ROZDZIAŁ TRZECI

Bal miał wyjątkowo uroczysty charakter, toteż cała czwórka ubrana była w eleganckie wieczorowe stroje. Mark wystąpił w smokingu, śnieżnobiałej koszuli oraz muszce, który to strój zabawnie kontrastował z jego dziecinnymi rysami twarzy. Phoebe miała na sobie zwiewną suknię z białego jedwabiu, dyskretnie podkreślającą jej smukłą sylwetkę. Lee, która na tę okazję włożyła prostą szafirową suknię, wyglądała wprost olśniewająco, z czego, do pewnego stopnia, zdawała sobie sprawę. Jej policzki były delikatnie zaróżowione z przejęcia, a w oczach igrały wesołe ogniki. Przecież po tylu tygodniach zobaczy wreszcie Daniela…

Gdy ubrany w smoking stanął wraz z córką w drzwiach, Lee miała wrażenie, jakby się w ogóle nie rozstawali. Wbrew samej sobie myślała o nim tak często, że zdawało jej się, jakby cały czas byli razem. Przez te tygodnie starała się mu umknąć, ale jego upór oraz cierpliwość zwyciężyły. Teraz wyraźnie starał się nie spłoszyć jej nieodpowiednim zachowaniem, jakby chciał w ten sposób zapewnić, że nie ma się czego obawiać. Na próżno, nie miała do niego zaufania. Przecież nie zadawałby sobie tyle trudu, żeby ją zdobyć, gdyby chodziło mu jedynie o pokazanie jej, iż nie ma się czego bać.

Mark i Phoebe wpatrywali się w siebie błyszczącymi oczyma. Na ten widok serce Lee ścisnęło się z żalu. Byli tacy młodzi, tacy pewni, iż ich szczęście będzie trwało wiecznie.

– Jesteś gotowa do wyjścia? – wyrwał ją z zamyślenia głos Daniela. – Od para chwil próbuję zwrócić na siebie twoją uwagę.

– Patrzyłam na tych dwoje – odparła, wskazując ruchem głowy na Marka i Phoebe, którzy oddalili się o parę kroków.

– Ale myślałaś o czymś jeszcze, prawda? O czymś smutnym.

– Zawsze robi mi się smutno, kiedy widzę dzieci w ich wieku, przekonane, że kochają na śmierć i życie. My już wiemy, że takie rzeczy się nie zdarzają. – W jej głosie pobrzmiewała nuta goryczy.

– Owszem – zgodził się, – Ale jest coś jeszcze, o czym mi nie powiedziałaś.

– Nie powinniśmy już iść? – zmieniła temat, ponieważ nie czuła się jeszcze gotowa do zwierzeń.

Uniwersytecką sala balowa była rzęsiście oświetlona i pięknie przystrojona wielobarwnymi kwiatami. Jako że tańce już się rozpoczęły, Mark i Phoebe od razu pobiegli na parkiet.

– Może my też pójdziemy zatańczyć? – zaproponował Daniel.

– Sądziłam, że mamy odbyć poważną rozmowę – odrzekła z wahaniem…

– Później. Chciałbym sprawdzić, jak to jest trzymać cię w ramionach. Zbyt długo o tym marzyłem, by teraz przepuścić taką okazję.

Powiedziawszy to, objął ją lekko i poprowadził na parkiet. Lee z wrażenia aż wstrzymała oddech. Właśnie w obawie przed taką chwilą tak długo przed nim uciekała. Teraz czuła dziwną słabość, miała wrażenie, iż za chwilę jej nogi odmówią posłuszeństwa. Podniosła wzrok. Po wyrazie twarzy Daniela poznała, iż jego również przepełniają podobne emocje. Jego ciemnoniebieskie oczy płonęły, a spoczywająca na jej plecach dłoń lekko drżała.

– Chodźmy do baru – poprosił, zatrzymując się nagle. – Jeśli zostaniemy tu choć chwilę dłużej, zacznę cię całować na środku sali.

Poszli więc do baru i usiedli przy niewielkim stoliku.

– Jesteś niewątpliwie najbardziej nieuczciwym, pozbawionym skrupułów… – zaczęła Lee, gdy już zamówili drinki.

– Przebiegłym? – podsunął, uśmiechając się lekko.

– Przebiegłym, szczwanym…

– Zdesperowanym?

– Słucham? – Zdawało jej się, że się przesłyszała.

– Naprawdę byłem już zdesperowany – wyznał. – Wiedziałem, że nie zamierzasz ulec, choć na początku odniosłem trochę inne wrażenie. Możesz mnie nazwać zarozumialcem, ale wydaje mi się, że spotkanie z tobą nie wpłynęłoby na mnie aż tak bardzo, gdybyś w ogóle nie była mną zainteresowana. Mam rację?

– Cóż, nie mogę temu zaprzeczyć. Z mojej strony również coś było, ale… – Zawiesiła głos.

Dziękuję w każdym razie, że nie powiedziałaś, że się oszukiwałem – odparł cicho. – Wszystko rozegrało się tak szybko, że próbowałem sobie wmówić, iż wyobraziłem to sobie.

Lee miała dojmujące wrażenie bezradności. Daniel zdawał się dążyć do tego, by głośno przyznała, iż coś między nimi się zaczęło, dla niej jednak wciąż było za wcześnie. Podjęła więc jeszcze jeden desperacki wysiłek.

– Nie jesteśmy już dziećmi, aby wierzyć w miłość od pierwszego wejrzenia… – zaczęła niepewnie.

– Mylisz się, dzieci nie wierzą w takie rzeczy – poprawił ją. – Gdyby te dzieciaki dowiedziały się, że zakochałem się w tobie po pięciu minutach naszej znajomości, tarzałyby się ze śmiechu. Wiesz, Lee, kto tak naprawdę wierzy w miłość od pierwszego wejrzenia? Naukowcy. Ich zdaniem jest to jakiś proces chemiczny.

– Szczerze mówiąc, nie czuję się jak probówka – zauważyła chłodno.

Ja też nie. To, co miało miejsce w twoim studiu, nazwałbym raczej magią, a może wypełnieniem naszego przeznaczenia*

– Wierzysz w przeznaczenie? – zdziwiła się.

– A czemu nie? Czasami to jedyne wytłumaczenie, jakie można przyjąć. W chwili, kiedy ujrzałem cię w studiu, wiedziałem, że wypełnisz sobą pustkę w moim życiu. Lee, błagam cię, powiedz, że czułaś to samo, bo…

Przerwał, gdyż podniósłszy wzrok, spostrzegł grupę młodych ludzi, którzy przypatrywali mu się z zainteresowaniem. Jedna z osób podeszła i nieśmiało poprosiła o autograf, na co Daniel przystał z uroczym uśmiechem, po czym zamienił parę zdań zresztą.

– Za dużo tu ludzi – powiedział w końcu, kiedy wielbiciele oddalili się. – Niedaleko stąd jest maleńka restauracja. Moglibyśmy tam swobodnie porozmawiać.

– A co z Phoebe i Markiem?

– Powiem im, dokąd się wybieramy – odparł, po czym udał się na poszukiwanie swej córki i jej przyjaciela.

– W porządku, możemy iść – oznajmił, wróciwszy po pięciu minutach., Wymknęli się tylnym wyjściem, które wychodziło na długą aleję, obsadzoną wysokimi drzewami; Zapadł już zmrok, powietrze było chłodne i rześkie. Gdy tylko dotarli do pierwszego drzewa, Daniel zatrzymał się i wziął Lee w ramiona. Ktoś nas może zobaczyć, zaprotestowała słabym głosem.

– To nic. Przez tyle tygodni marzyłem o twoich pocałunkach, że nie wytrzymam już ani minuty dłużej.

Po krótkiej chwili wahania, Lee gorąco odpowiedziała na pieszczotę jego warg. Doznania, jakie były teraz jej udziałem, o całe niebo przewyższały to, co sobie wymarzyła. Nie mogła uwierzyć, iż tak długo broniła się przed tym, co nieuniknione, co przepełniało jej serce szaloną radością… Nie powinienem całować cię w takich ciemnościach – Daniel odezwał się w końcu, a jego głos drżał.

Powoli, niechętnie wypuścił ją z objęć, po czym wziąwszy się za ręce, powędrowali do znajdującej się dwie przecznice dalej restauracji. Lekki wietrzyk owiewał ich zarumienione policzki, za co Lee była mu niezmiernie wdzięczna. Miała wrażenie, że śni, a gdy się obudzi, życie nadal będzie się toczyło – starym rytmem. Kiedy jednak podniosła wzrok na Daniela, zrozumiała, że od tej chwili nic już nie będzie jak dawniej.

Dotarli wreszcie do wypełnionej gośćmi restauracji. Mieli jednak szczęście, gdyż kelner zdołał znaleźć dla nich dwuosobowy stolik, ustawiony w kąciku i oświetlony tylko płomykiem stojącej na nim świecy.

Lee ogarnęła to nastrojowe miejsce zachwyconym spojrzeniem, nigdy bowiem nie była na prawdziwie romantycznej randce. Z Jimmym spotykała się zwykle w tanich kafejkach, które wtedy wydawały jej się wyjątkowe. Potem, gdy jej koleżanki cały wolny czas poświęcały flirtom i randkom, ona prała pieluchy i zastanawiała się, kiedy jej mąż wróci wreszcie z pubu. Po rozstaniu z Jimmym mężczyźni zapraszali ją tu i ówdzie, ale zawsze miała jakąś wymówkę, Zwykle albo nie miała z kim zostawić dziecka, albo musiała zostać dłużej w pracy.

– W tym świetle wyglądasz jak mała, zagubiona dziewczynka – zauważył Daniel i uśmiechnął się ciepło. – Ile masz lat? Pięć? Sześć?

Roześmiała się wesoło, kręcąc przecząco głową.

– Powiedz mi – prosił. Próbowałem to Sobie jakoś wyliczyć, ale nawet w jasnym oświetleniu nie wyglądasz na matkę Sonyi. W tej chwili dałbym ci nie więcej niż dwadzieścia lat.

– Mam dwadzieścia dziewięć – przyznała po chwili wahania.

– Ale… Sonya przecież…

– Miałam niewiele ponad szesnaście lat, kiedy się urodziła – wyjaśniła. – Wyszłam za mąż trzy tygodnie po moich szesnastych urodzinach, będąc w ciąży. Razem z Jimmym uciekliśmy do Gretna Green.

– I wzięliście ślub nad kowadłem? – zapytał z niedowierzaniem.

– Tylko w pewnym sensie. Takie zaślubiny są ważne jedynie wtedy, gdy udziela ich kapłan. Większość par najpierw uczestniczy w oficjalnej ceremonii w urzędzie stanu cywilnego, a potem w nieoficjalnej, w kuźni. My też tak zrobiliśmy.

– Nigdy nie mogłem zrozumieć, dlaczego dzieje się to akurat w Gretna Green, a nie gdzieś indziej, – Młodzi zawsze uciekali do Szkocji, bo tam dużo szybciej niż w Anglii można było wziąć ślub bez zgody rodziców, a Gretna Green leży najbliżej granicy – tłumaczyła. – Kiedyś nawet wszystko odbywało się bez obecności kapłana, wystarczyło, że zakochani wobec jakiegokolwiek świadka przysięgli sobie miłość. Dlatego prosto z powozu szli do pierwszego budynku w miasteczku, a była to właśnie kuźnia. Do dziś ludzie uważają, że Gretna Green to takie romantyczne miejsce, gdzie młodzi kochankowie mogą się połączyć wbrew woli swych okrutnych i bezwzględnych rodziców.

– Czy wiesz, ile ironii jest w twoim głosie, kiedy o tym opowiadasz? – zapytał niespodziewanie Daniel.

– Możesz chyba domyślić się reszty – westchnęła. – Moi rodzice wcale nie byli bezwzględni, po prostu od razu przejrzeli Jimmy’ego i ostrzegli mnie przed nim! Niestety, nie posłuchałam ich, bo byłam do szaleństwa zakochana. Mama i tato pojechali za nami do Szkocji, ale odnaleźli nas dopiero w kuźni, już po ślubie cywilnym. Jimmy triumfalnie pomachał im przed oczyma zaświadczeniem z urzędu. Śmiał się, gdy mama wybuchła płaczem i wtedy dotarło do mnie, że popełniłam błąd. Ceremonię w kuźni odbyliśmy, jak się wyraził Jimmy, dla zabawy, choć mnie już nie było wesoło. Stanęliśmy po przeciwnych stronach kowadła, wzięliśmy się za ręce i oświadczyliśmy, że od tej pory jesteśmy mężem i żoną. Wtedy kowal uderzył młotem w kowadło i zawołał: „Niech się tak stanie!”. Z całej duszy pragnęłam uwierzyć, że wszystko będzie dobrze…

Przerwała nagle, gdyż zdała sobie sprawę, iż wyznała Danielowi więcej niż komukolwiek do tej pory. Były jednak rzeczy, o których nie zamierzała opowiadać nikomu, nawet jemu. Ból, który wywołały w niej oskarżenia o oziębłość, gdy Jimmy odkrył, że nie podniecają jej jego niedbałe pieszczoty; karczemne awantury, kiedy dowiedział się, iż jej ojciec nie będzie utrzymywał ich w nieskończoność; bezdenna rozpacz, towarzysząca odkryciu, iż Jimmy nigdy jej nie kochał, a jej uczucie też w końcu wygasło – to wszystko miało na zawsze pozostać jej gorzką tajemnicą.

Teraz już rozumiem, skąd ten wyraz twarzy, gdy patrzyłaś dziś na Phoebe i Marka – odezwał się cicho Daniel.

– Twoja córka ma prawie tyle lat, co ja wtedy, choć Mark jest dużo młodszy niż wtedy Jimmy, Ale nie masz powodu do zmartwienia, mój brat na pewno jej nie skrzywdzi. Nigdy jeszcze nie widziałam go tak zakochanego.

– Prawie mi go żal – przyznał. – Phoebe wciąż jest na etapie eksperymentów z chłopcami, ale Mark utrzymał się przez dwa miesiące, co jest ogromnym sukcesem, bo z poprzednimi zrywała już po dwóch tygodniach.

– Zazdroszczę jej westchnęła Lee. – Gdybym w jej wieku zachowywała się w ten sposób, oszczędziłabym sobie wielu kłopotów.

– Masz całkowitą rację. Kiedy będzie starsza, przyjdzie czas na stabilizację, ale teraz ma mnóstwo innych rzeczy na głowie, więc lepiej niech zostanie tak, jak jest.

– Czy to znaczy, że Phoebe ma zaczekać z zamążpójściem aż zostanie adwokatem? – roześmiała się.

– Nigdy mi tego nie zapomnisz, prawda? – jęknął. – Przyszło mi to do głowy w czasie wywiadu telewizyjnego i powiedziałem o tym ot tak sobie. Nieważne, kim zostanie moja córka, lekarzem, naukowcem czy premierem, chodzi mi o to, aby w pełni wykorzystała swoje możliwości.

– A jeśli ona nie chce wykonywać żadnego z tych zawodów? Może wolałaby zostać na przykład modelką? Jest w tym naprawdę świetna.

– Powiedz, ile nastolatek mówiło ci już, że marzą o byciu modelką?.

– Sporo, ale… – zawahała się.

– A widzisz. To tylko taki chwilowy kaprys. Jak sobie pomyślę, że kiedyś kobiety musiały walczyć o szanse, jakie stoją przed moją córką… Moje siostry nie miały takich możliwości jak ja – dorzucił z westchnieniem.

– Opowiedz mi coś o tym – poprosiła Lee, która nie mogła się oprzeć wrażeniu, iż historia sióstr Daniela pomoże jej zrozumieć jego samego.

– Była nas trójka. Nasz ojciec, mężczyzna o dość przestarzałych poglądach, widział konieczność zapewnienia wyższego wykształcenia swemu synowi, ale nie rozumiał, iż to samo powinno tyczyć się córek. Umierając, zostawił mi cały swój niewielki majątek. Jean, moja starsza siostra, uzyskała stypendium, więc mogła pójść na uniwersytet, podczas gdy Sarah, druga siostra, pracowała jako sekretarka, by pomóc jej finansowo. Dopiero później zapisała się na zajęcia otwartego uniwersytetu, teraz zaś studiuje w Oksfordzie. Jean pisze pracę doktorską, więc teraz ja wspieram je obie finansowo. Uważam, że jestem im to winien, los nie obszedł się z nimi sprawiedliwie.

– Więc naprawdę wierzysz w to, co… – Lec zaczęła, ale przerwała zawstydzona.

– Tak, wierzę w to, co mówię – odparł sucho.

– Nawet wtedy, gdy ostrzegasz kobiety przed samym sobą?

– To akurat miało być dowcipne zakończenie wywiadu, ale istotnie, mówię i piszę to, co myślę. Nie robię tego tylko dla pieniędzy, jak sądzą niektórzy, choć przyznaję, że kwestia finansowa jest dla mnie ważna. Bądź co bądź, mam na utrzymaniu córkę, a także pomagam siostrom i mamie.

– Wiesz, zazdroszczę ci twojego wykształcenia – wyznała niespodziewanie Lee. – Przeczytałam w „Kto jest kim” twoją biografię i przeraziłam się na widok tylu tytułów naukowych. Przecież przy mnie zanudzisz się na śmierć.

– Przepraszam cię, ale za chwilę powiem coś, co zabrzmi jak opinia faceta z jaskini. – Posłał jej szelmowskie spojrzenie. – Mogę zaryzykować?

– Spróbuj zachęciła go ze śmiechem.

– Chciałem tylko powiedzieć, że jeśli kobieta jest tak piękna, jak ty, mężczyzny absolutnie nie obchodzi, jakie ma wykształcenie.

– Jestem wstrząśnięta – oznajmiła, starając się nie roześmiać.

– Nie dziwnego – przyznał. – Przepraszam cię, ale, niestety, taka jest prawda. Wybaczysz mi?

– Cóż, jeśli obiecasz więcej nie obrażać mnie w ten sposób…

– Wolałbym nic nie obiecywać pochopnie – ciągnął śmiertelnie poważnym tonem… – Widzisz, może w pewnej chwili przyjdzie mi do głowy powiedzieć ci, że jesteś najcudowniejszą kobietą, jaką spotkałem, a wtedy musiałbym złamać dane słowo.

Lee nic na to nie odpowiedziała, przypatrywała mu się tylko lśniącymi oczyma.

Wbrew pozorom nie składam się tylko i wyłącznie z mózgu – odezwał się po chwili już całkiem serio.

Ze zdumieniem dostrzegła w jego spojrzeniu płomień, który mógł oznaczać zarówno tylko pragnienie, jak też uczucie, jakie od lat nie ogrzewało jej serca… Z całej siły pragnęła w to uwierzyć, lecz przeszkadzały jej w tym lata przykrych doświadczeń, o których nie sposób było w jednej chwili zapomnieć.

– Czy twoja żona była równie mądra, jak ty? – spytała, chcąc zmienić temat.

– Nigdy nie byłem żonaty – sprostował.

– Jak to? Ale przecież Phoebe…

Rzeczywiście, jest moją córką, ale nie ożeniłem się z jej matką. Caroline poznałem w Oksfordzie. Właśnie ukończyłem z wyróżnieniem studia, co może brzmi nieskromnie, ale jest bardzo istotne w tej historii. Caroline, podobnie jak ja, zaczęła studia doktoranckie. Uczyliśmy się dużo razem, a w przerwach lądowaliśmy w łóżku. Kiedy oznajmiła mi, że jest w ciąży, byłem przekonany, że się pobierzemy, ale ona nawet nie chciała o tym słyszeć. Po prostu nie miała tego w planach, ja zaś byłem dla niej tylko elementem eksperymentu, nazwijmy to, selektywnego rozmnażania.

– Dlatego, że oboje ukończyliście studia z wyróżnieniem? – zdumiała się Lee.

– Właśnie. Chodziło jej o spłodzenie genialnego dziecka.

– O rety!

– Ja się wyraziłem dużo gorzej, gdy Się o tym dowiedziałem. Niestety, Caroline była uparta jak osioł, a dziecko uważała za swoją własność. Nie wzięła jednak pod uwagę instynktu ojcowskiego. Uwielbiałem moją małą córeczkę już od momentu jej narodzin. Początkowo układało nam się całkiem nieźle, aż do chwili, kiedy Caroline otrzymała propozycję pracy w Stanach. Wyobraź sobie, że oddała Phoebe swej bezdzietnej siostrze oraz jej mężowi, którzy próbowali zabronić mi odwiedzin u dziecka. Kiedy mała miała cztery lata, małżeństwo jej ciotki rozpadło się, a ją umieszczono w domu dziecka. Chciano ją nawet oddać do adopcji, więc musiałem dochodzić swych praw w sądzie.

– A co z Garoline? Interesuje się dzieckiem? – spytała, patrząc na niego ze współczuciem.

– Od czasu do czasu telefonuje, by dowiedzieć się, czy zapewniam naszej córce odpowiednie wykształcenie, i skrytykować wszystko, co robię. Zabrałem Phoebe kilka razy do Stanów, aby mogła zobaczyć się z matką, ale jakoś nie przypadły sobie do gustu. Dobrze nam we dwójkę. Chciałbym wynagrodzić jej te pierwsze nieszczęśliwe lata i chyba mi się to udało.

Jego twarz wyrażała ojcowską dumę, a w głosie wyraźnie było słychać tkliwość i miłość. Lee czuła, że teraz, kiedy usłyszała tę smutną historię, stali się sobie bardziej bliscy niż wtedy, gdy całowali się pod drzewami.

– Nie bądź taki skromny. Każdy rodzic byłby dumny z takiej córki.

– Wiele się nauczyłem, opiekując się nią przez te wszystkie lata – ciągnął. – Odkryłem, na przykład, jak zawzięcie wy, kobiety, bronicie swego terytorium.

– My? Ciekawe, w jaki sposób?

– Uważacie, że jedynie wy znacie się na wychowaniu dzieci i niech tylko jakiś mężczyzna ośmieli się mieć inne zdanie, od razu powiecie mu, że nie ma o tym zielonego pojęcia. W klinice, do której chodziłem z Phoebe, kiedy była mała, wszystkie pielęgniarki litowały się nad „tym biednym maleństwem, które nie ma mamusi”, a jedna nawet kiedyś ośmieliła się poradzić mi, abym ożenił się dla dobra dziecka. Do diabła, jestem dla niej lepszą matką niż te dwie kobiety, które już próbowały tej roli – zakończył z oburzeniem w głosie.

Za jego plecami nagle rozległ się brzęk tłuczonego szkła. Lee zatrzęsła się ze śmiechu na widok klęczących na podłodze dwóch kelnerów, usiłujących zebrać rozbite talerze.

– Nie powinieneś mówić tak głośno – upomniała Daniela, uspokoiwszy się nieco. – Kelner usłyszał cię i zaciekawiony spojrzał w bok, a właśnie w tym samym momencie wpadł na niego dragi, który robił dokładnie to samo.

Nie dodała już, że zainteresowanie obu mężczyzn wywołał niewątpliwie kontrast między słowami Daniela, a jego zdecydowanie męskim wyglądem.

– Może i masz rację – przyznał z rozbawieniem. – Rzecz w tym, że jeszcze nikomu nie opowiadałem o tym wszystkim i czuję się nieco dziwnie. Ale faktycznie powinienem zniżyć głos, bo nie chciałbym, żeby ktoś oprócz ciebie o tym wiedział.

– Dlaczego? Nie zamierzasz opisać tych doświadczeń w następnej książce?

– Nie – zaprzeczył stanowczo. – Nie ma mowy, są zbyt bolesne, poza tym Phoebe nie byłaby z tego zadowolona.

– Wiesz, rozmowę z tobą można by porównać do obierania cebuli – zauważyła ni z tego, ni z owego Lee.

– To znaczy, że cały czas chce ci się płakać? – przestraszył się.

– Och, nie – zaprzeczyła ze śmiechem. – Po prostu poznaje się ciebie stopniowo, warstwa po warstwie i zawsze napotyka się coś nieoczekiwanego. Powiedz, jakim sposobem trafiłeś do telewizji?

– To znaczy, jak to się stało, że zacząłem się sprzedawać? – poprawił.

– Nie, wcale nie miałam tego na myśli – zaprzeczyła szybko.

– Prawdę mówiąc, przez przypadek. Zaproszono mnie raz do pewnego programu, który, jest nadawany późną nocą, rzuciłem kilka dowcipów i zostałem zauważony. Dostałem potem zaproszenie do innego programu, znów opowiedziałem kilka dowcipów i rozgadałem się na mój ulubiony temat, czyli o tym, że dziewczynki mają lepsze wyniki w nauce niż ich koledzy w tym samym wieku. Spodobałem się i nagle okazało się, że jest mnóstwo ludzi gotowych płacić mi niedorzeczne sumy za wypowiadanie się na tematy, o których tak naprawdę nie mam pojęcia.

– A co na to twoja rodzina?

– Moja mama jest zachwycona, Jean krytykuje wszystko, co powiem, a Sarah narzeka na źle dobrany krawat. – Skrzywił się zabawnie. – Nie przywiązuję aż tak wielkiej wagi do telewizyjnej popularności, choć nie mogę powiedzieć, by mnie nie cieszyła. Wiem po prostu, że pewnego dnia okaże się, iż widzom znudziła się już moja twarz, a wtedy bez żalu wrócę do korzeni. Jeśli wówczas będziesz przy mnie, moje szczęście będzie pełne.

– Nie popędzaj mnie – poprosiła, zaniepokojona poważnym tonem jego głosu. – Przecież dopiero co się poznaliśmy.

– Jesteś warta czekania – odparł zdławionym głosem. – Wydaje mi się, że cię rozumiem. Chodzi o to, że w swoim życiu pominęłaś niesłychanie ważny etap, ten, który przechodzi właśnie Phoebe, prawda?

Lee zawahała się. Daniel miał rację, ale nie chciała tego głośno przyznawać, ponieważ chodziło jej o coś jeszcze. Bała się ulec jego urokowi, gdyż popełniła ten błąd w przypadku związku z Jimmym. Owszem, teraz sytuacja przedstawiała się zupełnie inaczej, trudno było bowiem porównywać tego silnego, dojrzałego mężczyznę z zapatrzonym w siebie, nieodpowiedzialnym młodzieńcem. Jednak wciąż nie czuła się gotowa, aby zaufać mu bez ograniczeń.

W pewnym momencie Daniel zerknął na zegarek.

– Już po dwunastej – jęknął. – Bal miał się skończyć równo o północy.

Lee nie mogła w to uwierzyć. Zdawało jej się, że weszli do restauracji zaledwie przed pięcioma minutami. Tak świetnie się czuła w towarzystwie Daniela, iż w ogóle nie zauważyła upływu czasu.

Uregulowawszy szybko rachunek, wzięli się za ręce i pobiegli w kierunku budynku uniwersytetu. Z daleka spostrzegli parking, na którym stał tylko jeden samochód, a przy nim dwoje rozbawionych młodych ludzi. Kiedy po raz drugi tego wieczoru znaleźli się pod rosnącymi wzdłuż alei drzewami, Daniel ponownie wziął Lee w ramiona.

– Nie martw się, nie zobaczą nas – zapewnił szeptem. – A nie wiem, kiedy znów będę mógł cię pocałować.

Lee nie zamierzała się bronić, ponieważ tak samo pragnęła tego pocałunku. Kiedy jednak jego pieszczoty stały się bardziej intensywne, odruchowo zesztywniała, co nie umknęło uwagi Daniela.

– Masz rację – westchnął zrezygnowany. – Pozwól, że poprawię tylko krawat i możemy grzecznie iść dalej.

Загрузка...