18

Eve powiedziała sobie, że jeśli po ślubie Roarke zamierza obchodzić się z nią tak, jak robił to ostatnimi czasy, to małżeństwo wcale nie musi się okazać takie złe. Została zaniesiona do łóżka, co, przyznała w duchu, bardzo jej się przydało; pięć godzin później obudził ją zapach gorącej kawy i świeżych wafli.

Roarke był już na nogach i pilnie studiował jakieś niezwykle ważne pismo.

Od czasu do czasu irytowało ją, że zdawał się potrzebować mniej snu niż zwykli śmiertelnicy, nigdy jednak o tym nie wspomniała. Wiedziała, że zareagowałby kpiącym uśmieszkiem.

Na szczęście nie usiłował dać jej do zrozumienia, że się nią opiekuje. Wiedział, że i bez jego komentarzy Eve zdaje sobie sprawę z niezwykłości tej sytuacji.

Dlatego też rano pojechała do komendy wypoczęta, najedzona, za kierownicą naprawionego samochodu, który jednak po przejechaniu pięciu przecznic postanowił zrobić jej nieprzyjemną niespodziankę. Strzałka prędkościomierza wskoczyła na część tarczy pomalowaną na czerwono, mimo że wóz właśnie stał w korku.

– Uwaga – powiedział ciepły głos. – Przy obecnej prędkości za pięć minut nastąpi przegrzanie silnika. Proszę zmniejszyć prędkość bądź przejść na automatyczne sterowanie.

– Pocałuj mnie w dupę – powiedziała nieco chłodniejszym tonem i przebyła resztę drogi, wysłuchując radosnych rad komputera.

Nie zamierzała pozwolić, by to zepsuło jej nastrój. Nie przejmowała się widokiem nadciągających nad miasto ciężkich, czarnych chmur, wprowadzających chaos w ruchu powietrznym. Fakt, że była sobota, do ślubu pozostał tydzień, a ją samą czekał długi, ciężki dzień w pracy, także nie mógł pogorszyć jej doskonałego samopoczucia.

Wmaszerowała do gmachu komendy z wymuszonym, posępnym uśmiechem na ustach.

– Wyglądasz, jakbyś miała ochotę na surowe mięso – stwierdził Feeney.

– Takie jest najlepsze. Jakieś nowe informacje?

– Chodźmy okrężną drogą. Wszystko ci powiem.

Wszedł do windy, niemal pustej, jak zawsze w samo południe. Z mechanizmu włączającego wydobyło się podejrzane terkotanie, mimo to kabina popłynęła ku górze. Rozciągający się w dole Manhattan wyglądał jak ładne miasteczko z klocków poprzecinane ulicami pełnymi kolorowych samochodzików.

Błyskawica przecięła niebo, a winda zatrzęsła się od grzmotu. Nad miastem rozszalała się ulewa.

– Mieliśmy szczęście – powiedział Feeney, patrząc na przechodniów rozbiegących się niczym oszalałe mrówki w poszukiwaniu schronienia przed deszczem. Autobus powietrzny zatrąbił donośnie i przemknął o centymetry od szklanej klatki. – Jezu. – Feeney złapał się za serce. – Kto temu baranowi dał prawo jazdy?

– Każda żywa istota może prowadzić te latające bryły. Za żadne skarby nie wsiadłabym do czegoś takiego.

– Publiczne środki transportu w tym mieście są do niczego. – By uspokoić skołatane nerwy, zaczął chrupać słodkie orzeszki. – Dobrze, przejdźmy do rzeczy. Twoje domysły co do połączeń z Maui okazały się trafne. Przed powrotem do Nowego Jorku Young dwa razy dzwonił do Jerry Fitzgerald. Zażyczył sobie, by obraz z łącza dać na ekran telewizora. Rozmawiali całe dwie godziny.

– Co pokazują nagrania z systemu monitorującego w domu Younga z nocy, kiedy zginął Karaluch?

– Young przyszedł do domu około szóstej rano, z podręczną torbą. Samolot przyleciał około północy. Nie wiadomo, co Young robił przez te sześć godzin.

– Czyli facet nie ma alibi. Miał dość czasu, by pojechać z lotniska na miejsce zbrodni. Co tamtej nocy robiła Fitzgerald?

– Do około dwudziestej drugiej trzydzieści była na próbie przed wczorajszym pokazem. W domu zjawiła się po północy. Skontaktowała się ze swoim fryzjerem, masażystką, facetem od modelowania ciała. Wczoraj spędziła cztery godziny w salonie Paradise, przygotowując się do pokazu. Young w tym czasie rozmawiał ze swoim agentem, doradcą finansowym i… – Feeney uśmiechnął się lekko. -…biurem podróży. Nasz znajomy był zainteresowany wycieczką dla dwóch osób do kolonii Eden.

– Feeney, kochani cię.

– Taki już jestem, że wszyscy mnie kochają. Po drodze odebrałem raporty ekip śledczych. Ani u Younga, ani u Fitzgerald nie znaleziono nic, co mogłoby się nam przydać. Nic prócz tego niebieskiego soczku. Jeśli ci dwoje mają więcej narkotyków, nie trzymają ich w mieszkaniach. Nie znaleziono też żadnych rachunków z transakcji, żadnych wzorów chemicznych. Muszę jeszcze dokładnie obejrzeć twarde dyski, może coś jest na nich ukryte. Wątpię jednak, żebym cokolwiek znalazł. Ci dwoje nie wyglądają mi na komputerowych geniuszy.

– Nie. Co innego Redford. Feeney, możemy przyskrzynić ich za coś więcej niż tylko zabójstwo i przemyt. Jeśli doprowadzimy do tego, że ta substancja zostanie uznana za truciznę, i dowiedziemy, że cała trójka doskonale wiedziała o śmiertelnych skutkach jej stosowania, będziemy mogli oskarżyć ich o przemyt na wielką skalę i planowanie masowego morderstwa.

– Nikt nie stosował tego paragrafu od czasu wojen miejskich, Dallas.

Winda zatrzymała się ze zgrzytem.

– Ale „planowanie masowego morderstwa" brzmi bardzo efektownie.

Na korytarzu czekała Peabody.

– Gdzie reszta?

– Podejrzani rozmawiają ze swoimi adwokatami. Casto poszedł po kawę.

– Dobrze, powiedz podejrzanym, że czas na konsultacje minął. Rozmawiałaś z szefem?

– Już tu idzie. Chce wszystko zobaczyć na własne oczy. Prokurator będzie uczestniczył w przesłuchaniach za pośrednictwem łącza.

– To dobrze. Feeney, zajmiesz się nagrywaniem zeznań. Nie chcę, żeby przed sądem okazało się, że coś zrobiliśmy nie tak, jak należy. Ty zaczniesz od Fitzgeralda, Casto zajmie się Redfordem. Young zostaje dla mnie.

Podszedł do nich Casto z tacą zastawioną filiżankami gorącej kawy.

– Feeney, powtórz im to, co mnie powiedziałeś. Mądrze wykorzystajcie te informacje. – Eve wzięła z tacy jedną z filiżanek. – Zmieniamy się za pół godziny.

Poszła do pokoju przesłuchań. Pociągnąwszy pierwszy łyk ohydnej kawy ze stołówki, uśmiechnęła się. To będzie dobry dzień.

– Justin, stać cię na więcej. – Eve dopiero się rozkręcała; jeszcze nie w pełni złapała rytm, choć przesłuchanie trwało już od trzech godzin.

– Pytałaś mnie, co się stało. O to samo pytali inni gliniarze. – Napił się wody. Gdzieś zniknęła jego pewność siebie. – Już mówiłem.

– Jesteś aktorem – powiedziała z ciepłym l uśmiechem. – I to dobrym. Tak twierdzą wszyscy krytycy filmowi. Ostatnio czytałam recenzję, której j autor napisał, że nawet nieudolne teksty w twoich j ustach zmieniają się w pieśni. Ale dzisiaj coś cień- j ko śpiewasz, Justin.

– Ileż razy mam powtarzać te same odpowiedzi? Jak długo jeszcze to będzie trwało?

– Możemy w każdej chwili przerwać przęsłuchanie – przypomniała mu jego prawniczka, atrakcyjna blondynka o zabójczych oczach. – Nie masz obowiązku udzielać dalszych wyjaśnień.

– Zgadza się – potwierdziła Eve. – Możemy zakończyć przesłuchanie. Możesz wrócić do celi. Oskarżonych o posiadanie narkotyków nie wypuszcza się za kaucją, Justin. – Pochyliła się i spojrzała mu głęboko w oczy. – Zwłaszcza że oprócz tego jesteś podejrzany o cztery morderstwa.

– Mój klient nie jest oskarżony o żadne przestępstwo prócz rzekomego posiadania narkotyków. – Pani mecenas spojrzała ostro na Eve. – Nie macie przeciw niemu żadnych dowodów, pani porucznik. Wszyscy o tym wiemy.

– Pani klient stoi na krawędzi bardzo głębokiej otchłani. Wszyscy o tym wiemy. Chcesz sam jeden runąć w dół, Justin? To chyba byłoby niesprawiedliwe, nie uważasz? Twoi przyjaciele właśnie odpowiadają na pytania śledczych. – Podniosła ręce, rozkładając palce. – Co zrobisz, jeśli postanowią zrzucić całą winę na ciebie?

– Nikogo nie zabiłem. – Spojrzał nerwowo na drzwi, potem na lustro. Wiedział, że ma publiczność, ale tym razem nie potrafił jej obłaskawić. – Nigdy nawet nie słyszałem o tych pozostałych ofiarach.

– Ale znałeś Pandorę.

– Oczywiście.

– Byłeś w jej domu wkrótce przedtem, zanim została zamordowana.

– Ileż razy mam powtarzać? Poszliśmy do niej z Jerry, bo nas zaprosiła. Wypiliśmy parę drinków, później zjawiła się ta kobieta i Pandora zaczęła szaleć. Zaraz potem wyszliśmy.

– Jak często ty i pani Fitzgerald korzystacie z niezabezpieczonego wejścia do budynku, w którym mieszkasz?

– Każdy chce mieć odrobinę prywatności – odparł. – Gdybyś wiedziała, jak to jest, kiedy człowiek, idąc się odlać, musi uważać, czy gdzieś nie czają się paparazzi, nie zadawałabyś takich pytań.

Eve doskonale wiedziała, jak to jest. Uśmiechnęła się szeroko.

– To dziwne. Jak dotąd raczej nie staraliście się unikać mediów. Prawdę mówiąc, gdybym była cyniczna, powiedziałabym, że raczej posługiwaliście się nimi do swoich celów. Od jak dawna Jerry bierze Nieśmiertelność?

– Nie wiem. – Jego oczy znów spoczęły na lustrze, jakby miał nadzieję, że reżyser krzyknie „cięcie" i kolejna scena dobiegnie końca. – Mówiłem już. Nie wiedziałem, co jest w tym napoju.

– Trzymałeś w swojej sypialni butelkę z nieznanym ci płynem. Nigdy go nie skosztowałeś?

– Nie.

– To też dziwne. Wiesz, gdybym znalazła coś takiego w swojej lodówce, na pewno poczułabym pokusę, żeby spróbować, jak to smakuje. Chyba żebym wiedziała, że to trucizna. Wiesz, że Nieśmiertelność to powoli działająca trucizna?

– Niekoniecznie. – Raptownie zamilkł, jakby uzmysłowił sobie, że za dużo powiedział, i odetchnął głęboko. – Nic o tym nie wiem.

– Układ nerwowy wysiada. Wprawdzie śmierć następuje dopiero po kilku latach, ale jest nieunikniona. A ty poczęstowałeś Jerry tym napojem. To morderstwo.

– Pani porucznik… – zaczęła coś mówić jego pełnomocniczka.

– Nigdy nie wyrządziłbym krzywdy Jerry – wybuchnął. – Kocham ją. Nie mógłbym jej skrzywdzić.

– Naprawdę? Kilku świadków twierdzi, że przed paroma dniami to właśnie uczyniłeś. Czy to prawda, że drugiego lipca, w foyer obok sali bankietowej hotelu Waldorf, pokłóciłeś się z panią Fitzge-rald i ją uderzyłeś?

– Nie, ja… Trochę nas poniosło. – Miał kłopoty z przypomnieniem sobie wyuczonej kwestii. – To było nieporozumienie.

– Uderzyłeś ją w twarz.

– Tak… nie. Tak, pokłóciliśmy się.

– Pokłóciliście się, więc uderzyłeś swoją ukochaną tak mocno, że upadła na podłogę. Czy kiedy przyszła do ciebie ostatniej nocy, wciąż byłeś na nią wściekły? Czy to dlatego podałeś jej powoli działającą truciznę?

– Mówię ci, że to nie trucizna, tak jak ty to rozumiesz. Nie zrobiłbym krzywdy Jerry. Nie gniewałem się na nią. Nie mógłbym.

– Nie gniewałeś się na nią. Nigdy nie zrobiłeś jej krzywdy. Wierzę ci, Justin – powiedziała Eve kojącym tonem, nachyliła się i położyła rękę na jego drżącej dłoni. – Nawet jej nie uderzyłeś. Nie jesteś typem człowieka, który bije kobietę, którą kocha. Wszystko było udawane, jak w filmie, prawda?

– Ja nie… ja… – Spojrzał na nią zrezygnowany. Wiedziała, że ma go w garści.

– Grałeś w wielu filmach akcji. Wiesz, jak za-markować cios, jak uderzyć, żeby nie bolało. To właśnie zrobiłeś tamtego dnia, prawda, Justin? Udawaliście, że się kłócicie. Ale ty jej nawet nie tknąłeś. – Mówiła łagodnym, wyrozumiałym tonem. – Przecież nie jesteś brutalem, prawda, Justin?

Zacisnął usta i spojrzał na swoją pełnomocniczkę, która podniosła rękę, ucinając rozmowę, i nachyliła się do ucha Justina.

Eve spokojnie czekała, aż skończą. Wiedziała, że znaleźli się w kłopotliwej sytuacji. Czy Young miał się przyznać, że kłótnia była udawana, i w ten sposób zrobić z siebie kłamcę, czy też powiedzieć, że uderzył kochankę, co dowodziłoby, że ma skłonności do stosowania przemocy? Trudny wybór.

Pani mecenas wyprostowała się i złożyła dłonie.

– Mój klient i pani Fitzgerald po prostu urządzili sobie nieszkodliwą zabawę. Może i nie było to z ich strony najmądrzejsze, ale udawanie bójki nie jest przestępstwem.

– Nie, nie jest. – Eve wręcz miała wrażenie, że słyszy trzask kruszejącego alibi Younga. – Podobnie jest z wyjazdem na Maui i udawaniem miłości do innej kobiety. Bo tylko udawałeś, prawda, Justin?

– My po prostu… chyba tego do końca nie przemyśleliśmy. Byliśmy zaniepokojeni i tyle. Kiedy zwinęłaś Paula, myśleliśmy, że będziemy następni. Tamtej nocy my też byliśmy u Pandory, więc to wydawało się nam logiczne.

– Wiesz, właśnie to samo sobie pomyślałam. – Obdarzyła go promiennym uśmiechem. – To bardzo logiczne.

– Obydwoje mieliśmy na głowie ważne sprawy. Nie mogliśmy pozwolić, aby spotkało nas coś takiego, co dzieje się w tej chwili. Pomyśleliśmy, że jeśli udamy, że się rozstajemy, to nasze alibi stanie się j pewniejsze.

– Bo wiedzieliście, jak łatwo można je obalić, Domyślaliście się, że prędzej czy później odkryjemy że tej nocy, kiedy zginęła Pandora, obydwoje mogliście niepostrzeżenie wyśliznąć się z twojego apartamentu. Że mogliście spotkać się z nią u Leonarda, j zabić ją tam i jakby nigdy nic wrócić do domu.

– Nigdzie nie wychodziliśmy. Nie możecie udowodnic, że było inaczej. -Wyprostował się. – Nic go nie możecie nam udowodnić.

– Nie bądź tego taki pewien. Twoja kochana jest uzależniona od Nieśmiertelności, narkotyk który był w twojej lodówce. Jak go zdobyłeś?

– Ja… ktoś jej go podarował. Nie wiem.

– Czy zrobił to Redford? Czy on ją w to wciągnął? Jeśli tak było, to musisz go naprawdę nienawidzić. W końcu chodzi o kobietę, którą kochasz. Zaczęła umierać w chwili, kiedy wypiła pierwszy łyk tego napoju.

– To nie trucizna. Jerry powiedziała mi, że Pandora tak twierdzi, bo nie chce się tym z nikim dzielić. Ta suka wiedziała, jak bardzo coś takiego pomogłoby Jerry, ale chciała… – Urwał w pół zdania, za późno usłuchawszy rady prawniczki, by nic więcej nie mówił.

– Czego chciała, Justin? Pieniędzy? Ciebie? Czy ci groziła? Czy dlatego ją zabiłeś?

– Nie, nawet jej nie dotknąłem. Ileż razy mam to powtarzać? Zgoda, tamtej nocy po wyjściu tej panienki Leonarda ostro się pokłóciliśmy. Jerry była wściekła. Trudno jej się dziwić, po tym wszystkim, co usłyszała od Pandory. Dlatego zabrałem ją stamtąd i wypiliśmy kilka drinków. Powiedziałem, żeby się nie przejmowała, że można zdobyć ten środek z innych źródeł.

– Jakich?

Young westchnął ciężko. Ze złością odtrącił wyciągniętą ku niemu rękę prawniczki.

– Zamknij się – warknął na nią. – Po prostu nic więcej nie mów. Miałaś mnie z tego wyciągnąć i co? Zaraz zrobią ze mnie mordercę. Chcę pójść z nimi na współpracę. Dlaczego tego nie zaproponowałaś? – Otarł usta grzbietem dłoni. – Chcę zawrzeć ugodę.

– Będziemy musieli o tym porozmawiać – odparła spokojnie Eve. – Co masz mi do zaoferowania?

– Paula – powiedział łamiącym się głosem. – Dam wam Paula Redforda. To on ją zabił. Ten drań pewnie zabił ich wszystkich.

Dwadzieścia minut później Eve spotkała się w sali konferencyjnej z Peabody i Casto.

– Niech Redford trochę się pomęczy. Pewnie się zastanawia, co już wiemy.

– Fitzgerald na razie nie jest zbyt rozmowna,

– Casto poiożył nogi na stole. – Twardy orzech do zgryzienia. Widać po niej pierwsze oznaki głodu narkotycznego, spierzchnięte usta, drżenie rąk, trudności z koncentracją, ale mimo to uparcie obstaje przy swoim.

– Ostatnią działkę wzięła przed dziesięcioma godzinami. Jak długo twoim zdaniem wytrzyma?

– Za mało wiem o działaniu tego narkotyku.

– Casto rozłożył ręce. – Fitzgerald może dojść do siebie, ale może też za dziesięć minut zmienić się w galaretę.

– Dobrze więc, przyjmujemy, że na razie nie ma co na nią liczyć.

– Redford zaczyna pękać – oznajmiła Peabody.

– Trzęsie portkami ze strachu, ale jego adwokat jest nieustępliwy. Gdyby udało się porozmawiać z Redfordem sam na sam, pękłby po pięciu minutach.

– To nie wchodzi w grę. – Whitney przeglądał wydruki z ostatnich przesłuchań. – Możecie przecież wykorzystać przeciw niemu zeznania Younga.

– To za mało – burknęła Eve.

– Będziecie musieli się postarać, żeby wystarczyły. Young twierdzi, że przed trzema miesiącami Redford po raz pierwszy poczęstował Jerry Nieśmiertelnością i zaproponował jej współpracę przy dystrybucji narkotyku.

– Według naszego złotowłosego amanta wszystko miało być legalne! – Eve prychnęła pogardliwie.

– Nikt nie może być aż tak naiwny.

– Czy ja wiem? – odezwała się nieśmiało Peabody. – Ma świra na punkcie Fitzgerald. Wydaje mi się, że mogła go przekonać co do legalności całego przedsięwzięcia, wmówić mu, że chodzi o uruchomienie produkcji kosmetyków firmowanych jej nazwiskiem.

– Wystarczyło tylko usunąć Pandorę. – Casto się uśmiechnął. – Pieniądze od razu popłynęłyby szerokim strumieniem do ich kieszeni.

– Wszystkiemu winna była żądza zysku. Pandora mogła udaremnić ich zamiary. – Eve opadła na krzesło. – Pozostałe ofiary też stanowiły dla nich zagrożenie. Może Young to tylko niewinny cymbał, może nie. Obciążył Redforda, ale nie wie jeszcze, że tym samym może rzucić podejrzenie na Fitzgerald. Powiedziała mu tyle, że postanowił wyjechać z nią na Eden po Kwiat Nieśmiertelności.

– Czyli można go oskarżyć o zamiar dystrybucji nielegalnych substancji – zauważył Whitney.

– Young będzie miał podstawę, by pójść na ugodę. Ale do postawienia zarzutu zabójstwa jeszcze daleka droga. Jak na razie jego zeznanie nie wystarczy. Jest przekonany, że Redford załatwił Pandorę. Podał nam motyw. Możemy udowodnić, że Redford rzeczywiście miał dość czasu, by to zrobić. Ale nie mamy dowodów ani świadków. – Wstał. – Dallas, zmuś ich, żeby się przyznali. Prokuratura siedzi mi na karku. W poniedziałek wycofują zarzuty przeciw Mavis Freestone. Jeśli nie będą mieli dla mediów nowych informacji, wszyscy wyjdziemy na durniów. Gdy Whitney zniknął za drzwiami, Casto wyjął scyzoryk z nożyczkami i zaczął niespiesznie obcinać paznokcie.

– No jasne, nie możemy dopuścić, by jaśnie pan prokurator wyszedł na durnia. Cholera, wszystko trzeba im podać na tacy. – Podniósł oczy na Eve.

– Redford nie przyzna się do zabójstwa. Można go będzie posadzić za produkcję narkotyków, nic więcej. W dzisiejszych czasach to prawie modne. Ale za nic nie przyzna się do czterech morderstw. Chyba że…

– Co? – spytała Peabody.

– Że nie zrobił tego w pojedynkę. Jeśli złamiemy jego wspólnika, złamiemy i Redforda. Stawiam, że Fitzgerald pęknie pierwsza.

– No to ty weźmiesz ją w obroty. – Eve odetchnęła głęboko. – Ja zajmę się Redfordem. Peabody, chcę, żebyś wzięła jego zdjęcie i pojechała do klubu i do domów, w których mieszkali Boomer, Karaluch i Moppett. Pokaż to cholerstwo wszystkim, którzy się napatoczą. Może ktoś go rozpozna, do licha.

Usłyszawszy dźwięk łącza, zmarszczyła brwi.

– Dallas. Jestem zajęta.

– Jak miło usłyszeć twój ciepły głos – odparł spokojnie Roarke.

– Jestem na ważnym spotkaniu.

– Ja też. Za pół godziny odlatuję na FreeStar.

– Opuszczasz Ziemię? Ale… cóż, przyjemnej podróży.

– Nie mogę się wykręcić. Za trzy dni powinienem być z powrotem. Wiesz, jak mnie złapać.

– Tak, wiem. – Miała ochotę mówić głupstwa, słodkie, czułe głupstwa. – Sama będę przez jakiś czas bardzo zajęta – wykrztusiła w końcu. – Zobaczymy się po twoim powrocie.

– Powinnaś zajrzeć do swojego pokoju. Mavis przez cały dzień usiłuje się z tobą skontaktować. Zdaje się, że nie stawiłaś się na ostatnią przymiarkę. Leonardo jest… zirytowany.

Eve starała się nie zwracać uwagi na chichot Casto.

– Mam inne zmartwienia.

– Jak my wszyscy. Znajdź dla niego chwilę czasu, kochanie. Zrób to dla mnie. Pozbądźmy się wreszcie tych wszystkich ludzi kręcących się po naszym domu.

– Już dawno chciałam ich wywalić na kopach. Wydawało mi się, że lubisz ich towarzystwo.

– A ja myślałem, że on jest twoim bratem – mruknął Roarke.

– Co?

– Stary dowcip. Nie, Eve, ja już nie mogę wytrzymać z tymi ludźmi. To po prostu maniacy. Przed chwilą znalazłem Galahada. Biedaczysko schował się pod łóżkiem. Ktoś ustroił go w koraliki i małe czerwone kokardki. Obydwaj jesteśmy głęboko wstrząśnięci.

Ugryzła się w język, usiłując opanować śmiech. Roarke jednak wcale nie miał wesołej miny.

– Teraz, kiedy już wiem, że oni cię wkurzają, jest mi lżej na sercu. Niedługo ich wyrzucimy.

– Doskonale. Aha, jeszcze jedno. Obawiam się, że pod moją nieobecność musisz załatwić parę spraw w związku z przyszłą sobotą. Summerset ma to wszystko zapisane. Przepraszam, ale transporter już na mnie czeka. – Roarke machnął ręką na kogoś i spojrzał Eve w oczy. – Do zobaczenia za parę dni, pani porucznik.

– Na razie. – Ekran zgasł. – Bon voyage, do diabła.

– Wiesz, Eve, jeśli musisz skoczyć do swojego krawca albo zaprowadzić kota do psychoterapeuty, to ja i Peabody jakoś sobie poradzimy. Co to dla nas jakieś morderstwo.

Usta Eve skrzywiły się w jadowitym uśmiechu.

– Pocałuj mnie w dupę, Casto.


Choć Casto potrafił być niezwykle irytujący, trzeba przyznać, że miał niezawodny instynkt. Nie zanosiło się na to, by Redford zamierzał w najbliższym czasie pęknąć. Eve na wszelkie sposoby starała się przyprzeć go do muru, ale producent przyznawał się tylko do posiadania narkotyków.

– Nie jestem pewna, czy dobrze zrozumiałam. – Wstała. Musiała rozprostować nogi. Nalała sobie kawy. – To Pandora powiedziała panu o Nieśmiertelności. Kiedy to było?

– Jak już mówiłem, około półtora roku temu, może nieco wcześniej. – Był spokojny, panował nad sytuacją. Oskarżenie o posiadanie nielegalnych substancji wydawało mu się niezbyt groźne, zwłaszcza przy przyjętej linii obrony. – Złożyła mi propozycję współpracy, tak to przynajmniej ujęła. Twierdziła, że ma dostęp do wzoru chemicznego substancji, która zrewolucjonizowałaby przemysł kosmetyczny.

– Kosmetyki, co? Nie powiedziała panu, czym grozi ich stosowanie?

– W owym czasie nie. Potrzebowała wsparcia finansowego, by uruchomić produkcję. Zamierzała wypuścić na rynek kolekcję kosmetyków firmowaną swoim imieniem.

– Czy pokazała panu ten wzór?

– Nie. Jak już wspominałem, wodziła mnie za nos, składała mnóstwo obietnic. Przyznaję, że nie wykazałem się rozsądkiem. Miałem obsesję na jej punkcie, a ona bezlitośnie to wykorzystywała. Poza tym, wydawało mi się, że jej pomysł nie jest zły. Ona sama przyjmowała tę substancję w pigułkach i efekty były zdumiewające. Pandora z dnia na dzień wyglądała coraz młodziej, stawała się bardziej sprawna. Ten środek pomnażał jej siły, wzmagał ochotę na seks. Odpowiednio rozreklamowany, przyniósłby ogromne zyski, a ja potrzebowałem pieniędzy na pewne dość ryzykowne przedsięwzięcia.

– Potrzebował pan pieniędzy, więc płacił Pandorze, nie otrzymując w zamian żadnych konkretnych informacji.

– Przez pewien czas. W końcu straciłem cierpliwość i zażądałem wyjaśnień. Pandora łudziła mnie kolejnymi obietnicami. Zacząłem podejrzewać, że zamierzała sama wypromować ten produkt albo nawiązała z kimś współpracę za moimi plecami. Dlatego wziąłem sobie próbkę tej substancji.

– Wziął pan próbkę?

Przez chwilę milczał, jakby usiłował dobrać odpowiednie słowa na wyrażenie tego, co chciał powiedzieć.

– Kiedy spała, zabrałem jej klucz i otworzyłem szkatułkę, w której trzymała tabletki. Kilka z nich dałem do analizy. Musiałem się upewnić, czy zainwestowane przeze mnie pieniądze nie poszły na marne.

– Kiedy ukradł pan jej ten narkotyk?

– Nie mówimy tu o kradzieży – wtrącił adwokat. -Mój klient w dobrej wierze zapłacił za ten produkt.

– Dobrze, sformułuję to pytanie inaczej. Kiedy postanowił pan bardziej aktywnie zainteresować się losem zainwestowanych pieniędzy?

– Około pół roku temu. Zaniosłem próbki znajomemu pracującego w laboratorium i zleciłem mu przygotowanie raportu.

– I dowiedział się pan… Redford wbił wzrok w dłonie.

– Dowiedziałem się, że Pandora nie kłamała, mówiąc o niezwykłych właściwościach tego środka. Jednak był on uzależniający, co automatycznie czyniło go nielegalnym. Ponadto długotrwałe stosowanie mogło zakończyć się śmiercią.

– Dlatego też pan, jako człowiek z zasadami, wycofał się ze współpracy z Pandorą.

– Prawo nie nakłada na nikogo obowiązku wierności jakimkolwiek zasadom – odparł spokojnie Redford. – A ja miałem na uwadze przede wszystkim swoje interesy. Postanowiłem przeprowadzić badania, by sprawdzić, czy można złagodzić bądź zlikwidować niepożądane skutki uboczne. Prawie nam się to udało.

– Jeny Fitzgerald była pańskim królikiem doświadczalnym.

– To był mój błąd. Pandora bezustannie żądała ode mnie pieniędzy i groziła, że wypuści produkt na rynek bez mojego udziału. Chciałem ją uprzedzić i namówiłem Jerry do wzięcia udziału w kampanii reklamowej. Za pewną opłatą zgodziła się spróbować środka przygotowanego przez moich ludzi. Niestety, naukowcom też zdarzają się omyłki. Okazało się, że i w tej postaci produkt jest wysoce uzależniający.

– A także trujący.

– Na to wygląda. Proces został spowolniony, ale obawiam się, że na dłuższą metę mój produkt może okazać się szkodliwy dla organizmu. Przed kilkoma tygodniami ostrzegłem Jerry przed możliwymi skutkami ubocznymi.

– Czy było to przed tym, jak Pandora odkryła, że dąży pan do zerwania z nią współpracy?

– Zdaje się, że to było potem, zaraz potem. Nieszczęście chciało, że Jerry i Pandora spotkały się na jakiejś uroczystości. Pandora zaczęła opowiadać dokładnie o swoim dawnym związku z Justinem. Z tego, co wiem, niestety, z drugiej ręki, Jerry w ramach odwetu zdradziła jej szczegóły zawartej ze mną umowy.

– A Pandorze to się nie spodobało.

– Oczywiście, wściekła się. W tamtym czasie nasz związek nie układał się najlepiej. Po zdobyciu okazu Kwiatu Nieśmiertelności wbrew Pandorze dążyłem do likwidacji wszystkich negatywnych skutków ubocznych. Nie miałem zamiaru udostępniać szerokiemu odbiorcy niebezpiecznego narkotyku. Znajdziecie potwierdzenie tego w posiadanych przeze mnie dokumentach.

– Zostawimy to ludziom z wydziału nielegalnych substancji. Czy Pandora groziła panu?

– Pandora nic innego nie robiła. Człowiek w końcu się do tego przyzwyczajał. Uważałem, że mogę sobie pozwolić na ignorowanie jej gróźb, a nawet odpłacałem jej pięknym za nadobne. – Uśmiechnął się, pewny siebie. – Widzi pani, gdyby wypuściła ten produkt na rynek, wiedząc o jego negatywnych skutkach ubocznych, mogłem ją zniszczyć. Nie miałem powodu, by pragnąć jej śmierci.

– Wasze stosunki nie układały się najlepiej, a mimo to poszedł pan do niej tamtego wieczora.

– Myślałem, że uda nam się dojść do porozumienia. Dlatego też chciałem, by zjawili się tam Justin i Jerry.

– Poszedł pan z Pandorą do łóżka.

– Była piękną, seksowną kobietą. Tak, poszedłem z nią do łóżka.

– Miała przy sobie pigułki narkotyku zwanego Nieśmiertelnością.

– Tak. Jak już mówiłem, trzymała je w szkatułce schowanej w toaletce. – Uśmiech powrócił na jego twarz. – Powiedziałem pani o szkatułce i pigułkach, ponieważ byłem przekonany, jak się okazało, słusznie, że sekcja zwłok wykaże obecność narkotyku w organizmie Pandory. Uznałem, że najrozsądniej będzie pójść z wami na współpracę. I tak zrobiłem.

– Przyszło to panu tym łatwiej, że wiedział pan, że nie znajdę tych pigułek. Po śmierci Pandory wrócił pan do jej mieszkania po szkatułkę. Musiał pan chronić swoje interesy. Gdyby pański produkt zdominował rynek, gdyby nie miał pan żadnej konkurencji, zyski byłyby o wiele większe.

– Nie wróciłem do jej mieszkania. Nie miałem powodu. Mój produkt był lepszy.

– Ale nie miał szans, by trafić na rynek. Dobrze pan o tym wiedział. Za to na ulicach towar Pandory cieszyłby się większą popularnością niż jego oczyszczona, rozcieńczona i prawdopodobnie o wiele droższa wersja, przygotowana przez pana.

– Po dalszych badaniach…

– Chciał pan w to włożyć jeszcze więcej pieniędzy? Dał pan Pandorze ponad trzysta tysięcy dolarów. Oprócz tego zapłacił pan za Kwiat Nieśmiertelności, za analizy, a do tego na bieżąco przekazywał pan pieniądze na konto Jerry. Domyślam się, że nie mógł pan się doczekać, kiedy pańska inwestycja zacznie przynosić zyski. Ile zapłaciła panu Jerry?

– Zawarliśmy umowę.

– Dziesięć tysięcy za każdą dostawę – przerwała mu Eve i od razu zauważyła, że trafiła w czuły punkt. – Taką właśnie kwotę przelała trzykrotnie na pańskie konto na Starlight Station w ciągu trzech miesięcy.

– To była inwestycja – upierał się.

– Najpierw wpędził ją pan w nałóg, a potem brał od niej pieniądze. To czyni pana handlarzem narkotyków, panie Redford.

Adwokat wygłosił sążnistą mowę, usiłując; przedstawić sprzedaż nielegalnych substancji! przez swojego klienta jako umowę między równoprawnymi partnerami w interesach.

– Potrzebował pan łączników. Ludzi z ulicy. Boomer za pieniądze zrobiłby wszystko. Ale dał się ponieść chciwości, zasmakował w pańskim produkcie. W jaki sposób udało mu się zdobyć wzór tej substancji? To świadczy o pańskiej nieostrożności.

– Nie znam żadnego Boomera.

– Zobaczył go pan w nocnym klubie. Dużo mówił, przechwalał się, a następnie poszedł do jednego z pokojów z Hettą Moppett. Obawiał się pan, że ten drobny opryszek powie jej coś, czego nie powinien. Kiedy potem na pana widok uciekł w popłochu, pańskie podejrzenia się potwierdziły. Musiał pan niezwłocznie przystąpić do działania.

– Jest pani na złym tropie, pani porucznik. Nie znam żadnej z wymienionych przez panią osób.

– Może zabił pan Hettę w przypływie panicznego strachu? Nie chciał pan tego zrobić, ale kiedy pan zobaczył, że ona nie żyje, musiał pan zatrzeć ślady. Dlatego zmiażdżył jej pan twarz tak, by utrudnić identyfikację zwłok. Może przed śmiercią coś panu powiedziała, może nie, ale tak czy inaczej musiał pan zająć się Boomerem. Prawdopodobnie za drugim razem zabójstwo przyszło panu o wiele łatwiej, być może nawet torturowanie ofiary sprawiało panu przyjemność. Ale był pan zbyt pewny siebie i nie zdążył zabrać dysku z wzorem chemicznym substancji i próbki z mieszkania Boomera. Ja pana uprzedziłam.

Odsunęła się od stołu, po czym zaczęła chodzić po pokoju.

– Znalazł się pan w tarapatach. Próbka i wzór trafiły do rąk gliniarzy, a Pandora wymykała się spod kontroli. Jaki miał pan wybór? – Oparła się o stół i spojrzała Redfordowi w twarz. – Co może zrobić człowiek, który na własne oczy widzi, jak jego ambitne plany biorą w łeb?

– Wtedy nie prowadziłem już żadnych interesów z Pandorą.

– Tak, definitywnie zerwał pan waszą umowę. Trzeba przyznać, że sprytnie pan postąpił, zabierając Pandorę do mieszkania Leonarda. Była wściekła na niego z powodu Mavis. Liczył pan na to, że po odnalezieniu zwłok w jego pracowni to właśnie on stanie się głównym podejrzanym, jako że nie ukrywał, iż ma dosyć zazdrości Pandory. Oczywiście, gdybyście go nie daj Boże zastali w domu, musiałby pan i jego uśmiercić, ale cóż to dla pana; zdążył pan zasmakować w zabijaniu. Na szczęście, studio było puste. A kiedy zjawiła się tam Mavis, postanowił pan ją wrobić.

Redford oddychał ciężko, ale nadal nie zamierzał się poddać.

– Kiedy widziałem Pandorę po raz ostatni, była wściekła i miała wyraźną ochotę dać komuś po łbie. Jeśli nie zabiła jej Mavis Freestone, przypuszczam, że zrobiła to Jerry Fitzgerald.

Zaintrygowana Eve usiadła na krześle.

– Jeny? Dlaczego?

– Nienawidziły się nawzajem i były zażartymi rywalkami, zwłaszcza ostatnio. Ponadto Pandora próbowała odzyskać Justina, a Jerry za nic by do tego nie dopuściła. Poza tym… – Uśmiechnął się. -To właśnie Jerry zasugerowała Pandorze, aby poszła do Leonarda i rozprawiła się z nim.

To coś nowego, pomyślała Eve i uniosła brwi.

– Czyżby?

– Po wyjściu pani Freestone Pandora była rozgorączkowana, wściekła. Jerry nie ukrywała zadowolenia z tego powodu. Zaczęła podjudzać Pandorę. Nie pamiętam, co powiedziała dokładnie, ale chodziło jej o to, że na miejscu tamtej nie powołałaby się tak upokorzyć i poszłaby do Leonarda, by mu pokazać, kto tu rządzi. Następnie wytknęła Pandorze, że nie potrafi zatrzymać przy sobie żadnego faceta, a zaraz potem Justin wyprowadził ją na zewnątrz.

Jego uśmiech stał się szerszy.

– Widzi pani, obydwoje nienawidzili Pandory. Jerry z wiadomych powodów, a Justin dlatego, że powiedziałem mu, iż to Pandora zajmuje się dystrybucją Nieśmiertelności. Justin zrobiłby wszystko, by ochronić Jerry. Dosłownie wszystko. Ja natomiast nie byłem z nikim emocjonalnie związany. Z Pandorą łączył mnie tylko seks. Seks, pani porucznik, i interesy.

Eve zapukała do pokoju, w którym Casto przesłuchiwał Jerry. Kiedy wychylił głowę zza uchylonych drzwi, Dallas spojrzała na kobietę siedzącą przy stole.

– Muszę z nią porozmawiać.

– Ona już opada z sił. Dzisiaj nie da się z niej wiele wyciągnąć. Adwokat sugeruje, żebyśmy zrobili przerwę.

– Muszę z nią porozmawiać – powtórzyła Eve.

– Jaki byłeś dla niej w czasie przesłuchania?

– Ostry i nieustępliwy.

– Dobrze, dla odmiany trochę spuszczę z tonu.

– Eve wśliznęła się do pokoju.

Zdała sobie sprawę, że ciągle ma w sercu współczucie dla tej kobiety. Jerry nerwowo rozglądała się na wszystkie strony. Twarz miała ściągniętą, rozdygotane ręce.

– Jesteś głodna? – spytała cicho Eve.

– Nie. – Jerry przesunęła wzrokiem po ścianach. – Chcę wrócić do domu. Chcę się zobaczyć z Justinem.

– Zobaczymy, czy uda się zorganizować wam spotkanie. Będzie musiało odbyć się pod nadzorem policji. – Nalała wody do szklanki. – Może się napijesz, zrobimy sobie chwilę przerwy? – Przyłożyła rozdygotane dłonie Jerry do szklanki, po czym podniosła ją do drżących ust modelki. – Wiem, że bardzo cierpisz. Przykro mi. Nie mamy nic, co mogłoby złagodzić głód. Za mało wiemy o tym narkotyku, a nie chcielibyśmy podać ci czegoś, co okazałoby się szkodliwe.

– W porządku. Nic mi nie jest.

– To niesprawiedliwe. – Eve zajęła miejsce. -Redford wpędził cię w nałóg. Przyznał się do tego.

– Nic mi nie jest – powtórzyła Jerry. – Jestem tylko zmęczona. Muszę się napić mojego soku proteinowego. – Spojrzała błagalnie na Eve. – Czy mogłabym dostać choć trochę, żeby odzyskać siły?

– Wiesz, że to niebezpieczne, Jerry. Wiesz, co ten narkotyk z ciebie robi. – Zwróciła się do adwokata. – Paul Redford przyznał, że dostarczał pani Fitzgerald nielegalną substancję pod pretekstem uruchomienia wspólnego przedsięwzięcia. Uważamy, że pańska klientka nie wiedziała o uzależniających właściwościach tego środka. W tej chwili nie mamy zamiaru oskarżać pani Fitzgerald o używanie narkotyków.

Zgodnie z oczekiwaniami Eve, adwokat wyraźnie się rozluźnił.

– W takim razie, pani porucznik, chciałbym postawić wniosek o zwolnienie mojej klientki i umieszczenie jej w klinice odwykowej. Dobrowolne.

– To da się załatwić. Jeśli pańska klientka zgodzi się jeszcze na kilka minut rozmowy, będzie mi łatwiej skompletować akt oskarżenia przeciw Red-fordowi.

– Czy wszystkie zarzuty związane z narkotykami zostaną wycofane, jeśli pani Fitzgerald okaże gotowość do współpracy?

– Wie pan, że nie mogę tego obiecać. Zapewniam, że poproszę prokuratora o wyrozumiałość l przy rozpatrywaniu zarzutu posiadania narkotyków j i zamiaru ich dystrybucji.

– A Justin? Wypuścicie go? Eve spojrzała na Jerry. Miłość jest jak kula j u nogi, pomyślała.

– Czy uczestniczył w transakcjach?

– Nie. Chciał, żebym się z tego wycofała. Kiedy dowiedział się, że jestem… uzależniona, nalegał, żebym poszła na odwyk, przestała pić ten napój. Ja naprawdę chciałam to zrobić, ale nie mogłam.

– Tej nocy, kiedy zginęła Pandora, pokłóciłyście się ostro.

– Z Pandorą nie można było się nie kłócić. Ziała nienawiścią do mnie. Myślała, że uda jej się odzyskać Justina. Ale tej suce wcale na nim nie zależało. Chciała po prostu mnie upokorzyć. Mnie i jego.

– Justin nie wróciłby do niej, prawda, Jerry?

– Nienawidził jej równie mocno, jak ja. – Podniosła ręce do ust i zaczęła gryźć wypielęgnowane paznokcie. – Cieszymy się, że ona nie żyje.

– Jerry…

– Mam to gdzieś – wybuchnęła i obrzuciła swojego adwokata pełnym gniewu spojrzeniem. – Zasługiwała na śmierć. Chciała mieć wszystko, za wszelką cenę. Od razu byłabym gwiazdą kolekcji Leonarda, gdyby Pandora się nie dowiedziała, że chcę wziąć udział w pokazie. Uwiodła więc Leonarda i skłoniła do tego, by zaangażował ją na moje miejsce. A rola gwiazdy powinna była przypaść mnie. Ale to jej nie wystarczało. Chciała odebrać mi Justina, a on był mój. Tak samo jak ten środek. Dzięki niemu staję się piękna, silna i seksowna. I za każdym razem, kiedy ktoś go weźmie, pomyśli o mnie. Nie o Pandorze, tylko o mnie.

– Czy tamtej nocy Justin poszedł z tobą do mieszkania Leonarda?

– Pani porucznik, co to ma znaczyć?

– Zadałam pytanie pana klientce. No więc, Jerry, jak było? Poszedł z tobą?

– Nie, oczywiście, że nie. Wcale… wcale tam nie poszliśmy. Wypiliśmy kilka drinków i wróciliśmy do domu.

– Drwiłaś z niej, prawda? Wiedziałaś, jak ją rozdrażnić. Musiałaś uzyskać pewność, że Pandora pójdzie do Leonarda. Czy Redford skontaktował się z tobą, powiedział ci, kiedy wyszła z mieszkania?

– Nie, nie wiem. Mieszasz mi w głowie. Mogłabym się czegoś napić? Potrzebuję mojego soku.

– Piłaś go tamtej nocy. Dzięki niemu stałaś się silna. Wystarczająco silna, by zabić. Pragnęłaś śmierci Pandory. Zawsze stała ci na drodze. A jej pigułki działały lepiej, skuteczniej niż twój napój. Chciałaś je mieć, prawda, Jerry?

– Tak. Ona młodniała na moich oczach. Była coraz szczuplejsza. Ja muszę uważać na każdy cholerny kęs, a ona… Paul powiedział, że może zdoła wyciągnąć od niej te pigułki. Justin kazał mu trzymać się ode mnie z daleka. Ale Justin nic nie rozumie. Nie wie, jak człowiek się czuje po tych prochach. Jakby był nieśmiertelny – powiedziała ze zjadliwym uśmiechem. – Na Boga, dajcie mi chociaż łyk!

– Tamtej nocy wymknęliście się z apartamentu Justina tylnym wyjściem i poszliście do Leonarda. Co stało się potem?

– Nie wiem. Mam mętlik w głowie.

– Czy uderzyłaś ją laską? Nie mogłaś przestać jej bić, prawda?

– Chciałam jej śmierci. – Jerry zaszlochała i położyła głowę na stole. – Chciałam jej śmierci. Na Boga, pomóż mi. Powiem ci, co tylko zechcesz, ale pomóż mi.

– Pani porucznik, zeznania składane pod przymusem fizycznym i psychicznym nie mogą być wykorzystywane podczas rozprawy.

Eve spojrzała na zapłakaną kobietę po drugiej stronie stołu i wyjęła z kieszeni komunikator.

– Wezwijcie tu lekarza – powiedziała. -1 zorganizujcie transport do szpitala dla pani Fitzgerald. Pod eskortą.

Загрузка...