważasz? – Twarz Amy rozświetliła się podnieceniem.
– Zdecydowanie. Zakład to dodatkowy bodziec. Amy, jeśli będziesz się bała jechać do miejsca, w którym nigdy wcześniej nie byłaś, pomyśl tylko o Christine – że twoja odwaga pchnie ją do zrobienia czegoś, co naprawdę chce zrobić. To samo dotyczy ciebie, Christine. Kiedy będziesz panikować przed wyciągiem, pomyśl o Amy i o tym, jak zachęcałaś ją do wyjazdu.
– Wiesz – Christine pokiwała głową – to chyba rzeczywiście może pomóc. Dla was przeczołgałabym się po rozpalonych węglach, więc czemu nie stawić czoła lękowi wysokości? A co ty na to, Amy? Wchodzisz w to?
– Wielkie nieba. – Amy złapała się za serce. – Mówisz to serio?
– Tak, jak najbardziej serio. – Christine uśmiechnęła się. – Zróbmy to.
Na twarzy Amy malowała się stanowczość, a zaraz potem pojawił się zachwyt.
– Nie wierzę, że to mówię, ale zgadzam się!
– Dobrze więc. – Christine wyciągnęła dłoń. – Umowa stoi! – Po uściśnięciu rąk Christine zwróciła się do Maddy. – A co ty zrobisz?
– Ja? – Maddy zamarła.
– Tak, ty – parsknęła Christine. – Skoro my musimy zrobić coś przerażającego, ty też. Więc co to będzie?
– Wiem. – Amy podniosła rękę. – Musisz wystawić swoje prace w galerii.
– W ciągu roku? – rzuciła szyderczo Maddy. – Nie jestem do tego przygotowana. Chociaż… jest jedna rzecz, o której myślałam…
– Tak?
Maddy zawahała się, czy ma dość odwagi, żeby chociaż powiedzieć im o liście, nie wspominając już o przyjęciu propozycji.
– Pozwól, że ujmę to tak. – Christine uśmiechnęła się do niej słodko. – Albo się przyłączysz, albo odwołujemy sprawę. Ja nigdy nie zjadę, Amy nigdzie nie wyjedzie, a to wszystko będzie twoja wina.
– Och, wielkie dzięki – żachnęła się Maddy. – Doceniam fakt, że nie naciskacie.
– Ej, a od czego są przyjaciele? – Christine zatrzepotała rzęsami.
– Dobra. – Maddy wzięła głęboki wdech. – Kilka dni temu dostałam Ust z propozycją pracy. – Wzięła plecioną ze sznurka torebkę i wygrzebała list. Ręce jej drżały, gdy kładła go na stoliku. – Pamiętacie, jak opowiadałam o Mamie Fraser?
Christine i Amy spojrzały po sobie i pokręciły głowami.
– No wiecie, Fraserowie? – podpowiadała im Maddy. – Przybrani rodzice Joego, którzy adoptowali go, gdy miał szesnaście lat.
– Joe? – Christine uniosła brwi. – Twoja szkolna miłość? Ten seksowny chłopak, który rozkołysał twój świat, a potem ci się oświadczył? Ten Joe?
Maddy pokiwała głową. Serce biło jej jak oszalałe.
– Właśnie ten. Chociaż Mama Fraser strasznie się na mnie wściekła za to, że złamałam Joemu serce, pozostała ze mną w kontakcie. Kiedy Pułkownik Fraser zmarł, przeprowadziła się do Nowego Meksyku i teraz prowadzi letni obóz dla dziewcząt w pobliżu Santa Fe. I… hm, poprosiła, żebym przyjechała i pracowała u niej.
Przyjaciółki spojrzały na nią wielkimi oczami.
– Nie jesteś trochę za stara na opiekunkę na obozie? – zapytała Christine.
– Byłabym jedną z koordynatorek – wyjaśniła Maddy. – Miałabym własne mieszkanie i nadzorowałabym zajęcia plastyki i rzemiosła. To tylko praca na lato, ale brzmi ciekawie.
– Nie wspominając już o tym, że Santa Fe to jedna ze światowych stolic sztuki – zauważyła Christine. – Może udałoby ci się wstawić prace do jednej z tamtejszych galerii?
– W Santa Fe? Wątpię! – Maddy zaśmiała się nerwowo. – Moje portfolio z dotychczasowymi dokonaniami jest dość cieniutkie, ale Mama Fraser mówi, że będę miała mnóstwo wolnego czasu na malowanie wieczorami.
– Zapowiada się idealnie – stwierdziła Amy. – Powinnaś jechać. Maddy skrzywiła się.
– Jest tylko jeden problem.
– Co takiego? – zapytała Christine.
– Joe – odparła Maddy, jakby to było oczywiste. – Nie wiem, czy chcę go spotkać.
– Mówiłaś, że poszedł do wojska. Do komandosów, czy coś takiego – zdziwiła się Christine. – Parząc na to, co dzieje się na świecie, wątpię, żeby siedział w kraju.
– Właściwie to… – Maddy wygładziła kopertę. – Był ranny dwa lata temu i musiał odejść z komandosów. Teraz pracuje u matki jako dyrektor obozu. Więc jeśli wezmę tę robotę, to wiecie, będę pracowała razem z nim. Widywała go. Codziennie.
– To będzie takie ciężkie? – Na twarzy Amy malowała się troska. Maddy sapnęła.
– Nie rozstaliśmy w przyjacielskiej atmosferze. O ile wiem, nadal serdecznie mnie nienawidzi i nie chce mnie nigdy więcej widzieć.
Amy zatroskała się jeszcze bardziej.
– Skoro tak, to dlaczego jego matka zaproponowała ci pracę?
– Wiesz… – Christine sączyła kawę. – To mnie gryzie. Żałosne prosić matkę, aby spiknęła cię z byłą dziewczyną.
– Joe nic nie wie. Mama Fraser napisała, że nie chciała mu nic mówić, dopóki nie pozna mojej odpowiedzi, na wypadek gdybym odmówiła. Z czego wnioskuję, że nadal jest na mnie zły.
– Albo że matka wie, że chciałby cię znowu zobaczyć – odparła Amy. – I nie chce, aby się rozczarował, jeśli odmówisz.
– Ważne jest teraz to, czy ty chcesz go widzieć – rzuciła Christine.
– Nie wiem. – Maddy potarła czoło. – Naprawdę chciałabym wziąć tę pracę. To byłby dobry most między ostatnimi dziesięcioma latami a tym, co zamierzam robić przez resztę życia. I pomogłabym Mamie Fraser, która chyba dość desperacko szuka odpowiedniej osoby.
– I w dodatku – Christine poruszyła dwuznacznie brwiami – spędziłabyś lato z byłym facetem. Zdaje się, że było między wami naprawdę gorąco.
– Christine – Maddy zaśmiała się nerwowo. – Nie jadę do Santa Fe po to, żeby przez całe lato uprawiać dziki seks z Joem na oczach jego matki i obozu pełnego dziewcząt.
– Czemu nie? – Christine odstawiła kubek z kawą. – Dla mnie bomba. To znaczy seks, a nie obóz pełen dziewcząt i jego matka. Wiem, jak Nigel ciężko chorował przez ostatnie lata, więc mogę sobie wyobrazić, od jak dawna nie uprawiałaś seksu, nie wspominając o naprawdę gorącym.
– Wieczność. – Maddy poczuła, jak robi jej się gorąco na samą myśl od seksie z Joem. Stwierdzenie, że zakołysał jej światem, było dość delikatne. Podpalił go. – Ale to zupełnie nie na temat. Po prostu chcę dogadać się z Joem. Kto wie, może mamy szansę wreszcie zapomnieć o przeszłości.
– Albo rozpalić ją na nowo. – Christine wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
– Szukasz dreszczyku u innych, bo u ciebie nic się nie dzieje – odgryzła się Maddy.
– Tylko dlatego, że poprosiłam was, abyście nie pozwoliły mi się spotykać z nikim, kto nie zyska waszej aprobaty – burknęła Christine.
– Nie bez powodu, biorąc pod uwagę twoich facetów. – Zdenerwowana Maddy zwróciła się do drugiej przyjaciółki. – Jak myślisz, co powinnam zrobić?
Amy złożyła ręce na stole.
– Myślę, że powinnaś to zrobić dla siebie, a nie jako część wyzwania. Jak sama stwierdziłaś, wyjechałabyś z domu. A przy okazji może pogodziłabyś się z Joem. Jeśli jednak to zrobisz – Amy wzięła Maddy za rękę – musisz obiecać, że zaprezentujesz swoje prace kilku galeriom w Santa Fe. Aż jedna z nich je przyjmie.
– Jezu. – Maddy próbowała się zaśmiać. – Stawienie czoła byłemu chłopakowi, który pewnie mnie nienawidzi, to nie dość?
Amy zmrużyła oczy za okularami.
– Nie, jeśli mam zaryzykować, że zgubię się w jakimś obcym miejscu, a Christine musi przeżyć wyciąg.
Panika ścisnęła Maddy za gardło.
– Uważam, że te wyzwania są nierówne.
– Jak cholera! – Christine odstawiła kawę. – Ty musisz zmusić jedną galerię, żeby przyjęła twoje prace, a zważywszy, że jesteś świetna, to będzie bułka z masłem. A ja będę musiała wytrzymać całe święta ze swoją rodziną w Kolorado!
– A kto mówił o rodzinie? – Maddy zmarszczyła brwi. – Możesz jechać sama.
– Nie, jeśli mam to zrobić, to upiekę dwie pieczenie na jednym ogniu. Zmierzę się z wyciągiem i zniszczę mojego brata na stoku. Najlepiej na oczach ojca.
– Walczysz w słusznej sprawie – zaśmiała się Maddy.
– Ty za to jedziesz do Santa Fe, będziesz się kochać jak wariatka z byłym chłopakiem i rozkręcisz karierę. Zgoda?
Maddy znowu się zaśmiała.
– Czy seks jest częścią zakładu?
– Nie. – Christine odsłoniła zęby w uśmiechu. – Ale oczekujemy szczegółowego sprawozdania. I dowodu w postaci fotografii, że Joe jest tak przystojny, jak twierdzisz.
Amy parsknęła w cappuccino i musiała wytrzeć pianę z nosa. Maddy przemyślała sprawę.
– Muszę przekonać jedną galerię, żeby wzięła coś z moich prac, tak?
– Tak.
– Mogą to wziąć w komis?
Christine spojrzała na Amy, która skinęła głową.
– Mogą. Umowa stoi? Maddy wzięła głęboki wdech.
– Wiem, że tego pożałuję, ale…
– Uznaję to za zgodę. – Christine podniosła kubek z kawą. – Za nasze zdrowie. Żebyśmy stawiły czoło strachowi. Niech to będzie początek naszego idealnego życia.
Żołądek Maddy zrobił salto, gdy stuknęły się kubkami.
– Za naszą trójkę.