Gdy Daniel pojawił się w drzwiach domu Lee, miał zmęczoną twarz i był dużo szczuplejszy niż przed paroma tygodniami. Bez słowa podążył za nią do kuchni, po czym wręczył jej list Phoebe.
„Kochany tato.
Proszę, spróbuj mnie zrozumieć i nie gniewaj się. Kocham Marka, więc jedziemy do Gretna Green, żeby wziąć ślub, tak jak Lee. Nie próbuj nas powstrzymać, ponieważ należymy do siebie.
Phoebe
Lee poczuła nieznośny ból w sercu, gdy przeczytała te słowa. Podniósłszy wzrok na Daniela, dostrzegła w jego oczach nie oskarżenie, jak się tego spodziewała, ale niewysłowioną rozpacz.
– Wróciła wczoraj do domu wcześniej niż zwykle – zaczął. – Nalegała, że przygotuje mi kolację. Rozmawialiśmy tak jak kiedyś, była dla mnie taka miła, już myślałem, że wszystko wróci do normy… – Jego głos się załamał. Lee wyciągnęła rękę, ale on pokręcił tylko głową. – To było jej pożegnanie. Już wtedy wiedziała, że ucieknie, gdy pójdę spać. Nawet pocałowała mnie na dobranoc…
– Nie do wiary – mruknęła Lee.
– I ona traktuje poważnie swoją karierę! – ciągnął. – Ma tyle pracy, ale rzuca ją, by wyjechać do Szkocji i wrócić nie wiadomo kiedy.
– Nie wiesz, kiedy ma następną sesję?
– W czwartek. Dziś mamy poniedziałek.
– A więc zaplanowali ślub na jutro lub pojutrze – wywnioskowała.
– Nie mogę do tego dopuścić! A ty pojedziesz ze mną – zdecydował Daniel.
– O nie, tylko nie to – jęknęła. – Nie mogę tam wrócić.
– Lee, błagam cię, zgódź się. Będę się ścigał z czasem, a twoja znajomość tego miejsca może mi zaoszczędzić cenne minuty.
– Nie mogę zostawić Sonyi samej w domu – broniła się, przejęta panicznym strachem, że bolesne wspomnienia powrócą ze zdwojoną mocą.
– W takim razie weźmiemy ją ze sobą.
– Przecież ona musi chodzić do szkoły.
– Rozumiem – wycedził przez zęby Daniel. – Boisz się, a twój strach jest dla ciebie ważniejszy niż wszystko inne, niż Phoebe, niż ja…
– Nie – zaprotestowała słabo.
– Powiem ci coś, będziesz żyła w nieustającej obawie do końca życia, gdyż nigdy nie będziesz miała tyle odwagi, by się przełamać. W porządku, chowaj się, świetnie ci to zrobi.
Lee doskonale zdawała sobie sprawę, iż Daniel ma rację. Przez cały ten czas starała się nie narażać na utratę swej wygodnej, bezpiecznej pozycji, ale teraz odkryła, iż miłość wymaga podjęcia ryzyka.
– Zgoda. Pojadę z tobą – rzekła po chwili.
– Dziękuję – odparł Daniel z westchnieniem ulgi. – Przyjadę po ciebie za godzinę.
Gdy tylko wyszedł, podniosła słuchawkę, aby poprosić matkę najlepszej przyjaciółki Sonyi, by dziewczynka mogła spędzić z nimi parę dni. Po upływie niespełna godziny Daniel ponownie zjawił się w jej domu. Wyglądał na jeszcze bardziej spiętego i zdenerwowanego niż poprzednio. :
– Popatrz, co właśnie wyjąłem ze skrzynki na listy – powiedział, podając jej wydrukowane na lśniącym papierze czasopismo.
– „Woman of the World”! – wykrzyknęła zdumiona. – Phoebe jest na okładce.
Istotnie, na okładce pisma zamieszczono ostatnie ujęcie z sesji prezentującej modę ślubną, kiedy to Phoebe miała na sobie ową elegancką suknię o ascetycznym kroju.
– Widzę, że jesteś zachwycona – mruknął z niezadowoleniem Daniel.
– Oczywiście, przecież to wspaniały początek kariery. Nie widzisz, że to potwierdza moją opinię co do jej talentu?
– A więc każdy miał rację, tylko nie ja?
– Tak i chyba nadeszła już pora, żebyś to przyznał – odparowała Lee.
– Pozwól więc przypomnieć sobie, że to – Daniel postukał palcem w okładkę czasopisma – było pierwszym krokiem na drodze do tego bezsensownego małżeństwa, które zrujnuje życie mojej córce,:
– Może jeszcze uda nam się temu zapobiec.
– Gdybyśmy chociaż znali datę ślubu… Dzwoniłem przed chwilą do urzędu stanu cywilnego, ale okazało się, że nie udzielają takich informacji telefonicznie.
– Wynajmijcie detektywa – podsunęła Sonya. – Poszukajcie w książce telefonicznej numerów telefonów agencji detektywistycznych z okolic Gretna Green, potem zadzwońcie do jednej z nich i poproście, żeby sprawdzili osobiście godzinę i datę ślubu. – Sonyu, jesteś geniuszem – powiedział Daniel.
Parę chwil później zadźwięczał telefon. Była to Brenda Mulroy.
– Nie wiesz, gdzie jest Phoebe? – zapytała zaniepokojona. – Dzwoniłam do niej do domu, ale nikt nie odpowiada.
– Ale… Chyba następną sesję ma dopiero w czwartek, prawda? – upewniła się Lee.
– Tak, tylko że właśnie zadzwonili do mnie od Linnona. Wyobraź sobie, że zdecydowali, że podpiszą z nią ten kontrakt.
– To wspaniale!’:
– Prawda? – zgodziła się Brenda. – Problem w tym, że chcą się z nią jak najszybciej zobaczyć, a ja nie mogę jej nigdzie znaleźć.
– Nie wiem, gdzie ona w tej chwili jest – wyznała Lee niepewnym głosem.
– A znasz może przynajmniej jej numer telefonu?
– Wydaje mi się, że chciała spędzić tych kilka wolnych dni w spokoju, z dala po telefonu.
– Postąpiła bardzo nierozważnie.
– Być może nie przypuszczała, że Linnon tak szybko się zdecyduje – improwizowała Lee.
– Mam nadzieję, że wyjdziesz wkrótce za jej ojca – oświadczyła Brenda. – Będziesz miała na nią dobry wpływ. Jeśli uda ci się z nią skontaktować, przekaż, żeby natychmiast do mnie zadzwoniła, dobrze?
Lee odkładała właśnie słuchawkę na widełki, kiedy w progu stanął Daniel.
– Znalazłem detektywa – oznajmił. – Podałem mu numer mojego telefonu w samochodzie. W takim razie możemy już wyruszyć. Stało się coś? – zapytał, widząc jej podekscytowaną minę.
– Powiem ci po drodze.
Dopiero kiedy znaleźli się na trasie z Londynu do Carlisle, zdała sobie sprawę, iż przez najbliższych kilkanaście godzin zmuszona jest do przebywania sam na sam z Danielem, co było wysoce niezręczne, wziąwszy pod uwagę ich niedawną kłótnię i rozstanie. Poza tym, w miarę jak przybywało kilometrów na liczniku, coraz bardziej dręczyły ją przykre wspomnienia sprzed prawie czternastu lat.
– Co chciałaś mi powiedzieć? – przerwał ciszę Daniel.
– Dzwoniła Brenda. Szuka Phoebe, bo Linnon zaproponował jej podpisanie bardzo dobrego kontraktu. Mam nadzieję, że znajdziemy ją jak najszybciej, bo jeśli wkrótce nie Zadzwoni do Brendy, może stracić życiową szansę.
– Chyba nie sądzisz, że pozwolę jej podpisać tę umowę? – zaperzył się. – Najwyższa pora, żeby skończyć z tymi mrzonkami o sławie.
Lee nic na to nie odpowiedziała, gdyż wiedziała, że Daniel tak naprawdę zrozumiał już, iż nie ma wpływu na karierę córki, lecz nie zdążył się jeszcze przystosować do nowej sytuacji. Wyjęła z torby „Woman of the World”, by jeszcze raz z dumą przyjrzeć się swemu odkryciu. Czytała właśnie pełen pochwał artykuł Lindsay Elwes, która nie kryła swego zachwytu nad młodą modelką, kiedy zadzwonił telefon. Daniel szybko podniósł słuchawkę. W miarę jak słuchał swego rozmówcy, jego twarz stawała się coraz bardziej chmurna i zacięta.
– I co? – zapytała Lee, kiedy odłożył słuchawkę.
– Gorzej już być nie mogło. Ślub jutro z samego rana – powiedział grobowym głosem, – Musimy zjechać teraz na stację benzynową, bo kończy się nam paliwo.
Na stacji znajdowała się również maleńka kawiarenka, gdzie w głuchej ciszy, nie odzywając się do siebie, wypili po filiżance kawy. Zachowywali się jak dwoje zupełnie obcych sobie ludzi, jakby nigdy nic ich nie łączyło. Gdy ich spojrzenia spotykały się, od razu szybko odwracali wzrok.
Wraz z liczbą przejechanych kilometrów, wspomnienia Lee stawały się coraz bardziej wyraźne. Pamiętała wszystko tak dokładnie, jak gdyby nie minęło kilkanaście lat, a zaledwie parę tygodni. Sto kilometrów od Londynu. Wtedy siedziała odwrócona tyłem do kierunku jazdy, z niepokojem wypatrując samochodu rodziców, aż w końcu Jimmy zażądał, by przestała się zachowywać jak idiotka. Sto sześćdziesiąt kilometrów. Zatrzymali się, by coś zjeść i okazało się, iż wzięła z domu mniej pieniędzy, niż Jimmy się spodziewał, co wprawiło go w zły nastrój. Wtedy złożyła to na karb zdenerwowania, jednak już wkrótce przekonała się, iż zawsze wpadał we wściekłość, gdy coś szło nie po jego myśli.
Aby oderwać się od przygnębiających wspomnień, zaproponowała Danielowi, że zastąpi go za kierownicą, tak by mógł trochę odpocząć. Niestety, jego samochód był wyposażony w taką ilość dodatkowych urządzeń, że nie umiała go prowadzić, toteż po paru minutach zjechała na pobocze.
– Przepraszam – mruknęła, siadając z powrotem na miejscu dla pasażera.
– Nie ma za co, przecież to nie twoja wina – uspokoił ją Daniel. – Nie dasz rady przejechać sam całej drogi.
– Nie martw się o mnie. Zresztą, jak do tej pory idzie nam świetnie.
Niestety, wypowiedział to w nieodpowiednim momencie, gdyż dosłownie paręset metrów dalej utknęli w gigantycznym korku i przez najbliższe trzy godziny poruszali się w żółwim tempie. Lee miała nadzieję, że wykorzystają ten czas na rozmowę, ale Daniel włączył radio, więc postanowiła również się nie odzywać. Jak na złość, gdy wreszcie tłok na drodze trochę się zmniejszył, słońce zaszło, po czym zaczął padać drobny deszczyk, który wreszcie zmienił się w prawdziwą ulewę.
– Musimy się gdzieś zatrzymać – zawyrokowała Lee. – Jesteś wykończony, zrobiliśmy przecież już ponad czterysta kilometrów. Jeśli nie odpoczniesz, możesz spowodować wypadek.
– Nie ma mowy – odparł Daniel. – Musimy się tam dostać jeszcze dzisiaj, może uda nam się ich odnaleźć.
– Nie wiadomo, czy są w tej chwili w Gretna Green, a jutro na pewno spotkamy ich w urzędzie – tłumaczyła. – Przenocujmy w Carlisle. To tylko dwadzieścia kilometrów od Gretna Green i zdążymy dojechać tam jutro rano jeszcze przed otwarciem urzędu. Uważaj!
Daniel zaklął pod nosem i szybko zjechał z powrotem na swój pas, unikając w ten sposób zderzenia z pędzącą z naprzeciwka ciężarówką.
– Nie zauważyłem jej, przyznał. – Masz rację, zatrzymajmy się w Carlisle.
Weszli do pierwszego hotelu, jaki znaleźli. Było tam może niezbyt elegancko, ale miło i przytulnie. Zamówiwszy dwa jednoosobowe pokoje, Udali się do restauracji, gdzie zajęli jedyny wolny stolik.
– Czuję się już dużo lepiej – oznajmił z lekkim uśmiechem Daniel, gdy skończyli posiłek. – Zamówiłem budzenie telefoniczne, tak żebyśmy zdążyli dotrzeć do Gretna Green przed otwarciem urzędu.
– Co zamierzasz zrobić, gdy już ich znajdziemy?
– Nie martw się, nie urządzę sceny. Powiem Phoebe spokojnie, że przyjechałem, by zabrać ją do domu.
– A jeśli nie zechce z tobą jechać? – dopytywała się Lee.
– Na pewno zechce.
– Ale jeśli nie, to co? Zaciągniesz ją Za włosy do samochodu? – Proszę cię, nie dokuczaj mi. Nie wiem, co zrobię, zdecyduję na miejscu – uciął.
Lee postanowiła nie naciskać. Pozostawało jej jedynie mieć nadzieję, że do następnego ranka Daniel zrozumie, że nie powinien traktować swej córki tak protekcjonalnie, jak do tej pory.
Już mieli wstać od stołu, gdy podeszła do nich wyraźnie zawstydzona starsza pani.
– Proszę mi wybaczyć… – zaczęła niepewnie. – Pan Daniel Raife, prawda?
– Tak, to ja – odparł Daniel, uśmiechając się nieznacznie.
– Przepraszam… Wyobrażam sobie, jak pan się czuje, gdy ludzie narzucają się panu, ale… Tylko pan może mi pomóc.
Daniel szybko odsunął wolne krzesło i uprzejmym gestem zaprosił nieznajomą, aby usiadła. Lee, która wiedziała, jak jest zmęczony i zatroskany, była pełna podziwu dla niego.
– Proszę mi o wszystkim opowiedzieć – zachęcił.
Jak się okazało, starsza pani, która nazywała się Myra Hallam, przed rokiem straciła tragicznie męża. Został on potrącony przez pijanego kierowcę, którego później ukarano jedynie grzywną w wysokości dwustu pięćdziesięciu funtów.
– To tak, jakby ocenili, że Freddy był wart tak niewiele – mówiła pani Hallam ze łzami w oczach. – Wiem, że nawet gdyby ukarano tego człowieka odpowiednio, nic mi nie wróci mojego męża, ale sprawiedliwości stałoby się zadość… Teraz jedyne, co mogę dla niego zrobić, to opowiadać o nim, walczyć o surowsze kary dla nietrzeźwych kierowców. Dlatego przyszłam do pana.
Lee z całego serca współczuła starszej pani, wiedziała jednak, że w jednym ze swych ostatnich programów Daniel podjął ten temat, więc nie będzie mógł zrobić tego ponownie w najbliższym czasie.
– Proszę mi dać swój numer telefonu – odezwał siew końcu.
– Wprawdzie nie mogę podjąć tej kwestii w swoim programie, bo niedawno się nią zajmowałem, ale napiszę o tym w gazecie. Zadzwonię do pani za kilka dni, dobrze?
– Och, bardzo panu dziękuję – rozpromieniła się pani Hallam. – Jest pan taki dobry.
– Żałuję, że nie mogę zrobić więcej.
– Najważniejsze, że mnie pan wysłuchał. Daniel wstał i poprosił kelnera o trzy kawy.
– Za chwilkę wrócę – powiedział do Lee. – Pójdę tylko uregulować rachunek za pokoje, żebyśmy mogli wyruszyć jak najwcześniej.
– Chyba mówiłam bardzo nieskładnie – odezwała się pani Hallam, gdy zostały same. – Tylko ciągle nie mogę o nim zapomnieć, a zwłaszcza teraz, bo gdyby żył, obchodzilibyśmy w przyszłym tygodniu pięćdziesiątą rocznicę ślubu.
– To znaczy, że pani mąż zginął tuż przed waszymi złotymi godami? – zapytała Lee ze współczuciem.
– Tak. Widzi pani, nikt nie dawał naszemu małżeństwu zbyt wielkich szans, bo bardzo różniliśmy się od siebie, ale chyba dlatego właśnie przeżyliśmy razem tyle lat. – Starsza pani uśmiechnęła się do swoich wspomnień. – Przygotowywałam mu niespodziankę z okazji rocznicy ślubu, a on drażnił się ze mną, próbując odgadnąć, co to takiego. Wreszcie ostatniego wieczoru zdenerwowałam się i kazałam mu iść do pubu, więc poszedł i już nie wrócił. Nigdy sobie nie wybaczę, że ciągle martwiłam się o dzień jutrzejszy, zamiast cieszyć się tym, co mam dziś. Teraz już widzę swój błąd, ale jest za późno…
Tego wieczoru Lee długo nie mogła usnąć, choć była śmiertelnie zmęczona wrażeniami, w jakie obfitował dzień. Wciąż rozmyślała o tym, co powiedziała jej pani Hallam. Ona również ustawicznie myślała o dniu jutrzejszym, zamiast skupić się na tym, co dzieje się teraz. Obawiała się ulec miłości, oczekiwała gwarancji, że szczęście będzie trwało wiecznie i nie zmącą go żadne problemy. A przecież w miłości nie ma gwarancji, miłość to ryzyko, które trzeba podjąć, jeśli chce się być z drugim człowiekiem. Kochała Daniela, a jednak pozwoliła, by strach przed ryzykiem stał się, ważniejszy od tej miłości.
Brenda wyraziła przez telefon nadzieję, że Lee zostanie wkrótce żoną Daniela. Jakże gorzka była prawda, iż gdyby została nią wcześniej, kiedy po raz pierwszy ją o to. poprosił, być może ustrzegłaby Phoebe przed popełnieniem błędu, jakim była ucieczka do Gretna Green. Być może pomogłaby Danielowi odnaleźć drogę do serca córki. Niestety, strach sprawił, że wycofała się w tak ważnym momencie, zawiodła zaufanie, jakim ją obdarzono., Podjąwszy bodaj najważniejszą decyzję w życiu, Lee wstała z łóżka i narzuciwszy szlafrok, wyszła na korytarz. Pokój Daniela znajdował się tuż obok. Przystanęła na moment przed jego drzwiami, w końcu nacisnęła klamkę. Nie myliła się, on także nie mógł spać. Siedział przy oknie, wpatrzony w noc. Gdy usłyszał jej kroki, odwrócił się i utkwił w niej uważne spojrzenie.
– Przyszłam, bo mam ci coś do powiedzenia – zaczęła niepewnie.
Serce jej waliło jak oszalałe, toteż nie mogła zebrać myśli, jednak gdy ujrzała zbolały wyraz jego twarzy, zrozumiała, że wystarczą najprostsze słowa.
– Kocham cię – wyznała.
Natychmiast poczuła obejmujące ją silne ramiona Daniela. Przylgnął do niej całym ciałem, spragniony pociechy, dobrego słowa i czułości, którą tylko ona mogła mu ofiarować. Nie było już nic do powiedzenia, ten gest wyraził wszystko. Należeli do siebie, z całym bagażem swych życiowych doświadczeń, które czyniły ich miłość jeszcze pełniejszą.
Lee bez słowa ujęła go za rękę i powiodła do łóżka. Kochali się czule i powoli, każdym szeptem oraz pieszczotą wyrażając wzajemną czułość i oddanie. Nie próbowali już nic ukrywać, nie udawali, że nie ma między nimi różnic, ale okazywali sobie, iż właśnie te różnice sprawiają, że są sobie niezbędni.
– Znam już całą prawdę o sobie – odezwał się Daniel, kiedy leżeli spleceni ciasno ramionami. – I nie jest to przyjemne.
– Nie mów tak – poprosiła Lee.
– Jestem tyranem i to przeze mnie Phoebe odeszła. Jeśli zmarnuje sobie życie, będzie to moja wina. Pomóż mi.
– Zawsze będę ci pomagać. – I nigdy już nie odchodź.
– Nie odejdę – zapewniła.
– W takim razie mam jeszcze jakąś szansę – rozpromienił się.
– Śpij, kochanie – szepnęła. – Musimy wstać wcześnie. Ledwo zdążyła to powiedzieć, Daniel już usnął. Z łagodnym uśmiechem głaskała go po głowie, wsłuchana w jego miarowy oddech. Nie minęło kilka minut, gdy sama także zapadła w błogi sen.