ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Nadszedł dzień urodzin Daniela. Phoebe postanowiła z tej okazji zaszaleć i kupiła ojcu w prezencie elegancką skórzaną kurtkę, która niewątpliwie kosztowała fortunę. Daniel był niesłychanie zakłopotany i wciąż powtarzał, że nic powinna była wydawać na niego tyle pieniędzy.

– Daj spokój, tato. – Machnęła ręką. – Kupiłam ją w hurtowni. Obróć się jeszcze raz, chcę zobaczyć, jak świetnie w niej wyglądasz.

Mimo narzekań wydawał się być jednak bardzo zadowolony, zwłaszcza gdy Phoebe, Lee oraz Sonya entuzjastycznie biły mu brawo. Niestety, jego radość skończyła się, kiedy córka oznajmiła, że musi wracać na bardzo ważną sesję, podczas gdy reszta wybierała się na przyjęcie urodzinowe do rodzinnego domu Daniela. Lee nie miała żadnych wątpliwości, że zaproszenie jej na spotkanie z jego matką i siostrami było w istocie uznaniem jej za członka rodziny.

Od razu polubiła trzy panie Raife, które posturą przypominały Phoebe, choć nie miały jej olśniewającej urody. Powitały ją niesłychanie ciepło, tak że zaczęła się zastanawiać, co Daniel zdążył im o niej naopowiadać. Szczególnie przypadła jej do gustu Jean, najstarsza z trójki rodzeństwa, czterdziestotrzyletnia elegancka pani o donośnym głosie. Po kolacji wybrały się obydwie na przechadzkę po ogrodzie.

– Co się dzieje z Danielem i Phoebe? – zaczęła Jean bez zbędnych wstępów. – Ciągle nie mogą dojść do porozumienia?

– Nie bardzo. Daniel nie umie pogodzić się z tym, że Phoebc nie chciała studiować w Oksfordzie.

– Będzie miała na to jeszcze dużo czasu później. Szesnastoletnie dziewczyny nie marzą o karierze naukowej.

– Jak to? – zdziwiła się Lee. – Przecież ty…

– Daniel ci tak powiedział? – roześmiała się tubalnie Jean. – Owszem, byłam wściekła na ojca, że nie mogłam się dalej uczyć, ale marzyłam też, by być zabójczą pięknością i rozkochać w sobie całe tabuny mężczyzn, zwłaszcza Jacka Denisa.

– A kto to taki?

– Taki miejscowy podrywacz. Ależ on był przystojny, prawdziwy Adonis. Szkoda tylko, że głupi jak but.

– Nie zwracał na ciebie uwagi? – zapytała Lee ze współczuciem.

– Niestety, nie. Ożenił się z córką hodowcy świń i teraz wspólnie prowadzą gospodarstwo. Gdybym była taka piękna, jak Phoebe, chciałabym maksymalnie wykorzystać swą urodę, póki ją mam i na pewno nie słuchałabym, gdyby ojciec mi mówił, że są ważniejsze rzeczy w życiu.

– Rzeczywiście, są pewne rzeczy, których Daniel nie jest w stanie pojąć. – Lee ze smutkiem pokiwała głową.

– Mój kochany braciszek jest wyjątkowo inteligentnym mężczyzną, ale nawet on nie umie dać sobie rady z dorastającą córką! Powiedział mi o tej aferze ze stekiem z frytkami. Miał szczęście, że ktoś bardzo mądry pomógł mu wybrnąć z trudnej sytuacji, przynosząc książkę kucharską.

– Hej, to ja kupiłam tę książkę – oznajmiła Lee tonem sprostowania.

– A czy ja powiedziałam coś innego? – zdziwiła się Jean.

– Powiedziałaś, że to był ktoś bardzo mądry.

– Miałam właśnie ciebie na myśli. Potrafisz trafnie zanalizować problem, odnaleźć jego przyczynę i zaproponować doskonałe rozwiązanie. Daniel nie dał sobie z tym rady.

– Po raz pierwszy ktoś nazwał mnie mądrą – ucieszyła się Lee.

– Jestem pewna, że Daniel zdoła ustrzec się wielu błędów, jeżeli nim pokierujesz.

– Nie wiem… – westchnęła. – Ostatnio jakoś nie potrafię do niego dotrzeć. Mam wrażenie, że ciągle wini mnie za to, co się stało.

– Faceci już tacy są – orzekła Jean. – Zawsze szukają winnych poza sobą.

– Ale kiedyś układało się między nami idealnie.

– Jesteś tego pewna?

– Słucham?

– Z własnego doświadczenia wiem, że nigdy nie jest idealnie. Podtrzymywanie miłości to niesłychanie trudne zadanie i nigdy nie ustrzeżesz się błędów, więc bywa raz lepiej, raz gorzej.

Lee nie odpowiedziała, zastanawiając się, co siostra Daniela mogła mieć na myśli.

– Bardzo dobrze mi się z tobą rozmawiało – uśmiechnęła się Jean. – Moim zdaniem jesteś dokładnie taką kobietą, jakiej mój brat potrzebuje.

– Dziękuję – mruknęła Lee bez większego przekonania.


W dniu rozpoczęcia sesji zdjęciowej dla „Woman of the World” Lee przygotowała sobie porządne śniadanie, złożone z dużej porcji jajecznicy na bekonie.

– To do ciebie niepodobne – zauważył Mark. – Coś się stało?

– Czeka mnie ciężki dzień – wyjaśniła. – Pięć modelek, dwie stylistki, dwóch fryzjerów, szefowa działu mody popularnego czasopisma i dwadzieścia sukien ślubnych. Wszystko na mojej głowie., – Ach, rzeczywiście, coś o tym wspominałaś.

– I to nieraz. To jest właśnie zlecenie, które dostałam tylko ze względu na Phoebe. Muszę już lecieć, do zobaczenia wieczorem.

Gdy znalazła się w studiu, zastała tam jedynie Gillian. Chwilę później do biura wpadła rozgorączkowana Lindsay Elwes.

– Ja się załamię – oznajmiła dramatycznym głosem. – Stephanie nie może przyjść, ma grypę z powikłaniami. Obdzwoniłam wszystkie agencje, ale nie mają w tej chwili żadnej odpowiedniej modelki. Będziemy musiały podzielić jej suknie między pozostałe dziewczęta.

– Nie martw się – uspokajała ją Lee. – Jakoś to będzie. Musi być.

W tym momencie Roxanne i Phoebe stanęły w drzwiach, więc Lindsay pobiegła przywitać się z nimi. W ciągu następnych minut pojawili się wszyscy, którzy mieli się pojawić i zapanował jako taki spokój.

Ideą tej sesji było przedstawienie możliwie jak największej liczby trendów w modzie ślubnej, począwszy od tradycyjnych strojów, a skończywszy na tych najbardziej ekstrawaganckich. Te ostatnie przypadły w udziale Phoebe, która była najmłodsza z modelek, wobec czego takie kreacje najlepiej się na niej prezentowały. W pewnym momencie okazało się, że została jeszcze jedna suknia, przeznaczona dla nieobecnej Stephanie, ale żadna z pozostałych dziewcząt nie mogła jej włożyć, dlatego też, chcąc nie chcąc, Lee oraz Lindsay zdecydowały, że zaprezentuje ją Phoebe. Wprawdzie nie było to zgodne z ich wcześniejszymi planami, ale nie miały innego wyjścia.

Suknia ta, długa do samej ziemi, uszyta była z delikatnego szyfonu. Jej ascetycznych linii nie zdobił nawet najdrobniejszy ornament, co czyniło z niej kreację niesłychanie szykowną i elegancką. Nawet równie długi welon zdobiony był jedynie podtrzymującymi go dwiema dużymi perłami. Lee miała duże wątpliwości, czy Phoebe będzie dobrze wyglądała w tak konserwatywnym stroju, ale kiedy ją ujrzała, z podziwu aż wstrzymała oddech. Prostota sukni doskonale podkreślała olśniewającą urodę dziewczyny, a z bukietem kremowych róż w dłoni Phoebe stanowiła ucieleśnienie kobiecości i wdzięku.

Lee w uniesieniu pstrykała zdjęcie za zdjęciem. Wiedziała już, że będzie to najlepsze ujęcie, jakie wykonała w tej sesji.

Dopiero gdy skończyła, spostrzegła Marka, stojącego w drzwiach studia. Chłopak zdawał się być oszołomiony wyglądem swej ukochanej, jego oczy wyrażały bezbrzeżny podziw i uwielbienie. Gdy Phoebe zauważyła go, na jej twarzy pojawił się uśmiech, w którym Lee dopatrzyła się mieszaniny radości i triumfu, że jej najdroższy znów znalazł się u jej stóp. Powoli podeszła do Marka i stanąwszy o krok od niego, wdzięcznie dygnęła.

– Podobam ci się? – zapytała, uśmiechając się łobuzersko.

– Ttak… – wydusił z siebie Mark. – Wyglądasz tak… tak…

– Phoebe, zdejmij już tę sukienkę, dobrze? – zawołała Lindsay i dziewczyna pospieszyła do garderoby.

– Mark! – Lee zamachała ręką przed oczyma brata. – Obudź się.

– Nawet nie przypuszczałem… powiedział nabożnym szeptem.

– Jest niezła, prawda?

– Niezła?! Jak tak możesz o niej mówić? To bogini. Wenus wyłaniająca się z morskich fal, Helena trojańska…

– Dobrze, dobrze, pojmuję. – Lee uśmiechnęła się pobłażliwie. – Chodźmy do biura, poczęstuję cię kawą i kanapkami.

– Nie jestem głodny.

– Pewnie wolałbyś nektar i ambrozję?

Mark nie zdążył nic odpowiedzieć na zaczepki siostry, gdyż właśnie w tej chwili wróciła przebrana już Phoebe i wziąwszy się za ręce, młodzi wyszli ze studia. Po powrocie do domu Lee stwierdziła, że między tymi dwojgiem musiała zapanować zgoda, gdyż Mark promieniał szczęściem i był dla wszystkich szalenie miły, co nie zdarzało się tak często.


– Wczoraj pomógł mi rozwiązać zadanie z matematyki – powiedziała kilka dni później Sonya. – Na wszelki wypadek sprawdziłam je kilka razy, bo jest ostatnio taki rozkojarzony, że nigdy nic nie wiadomo – dodała ze śmiechem.

– Mówił ci ostatnio, jak się układa między nim a Phoebe? – zainteresowała się Lee. – Nie chcę go wypytywać, bo powie, że się wtrącam.

– Cóż, z tego, co wiem, nasz bohater ma zamiar znowu prosić cię o pieniądze na samochód.

– O nie, tylko nie to – jęknęła zrozpaczona Lee.

– Nie martw się, postanowił zgodzić się na te trzy tysiące. Wie, że nie dasz mu siedmiu, a nie może już dłużej wozić Phoebe tą kupą złomu, więc zamierza pójść na ustępstwo, udając, że wcale nie zmienia stanowiska. Postaraj się być dla niego miła, mamo, jest ostatnio bardzo przewrażliwiony, gdy chodzi o pieniądze.

– Postaram się – obiecała. – A co się stało?

– W zeszłym tygodniu zabrał swoją ukochaną na kolację do restauracji, a ona zaproponowała, że zapłaci za siebie. Mark poczuł się bardzo dotknięty i Phoebe w końcu ustąpiła, ale on do tej pory nie może się z tym pogodzić.

Zgodnie z daną Sonyi obietnicą, Lee prowadziła negocjacje z bratem w sposób niesłychanie taktowny i w rezultacie miejsce owej kupy złomu zajął całkiem przyzwoity kilkuletni samochód w kolorze srebrzysto-błękitnym. Na jakiś czas waśnie ustały, ale Lee czuła, że niebawem pojawi się kolejny problem. Jak się wkrótce miało okazać, intuicja jej nie zawiodła.

Któregoś dnia rano Lee zeszła na dół niewyspana i z koszmarnym bólem głowy. Ledwo widząc na oczy, wzięła się do segregowania poczty. Były to głównie rachunki, parę ulotek reklamowych oraz list z banku do Marka. Z niezadowoleniem pomyślała, że pewnie jej brat starym zwyczajem przekroczył limit swej karty kredytowej i teraz znów będzie ją prosił o podwyższenie miesięcznej wypłaty.

– Daj to, proszę, Markowi – powiedziała do Sonyi, która właśnie schodziła po schodach.

Lee przeszła do salonu, by tam otworzyć listy. Ze zmarszczonym czołem przyglądała się właśnie jednemu szczególnie długiemu rachunkowi, gdy usłyszała oburzony głos swej córki.

– Mama się wścieknie, kiedy to zobaczy – mówiła Sonya.

– Co ty, przecież jej tego nie pokażę – odparł Mark ze spokojem. – Poza tym, żadna kobieta nie będzie mi mówić, co mam robić…

Lee poderwała się z fotela i pospieszyła do kuchni. Stanęła w drzwiach dokładnie w chwili, kiedy Sonya oświadczyła;

– Nie bądź głupi, Mark. Oczywiście, że mama się dowie.

– O czym to mam się dowiedzieć? – zapytała Lee.

Obydwoje spiskowcy odwrócili się gwałtownie w jej kierunku, ale żadne z nich nie odezwało się ani słowem. Sonya zacisnęła mocno usta, Mark natomiast miał niewyraźną minę. Na stole leżał otwarty list z banku. Lee instynktownie rzuciła na niego okiem.

– Dwa tysiące funtów! – wykrzyknęła. – A od kiedy to masz taki wysoki limit na kartę?

– Właśnie go zwiększyłem r odrzekł Mark cicho.

– Nie miałeś prawa. Tysiąc to i tak bardzo dużo.

– Och, przestań marudzić! – żachnął się. – Nie wyczerpałem tego limitu, po prostu chciałem mieć więcej… tak na wszelki wypadek.

– To z powodu Phoebe, prawda?

– Wiesz przecież, ile ona zarabia. Jak mogę zapewnić jej odpowiednie rozrywki z mojego stypendium?

– A więc postanowiłeś wpaść w długi, żebym wreszcie przekazała ci pieniądze po ojcu? – zirytowała się Lee.

– Najwyższa pora, żebyś to zrobiła.

– Jeśli nadal będziesz się tak zachowywał, nie przekonasz mnie, że jesteś na tyle odpowiedzialny, bym mogła ci powierzyć taką sumę.

– To moje pieniądze! – warknął Mark.

– Będą twoje, gdy dorośniesz – odparowała Lee. – A ty zmykaj stąd – rzuciła do Sonyi, która z żywym zainteresowaniem przysłuchiwała się ich kłótni.

– Ciężko ci się z tym pogodzić, prawda? – odezwała się łagodniej, gdy już zostali sami.

– Żebyś wiedziała. Tego dnia, gdy zobaczyłem ją w twoim studiu, w sukni ślubnej… Wyglądała jak anioł. Kocham ją do szaleństwa. Tylko z nią chcę spędzić resztę życia.

Lee uśmiechnęła się pobłażliwie. Jak on mało jeszcze wie o życiu, pomyślała.

– Pomyśl tylko, przecież Phoebe nie jest dziewczyną, która zwraca uwagę na mężczyzn tylko ze względu na ich pieniądze. Dlaczego więc tak się przejmujesz jej zarobkami? Gzy dała ci jakiś powód ku temu?

– Niby nie – przyznał. – Twierdzi, że mnie kocha.

– W takim razie nie ufasz jej?

– Ufam, ale czasem się boję. Gdybyś tylko chciała mnie zrozumieć i dała mi wreszcie te pieniądze…

– Nie ma mowy – przerwała mu stanowczo. – Mają zabezpieczyć twoją przyszłość.

– Ale ja mam już prawie dziewiętnaście lat – obruszył się.

– Chyba mogę w końcu dostać to, co mi się należy.

– Nie według zapisu ojca.

– Do diabła z zapisem!

Lee miała wrażenie, że za chwilę pęknie jej głowa. Postanowiła dać sobie spokój z tą dyskusją, ponieważ nie miała ona najmniejszego sensu.

– Zostało jeszcze trochę herbaty w dzbanku? – zapytała, odwracając się.

– Nie zmieniaj tematu – powiedział Mark, chwytając ją za ramię. – Najwyższa pora, żebyśmy coś postanowili.

– Przestań! – krzyknęła, wyszarpując się z jego uścisku. – Ja już postanowiłam. Pieniądze pozostają tam, gdzie do tej pory i to moje ostatnie słowo.

– Jeszcze się przekonamy – syknął. – Nie myśl sobie, że uda ci się mnie uciszyć.

– Och, daj spokój – żachnęła się Lee. – Przestań zachowywać się jak bohater kiepskiego melodramatu. Śmiać mi się chce, kiedy cię słucham. ‘

– Śmiej się! Nie masz pojęcia, czym są prawdziwe uczucia!

– zawołał Mark, po czym wybiegł z domu, trzasnąwszy drzwiami.

Загрузка...