13

Spojrzał jej w oczy i poczuł, jak szarpią nią dreszcze.

– Kochanie, to był zły sen.

– Nie, to było wspomnienie.

Musi zachować spokój, musi, jeśli chce zrzucić ten ciężar z serca. A żeby zachować spokój i rozsądek, powinna myśleć jak glina, nie jak kobieta. Nie jak przerażone dziecko.

– Widziałam wszystko tak wyraźnie, Roarke, że ciągle mam to przed oczami. Czuję na sobie jego ciężar. Widzę tamten pokój w Dallas, gdzie mnie zamknął. Zawsze mnie zamykał. Kiedyś próbowałam uciec, wyrwać mu się, ale mnie złapał. Potem zawsze wynajmował pokoje na wyższych piętrach i zamykał drzwi od zewnątrz. Nigdy nie pozwalał mi wychodzić. Chyba nikt nawet nie wiedział, że tam jestem. – Odkaszlnęła. – Muszę napić się wody.

– Masz, napij się tego. – Podniósł szklankę, pozostawioną przez Summerseta przy fotelu.

– Nie, to napój uspokajający. Nie będę go pić.

– Odetchnęła głęboko. – Nie potrzebuję tego.

– Dobrze. Zaraz ci przyniosę wody. – Zdjął ją z kolan, wstał i wyczytał w jej oczach nieufność.

– Obiecuję, że to będzie czysta woda.

Wzięła od niego szklankę i duszkiem wypiła jej zawartość. Kiedy usiadł na poręczy fotela, Eve podjęła przerwaną opowieść, patrząc niewidzącymi oczami przed siebie.

– Pamiętam ten pokój. Przez ostatnich kilka tygodni śniły mi się tylko jakieś epizody, fragmenty, które stopniowo zaczynały się ze sobą łączyć. Poszłam nawet do doktor Miry. – Spojrzała na niego.

– Nie mówiłam ci o tym. Nie mogłam.

– W porządku. – Próbował się z tym pogodzić.

– Ale teraz opowiedz mi wszystko.

– Teraz nie mam wyjścia. – Zaczerpnęła powietrza i odtworzyła w pamięci swój koszmar, jakby było to miejsce zbrodni, które miała opisać w raporcie. – Siedziałam sama w tym pokoju. Miałam nadzieję, że on wróci zbyt pijany, żeby mnie dotykać. Było późno.

Nawet nie musiała zamykać oczu, aby to zobaczyć: obskurny pokój, czerwone światło migoczące za brudnym oknem.

– Było mi zimno – ciągnęła. – On zepsuł urządzenie klimatyzacyjne. Widziałam parę unoszącą się z moich ust. – Zadrżała na to wspomnienie. – Byłam taka głodna. Wzięłam sobie coś do jedzenia. Nigdy nie mieliśmy go za wiele i cały czas doskwierał mi głód. Właśnie odcinałam pleśń z kawałka sera, kiedy on wszedł do pokoju.

Skrzypienie otwieranych drzwi, strach, brzęk noża spadającego na podłogę. Eve chciała wstać, pochodzić chwilę, by uspokoić rozdygotane nerwy, ale nie była pewna, czy utrzyma się na nogach.

– Od razu sobie uświadomiłam, że nie jest wystarczająco pijany, aby zostawić mnie w spokoju. Od razu. Pamiętam, jak wyglądał. Miał ciemne włosy i obwisłe policzki. Może dawniej był przystojny, ale alkohol zrobił swoje. Popękane naczynia krwionośne na twarzy, czerwone oczy. Miał wielkie dłonie. Może tak mi się wydawało, bo byłam mała.

Roarke zaczął delikatnie masować jej ramiona.

– Te dłonie już nie zrobią ci krzywdy. Nie mogą cię dotknąć.

– Wiem. – Ale powrócą w snach, pomyślała. A w snach też czuje się ból. – Wściekł się, bo coś zjadłam. Nie wolno mi było jeść bez pozwolenia.

– Chryste. – Dokładniej okrył ją kocem, bo wciąż drżała. Uświadomił sobie, że chciałby ją nakarmić, czymkolwiek, wszystkim naraz, byle nigdy więcej nie myślała o głodzie.

– Zaczął mnie bić. – Głos jej się łamał. Odkaszlnęła, usiłując nad nim zapanować. To tylko zeznanie, powiedziała sobie. Nic więcej. – Przewrócił mnie na podłogę i bił. Po twarzy, po całym ciele. Płakałam i krzyczałam, błagałam, żeby przestał. Porwał na mnie ubranie i wcisnął mi palce między nogi. To strasznie bolało, bo zgwałcił mnie poprzedniej nocy i jeszcze w pełni nie doszłam do siebie. Potem znów zaczął mnie gwałcić. Sapał mi w twarz, powtarzał, żebym była grzeczną dziewczynką, i gwałcił mnie. Czułam się, jakby wszystko we mnie rozrywał. Ból był nie do zniesienia. Podrapałam go paznokciami, chyba do krwi. Wtedy złamał mi rękę. Roarke wstał i włączył mechanizm otwierający okna. Potrzebował powietrza.

– Nie wiem, czy zemdlałam; może na minutkę, nie dłużej. Ale nie mogłam dłużej wytrzymać bólu, mimo że wcześniej mi się to udawało. Człowiek wiele potrafi znieść.

– Wiem – odparł bezbarwnym tonem.

– Ale ten ból był tak straszliwy. Przechodził przeze mnie falami. A on nie przestawał. Nagle, nie pamiętam jak, w mojej dłoni znalazł się nóż. -Wypuściła powietrze z ust i Roarke zwrócił się do niej twarzą. – Pchnęłam go raz, potem drugi, trzeci, nie mogłam przestać. Wszędzie widać było krew, czułam jej słodkawy zapach. Wyczołgałam się spod niego. Prawdopodobnie już nie żył, ale nadal go dźgałam. Roarke, ciągle widzę siebie, jak klęczę z zakrwawionym nożem w ręku, widzę swoją twarz, zalaną krwią. I pamiętam ten ból, gniew, który wrzał w moim sercu. Po prostu nie mogłam się powstrzymać.

A kto mógłby?, pomyślał. Kto mógłby się powstrzymać?

– Potem skuliłam się w kącie pokoju, jak najdalej od niego, bo myślałam, że kiedy wstanie, to mnie zabije. Zdaje się, że zemdlałam albo zasnęłam, bo pamiętam dopiero następny ranek. I ból, straszny ból. Zrobiło mi się niedobrze. Kiedy trochę ochłonęłam, zobaczyłam go.

Wziął ją za rękę, zimną jak lód.

– Nie, daj mi skończyć. Muszę opowiedzieć wszystko do końca. – Wykrztusiła te słowa z trudem, jakby zrzucała kamienie z serca. – Zobaczyłam go. Wiedziałam, że go zabiłam i że źli ludzie zabiorą mnie i zamkną w ciemnej klatce. Zawsze mówił, że to właśnie mnie spotka, jeśli nie będę grzeczna. Poszłam do łazienki i zmyłam z siebie całą krew. Ręka… okropnie bolała mnie ręka, ale nie chciałam trafić do klatki. Włożyłam jakieś ubranie i zapakowałam wszystkie swoje rzeczy do torby. Ciągle się bałam, że on jednak wstanie i rzuci się na mnie, ale się nie ruszał. Zostawiłam go i wyszłam. Ulice były prawie puste, jak to o świcie. Wyrzuciłam torbę, a może ją zgubiłam, nie pamiętam. Przeszłam spory kawałek drogi i w końcu ukryłam się w jakimś zaułku.

Potarła dłonią usta. Pamiętała ciemność, smród, strach silniejszy nawet od bólu.

– Potem ruszyłam w dalszą wędrówkę. W końcu opadłam z sił i nie mogłam już iść. Schowałam się w innym zaułku. Właśnie tam mnie znaleziono. Wtedy nie pamiętałam już nic, nie wiedziałam, co się stało i gdzie jestem. Kim jestem. Nadal nie pamiętam, jak miałam na imię. On nigdy nie zwracał się do mnie po imieniu.

– Nazywasz się Eve Dallas. – Roarke ujął jej twarz w dłonie. – Te sprawy należą już do przeszłości. Ty przeżyłaś, przezwyciężyłaś ten koszmar. Przypomniałaś sobie wszystko i tyle. Ta karta jest już zamknięta.

– Roarke. – Patrząc na niego, wiedziała, że nigdy nikogo nie kochała i nie pokocha tak, jak jego. – Nic mnie jest zamknięte. Muszę stawić czoło temu, co zrobiłam. Ponieść konsekwencje. Nie mogę za ciebie wyjść. Jutro będę musiała zrezygnować z pracy w policji.

– Oszalałaś?

– Zabiłam ojca, nie rozumiesz? Trzeba przeprowadzić dochodzenie. Nawet jeśli zostanę oczyszczona z zarzutów, nie zmieni to faktu, że dane zawarte w moim wniosku o przyjęcie do akademii policyjnej, w moich aktach, są fałszywe. Dopóki nie zapadnie rozstrzygnięcie w tej sprawie, nie będę mogła służyć w policji ani za ciebie wyjść. – Podniosła się, już spokojniejsza. – Muszę się spakować.

– Tylko spróbuj.

W jego głosie zabrzmiała groźna nuta. Eve zatrzymała się w pół kroku.

– Roarke, muszę przestrzegać przepisów.

– Nie, musisz być człowiekiem. – Podszedł do drzwi i je zamknął. – Myślisz, że pozwolę, żebyś mnie zostawiła, żebyś przekreśliła całe swoje życie tylko dlatego, że broniłaś się przed potworem?

– Zabiłam mojego ojca.

– Zabiłaś pieprzonego potwora. Byłaś dzieckiem. Czy możesz, patrząc mi w oczy, powiedzieć, że to dziecko jest winne popełnienia zbrodni?

Otworzyła usta, po czym je zamknęła.

– Nie chodzi o to, co ja myślę, Roarke. Prawo…

– Prawo powinno było cię ochronić! – wybuchnął. Nerwy miał napięte jak postronki. – Niech diabli porwą prawo. Czy pomogło nam, kiedy tego najbardziej potrzebowaliśmy? Jeśli chcesz wyrzucić swoją odznakę tylko dlatego, że prawo jest za słabe, by chronić niewinnych, słabych i dzieci, proszę bardzo. Przekreśl swoją karierę. Ale nie pozwolę, żebyś mnie zostawiła.

Podniósł ręce do jej ramion, ale zaraz je opuścił.

– Nie mogę cię dotknąć. – Wstrząśnięty złością, jaka w nim narastała, cofnął się o krok do tyłu.

– Boję się. Nie zniósłbym myśli, że mój dotyk przypomina ci o tym, co on robił.

– Nie, wcale tak nie jest. – Wyciągnęła do niego rękę. – To byłoby niemożliwe. Kiedy mnie dotykasz, nic innego się dla mnie nie liczy. Chodzi o to, że muszę z tym wszystkim dojść do ładu.

– Sama? – Dopiero teraz w pełni uświadomił sobie, jak gorzkie jest to słowo. -Tak jak z tamtymi koszmarami? Nie mogę cofnąć się w czasie i zabić go za ciebie, Eve. Oddałbym wszystko, co mam, a nawet więcej, żeby to zrobić. Ale to niemożliwe. Nie pozwolę jednak, żebyś podjęła tę walkę beze mnie. To nie wchodzi w rachubę. Siadaj.

– Roarke.

– Proszę cię, usiądź. – Odetchnął głęboko. Doszedł do wniosku, że gniewem niczego nie wskóra. Wiedział też, że bez pomocy z zewnątrz nie zdoła przemówić Eve do rozsądku. – Czy ufasz doktor Mirze?

– Tak, to znaczy…

– O tyle, o ile możesz komukolwiek zaufać – dokończył za nią. – To wystarczy. – Podszedł do biurka.

– Co robisz?

– Zadzwonię do niej.

– W środku nocy?

– Wiem, która jest godzina. – Podszedł do tele-łącza. – Niech Mira rozstrzygnie tę sprawę. Gotów jestem postąpić zgodnie z jej zaleceniami. Proszę, żebyś i ty się na to zgodziła.

Zaczęła protestować, ale nie znalazła przekonujących argumentów. Wreszcie, zmęczona, ukryła twarz w dłoniach.

– No dobrze.


Siedząc w fotelu, Eve prawie nie słyszała cichego głosu Roarke'a i udzielanych szeptem odpowiedzi. Po chwili podszedł do niej z wyciągniętą ręką. Wlepiła w nią wzrok.

– Już jedzie. Zejdziesz na dół?

– Roarke, nie chciałam cię rozgniewać ani urazić.

– Udało ci się jedno i drugie, jednak w tej chwili nie to jest najważniejsze. -Wziął ją za rękę i podniósł z fotela. – Nie pozwolę ci odejść, Eve. Gdybyś mnie nie kochała czy nie potrzebowała, nie mógłbym cię zatrzymać. Ale ty mnie kochasz i pragniesz. I choć sama niechętnie to przyznasz, także mnie potrzebujesz.

Nie będę cię wykorzystywać, pomyślała, lecz nie powiedziała tego na glos. Zeszli na dół.

Mira zjawiła się nadzwyczaj szybko. Mimo późnej pory wyglądała jak zawsze nienagannie. Przywitała się z Roarkiem, rzuciła okiem na Eve i usiadła.

– Jeśli nie macie nic przeciwko temu, poprosiłabym o szklaneczkę brandy. Pani porucznik z pewnością napije się ze mną. – Gdy Roarke zajął się przygotowaniem drinków, rozejrzała się po pokoju. – Cóż za przecudny dom. Szczęście wręcz czuje się w powietrzu. – Spojrzała na Eve, przechyliła głowę na bok i uśmiechnęła się. – No proszę, zmieniłaś fryzurę. Bardzo ładnie wyglądasz.

Roarke zastygł w bezruchu i wlepił zdumiony wzrok w Eve.

– Zrobiłaś coś z włosami?

Eve uniosła jedno ramię w niedbałym geście.

– Właściwie to nie, tylko…

– Ach, ci mężczyźni. – Mira wzięła brandy i zakręciła szklaneczką. – Po co się dla nich tak staramy? Kiedy mój mąż nie zauważy jakiejś zmiany w moim wyglądzie, zawsze się tłumaczy, że kocha mnie za to, kim jestem, a nie jakie mam włosy. Zwykle puszczam mu to płazem. Dobrze, przejdźmy do rzeczy. – Usiadła wygodniej. – Cóż więc takiego się stało? Możesz o tym mówić?

– Tak. – Eve powtórzyła całą historię opowiedzianą Roarke'owi. Tym razem jednak mówiła głosem policjantki, chłodnym, opanowanym, bezbarwnym.

– To była dla ciebie ciężka noc. – Spojrzenie Miry prześliznęło się po Roarke'u. – Dla was obydwojga. Toteż pewnie mi nie uwierzycie, kiedy powiem, że od tej chwili wszystko zacznie się zmieniać na lepsze. Czy jesteś w stanie pogodzić się z tym, że twój umysł gotów był stawić czoło wspomnieniom?

– Tak sądzę. Od pewnego czasu stawały się coraz wyraźnie j sze, zwłaszcza po… – Zamknęła oczy. – Kilka miesięcy temu dostałam z pozoru zwyczajne wezwanie. Jakiś pijak rozbijał się w swoim mieszkaniu. Niestety, przyjechałam za późno. Facet naćpał się Zeusa i poszatkował swoją córeczkę na kawałki. Zabiłam go.

– Tak, pamiętam tę sprawę. Tym dzieckiem mogłaś być ty. Jednak tobie udało się przeżyć.

– Za to mój ojciec zginął.

– I co czujesz na tę myśl?

– Ulgę. Ale i pewien niepokój. Wcześniej nie wiedziałam, że noszę w sercu tyle nienawiści.

– On cię bił i gwałcił. Był twoim ojcem i powinnaś czuć się przy nim bezpieczna. A on ci tego nie dał. Jak myślisz, jakie to powinno budzić w tobie uczucia?

– To było wiele lat temu.

– To było wczoraj – przypomniała jej Mira. -To było godzinę temu.

– Tak. – Eve wbiła wzrok w szklankę brandy, połykając łzy.

– Czy postąpiłaś źle, broniąc się przed nim?

– Nie. Nie chodzi o to, że się broniłam. Ja go zabiłam. Nawet kiedy już nie żył, ja nadal go zabijałam. To… to była niepohamowana, dzika wściekłość. Byłam jak zwierzę.

– On traktował cię, jakbyś była zwierzęciem. Uczynił z ciebie zwierzę. Tak – powiedziała, gdy Eve przeszedł dreszcz. – Oprócz tego, że odebrał ci dzieciństwo, niewinność, pozbawił cię człowieczeństwa. Istnieją fachowe określenia ludzi, którzy są zdolni do takich rzeczy, ale mówiąc potocznym językiem – ciągnęła chłodno – był potworem.

Eve poszukała wzrokiem Roarke'a, po czym, popatrzywszy na niego przez chwilę, odwróciła głowę.

– Odebrał ci wolność – mówiła dalej Mira – możliwość decydowania o własnym losie. Wypalił na tobie własne piętno, splugawił cię. Nie byłaś dla niego człowiekiem, a gdyby twoja sytuacja się nie zmieniła, być może na zawsze zostałabyś zwierzęciem, o ile udałoby ci się przeżyć. Ale ty się wyrwałaś, doszłaś do czegoś w życiu. Kim teraz jesteś, Eve?

– Gliną.

Mira uśmiechnęła się – to właśnie spodziewała się usłyszeć.

– A poza tym?

– Człowiekiem.

– Odpowiedzialnym człowiekiem?

– Tak.

– Zdolnym do przyjaźni, lojalności, współczucia… i miłości?

Eve spojrzała na Roarke'a.

– Tak, ale…

– Czy tamto dziecko było do tego wszystkiego zdolne?

– Nie, ona… ja za bardzo się bałam, by cokółwiek odczuwać. No dobrze, zmieniłam się. – Eve przycisnęła dłoń do skroni i ku wielkiemu zdumieniu uprzytomniła sobie, że pulsujący ból głowy powoli ustępuje. – Stałam się normalnym człowiekiem, jednak to nie zmienia faktu, że popełniłam morderstwo. Trzeba przeprowadzić śledztwo w tej sprawie. Mira uniosła brwi.

– Oczywiście, możesz tego sobie zażyczyć, jeśli chcesz się dowiedzieć, kim był twój ojciec.

– Nie, on mnie nic nie obchodzi. Przepisy…

– Chwileczkę. – Mira podniosła rękę. – Nie wiem, czy dobrze rozumiem. Chcesz wszcząć śledztwo w sprawie zabójstwa, które popełniłaś w wieku ośmiu lat?

– Tego wymagają przepisy – upierała się Eve.

– Do czasu zakończenia śledztwa muszę zostać zawieszona w czynnościach służbowych. Najlepiej będzie też do wyjaśnienia sprawy wstrzymać się z realizacją wszelkich planów osobistych.

Wyczuwając wściekłość bijącą od Roarke'a, Mira przeszyła go ostrym spojrzeniem. Po krótkiej walce udało mu się zapanować nad sobą.

– O jakie wyjaśnienie ci chodzi? – spytała spokojnie, zwracając się do Eve. – Nie chcę sprawiać wrażenia, że cię pouczam, jak masz wykonywać swoje obowiązki, ale mówimy o sprawie, która dotyczy wydarzenia sprzed dwudziestu dwóch lat.

– To było wczoraj. – Eve odczuła gorzką satysfakcję, powtarzając słowa Miry sprzed kilku minut.

– To było godzinę temu.

– Jeśli rozmawiamy o twoich uczuciach, to owszem – przyznała terapeutka, bynajmniej niezbita z tropu. – Ale w sensie faktycznym, prawnym, upłynęły ponad dwie dekady. Nie ma ciała ani żadnych dowodów. Owszem, można sięgnąć do raportów medycznych opisujących twój stan zaraz po znalezieniu; ślady bicia, niedożywienie i zaniedbanie, szok. Poza tym, są te twoje wspomnienia. Jak myślisz, czy w czasie przesłuchania coś się w nich zmieni?

– Nie, oczywiście, że nie, ale… Takie są przepisy.

– Eve, jesteś bardzo dobrą policjantką – powiedziała łagodnym tonem Mira. – Gdyby akta tej sprawy znalazły się na twoim biurku, jaką wydałabyś decyzję? Zastanów się, zanim odpowiesz. Nie ma sensu katować siebie ani tego niewinnego, zmaltretowanego dziecka. Co byś zrobiła?

– Ja… – Pokonana Eve odstawiła kieliszek. – Zamknęłabym śledztwo.

– No to je zaniknij.

– Decyzja nie należy do mnie.

– Chętnie porozmawiam z twoim przełożonym, przedstawię mu fakty i swoją osobistą opinię. Myślę, że wiesz, jaką podejmie decyzję. Potrzebni mu ludzie tacy jak ty, którzy służą nam i nas bronią, Eve. I masz tu bliskiego ci człowieka, który chce, żebyś mu zaufała.

– Ależ ja mu ufam. – Zebrała się w sobie i spojrzała na Roarke'a. – Po prostu boję się, że nieświadomie go wykorzystuję. Nieważne, co inni sądzą o pieniądzach, o władzy. Nie chcę nigdy dać mu najmniejszego powodu, aby myślał, że mogłabym czy chciałam go wykorzystać.

– A czy tak myśli?

Eve zacisnęła dłoń na brylancie wiszącym między jej piersiami.

– Za bardzo mnie kocha, by tak myśleć.

– Cóż, uważam, że to doskonale. Myślę, iż wkrótce sama się zorientujesz, na czym polega różnica między poleganiem na kimś, kogo się kocha, a wykorzystywaniem go. – Mira wstała. – Poleciłabym ci wziąć środek uspokajający i zrobić sobie jutro wolny dzień, ale wiem, że mnie nie posłuchasz.

– Nie, nie mogę. Przepraszam, że wyciągnęliśmy cię z domu w środku nocy.

– Lekarze, podobnie jak policjanci, są do tego przyzwyczajeni. Porozmawiamy sobie jeszcze przy okazji, co?

Eve chciała zaprzeczyć, jak robiła to przez całe lata. Nagle jednak uświadomiła sobie, że ten okres w jej życiu dobiegł już końca.

– Tak, oczywiście.

Pod wpływem impulsu Mira pocałowała ją w policzek.

– Dasz sobie radę, Eve. – Potem odwróciła się do Roarke'a i wyciągnęła rękę. – Dobrze, że pan zadzwonił. Porucznik Dallas jest osobą, na której bardzo mi zależy.

– Mnie też. Dziękuję.

– Mam nadzieję, że zaprosicie mnie na ślub. Nie, proszę mnie nie odprowadzać, sama wyjdę. Roarke usiadł przy Eve.

– Czy poczułabyś się lepiej, gdybym rozdał wszystkie swoje pieniądze, posiadłości, pozamykał firmy i zaczął od zera?

Choć wiele można się było spodziewać po Roarke^, to pytanie okazało się kompletnie zaskakujące. Eve spojrzała na niego ze zdumieniem.

– Zrobiłbyś to?

Nachylił się nad nią i musnął ustami jej policzek.

– Nie.

Ku swojemu zaskoczeniu, parsknęła śmiechem.

– Teraz czuję się jak idiotka.

– I bardzo dobrze. – Wziął ją za rękę. – Chcesz, pomogę ci uśmierzyć ból.

– Robisz to, odkąd się zjawiłeś. – Westchnęła i nachyliła się ku niemu. Ich czoła się zetknęły. -Wytrzymaj jakoś ze mną, Roarke. Jestem dobrym gliną. Kiedy mam przypiętą odznakę, wiem, co robić. Gorzej, kiedy ją odpinani.

– Jestem tolerancyjny. Mogę pogodzić się z istnieniem mrocznych zakamarków w twojej duszy, Eve, tak jak ty się godzisz z istnieniem ich u mnie. No, chodźmy do łóżka. Musisz się przespać. – Podniósł ją na nogi. – A jeśli będziesz miała złe sny, nie ukryjesz ich przede mną?

– Nie, teraz już nie. Co się stało? – spytała, kiedy zauważyła, że Roarke patrzy na nią zmrużonymi oczami i przeczesuje palcami jej włosy.

– Rzeczywiście zmieniłaś fryzurę. Subtelnie, ale uroczo. A poza tym jest coś jeszcze… – Przesunął kciukiem po jej podbródku.

Eve uniosła brwi, w nadziei, że Roarke zauważy ich nowy kształt, ale wciąż patrzył jej głęboko w oczy.

– O co ci chodzi?

– Jesteś piękna. Mówię poważnie.

– Wydaje ci się. Jesteś zmęczony.

– Nie, wcale nie. – Wycisnął na jej ustach długi, namiętny pocałunek. – Wcale.


Peabody rozglądała się wokół z otwartymi ustami, ale Eve udawała, że tego nie widzi. Wypiła kawę i przyniosła do gabinetu koszyczek muffinów, specjalnie dla Feeneya, który jeszcze się nie zjawił. Zasłony były rozsunięte i za oknem rozciągała się panorama Nowego Jorku widoczna zza bujnej zieleni parku.

Po krótkim namyśle Eve doszła do wniosku, że nie może mieć pretensji do dziewczyny. Na jej miejscu też by się gapiła na wszystko.

– Jestem ci naprawdę wdzięczna za to, że zgodziłaś się przyjechać tutaj, zamiast do komendy – zaczęła Eve. Wiedziała, że nie działa jeszcze na pełnych obrotach, ale wiedziała też, że przez wzgląd na Mavis nie może sobie pozwolić na stratę czasu.

– Chcę choć trochę uporządkować zebrane przez nas informacje, zanim zamelduję się u komendanta. Domyślam się, że zaraz po przyjeździe zostanę wezwana do Whitneya. Potrzebuję więc amunicji.

– Żaden problem. – Peabody wiedziała, że niektórzy ludzie naprawdę żyją w takich warunkach. Słyszała o nich, czytała, widziała w telewizji. Poza tym, sam apartament pani porucznik nie prezentował się szczególnie imponująco. Owszem, był ładny

– dużo przestrzeni, stylowe meble, doskonały sprzęt. Ale ten dom, Jezu, ten dom! To już nie była rezydencja, tylko pałac, a może nawet zamek. Zielone trawniki, kwitnące drzewa, fontanny. Wieże połyskujące w słońcu. A to wszystko ukazywało się oczom gościa, jeszcze zanim kamerdyner wprowadził go do olśniewającego swoim przepychem wnętrza, pełnego marmurów, kryształów i drewna. Do tego jeszcze ta przestrzeń. Tyle wolnej przestrzeni.

– Peabody?

– Co? Przepraszam.

– Nic się nie stało. Wiem, że ten dom każdego przytłacza.

– Jest niesamowity. – Przeniosła wzrok na Eve.

– W takim otoczeniu wygląda pani zupełnie inaczej – stwierdziła, po czym zmrużyła oczy. – O, rzeczywiście wygląda pani inaczej. Podcięte włosy! I wymodelowane brwi. – Zaintrygowana, podeszła bliżej.

– No i odmłodzona skóra.

– Maseczka i tyle. – Eve w ostatniej chwili powstrzymała dreszcz obrzydzenia. – Możemy przejść do rzeczy czy chcesz, żebym podała ci nazwisko mojej kosmetyczki?

– I tak nie byłoby mnie na nią stać – odparła radośnie Peabody. – Ale pani naprawdę wygląda dobrze. Powinna pani zacząć przygotowania do ślubu, skoro to już za parę tygodni.

– Nie za parę tygodni, tylko w następnym miesiącu.

– Ten następny miesiąc już się rozpoczął. Ma pani pietra. – Usta Peabody drgnęły w uśmiechu.

– Przecież pani niczego się nie boi.

– Zamknij się, Peabody. Nie zapominaj, po co tu jesteśmy.

– Tak jest. – Peabody spoważniała, lekko zawstydzona. – Wydawało mi się, że czekamy na kapitana Feeneya.

– Wezwałam Redforda na dziesiątą do komendy. Nie mogę sobie pozwolić na stratę czasu. Powiedz lepiej, czego dowiedziałaś się w klubie.

– Sporządziłam już raport. – Peabody wyjęła z torby dysk. – Przyjechałam na miejsce o siedemnastej trzydzieści pięć, nawiązałam kontakt z człowiekiem znanym jako Crack i przedstawiłam się jako pani asystentka.

– Jakie zrobił na tobie wrażenie?

– Oryginalny typ – odparła oschle Peabody.

– Wmawiał mi, że z moimi nogami powinnam zostać tancerką. Powiedziałam, że w tej chwili jest to absolutnie niemożliwe.

– Dobre.

– Okazywał chęć współpracy. Moim zdaniem, na wiadomość o śmierci Hetty zareagował autentycznym gniewem. Nie pracowała tam długo, ale, jak twierdził, była miła, zdolna i cieszyła się dużą popularnością wśród klientów.

– Rozumiem, że dokładnie przytaczasz jego słowa.

– Mówił językiem potocznym, cytowanym przeze mnie w raporcie. Nie zauważył, z kim Hetta rozmawiała po incydencie z Boomerem, jako że w klubie było tłoczno, a on sam był zajęty.

– Rozwalaniem głów.

– Właśnie. Wskazał mi jednak kilku innych pracowników i stałych bywalców, którzy mogli widzieć Hettę w czyimś towarzystwie. Mam ich nazwiska i zeznania. Nikt nie zauważył niczego dziwnego czy niezwykłego. Jeden z klientów oświadczył, że widział, jak Hetta wchodziła do jednego z prywatnych boksów z jakimś mężczyzną, ale nie pamiętał, o której to było godzinie, a podany przez niego rysopis jest niezbyt dokładny. Cytuję: „taki wysoki gościu".

– Doskonale.

– Hetta opuściła lokal o drugiej piętnaście, godzinę wcześniej, niż to miała w zwyczaju. Powiedziała jednej z dziewczyn, że wyrobiła już swoją normę. Pokazała jej garść kredytów i banknotów. Chwaliła się, że był u niej nowy klient, który dobrze płaci za usługi wysokiej jakości. Wtedy ostatni raz widziano ją w klubie.

– Jej ciało zostało znalezione po trzech dniach. – Eve, sfrustrowana, odsunęła się od stołu. – Gdyby ta sprawa trafiła do mnie wcześniej, gdyby Carmi-chael zachciało się trochę poszperać… Zresztą, nie ma co gdybać.

– Hetta była powszechnie lubiana.

– Czy miała kogoś?

– Nikogo stałego. W tego typu klubach pracownicom odradza się bliższe prywatne kontakty z klientami, a Hetta ponoć była prawdziwą profesjonalistką. Często zmieniała miejsca pracy, ale na razie nie wiem nic więcej na ten temat. Jeśli tej nocy, kiedy zginęła, gdzieś pracowała, nie zostało to nigdzie odnotowane.

– Czy ćpała?

– W towarzystwie, od czasu do czasu. Według ludzi, z którymi rozmawiałam, nie brała twardych narkotyków. Sprawdziłam jej akta. Nie licząc kilku starych wyroków za posiadanie, była czysta.

– Jak starych?

– Sprzed pięciu lat.

– Dobra, szperaj dalej. – Zwróciła się w stronę drzwi, w których stanął Feeney. – No, cieszę się, że jednak znalazłeś dla nas czas.

– Wiesz, jakie dziś są korki? O, muffiny! – Rzucił się na koszyk jak sęp. – Jak leci, Peabody?

– Dzień dobry, kapitanie.

– To dopiero chata, co? Dallas, masz nową koszulę?

– Nie.

– Dziwne. Wyglądasz jakoś inaczej niż zwykle. – Nalał sobie kawy, a Eve przewróciła oczami. -Znalazłem faceta z wytatuowanym wężem. Około drugiej Mavis zjawiła się w Ground Zero, zamówiła sobie Krzykacza i tancerza. Osobiście z nim rozmawiałem. Pamięta ją. Twierdzi, że była nawalona jak biszkopt, ale piła kieliszek za kieliszkiem. Przedstawił jej listę oferowanych usług, ale podziękowała i wytoczyła się z knajpy.

Feeney usiadł z głośnym westchnieniem.

– Jeśli była jeszcze w innych klubach, nie korzystała tam z kredytu. Nie udało mi się dowiedzieć, co robiła po tym, jak o drugiej czterdzieści pięć wyszła z Ground Zero.

– Gdzie jest ta knajpa?

– Mniej więcej sześć przecznic od miejsca zbrodni. Mavis konsekwentnie zmierzała w tym kierunku, od chwili, kiedy wyszła od Pandory. Po drodze wstąpiła do pięciu innych klubów. Wszędzie zamawiała Krzykacze, głównie potrójne. Nie wiem, jak jej się udało utrzymać na nogach.

– Sześć przecznic – mruknęła Dallas. – Pół godziny przed zabójstwem.

– Przykro mi, mała. To wcale nie polepsza jej sytuacji. Przejdźmy do dysków z systemu monitorującego. Skaner przed domem Leonarda został zdemolowany o dziesiątej wieczorem. W tej okolicy było dużo skarg na dzieciaki rozbijające kamery, więc pewnie i tym razem tak się stało. System monitoringu w domu Pandory został wyłączony przez wpisanie odpowiedniego kodu. Żadnego majstrowania, żadnego sabotażu. Ten, kto to zrobił, wiedział, jak dostać się do środka.

– Znał ją, znał kod.

– Nie ma innej możliwości – przytaknął Feeney. – Na dyskach z domu Justina Younga nie znalazłem żadnych braków. Young i Fitzgerald wrócili do mieszkania około pierwszej trzydzieści; ona wyszła następnego dnia o dziesiątej lub dwunastej. Nic poza tym. Ale… – Zawiesił dramatycznie głos. -W budynku są tylne drzwi.

– Co?

– Wejście przez kuchnię do windy towarowej. W windzie nie ma kamer. Można nią wjechać na dowolne piętro i do garażu. Oczywiście i w garażu, i na wszystkich piętrach jest zainstalowany system monitorujący. Ale… – Kolejna przerwa. – Winda ta jeździ też do tylnego pomieszczenia gospodarczego, znajdującego się na parterze. Tam monitoring jest mniej szczelny.

– To znaczy, że Young i Fitzgerald mogli niezauważenie wydostać się z domu?

– Owszem. – Feeney siorbnął kawę. – Jeśli dobrze znali ten budynek i jego system monitoringu, i wyszli w czasie kiedy pomieszczenia gospodarcze nie były obserwowane.

– Czyli alibi tej dwójki wcale nie jest niepodważalne. Niech cię Bóg błogosławi, Feeney.

– Lepiej wyślij mi trochę forsy. Albo daj mi te muf finki.

– Są twoje. Myślę, że będziemy musieli jeszcze raz porozmawiać z naszą zakochaną parką. Cała ta sprawa robi się coraz bardziej interesująca. Justin Young sypiał z Pandorą, a teraz kręci z Jerry Fitzgerald, konkurentką Pandory w walce o koronę najpopularniejszej modelki. I Fitzgerald, i Pandora marzą o karierze filmowej. Pojawia się Redford, producent. Chce zrobić film z Jerry, wcześniej pracował z Youngiem i sypia z Pandorą. Cała czwórka spotyka się u Pandory, na jej zaproszenie, tego samego wieczoru, kiedy ona sama zostaje zamordowana. Powiedzcie mi, po co miałaby ściągać do siebie tych ludzi: swoją rywalkę, byłego kochanka i producenta?

– Lubiła dramatyczne spięcia – podrzuciła Peabody.

– To prawda. Lubiła też działać ludziom na nerwy. Ciekawe, czy miała coś, czym mogła kłuć w oczy tych troje. W czasie przesłuchań wszyscy byli nad wyraz spokojni – zauważyła Eve. – Bardzo opanowani, rozluźnieni. Zobaczymy, czy uda nam się ich wytrącić z równowagi.

Dostrzegła, że drzwi prowadzące z jej pokoju do gabinetu Roarke'a rozsunęły się cicho.

– Były otwarte – powiedział Roarke, stając na progu. – Przeszkadzam wam.

– Nie, nie ma sprawy. Zaraz kończymy.

– Cześć, Roarke. – Feeney wzniósł słodką bułeczkę w ironicznym toaście. – To co, zakuć cię w łańcuchy? Żartuję tylko – mruknął, kiedy Eve przeszyła go wściekłym spojrzeniem.

– Myślę, że i bez tego jakoś będę kuśtykał. – Spojrzał na Peabody i uniósł brwi.

– Ach, przepraszam. Sierżant Peabody, Roarke. Roarke uśmiechnął się i podszedł do niej.

– Miło mi panią poznać. Eve mówi o pani w samych superlatywach.

Starając się nie gapić na niego cielęcymi oczami, Peabody uścisnęła mu rękę.

– Bardzo mi miło.

– Pozwolicie, że na chwilkę wykradnę panią porucznik. – Ścisnął Eve za ramię. Kiedy wstała i ruszyła za nim, Feeney prychnął.

– Zaraz połkniesz język, Peabody. Wystarczy, że facet ma twarz diabła i ciało boga, a kobiety od razu baranieją na jego widok.

– To przez hormony – mruknęła Peabody, nie odrywając oczu od Roarke'a i Eve. Ostatnimi czasy interesowało ją wszystko, co wiązało się ze sprawami męsko-damskimi.

– Jak się czujesz? – spytał Roarke.

– Dobrze.

Delikatnie uniósł jej podbródek.

– Myślę, że starasz się, aby tak było. Dziś rano mam kilka spotkań w mieście, ale zanim wyjdę, chciałem ci to dać. – Wręczył jej jedną ze swoich wizytówek z wypisanym na odwrocie nazwiskiem i adresem. – To ten ekspert od roślin pozaziemskich, o którego mnie pytałaś. Możesz iść do niej, kiedy chcesz. Dałem jej już próbkę, którą dostałem od ciebie, ale prosi o następną. Zdaje się, że chodzi o badanie krzyżowe czy coś takiego.

– Dzięki. – Eve schowała wizytówkę do kieszeni. – Mówię poważnie.

– Te raporty ze Starlight Station…

– Starlight Station? – Przez chwilę nie wiedziała, o czym on mówi. – Chryste, zapomniałam, że cię o to prosiłam. Jakoś ciężko mi się dzisiaj myśli.

– Bo masz za dużo na głowie. W każdym razie moi informatorzy donoszą, że w czasie swojej ostatniej podróży Pandora spotykała się z wieloma facetami, jak zwykle. Zdaje się, że z żadnym z nich nie spędziła więcej niż jednej nocy.

– Cholera, czy wszystko zawsze musi sprowadzać się do seksu?

– W wypadku Pandory tak właśnie było.

– Uśmiechnął się, gdy Eve zmrużyła oczy i spojrzała na niego badawczo. – A jak już mówiłem, nasz przelotny romansik był dawno temu. Wracając do sprawy, w czasie pobytu na Starlight Pandora przeprowadziła wiele rozmów przez miniłącze. I ani razu nie skorzystała z sieci publicznej.

– Żeby nie można było sprawdzić, do kogo dzwoniła.

– Też tak sądzę. Uczestniczyła tam w pokazie mody i jak zawsze, spisała się doskonale. Podobno przechwalała się, że będzie reklamowała jakiś nowy produkt i zagra w filmie.

Eve mruknęła coś pod nosem i zapisała sobie w pamięci te informacje.

– Dzięki, że znalazłeś dla mnie czas.

– Zawsze z przyjemnością pomagam naszej policji. O trzeciej mamy spotkanie z kwiaciarzem. Wyrobisz się?

Zamyśliła się na chwilę.

– Jeśli ty znajdziesz czas, to i mnie się powinno udać.

Na wszelki wypadek Roarke wyjął jej z kieszeni notebook i osobiście wpisał godzinę i miejsce spotkania.

– No to na razie. – Pochylił się i zauważył, że Eve zerka niepewnie na Feeneya i Peabody, czekających po drugiej stronie pokoju. – Mam nadzieję, że to, co zrobię, nie podważy twojego autorytetu – szepnął, po czym delikatnie pocałował ją w usta.

– Kocham cię.

– No cóż… – Odkaszlnęła. -To dobrze.

– Ach, jakie to romantyczne. – Pogładził Eve po włosach, po czym złożył na jej ustach kolejny pocąłunek, by wprawić ją w jeszcze większe zakłopotanie. – Żegnam państwa – powiedział do Peabody i Feeneya, po czym skinąwszy głową, wrócił do swojego gabinetu. Drzwi zasunęły się za nim.

– No i czemu szczerzysz te zębiska, Feeney? Zaraz dam ci lepsze zajęcie. – Eve wyjęła wizytówkę z kieszeni i podeszła do stołu. – Weźmiesz próbkę substancji znalezionej w mieszkaniu Boomera i zawieziesz ją pod ten adres. Roarke już wszystko załatwił. Ta kobieta jest ekspertem w dziedzinie flory pozaziemskiej, ale nie ma nic wspólnego ani z policją, ani z siłami bezpieczeństwa, więc zachowaj dyskrecję.

– Się wie.

– Później zajrzę do niej osobiście, żeby sprawdzić, jak jej idzie. Peabody, pojedziesz ze mną.

– Tak jest.

Delia odezwała się ponownie dopiero w chwili, kiedy obie znalazły się w samochodzie Eve.

– Domyślam się, że glinom ciężko godzić pracę z życiem osobistym.

– Jeszcze jak. – Przesłuchać podejrzanego, okłamać przełożonego, popędzić laboranta. Zamówić wiązankę ślubną. Jezu.

– Ale jeśli zachowuje się odpowiedni… ten, no… dystans, to pozostawanie z kimś w związku osobistym wcale nie musi źle się odbić na karierze.

– Moim zdaniem, z gliną trudno o szczęście. Ale z drugiej strony, cóż ja mogę o tym wiedzieć? – Eve nerwowo zabębniła palcami w kierownicę. – Feeney jest żonaty od zarania dziejów. Szef też ma rodzinę i jest szczęśliwy. Innym się jakoś udaje. – Odetchnęła głęboko. – Ja też się staram. – Nagle doznała olśnienia. – Czyżbyś zaczęła się z kimś spotykać, Peabody?

– Może. Zastanawiam się, czy powinnam.

– Splotła dłonie, rozłączyła je, po czym nerwowo wytarła ręce w spodnie.

– Ktoś, kogo znam?

– Właściwie tak. – Peabody poruszyła nogami.

– Chodzi o Casto.

– Casto? – Eve wjechała na Dziewiątą, omijając tramwaj. – O cholera. Kiedy to się stało?

– Wczoraj wieczorem natknęłam się na niego. To znaczy, przyłapałam go na śledzeniu mnie, więc…

– Śledził cię? – Eve włączyła automatyczne kierowanie. Wóz zadygotał, zawył, po czym zaczął terkotać. – O czym ty, u licha, mówisz?

– Ma dobrego nosa. Wyczuł, że wpadłyśmy na jakiś trop. Byłam wściekła, kiedy go zobaczyłam, ale potem musiałam sama przyznać przed sobą, że na jego miejscu postąpiłabym tak samo.

Eve w zamyśleniu zabębniła palcami w kierownicę.

– Tak, ja też. Bardzo pieprzył?

Peabody zarumieniła się i zaczęła się jąkać.

– Jezu, Peabody, nie miałam na myśli…

– Wiem, wiem. Po prostu to dla mnie coś nowego, Dallas. To znaczy, lubię facetów, jasne. – Przygładziła grzywkę i poprawiła kołnierz sztywnej koszuli od munduru. – Znałam ich wielu, ale mężczyźni jak Casto… no wiesz, jak Roarke.

– Mózg zaczyna się gotować.

– No właśnie. – Zrobiło jej się lżej na sercu. Dobrze było porozmawiać z kimś, kto ją rozumiał.

– Próbował ze mnie wyciągnąć informacje, ale kiedy mu się nie udało, nie wyglądał na szczególnie zmartwionego. Wie, jak to jest. Szef mówi o współpracy międzywydziałowej, a my to ignorujemy.

– Myślisz, że Casto prowadzi śledztwo na własną rękę?

– Bardzo możliwe. Podobnie jak ja rozmawiał z ludźmi z klubu. Wtedy zobaczyłam go pierwszy raz. Potem, kiedy wyszłam, poszedł za mną. Przez pewien czas krążyłam po mieście, żeby zobaczyć, co zrobi. – Uśmiechnęła się szeroko. -1 zaszłam go od tyłu. Szkoda, że nie widziałaś jego miny.

– Dobra robota.

– Trochę się posprzeczaliśmy. Kto komu włazi w paradę i tak dalej. Potem poszliśmy na drinka, postanawiając na jakiś czas odpocząć sobie od pracy. Było całkiem miło. Okazało się, że mamy wiele wspólnych zainteresowań. Muzyka, filmy i tak dalej. Jezu, przespałam się z nim.

– Och.

– Wiem, że postąpiłam głupio. Ale cóż, stało się. Eve milczała przez chwilę.

– No i jak było?

– O rany.

– Aż tak dobrze?

– Dziś rano zaproponował, żebyśmy zjedli razem kolację czy coś takiego.

– Nie widzę w tym nic dziwnego. Peabody zasępiła się i potrząsnęła głową.

– Tacy faceci na mnie nie lecą. Wiem, że on ma słabość do ciebie…

Eve przerwała jej, podnosząc rękę.

– Zaraz, zaraz.

– Dallas, przecież wiesz, że tak jest. Podobasz mu się. Podoba mu się twój profesjonalizm, twoja inteligencja. Twoje nogi.

– Nie mów, że rozmawiałaś z Casto o moich nogach.

– Nie, ale wymieniliśmy parę uwag na temat twojej inteligencji. W każdym razie, nie wiem, czy powinnam to ciągnąć. Muszę skoncentrować się na swojej karierze, on zresztą też. Po rozwiązaniu tej sprawy stracimy kontakt.

Eve przypomniała sobie, że opadły ją dokładnie te same wątpliwości, kiedy zadurzyła się w Roar-ke'u. Nic dziwnego. Takie rzeczy zazwyczaj szybko się kończyły.

– Casto ci się podoba, lubisz go, dobrze się czujesz w jego towarzystwie?

– Jasne.

– I jest świetnym kochankiem.

– Niesamowitym.

– Peabody, jako twoja przełożona radzę ci, żebyś korzystała z uciech życia.

Delia uśmiechnęła się lekko i wyjrzała przez okno.

– Pomyślę, pani porucznik.

Загрузка...