11

W śledztwie pojawiło się zbyt wiele wątków. Eve postanowiła więc zacząć od tego, który wydał jej się najmniej skomplikowany. Poszła rozejrzeć się po mieście. Sama.

Zostawiła Peabody z masą danych, które należało sprawdzić, potem zadzwoniła do Feeneya z pytaniem o najświeższe informacje, ale na zwiad udała się w pojedynkę.

Nie miała ochoty na pogawędki, nie chciała, by ktokolwiek zbyt uważnie jej się przyglądał. Tej nocy spała fatalnie i zdawała sobie sprawę, że to po niej widać.

Nawiedził ją koszmar, jeden z najstraszliwszych w całym życiu. Obudziła się zlana zimnym potem, ze ściśniętym gardłem, z którego wydobywał się żałosny jęk. Jedyną wątpliwą pociechą było, że stało się to o świcie, kiedy Roarke już wstał i poszedł pod prysznic.

Gdyby ją usłyszał albo zobaczył, nie pozwoliłby jej iść samej. Eve zrobiła więc wszystko, żeby się na niego nie natknąć; a przed wyjściem zostawiła mu jedynie krótką wiadomość.

Udało jej się też uniknąć spotkania z Mavis i Leonardem, a Summerset zdążył tylko obrzucić ją lodowatym spojrzeniem.

Odwróciła się na pięcie i z ciężkim sercem wyszła z domu. Zdawała sobie sprawę, że usiłuje uciec od tego, co ją gnębiło.

Miała nadzieję, że praca pomoże jej o tym zapomnieć. Praca była dla niej czymś dobrze znanym, czymś, co rozumiała. Otrząsnąwszy się z natrętnych myśli, Eve zatrzymała wóz pod klubem Down and Dirty na East Endzie i wysiadła.

– Siemasz, białasko.

– Jak leci, Crack?

– Powoli. – Potężnie zbudowany Murzyn o twarzy pokrytej tatuażami uśmiechnął się do niej. Jego mocarna pierś wyłaniała się spod rozpiętej, pokrytej piórami kamizelki, która sięgała mu do kolan, ukazując elegancką przepaskę na biodra w kolorze jaskrawego różu. – Znowu zanosi się na upał.

– Masz czas na drinka?

– Dla ciebie zawsze, słodziutka. Czyżbyś zgodnie z radą Cracka rzuciła fuchę w policji i zdecydowała się kręcić swoim talentem w Down and Dirty?

– Nigdy w życiu.

Parsknął śmiechem i poklepał się po błyszczącym brzuchu.

– Nie wiem, czemu tak cię lubię. Chodźmy, umoczysz swój policyjny gwizdek i powiesz Crackowi, co ci leży na sercu.

Bywała już w gorszych knajpach i dziękowała losowi, że bywała też w lepszych. W zatęchłym powietrzu wciąż unosiły się zapachy pozostałe z poprzedniej nocy: kadzidła, tanich perfum, alkoholu, dymu z podejrzanych skrętów, brudnych ciał i szybkiego seksu.

Było za wcześnie nawet dla najbardziej zagorzałych hulaków. Krzesła tkwiły poodwracane na stołach, a na brudnej podłodze dało się zauważyć miejsce, które ktoś od niechcenia przejechał szmatą, by zmyć coś, o czym Eve wolała nie wiedzieć.

Jednak butelki poustawiane za kontuarem lśniły zachęcająco w kolorowych światłach, a na scenie po prawej stronie pomieszczenia tancerka odziana w różowe szmatki ćwiczyła kroki taneczne przy akompaniamencie komputerowo wygenerowanych dźwięków orkiestry dętej.

Murzyn kiwnął głową, wyganiając z sali androida i tancerkę.

– Co podać?

– Czarną kawę.

Wciąż uśmiechnięty wgramolił się za kontuar.

– Robi się. Może dodać do niej kropelkę lub dwie z mojej żelaznej rezerwy?

Eve wzruszyła ramionami. Kiedy wejdziesz między wrony…

– Jasne.

Crack zamówił kawę w autokucharzu, po czym z zamkniętej na szyfrowy zamek szafki wyciągnął butlę, w której zmieściłby się baśniowy dżin. Eve oparła się o kontuar i wdychając zapachy unoszące się w lokalu, o dziwo, poczuła się nieco lepiej. Wiedziała, dlaczego tak lubi Cracka, nocnego marka, którego właściwie nie znała, a mimo to rozumiała.

Funkcjonował w świecie, gdzie spędziła większą część swojego życia.

– A teraz powiedz mi, rybeńko, czego szukasz w tak podrzędnym lokalu? Jesteś tu służbowo?

– Obawiam się, że tak. – Skosztowała kawy i gwałtownie wciągnęła powietrze ustami. – Jezu, co ty trzymasz w tej swojej rezerwie?

– Mam to tylko dla przyjaciół. Gwarantuję, że zawartość alkoholu mieści się w legalnych granicach. – Mrugnął porozumiewawczo. – Ledwo ledwo. Co Crack ma dla ciebie zrobić?

– Znałeś Boomera? Naprawdę nazywał się Car-ter Johannsen. Drobny opryszek. Pies na wszelkie informacje.

– Znałem Boomera. Teraz to jego psy jedzą.

– Tak, to prawda. Ktoś go zatłukł. Robiłeś z nim interesy, Crack?

– Przychodził tu od czasu do czasu. – Crack wolał konsumować swoją rezerwę w czystej postaci. Pociągnął duży łyk, po czym cmoknął ze smakiem wytatuowanymi wargami. – Czasem miał kasę, czasem nie. Lubił oglądać tancerki i gadać o niczym. Nieszkodliwy gość. Słyszałem, że ktoś skasował mu twarz.

– Zgadza się. Kto mógł zrobić coś takiego?

– Pewnie ktoś, kto porządnie się na niego wkurzył. Boomer miał dobry słuch. A jak był na prochach, lubił też dużo mówić.

– Kiedy widziałeś go ostatni raz?

– Żebym to ja pamiętał. Parę tygodni temu. Zdaje się, że którejś nocy przyszedł do knajpy z kieszeniami wypchanymi forsą. Zamówił flaszkę, kilka pigułek i pokój. Poszła z nim Lucille. Nie, co ja mówię, nie Lucille. Hetta. Wy, białe dziewczyny, wszystkie jesteście do siebie podobne – powiedział i mrugnął do niej.

– Czy Boomer powiedział komuś, skąd wziął tyle forsy?

– Może Hetcie, był nieźle wcięty. Chyba wysyłał ją po następne tabletki. Chciał przedłużyć sobie dobry nastrój. Hetta opowiadała jakieś głupoty, mówiła, że stary Boomer będzie teraz prawdziwym biznesmenem czy czymś takim. Uśmialiśmy się, a potem Boomer wyszedł nago na scenę. Wtedy zrobiło się jeszcze weselej. Gość miał tak żałosnego fiuta, że drugiego takiego ze świecą by szukać.

– Czyli przyszedł tutaj, aby uczcić zawarcie jakiejś umowy.

– Też tak sobie pomyślałem. Potem miałem dużo roboty. Musiałem rozbić parę łbów i wywalić kilku chojraków na zbity pysk. Pamiętam, że stałem na ulicy, kiedy Boomer wyskoczył z knajpy. Złapałem go wpół, tak dla żartu, ale jemu wcale nie było do śmiechu; wyglądał, jakby miał się zlać w gacie ze strachu.

– Powiedział coś?

– Wyrwał mi się i uciekł. Więcej go już nie widziałem.

– Kto go wystraszył? Z kim rozmawiał?

– Nie mam pojęcia, słodziutka.

– Widziałeś tu którąś z tych osób? – Eve wyłożyła na kontuar fotografie Pandory, Jerry, Justina, Redforda oraz, dla formalności, Mavis i Leonarda.

– Hej, znam te dwie laleczki. To modelki. – Czule pogładził szerokimi palcami zdjęcia Pandory i Jerry. – Ta ruda przychodziła do nas czasami i polowała na facetów. Możliwe, że była tu tamtej nocy, ale nie wiem tego na pewno. Reszta nie łapie się na listę naszych stałych klientów. Przynajmniej ja ich nie kojarzę.

– Czy widziałeś kiedyś tę rudą w towarzystwie Boomera?

– Nie, on nie był w jej typie. Ona wołała głupich, młodych mięśniaków. Boomer był tylko głupi.

– Może słyszałeś coś o jakimś nowym narkotyku, Crack?

Jego twarz przybrała kamienny wyraz.

– Nie, nic nie słyszałem.

Eve wiedziała, że jego sympatia do niej ma swoje granice. Wyjęła z torebki kilka kredytów i położyła je na kontuarze.

– Może to ci poprawi pamięć?

Spojrzał na nie, po czym przeniósł wzrok na jej twarz. Eve w lot zrozumiała, o co chodzi, i dołożyła do kupki więcej żetonów. Kredyty prześliznęły się po kontuarze i zniknęły.

– Ostatnio pojawiły się plotki o jakimś nowym syfie. Mocny, długo trzyma, ale drogi jak cholera. Słyszałem, że nazywają to Nieśmiertelnością. Tutaj jeszcze tego nie widziałem, naszych klientów raczej nie stać na oryginalne prochy. Będą musieli poczekać na podróbki, a to potrwa parę miesięcy.

– Czy Boomer coś mówił o tym narkotyku?

– To on w tym się grzebał? – Zamyślił się na chwilę. – Nigdy mi się nie pochwalił. Jak mówiłem, doszły do mnie jakieś plotki i tyle. Podobno ćpuny bardzo sobie chwalą ten nowy wynalazek, ale jeszcze nie rozmawiałem z nikim, kto by tego spróbował. Na czymś takim można by nieźle zarobić – zauważył z uśmiechem. – Ogłaszasz, że masz nowy produkt, i klientom od razu ślinka cieknie. A kiedy wreszcie towar trafia na rynek, rzucają się na niego i płacą duże pieniądze.

– Tak, duże pieniądze. – Eve nachyliła się nad kontuarem. – Nie próbuj tego, Crack. To cię zabije. – Kiedy chciał wzgardliwie machnąć ręką, położyła dłoń na jego potężnym ramieniu. – Mówię poważnie. To trucizna, działająca powoli, ale skutecznie.

Jeśli ktoś, na kim ci zależy, zaczął już to brać, wybij mu to z głowy albo szybko go stracisz. Spojrzał jej w oczy.

– Nie chrzanisz? To nie jest tylko taka policyjna gadanina?

– Nie chrzanię. Po pięciu latach brania układ nerwowy wysiada i umierasz. Taka jest prawda, Crack. A ten, kto to produkuje, doskonale o tym wie.

– Ale ma to gdzieś, bo liczy na duże zyski.

– Dokładnie. A teraz powiedz mi, gdzie mogę znaleźć Hettę.

Crack westchnął ciężko i potrząsnął głową.

– I tak nikt mi nie uwierzy. Zwłaszcza ci najbardziej napaleni. – Spojrzał na Eve i otrząsnął się z zadumy. – Hetta? Cholera, nie wiem. Nie widziałem jej od paru tygodni. Wiesz, jak to jest z tymi panienkami, tydzień pracują w tej knajpie, tydzień w innej.

– Jak ma na nazwisko?

– Moppett. Hetta Moppett. Ostatnio wynajmowała pokój na Dziewiątej, gdzieś w okolicach numeru sto dwudziestego. Gdybyś chciała ją zastąpić, maleńka, daj mi cynk.


Hetta Moppett od trzech tygodni nie płaciła czynszu i nawet nie pokazywała się w domu z tą swoją chudą małą dupą. Tak powiedział dozorca i dodał jeszcze, że pani Moppett ma dwa dni na zapłacenie komornego albo będzie musiała się pożegnać ze swoim mieszkankiem.

Eve musiała słuchać jego wściekłego głosu, kiedy wchodziła schodami na piętro obskurnego, pozbawionego windy budynku. W ręku trzymała otrzymaną od dozorcy kartę z kodem uniwersalnym, i otwierając drzwi mieszkania Hetty, nie mo-gła się oprzeć wrażeniu, że facet nieraz już z niej korzystał.

Przed sobą miała pokoik z wąskim łóżkiem i brudnym oknem; falbaniasta różowa zasłona i tanie różowe poduszki miały prawdopodobnie uczynić to wnętrze bardziej przytulnym. Eve szybko przeszukała pomieszczenie, znalazła notatnik z adresami, książeczkę kredytową z trzema tysiącami na koncie, kilka oprawionych fotografii i nieważne prawo jazdy z adresem Hetty w New Jersey.

Szafa była do połowy wypełniona ubraniami; na górnej półce leżała sfatygowana walizka. Hetta przywiozła ze sobą do Nowego Jorku raczej niewiele rzeczy. Eve uruchomiła łącze, skopiowała wszystkie rozmowy zapisane na dysku, a potem zrobiła replikę prawa jazdy.

Jeśli Hetta gdzieś wyjechała, to zabrała ze sobą tylko trochę kredytów, ubranie, które miała na sobie, i kartę klubu, w którym pracowała.

Eve nie sądziła jednak, by Hetta wybrała się w jakąkolwiek podróż.

Z samochodowego łącza zadzwoniła do kostnicy.

– Sprawdźcie niezidentyfikowane kobiece ciała – poleciła. – Szukam białej blondynki, lat dwadzieścia osiem, waga około sześćdziesięciu kilogramów, wzrost metr sześćdziesiąt. Przesyłam kopię hologramu z prawa jazdy.

Zdążyła przejechać raptem trzy przecznice, kierując się ku komendzie, kiedy nadeszła odpowiedź z kostnicy.

– Pani porucznik, być może mamy tu kogoś, kto odpowiada pani opisowi, ale dla pewności potrzebne nam będą zdjęcia rentgenowskie szczęki, próbki DNA i odciski palców. Nie możemy zidentyfikować zwłok na podstawie hologramu.

– Dlaczego? – spytała Eve, choć znała już odpowiedź.

– Bo z jej twarzy zostało niewiele.


Odciski palców się zgadzały. Detektyw Carmi-chael, prowadząca śledztwo w sprawie zabójstwa Hetty, bez żalu rozstała się z aktami. Eve wróciła do swojej klitki i zaczęła je studiować.

– Typowa fuszerka – burknęła. – Odciski Mop-pett były na jej karcie klubowej. Carmichael mogła ją zidentyfikować już dawno temu.

– Domyślam się, że Carmichael nie bardzo obchodziło zabójstwo jakiejś tam dziwki – skwitowała Peabody.

Eve opanowała gniew i podniosła na nią oczy.

– No to detektyw Carmichael wybrała sobie nieodpowiedni zawód, nie? Wszystkie ofiary były ze sobą powiązane. Hetta z Boomerem, Boomer z Pandorą. Po wprowadzeniu wszystkich danych do komputera jakie uzyskałaś prawdopodobieństwo, że zginęli z ręki tego samego człowieka?

– Dziewięćdziesiąt sześć przecinek jeden.

– Doskonale. – Eve zrobiło się lżej na sercu. – Pójdę z tym, co mamy, do prokuratora. Może uda mi się go namówić, żeby wycofał zarzuty przeciwko Mavis. Przynajmniej do czasu, kiedy zdobędziemy więcej dowodów. Jeżeli się nie zgodzi… – spojrzała Delii prosto w oczy – opowiem o wszystkim Nadine Furst i pozwolę jej to wykorzystać w programie. To wbrew regulaminowi, a mówię ci o tym, bo jesteś moją asystentką i wina może spaść też na ciebie. Jeśli zostaniesz ze mną, grozi ci nagana. Mogę załatwić ci przeniesienie.

– Uznałabym to za naganę z pani strony, pani porucznik. I to niezasłużoną. Eve milczała przez chwilę.

– Dzięki, DeeDee. Peabody się skrzywiła.

– Proszę mnie tak nie nazywać.

– Dobrze. Pójdź z tym, co mamy, do kapitana Feeneya z wydziału elektronicznego. Nie chcę przesyłać tych danych zwykłymi kanałami, przynajmniej dopóki nie porozmawiam z prokuratorem i nie spróbuję sama tu i ówdzie powęszyć.

Widząc błysk w oczach Peabody, uśmiechnęła się. Pamiętała jeszcze, jakie to uczucie, kiedy człowiek jest młody i po raz pierwszy może się naprawdę wykazać.

– Skocz do klubu Down and Dirty, w którym pracowała Hetta, i znajdź Cracka, takiego potężnego faceta. Wierz mi, od razu go poznasz. Powiedz mu, że to ja cię przysyłam i że Hetta jest w kostnicy. Spróbuj coś z niego wyciągnąć, pogadaj też z innymi. Dowiedz się, z kim się spotykała, czy przed zniknięciem mówiła coś jeszcze o Boomerze, i tak dalej, i tak dalej. Wiesz, o co chodzi.

– Tak jest.

– Aha, Peabody, jeszcze jedno. – Eve włożyła akta do torby i wstała. – Nie idź tam w mundurze, bo wystraszysz klientów.


Prokurator rozwiał nadzieje Eve dokładnie po dziesięciu minutach rozmowy. Przez następne dwadzieścia próbowała go przekonać do zmiany decyzji, ale nic nie wskórała. Jonathan Heartly zgodził się, że owszem, te trzy zabójstwa prawdopodobnie są ze sobą powiązane. Był człowiekiem o zgodnym usposobieniu. Podziwiał jej osiągnięcia, zdolność dedukcji i dar przekonywania. Podziwiał każdego gliniarza, który wzorowo wypełniając swoje obowiązki, zapewniał prokuraturze wysoki procent wygranych spraw.

Ale zarówno on, jak i biuro prokuratora nie zamierzali wycofać zarzutów przeciw Mavis Freestone. Dowody były zbyt przekonujące, by się wycofać.

Mimo to Heartly zostawił sobie otwartą furtkę. Gdyby Eve znalazła innego podejrzanego, z chęcią jej wysłucha.

– Bałwan – mruknęła Eve, wpadając do Niebieskiej Wiewiórki.

Nadine już na nią tam czekała. Siedziała w boksie i studiowała menu, krzywiąc się niemiłosiernie.

– Czemu, do diabła, zawsze spotykamy się właśnie tu? – rzuciła ze złością, kiedy Eve zwaliła się na miejsce naprzeciwko niej.

– Siła przyzwyczajenia. – Zauważyła jednak, że bez Mavis, zwracającej uwagę bywalców kolejną wymyślną kreacją i wykrzykującej do mikrofonu swoje niezrozumiałe teksty, klub jest nie ten sam. – Kawę, czarną – zamówiła.

– Dla mnie to samo. Chyba się nie zatruję.

– Zobaczymy. Nadal palisz? Nadine rozejrzała się niespokojnie.

– Tu nie wolno palić.

– Myślisz, że w takiej spelunie coś ci powiedzą? Poczęstuj mnie papierosem, co?

– Przecież nie palisz.

– Mam ochotę wpaść w nałóg. Chcesz dwa dolce?

– Nie. – Rozejrzała się nerwowo, by sprawdzić, czy nie widzą jej jacyś znajomi, po czym ostrożnie wyjęła z paczki dwa papierosy. – Wyglądasz, jakbyś miała ochotę na coś mocniejszego.

– Papieros wystarczy. – Eve nachyliła się nad stołem, by Nadine mogła podać jej ogień, po czym się zaciągnęła. Chwycił ją silny kaszel. – Jezu. Spróbuję jeszcze raz. – Wciągnęła dym, zakręciło jej się w głowie i płuca znów się zbuntowały. Ze złością zgasiła papierosa. – Paskudztwo. Po co to palisz?

– Trzeba nabrać do tego smaku.

– Z psim gównem jest ten sam problem. Ach, a propos gówna. – Eve wyjęła kawę z automatu i odważnie pociągnęła duży łyk. – No więc jak się miewasz?

– Dobrze. Lepiej. Ostatnio robię wiele rzeczy, na które kiedyś nie mogłam znaleźć czasu. Wiesz, kiedy człowiek otrze się o śmierć, od razu zaczyna inaczej patrzeć na świat. Słyszałam, że Morse został uznany za poczytalnego i może stanąć przed sądem.

– Nie jest świrem. Jest po prostu mordercą.

– Po prostu mordercą! – Nadine przesunęła palcem po gardle w miejscu, gdzie kiedyś przeciął skórę nóż. – Nie sądzisz, że skoro jest mordercą, to i świrem?

– Nie, niektórzy po prostu lubią zabijać. Nie myśl o tym, Nadine. To nie pomaga.

– Próbowałam zapomnieć. Wzięłam parę tygodni urlopu, spędziłam trochę czasu z rodziną. To mi dobrze zrobiło. Przypomniałam sobie, że kocham swoją pracę. I jestem dobra w tym, co robię, nawet jeśli kiedyś zawiodłam…

– Nie zawiodłaś – przerwała jej Eve. – Byłaś pod wpływem narkotyków, na gardle czułaś nóż i bałaś się. Przestań się tym zadręczać.

– Spróbuję. – Wydmuchnęła dym z ust. – Są jakieś nowe wieści o twojej przyjaciółce? Właściwie nie miałam okazji, żeby ci powiedzieć, jak bardzo jest mi przykro, że wpadła w takie tarapaty.

– Wszystko będzie dobrze.

– Już ty się o to postarasz.

– Zgadza się, Nadine, a ty mi pomożesz. Mam dla ciebie informacje z anonimowego źródła. Nie, żadnego nagrywania, rób notatki – rzuciła Eve, kiedy dziennikarka wsunęła rękę do torebki.

– Jak sobie chcesz. – Wygrzebała długopis i notes. – Wal.

– Mamy trzy zabójstwa; dowody wskazują, że popełnił je ten sam człowiek. Pierwsza ofiara, Het-ta Moppett, tancerka i panienka do towarzystwa, została pobita na śmierć dwudziestego ósmego maja, około drugiej nad ranem. Twarz miała zmasakrowaną nie do poznania.

– Ach – powiedziała tylko Nadine i zamilkła.

– Zwłoki odnaleziono o szóstej rano; ofiara nie miała przy sobie żadnych dokumentów i jako niezidentyfikowana trafiła do kostnicy. W czasie, kiedy popełniono to morderstwo, Mavis Freestone stała na scenie znajdującej się za twoimi plecami i ryczała do mikrofonu w obecności około stu pięćdziesięciu świadków.

Nadine uniosła brew i uśmiechnęła się.

– No, no. Proszę mówić dalej, pani porucznik.

I Eve mówiła.


Nic więcej na razie nie mogła zrobić. Wiedziała, że gdy program Nadine Furst zostanie nadany, niemal wszyscy w wydziale od razu odgadną, kim jest owo „anonimowe źródło", ale nie uda się tego dowieść. A gdyby została wezwana na dywanik do szefa, skłamie bez żadnych skrupułów, dla dobra Ma-vis i, być może, własnego.

Kilka następnych godzin spędziła w biurze, w tym czasie spadł na nią przykry obowiązek skontaktowania się z bratem ofiary, jedynym krewnym, jakiego udało się odnaleźć, i powiadomienia go o śmierci siostry.

Po zakończeniu tej jakże wesołej rozmowy ponownie zajęła się oglądaniem dowodów zebranych przez ekipy śledcze w miejscu, gdzie znaleziono ciało Hetty Moppett.

Nie ulegało wątpliwości, że tam właśnie zginęła. Morderca działał szybko i sprawnie. Jedynym obrażeniem poniesionym przez ofiarę przy próbie obrony własnej było pogruchotane ramię. Nie znaleziono jeszcze narzędzia zbrodni.

Jak w sprawie Boomera, pomyślała. Tamtemu jednak morderca przed śmiercią zmiażdżył palce, zgruchotał ramię i roztrzaskał kolana. Innymi słowy, Boomer był torturowany. Miał bowiem coś więcej niż tylko informacje; w swoim pokoju ukrywał próbkę nieznanej substancji oraz jej wzór, a zabójca chciał zdobyć i jedno, i drugie.

Ale Boomer się nie dał, a morderca z jakiegoś powodu nie przeszukał jego mieszkania; albo nie zdążył, albo wolał nie ryzykować.

Dlaczego jednak wrzucił ciało do rzeki? Prawdopodobnie chciał zyskać na czasie, ale jego plan spalił na panewce; zwłoki zostały szybko odnalezione i zidentyfikowane. Wkrótce potem w pokoju Boomera zjawiły się Eve i Peabody.

Następną ofiarą była Pandora. Za dużo wiedziała, stawiała zbyt wygórowane żądania, w interesach okazała się partnerką niegodną zaufania, groziła, że porozmawia z właściwymi ludźmi. Do wyboru, do koloru, pomyślała Eve i potarła twarz dłońmi.

Jej śmierć była bardziej gwałtowna, nastąpiła po zaciekłej walce. Trudno się dziwić, skoro Pandora nałykała się Nieśmiertelności. Nie była jakąś tam głupiutką panienką do towarzystwa napadniętą na ulicy czy żałosnym szpiclem, który wiedział za dużo. Pandora była twardą, chorobliwie ambitną kobietą o bystrym umyśle. I dobrze rozwiniętych bicepsach, przypomniała sobie Eve.

Trzy trupy, jeden zabójca i jedno łączące ich ogniwo. Pieniądze.

Sprawdziła na komputerze transakcje kredytowe dokonane ostatnio przez wszystkich podejrzanych. Tylko Leonardo cienko przędł. Tkwił w długach po swoje złote oczęta, a nawet głębiej.

Z drugiej strony, chciwość nie zna pojęcia salda kredytowego. Dotyka tak bogatych, jak i biednych. Eve zaczęła drążyć głębiej i wkrótce odkryła, że Redford od dłuższego czasu coś kombinuje ze swoimi pieniędzmi. Wypłacał je z jednego konta, wpłacał na inne, znowu wypłacał i tak bez końca. Elektroniczne przelewy wędrowały z kontynentu na kontynent, a nawet na pobliskie satelity.

Interesujące, pomyślała; a zaciekawiło ją to jeszcze bardziej, kiedy natrafiła na bezpośredni przelew z jego konta w nowojorskim banku na konto Jerry Fitzgerald. Kwota wynosiła sto dwadzieścia pięć tysięcy dolarów.

– Trzy miesiące temu – mruknęła Eve, zerknąwszy po raz drugi na datę. – Dużo pieniędzy jak na przyjacielską pożyczkę. Komputer, poszukaj przelewów dokonanych w przeciągu ostatnich dwunastu miesięcy z tego konta na wszystkie konta założone na nazwiska Jerry Fitzgerald lub Justin Young.


Proszę czekać… Nie odnotowano żadnych przelewów.


Poszukaj przelewów ze wszystkich kont założonych na nazwisko Redford na konta podane uprzednio.


Proszę czekać… Nie odnotowano żadnych przelewów.


– Dobrze, dobrze, spróbujmy inaczej. Szukaj przelewów ze wszystkich kont na nazwisko Redford na wszystkie konta na nazwisko Pandora.


Proszę czekać… Odnotowano następujące przelewy:

10 000 z konta w Banku Centralnym w Nowym Jorku na konto w Banku Centralnym w Nowym Jorku, Pandora, 6/2/58. 6 000 z konta w Nowym Los Angeles na konto w Bezpiecznym Banku w Nowym Los Angeles, Pandora, 1913/58. 10 000 z konta w Banku Centralnym w Nowym Jorku na konto w Banku w Nowym Los Angeles, Pandora, 4/5/58. 12 000 z banku na Starlight Station na konto w banku na Starlight Station, Pandora, 12/6/58.

Innych przelewów nie odnotowano.


O, to już coś. Szantażowała cię, koleś, czy sprzedawała twój towar? – W tej chwili przydałaby jej się pomoc Feeneya, ale Eve postanowiła dalej szukać sama. – Komputer, przejrzyj te same dane za ubiegły rok.

Gdy komputer wziął się do pracy, zamówiła kawę i zaczęła rozważać możliwe wersje wydarzeń.

Po upływie dwóch godzin oczy ją piekły, szyja dawała o sobie znać niemiłosiernym bólem, ale Eve miała wystarczająco dużo materiałów, by przesłuchać Redforda po raz drugi. Niestety, nie przekazała mu tej wesołej nowiny osobiście, tylko za pośrednictwem automatycznej sekretarki; za to kazała mu stawić się w komendzie następnego dnia o dziesiątej, co sprawiło jej dużą przyjemność.

Pozostawiwszy wiadomości dla Peabody i Feeneya, postanowiła pojechać do domu.

Nastroju nie poprawiła jej wiadomość od Roar-ke'a, nagrana na jej samochodowym łączu.

– Nie mogłem cię nigdzie złapać. Musiałem nagle wyjechać w pilnej sprawie. Kiedy słuchasz tego nagrania, ja zapewne jestem już w Chicago. Możliwe, że zostanę tu na noc, chyba że szybko się uwinę. Gdybyś chciała się ze mną skontaktować będę w Pałacu Rzecznym; w przeciwnym razie, zobaczymy się jutro. Nie pracuj przez całą noc. Nie ukryjesz tego przede mną.

Nerwowym ruchem ręki wyłączyła sekretarkę.

– A co innego mam robić, do diabła? – rzuciła ze złością. – Nie mogę spać, kiedy ciebie nie ma.

Wjechawszy na teren posiadłości, zauważyła, że we wszystkich oknach są zapalone światła. W jej sercu obudziła się nadzieja. Roarke odwołał spotkanie, załatwił swoje sprawy, spóźnił się na samolot. W każdym razie jest w domu. Otworzyła drzwi i skierowała się w stronę, z której dobiegał śmiech Mavis.

W salonie siedziało czworo ludzi, sącząc drinki i obżerając się kanapkami, ale nie było wśród nich Roarke'a. Spostrzegawcza jesteś, pomyślała ponuro Eve, po czym rozejrzała się dyskretnie, korzystając z tego, że na razie nikt jej nie zauważył.

Mavis nieprzerwanie zanosiła się perlistym śmiechem. Miała na sobie strój, który tylko ona mogła uznać za domowy; na czerwony, obcisły kostium, ozdobiony srebrnymi gwiazdkami, narzuciła rozpiętą luźną szmaragdową koszulę. Chwiejąc się na wysokich kilkunastocentymetrowych obcasach, cienkich jak szpikulce do lodu, Mavis tuliła się do Leonarda, który obejmował ją jedną ręką, a w drugiej trzymał szklankę z przezroczystym musującym płynem.

Jakaś nieznajoma kobieta pochłaniała kanapki z szybkością i precyzją androida wytłaczającego procesory. Miała krótkie, mocno kręcone włosy, każdy lok w innym kolorze. Jej lewe ucho zdobiły srebrne kółka spięte skręconym łańcuszkiem, biegnącym pod spiczastym podbródkiem do drugiego ucha. Na cienkim, wydatnym nosie widniał tatuaż przedstawiający pączek róży. Elektryzujące niebieskie oczy patrzyły bystro spod purpurowych brwi, ułożonych w kształcie litery V.

Ku zdumieniu Eve, kolor brwi pasował do mikroskopijnego ubranka na szelkach. Spod pasków materiału, zasłaniających sutki i niewiele więcej, wyłamały się piersi wielkości dojrzałych melonów.

Stojący przy niej mężczyzna o łysej głowie, na której wytatuowane było coś, co przypominało mapę, obserwował pozostałych biesiadników przez okulary z różowymi szkłami i sączył napój, w którym Eve rozpoznała wino z piwnicy Roarke'a. Na ubiór nieznajomego składały się obszerne szorty zwisające do kościstych kolan i napierśnik w narodowych barwach Stanów Zjednoczonych.

Eve miała ochotę czmychnąć niezauważona na górę i zamknąć się w swoim gabinecie.

– Pani goście – usłyszała dochodzący zza jej pleców zimny głos Summerseta – czekają na panią.

– Słuchaj no, koleś, oni nie są moimi…

– Dallas! – pisnęła radośnie Mavis i rzuciła się do niej przez pokój w swoich modnych szpilkach, po czym porwała ją w objęcia tak gwałtownie, że obie o mało nie wylądowały na podłodze. – Tak długo na ciebie czekamy. Roarke musiał gdzieś pojechać i zgodził się, żeby Biff i Trina przyszli mnie odwiedzić. Bardzo chcieli cię poznać. Leonardo przygotuje ci drinka. Och, Summerset, dziękuję za wspaniały poczęstunek. Jesteś taki słodki.

– Cieszę się, że państwo są zadowoleni. – Od razu się rozpromienił. Inaczej nie dałoby się opisać rozanielonego, szczęśliwego wyrazu, jaki rozjaśnił twarz Summerseta, zanim kamerdyner zniknął za drzwiami.

– No, Dallas, chodź tu do nas.

– Mavis, naprawdę mam dużo pracy… – Ale przyjaciółka już ciągnęła ją w głąb salonu.

– Chcesz się czegoś napić, Dallas? – Leonardo obdarzył ją przymilnym uśmiechem. Eve uległa.

– Jasne. Może być wino.

– Doskonały wybór. Jestem Biff. – Mężczyzna z mapą na głowie wyciągnął do niej szczupłą, delikatną dłoń. -To dla mnie prawdziwy zaszczyt, że mogę osobiście poznać obrończynię Mavis, porucznik Dallas. Masz całkowitą rację, Leonardo – ciągnął, wpatrując się w nią oczami ukrytymi za różowymi szkłami. – Brązowy jedwab będzie dla niej idealny.

– Biff jest specjalistą od tkanin – wyjaśniła radośnie Mavis. – Współpracuje z Leonardem chyba od zawsze. Właśnie rozmawiają o twojej wyprawie ślubnej.

– Mojej…

– A to jest Trina. Zajmie się twoją fryzurą.

– Tak? – Krew odpłynęła Eve z twarzy. – Cóż, ja właściwie nie… – Nawet kobiety nieszczególnie dbające o swój wygląd mogą wpaść w panikę na widok fryzjerki o tęczowych lokach. – Nie sądzę, aby…

– Gratis – oznajmiła Trina głosem nieodparcie przywodzącym na myśl zgrzyt zardzewiałego żelaza. – Kiedy oczyścisz Mavis z zarzutów, konsultacje i modelowanie masz u mnie za darmo. Do końca życia. – Ścisnęła w dłoni garść włosów Eve. – Struktura w porządku, ciężar też. Gorzej z fryzurą.

– Twoje wino, Dallas.

– Dzięki. – Tego właśnie jej było trzeba. – Słuchaj, cieszę się, że cię poznałam, ale muszę już iść, bo mam dużo roboty.

– Och, nie możesz mi tego zrobić! – Mavis uczepiła się ramienia Eve jak pijawka. – Wszyscy przyszli tu po to, żeby cię przygotować.

Teraz krew znów napłynęła jej do twarzy.

– Przygotować do czego?

– Na górze już wszystko naszykowane. Pracownie Leonarda, Triny i Biffa czekają na ciebie. Reszta zespołu zjawi się tu jutro.

– Reszta? – wykrztusiła Eve.

– Chodzi o przygotowania do pokazu. – Leonardo, trzeźwy i bardziej przytomny, poklepał Mavis w ramię, usiłując trochę ją zmitygować. – Gołąbeczko, Dallas może nie chcieć, by akurat teraz w jej domu zaroiło się od ludzi. To znaczy… – Nie chciał wspominać o śledztwie. – Niedługo ślub.

– Ale jeśli się tu nie przeniesiecie, to nie będziemy mogli być razem i dokończyć projektów przed pokazem. – Mavis spojrzała na Eve z niemą prośbą w oczach. – Nie masz nic przeciwko temu, prawda? Nie będziemy ci przeszkadzać. Leonardo ma tak dużo pracy. Musimy zmienić niektóre projekty, bo… bo teraz to Jerry Fitzgerald będzie gwiazdą pokazu.

– Inny odcień skóry – wtrącił Biff. – Inna budowa ciała. To znaczy, inna niż Pandory – dokończył, wypowiadając imię, którego wszyscy do tej pory unikali jak ognia.

– Tak. – Na twarz Mavis wypłynął promienny uśmiech. – Dlatego doszło nam więcej roboty, a Roarke już się zgodził. Ten dom jest taki duży. Nawet nie będziesz wiedziała, że oni tu są.

Ludzie, pomyślała Eve, bezustannie wchodzący i wychodzący z domu. Ochrona dostanie szału.

– Nie ma sprawy. Nie martw się, wszystko będzie dobrze – powiedziała. To ona będzie się martwić.

– Widzisz? Mówiłam, że się zgodzi – zaszczebiotała Mavis i pocałowała Leonarda w podbródek.

– Aha, obiecałam Roarke'owi, że dzisiaj nie pozwolę ci pracować. Usiądziesz sobie wygodnie i pozwolisz nam się rozpieszczać. Zamówiliśmy pizzę.

– Super. Mavis…

– Wszystko układa się po naszej myśli – ciągnęła przyjaciółka, zaciskając palce na ramieniu Eve.

– Na Kanale 75 mówili o tym nowym wątku w śledztwie i innych zabójstwach, które podobno miały jakiś związek z narkotykami. Nawet nie znałam tamtych dwóch ofiar. Nawet ich nie znałam, Dallas, czyli wkrótce się okaże, że zabił kto inny. I będzie po wszystkim.

– Trochę to jeszcze potrwa. – Gdy w oczach Ma-vis błysnął strach, Eve zamilkła i zmusiła się do uśmiechu. – Ale będzie dobrze. Pizza, powiadasz? Akurat miałam na nią ochotę.

– Świetnie. Cudownie. Pójdę do Summerseta i powiem, żeby ją przyniósł. Zabierzcie Dallas na górę i pokażcie jej, co i jak, dobrze? -Wypadła z salonu.

– To ją naprawdę podniosło na duchu – powiedział cicho Leonardo. -To znaczy, ten program. Czegoś takiego było jej trzeba. Zwolnili ją z Niebieskiej Wiewiórki.

– Zwolnili?

– Dranie – mruknęła Trina z ustami pełnymi jedzenia.

– Kierownictwo uznało, że zatrudnianie morderczyni, i to w charakterze głównej atrakcji wieczoru, nie leży w interesie klubu. To dla niej wielki wstrząs. Przyszło mi do głowy, żeby trochę ją rozerwać. Przepraszam, powinienem był najpierw z tobą porozmawiać.

– Nie, nie ma sprawy. – Eve napiła się wina i zebrała się w sobie. – No to chodźmy. Mieliście mnie przygotować.

Загрузка...