12

Skipper i Pan Cudowny szukają gorącego seksu w żywopłotach Southampton

Może chodzi o ten bezdyskusyjny fakt, że większość ludzi naprawdę wygląda lepiej z opalenizną. A może to dowód na to, że popęd seksualny jest silniejszy od ambicji, nawet dla nowojorczyków. W każdym razie Hamptons ma w sobie coś, co sprzyja banalnym seksualnym zwarciom, jak te żenująco krótkie spółkowania, do których większość ludzi woli rano się nie przyznawać.

Może to połączony efekt nagiej skóry (kobiety topless na Media Beach), geografii (droga z Southampton do East Hampton trwa taaak długo, zwłaszcza o czwartej nad ranem) i topografii (wszystkie te wysokie żywopłoty, w których pary mogą się ukryć). Natomiast wykorzystanie tych wszystkich elementów tak, by wyjść na swoje, zwłaszcza jeśli jest się mężczyzną, wymaga pewnej finezji. Młodość niekoniecznie daje przewagę. Trzeba umieć zarzucać sieci i wiedzieć, jak się z nich później z gracją wyplątać. Inaczej możesz coś złapać, ale nie to, czego oczekiwałeś.

Oto opowiastka ku przestrodze. O trzech pełnych nadziei kawalerach z Hamptons, podczas długiego weekendu Czwartego Lipca.

Najpierw jednak poznajmy bohaterów.

Kawaler nr 1: Skipper Johnson, lat dwadzieścia pięć. Student prawa. Specjalizacja – przemysł rozrywkowy. Cudowne dziecko. Zamierza pewnego dnia być szefem wielkiego studia, jak twierdzi, w Nowym Jorku. Zabawki plażowe: mały mercedes, ciuchy od Brooks Brothers („Mam ciało do Brooks Brothers”) i telefon komórkowy, z którego nieustannie korzysta.

Niedawno przyjaciele narzekali, że Skipper spędził dwie godziny na parkingu przy plaży, dobijając interesu przez telefon.

– Chodzenie na plażę to strata czasu – mawia Skipper. – Poza tym nie lubię się upiaszczyć.

Skipper martwi się ostatnio o brak seksualnych sukcesów.

– Czy kobiety mnie biorą za geja? – pyta całkiem szczerze.

Kawaler nr 2: Pan Cudowny, lat sześćdziesiąt pięć. Mówi, że ma sześćdziesiąt. Mocna szczęka, srebrne włosy, jasnoniebieskie oczy, atletyczne ciało – wszystkie członki działają na żądanie. Pięć razy żonaty (i rozwiedziony). Dwanaścioro dzieci. Żony numer dwa, trzy i cztery są zaprzyjaźnione. Kumple zachodzą w głowę, na czym polega jego sekret. Zabawki plażowe: nie posiada. Za to może dużo opowiadać o swoim mieszkaniu przy Park Avenue, domu w Bedford, apartamencie w Palm Beach. Na weekend zatrzymał się u przyjaciół na Further Lane w East Hampton. Rozważa kupno tego domu.

Kawaler nr 3: Stanford Blatch, lat trzydzieści siedem. Scenarzysta. Nowy Joe Eszterhas. Gej, ale woli facetów heteroseksualnych. Długie, ciemne, kręcone włosy; odmawia ich ścięcia czy związania w kucyk. Pewnie w końcu się ożeni i narobi dzieciaków. Mieszka w domu swojej babci przy Halsey Neck Lane w Southampton; babcia aktualnie mieszka w Palm Beach. Zabawki plażowe: nie prowadzi, więc przekonuje rodzinnego szofera, żeby przyjeżdżał z nim na weekendy i go woził. Najlepsza zabawka plażowa: od dziecka zna każdego, kogo znać warto, więc nie musi niczego udowadniać.


Zimny prysznic Skippera Piątek, wieczór. Skipper Johnson jedzie do Southampton, gdzie umówił się ze znajomymi w Basilico. To cztery kobiety, wszystkie pod trzydziestkę, pracują u Ralpha Laurena. Gołym okiem nie sposób ich od siebie odróżnić. Skipper twierdzi, że ich łagodna uroda działa na niego kojąco. Podobnie jak fakt, że tworzą małe stadko. Znaczy to, że nie będzie obciążony zabawianiem jednej przez cały wieczór.

Przy barze piją drinki Pine Hamptons. Płaci Skipper. O jedenastej wieczorem idą do M-80. Na zewnątrz tłum, ale Skipper zna bramkarza. Piją koktajle z plastikowych kubków. Skipper spotyka kumpli – modelarzy George’a i Charliego.

– Na ten weekend mam u siebie dwanaście dziewczyn – chwali się George.

George wie, że Skippera aż skręca, żeby go odwiedzić, więc naumyślnie go nie zaprasza. Dwie modelki zaczynają ze śmiechem oblewać się koktajlami.

O drugiej w nocy jedna z dziewczyn Skippera rzyga w krzakach. Skipper proponuje, że odwiezie całą czwórkę do domu. Mieszkają na rancho, na granicy z „dobrą” częścią Southampton. W lodówce mają skrzynkę piwa i nic więcej. Skipper idzie do sypialni z jedną z dziewczyn, siada na łóżku i sączy piwo. Kładzie się i zamyka oczy, ramieniem otacza talię dziewczyny.

– Jestem za bardzo zalany, żeby jechać do domu – mówi głosem zbitego psiaka.

– Idę spać – stwierdza dziewczyna.

– Proszę, pozwól mi zostać. Będziemy tylko spać. Obiecuję.

– Dobra. Ale masz spać w nogach łóżka. W ubraniu.

Skipper się zgadza. Zasypia i zaczyna chrapać. W środku nocy dziewczyna wykopuje go na kanapę.

Sobota rano. Skipper wraca do swojego domu w East Hampton i po drodze postanawia odwiedzić przyjaciół: Carrie i Mr. Biga, w Bridgehampton. Na tyłach domu Mr. Big bez koszuli pali cygaro i podlewa rośliny wokół basenu.

– Jestem na wakacjach – mówi.

– Co ty wyrabiasz? Nie masz ogrodnika? – pyta Skipper.

Carrie pali papierosy i czyta „New York Post”.

– On jest ogrodnikiem. Myje też samochody.

Skipper rozbiera się do bokserek i daje nura do basenu. Z kolanami zgiętymi pod odpowiednim kątem, sterczącymi na zewnątrz, wygląda jak postać z kreskówki. Kiedy wypływa, żeby nabrać powietrza, Mr. Big mówi:

– Teraz już wiem, dlaczego nie możesz nikogo zaliczyć.

– No to co mam robić? – pyta Skipper.

– Zapal cygaro – mówi Mr.


Zakochany Stanford Blatch Sobota, Halsey Neck Lane. Stanford Blatch siedzi przy basenie, gada przez telefon i obserwuje, jak dziewczyna jego brata, której nienawidzi, usiłuje czytać „New York Obseryera”. Specjalnie rozmawia podniesionym głosem w nadziei, że ona sobie pójdzie.

– Ależ musisz się przewietrzyć – mówi do słuchawki.

– To śmieszne. Co chcesz robić? Przez cały weekend siedzieć w city i pracować? Wsiadaj do hydroplanu. Ja płacę.

– Po chwili: – No to weź te skrypty ze sobą. Wy, agenci, tak cholernie ciężko pracujecie. Oczywiście, jest mnóstwo miejsca. Mam dla siebie całą górę.

Stanford kończy rozmowę. Podchodzi do dziewczyny brata.

– Znasz Roberta Morriskina?

Kiedy dziewczyna spogląda na niego nieprzytomnie, dodaje: – Tak przypuszczałem. To największa wschodząca gwiazda wśród agentów literackich. Jest cudowny.

– To jest pisarz? – pyta ona.


Skipper daje dala Sobota, wieczór. Skipper idzie na barbecue do swoich przyjaciół Rappaportów. To młoda para, która ciągle zdaje się balansować na krawędzi rozwodu. Skipper znów się upija i na dziewczynie imieniem Cindy próbuje swojej sztuczki z „piciem piwa i leżeniem na łóżku”. Wszystko idzie dobrze do chwili, gdy wspomina, że uważa Jima Carreya za geniusza.

– Wiesz co, mam crjłopaka – mówi Cindy.

Niedziela. Pan Cudowny dzwoni do przyjaciół, mówi, że ma już dość Bedford i przyjeżdża do nich swoim ferrari.

Stanford Blatch siedzi przy basenie w lekkim, plażowym garniturze od Armaniego. Marynarka z krótkimi rękawami, dopasowane spodnie. Znów rozmawia przez telefon z Robertem Morriskinem.

– Przyjedź nawet dziś wieczorem. Jest świetna impreza. Wiesz, dobre imprezy już się tu tak często nie zdarzają. Przywieziesz kogoś ze sobą? Jeśli chcesz, przyjedź z dziewczyną. Mnie wszystko jedno.


Dzieje się coś niezwykłego Sobota, wieczór. Impreza w domu Teda Fieldsa z okazji wydania książki Coerte Felskego. Skipper nie został zaproszony, co go wkurzyło. Ale i tak załatwił sobie wstęp, bo zaproponował, że podwiezie tam Stanforda Blatcha, którego zna przelotnie, a którego zapraszają wszyscy.

Impreza odbywa się w ogrodzie. Skipper stwierdza, że młoda kobieta o imieniu Margaret wyraźnie zwraca na niego uwagę. Jest niska, ma ciemne włosy i duże piersi. Ładna, ale nie w typie Skippera. Pracuje w public relations. W pewnym momencie Skipper i Margaret stwierdzają, że muszą iść do toalety, a to oznacza spacer oświetloną pochodniami ścieżką na tyłach bujnych krzewów. Zbaczają w krzaki. Zaczynają się całować. I wtedy dzieje się coś niezwykłego.

– Naprawdę strasznie chcę to zrobić – mówi Margaret, klęka i rozpina mu spodnie.

Skipper stoi jak wryty. Cały akt trwa nie dłużej niż dwie minuty.

– Ale podwieziesz mnie do domu, prawda? – pyta Margaret, trącając go łokciem w bok.

– Nie mogę – mówi Skipper. – Obiecałem już Stanfordowi, że go odwiozę, a mieszkacie w przeciwnych kierunkach.


Och, Panie Cudowny Further Lane. Pan Cudowny przyjeżdża z Bedford akurat na obiad. Jego gospodarz, Charlie, jest od pięciu lat rozwiedziony. Zaprosił kilku mężczyzn i kilka kobiet między trzydziestką a czterdziestką. Pan Cudowny siedzi obok kobiety imieniem Sabrina – lat trzydzieści dwa, piersi wylewające się z czarnego gorsetu od Donny Karan. Pan Cudowny nalewa jej drinki, wysłuchuje historii o eksmężu. O jedenastej wieczorem Sabrina oznajmia, że musi pojechać do Stephen’s Talk House w Amagansett, bo jest umówiona z przyjaciółmi. Pan Cudowny proponuje podwiezienie, bo może wypiła ciut za dużo. O trzeciej nad ranem lądują w domu Sabriny.

Kiedy Pan Cudowny tam wchodzi, jej współlokatorka oświadcza:

– Jeśli masz w głowie jakieś świństwa, to je sobie natychmiast wybij.

Układa się na kanapie i gasi światło.

Później, około piątej rano, Pan Cudowny zaczyna, odczuwać klaustrofobię. Dom Sabriny jest maleńki. Słychać, jak jej koleżanka chrapie na kanapie, tuż za drzwiami sypialni. „Chyba wariuję” – myśli Pan Cudowny.

Poniedziałek. Pan Cudowny dzwoni do Sabriny, od której wyjechał godzinę wcześniej. Nagrywa się na sekretarkę. „Chcesz pojechać na plażę?”

Pan Cudowny jedzie na Media Beach, gdzie spotyka Carrie i Mr. Biga. Dostrzega atrakcyjną blondynkę z cocker-spanielem. Podchodzi do niej i zaczyna się bawić z psem. Zaczynają rozmawiać. Pan Cudowny już myśli, że coś z tego będzie, kiedy pojawia się jej chłopak. Wielki, zwalisty osiłek na krótkich nogach, z napakowaną klatą. Pan Cudowny wraca na swój ręcznik. Jest już tam Samantha Jones, która dosiadła się do Carrie i Mr. Biga.

Blondynka i jej napakowany facet spacerują wzdłuż plaży. Ona odwraca głowę i macha Panu Cudownemu.

– Widzicie? Mówiłem, że była zainteresowana. Naprawdę zainteresowana – mówi Pan Cudowny.

– Tobą? – pyta Samantha. Śmieje się złośliwie.


Załamanie komórkowe Skipper gra w tenisa, kiedy słyszy, że dzwoni jego telefon komórkowy.

– Cześć, kochanie – mówi Margaret. – Tak tylko jestem ciekawa, co robisz.

– Jestem w trakcie partii tenisa.

– Chcesz potem do mnie wpaść? Tak bym chciała ci ugotować obiad.

– Hmm. Nie mogę.

– Co to znaczy, że nie możesz?

– To znaczy, że sam jeszcze nie wiem, co będę robił. Chyba już obiecałem jednym znajomym, że przyjdę na obiad do nich.

– No, to możemy iść razem.

Skipper ścisza głos: – Chyba nie. Wiesz, to raczej takie spotkanie w interesach, rozumiesz.

– Mój ty mały potentacie – mówi Margaret.

Robert Morriskin w końcu przylatuje hydroplanem. Stanford jest trochę wkurzony, że się nie zjawił dzień wcześniej, więc posyła po niego kierowcę starym fordem kombi, a nie mercedesem.

Pan Cudowny wraca z plaży. Dzwoniła Sabrina. Natychmiast oddzwania, ale znów trafia na automatyczną sekretarkę.


„Czy to Elle?”


Poniedziałek, wieczór. Carrie, Mr. Big i Pan Cudowny jadą na koktajl party. Pan Cudowny powoli prowadzi swojego mercedesa w górę Mecox Lane, mija końskie farmy. Słońce już zachodzi, trawa ma niezwykłą, spokojną zieleń. Kiedy samochód przejeżdża przez szczyt niewielkiego wzgórza, widzą kobietę dziwacznie jadącą na łyżworolkach. Ma na sobie obcisłą, białą bluzeczkę i skąpe krótkie spodenki. Długie, ciemne włosy związane w koński ogon. Ale to jej nogi przyciągają wzrok.

– Zakochałem się – mówi Pan Cudowny. Kiedy kobieta skręca w boczną drogę, on dalej jedzie prosto. Po chwili staje. Kładzie obie ręce na kierownicy. – Wracam.

Carrie stara się posłać Mr. Bigowi porozumiewawcze spojrzenie, ale on ją ignoruje. Śmieje się, to mu się podoba. Pan Cudowny skręca w boczną drogę za dziewczyną.

– Patrzcie na nią. Nawet nie wie, jak na tym jeździć. Zrobi sobie krzywdę.

Równają się z dziewczyną, a Mr. Big pyta:

– Czy to Elle?

Carrie siedzi z tylu i pali papierosa.

– Za młoda na Elle – stwierdza z przekąsem.

Mr. Big odkręca okno i rzuca: – Cześć!

Dziewczyna podjeżdża do samochodu.

– Cześć – mówi z uśmiechem, ale wygląda na zaskoczoną. – Czy ja was znam?

– Nie wiem – mówi Pan Cudowny, pochylając się do przodu. – Jestem Pan Cudowny.

– A ja Audrey – mówi dziewczyna. Patrzy na Mr. Biga. – Ty mi wyglądasz znajomo.

Pan Cudowny wyskakuje z samochodu.

– Czy wiesz, jak na tym hamować? Musisz umieć się zatrzymać. Łyżworolki mogą być niebezpieczne.

Dziewczyna się śmieje.

– O, tak trzeba to robić – mówi Pan Cudowny i przykuca z jedną nogą wysuniętą przed drugą i sztywno wyciągniętymi do przodu rękoma.

– Dziękuję – rzuca dziewczyna i zaczyna odjeżdżać.

– Jesteś modelką? – pyta Pan Cudowny.

– Nie – odpowiada przez ramię. – Jestem studentką.

Pan Cudowny wraca do samochodu.

– Miała na palcu obrączkę. Co sobie ten mąż wyobraża? Pozwala jej tak samej jeździć na rolkach. Poprosiłbym ją o rękę. Była piękna. Widzieliście? Jak miała na imię? Audrey. Tak, miała na imię Audrey. Takie trochę staroświeckie, nie?


Chłopak w błękitnym perkalu


Stanford wydał na cześć Roberta obiad w Delia Femina. Potem wszyscy wrócili do domu na Halsey Neck i palili trawę. O drugiej w nocy Robert wymówił się od towarzystwa, oznajmiając, że rano musi się przeorać przez górę manuskryptów. Stanford odprowadził go do pokoju, tradycyjnie dla Southampton udekorowanego perkalem.

– Zawsze kochałem ten pokój – mówi Stanford. – Takiego błękitnego perkalu już się teraz nie dostanie. Nie będzie ci tu chyba za gorąco? Ja wciąż uważam, że latem najlepiej jest spać bez kołdry. Tak robiliśmy jako dzieciaki. Zanim moja babcia odkryła klimatyzację.

Stanford siada w fotelu, a Robert się rozbiera. Zdaje się, że Robertowi to nie przeszkadza, a Stanford uparcie podtrzymuje rozmowę. Robert kładzie się do łóżka i zamyka oczy.

– Zmęczony? – pyta Stanford. Podchodzi do łóżka i spogląda na Roberta, który wciąż ma zamknięte oczy. – Spisz?


Dzień Niepodległości


Wtorek. Czwarty Lipca. Dzwoni komórka. To Margaret.

– Cześć, skarbie. Wszyscy wracają wcześniej, a ja nie chcę. Kiedy wracasz? Mogę się z tobą zabrać?

– Wracam dopiero jutro rano – mówi Skipper.

– No, to właściwie ja też mogę wrócić dopiero jutro. Zadzwonię do biura.

– Pewnie – mówi Skipper bez entuzjazmu.

– Uwielbiam te końce weekendów, kiedy wszyscy sobie pojechali, a ja ciągle tu jestem, a ty? Chodźmy razem na obiad.

– Chyba nie mogę. Obiecałem przyjaciołom…

– Nie ma sprawy – mówi Margaret lekko. – Przecież z pewnością zobaczymy się w przyszły weekend. Możemy się umówić jutro, po drodze.


Wtorek, wczesny wieczór. Pan Cudowny skręca swoim mercedesem w boczną drogę, gdzie ostatnio widział Audrey. Wysiada, otwiera bagażnik i po pewnej dozie zmagań zakłada rolki. Robi kilka rundek w tę i z powrotem. Potem opiera się o samochód i czeka.

Загрузка...