Rozdział jedenasty

Erin siedziała przy oknie nowego pokoju hotelowego i spoglądała w ciemności zapadające nad Los Angeles. Miała wrażenie, że zatłoczone jezdnie i chodniki przygniatają ją ciężkim brzemieniem. Apartament składał się z dwóch sypialni i wygodnego salonu, ale mimo to czuła się jak w więzieniu. Nie była przyzwyczajona do dzielenia mieszkania z innym człowiekiem, szczególnie tak dużym i niewątpliwie męskim jak Cole Blackburn. Jego obecność w sąsiednim pokoju jednocześnie wabiła ją i odpychała.

Nagle Erin wstała. Rozsadzał ją jakiś wewnętrzny niepokój.

Krążyła po pokoju, nawet nie dostrzegając eleganckich obić we wzory w stylu króla Jakuba I i miękkiego dywanu w kolorze indygo. Chodzenie wśród czterech ścian jej nie wystarczało. Miała wrażenie, że siedzi w tym budynku całą wieczność. Tęskniła za bezkresnymi, pustymi połaciami Alaski. Wystarczyłby jej nawet widok horyzontu za Oceanem Spokojnym.

Kiedy pojawiła się w otwartych drzwiach sypialni Cole'a, podniósł wzrok znad biurka, za którym przeglądał przywiezione z BlackWing mapy.

– Moglibyśmy…? – zaczęła Erin, ale głos jej zamarł.

Jej matowy kontralt pobudził każdy nerw w ciele Cole'a.

Takim głosem mówią kobiety, które mają ochotę na miłość, jednak Erin stała w progu, jakby gotowa do ucieczki przy pierwszej oznace zainteresowania z jego strony. Zachowywała się tak od samego początku. Wysyłała sprzeczne sygnały, przez co nie mógł przestać o niej myśleć.

Właściwie żadne działanie z jej strony nie było konieczne.

I tak nie potrafił wyrzucić Erin ze świadomości. Jego ciało od pierwszego spojrzenia zdecydowało, że chce być jak najbliżej Erin Shane Windsor. Zrobiłby coś, żeby tak się stało, gdyby nie to, że dziewczyna z wyraźną niechęcią zdecydowała się dzielić z nim apartament. Nie zachowywała się jak kobieta, która pragnie mężczyzny.

A jednak czasami patrzyła na niego, jakby tak było.

– Moglibyśmy…? – powtórzył zachęcająco.

– Muszę stąd wyjść. Na spacer, na plażę. Wiem, że jest ciemno, i powiesz mi, że to niebezpieczne, ale muszę się stąd wydostać i zrobię to. Z tobą albo bez ciebie.

Z pośpiesznego rytmu jej słów można było poznać, że nie żartuje. Przez chwilę Cole rozważał wszystkie możliwości. Gdyby miał niezbitą pewność, że Erin zagraża bezpośrednie niebezpieczeństwo, przywiązałby ją do łóżka. Jednak takiej pewności nie miał. ConMin to firma prowadząca poważne interesy, a nie rząd jakiegoś kraju albo organizacja przestępcza. Kartel z pewnością spróbuje nakłonić Erin do współpracy, zanim zdecyduje się ją zabić.

Musiał też przyznać, że bliskość dziewczyny wytrącała go z równowagi. Jeśli zostaną dłużej w jednym pomieszczeniu, a ona nadal będzie wysyłała te niepokojące sygnały, to może mieć trudności z utrzymaniem rąk przy sobie. Próba zbliżenia się do niej nie byłaby rozsądnym posunięciem. Jeśli Erin go pragnie, musi sama to okazać, i to bardzo wyraźnie.

Na razie nic takiego nie zrobiła.

– Mnie też przyda się łyk świeżego powietrza – odparł.

– Daj mi trzy minuty. – Erin odwróciła się na pięcie i szybko pobiegła do swojego pokoju.

Wróciła szybciej, niż zapowiadała, właśnie gdy Cole wyjmował z szafy czarną kurtkę. Nie czekając na niego ruszyła do drzwi na korytarz.

– Erin!

Było jej tak spieszno, że nawet się nie zatrzymała. Cole szybko i bezszelestnie przebiegł przez pokój. Kiedy uchyliła drzwi na kilka centymetrów, położył jej ręce na ramionach i unieruchomił w miejscu. Krzyknęła przestraszona. Obejmował ją silnymi ramionami, był blisko, otaczał ją, zamykał w pułapce.

Erin zamarła, przypomniawszy sobie inny czas, inne drzwi i innego mężczyznę, który ją osaczył. Wspomnienia napłynęły jak dusząca czarna chmura i odebrały jej kontrolę nad własnymi czynami.

– Co ty, do cholery, wyprawiasz? – zapytał ostro Cole. – Nie możesz tak po prostu otworzyć drzwi i wyjść na korytarz, jakby…

Z nie artykułowanym okrzykiem Erin odwróciła się i ruszyła do ataku. Kantem dłoni wycelowała w szyję Cole'a. Z trudem udało mu się uniknąć ciosu. Zablokował udem kolano Erin, ale udało się jej uderzyć go głową w podbródek i stracił równowagę. Uważając, żeby jej nie zranić, schylił się, podciął jej nogi i pociągnął w dół, aż padła płasko na dywan.

Walczyła zaciekle i w milczeniu, stosując wszelkie chwyty, jakich się nauczyła w ciągu ostatnich siedmiu lat. Na darmo. Cole unikał ciosów z większą siłą i wprawą, starając się nie zrobić dziewczynie krzywdy. Szybko zdała sobie sprawę, że tylko marnuje energię. Znieruchomiała i czekała, aż weźmie jej bezruch za poddanie się.

Cole spojrzał z bliska w zielone oczy i zimny dreszcz przebiegł mu po skórze.

– Posłuchaj mnie, Erin, nie mam zamiaru cię skrzywdzić. Nie mogę pozwolić, żebyś beztrosko wychodziła na korytarz, zanim nie sprawdzę, czy kogoś tam nie ma. Nic ci nie zrobię. Jestem po twojej stronie.

Powtarzał jej to raz po raz, a Erin przyglądała mu się dzikim wzrokiem. Stopniowo jego słowa zaczęły przebijać się przez strach, który tłumił cały rozsądek.

– Rozumiem – wyszeptała. – Możesz mnie już puścić.

– Nie ma mowy – odparł szybko. Jego głos nie brzmiał teraz uspokajająco. – Nie puszczę cię, dopóki mi nie powiesz, dlaczego przed chwilą chciałaś mnie zabić.

– Przepraszam. Wpadłam w popłoch.

– Zauważyłem. Dlaczego?

Erin nie mogła wydobyć z siebie głosu. Zdała sobie sprawę, że Cole ma ją w swojej mocy, przygniata ją do podłogi ciężkim ciałem. Powinna być przerażona, ale nie była. Bardziej niż łagodne słowa koiło ją jego opanowanie. Zaatakowała go, a on tylko się bronił. Nawet teraz, mimo że krew płynęła mu z rozciętej wargi, a siniak na brodzie, tam gdzie go uderzyła, powoli ciemniał, Cole dbał tylko o nią.

– Nie skrzywdziłeś mnie – stwierdziła zdziwiona. – Nawet teraz nie sprawiasz mi bólu.

Zdziwienie w głosie Erin zaskoczyło Cole'a, ale zanim zdążył ją o to zapytać, sama spróbowała mu wszystko wytłumaczyć.

– Kiedy przyparłeś mnie do drzwi, wydawało mi się, że znów dopadł mnie Hans. Biegłam do drzwi, on mnie złapał, potem puścił, ja uciekłam, znowu mnie złapał i tak bez końca…

– Hans? – zapytał łagodnie Cole, chociaż jego oczy spoglądały twardo. Przez chwilę nie odpowiadała. – Mów do mnie, Erin. Przez najbliższy czas nie będziemy odstępować siebie ani na krok. Nie chcę znowu nastąpić na jakąś minę.

Zamknęła oczy. Cole miał rację.

– Hans to mój narzeczony sprzed siedmiu lat. Był taki duży jak ty, i taki silny. Boże, taki silny. – Erin zadrżała. Po chwili mówiła dalej, dziwnym, bezbarwnym głosem. – Zaskoczyłam go, kiedy przeglądał zawartość sejfu mojego ojca. Fotografował każdy dokument. Odwróciłam się i zaczęłam uciekać, ale za późno. On był taki szybki. Jak ty.

Cole czekał. Źrenice miał równie rozszerzone jak Erin.

– Kiedy próbowałam krzyczeć, uderzył mnie w szyję – wyszeptała. – Potem bił mnie po ramionach. Nie mogłam wołać o pomoc, oddychałam z trudnością, straciłam czucie w rękach, nie mogłam poruszać palcami. Udało mi się podbiec do drzwi, ale nie potrafiłam ich otworzyć. Ramiona nie chciały się poruszać, palce się nie zaciskały. Kiedy zmęczyło go moje kopanie, wybił mi kolana ze stawów. Nie byłam w stanie się ruszyć, ale nadal czułam i widziałam. Kiedy tylko zamykałam oczy, zaczynał mnie bić.

Głos uwiązł Erin w gardle, ale zaraz znowu zaczęła mówić, przerażającym, pozbawionym emocji tonem. Cole słuchał, mimo że czuł nieodparty przymus, żeby przerwać jej opowieść. Nie chciał słuchać niskiego głosu, którym opisywała, jak bardzo jej byłemu narzeczonemu seks kojarzył się z krwawym, okrutnym sportem.

Cole z trudnością hamował mdłości podchodzące do gardła. Zadziwiała go własna gwałtowna reakcja. Słyszał już potworniejsze historie, widział gorsze rzeczy, zwyrodniałe czyny zwane nieludzkimi, ponieważ zdrowi ludzie nie chcą uwierzyć, że człowiek może upaść tak nisko. Wiedział, że po tylu doświadczeniach to, co wyrządzono Erin, nie powinno go zaskoczyć ani oburzyć, a tym bardziej wprawić we wściekłość.

Jednak właśnie to czuł.

Słuchał z zaciśniętymi zębami, starając się opanować szarpiące nim gwałtowne emocje, połączenie rozpaczy i morderczej furii. Podobnie się czuł, kiedy Lai beznamiętnie usunęła ciążę i na rozkaz rodziny wyszła za mąż za innego mężczyznę.

Słowa Erin powoli cichły. Zauważyła, że Cole już dawno odsunął się na bok, nie przygważdżał jej do podłogi i tylko wolno głaskał jej włosy. Spojrzała mu w oczy i zobaczyła w nich smutek i gniew. Na ten widok łzy zakłuły ją pod powiekami. Bez namysłu zwinęła się w kłębek i przytuliła do niego. Potrzebowała ukojenia płynącego z jego ciepłego ciała. Zastanawiała się, czy i on kiedyś doznał takiego uczucia.

– Nic ci nie jest? – zapytał w końcu. Potrząsnęła głową.

– Sądziłam, że już zapomniałam. Ale nie zapomniałam. Nie do końca. Teraz czuję się lepiej. Jestem lżejsza. Jakbym unosiła się na wodzie. – Otarła się policzkiem o jego pierś i westchnęła przeciągle. – Dziękuję, że byłeś taki… delikatny.

– Jesteś pierwszą osobą, która mi to zarzuca – odparł z dziwnym uśmiechem.

Po chwili Erin podniosła wzrok i zobaczyła kroplę krwi wolno wzbierającą na dolnej wardze Cole'a. Dotknęła niewielkiej rany czubkami palców.

– Przepraszam.

– Nic nie szkodzi.

Jej palce zsunęły się niżej. Wyczuła lekkie wzniesienie tam, gdzie uderzyła go głową.

– Tutaj też cię zraniłam.

Cole starał się zdusić żywiołową reakcję na dotyk Erin.

Dziewczyna ze zmarszczonymi brwiami patrzyła na siniec. Dotknęła go jeszcze delikatniej, niemal pieszczotliwie. Zamknął oczy i powtarzał sobie, że Erin robi to nieświadomie.

– Przepraszam. Nie pomyślałam, co robię – powiedziała odsuwając rękę, kiedy dotarło do niej, jak bardzo napięte jest jego ciało. – Pewnie cię boli, jak dotykam.

Cole wydał z siebie dźwięk, który mógł być zduszonym jękiem lub stłumionym przekleństwem.

– Nic mnie nie boli. To bardzo przyjemne. Aż za bardzo – odparł wprost.

– Co takiego?

– Twoje palce. Moja skóra. Podoba mi się to połączenie. A tobie?

Erin zawahała się, a potem znowu dotknęła Cole'a. Milcząco przyznała, że to są raczej pieszczoty, nie poszukiwanie śladów po walce. Wolno odwrócił się na bok i znów zaczął gładzić jej włosy. Po chwili obwiódł palcami kości policzkowe i zarys ust. Westchnęła dziwnie i spojrzała na niego. Zamknął oczy i ze skupionym wyrazem twarzy, jakby całkowicie koncentrował się na doznaniach płynących z czubków jego palców, ponownie badał zarys jej warg.

– Uśmiechasz się – powiedział nie otwierając oczu.

– Bo to łaskocze.

– Naprawdę? – zapytał i jeszcze raz przesunął palcem po pełnej dolnej wardze Erin. – Czy dlatego wstrzymujesz oddech? – Poczuł, że jej ciało sztywnieje, kiedy się nad nim pochylił. – Nie bój się, kochana – wyszeptał omiatając oddechem jej usta. – To nie będzie bolało, uwierz mi. Nawet cię nie obejmę. Chcę się tylko przekonać, czy smakujesz tak wspaniale, jak walczysz. Dobrze?

Zaskoczona połączeniem humoru i pożądania, które pobrzmiewało w głosie Cole'a, Erin czekała, aż strach znowu sparaliżuje jej ciało. Nic takiego nie nastąpiło. Czuła tylko delikatny, budzący ciekawość ciepły oddech na ustach. Od stóp aż do czubka głowy przeszyło ją dziwne uczucie. Zadrżała.

– Boisz się? – zapytał.

– Ja…

Czekał cierpliwie.

– Po Hansie… – zaczęła i wzięła głęboki oddech. – Psychiatrzy mi mówili, że dziewice, które przeszły to co ja, prawie zawsze zostają zakonnicami albo prostytutkami. Przez siedem lat nie pozwoliłam żadnemu mężczyźnie, żeby się do mnie zbliżył. Nawet teraz nie wiem, czy jestem do tego zdolna. Znowu mogę wpaść w popłoch.

– Jeśli tylko chcesz, możemy zaryzykować – odparł Cole.

– Czy będziesz… delikatny?

– A jak myślisz?

Erin spojrzała w szare oczy, które patrzyły na nią z bliska, i zdziwiła się, że kiedyś wydawały jej się zimne.

– Tak – wyszeptała.

Cole przesunął czubkiem języka po wrażliwej skórze tuż nad górną wargą dziewczyny. Przy pierwszym dotknięciu jęknęła cichutko. Ta delikatna pieszczota była tak nieoczekiwana i wspaniała, nie podobna do niczego, co przedtem spotkało ją od mężczyzny. Wolno jej ciało rozluźniało się i miękło. Przysuwała się do Cole'a, pragnąc jego ciepła. Nadal dotykał jej lekko, obwodząc językiem całe usta, ciesząc się tą niewinną pieszczotą tak bardzo, że sam był tym zaskoczony.

Kiedy Erin poczuła jego język na dolnej wardze, zadrżała i instynktownie zamknęła oczy. Chciała się skupić na doznaniach wywołanych dotykiem. Kiedy Cole jeszcze raz wolno badał jej usta, zatrzymując się we wrażliwych kącikach, które unosił w górę uśmiech, wszystko wokół niej drgnęło, strach zniknął i nie istniało już nic oprócz ciepłej pieszczoty. Nawet czując na dłoniach ciepło jego sprężystych bicepsów, nie zdawała sobie sprawy, że go objęła.

– Cole…

– Tak, właśnie tak – powiedział. Jego język wsunął się między rozchylone wargi i dotknął jej języka. – Chcę poczuć twój smak, tylko smak, kochana. Nie zranię cię. Wiesz o tym, prawda?

Kiedy to powiedział, znów zaczął pieścić jej usta, nie obejmując jej, nie przymuszając. Dotykał ją tylko czubkiem języka i ciepłem oddechu.

Wszystkie jego zmysły skupiły się w tym jednym punkcie ciała. Czuł ciepło i gładkość jej ust tak dojmująco intensywnie, jakby dla niego było to również zupełnie nowe doznanie. Ta intensywność reakcji intrygowała go. Znów odszukał jej język, próbując ukrytego pod nim ciepła i miękkości. Nie pieścił tak jeszcze w życiu żadnej kobiety. Cieszył się jej smakiem i bliskością, jakby każdy nerw jego ciała miał zakończenie na czubku języka.

W końcu wysiłkiem woli nakazał sobie przestać. Odsunął się od niej i wstał jednym zręcznym ruchem. Bał się, że jeśli dłużej zostanie blisko Erin, nie oprze się pokusie i zechce nasycić głód swojego ciała. Nigdy nie zdarzyło mu się zakończyć pieszczot na pocałunkach. To było dla niego równie nowe doświadczenie, jak odkrycie zadziwiającej wrażliwości języka.

Erin wolno otworzyła oczy. Bez ciepła dotyku Cole' a jej dłonie wydawały się zimne. Nie tylko dłonie, również wargi, usta, język.

– Cole? – odezwała się matowym głosem.

– Czas na spacer, kochanie.

Spojrzała na wyciągniętą ku sobie dużą dłoń; ujęła ją. Podciągnął Erin do góry i postawił na nogi. Ich palce splotły się ciasno. Ręka Cole'a była ciepła i twarda. Wewnętrzna powierzchnia palców była gładka i gorąca. Erin głębiej wciągnęła powietrze, czując mrowiący dreszcz w ramieniu, kiedy Cole uścisnął jej palce. Kiedy chciał ją puścić, zaprotestowała.

– Zaczekaj.

Cole zamarł.

Erin dotknęła lekko drżącymi palcami rozcięcia na jego wardze. Kiedy obwodziła kontury jego ust, szorstki szelest zarostu podkreślał miękkość warg. Cisza się przedłużała, a ona dotykała jego czarnych brwi, policzków, podbródka i znowu ust. Zamknął oczy, pozwalając na tę słodką, niewinną torturę, dopóki nie zwątpił we własną zdolność samokontroli.

– Wystarczy – odezwał w końcu.

Otworzył oczy, a ona dostrzegła w nich jasne błyski i odruchowo się cofnęła. Nie wypuszczał jej dłoni.

– Przepraszam – powiedziała szybko. – Myślałam, że ci się to podoba.

– Na tym właśnie polega problem. Podoba mi się aż za bardzo. – Spojrzał na nią, nie starając się ukryć pożądania. – Zapragnąłem cię już w chwili, kiedy cię pierwszy raz zobaczyłem. Od tego czasu nic się nie zmieniło. Ale jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się poprzestać na pocałunkach, nawet kiedy miałem czternaście lat, więc…

– Czternaście lat? – przerwała mu Erin. Zrozumiała. – Nigdy?

– Ona miała dziewiętnaście i dobrze wiedziała, co robi. Kiedy skończyła, ja też się dowiedziałem, o co w tym wszystkim chodzi. – Cole uśmiechnął się i podparł palcem brodę Erin, zamykając jej rozchylone ze zdziwienia usta. – Nie oburzaj się tak. Tam, skąd pochodzę, chłopcy przeważnie zaczynają wcześniej. Ale szybko nadrobiłem opóźnienie. Nie chciałem się żenić, więc nie szukałem dziewczyn, które godziły się na pocałunki, a potem mówiły nie. Dziewczyny, z którymi się spotykałem, nie znały tego słowa. Kolacja, kino, a potem tylne siedzenie samochodu.

– Podejrzewam, że kino nie było obowiązkowe?

Uśmiechnął się rozbawiony i znów potarł dłonią o dłoń Erin, bezwiednie przyciągając ją do siebie.

– Kolacja też zwykle nie była wymagana – przyznał.

– Chwalisz się czy narzekasz?

– Ani jedno, ani drugie – odparł, przysuwając rękę Erin do swoich ust. Delikatnie chwycił jej wskazujący palec między zęby, polizał i szybko uwolnił. – Próbuję ci wyjaśnić, że w pewien sposób ta gra jest dla mnie równie nowa, jak dla ciebie. A może kiedy byłaś nastolatką, też widziałaś wiele kiepskich filmów w kinie samochodowym przez zaparowane szyby?

Erin chciała się roześmiać, ale była zbyt napięta.

– Nie. Psychicznie w dniu swoich dziewiętnastych urodzin byłam jeszcze trzynastolatką. Niezdarny, wystraszony, brzydki podlotek. Phil, mój brat, wcale mi nie pomógł. Okropnie się zakochałam w trzy lata starszym chłopaku. Chodził do ostatniej klasy. Kiedy zaprosił mnie na randkę, Phil zadzwonił do niego i powiedział, że jeśli choćby tylko mnie pocałuje, to koniec z nim. Przyszła sobota, a chłopak się nie zjawił. Potem się dowiedziałam, że miał bzika na punkcie dziewic. Kolekcjonował je jak znaczki.

– To zabawne, jak różni są mężczyźni. Mnie nigdy nie pociągały dziewice, dopóki nie spotkałem ciebie.

Erin zamknęła oczy.

– Wcale nie są tacy różni. Nie jestem dziewicą.

– Nigdy dobrowolnie nie oddałaś się mężczyźnie – odparł trzeźwo Cole. – W moim rozumieniu nadal jesteś dziewicą. – Puścił rękę Erin. – Zostań tu, a ja sprawdzę korytarz.

Na zewnątrz nie było nikogo. Hol na parterze też świecił pustkami. Chłopiec hotelowy przyprowadził wypożyczony samochód. Cole prowadził nierówno, najpierw wolno, potem szybko, cały czas wypatrując we wstecznym lusterku samochodów, które zmieniały szybkość tak samo jak on. Kiedy dojechali do Pacific Coast Highway, przejechał przez kilka pustych parkingów, wciąż sprawdzając, czy nikt ich nie śledzi. W końcu zatrzymał się przy miejskiej plaży Willa Rogersa.

Erin sięgnęła do klamki i zaraz spojrzała na Cole'a. Wpatrywał się w boczne i wsteczne lusterko. Mimo tego że bardzo chciała znaleźć się na piasku plaży i mieć przed sobą tylko jedenaście tysięcy kilometrów wody, nadal nie otwierała drzwi.

– Szybko się uczysz – pochwalił Cole.

– Ból jest dobrym nauczycielem.

– Przepraszam. Nie chciałem cię skrzywdzić.

– Nie skrzywdziłeś mnie – wyjaśniła pośpiesznie. – Właśnie dlatego przestałam walczyć. Spodziewałam się bólu, a nic takiego nie nastąpiło. Ale muszę powiedzieć, że jesteś strasznie ciężki.

Cole uśmiechnął się lekko.

– Następnym razem ty będziesz na górze.

Zaskoczona Erin spojrzała na niego z ukosa i na jej twarzy wykwitł niemal nieśmiały uśmiech, który mówił, że ta propozycja ją zaintrygowała.

– Wybieraj, kochanie. Albo idziemy na spacer, albo odbędziesz przyśpieszony kurs oglądania świata przez zaparowane szyby samochodu.

– Nie kuś mnie – odparła ze smutnym uśmiechem.

– Dlaczego nie?

Przez chwilę w samochodzie panowała cisza. Erin odwróciła się i spojrzała na człowieka, który w kilka minut nauczył ją więcej o przyjemnościach zmysłowych niż inni przez całe życie. Co ważniejsze, dowiedziała się, jaka jest natura niepokoju, który wywabił ją z Arktyki. To odkrycie własnej zmysłowości było równie niespodziewane jak delikatne zachowanie Cole'a.

– Interesuje mnie twoja propozycja – powiedziała. – Ale na razie nie wiem, jak głęboko i nie dowiem się, dopóki coś między nami się nie zdarzy. To nie jest wobec ciebie sprawiedliwe.

– Kochanie, gdyby życie było sprawiedliwe, ktoś wyprułby z Hansa wszystkie flaki, zanim przyszła mu do głowy pierwsza zboczona myśl.

Erin patrzyła, ze zdziwieniem. Chociaż Cole mówił lekkim tonem, jego oczy lśniły jak lodowate srebro.

– Ale życie nie jest sprawiedliwe – mówił dalej. – Jest po prostu zaskakujące. Tam, w hotelu, nauczyłaś mnie czegoś nowego o przyjemności, a myślałem, że to już nie jest możliwe. Być może umrzemy za chwilę, a być może będziemy żyć na tyle długo, żeby się dowiedzieć czegoś nowego o sobie. Ja przyjmuję, co mnie w życiu spotyka i nie martwię się tym, co mnie omija. A ty?

– Ja… nie wiem.

– Zastanów się. A przy okazji pomyśl też o tym. Mężczyzna, który nie może się kontrolować, należy do kogoś, kto umie to robić. Ja należę wyłącznie do siebie samego. Nawet gdybyśmy oboje byli nadzy i ty uwodziłabyś mnie wszelkimi sposobami, ale potem zmieniłabyś zdanie, wstałbym, ubrałbym się i na tym koniec. – Cole mówił, ale wciąż spoglądał to w jedno, to w drugie lusterko. – Pomyślisz o tym podczas spaceru. Oboje zbyt długo przebywaliśmy w tym ciasnym pokoju. Nie jesteśmy do tego przyzwyczajeni.

Erin zaczekała, aż Cole obejdzie samochód i otworzy przed nią drzwi. Kierowała nią raczej ostrożność niż wymogi etykiety. Kiedy ich palce znowu się splotły, uśmiechnęła się bezwiednie. Dostrzegł jasny błysk jej zębów w świetle księżyca i też się uśmiechnął.

– Lubisz przebywać na otwartej przestrzeni. co? – odezwał się.

– Tak, ale nie dlatego się uśmiecham. Czuję się tak, jakbym znowu miała szesnaście lat i chodziła na spacery w chłodnym świetle księżyca. – Spojrzała na niego spod oka. – Ty pewnie miałeś około sześciu, kiedy zacząłeś umawiać się z dziewczynami.

Roześmiał się cicho.

– Ciesz się naszym spacerem. Kiedy znajdziemy się w Australii, nie będziesz miała ochoty nawet stanąć w pobliżu drugiej osoby ani w świetle słońca, ani księżyca.

– Dlaczego?

– Przez ten cholerny upał. Kimberley znajduje się w północnej części kontynentu, w tropikach.

– W tropikach? Na zdjęciach Kimberley bardzo przypominało pustynię.

– Owszem, przez większą część roku jest tam sucho. Potem zaczyna się pora przejściowa. wielkie kłębiaste chmury nadpływają znad Oceanu Indyjskiego. Pocisz się, a pot zostaje na skórze. Jest ci jeszcze bardziej gorąco, bo wilgoć nie może wyparować w maksymalnie nasyconym powietrzu. Ciało się nie chłodzi, a promienie słoneczne tną skórę jak brzytwa. Temperatura przekracza czterdzieści stopni, a w powietrzu jest tyle wilgoci, jakby padał deszcz. Trwa to tygodniami, aż ludzie załamują się i dosłownie wariują.

Erin mruknęła coś z niedowierzaniem.

– To prawda. Australijczycy wymyślili nawet nazwę dla tej choroby. Nazywają ją troppo. Kilka razy sam byłem jej bliski. To dało mi nauczkę. Teraz unikam pory przejściowej.

– Twój opis nie brzmi zbyt zachęcająco.

– Och, to jeszcze nie jest najgorsze. – Cole wciągnął głęboko słonawe powietrze. – Kiedy w końcu nadchodzi pora deszczowa, cały kraj staje się nieprzejezdny. Przez całe miesiące można się przemieszczać tylko samolotem.

– A samochodem z napędem na cztery koła?

– Tylko jeśli może również pływać.

– Nie ma mostów?

– Są tylko na głównej drodze – odparł Cole. – Kiedy naprawdę się rozpada, mosty zwykle zalewa woda. Widzisz, tam buduje się niskie mosty, ze zdejmowanymi barierami, żeby nie wplątywały się w nie niesione przez nurt przedmioty i nie tworzyły tamy. Mimo to często porywa je prąd. – Spojrzał na Erin. – Właśnie dlatego ConMin proponuje, że obwiezie cię po całym świecie, żebyś mogła fotografować diamenty. Kartel wie, że jeśli w ciągu następnych paru tygodni nie dotrzesz na tereny Szalonego Abe'a, to pewnie nie uda ci się tam dostać aż do lata, kiedy teren wyschnie. Ja powinienem już teraz być na wyżynie Kimberley i prowadzić badania, zanim temperatura wzrośnie do pięćdziesięciu stopni i będzie zbyt wilgotno, żeby oddychać.

– W takim razie wcale nie powinniśmy jechać do Londynu.

– To uspokoi Faulkner i van Luika. Nie będą nam siedzieli na karku. Tymczasem Wing przygotuje wszystko, co trzeba.

– Kto to jest Wing?

– Mój wspólnik.

– Ach, prawda. BlackWing. Tata coś mi o tym mówił.

– Nie wątpię. – Cole popatrzył na dziewczynę. – Nie martw się, kochanie. Jeśli tę kopalnię w ogóle da się znaleźć, to ja ją dla ciebie znajdę.

– Wiem. Tata powiedział mi i to.

Cole szedł jakiś czas w milczeniu, a potem zatrzymał się i łagodnie przyciągnął Erin do siebie. Nie opierała się, więc pochylił głowę i lekko dotknął wargami jej ust.

– Nie jedź do Australii. Będziesz bezpieczniejsza przy swoim ojcu. Może już osiwiał, ale to nadal twardy sukinsyn.

Erin chciała zaprotestować, ale rozproszyła ją delikatna pieszczota języka Cole'a i ciepło jego oddechu.

– Ta ziemia i klimat zabiły już nie jednego silniejszego i bardziej doświadczonego od ciebie człowieka. Wyżyna Kimberley to nie miejsce dla białej kobiety.

– To samo mi mówiono o Arktyce – odparła w roztargnieniu Erin. Zaciekawiona dotknęła językiem jego szyi, tak jak kiedyś zielonego diamentu. Słona. Męska. Ciepła. Wspaniale smakujesz, Cole.

Oddychał urywanie. Nagle wziął twarz Erin w obie ręce.

– Lubisz ryzykować, co? – zapytał.

– Ryzykować? – Spojrzała na niego tajemniczymi, pociemniałymi w świetle księżyca oczami. – W jaki sposób?

– Mógłbym zatrzymać cię w hotelu i tak kusić pieszczotami, że nie wiedziałabyś, gdzie się ukryć.

Erin znieruchomiała, wypatrując gorącego, srebrnego błysku jego oczu. Westchnęła i uśmiechnęła się trochę smutno.

– Wczoraj mógłbyś to zrobić, wtedy jeszcze cię nie znałam. Ale nie dzisiaj. Teraz wiem, że jesteś silny, ale nie okrutny. Zupełnie inny niż Hans.

– Jest całe mnóstwo ludzi, którzy by się z tobą nie zgodzili – odparł stanowczo Cole.

– Ja do nich nie należę. Obezwładniłeś mnie i powaliłeś jak jagnię na rzeź, ale tylko głaskałeś mnie po włosach, żeby ukoić mój płacz, a potem całowałeś mnie tak czule, że znowu miałam ochotę się rozpłakać. Kiedyś byłam przekonana, że po przejściach z Hansem nigdy nie zaufam mężczyźnie. Myliłam się – Dotknęła palcami jego ust. – Już za późno. Nie boję się ciebie, Cole. Pojadę do Australii i nie odstąpię cię ani na krok.

Cole powtarzał sobie, jaka to szkoda, że nie może już zastraszyć Erin, że dziewczyna jest taka ufna w jego ramionach, tuli się do niego, a jej ciepły oddech owiewa mu skórę. Powtarzał to sobie, ale nie wierzył w ani jedno słowo.

Przez długą chwilę po prostu trzymał Erin w objęciach, słuchając szumu fal i żałując, że nie wyolbrzymił trudności, jakie czekają ich w Kimberley. Ale już przepadło. Pora przejściowa to niszczycielski czas, szarpie ludzkie nerwy, doprowadza do gwałtownych czynów. Pora deszczowa wcale nie jest lepsza. Kiedy zaczyna padać, woda zmienia Kimberley w krainę z epoki kamiennej, gdzie najprostsze rzeczy okazują się trudne, nawet przetrwanie.

Zwłaszcza przetrwanie.

Загрузка...