Mary Ellen Barnett zatrzasnęła drzwi samochodu, podwinęła do kolan ślubną suknię i wbiegła po schodkach do kuchni. Nie zatrzymując się nawet dla nabrania tchu, zamknęła drzwi na klucz, zaciągnęła zasłony, otworzyła piekarnik i włączyła gaz.
Samobójstwo jest dla tchórzy, lecz to jej nie przeszkadzało. Od lat była mistrzynią w tchórzostwie. Szczerze mówiąc, bardziej miała ochotę na morderstwo niż samobójstwo, ale to też było bez znaczenia. Miała już dość. Naprawdę. To, co ją spotkało dzisiaj – została porzucona przy ołtarzu – to nie pierwszy raz, kiedy zrobiła z siebie idiotkę, ale w końcu ostatni.
Mdląco słodkie opary gazu szybko wypełniły niewielką kuchnię. Za szybko. Niech to licho, zaczynały ją dławić. Nie potrafi się tak zabić. Prędzej zwymiotuje.
Niecierpliwie zamknęła dopływ gazu, zatrzasnęła piekarnik i wypadła na zewnątrz.
Musi być jakiś inny sposób. Zerwała długi biały welon, przysiadła na stopniu i zaczerpnęła świeżego powietrza.
Od wybrzeży Georgii płynęła aromatyczna bryza. Piękno tego cholernego wieczoru zapierało niemal dech w piersiach. Normalnie w święta Bożego Narodzenia było zimno, mokro i ponuro, ale nie w tym roku. Podmuch wiatru, delikatny jak pieszczota i cichy jak szept, rozwiewał jej włosy. Na aksamitnym niebie błyszczały gwiazdy i srebrny księżyc.
Noc była tak diabelnie cudowna, że Mary Ellen prawie nie mogła się skupić na samobójstwie. Jednak niedoszła panna młoda była wściekle i uparcie zdeterminowana. Ile już razy popełniła kłopotliwe, haniebne, poniżające pomyłki? Miliony. Wady jej charakteru były nie do naprawienia. Bóg wiedział, że próbowała. I chociaż jej godność i szacunek dla siebie praktycznie nie istniały, nie brakło jej wyobraźni. Sztuka polegała na tym, by zaprząc ten płodny umysł do poszukiwania skutecznych metod samobójstwa.
Podparła brodę. Mijały minuty. Choć posępnie i uparcie skupiała się na morderczych myślach, samobójstwo okazywało się nie takie proste.
Gaz odpadał. Wypadek samochodowy też. Zbyt wielkie było ryzyko, że kogoś zrani. A jeśli nie zginie, może skończyć jako ludzka roślina, podłączona do masy urządzeń, którymi ktoś będzie musiał się zajmować. Wykluczone. Powiesić się, to jeszcze gorzej – ktoś odnajdzie jej makabryczne zwłoki. Uświęcona tradycją metoda podcinania sobie żył miała tę samą wadę. Zresztą Mary Ellen nienawidziła naprawdę nienawidziła, widoku krwi. Skoncentrowała się bardziej.
Trucizna wydała się jej wspaniałym pomysłem, ale sama myśl o wypiciu płynu do czyszczenia kanalizacji była zbyt odrażająca. Najłatwiej byłoby połknąć tabletki nasenne, lecz ten sposób też stwarzał pewne problemy. Zawsze miała końskie zdrowie. Jedynym lekiem, jaki miała pod ręką była aspiryna.
Utopienie się było pewnym rozwiązaniem, ale niezwykle trudnym. Pływała jak ryba. Umrzeć z głodu? Mary Ellen wzniosła oczy ku niebu. To się jej nie uda. Zawsze miała wilczy apetyt. Jeśli znajdzie coś do jedzenia z pewnością nie zdoła się powstrzymać. Zmarszczyła czoło. Przecież musi istnieć jakiś sposób.
Jakaś efektywna metoda samobójstwa. Coś czystego i wyglądającego na wypadek. Wszyscy w mieście wiedzieli, że jest załamana po dzisiejszej panicznej ucieczce z kościoła więc wypadek w wyniku nieostrożności będzie zrozumiały. Nie chciała by ktoś obwiniał o to siebie. Nikogo w życiu świadomie by nie skrzywdziła.
Ale, niech to diabli, nie przychodziło jej na myśl nic, co spełniałoby te kryteria.
Im dłużej myślała tym pewniejszy wydawał się nieprzyjemny wniosek, że jednak, do diabła musi pozostać przy życiu.
Ledwie dotarła do niej ta posępna myśl, gdy na jej miejscu pojawiła się alternatywa. Może uciec. Jeśli była takim tchórzem, by myśleć o samobójstwie – a była – nie powinna się wahać przed ucieczką od swoich kłopotów. Nikt za nią nie zatęskni, a wszyscy odetchną z ulgą Od przyjścia na świat była głównym problemem dla wszystkich, których kochała. A łatwiej zdoła przeżyć to ostatnie fiasko i poniżenie, jeśli sama usunie się ze sceny.
Pomysł ucieczki coraz bardziej się jej podobał. To może zrobić. Zniknie. Stanie się kimś innym. Wyjedzie tam, gdzie nikt jej nie zna i nie ma pojęcia o tym, co zrobiła ze swoim życiem.
Najlepiej, gdyby to było miejsce bez mężczyzn. Po raz ostatni zrobiła z siebie idiotkę wobec jakiegokolwiek faceta. Ale ten drobny szczegół stanowił raczej wyzwanie niż problem. Na ogromnych połaciach Stanów Zjednoczonych z pewnością istnieje miejsce bez mężczyzn. Po prostu musi je znaleźć.