ROZDZIAŁ TRZYNASTY

Wyspa ukazała się nareszcie, otoczone chmurami szczyty gór dodawały jej jeszcze mglistego uroku. Bernadette modliła się, żeby Danton powrócił na Te Enata po rozstaniu z nią w Papeete. Dowiadywać się, czy tam ciągle jeszcze jest, było zbyt ryzykowne, Danton mógłby o tym usłyszeć. To zmieniłoby całą sytuację na jego korzyść i z całą pewnością postąpiłby z nią bezlitośnie. Wiedziała aż za dobrze, że odrzucenie stwarza bariery, których potem nie sposób przełamać. Potrzebowała elementu zaskoczenia!

Hydroplan ślizgał się już po wodzie laguny. Parę czółen odbiło od brzegu, ale jej nie zapowiedziany przyjazd nie był tym razem uroczyście celebrowany. Bernadette spojrzała na brzeg, ale nie było na nim śladu Dantona. Nie było również jeepa zaparkowanego przed sklepem.

Bernadette otworzyła drzwiczki samolotu, gdy uderzyło o niego pierwsze czółno.

– Taote! – doleciało ją radosne pozdrowienie i Bernadette z ulgą rozpoznała Momo. Momo potrafił przynajmniej mówić po angielsku. I da jej potrzebne informacje.

– Ia orana oe, Momo – powiedziała, sprawiając mu radość tym polinezyjskim pozdrowieniem. – Czy pan Fayette jest na wyspie?

– W swojej chacie. Wysłał mnie, żebym pozałatwiał różne sprawy – mówił Momo, dumny z powierzonych mu funkcji. Uśmiechnął się do niej szeroko. – Będzie bardzo szczęśliwy, że pani wróciła, taote. Potrzebuje pani, żeby uczyniła go pani szczęśliwym.

Bernadette nie sądziła, żeby było to takie proste, ale uśmiechnęła się do niego z pewnością siebie.

– Czy zabierzesz mnie czółnem do chaty? – zapytała, nie chcąc, żeby nowina o jej przyjeździe na wyspę dotarła do Dantona wcześniej niż ona sama.

Momo się zgodził. Ten pomysł sprawił mu, jak się zdawało, ogromną przyjemność. Bernadette podziękowała pilotowi, podała swój neseser i torbę Momo i zeszła do czółna. Nie przejmowała się tym razem prymitywnymi środkami transportu. Zresztą tym razem wiedziała dobrze, czego chce i nie zawracała sobie głowy modnymi strojami.

W torbie miała bikini i zmianę ubrania. I to wszystko. A na sobie niebieskie szorty i ładną wzorzystą podkoszulkę z głęboko wyciętym dekoltem. Włosy związała w koński ogon i nie kłopotała się makijażem. Nie potrzebowała już uzbrojenia przeciwko Dantonowi.

– Czy pani ojciec ma się lepiej? – zapytał Momo płynąc czółnem wzdłuż laguny.

– Tak, znacznie lepiej – odpowiedziała Bernadette.

Została w Sydney wystarczająco długo, żeby upewnić się, że ojcu nie grozi już żadne niebezpieczeństwo. Doktor Norton był zadowolony i z ostrożną pewnością zapowiadał całkowite wyzdrowienie. Oczywiście, nie było pewności, że coś podobnego nie zdarzy się w przyszłości, ale Bernadette nie wątpiła w długie życie swego ojca.

Momo wyciągnął czółno na brzeg dokładnie przed chatą Dantona. Bernadette podziękowała mu i z trudem powstrzymała się, by nie wbiec na werandę. Nim zdążyła rzucić na nią swoje bagaże, Tanoa wyszła frontowymi drzwiami, spodziewając się wracającego Momo. Jej twarz wyrażała zdziwienie. Bernadette przyłożyła palec do ust, ostrzegając dziewczynę, by nie zdradziła jej obecności.

– Gdzie jest Danton? – wyszeptała.

– W pracowni – odszepnęła Tanoa, z wielkimi, ciemnymi, rozświetlonymi radością oczyma.

– Zaprowadź mnie – ponagliła ją Bernadette. Przez te wszystkie dni, które spędziła na Te Enata, Danton nigdy nie pokazał swojego domu w środku.

Tanoa cichutko poprowadziła ją wzdłuż korytarza i wskazała drzwi, z trudem tłumiąc chichot, gdy Bernadette je otworzyła i pomachała jej ręką, dając znak, żeby zostawiła ją samą.

Danton siedział przed ekranem komputera odwrócony do niej plecami. Nie pisał. Półleżał w wygodnym biurowym fotelu, a swoje długie, mocne nogi oparł bezceremonialnie na pulpicie biurka. Leżące w nieładzie papiery wyglądały tak, jakby porozrzucał je w gniewie.

– Kto tu jest? – poirytowanym tonem domagał się wyjaśnień, nie trudząc się, by zmienić pozycję, czy choćby odwrócić do niej głowę.

Bernadette zamknęła za sobą drzwi i wzięła głęboki oddech. Na sam jego widok serce uderzało jej szybciej.

– Bernadette – powiedziała cicho. – To tylko Bernadette.

Zsunął nogi z biurka. Obrócił natychmiast krzesło i spojrzał jej w oczy. Wyraz zdziwienia i niewiary szybko zastąpiła sztywna rezerwa. Jego oczy prześlizgnęły się po niej i zalśniły szyderstwem.

– To nie w twoim stylu – wycedził. – Co cię sprowadza z powrotem?

Uśmiechnęła się do niego przeciągle, prowokacyjnie.

– Ojciec potrzebuje zachęty do powrotu do zdrowia.

Usta Dantona zwęziły się. Bernadette czuła jego napięcie, wyczuwała jego niepewność, ale była zdecydowana wydobyć z niego pełne wyznanie jego uczuć do niej.

– A więc chodzi ci o wyspę – wykrzywił wargi.

– A mnie nazywałaś bezwzględnym.

Uniosła wyzywająco brwi.

– Chciałeś wiedzieć, z jakiej jestem zrobiona gliny.

– Ze skamieniałej – powiedział z przekąsem i goryczą w oczach. – Już mnie nie interesujesz, Bernadette. Idź sobie i rób, co chcesz.

– Dobrze – powiedziała i podeszła do niego. Musi odbudować zniszczenia, które poczyniły jej kłamstwa, mówione w samoobronie. Parę łatwych słów nie wystarczy. On zmusił ją, żeby go zaakceptowała. Teraz ona tak samo musi zmusić jego, by zaakceptował ją. Przychodził jej do głowy tylko jeden sposób, ujawnienia prawdy i zmuszenia, by zdał sobie z niej sprawę.

– Problem z twoimi ustami, Dantonie – wycedziła pokonując dzielącą ich przestrzeń – polega na tym, że wyrzucając słowa pozbawione znaczenia podczas, gdy powinny robić coś nieporównanie bardziej cudownego.

Podniosła ręce w kierunku jego gładkiej, nagiej klatki piersiowej, ale on powstrzymał ją, ujmując przeguby jej dłoni w żelazny uchwyt. Zacisnął szczęki, miał ponurą twarz, a jego oczy rzucały niebezpieczne błyski.

– Nie baw się ze mną, Bernadette. Będziesz tego żałować przez resztę życia. – Jego głos brzmiał dziko, nieubłaganie.

– Uważasz to za swoją specjalność, prawda? – odrzuciła kpiąco. – Bawić się ludzkimi uczuciami… by służyły twoim celom?

– Myśl, co chcesz! Ale ostrzegam… tym razem nie będzie żadnych hamulców. Nie mam zamiaru więcej odgadywać twoich pragnień.

– A co z twoimi pragnieniami? – zapytała łagodnie, zachęcając go oczyma do zrobienia z nią, czego tylko pragnął. – Nie chcesz, żebym ja spróbowała je odgadywać?


Widziała w jego twarzy oznaki walki wewnętrznej, dumę walczącą z gwałtownym pragnieniem, by wziąć to, co mu ofiarowywała. Usta wykrzywiła mu pogarda do samego siebie. Niski, zwierzęcy pomruk wydobył się z jego gardła. Odepchnął jej ręce do tyłu i uderzył jej ciałem o swoje z pełną mściwości siłą. Bezlitosne okrucieństwo płonęło w jego oczach, kiedy powoli i z namysłem miażdżył jej biodra swoimi. Jego agresywne, wezbrane podniecenie wzbudzało między jej udami rozkoszną omdlałość.

– Czego ode mnie chcesz? Dlaczego wróciłaś?

– Powiedz mi, że mnie kochasz – domagała się. Oddychał ciężko, ze świstem.


– Chciałabyś, żebyśmy znowu byli kochankami? – warknął, wykrzywiając twarz w ponurym gniewie.

– Tak – odpowiedziała bezwstydnie. Mógł ukrywać swoją miłość za zasłoną wrogości – czyż ona tego też nie robiła? – ale nie potrafił ukryć swojego pulsującego pożądania. I tak jak on ją rozbroił pieszczotą, ona spróbuje rozbroić jego.

– Jeśli tego chcesz, z przyjemnością cię posłucham, Bernadette. Ale nie będzie już tak jak dawniej. Nauczę cię, jaka jest różnica między miłością a seksem, żebyś mogła rozpoznać prawdę. Kiedy spotkasz kogoś, na kim ci będzie naprawdę zależało.

Nie dał jej czasu na odpowiedź, zamykając usta pocałunkami, w pełnej gniewu namiętności, która nie znała nasycenia.

Bernadette było wszystko jedno. Wszystkie męki, jakie jej zadał, zamieniły się teraz w gwałtowną burzę uczuć, tym gwałtowniejszą, że podsycaną jego brakiem opanowania. Nie było w tym żadnej delikatności, wrażliwości, żadnych względów.

Danton zdarł z niej ubranie. Zerwał swoje pareu. Całował ją z gwałtownym, dzikim głodem; całował jej usta, szyję, odnalazł jej piersi i doprowadził do tego, że drżała z pożądania i tęsknoty. Krzyknęła, ale nie miał nad nią litości. Wbiła mu palce w plecy i to podnieciło go jeszcze bardziej. Gdy rzucił ją na podłogę, jego biodra chłostały pożądaniem drżącą miękkość jej ciała. Wreszcie przygwoździł ją do siebie.

Napięcie, do jakiego ją doprowadził, domagało się rozładowania i Bernadette zachęcała go bezwiednie do ostatecznego połączenia. Wszedł w nią tak głęboko i mocno, że jej ciało szamotało się w konwulsjach, przebite, rozpalone, przestrzelone drobniutkimi nabojami rozkoszy.

Zanurzył się w nią jeszcze raz i jeszcze raz… rwący strumień wrażeń pokonujący kolejne wzniesienia… burzliwe wodospady, które uderzyły i wirowały i szarpały nią w ostatnim już uniesieniu, by ponieść ją ku błogiemu spokojowi… spokojowi, który w tak cudowny sposób zapewniały otaczające ją władcze ramiona Dantona.

Ich śliskie od potu ciała ciągle znajdowały radość w zmysłowym kontakcie, mimo że zaspokoiły już pożądania… i dopiero w jakiś czas potem Danton mógł znowu udawać, że nic dla niego nie znaczyła. Bernadette w radosnym podnieceniu uniosła się i pocałowała go w policzek.

– Powiedz mi, że mnie kochasz, Dantonie. Wiem, że tak. Ale chcę to usłyszeć z twoich własnych ust – wyszeptała uwodzicielsko.

Jego klatka piersiowa uniosła się, gdy prędko nabrał powietrza, a następnie opadła w wolnym wydechu. Napiął mięśnie, przekręcił się, zmusił ją, by położyła się na plecach, przygważdżając ją do ziemi, a jego czarne oczy badały jej oczy. Jego twarz była jak pozbawiona wyrazu maska, nie zdradzała jego uczuć, ale gdy zaczął mówić, w głosie ciągle jeszcze drżały emocje, nie potrafił go do końca opanować.


– Dlaczego ci coś podobnego przychodzi do głowy. Dałem ci jedynie nauczkę, Bernadette.

Odpowiedziała mu uciekając się do ostatniego dowodu, jaki miała, błagając go o zaufanie.

– Na moje ostatnie urodziny dostałam kartkę, w której były następujące słowa: „Siłą i namiętnością życia jest miłość. Zaakceptuj siłę; rozkoszuj się namiętnością…" Ja już to zrobiłam. Teraz twoja kolej. Ja chcę miłości, chcę ją dawać i brać. Jeśli to ty wysłałeś tę kartkę, znasz treść ostatniej linijki.

Czuła, jak napięcie powoli go opuszcza. Jego oczy złagodniały i patrzyły na nią z głębokim uczuciem.

– Więc już. wiesz – wyszeptał, jakby to, że może przestać się kontrolować, przynosiło mu ulgę. – „Wszystko inne… to próżność" – wyrecytował. Jego usta wykrzywiła żartobliwa ironia. – To ty mnie tego nauczyłaś, tego wieczoru w Hong Kongu, Bernadette. Od pierwszego spotkania… sprawiłaś, że zacząłem czuć. To, co, miałem nadzieję, że i ty poczujesz… kiedy minie wystarczająco dużo czasu i zrozumiesz.

Podniósł dłoń, by z czułością pogładzić ją po twarzy.

– Czy tak się stało? – zapytał. – Czy jesteś teraz gotowa na to, by cię kochać?

– Dlatego właśnie wróciłam – powiedziała ochrypłym głosem. – Potrzebuję cię, Dantonie. Tak bardzo, że nie mogłam znieść myśli o tym, że możesz mnie porzucić po tych trzydziestu dniach. Sądziłam, że masz zamiar to zrobić. Myślałam…

Położył łagodnie palec na jej ustach, by uciszyć budzące ból myśli, które nie były już uzasadnione.

– Bernadette, nie miałem żadnej nadziei. Byłem w rozpaczy. Byłaś tak okrutnie zraniona. Jak mogłem ci okazać swoją miłość? Gdybym ci to po prostu powiedział, byłabyś mnie od razu cynicznie odrzuciła. Wszystko stawiałem na to, że te trzydzieści dni może wystarczy, by zdobyć twoją miłość. Ale musiałem zwalczyć tyle twoich uprzedzeń…

– Wiem – westchnęła. – Sądziłam, że jesteś taki, jak mój ojciec. Ale się myliłam i w tej sprawie. Muszę cię jednak o jedno poprosić, Dantonie, bo inaczej nigdy nie będę całkowicie szczęśliwa.

– Proś!


– Nie chodzi mi o mnie. Tylko o nasze dzieci. Jego twarz rozjaśnił radosny uśmiech.

– Chcesz mieć dzieci?

– Nie mogę… Jego uśmiech zgasł.

– Nie mogę zrobić moim dzieciom tego, co zrobiono mnie, Dantonie – mówiła pośpiesznie, pragnąc, by ją zrozumiał. – Ojciec powiedział mi, że miał zamiar poślubić moją matkę, ale pewnie w tamtych czasach było trudno dostać rozwód. A moja matka umarła zaraz po moim urodzeniu, więc nigdy się nie pobrali. Byłam bardzo nieszczęśliwa z tego powodu, że byłam nieślubnym dzieckiem. To… było bardzo bolesne.

Jego twarz złagodniała i była pełna czułości.

– Czy sądziłaś, że nie widzę tego bólu, Bernadette? Musiałaś tyle sama sobie udowodnić, zanim stałaś się w pełni sobą. Próbowałem ci pomóc… ukierunkować twoje myśli w taki sposób, żebyś mogła widzieć wszystkie sprawy w innej perspektywie, pod innym kątem…

– Te wszystkie kartki…

– I te wszystkie róże, ponieważ chciałem ci je ofiarować, a ty byś ich nigdy nie przyjęła, gdybyś wiedziała, że są ode mnie. Wiedziałem, że najtrudniejszym zadaniem mojego życia będzie doprowadzić do tego, byś chętnie i z radością zgodziła się mnie poślubić.

– Czy zawsze miałeś zamiar się ze mną ożenić? – zapytała niedowierzająco.

Zaśmiał się i trzymał ją w objęciach, tak, że jej policzek ciągle przytulony był do jego serca.

– Kochanie, wybrałem sobie ciebie na moją żonę sześć lat temu. I po tym wszystkim, co przeszedłem, nie mam teraz zamiaru zmieniać zdania.

Bernadette uśmiechała się. Jej serce przepełnione było szczęściem i w błogości całkowitego zaufania nie mogła powstrzymać się przed chęcią, by się z nim podroczyć.

– Nie wiem, czy mogę ci ufać, Dantonie. Potrafisz czasami być podstępny…

– Tylko dlatego, żeby ci sprawiać przyjemność.

Wyprostowała się, by mu zagrozić z całą powagą.

– Ale jeśli kiedykolwiek zboczysz z prostej drogi, Dantonie…

Udawał strach, ale jego ciemne oczy płonęły szczęściem, całkowicie psując ten efekt.

– Nigdy! – powiedział starając się, jak mógł najlepiej udawać powagę. – Za bardzo bym się bał twojego ojca.

Bernadette się śmiała.

– To jeszcze jedna rzecz. Musimy posłać ojcu wiadomość. Chce wiedzieć, czy cię zdobyłam.

Danton wybuchnął śmiechem.

– Zwycięstwo w porażce! Jakie to typowe dla Gerarda! – Uśmiech na jego twarzy zastąpiła troska.

– A jak on się ma, Bernadette? Czy to zmartwienie o ciebie spowodowało ten atak?

– Nie – zapewniła go szybko. – Zorientował się, że nie chcesz mi zrobić krzywdy.

– Twój ojciec jest bardzo mądrym człowiekiem – powiedział Danton z ulgą. – Ale jest bardzo o ciebie zazdrosny, Bernadette. Chce, żebyś poszła w jego ślady.

– Już nie. Chce, żebym była szczęśliwa – zdobyła się na prowokacyjny uśmiech. – I dostarczyła mu wnuków.

Danton błysnął zębami w uśmiechu i położył ją na plecach na macie.

– W tym przedsięwzięciu… – całował ja bardzo dokładnie -…Gerard może liczyć na moją współpracę.

– Małżeństwo, albo nic z tego, Dantonie – zagroziła Bernadette, gdy zaczął ją pieścić z tą zmysłowością, którą tak dobrze znała.

– Hmm… potrafisz mi się oprzeć, kochanie? – wyszeptał oszołamiając ją pieszczotami.

– Jesteś bardzo arogancki, Dantonie Fayette – westchnęła, bez najmniejszej obawy o przyszłość, jaką będzie z nim dzielić.

– I bezwzględny – powiedział bezwstydnie. – Możesz mnie nienawidzić, ile tylko chcesz, bylebyś mnie też kochała. Czekałem zbyt długo, żeby teraz zmarnować choćby jedną minutę, jaką mogę spędzić z tobą, kochanie. Teraz i do końca życia razem.

Bernadette nie miała zamiaru o to spierać się. Nieszczęśliwe, samotne lata dzieciństwa, tęsknota za tym, żeby mieć rodzinę, nieustająca walka, o prawdziwą niezależność – wszystko to znikło z jej pamięci, jakby nic w ogóle się nie zdarzyło. Danton otworzył przed nią nowy świat jarzący się słodkimi obietnicami życia.

Загрузка...