U szczytu schodów otwierają się drzwi i staje w nich Bone, model męskiej bielizny i początkujący aktor. Jego sylwetka rysuje się na tle wejścia: jedno ramię uniesione, oparte o framugę, ciemne włosy opadają na twarz. Śmieje się, widząc, jak bez tchu pokonujesz ostatnie stopnie.
– A ty to zawsze gdzieś pędzisz – mówi, jakby sam całymi dniami wylegiwał się w łóżku. Przypominasz sobie, co powtarza jego przyjaciel, scenarzysta Stanford Blatch: „Bone zawsze wygląda tak, jakby miał przy sobie własnego oświetleniowca”. Aż w końcu nie wytrzymujesz i musisz odwrócić wzrok.
– Bone to ludzki odpowiednik futra z soboli – mawia też Stanford. Ostatnio Stanford ciągle ci o nim truje. Dzwoni telefon, odbierasz, a to Stanford.
– Kto jest bardziej seksy? Bone czy Keanu Reeves?
Wzdychasz. I choć tak do końca nie wiesz, kto to jest ten cały Bone, i prawdę mówiąc, masz go gdzieś, odpowiadasz: – Bone.
Może trochę z poczucia winy. Wiesz, że powinno się wiedzieć, kto to jest: to ten koleś, który widnieje rozpostarty, umięśniony, prawie nagi na gigantycznym billboardzie na Times Square i na wszystkich autobusach. Ale ty nigdy nie chodzisz na Times Square i nie zwracasz uwagi na autobusy, chyba że właśnie któryś z nich ma cię potrącić.
Ale Stanford pracuje nad tobą.
– Bone i ja przechodziliśmy niedawno koło jego billboardu – mówi. – I Bone chciał sobie urwać kawałek, żeby powiesić w mieszkaniu. Może nos? Ale mu poradziłem, że powinien zabrać tę wypukłość w slipkach. I jak kobiety będą go pytały, jakiego ma dużego, może śmiało mówić „czternaście stóp”.
– Bone zrobił dzisiaj coś uroczego – opowiada innym razem Stanford. – Chciał mnie zaprosić na obiad. Powiedział: „Stanford, tyle dla mnie zrobiłeś. Ja też chcę zrobić coś dla ciebie”. Ja mu na to: „Nie wygłupiaj się”, ale wiesz, on jest jedyną osobą w całym moim życiu, która zaproponowała, że mnie zabierze na obiad. Czy to możliwe, żeby ktoś tak piękny był tak miły?
Zgadzasz się poznać Bone’a.
„Będziesz gwiazdą”
Pierwszy raz spotykasz Bone’a w Bowery Bar, u boku Stanforda. Chcesz go nienawidzić. Ma dwadzieścia dwa lata. Model. I tak dalej. Masz nieodparte wrażenie, że on ciebie też chce nienawidzić. Czy okaże się strasznie durny? Poza tym uważasz, że takie sekssymbole nigdy nie są w życiu naprawdę seksy. Ostatni, którego poznałaś, przypominał robala. Dosłownie. Ale nie ten. Nie jest dokładnie tym, na co wygląda.
– Mam różne osobowości dla różnych ludzi – mówi.
Potem gubisz go w tłumie.
Jakieś dwa miesiące później jesteś na urodzinach pewnej modelki w Barocco i wpadasz na Bone’a. Stoi po drugiej stronie sali oparty o bar i uśmiecha się do ciebie. Macha. Podchodzisz. On cię ściska, a reporterzy robią wam zdjęcia. Potem on ląduje przy twoim stoliku. A ty akurat prowadzisz niekończącą się, zażartą kłótnię z przyjaciółką. Bone co jakiś czas nachyla się do ciebie i pyta, czy wszystko w porządku.
Odpowiadasz, że tak, bo skąd on ma wiedzieć, że wy zawsze rozmawiacie w ten sposób?
Stanford, który zna wszystkich w Hollywood, wysyła Bone’a do L.A. na przesłuchania do niewielkich ról w kilku filmach. Bone nagrywa mu wiadomość: „Wszyscy tu o tobie mówią. Jesteś wspaniały. Będziesz gwiazdą. Czy już ci to wystarczająco często powtarzałem? Jesteś gwiazdą, jesteś gwiazdą, jesteś gwiazdą”.
Stanford się śmieje.
– On mnie przedrzeźnia – mówi.
W końcu ty i Bone upijacie się razem w Bowery Bar.
Łatwy celujący Bone mieszka w maleńkiej kawalerce, gdzie wszystko jest białe: białe zasłony, białe prześcieradła, biała kołdra, biały fotel. Kiedy jesteś w łazience, rozglądasz się, czy używa też białych kosmetyków. Ale nie.
Bone wychował się w Des Moines, w stanie Iowa. Ojciec był nauczycielem. Mama szkolną pielęgniarką. W gimnazjum Bone nie kolegował się z „luzakami” z klasy. Miał same celujące i po lekcjach pomagał w nauce młodszym dzieciom. Był dla nich wzorem.
Bone nigdy nie myślał o zostaniu modelem, ale kiedy był w ósmej klasie, wybrano go na najprzystojniejszego chłopaka w szkole. Marzył skrycie, by robić w życiu coś fascynującego, na przykład zostać detektywem. Poszedł jednak na uniwersytet Iowa i przez dwa lata studiował literaturę, bo tak chciał tato. Jeden z asystentów, młody i przystojny, kiedyś zawołał Bone’a na konsultacje. Usiadł przy nim i położył mu rękę na nodze. Przesunął dłoń w górę aż do wypukłości w spodniach Bone’a.
– Możesz łatwo zarobić celujący – powiedział.
Bone już nigdy nie wrócił na jego zajęcia. Trzy miesiące później rzucił college.
Ostatnio ktoś wydzwania do mieszkania Bone’a i nagrywa wiadomości, w których jest tylko muzyka. Najpierw Bone słuchał piosenek, bo myślał, że muzyka się skończy i odezwie się ktoś znajomy. Teraz słucha piosenek, żeby odkryć, czy nie ma w nich klucza.
– Myślę, że to facet – twierdzi.
Dzieciństwo w Iowa Leżycie na łóżku, jakbyście mieli po dwanaście lat (leży się na brzuchu, a nogi zwisają za krawędź).
– Opowiedz mi historyjkę – prosisz.
– Historia, o której ostatnio najczęściej myślę, jest o mojej eks-eksdziewczynie – mówi Bone.
Było lato 1986 roku, a Bone miał czternaście lat. To był jeden z tych letnich dni w Iowa, kiedy niebo jest czyste, a kukurydza na polach taka zielona. I przez całe lato, kiedy jeździsz samochodem z kumplami, widzisz, jak ta kukurydza rośnie.
Bone i jego rodzina pojechali na miejscowy targ. Bone z kolegą przechadzali się po wystawie bydła. I wtedy ją zobaczył. Szczotkowała cielaczka. Bone chwycił kumpla za ramię i powiedział: „Ona zostanie moją żoną!”
Nie widział jej ani razu przez cały następny rok. Potem, któregoś wieczoru, poszedł na młodzieżową potańcówkę, jakie organizuje się w małych miasteczkach, żeby czymś zająć dzieciaki. I ona tam była. Potem podrywał ją w wieczór wigilijny.
– A potem mnie całkiem olała – mówi Bone. – To naprawdę bolało. W dziwny sposób.
Półtora roku później, kiedy ona stwierdziła, że go chce, on się nie poddał.
– Mimo że tak bardzo chciałem z nią być. Któregoś dnia dałem jednak za wygraną.
Chodzili ze sobą z przerwami przez kilka lat. Ona jest teraz programistką komputerową w Iowa City. Wciąż ze sobą rozmawiają. Może kiedyś się z nią ożeni? Uśmiecha się, a wtedy nos marszczy mu się u nasady.
– Mógłbym – mówi. – Zawsze uważam, że to piękna historia. Aż mi się od niej w głowie kręci.
– Bone ciągle powtarza, że mógłby wrócić do Iowa, mieć dzieci i być gliną – mówi Stanford.
– To urocze, oczywiście, dopóki tego nie zrobi – odpowiadasz i czujesz, że to było cyniczne.
„Wiem, że jestem neurotykiem”
Jesteście głodni, więc o szóstej wieczorem w niedzielę idziecie do Bagel „R” Us. W rogu siedzą dwie policjantki i palą. Ludzie są poubierani w brudne dresy. Bone pożera pół twojego bajgla z szynką i serem.
– Mógłbym zjeść ze cztery – mówi. – Ale nie mogę. Jak zjem hamburgera, czuję się winny.
Bone troszczy się o swój wygląd.
– Przebieram się czasem pięć razy dziennie. Kto nie spogląda do lustra ze sto razy, zanim wyjdzie na imprezę? Ja chodzę od jednego lustra do drugiego, jakbym w każdym miał wyglądać inaczej. Wiesz, to jest tak: no fajnie, w tym lustrze wyglądam dobrze, sprawdźmy, czy w drugim tak samo. A co, nie każdy tak robi?
– Czasem jestem tak rozkojarzony – mówi Bone. – Myśli mi się kłębią w głowie. Wszystko jest pokręcone i nie ma żadnego sensu.
– A teraz, coś cię rozkojarza? – pytasz.
– Twój nos.
– Serdeczne dzięki. Nienawidzę swojego nosa.
– Ja swojego też nienawidzę – mówi. – Jest za duży. Ale to też zależy od fryzury. Któregoś dnia Stanford powiedział: „Lubię, jak masz takie włosy. Dużo ich. Twój nos wydaje się mniejszy”.
Oboje wybuchacie śmiechem.
W drodze powrotnej Bone cię szturcha:
– Patrz, źle napisał „szczenięta”.
Patrzysz. Facet w kombinezonie stoi obok olbrzymiego, szarego mastiffa i trzyma tekturę z napisem „SZCZENIENIA NA SPRZEDAŻ”.
– Hę? – pyta was. Za jego plecami stoi czerwono-biała furgonetka.
– Szczenięta. To jest źle napisane – mówi Bone.
Facet patrzy na niego i szczerzy zęby.
– Hej, w górze ulicy sprzedają te same szczeniaki po dwieście doków, zamiast po dwa tysiące – mówi Bone, a facet się śmieje.
Później siedzisz na brzegu łóżka z głową w dłoniach i patrzysz na Bone’a, który leży wyciągnięty z ręką zatkniętą za pasek dżinsów.
– W jednej chwili idę ulicą i mogę się wygłupiać, a za moment jestem w totalnej depresji, bez żadnego powodu – wyznaje. – Wiem, że jestem neurotykiem. Widzę to. Czuję to. Jestem samoanalityczny, samokrytyczny, samoświadomy. Kontroluję wszystko, co mówię. – I Bone tłumaczy:
– Zanim coś powiem, najpierw mówię to sobie w głowie, żeby na głos źle nie wyszło.
– A nie wydaje ci się, że to strata czasu? – pytasz.
– To zabiera tylko sekundę. – Milczy przez chwilę.
– Kiedy ktoś obcy mnie zaczepia i pyta, czy jestem modelem, odpowiadam, że nie, że jestem studentem.
– I?
Bone się śmieje. – Traci zainteresowanie – mówi, patrząc na ciebie tak, jakby nie wierzył, że tego nie wiesz. Dzwoni do ciebie Stanford.
– Bone nagrał mi przeuroczą wiadomość – oznajmia i ci ją odgrywa: „Stannie, czy umarłeś? Czy jesteś martwy? Musisz być martwy, bo nie odbierasz telefonu, [śmiech] Zadzwoń do mnie później”.
„Lokaj Ivany Tramp”
Lubisz siedzieć w mieszkaniu Bone’a. Przypominają ci się czasy, kiedy miałaś szesnaście lat, mieszkałaś w małym miasteczku w Connecticut i, spędzałaś czas z chłopakiem, który był naprawdę piękny. Paliliście trawę, a twoi rodzice myśleli, że akurat jeździsz na koniu. Nigdy nie poznali prawdy.
Patrzysz przez okno, na promienie słońca na brązowym murze.
– Chcę mieć dzieci od czasu, kiedy sam byłem dzieckiem – mówi Bone. – To moje marzenie.
Ale to było wcześniej. Zanim stały się te wszystkie rzeczy. Zanim nadeszło dzisiaj.
Kilka tygodni temu Bone dostał sporą rolę drugoplanową w filmie, w którym miały grać wszystkie młode hollywoodzkie gwiazdy. Poszedł na imprezę i przypadkowo wylądował w domu z dziewczyną jednego z tych aktorów, nową super-modelką. Aktor zagroził, że zabije Bone’a, więc on i ta super-modelka uciekli z miasta. Tylko Stanford wie, gdzie są. Stanford dzwoni i mówi, że jego telefon się urywa. Dzwonili nawet z programu Hard Copy i proponowali Bone’owi forsę za wywiad, ale Stanford im powiedział: „A co wy sobie myślicie, że to jakiś lokaj Ivany Trump?”
Bone mówi:
– Nie mogę uwierzyć w ten cały syf. To przecież ciągle ja. Nie zmieniłem się. Ludzie mi w kółko powtarzają: „Nigdy się nie zmieniaj”. A w co niby miałbym się zmienić? W egomaniaka? Dupka? Palanta? Znam siebie bardzo dobrze. W co miałbym chcieć się zmienić? – Po chwili pyta: – Z czego się śmiejesz?
– Nie śmieję się – mówisz. – Płaczę.
Stanford mówi:
– Zauważyłaś, że Bone nie wydziela nigdy żadnego zapachu?