Wszyscy troje stali przez chwilę jak posągi. Kirsty uświadomiła sobie nagle, że właściwie wie o wszystkim od dawna: nie znała wprawdzie szczegółów, ale czuła, że Mike daje jej jedynie małą cząstkę siebie, resztę ukrywając. Tak, ten moment był nieunikniony. Lois pierwsza odzyskała głos i jej perlisty śmiech prze- rwał ciszę.
– O jak cudownie! – powiedziała.- Powinnaś była jednak uprzedzić nas, że przyjeżdżasz. Nie wydaje mi się, żeby Mike był przygotowany na taką… hm, niespodziankę, prawda, kochanie?
Mike był blady, ale mówił dość składnie.
– Lois, bądź tak dobra i zostaw nas samych.
– Oczywiście, misiu. – Strzepnęła niewidoczny pyłek z ramienia Mike'a i wypłynęła z gracją, rzucając po drodze złośliwe spojrzenie na niedbały ubiór i zmęczoną twarz Kirsty.
Gdy tylko zostali sami, Mike podszedł do Kirsty z wyciągniętymi ramionami.
– Kochanie, co się stało? Co cię tu sprowadza? Dlaczego nie zadzwoniłaś?
– Nie wiedziałam, że cię tu zastanę. Przyszłam do Colleya. Nie miałam pojęcia, że to ty.
– Sam o tym nie wiedziałem. New World Properties wchłonęło ich, kiedy byłem w więzieniu. Rada przegłosowała decyzję…
– A więc to tak – powiedziała wyzywająco. – Rozpoznałeś tę nazwę od razu, kiedy ci o niej wspomniałam, ale siedziałeś cicho. Wtedy o tym nie myślałam, ale teraz rozumiem, dlaczego.
– Rzeczywiście, rozpoznałem nazwę – zgodził się. -Zanim poszedłem do więzienia, mówiło się, żeby ich wykupić, ale po moim powrocie trzeba było dopilnować tylu bieżących spraw, że na później odłożyłem to, w jakie nowe przedsięwzięcia weszliśmy. Potem pokazałaś mi ten list, nie wiedziałem jeszcze wtedy, czy ich mamy, czy nie. Sprawdziłem to i kazałem im zostawić cię w spokoju.
– Tak się jednak dziwnie złożyło, że cię nie posłuchali, swojego nowego szefa – powiedziała złośliwie. – Masz mnie za idiotkę?
– Kirsty, przysięgam, mówię prawdę. Myślałem, że sprawa jest załatwiona, dopóki wtedy się nie pojawili. Powiedziałem, kim jestem, i dałem im do zrozumienia, żeby się wynieśli.
– Naprawdę? Czy to właśnie zrobiłeś?
– Myślisz, że kłamię? – Mike pobladł.
– Nie wiem, co myśleć. Wiem tylko, że bardzo przekonująco wyperswadowałeś mi zostanie w domu, tak że nawet nie słyszałam, co mówiłeś tamtym facetom.
– Nie chciałem jedynie, żebyś wiedziała, że mamy jakieś powiązania z tą firmą. To przyznaję. Widziałabyś mnie wtedy w gorszym świetle. Ale jakie to ma znaczenie? Pozbyłem się ich w końcu.
– Niestety, nie pozbyłeś się. Colley przysłał wczoraj dwóch ludzi, którzy robią pomiary na mojej ziemi. Dlatego tu jestem. Przyszłam do dyrektora tej firmy. Nie wiedziałam tylko, że to ty nim byłeś przez cały czas. – Przy ostatnich słowach jej głos załamał się, nagle zrozumiała w pełni, że oto pryskają wszystkie jej iluzje; że wali się wszystko, co było dla niej cenne. Mike zbliżył się do niej, ale cofnęła się. – Nie dotykaj mnie. Raz w życiu porozmawiajmy zupełnie szczerze.
– Kirsty, przysięgam, że nic nie wiedziałem o tych pomiarach.
– Oczywiście, że nie wiedziałeś. I oczywiście przypadkowo napomknąłeś, żebym nie przebudowywała stodoły. Ty i Colley macie jakieś plany co do tego miejsca, co?
– Rzeczywiście, mamy, ale nie takie, jak myślisz. Kirsty, musisz mi uwierzyć.
– Wcale nie muszę, Mike. Nie muszę ci wierzyć, ufać, nie muszę cię kochać. Kiedyś kochałam, ale to już przeszłość. Zwodziłeś mnie przez tyle miesięcy, już nawet nie chodzi o to wszystko, ale Lois…
– To było tylko pożegnanie… Zaśmiała się okrutnie.
– Tylko pożegnanie!
– Niestety – Mike zaczerwienił się – Lois trudno jest wytłumaczyć cokolwiek. Nie wierzy, że nigdy do niej nie wrócę.
– Nie musisz mi tego mówić, nie interesuje mnie to.
Powinnam była jej posłuchać, kiedy przyjechała do Everdene, ale byłam tak naiwna, że posłuchałam ciebie.
– Naprawdę więc myślisz, że byłem wciąż z Lois, kiedy zaproponowałem ci małżeństwo?
– Myślę, że zależało ci jedynie na dziecku. Jak długo potrwałoby nasze małżeństwo, co? Mały szybki rozwodzik, sędzia przyznający ci prawo do opieki, bo ty oczywiście byłbyś w stanie zapewnić potomkowi pieniądze, luksus i świeżo upieczoną mamusię – i Rob jest twój. No bo ja mogłam mu ofiarować tylko drzewa, chmury, horyzont, wiosenne świty i jesienne wieczory. Wychowywałby się wśród koni i świń. Prymityw, prawda? Ale to właśnie jest życie. Moje życie, Mike. Piękne życie, o którym ty nic nie wiesz.
– Wiem sporo – powiedział. – I tego też dla niego pragnę.
– Och, przestań, Mike. Bądź chociaż wierny swoim przekonaniom. Już widzę, jak byś wychował naszego syna. Na pierwsze urodziny dostałby od ciebie komputer, żeby mógł wykreślić jakiś projekt i policzyć, ile zarobi na nim pieniędzy. Dzięki Bogu, że dowiedziałam się o wszystkim, póki jeszcze nie jest za późno.
– Kirsty…
– Nie musisz już wracać do tego błota. Przyślę tu twoje rzeczy. Nie chcę cię więcej widzieć w Everdene. To nie twoje miejsce.
– To moje jedyne miejsce – powiedział cicho – to mój dom.
Zbił ją z tropu tym spokojnym wyznaniem. Speszyła się nieco, nie przerwała jednak swej przemowy.
– Mike, ty nie wiesz, co to dom. Jedyne, co cię obchodzi, to własność. Rob i ja urządzimy sobie życie bez ciebie.
Zauważyła wyraz jego twarzy i przez moment zrobiło jej się go żal. Potem jednak przypomniała sobie, jak długo i systematycznie ją oszukiwał, i jej serce na powrót stwardniało.
– To wszystko – podsumowała już nieco ciszej. – Nie mamy sobie nic więcej do powiedzenia. Żegnaj, Mike.
Odwróciła się i wybiegła z biura, obawiając się, że mógłby ją zatrzymać. Od razu wchłonął ją chaos wielkiego miasta, znacznie gorszy teraz, gdy chodniki zapełniły się ludźmi. Przywołała taksówkę, chcąc uniknąć metra. Wszystko w niej skupiło się wokół jednej myśli – powrotu do Dartmoor, z jego czystym powietrzem i spokojem. Nienawidziła Mike'a za to, że naruszył ten spokój swoją gładką elokwencją, swoją zaborczością, nade wszystko jednak nie mogła mu darować jego zdrady.
Przez całą drogę powrotną była spięta i sztywna. Bała się, że jej serce tego nie wytrzyma i da upust swojemu nieszczęściu przy obcych. Zanim pociąg dojechał do Plymouth, cała była jednym wielkim bólem. Długo czekała na taksówkę, a droga do domu dłużyła się w nieskończoność. Ukoił ją nieco dopiero widok wrzosowisk. Tu może będzie miała odwagę pozbierać rozsypane kawałki swego życia.
Jakiś kilometr przed domem kazała się zatrzymać, zapłaciła i wysiadła. Resztę drogi przeszła pieszo, oddychając świeżym powietrzem i wystawiając twarz do słońca, które nieco ją pocieszyło.
Marzyła o przytuleniu Roba, osoby ważnej dla niej bez względu na to, że było dzieckiem mężczyzny, którego pragnęła zapomnieć. Zaczęła biec. Kiedy dobiegła do podwórka, zobaczyła, że samochód Mabel nie stoi, jak zwykle, na podwórzu. Jej serce zabiło gwałtownie. Drżącą ręką uchwyciła klamkę. Dom wydawał się złowieszczo cichy. Zawołała:
– Mabel, jesteś tam?
Odwróciła się szybko na dźwięk zamykanych drzwi. Wstrzymała oddech. Przed nią stał Caleb. Wyglądał inaczej niż zwykle. Maska uprzejmości opadła z niego i w tej chwili widać było, jak zimne są jego oczy.
– Cześć, kochanie – jego wargi rozciągnęły się w grymasie, który tylko przypominał uśmiech. – Coś mi się zdaje, że chyba nie mnie się spodziewałaś.
– Gdzie Mabel?
– Poszła na zakupy.
– Wzięła Roba?
– Nie, powiedziałem jej, że ze mną będzie bezpieczny.
– Gdzie on jest? Gdzie jest mój syn? – wykrzyknęła z desperacją w głosie.
– Wszystko w swoim czasie. Najpierw pogadamy.
– Oddaj mi dziecko i wynoś się stąd! Zaśmiał się, ale nie był to przyjemny śmiech.
– Za to cię właśnie uwielbiam, kochanie. Za twoją werwę. Taka właśnie będziesz w łóżku, ogień i walka. Długo na to czekałem. Wiesz, że jestem cierpliwy. Rzecz długo odkładana zawsze dużo bardziej cieszy, gdy wreszcie się spełnia. 1 oto cierpliwości nadszedł kres.
Poczuła do niego odrazę, znalazła jeszcze jednak na tyle siły, żeby powiedzieć:
– Prędzej prześpię się z diabłem.
Caleb rzucił się na nią znienacka, złapał ja za włosy i przyciągnął mocno do siebie. Jego usta odcisnęły się na jej wargach w twardym pocałunku. Usiłowała się odwrócić, ale trzymał ją mocno za głowę, tak że nie mogła się ruszyć. Całował ją ze śmiechem, a w niej wzrastało poczucie nienawiści i strachu wobec jego nieposkromionej siły.
Odsunął się nagle, nie wypuszczając jej z uścisku. Cały czas się śmiał.
– O właśnie! O to chodzi. Walcz ze mną. Będzie wspaniale.
Udało jej się uderzyć go i zaskoczyć na tyle, że ją wypuścił. Zaraz jednak podszedł do niej, złapał ponownie i rzucił na ławę. Następnie usiadł obok i przygniótł sobą, żeby nie mogła się podnieść. Zaczął przemawiać do niej tonem perswazji, który budził strach, choć nie był gwałtowny.
– Nigdy nie pozwoliłem kobiecie obchodzić się ze mną w taki sposób, Kirsty. Ale ty jesteś wyjątkowa. Ożeniłbym się z tobą, gdybym był z tych, co się żenią. Chciałem się zabezpieczyć od razu, jak umarł Jack, ale nie byłaś wtedy gotowa, to poczucie winy i w ogóle… Nie – wstrzymał ją, gdy chciała go odepchnąć – nie rezygnuj teraz, kiedy właśnie zaczynamy się lepiej poznawać. – Pogłaskał jej twarz, przez którą przepłynął cień obrzydzenia. Opętana była jedynie myślą o dziecku. – Odszedłem – mówił dalej Caleb – żebyś zobaczyła, jak to jest beze mnie. Zamierzałem wrócić latem, ale po drodze miałem małe problemy. No a jak wróciłem, on się tu kręcił, więc musiałem trochę zmienić plany.
– I opowiedziałeś mu tę bajeczkę o prawdziwym tatusiu
– wycedziła z pogardą. – Musiałeś być rozczarowany, że ci nie uwierzył.
– Nie uwierzył? To gdzie teraz jest? Nie tutaj? Kiedy wraca?
– Gdzie moje dziecko?! – wrzasnęła Kirsty.
– W bezpiecznym miejscu, słodka, na pewno nam nie przeszkodzi. Za długo czekałem na to, co mi się należy.
Przycisnął ją do siebie. Kirsty znalazła w sobie dość sił, by uderzyć go w twarz. Przechylił się, a ona wykorzystała moment i znów się wywinęła. Gdy doskoczył do niej, celnie ugodziła go kolanem. Zawył, ale prawie natychmiast odzyskał przewagę i powalił ją na ziemię.
Upadek oszołomił Kirsty. Spod niedomkniętych powiek obserwowała każdy ruch Caleba. Brak jej było sił, żeby się dalej bronić. Półprzytomnie dojrzała jeszcze, że sięga do kieszeni i wyjmuje nóż.
– W porządku – powiedział i upadł koło niej na kolana. Ostatnią rzeczą, jaką widziała, była majacząca postać Caleba i zbliżający się nóż.
Po wyjściu Kirsty Mike nie od razu ochłonął i nie od razu zaczął sprawnie myśleć. Sięgnął po telefon, żeby portier na dole ją zatrzymał, ale zawahał się w pół gestu. Cokolwiek by zrobił, Kirsty i tak go teraz nie posłucha.
Do pokoju wsunęła się uśmiechnięta Lois.
– I co? Poszła sobie?
– Na jakiś czas. Zaraz ją dogonię. – Jego głos stał się zimny i pełen zjadliwej ironii. – A tak w ogóle, dzięki za to małe przedstawienie. To było dokładnie w twoim stylu. Ale to i tak nic nie da. Od miesięcy ci powtarzam, że to koniec i to jest koniec. Nie jestem bezwzględny, choć może powinienem. Staram się zdobyć na uprzejmość. Moim błędem było, że zrobiłem z ciebie ofiarę. Ale tempo, z jakim puściłaś kantem Hugha i próbowałaś odnowić nasz związek, gdy tylko stanąłem na nogi, było przerażające. Prawie tak przerażające, jak wtedy, gdy w podobnych okolicznościach rozstałaś się ze mną.
– Nienawidziłeś mnie za to? – powiedziała głosem, w którym wyczuwało się napięcie.
– Kiedyś chyba tak, ale to już historia. Wtedy coś dla mnie znaczyłaś. Potem było mi ciebie żal, ale i to minęło, gdy tylko przekonałem się, do czego jesteś zdolna. To wszystko było żałosne: ten błahy list, który posłużył ci za pretekst, żeby niepokoić Kirsty i wywołać jej podejrzenia, twoje pojawienie się u mnie późno w nocy i teraz to ostatnie…
– Kochanie, zrobiłam to dla twojego dobra. Z nią nie byłbyś szczęśliwy. Po prostu zbyt dobrze cię znam.
– Nigdy mnie nie znałaś, Lois – ton jego głosu był poważny. – Nie winię cię za to, bo nawet ja siebie wtedy nie znałem, ale dzięki Bogu teraz wiem już o sobie znacznie więcej.
– Chyba nie myślisz, że uwierzę. Cóż to ma być? Jakieś nawrócenie? Na co? Ma miłość pośród krów? – Tak jak poprzednio podeszła do niego i pogłaskała go po policzku, starając się uwodzicielskim gestem wzbudzić jego przychylność. I tak jak poprzednio spotkała się tylko z chłodną obojętnością.
– Nie dbam o to, w co wierzysz, obchodzi mnie tylko Kirsty – powiedział po prostu i odsunął jej rękę. – Chcę, żebyś uprzątnęła swoje biurko i opuściła raz na zawsze ten budynek. – Nie czekając na odpowiedź, nacisnął przycisk. – Mario? Wychodzę już dzisiaj… Jeżeli są jakieś listy do podpisu, proszę je przynieść – powiedział sekretarce. Weszła za chwilę, a za nią młody mężczyzna w okularach, który wyglądał na bardzo zafrasowanego.
– Nie może pan teraz wyjść – zaprotestował. – W każdej chwili spodziewamy się tych awanturników.
– Awanturników? – powtórzył chłodno Mike. – Jeśli chodzi panu o ekologów, proszę nazywać rzeczy po imieniu.
– Kiedyś sam pan ich tak określił.
– Na pewno nie ostatnio. Pan się z nimi spotka, Richard. Jest pan moim asystentem i najwyższy czas, żeby przyzwyczaił się pan do zarządzania firmą.
– Ale jeśli mamy im zamknąć usta, to właśnie pan jest w tym najlepszy – nalegał Richard. – Jest pan prawdziwym mistrzem.
Mike spojrzał na niego znad listów.
– Tak… Myślę, że zasłużyłem na to określenie – powiedział ponuro.
– Zawsze pan mawiał, że to pierwsza zasada biznesu.
– Niech mi pan nie przypomina, co mówiłem. Proszę słuchać, co do pana mówię w tej chwili – upomniał go Mike. – Może to i jest jakaś zasada, ale tej akurat nie chciałbym mieć wypisanej na nagrobku.
– Już są – oznajmiła sekretarka, zaglądając do pomieszczenia obok.
– Dobrze. Poproś ich – powiedział i do gabinetu zaczęli wchodzić przedstawiciele protestujących przeciw kolejnej inwestycji. – Dzień dobry wszystkim, proszę tutaj – zaczął komenderować. – To mój asystent, Richard. Niestety, muszę wyjść, ale proszę mu przekazać wszelkie zmiany i poprawki, na których wam zależy, a on dopilnuje, żeby zostały wprowadzone.
Richard złapał nerwowo powietrze.
– Poprą…
– Po prostu zrób, co ci powiedzą. – Mike podszedł do drzwi i zatrzymał się. – Kto teraz zarządza Colleyem?
– Stary Colley – odparł Richard. – Zostawiliśmy go.
– Wywalcie go więc. Wykupcie go. Cokolwiek. Po prostu się go pozbądźcie.
W drodze do Dartmoor Mike czuł dziwną lekkość. W Everdene Kirsty nie będzie mogła zbyć go byle czym, a wtedy wszystko się wyjaśni.
Wiedział, że mogła złapać następny pociąg do Plymouth. Jadąc szybko, mógł być na miejscu nawet przed nią. Omijał wszystkie znane mu zatory, a jego myśli były już na zielonych polach i wrzosowiskach.
Niestety, mniej więcej w połowie drogi utkwił w korku. Godzina zeszła mu na siedzeniu w kurzu i spalinach i był pewien, że nie będzie w Dartmoor przed Kirsty. Rzeczywiście, dojechał dopiero o zmierzchu. Był zmęczony, ale pełen nadziei.
Już kilometr przed Everdene wypatrywał świateł, ale nie mógł ich dostrzec. Zaniepokoił się. Przecież nie wyjechała?
Jego niepokój pogłębił się, gdy zobaczył otwarte drzwi, mimo że nie paliły się żadne światła. Opanował go lęk, gdy przypomniał sobie słowa matki o tym, że jak długo ma Kirsty, tak długo ma szanse na szczęśliwe życie i teraz ze strachem pomyślał, że mógłby ją stracić…
Wbiegł do środka i zawołał ze strachem, który mieszał się z nadzieją:
– Kirsty! Kirsty!
Odpowiedział mu stłumiony jęk. Spojrzał na podłogę, włączył światło i rozpoznał Kirsty, która z trudem usiłowała się podnieść.
– Boże! – krzyknął przerażony. Wziął ją w ramiona i pomógł wstać. Krew ścięła mu się w żyłach, gdy przyjrzał się jej ponownie. Jej wspaniałe włosy były pocięte, poszarpane, gdzieniegdzie wręcz powyrywane do krwi. – Kto ci to zrobił?
– Caleb – wysapała – ma Roba… Przyszedł tu… czekał na mnie. Musimy go złapać.
Pomógł jej się zebrać i wejść do samochodu. Zaczął myśleć gorączkowo o tym, jak działać najskuteczniej.
– Gdzie on może być?
– Nie wiem. Nie jestem pewna, czy jest sam, czy wrócili wszyscy. Mogę pokazać drogę do ich obozu – powiedziała i Mike natychmiast uruchomił silnik.
Gdy jechali, zaryzykował – zdjął rękę z kierownicy i uścisnął jej dłoń. Kirsty odpowiedziała tym samym. A więc zgoda. Nieważne co było, teraz liczył się tylko ich wspólny syn – owoc ich miłości.
– Co on ci zrobił? – odważył się zapytać.
– Nie dał rady. Próbował, ale stawiałam opór. Wyjął nóż i obciął nim włosy, potem zemdlałam. Widocznie musiał się czegoś wystraszę, bo uciekł. Ale ma Roba…
Po chwili ujrzeli w oddali światła. Zbliżali się do obozu cygańskiego, oświetlonego wielkimi ogniskami. Grupa Cyganów stała nieruchomo i patrzyła, jak podjeżdżają, kiedy zaś samochód wreszcie się zatrzymał, Caleb łokciami przepchnął się przez tłum i wysunął naprzód.
– Czekałem na ciebie – oświadczył.
– Przyjechałem po swojego syna – powiedział stanowczo Mike.
– Chodzi ci o mojego syna – poprawił go Caleb. – Myślałeś, że uda ci się mi go wykraść, tak jak ukradłeś mi kobietę, ale ja po nich wróciłem.
Kirsty z lękiem rozglądała się po obozie. W pewnym momencie dostrzegła Jennę, stojącą nieopodal z Robem na rękach. Rzuciła się w tę stronę, lecz dwie rosłe kobiety zagrodziły jej drogę.
– Oddaj mi go – zażądała i odepchnęła je. Wydawało jej się, że Jenna posłucha, ale ona potrząsnęła głową i wymamrotała przestraszona:
– Nie odważę się. Zakazał mi.
– Przecież nie musisz robić wszystkiego, co ci każe.
– Muszę – oświadczyła Jenna – tylko wtedy ze mną zostanie.
– A ty chcesz być z kimś takim jak on? Kto cię obraża, wykorzystuje i nie dba o ciebie?
– Kocham go. Wiem, że to łajdak, ale nic nie poradzę. Przyjdzie dzień, że przestanie myśleć o tobie i pokocha mnie. – Zacisnęła ramiona na zawiniętym w koc dziecku.
Kirsty myślała, żeby wyrwać jej syna, ale bała się, że w szarpaninie stanie się mu coś złego. Spojrzała na Mike'a. Wyczytała z jego spojrzenia, że on też uważa to za zbyt ryzykowne. Tymczasem Caleba najwyraźniej podniecała cała ta sytuacja.
– Gdybyś był jednym z nas, moglibyśmy to jakoś załatwić – powiedział wyzywająco.
– Mianowicie?
– Na noże. Prawdziwy ojciec zwycięży – oznajmił Caleb, a przez tłum przeszedł pomruk uznania.
– Dobry pomysł – powiedział spokojnie Mike. – Zgadzam się. Jeśli zwyciężę, oddasz mi syna. Zgoda?
– Zgoda – odparł Caleb z uśmiechem – ale jeśli cię pokonam, zrzekniesz się go.
Ku przerażeniu Kirsty Mike skinął głową.
– W porządku.
– Mike – szepnęła, ale on już jej nie słyszał. Całkowicie skoncentrował się na czekającej go walce, nie spuszczając Caleba z oczu. Gdy zrzucał marynarkę, Kirsty zerknęła w stronę samochodu, gdzie był telefon, przez który można by wezwać policję. Okupowało go jednak już kilku mężczyzn i Kirsty wiedziała, że nie może liczyć na żadną pomoc.
Caleb wyciągnął nóż. Dwóch mężczyzn stanęło naprzeciw siebie, Caleb, niewielki i krępy, i Mike – cięższy, potężny. Kirsty wstrzymała oddech.
Caleb poruszył się pierwszy. Doskoczył do Mike'a z doskonale wymierzonym ciosem, lecz ten odparował go i pchnął silnie przeciwnika w bok. Caleb upadł na ziemię, zdążył jednak jeszcze pociągnąć Mike'a za nogę i powalić go na ziemię.
Złapali się jak zapaśnicy i każdy z nich próbował teraz znaleźć się na rywalu. Wreszcie Caleb wydostał się na wierzch, lecz już po chwili Mike przerzucił go przez głowę. Caleb wpił się zębami w jego nadgarstek. Twarz Mike wykrzywił ból, próbował się uwolnić, lecz teraz palce Caleba zacisnęły się mocno na jego ręce i, ku przerażeniu Kirsty, nóż wypadł mu z dłoni. Jeszcze chwila i Caleb trzymał oba noże przy gardle przeciwnika.
– Wygrałem! – krzyknął. – Dziecko jest moje. – Obrócił wilczą twarz ku Kirsty. – Zgodził się przy wszystkich. Teraz wezmę, co moje: dziecko i kobietę. – Wyciągnął ramiona, żeby chwycić Kirsty. Wyrywała się, ale przytrzymał ją mocno. – Moja – powtarzał. – Jeśli chcesz być z dzieckiem, musisz zostać ze mną.
– Nie! – przeraźliwy okrzyk zwrócił uwagę wszystkich na Jennę. – Nie będziesz jej mieć, nigdy ci na to nie pozwolę!
– Ty? – roześmiał się Caleb. – A kim ty jesteś, żeby mi mówić, co mogę, a czego nie?
– Mogę powiedzieć im wszystko, co mi zdradziłeś. Twarz Caleba zmieniła się, złośliwe rozbawienie zniknęło z niej w mgnieniu oka.
– Zamknij się, suko – syknął.
Kirsty skorzystała z okazji, wywinęła się i szybkim ruchem wyrwała Roba z objęć Jenny. Ta wciąż nie przestawała się odgrażać.
– Powiem im! Powiem, jak zginął Peter Mullery! Caleb usiłował to zbagatelizować.
– Zabił go Jack. Wszyscy o tym wiedzą.
– Nikt go nie zabił – ciągnęła z uporem Jenna. – To był wypadek. Wpadł do rzeki, bo osunął się pod nim kamień, a ty widziałeś to, ale nikomu nie powiedziałeś. Chciałeś, żeby Jack poszedł siedzieć. Chciałeś jej! – Wskazała palcem Kirsty. Teraz Jenna zwróciła się do zgromadzonego wokół niej tłumu: – Jednej nocy, gdy był tak zalany, że nie trzymał języka za zębami, powiedział mi, że pragnie tylko tej kobiety. I że chce się pozbyć Jacka, bo wtedy ona będzie jego. „Ta diablica jest lepsza od wszystkich", tak właśnie mówił. Mówił to mi, choć wiedział, że go kocham. Nigdy nie zwracał na mnie uwagi, więc odpłacę mu tym samym.
– Tylko spróbuj – głos Caleba był niepewny. – Nawet nie waż się powtarzać tej historii.
– Nie będzie musiała – odezwał się za nimi donośny głos. Caleb wydał gwałtowny okrzyk na widok dwóch policjantów, w jednej chwili porwał się z miejsca i pewnie udało by mu się uciec, gdyby nie grupa Cyganów, którzy zablokowali mu drogę.
– Puśćcie! – wycharczał. – Jestem jednym z was.
– Tak jak Jack Trennon – powiedział ktoś z tłumu. Zanim Caleb zdążył odpowiedzieć, policjanci ujęli go pod ręce i poprowadzili w stronę radiowozu. Mike poszedł za nimi.
– Do oskarżenia o fałszywe zeznania możecie dodać porwanie. Zabrał mojego syna – powiedział z grobową miną.
Jeden z policjantów skinął głową.
– Już nas o tym poinformowano. Dzwoniła opiekunka dziecka.
Wtedy dopiero Kirsty zauważyła Mabel.
– Jak mogłaś wyjść i zostawić go z Calebem? – dopytywała się.
– Skąd mogłam wiedzieć? Był twoim znajomym, zaprosiłaś go wtedy na przyjęcie…
– Nieważne – Kirsty przytuliła do siebie najdroższe maleństwo – najważniejsze, że zadzwoniłaś po policję. Dziękuję.
W samochodzie odezwała się tylko raz.
– Słyszeliście, co powiedziała? Śmierć Petera to był wypadek.
– Wiedział o tym cały czas i słówka nie pisnął – dodał Mike.
Kirsty nie wypuszczała Roba z objęć nawet w domu. Nie odstępowała go ani na krok, sama wykąpała, nakarmiła i ułożyła do snu, a następnie ponad godzinę śpiewała kołysanki, choć chłopiec zasnął już po pięciu minutach. Kiedy wreszcie wyszła na korytarz, zobaczyła, że Mike czeka na nią na podeście schodów. Pilnie obserwował jej twarz, kiedy tylko się pojawiła. Wiedział, że słowa, które za chwilę padną, będą miały wielkie znaczenie dla nich obojga.
Nie padły jednak żadne słowa. Kirsty pozostała w cieniu, wstydząc się swego oszpecenia, i stała tak w zupełnej ciszy. Serce Mike'a wypełnił ból, kiedy patrzył tak na nią, pozbawioną pięknych loków, które zawsze budziły w nim taki zachwyt. Rozłożył ramiona, a ona dała się zamknąć w jego objęciach i zbędne stały się wszelkie słowa. Pociągnął ją do sypialni, usiedli razem na łóżku. Gdy Kirsty ujrzała swoje odbicie w sypialnianym lustrze, szybko odwróciła wzrok.
W przeszłości przeklinała swoją urodę, bo utrudniała jej życie, teraz los sprawił, że straciła ją, gdy właśnie zaczęła doceniać własne piękno.
– Zwyciężył – powiedziała z wyrzutem do Mike'a.
– O co ci chodzi?
– Zwyciężył. Caleb. Nie dlatego że przystawił ci nóż do gardła, ale dlatego że zgodziłeś się na walkę. Wcale nie czułabym się lepiej, gdyby to z jego ręki wypadł nóż. Zgodziłeś się na walkę, bo przystałeś na jego warunki, bo nie jesteś pewien, że Rob to twój syn, i chciałeś to rozstrzygnąć… Udało mu się sprawić, że nie wierzysz mi…
– Przestań. Od początku nie wierzyłem ani jednemu jego słowu. Wstyd mi, że pogryzł mnie i pokopał, w uczciwej walce byłoby inaczej, poniosło mnie i dlatego był górą. Jeśli jednak sądzisz, że podważył moją wiarę w ciebie, w Roba i w nas, to wiedz, że się mylisz. Wierzę ci i dlatego tu jestem w parę godzin po naszym spotkaniu w Londynie. Tylko ty się liczysz i nasza rodzina. To dla niej jestem gotów na wszystko! Nawet pojedynkować się na noże z Cyganami na wrzosowiskach! Nie widzisz tego?
Spuściła wzrok. Krzywdziła go, oskarżając o obojętność i niewiarę. Mike uniósł jej twarz ku swojej, nie pozwalając jej się schować.
– Widzisz, dawno temu postanowiłem ci ufać, ale chciałem, żebyś czuła to samo do mnie. Nie jestem taki zły, jak myślisz. Nie zdradzałem cię z Lois. Ten związek zakończył się dawno temu. Poza tym wiesz przecież, że jeśli już ktoś cię kocha, nie chce nawet spojrzeć na inną kobietę.
– Kocha mnie?
– Kocha. Całym sercem i duszą. Powinienem wyznać ci to już dawniej, ale zawsze się bałem, bałem się spotkania z prawdą. Teraz jednak już się nie boję, bo wreszcie wiem, czego chcę. Powiedzieć ci? Ciebie, Roba, naszego szczęścia… Poza tym – zmienił ton, mówił teraz nie tak poważnie – pamiętasz, że wspominałem, iż mam pewne plany odnośnie tej spalonej stodoły? Mój asystent poprowadzi firmę w Londynie, a ja zamierzam stanąć na czele nowej ekipy. Będziemy konserwować i zabezpieczać starą architekturę Dartmoor. Wiem, że jest zapotrzebowanie i że dostanę zlecenia. Sprawdziłem… Czasem pojadę do miasta, ale rzadko. Dlatego tak długo byłem teraz w Londynie. Ostatnie przymiarki przed wprowadzeniem zmian.
– Dlaczego nic mi nie mówiłeś?
– Chciałem zrobić ci niespodziankę, a gdy się ucieszysz, poprosić cię, żebyś przestała mnie wodzić za nos i wyznaczyła wreszcie datę ślubu. Więc jak? Wyjdziesz za mnie?
– Mike… kochaj mnie – powiedziała tylko.
Kiedy złożyła usta na jego wargach, wiedziała już, że zgodzi się, że zostanie jego żoną i że odtąd wszystko będzie inaczej. Za oknem wrzosowisko budziło się na powitanie wiosny, tutaj zaś, w przytulnym domku na farmie Everdene, zaczynał się zupełnie nowy etap ich życia. Ziemia spotykała się z ogniem, serce z sercem, miłość odradzała się z miłości. A wszystkie były wieczne.