11

Kociaki zwiewają z terytorium żon: noc szaleństwa topless

Kiedy kobiety z city wracają do domu po wizycie u swoich zamężnych i dzieciatych przyjaciółek, mogą im się przytrafiać niemiłe rzeczy.

Rano, po tym jak Carrie, Miranda, Belle i Sarah wróciły z panieńskiego przyjęcia w Greenwich, rozdzwoniły się telefony.

Sarah skręciła nogę w kostce, jeżdżąc na łyżworolkach o czwartej nad ranem. Miranda uprawiała seks z jakimś facetem na imprezie, w garderobie, bez kondomu. Carrie zrobiła coś tak wariackiego, że była pewna, iż to koniec jej krótkiego związku z Mr. Bigiem. I nikt nie mógł znaleźć Belle.


Łysy koleś


Miranda wcale nie miała zamiaru iść na tę imprezę ani tym bardziej odstawiać czegoś, co nazywała „imitacją Glenn Close”.

– Już miałam wyjść z baru, wrócić do domu i porządnie się wyspać, żeby w niedzielę popracować.

To właśnie jedno z dobrodziejstw bycia niezamężną, bezdzietną i samotną. Możesz pracować w niedzielę. Natomiast Sarah chciała iść na imprezę.

– Zawsze możesz złapać dobre kontakty – powiedziała.

Sarah jako właścicielka firmy public relations była na nie ustannych łowach „kontaktów”, co można też przetłumaczyć jako „randek”. Impreza była na Wschodniej Sześćdziesiątej Czwartej Ulicy. W domu jakiegoś starszego, bogatego gościa. Pełno kobiet w czarnych sukniach, z praktycznie identycznym odcieniem blond włosów. Taki typ kobiet zawsze bywa na imprezach u starych, bogatych facetów, i zawsze przyprowadzają ze sobą koleżanki. Były tam więc szwadrony kobiet szukających mężczyzn i udających, że tego nie robią.

Sarah zniknęła w tłumie. Miranda sama została przy barze. Miała czarne, falujące włosy, a na sobie obcięte legginsy, więc się wyróżniała. Przeszły obok niej dwie dziewczyny i Miranda usłyszała – a może to tylko jej paranoja – jak jedna mówi do drugiej:

– To ta babka, Miranda Hobbes. Totalna dziwka.

Więc Miranda powiedziała na głos, ale nie na tyle głośno, żeby ktoś mógł usłyszeć: – Masz rację. Jestem prawdziwą dziwką, złotko, ale dzięki Bogu, nie jestem taka jak ty.

Wtedy przypomniała sobie, jak pod koniec długiego popołudnia na przedmieściach podano niskokaloryczne ciasto z marchewki z niskotłuszczowym kremem z sera, i jak jadła je maleńkim, srebrnym widelczykiem o ząbkach tak ostrych, że mogły przebić skórę.

Podszedł do niej jakiś mężczyzna. Drogi garnitur na miarę. No dobra, nie był to może do końca mężczyzna, bo miał dopiero około trzydziestu pięciu lat, ale się starał. Ona zamówiła u barmana podwójną wódkę z tonikiem, a ten facet skomentował:

– Spragniona, co?

– Nie. Tak naprawdę mam ochotę na stek. W porządku?

– Przyniosę ci – zaproponował, i wtedy usłyszała, że ma francuski akcent.

– Powiem, kiedy – rzuciła i już chciała odejść. Miała dość tej imprezy. Była zmęczona uczuciem, że tu nie pasuje, ale i do domu jej się nie chciało wracać, bo była też zmęczona samotnością i trochę pijana.

– Jestem Guy – przedstawił się. – Mam galerię przy Siedemdziesiątej Dziewiątej.

Westchnęła. – No pewnie, że masz.

– Może o niej słyszałaś?

– Słuchaj, Guy… – zaczęła.

– Tak? – spytał z nadzieją.

– A potrafisz ty sobie sięgnąć fiutem do dziury w dupie?

Guy chytrze się uśmiechnął. Przysunął się bliżej. Położył jej dłoń na ramieniu.

– Ależ oczywiście.

– To proponuję, żebyś się poszedł sam ze sobą jebać.

– No, daj spokój – powiedział Guy, a Miranda zastanawiała się, czy był rzeczywiście tak durny, czy tylko wyglądał na durnego, bo był Francuzem. A on chwycił jej rękę i zaczął ją ciągnąć na górę po schodach. Szła za nim, bo wykombinowała, że facet, który po obeldze potrafi zachować zimną krew, nie może być zły. Wylądowali w sypialni tego bogatego gościa. Łóżko pokrywała czerwona, jedwabna narzuta. Guy miał trochę kokainy. I jakoś tak zaczęli się całować. Ludzie wchodzili i wychodzili z sypialni.

Z jakiegoś powodu weszli do garderoby. Stara sosnowa boazeria, spodnie i marynarki na wieszakach, kaszmirowe swetry na półkach. Buty. Miranda sprawdzała metki: Savile Rów – nudne. Odwróciła się, a tuż za nią stał Guy. Zwarli się. Legginsy poszły w dół. Wyskoczył łysy koleś.

– Duży? – spytała Carrie przez telefon.

– Duży. I francuski – powiedziała Miranda. (Jak mogła?)

Kiedy było po wszystkim, on poprosił: – Hej, kochanie, lepiej o tym nie mów mojej dziewczynie. – I ostatni raz wsadził jej język w usta.

Potem zaczął opowiadać. Z dziewczyną mieszka od dwóch lat, są tak jakby zaręczeni, ale on tak naprawdę to nie wie, czy chce się żenić. Ona z nim mieszka, więc co ma zrobić?

I potem właśnie była Glenn Close bez króliczka.

Następnego dnia Guy namierzył numer Mirandy i zadzwonił. Chciał się spotkać.

– Iz czegoś takiego musimy wybierać – zakończyła opowieść.


Newbert się martwi

W południe mąż Belle, Newbert, zadzwonił do Carrie z pytaniem, czy nie widziała Belle.

– Gdyby nie żyła, wiedziałabym o tym – uspokoiła go Carrie.

Gips ma być zdjęty za sześć tygodni. Przez ten czas Sarah będzie musiała kuśtykać na jednej nodze i ciągnąć swój interes PR najlepiej, jak się da. Nie ma ubezpieczenia od wypadków. Firma wisi na włosku.

I czy to lepsze czy gorsze od bycia mężatką i mieszkania na przedmieściach? Lepsze czy gorsze?

A kto to wie.


Naiwność na łyżworolkach Następna była Sarah, która, wedle doniesień Mirandy, poszła jeździć na łyżworolkach do swojej piwnicy, o czwartej nad ranem. Pijana. Mając trzydzieści osiem lat. Dorosła kobieta, która kurczowo trzyma się roli nastolatki. Czy jest coś mniej atrakcyjnego? Nie sądzę.

Ale co Sarah ma robić? Ma te swoje trzydzieści osiem lat, nie jest mężatką, chciałaby z kimś być. A mężczyzn, jak już wiemy z tych zapisków, pociąga młodość. Nawet kobiety z „panieńskiego wieczoru”, które teraz są starsze od Sarah, były od niej młodsze w chwili, gdy wychodziły za mąż. Ta opcja może więc dla niej już w ogóle nie wchodzić w grę. No to poszła pojeździć na łyżworolkach z dwudziestopięciolatkiem – zamiast uprawiać z nim seks. On chciał, ale ona się bała, że on uzna jej ciało za zbyt stare.

– O, czeeeść – mówi Sarah, gdy Carrie dzwoni do niej po południu. Leży na kanapie w swojej maleńkiej, ale idealnie urządzonej kawalerce, w wieżowcu tuż na zachód od Drugiej Alei. – Nie… nic mi nie jest. Masz pojęcie? – brzmi nienaturalnie wesoło. – Tylko trochę złamana kostka. I taki przystojny doktorek na pogotowiu. I Lukę był ze mną cały czas.

– Lukę?

– Właściwie Lucas. Cudowny chłopiec. Mój mały kumpel.

Sarah chichoce. Przeraźliwy dźwięk.

– Skąd miałaś łyżworolki? – pyta Carrie.

– On na nich przyjechał. Na tę imprezę. Słodkie, prawda?


Belle w hotelu Carlyk Belle dzwoni z hotelu Carlyle. Mówi coś o obrońcy z drużyny Miami Dolphłns. We Frederick’s. Rzuca też coś o mężu, Newbercie, i o sosie do spaghetti.

– Robię świetny sos – mówi. – Jestem wspaniałą żoną.

Carrie się z nią zgadza.

No więc, kiedy Belle wróciła do domu po wieczorze panieńskim, pokłóciła się z Newbertem. Uciekła z domu, poszła do Frederick’s, nocnego klubu. Tam był ten obrońca. W kółko powtarzał, że mąż nie dosyć ją kocha.

– Ależ kocha, nic nie rozumiesz – zapewniała Belle.

– Ja będę cię kochał mocniej – upierał się obrońca.

Wyśmiała go, zwiała z klubu, wynajęła sobie apartament w hotelu Carlyle.

– I właśnie wnoszą koktajle – poinformowała Carrie. – W tej sekundzie.

Stwierdziła, że może Newbert jest spięty, bo właśnie oddał wydawcy swoją powieść. A może Newbert jest zły, bo ona nie chce więcej dzieci. Zanim jego powieść się nie sprzeda. Kiedy zajdzie w ciążę, wszystko się skończy. Więc lepiej się zabawić, póki czas.


Wszystkie drogi prowadzą do Baby Doli Po wieczorze panieńskim i rozmowie ze swoim nowym chłopakiem, Mr. Bigiem, Carrie poszła do Bowery Bar. Była tam już Samantha Jones, ta producentka filmowa po czterdziestce. Najlepsza przyjaciółka Carrie. Czasami.

Barkley, dwudziestopięcioletni początkujący malarz i zdobywca modelek, zainstalował się przy stoliku Samanthy.

– Tak bym chciał, żebyś kiedyś wpadła do mojej pracowni – powiedział, odgarniając z oczu jasne włosy. Samantha paliła kubańskie cygaro. Wciągnęła dym i wypuściła go prosto w twarz Barkleya.

– A pewnie, że byś chciał. Ale skąd wiesz, że spodobają mi się twoje obrazki?

– Obrazy nie muszą, wystarczy, że ja ci się spodobam – odbił piłeczkę Barkley.

Samantha posłała mu wredny uśmiech.

– Nie zadaję się z facetami poniżej trzydziestu pięciu lat. Mają zbyt małe doświadczenie jak na moje wymagania.

– Wypróbuj mnie – nalegał Barkley. – A jak nie, to chociaż postaw mi drinka.

– Wychodzimy – rzuciła Samantha do Carrie. – Musimy znaleźć nową przystań.

Znalazły. Klub Baby Doli Lounge. Mordownię ze striptizem w TriBeCa. Nie mogły się pozbyć Barkleya, więc zabrały go ze sobą. Może nawet lepiej było z facetem iść do baru topless. Poza tym miał trawkę. Wypalili w taksówce, a kiedy wysiedli przed Baby Doli Lounge, Sam chwyciła Carrie za ramię (choć niemal nigdy nie robi takich rzeczy) i powiedziała:

– Naprawdę chcę wiedzieć, co jest grane z Mr. Bigiem. Nie jestem pewna, czy to odpowiedni facet dla ciebie.

Carrie musiała się zastanowić, czy chce odpowiedzieć. Tak było zawsze między nią i Sam. Kiedy akurat była z kimś szczęśliwa, pojawiała się Sam i wsączała te wszystkie wątpliwości, jakby wpychała stalowy pręt między deski płotu.

– Sama nie wiem – mruknęła Carrie. – Chyba za nim szaleję.

– Ale czy on na pewno wie, jaka jesteś wspaniała? Jaka, według mnie, jesteś wspaniała?

Carrie pomyślała: „Pewnego dnia Sam i ja wylądujemy w łóżku z jednym facetem. Ale nie dzisiaj”. Podeszła do nich barmanka.

– Jak to miło znów tutaj widzieć kobiety – powiedziała.

I zaczęła im nalewać darmowe drinki. To zawsze był problem. Potem Barkley usiłował dyskutować. O tym, że tak naprawdę to on chce być reżyserem, a przecież i tak wszyscy malarze na tym kończą, to dlaczego on nie miałby przeskoczyć nudnego, malarskiego etapu i od razu nie zacząć reżyserować?

Na scenie tańczyły dwie dziewczyny. Wyglądały na „naturalne” i nie było to zachęcające – małe, obwisłe piersi, duże tyłki. Tymczasem Barkley wykrzykiwał:

– Jestem lepszy niż David Salle! Jestem, kurwa, genialny!

– Ach tak? Według kogo?! – odkrzyknęła Sam.

– Wszyscy, kurwa, jesteśmy genialni – powiedziała Carrie. I poszła do toalety.

Trzeba było przecisnąć się między dwoma podestami, potem zejść na dół po schodach. W toalecie były szare, drewniane drzwi, które się nie domykały, i połamane kafelki. Carrie myślała o Greenwich, małżeństwie, dzieciach.

– Nie jestem gotowa – stwierdziła.

Wróciła na górę, zdjęła ubranie, weszła na scenę i zaczęła tańczyć. Samantha patrzyła na nią ze śmiechem. Ale kiedy w końcu podeszła barmanka i grzecznie poprosiła Carrie, żeby opuściła scenę, Samantha już się nie śmiała.

Następnego ranka Mr. Big zadzwonił o ósmej rano. Wybierał się na golfa. Głos miał spięty.

– O której wróciłaś do domu? – spytał. – Co robiłaś?

– Nic specjalnego – powiedziała Carrie. – Poszłam do Bowery Bar. Potem w to drugie miejsce. Do Baby Doli Lounge.

– Ach tak? Działo się coś wyjątkowego?

– Za dużo wypiłam – zaśmiała się.

– O niczym więcej nie chcesz mi powiedzieć?

– Nie, nie ma o czym – odpowiedziała Carrie głosem małej dziewczynki, który stosowała, gdy chciała go udobruchać. – A ty co robiłeś?

– Ja odebrałem dziś rano telefon. Ktoś mówił, że widziano, jak tańczyłaś topless w Baby Doli Lounge.

– Och, naprawdę? – spytała. – A skąd wiedzieli, że to ja?

– Wiedzieli.

– Jesteś wściekły?

– Dlaczego mi nie powiedziałaś?

– Jesteś wściekły?

– Jestem zły, że mi nie powiedziałaś. Jak możemy być ze sobą, skoro nie umiesz być szczera?

– A skąd mam wiedzieć, czy mogę ci ufać?

– Wierz mi – odparł. – Jestem jedyną osobą, której możesz ufać. – I odłożył słuchawkę.

Carrie wyjęła wszystkie zdjęcia z Jamajki (jacy byli na nich szczęśliwi, dopiero co odkrywali siebie nawzajem). Poodcinała ujęcia Mr. Biga palącego cygaro. Myślała o tym, jak to jest spać z nim, jak zasypiała przytulona do jego pleców.

Chciała przykleić te fragmenty zdjęć do kawałka tektury, na górze napisać „Portret Mr. Biga i jego cygara”, pod spodem dodać „Tęsknię” i odbić ustami mnóstwo pocałunków.

Długo wpatrywała się w zdjęcia. W końcu nie zrobiła nic.

Загрузка...