Wchodząc do domu, Eve przygotowała się na chłodne, jak zawsze, przyjęcie ze strony Summerse-ta. Już się do tego przyzwyczaiła. Ku swojemu zdziwieniu, poczuła głębokie rozczarowanie, kiedy kamerdyner nie czekał na nią pod drzwiami, by na powitanie rzucić pod jej adresem jakąś złośliwą uwagę.
Weszła do małego pomieszczenia przylegającego do głównego holu i włączyła czujnik na ścianie.
Roarke jest w siłowni, pani porucznik. Chce pani z nim rozmawiać?
– Nie. – Postanowiła pójść do niego. Może trochę wysiłku fizycznego dobrze jej zrobi.
Odsunęła płytę zasłaniającą schody, ruszyła na dół, po czym przeszła salę z basenem, ozdobioną sztuczną laguną i tropikalnymi roślinami.
Tutaj rozciąga się inny świat, pomyślała. Kolejny ze światów Roarke'a. Wielki basen, z oświetleniem, które za naciśnięciem przycisku mogło symulować rozgwieżdżone niebo, blask słońca lub księżycową poświatę; sala holograficzna z dostępem do setek gier, pomagających wypełnić wolno płynący czas; sauna; strzelnica; małe kino; a do tego salon medytacyjny, nieporównanie wygodniejszy od tych, które ekskluzywne uzdrowiska na tej i innych planetach oferują swoim klientom.
Zabawki bogatych ludzi. Roarke pewnie powiedziałby, że bez nich nie mógłby przetrwać w świecie, w którym tempo życia zwiększało się z dnia na dzień. W odróżnieniu od Eve potrafił zachować odpowiednie proporcje między odpoczynkiem a pracą – musiała to przyznać. Znalazł sposób na to, by cieszyć się tym, co posiada, jednocześnie chroniąc siebie i pomnażając swoje bogactwa.
W przeciągu ostatnich kilku miesięcy Eve wiele się od niego nauczyła. Najważniejsza z poznanych przez nią prawd mówiła, że czasami trzeba porzucić wszystkie zmartwienia, zapomnieć o obowiązkach, nawet o pragnieniu poznania wszystkich odpowiedzi, i po prostu być sobą.
Takie myśli kłębiły się w jej głowie, kiedy Eve weszła do siłowni i zamknęła za sobą drzwi.
Roarke nie skąpił pieniędzy na sprzęt, nie zamierzał także iść na łatwiznę i płacić osobistym trenerom za modelowanie ciała, wzmacnianie mięśni czy oczyszczanie organów wewnętrznych. Pot i wysiłek były dla niego równie ważne, jak ławka grawitacyjna, tor wodny i centrum wytrzymałości. Jako że cenił sobie tradycję, wyposażył swoją siłownię także w stare dobre hantle, ławki do ćwiczeń mięśni brzucha i system rzeczywistości wirtualnej.
W tej chwili niespiesznie wymachiwał hantlami, jednocześnie obserwując jakiś wykres sunący po monitorze i prowadząc rozmowę przez łącze.
– Bezpieczeństwo w kurorcie to rzecz najważniejsza, Teasdale. Jeśli jest jakaś luka, znajdź ją. I napraw. – Ze zmarszczonym czołem przeszedł do ćwiczeń rozciągających. – Będziesz musiał się lepiej postarać. Jeśli przekroczysz ustalone koszty, będziesz musiał się z tego wytłumaczyć. Nie, nie powiedziałem „usprawiedliwić", Teasdale. „Wytłumaczyć". Rozumiesz? Prześlij raport do mojego biura przed dziewiątą zero zero czasu ziemskiego. Koniec.
– Surowy jesteś, Roarke.
Odwrócił się przez ramię i na jego twarzy pojawił się uśmiech.
– Biznes to wojna, pani porucznik.
– Zwłaszcza w twoim wykonaniu. Gdybym była na miejscu Teasdale'a, łydki trzęsłyby mi się ze strachu, nawet w butach antygrawitacyjnych.
– I o to chodzi.
Odłożył hantle, po czym zdjął słuchawkę z mikrofonem z głowy. Następnie przeniósł się do centrum wytrzymałości, ustawił odpowiedni program, aby ćwiczyć mięśnie nóg. Eve odruchowo wzięła do ręki ciężarek i zaczęła pracować nad swoim tricepsem, nie odrywając oczu od Roarke'a.
W czarnej opasce na czole wyglądał jak starodawny wojownik, a spod ciemnego podkoszulka i szortów wyłaniały się bardzo ponętnie wyglądające mięśnie i skóra połyskująca od potu. Patrząc na jego napinające się muskuły, na kropelki spływające mu po czole, Eve poczuła, że budzi się w niej pożądanie.
– Wygląda pani na zadowoloną z siebie, pani porucznik.
– Prawdę mówiąc, to z ciebie jestem zadowolona. – Przechyliła głowę na bok i zmierzyła go spojrzeniem od stóp do głów. – Niezłe masz ciało, Roarke.
Podeszła i pogładziła jego bicepsy. Roarke uniósł brew.
– Twardziel, nie ma co – mruknęła. Uśmiechnął się do niej. Miała ochotę, widział to w jej oczach. Pytanie tylko na co.
– Pokazać ci, jaki ze mnie twardziel?
– Myślisz, że się ciebie boję? – Patrząc mu w oczy, zdjęła kaburę i przewiesiła ją przez sztangę. – No chodź. – Weszła na matę i uniosła zakrzywione palce, jakby była drapieżnikiem czyhającym na ofiarę. – Zobaczymy, czy dasz mi radę.
Roarke przyglądał jej się bacznie, nie podnosząc się z podłogi. Z jej oczu wyzierało coś więcej niż tylko chęć walki. Jeśli się nie mylił, było to pożądanie.
– Eve, jestem cały spocony. Uśmiechnęła się drwiąco.
– Tchórz.
Roarke się skrzywił.
– Wezmę tylko prysznic i…
– Cykor. Niektórzy mężczyźni ciągle myślą, że kobiety nie są w stanie dorównać im siłą. Ponieważ ty nie jesteś jednym z nich, pozostaje mi tylko wysnuć wniosek, że boisz się, że dostaniesz ode mnie łomot.
Te słowa wywarły pożądany skutek.
– Zakończyć program. – Powoli podniósł się do pozycji siedzącej i sięgnął po ręcznik, którym otarł twarz. – Chcesz się bić? Dam ci trochę czasu, żebyś się rozgrzała.
Krew już w niej wrzała.
– Jestem rozgrzana. Proponuję standardową walkę wręcz.
– Bez zadawania ciosów – powiedział Roarke, wchodząc na matę. Kiedy w odpowiedzi Eve prychnęła pogardliwie, zmrużył oczy. – Nie zamierzam cię bić.
– Dobra, dobra. Myślisz, że udałoby ci się…
Szybko rzucił się na nią; zanim Eve zdążyła zareagować, wylądowała na macie i przejechała kilkanaście centymetrów na tyłku.
– Faul – mruknęła i podniosła się płynnym ruchem.
– No proszę, już wymyśla jakieś zasady. Z tymi glinami zawsze tak jest.
Przykucnęli i zaczęli obchodzić się wkoło. On zamarkował atak, ona przyskoczyła do niego. Przez dziesięć niezwykle interesujących sekund byli spleceni w uścisku; jej dłonie ślizgały się na jego wilgotnej skórze. Roarke próbował ją podciąć, ale w porę się schyliła, po czym, wykonawszy zwinny ruch ciałem, przerzuciła go przez ramię.
– No to jesteśmy kwita. – Przykucnęła ponownie, a Roarke podniósł się na nogi i odrzucił włosy z twarzy.
– Dobrze, pani porucznik, koniec zabawy. Teraz będę walczył na serio.
– Zaraz ci dam zabawę. Przez cały czas…
Prawie udało mu się ją zaskoczyć po raz drugi, ale Eve w ostatniej chwili zorientowała się, że obelgi mają tylko ją zdekoncentrować. Wykonała unik i zwróciła się w stronę atakującego Roarke'a. Kiedy ich twarze zbliżyły się do siebie, sięgnęła po swoją tajną broń.
Wsunęła rękę między nogi przeciwnika i delikatnie objęła palcami jego jądra. Roarke zamrugał oczami ze zdumienia i rozkoszy.
– A więc to tak – mruknął i zbliżył usta do jej warg, a Eve szybko zmieniła chwyt. Roarke nawet nie zdążył zakląć, tak szybko znalazł się w powietrzu. Wylądował na plecach z głośnym hukiem, a Eve skoczyła na niego, wcisnęła mu kolano w krocze i przygwoździła ramiona do maty.
– Leżysz na łopatkach, koleś.
– I kto tu mówił o faulach?
– Naucz się przegrywać.
– Trudno się spierać z kobietą, która trzyma kolano na moim jestestwie.
– I bardzo dobrze. Teraz mogę zrobić z tobą, co zechcę.
– Poważnie?
– A jakże. W końcu wygrałam. – Podniosła dumnie głowę i zaczęła ściągać z niego podkoszulek. – Bądź mi posłuszny, to nie będę musiała zrobić ci krzywdy. Nie-nie. – Wyciągnął do niej ręce, ale złapała go za nadgarstki i przygwoździła z powrotem do maty. -Teraz ja tu rządzę. Nie zmuszaj mnie, żebym wyjęła kajdanki.
– Hmmm. Interesująca groźba. Może… – Eve zamknęła mu usta pocałunkiem, gorącym i gwałtownym. Roarke odruchowo naprężył wciąż przytrzymywane przez nią ręce, pragnąc jej dotknąć, wziąć ją. Jednak uświadomił sobie, że tym razem chciała czegoś innego, czegoś więcej. Oddał więc inicjatywę Eve, by mogła znaleźć to, czego szukała.
– Będziesz mój. – Ugryzła Roarke'a w wargę i pożądanie przeniknęło go do głębi. – Zrobię z tobą, co zechcę.
Kręciło mu się w głowie, nie mógł złapać powietrza.
– Bądź delikatna – wykrztusił. Eve tylko parsknęła śmiechem, a Roarke poczuł na ustach jej gorący oddech.
– Marzyciel.
Była brutalna – szybkie, gwałtowne ruchy rąk, niecierpliwe, niespokojne usta. Roarke nieomal czuł, jak bije od niej dzika namiętność, jak przenika go jakaś szalona energia, która zdawała się samoistnie narastać z każdą sekundą. Skoro Eve chciała być stroną dominującą, postanowił jej na to pozwolić. A przynajmniej tak mu się wydawało. Jednak w którymś momencie jej brutalnej napaści na jego ciało po prostu stracił możliwość wyboru.
Powoli, wodząc zębami po jego skórze, Eve schodziła coraz niżej, aż mięśnie Roarke'a, tak intensywnie ćwiczone, zaczęły dygotać. Nagle oczy zaszły mu mgłą; Eve wzięła go do ust i zaczęła wykonywać szybkie, gwałtowne ruchy, tak że musiał wytężyć wszystkie siły, by nie wybuchnąć.
– Nie powstrzymuj się. – Ukąsiła go w udo, po czym położyła się na nim, a jej dłoń zastąpiła usta. – Chcę, żebyś doszedł. Teraz. – Wbiła wzrok w jego mętniejące oczy, a w sekundę później poczuła, jak przeszywa go fala rozkoszy. Roześmiała się triumfalnie i pochyliła nad jego uchem.
– Znów wygrałam.
– Jezu. Jezu Chryste. – Z trudem podniósł ręce i objął ją. Był słaby jak niemowlę, w połączeniu ze wstydem wywołanym utratą panowania nad swoim ciałem dawało to niezwykle rozkoszny efekt. – Nie wiem, czy przepraszać, czy ci dziękować.
– Czekaj, jeszcze z tobą nie skończyłam.
Prawie udało mu się roześmiać, ale Eve już kąsała go delikatnie w policzki, przesyłając nowe impulsy do jego znękanego ciała.
– Kochanie, musisz dać mi chwilkę odpocząć.
– Niczego nie muszę. – Była upojona rozkoszą, podniecona swoją mocą. – Będziesz musiał się z tym pogodzić.
Usiadła na nim okrakiem i ściągnęła przez głowę koszulę. Patrząc w oczy Roarke'a, przesunęła dłońmi po swoim torsie w górę i w dół. Ślina napłynęła mu do ust. Eve z uśmiechem wzięła go za ręce i położyła je sobie na piersiach, po czym westchnęła i zamknęła oczy.
Jego dotyk, choć znajomy, zawsze był podniecający. Jego palce muskały i drażniły jej sutki nieomal do bólu, wzbudzając przeszywającą rozkosz.
Eve wygięła się do tyłu, a Roarke przywarł do niej ustami. Objęła go za głowę i zatopiła się w oszałamiających doznaniach – dotyk zębów na napiętej skórze, ucisk palców na jej biodrach, tarcie ciała o ciało i bogaty, duszny zapach potu i seksu. I szalone pożądanie, gdy jego usta wpijały się w jej wargi.
Kiedy oderwała się od niego, Roarke wydał z siebie nieartykułowany dźwięk, ni to okrzyk sprzeciwu, ni to przekleństwo. Eve podniosła się szybko i ku swojemu zadowoleniu zauważyła, że nogi jej drżą, a ciało płonie z namiętności. Nie musiała mówić Roarke'owi, że z nikim innym nie było jej tak, jak z nim. Już to wiedział. Zresztą była świadoma, że i on, o dziwo, z innymi kobietami nie doświadczył tego, co z nią.
Stanęła nad nim, nie próbując nawet uspokoić oddechu, nie przejmując się dreszczami ogarniającymi ją całą. Zrzuciła buty i rozpięła dżinsy, które opadły na matę.
Kiedy wędrował po niej wzrok Roarke'a, Eve poczuła, że spowija ją gorąco. Nigdy nie troszczyła się specjalnie o swoje ciało. Było to ciało policjantki i jako takie musiało pozostać silne, giętkie i sprężyste. Dzięki Roarke'owi odkryła, jak wiele te cechy mogą znaczyć dla kobiety. Dygocząc lekko, uklękła nad nim, po czym pochyliła się i zaczęła go całować.
– Nie zapominaj, że ja tu rządzę – szepnęła, podnosząc głowę.
– Jestem przygotowany na najgorsze – odpowiedział z uśmiechem, patrząc na nią pałającym wzrokiem.
Opuściła się na niego, powoli, zadając mu rozkoszny ból. Kiedy Roarke zagłębił się w niej, Eve zesztywniała i wygięła się w łuk, gdy przeniknął ją pierwszy, cudowny spazm. Z jej ust wyrwał się jęk rozkoszy. Rozogniona, znów pochyliła się do przodu i zaczęła się kołysać.
W jej głowie, w jej krwi wybuchały fale przyjemności. Pod zamkniętymi powiekami kolory pulsowały w szalonym tańcu, a wszystko zdominowało dzikie pragnienie, by ta chwila trwała wiecznie. Orgazm następował po orgazmie, wznosząc ją ku niebiosom, zanim zdążała powrócić na ziemię. Wreszcie, gdy obydwoje po raz kolejny wspięli się na wyżyny, Eve opadła bezwładnie na Roarke'a. Wtuliła twarz w jego szyję i usiłowała oprzytomnieć.
– Eve?
– Hmm?
– Teraz moja kolej.
Zanim zdążyła okazać zdumienie, Roarke już przewrócił ją na plecy. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że on wciąż w niej tkwi i nie wiotczeje.
– Myślałam, że ty… że my…
– Ty, owszem – mruknął i poruszył się w niej. Przez jej twarz przemknął błysk rozkoszy. -Teraz ty będziesz musiała się z tym pogodzić.
Zaczęła się śmiać, ale śmiech natychmiast przeszedł w jęk.
– Jeśli nie przestaniemy, to się pozabijamy.
– Gotów jestem podjąć ryzyko. Nie, nie zamykaj oczu. Patrz na mnie. – Z satysfakcją obserwował jej oczy, zachodzące mgłą, w miarę jak poruszał się coraz szybciej, wchodząc głębiej i głębiej.
A potem obydwoje zaczęli rzucać się w szalonym rytmie; ona wymachując rękami w poszukiwaniu oparcia, on coraz gwałtowniej poruszając biodrami. Nagle oczy Eve stały się nieprzytomne, szkliste. Wtedy Roarke przycisnął wargi do jej ust, tłumiąc wydobywający się z nich okrzyk.
Leżeli spleceni, jak dwaj znokautowani bokserzy, łapczywie chwytając ustami powietrze. Roarke osunął się nieco w dół i choć zauważył, że pierś Eve znalazła się w zasięgu jego ust, nie miał siły, by to wykorzystać.
– Nie czuję palców u nóg – powiedziała. – Ani u rąk. Chyba coś sobie złamałam.
Roarke z niemałym wysiłkiem przewrócił się na plecy i wciągnął ją na siebie.
– Teraz lepiej? Wzięła głęboki oddech.
– Chyba tak.
– Sprawiłem ci ból?
– Że co?
Spojrzawszy na Eve, ujrzał na jej twarzy błogi uśmiech.
– Nieważne. Skończyłaś już ze mną?
– Na razie.
– Chwała Bogu. – Opadł z powrotem na matę i zaczął oddychać głęboko.
– Jezu, ależ my wyglądamy.
– Nie ma to jak się wypocić w czasie seksu. Od razu czujesz, że jesteś człowiekiem. Chodźmy.
– Dokąd?
– Kochanie. – Musnął ustami jej wilgotne ramię. – Musisz wziąć prysznic.
– Nie, zamierzam tu zasnąć i nie budzić się przez najbliższych kilka dni. – Zwinęła się w kłębek i ziewnęła. – Jak chcesz, to idź sam.
Roarke potrząsnął głową. Zebrał siły, zrzucił z siebie Eve i wstał, po czym wziął głęboki oddech, podniósł ją i przełożył sobie przez ramię.
– Jak możesz tak wykorzystywać skonaną kobietę?
– Nie kobietę, tylko wór kartofli – mruknął w odpowiedzi i skierował się do łazienki. Następnie, przytrzymując słodki ciężar zwisający bezwładnie na ramieniu, wszedł do kabiny prysznicowej. Ze złośliwym uśmiechem na twarzy odwrócił się tak, by jeden z krzyżujących się strumieni trafił Eve prosto w twarz.
– Siedemnaście stopni, maksymalne natężenie strumienia.
– Siedem… -Tylko tyle zdążyła powiedzieć. Potem z jej ust zaczęły się wydobywać wściekłe okrzyki i przekleństwa, odbijając się echem od błyszczących kafelków.
Wór kartofli zmienił się w mokrą, rozwścieczoną kobietę. Roarke trzymał ją mocno, rycząc ze śmiechu, gdy Eve szarpała się, prychała na niego wodą i obrzucała go wyzwiskami.
– Trzydzieści trzy! – krzyknęła. – Trzydzieści trzy stopnie, do cholery! Już!
Kiedy z prysznica trysnęła gorąca woda, Eve zdołała wreszcie złapać oddech.
– Zabiję cię, Roarke. Niech no tylko odtaję.
– Chłodny prysznic dobrze by ci zrobił. – Ostrożnie postawił ją na podłodze i podał jej mydło. – No, pani porucznik, proszę się umyć. Umieram z głodu.
Podobnie jak ona.
– Zabiję cię później – zawyrokowała. – Kiedy coś zjem.
W godzinę później, już czysta, ubrana i zadowolona, atakowała widelcem stek z polędwicy wołowej grubości pięciu centymetrów.
– Wiesz, wychodzę za ciebie tylko dla seksu i jedzenia.
Roarke pociągnął łyk czerwonego wina i spojrzał kpiąco na Eve.
– To zrozumiałe.
Nadgryzła cienką jak sznurowadło frytkę.
– I dlatego, że masz piękną twarz. Uśmiechnął się szeroko.
– Wszystkie mi tak mówią.
Nie były to prawdziwe powody, dla których za niego wychodziła, ale dobry seks, wyśmienite żarcie i piękna twarz wprowadziłyby w doskonały nastrój każdą kobietę. Obdarzyła Roarke'a uśmiechem.
– Jak się czuje Mavis?
Spodziewał się tego pytania już wcześniej, ale zdawał sobie sprawę, że Eve najpierw musi zrzucić z serca jakiś ciężar.
– Dobrze. Dziś wieczorem ma do niej przyjść Leonardo. Możesz porozmawiać z nimi rano. Eve spojrzała na talerz i wbiła nóż w stek.
– Co o nim sądzisz?
– Myślę, że zakochał się po uszy w naszej Mavis. A ponieważ to uczucie nie jest mi całkowicie obce, mocno mu współczuję.
– Nadal nie wiemy, gdzie przebywał tamtej nocy, kiedy zginęła Pandora. – Podniosła kieliszek z winem. – Miał powody, by chcieć jej się pozbyć, i mógł to zrobić, gdy dostrzegł okazję. Nie znaleźliśmy żadnych obciążających go dowodów, ale morderstwo zostało popełnione w jego pracowni, a narzędzie zbrodni było jego własnością.
– Możesz sobie wyobrazić, że zabił Pandorę, a potem tak wszystko urządził, by wina spadła na Mavis?
– Nie. – Eve odstawiła kieliszek. – Ale byłoby łatwiej, gdybym mogła. – Zabębniła palcami w stół, po czym znów podniosła kieliszek. – Znasz Jerry Fitzgerald?
– Tak, poznaliśmy się kiedyś. – Na chwilę zawiesił głos. – Nie, nigdy z nią nie spałem.
– Nie pytałam o to.
– Chcę ci ułatwić zadanie.
Wzruszyła ramionami i napiła się wina.
– Sprawia na mnie wrażenie kobiety inteligentnej, ambitnej, bystrej i twardej.
– Twoje obserwacje są zazwyczaj trafne. Nic dodać, nic ująć.
– Niewiele wiem o świecie mody, ale trochę czytałam na ten temat. Wśród modelek stojących w hierarchii tak wysoko jak Jerry Fitzgerald gra toczy się o wysoką stawkę. Pieniądze, prestiż, sława. Uczestnictwo w charakterze głównej gwiazdy w tak rozreklamowanym pokazie, jak ten przygotowany przez Leonarda, gwarantuje rozgłos w mediach. Jerry przejmuje pałeczkę po Pandorze.
– Jeśli jego kreacje zostaną dobrze przyjęte, opłaci jej się pokazać w nich publicznie – zgodził się Roarke. – Ale to tylko hipotezy.
– Jerry Fitzgerald jest kochanką Justina Younga i przyznała, że Pandora próbowała jej go odbić. Roarke się zamyślił.
– Nie mogę sobie wyobrazić, by Jerry Fitzgerald mogła wpaść w morderczy szał z powodu mężczyzny.
– Co innego z powodu fryzury – dodała Eve. -To jeszcze nie wszystko.
W skrócie opowiedziała mu o związku między danymi z dysku Boomera a nowym narkotykiem wykrytym w organizmie Pandory.
– Nie możemy znaleźć szkatułki, w której trzymała swoje zapasy. Ktoś nas uprzedził; ktoś, kto dobrze wiedział, gdzie należy szukać.
– Jerry wypowiadała się publicznie przeciwko używaniu nielegalnych środków. Z drugiej strony, wiesz, jak to jest z publicznymi deklaracjami – odrzekł Roarke. – Poza tym mamy tu do czynienia z żądzą zysku, a nie zwykłym ćpaniem dla relaksu.
– Też tak uważam. Nowy narkotyk tego typu, tak bardzo uzależniający, o silnym działaniu, może przynieść masę forsy. Fakt, że stosowanie go kończy się śmiercią, nie spowoduje wstrzymania dystrybucji ani nie odstraszy potencjalnych nabywców.
Eve odsunęła zjedzony do połowy stek. Widząc to, Roarke zmarszczył brwi. Kiedy nie mogła jeść, oznaczało to, że coś ją gnębi.
– Wygląda na to, że wpadłaś na trop, którym należałoby dalej podążyć, Eve. Trop, który nie prowadzi do Mavis.
– To prawda. – Podniosła się rozgorączkowana. – Trop, który wiedzie donikąd. Fitzgerald i Young wzajemnie dają sobie alibi. Dyski z systemu monitoringowego potwierdzają, że w czasie kiedy zostało popełnione zabójstwo, siedzieli w mieszkaniu Younga. Chyba że któremuś z nich udało się obejść system. Redford nie ma alibi, a właściwie ma, tyle że dziurawe jak ser szwajcarski, ale to za mało, by postawić mu jakiekolwiek zarzuty. Przynajmniej na razie.
Nie ulegało wątpliwości, że Eve bardzo chciałaby to zrobić.
– Jakie wywarł na tobie wrażenie?
– Gruboskórny, pozbawiony skrupułów, zadufany w sobie.
– Nie przypadł ci do gustu.
– Ani trochę. Był pewny siebie i wygadany; nie miał wątpliwości, że poradzi sobie z jakąś tam policjantką, nie przemęczając szarych komórek. A do tego bardzo chętnie udzielał mi wszelkich informacji,, podobnie zresztac iak. Yaunę, i. Eteagaig. Nie ufam takim ludziom.
Czasem naprawdę trudno nadążyć za tokiem myślenia gliniarza, pomyślał Roarke.
– Rozumiem, że ufałabyś mu bardziej, gdybyś musiała siłą wyciągać z niego informacje.
– Oczywiście. – Dla niej była to jedna z podstawowych reguł. – Nawet nie starał się ukrywać, że Pandora była narkomanką. Zupełnie jakby chciał, żebym o tym wiedziała. Podobnie jak Fitzgerald. W dodatku wszyscy troje nieomal radośnie oznajmili mi, że jej nie znosili.
– Jak się domyślam, nierozsądnie byłoby uważać, że po prostu mówili prawdę.
– Kiedy ludzie są tak otwarci, zwłaszcza wobec policji, najczęściej oznacza to, że coś ukrywają. Muszę dokładniej się im wszystkim przyjrzeć. – Ponownie usiadła przy stole. – No i zostaje jeszcze ten przyjemniaczek od nielegalnych substancji, z którym mam na pieńku.
– Casto.
– Tak. Chce odebrać mi te sprawy; chyba pogodził się z myślą, że na razie to niemożliwe, mimo to nie mogę liczyć z jego strony na uczciwą współpracę. Jemu zależy głównie na awansie.
– A tobie nie?
Obrzuciła go zimnym spojrzeniem.
– Awansuję, kiedy na to zasłużę.
– A do tego czasu będziesz uczciwie współpracować z Casto.
Eve się skrzywiła.
– Zamknij się, Roarke. Na razie muszę zdobyć niezbite dowody świadczące o tym, że zabójstwa Pandory i Boomera są ze sobą powiązane. Muszę odnaleźć osobę lub osoby, które znały ich obydwoje. Jeśli to mi się nie uda, Mavis trafi przed sąd.
– Moim skromnym zdaniem otwierają się przed tobą dwie drogi, które powinnaś zbadać.
– Jakie?
– Szeroki, zalany światłem neonów bulwar prowadzący do salonów mody i wyboista alejka wiodąca w mroczne rejony miasta. -Wyjął papierosa i zapalił. – Wspominałaś, że Pandora zatrzymała się gdzieś przed powrotem na Ziemię.
– Na Starlight Station.
– Prowadzę tam interesy.
– Nigdy bym się nie spodziewała – powiedziała z sarkazmem w głosie.
– Spróbuję zasięgnąć języka. Ludzie z kręgu Pandory źle reagują na widok odznaki policyjnej.
– Jeśli nie uzyskam właściwych odpowiedzi, być może będę musiała pojechać tam osobiście. W jej głosie zabrzmiała dziwna nuta.
– Coś nie tak?
– Nie, skąd.
– Eve?
Znów odsunęła się od stołu.
– Nigdy nie byłam poza Ziemią. Roarke spojrzał na nią w najwyższym zdumieniu.
– Nigdy? Tak w ogóle?
– Nie każdy może sobie prysnąć na orbitę, gdy tylko najdzie go taki kaprys. Wielu z nas ma tu mnóstwo roboty.
– Nie musisz się niczego obawiać – powiedział, odgadując właściwy powód jej niepokoju. – Podróże kosmiczne są bezpieczniejsze od jazdy przez miasto.
– Gówno prawda – mruknęła Eve. – Nie powiedziałam, że się boje. Jeśli będę musiała, zrobię to. Po prostu wolałabym tego uniknąć. Nie chcę niepotrzebnie przeciągać śledztwa; zależy mi na tym, żeby jak najszybciej oczyścić Mavis z podejrzeń.
– Uhmmm. – Ciekawe, pomyślał. Moja nieulękła pani porucznik ma jednak jakąś słabość! – Może najpierw zobaczymy, czego ja się dowiem?
– Jesteś cywilem.
– Moja pomoc oczywiście będzie miała charakter nieoficjalny.
Eve spojrzała na niego, dostrzegła na jego twarzy rozbawienie i westchnęła.
– Dobrze. Pewnie nie masz pod ręką eksperta w dziedzinie flory pozaziemskiej, którego mogłabym od ciebie pożyczyć.
Roarke podniósł kieliszek i uśmiechnął się szeroko.
– Prawdę mówiąc…