9

– Kto, na Boga, miałby zamordować mojego brata? A ściślej, dlaczego ktoś w ogóle chciałby go zamordować?

Casey krążyła po jadalni, jej ruchy były gwałtowne i nieskoordynowane. Spoglądała na ciemne meble, które teraz wydawały się jeszcze bardziej ponure niż przed paroma minutami. Wpadła w posępny nastrój.

– Można się w tym wszystkim pogubić. Czy Adam nie jest moim przyrodnim bratem? – Casey odgarnęła włosy, zirytowana.

– Jest. Ale twój rodzony brat… to długa i tragiczna opowieść; następna historia, którą powinnaś usłyszeć od swojej mamy. – Casey otwierała już usta, chcąc zadać następne pytanie, gdy Flora uniosła rękę, by nakazać jej milczenie.

Czy Flora znała szczegóły śmierci jej brata, którego nie pamiętała? Brata, któremu odebrano życie. Dlaczego ludzie zabijali swoich bliźnich?

– Wydaje mi się, że matka nie będzie w stanie czegokolwiek mi powiedzieć, Floro. Będę musiała na własną rękę dowiedzieć się, jak wyglądało moje życie. Nie rozumiem, po co te tajemnice.

Kim byli ludzie, którzy podobno stanowili jej rodzinę? Pojawiało się coraz więcej zagadek i pytań, na które nie uzyskiwała odpowiedzi.

Była zmęczona, chciała zasnąć i zapomnieć o wszystkim. Jutro stworzy plan. Jutro zdecyduje, co powinna zrobić z… resztą swojego życia.


* * *

Promień słońca przedostał się przez wąską szczelinę w ciężkich zasłonach. Sen wciąż jeszcze ślizgał się po powierzchni podświadomości, gdy Casey odwróciła się i rzuciła okiem na swój pokój.

Naciągnęła pled na twarz, żeby schronić się przed słonecznymi promieniami, i próbowała ponownie zasnąć. Jedwabna pościel była miękka i pieściła jej skórę.

We śnie nie musiała myśleć, planować ani podejmować przełomowych decyzji.

Jednak jej umysł czuwał i nie dał się uśpić. Z ciężkim sercem odrzuciła przykrycie i podeszła do okna. Odciągnęła grube zasłony. Potoki złocistego światła wpłynęły do pokoju, oblewając wszystko łagodną pomarańczową poświatą.

Cofnęła się i popatrzyła na ogród w dole, skąpany w tęczy barw. Uśmiechnęła się. Może mogłaby pracować w ogrodzie z Hankiem. Zapyta o to. Przynajmniej czymś by się zajęła.

Powróciły pytania i wątpliwości, które trapiły ją, zanim poszła spać. Próbowała je stłumić, zachwycając się przepychem ogrodów, ale to jej się nie udało.

W szpitalu Sandra powtarzała, że jeśli Casey chce się czegoś dowiedzieć, musi szukać odpowiedzi na pytania. Może trzeba będzie wrócić do życia w szpitalu. Zanim to zrobi, spróbuje zdobyć informacje tutaj, w Łabędzim Domu. Dopiero gdyby to się nie powiodło, pójdzie do lekarzy i szpitala, chociaż przyrzekła sobie, że jej noga nigdy więcej tam nie stanie. Jeśli jednak niczego się nie dowie, to pozwoli lekarzom eksperymentować na sobie, aby zdobyć wiedzę o tym, dlaczego znalazła się w szpitalu. Zdeterminowana, wzięła szybki prysznic. Natychmiast zacznie działać. Jeśli będzie miała szczęście, może już dzisiaj odkryje część prawdy o swojej przeszłości.

Poprzedniego wieczoru Adam wrócił ze szpitala późno. Kiedy Flora przyszła powiedzieć Casey dobranoc, poinformowała ją, że pan Worthington będzie w domu za kilka dni, a Eve została w Worthington Enterprises, gdzie John miał małe mieszkanie. Nie wspomniała o Blake’u i wydawała się zadowolona; szybko się wycofała. Wkrótce zmęczenie przeżyciami tego dnia dało o sobie znać i Casey zasnęła parę chwil po tym, jak jej głowa spoczęła na poduszce.


* * *

Teraz zakręciła wodę i stała nago w ciepłej, zaparowanej kabinie. Czuła się trochę niesamowicie, tak jak wczoraj, kiedy natknęła się na pokruszone szkło w balsamie. Flora nie była ani trochę zaskoczona, kiedy opowiedziała jej, co się stało. Popatrzyła na zadrapania i skaleczenia, obejrzała je zdumiona i już o tym nie rozmawiały. Zastanawianie się, w jaki sposób drobinki szkła znalazły się w balsamie, nie miało sensu. Było tak, jakby całe to zdarzenie wyobraziła sobie.

Wpatrywała się w zaparowane lustro. Nie zdołała dojrzeć ciemnych kręgów, które, jak wiedziała, znajdowały się pod jej oczami. Przetarła lustro i spojrzała na swoje odbicie. Mokre włosy przylgnęły do szyi. Wyglądała jak wychudła zmokła kura.

Przeciągnęła ręcznikiem po ramionach i nogach, krzywiąc się, gdy poczuła pieczenie tam, gdzie znajdowały się skaleczenia i zadraśnięcia.

Kto nasypał szkła do balsamu? I po co?

Ostatnie szybkie przetarcie puchatym ręcznikiem i mogła się ubierać. Sięgnęła po majteczki i koronkowy stanik. Nie zachwycała się markowymi rzeczami, które kupiła Eve, zadając sobie tyle trudu. Myślała tylko o jednym: żeby zacząć poszukiwania. Od razu. Nadszedł czas, by na nowo odkryć życie, które prowadziła, zanim spędziła dziesięć lat w szpitalu.

Ogarnął ją lęk. Czy jej wcześniejsza egzystencja była warta zapamiętania? Skoro Eve nie mogła opowiedzieć jej o dzieciństwie, będzie musiała poprosić o to Florę, a może Adama. Intuicyjnie wyczuwała, że jeszcze nie powinna nikomu ufać, nawet mamie i Adamowi, dopóki nie dowie się, jaką rolę odegrali w jej życiu. Jeśli będzie potrzebować ich pomocy, to o nią poprosi. Miała nadzieję, że do tego nie dojdzie. Zacisnęła kciuki na szczęście, aby wykazała się wytrzymałością psychiczną i fizyczną potrzebną podczas odkrywania tajemnic przeszłości.

Ostatnie spojrzenie w lustro powiedziało jej, że lepiej nie będzie. Przynajmniej na razie. W tym momencie wygląd nie był najważniejszy. Kiedy odzyska swoje życie, pomyśli o strojach i wszystkich tych dziewczyńskich rzeczach, których jej tak długo brakowało.

Wyjrzała na korytarz; nic się nie działo. Wyglądało na to, że w Łabędzim Domu zamarło życie, od czasu gdy pan Worthington znalazł się w szpitalu. A ona nawet nie poznała tego człowieka. Flora powiedziała, że trzymał wszystkich krótko, ale kochającą ręką. Gdy przemierzała schody, dobiegły ją z kuchni ciche głosy. Kiedy zbliżyła się do otwartych drzwi prowadzących do kuchni, usłyszała, że jakaś kobieta płacze. Najwyraźniej pan Worthington był bardzo lubiany przez personel. Casey obiecała sobie w duchu, że odnajdzie szpital, aby móc go odwiedzić.

Weszła do kuchni, gdzie Flora dyrygowała młodą kobietą, pokazując jej, jak ma składać płócienne serwetki. Zapachy czekolady i piekącego się chleba tworzyły domową atmosferę.

Tutaj, w Łabędzim Domu, nie będzie musiała siedzieć cicho, kiedy jakiś pacjent otrzyma megadawkę valium. Tutaj, w tej przytulnej, wygodnej kuchni nie będzie musiała zakrywać uszu, żeby zagłuszyć wrzaski obłąkanych. Nie będzie musiała wstrzymywać oddechu, czekając, czy budzące lęk kroki zatrzymają się przed jej drzwiami. Tu mogła poruszać się swobodnie. Mogła myśleć, planować i nie obawiać się, że ktoś obserwuje każdy jej ruch. Jeśli chciała, mogła wyjść na zewnątrz. Uświadomiwszy to sobie, Casey zwróciła uwagę na swoją obecność głośnym „dzień dobry”.

Flora drgnęła i położyła rękę na piersi.

– Och, moja droga, przestraszyłaś mnie.

– Przepraszam. Nie miałam takiego zamiaru. To wszystko wygląda tak… normalnie. – Poczuła, że się czerwieni, kiedy wszyscy przerwali swoje zajęcia i popatrzyli na nią zdziwieni. Natychmiast pożałowała swoich słów. Tego właśnie się po niej spodziewali. Od tej chwili zacznie im udowadniać, że nie jest szalona. Jest tak samo normalna jak oni. Tyle że oni pamiętali swoją przeszłość, a ona nie. Dziewczyna składająca serwetki wydawała się zakłopotana. Casey pomyślała, że chyba jest mniej więcej w jej wieku. Będzie potrzebowała przyjaciółki; może to właśnie początek znajomości. Podeszła do młodej kobiety i wyciągnęła rękę.

– Jestem Casey Edwards.

– Julie Moore. Miło mi cię poznać. – Dziewczyna wyciągnęła w jej stronę poczerwieniałą od pracy dłoń. Najwyraźniej przezwyciężyła już chwilowe skrępowanie. Pogodne brązowe oczy rozjaśniły się, a gdy się uśmiechnęła, na policzku ukazał się dołek. Policzki czerwone jak wiśnie, pomyślała Casey. Już lubię tę dziewczynę.

Wiedziała, że będzie musiała wykazać się inicjatywą, jeśli w Łabędzim Domu chciała zyskać przyjaciół. Jej przeszłość wyprzedzała ją i nic nie mogła na to poradzić, ale mogła dopilnować, żeby ta przeszłość nie ciągnęła się za nią jak mroczny cień.

Ścisnęła rękę Julie.

– Dziękuję. – Chcąc dowiedzieć się więcej o swojej nowej znajomej, Casey sformułowała następne pytanie.

– Na czym polega twoja praca w Łabędzim Domu? – Obserwowała, jak Julie dodaje kolejną serwetkę do stosu, po czym patrzy na Florę, jakby prosząc ją o pozwolenie. Flora wzięła Julie za rękę i poprowadziła ją do stołu.

– Czas na przerwę. Casey, czy mogłabyś zająć Julie rozmową, kiedy Ruth i ja będziemy przeglądać spis bielizny stołowej?

Ruth, niska, przysadzista kobieta z ciasno upiętym kokiem, wyszła za Florą z kuchni. Mabel, kucharka, nadal zapełniała miskę po misce, nie zwracając uwagi na to, co robili inni.

Casey nalała gorącej czekolady do kubków pomalowanych w róże, przyniosła je i postawiła na stole.

– Flora chyba myślała, że chcę zrobić przerwę, a przecież wcale nie jestem zmęczona. Mam nadzieję, że nie uzna mnie za leniucha. To mój pierwszy tydzień i nie chcę niczego sknocić, bo naprawdę potrzebuję tej pracy. Mój mąż byłby zły, gdyby… cóż, powiedzmy po prostu, że potrzebuję pracy. – Julie bawiła się podkładkami leżącymi na stole.

Casey uśmiechnęła się.

– Ja też. Nigdy nie miałam pracy…

Julie zaśmiała się i Casey poszła w jej ślady.

– Chyba obie musimy się nauczyć, kiedy otwierać usta, a kiedy milczeć. Kiedy cię zobaczyłam, poczułam, że mogłybyśmy zostać przy… – Julie urwała, zakłopotana.

– Przyjaciółkami? – dokończyła Casey.

– Tak – potwierdziła Julie.

– Ja też tak pomyślałam. – Po raz pierwszy od wielu lat Casey poczuła się szczęśliwa. Uznała jednak, że Julie ma prawo zapytać ojej przeszłość, zanim ich przyjaźń nabierze rumieńców.

– Wiem, że większość personelu orientuje się… gdzie przebywałam przez ostatnie dziesięć lat. Jeśli masz jakieś pytania, proszę, nie bój się ich zadać. Odpowiem na nie, o ile zdołam. Zbyt długo żyłam w ciemnościach. Chcę znów chodzić w słońcu. – Casey wpatrzyła się intensywnie w Julie.

– Cieszę się, że otwarcie postawiłaś sprawę. Usłyszałam przypadkiem, jak pani Worthington rozmawiała z kimś dzień przed twoim przyjazdem do domu. – Julie spojrzała na swoje ręce spoczywające na kolanach. Wydawała się zmieszana.

– O czym? – zapytała Casey.

– Nie lubię plotkować, ale pomyślałam, że ktoś powinien o tym wiedzieć. Dopóki cię nie poznałam, nie byłam pewna, komu powinnam powiedzieć. – Julie wbiła wzrok w stół.

– Co to takiego? – Casey nienawidziła tej nuty niecierpliwości w swoim głosie. Miała nadzieję, że nowa przyjaciółka jej nie wychwyci. Ostatecznie jednak to, o czym teraz się dowiesz od Julie, nie mogło być gorsze od tego, co już usłyszała i co przeszła w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin.

– Twoja matka szeptem rozmawiała przez telefon na górze. Aparat stoi we wnęce, w korytarzu. Jeśli ktoś nie wie, że on tam jest, to go nie zobaczy. Wierz mi, nie miałam zamiaru podsłuchiwać.

– Powiedz mi, Julie, co dokładnie słyszałaś.

– Usłyszałam, jak pani Worth… twoja matka mówi o twoim bracie. Powiedziała, że w żadnym razie nie wrócisz do szpitala.

– O którym bracie? To jasne, że nie wrócę do szpitala. Julie przez chwilę wydawała się zdezorientowana.

– O tym, który umarł. Tylko że… nieważne.

– Dopiero co dowiedziałam się o jego istnieniu. Zanim tu przyjechałam, nie wiedziałam, że miałam brata. Nikt nie chce o nim rozmawiać. Przynajmniej ze mną. Dlaczego mówisz mi to wszystko?

– Pytałaś. Chcę, żebyś była ostrożna. Uważaj, z kim rozmawiasz i co mówisz – ostrzegła Julie.

– A skąd mam wiedzieć, że tobie mogę ufać? Że nie kłamiesz? Nie wiem, komu ani w co wierzyć. Niczego nie pamiętam. – Casey zamachała rękami. – Czy masz pojęcie, jakie to wszystko jest frustrujące?

Julie zarumieniła się, zanim odpowiedziała.

– Rozumiem, że jesteś sfrustrowana. Jednak utrata pamięci to coś, co mogę sobie tylko wyobrażać. Casey, chcę być twoją przyjaciółką.

W tym momencie Casey miała ochotę chwycić Julie w objęcia, ale bała się, że dziewczyna pomyśli, iż rzeczywiście jest wariatką.

– Nie możesz sobie wyobrazić, jak bardzo się cieszę. Będę miała z kim porozmawiać, kogoś, na kogo będę mogła liczyć. To pomoże mi bardziej niż cokolwiek innego. Czuję to.

– Lepiej zaczekaj z pochwałami. Spędź kilka dni w tym domu, a dopiero potem mnie chwal. – Te słowa padły z ust Julie szybko, jak seria z karabinu. Gdy skończyła mówić, popatrzyła na Casey.

– O czym mówisz?

Julie omiotła spojrzeniem kuchnię, najwyraźniej upewniając się, że Mabel jest zajęta swoimi obowiązkami. Nachyliła się nad stołem i przysłoniła usta dłonią.

– W tym domu czai się zło. Poczułam, jak tylko tu po raz pierwszy weszłam, a jestem dopiero od tygodnia. Wkrótce sama się przekonasz, o czym mówię.

Julie zaniosła ich kubki do zlewu i znów zajęła się składaniem serwetek. Właśnie w tej chwili Flora i Ruth wróciły do kuchni. Dalsza rozmowa musiała zostać odłożona na później.

Flora popatrzyła na Julie, potem na Casey.

– Czy wszystko w porządku? – zapytała, zwracając się do Casey.

– Nie mogło być lepiej. Myślę, że Julie i ja zupełnie dobrze się rozumiemy. – Casey przywołała uśmiech na usta i zerknęła na Julie.

– Świetnie. Młode damy potrzebują przyjaciółek. Prawdziwych przyjaciółek, a nie tylko kobiet, które lubią plotki i mylą przyjaźń z rywalizacją. Miałam tego rodzaju przyjaciółki i wierz mi, można się bez nich obyć.

Casey wyczuła podtekst w słowach Flory. Miała nadzieję, że nie było w nich ostrzeżenia przed Julie. Powiedziała to zaraz głośno:

– Nie musisz się martwić. Julie i ja mamy ze sobą wiele wspólnego. – Przyglądała się Julie, która nadal składała serwetki w piramidy, a uśmiech zagościł w kącikach jej ust, kiedy uniosła głowę. – Myślę, że faktycznie mamy ze sobą wiele wspólnego.

Wyczuła, że Julie chciałaby coś powiedzieć, ale uważa, że moment nie jest właściwy.

Flora kiwnęła głową z zadowoleniem.

– Co masz zamiar dziś robić, Casey? Jestem pewna, że wszelkie plany, które może ułożyłaś ze swoją mamą, będą musiały poczekać, skoro pan John jest w szpitalu.

Casey sama się nad tym zastanawiała. Pamiętała daną sobie obietnicę, że odwiedzi ojczyma. Eve tkwiła przy jego łóżku, a jej własny nastrój nie sprzyjał odwiedzinom w szpitalu. Przynajmniej tego dnia.

Przede wszystkim chciała dowiedzieć się jak najwięcej o swojej przeszłości.

– Czy w Sweetwater jest biblioteka? – zapytała.

– Cóż, do licha, panienko, nie jesteśmy tacy niecywilizowani. Mieści się tuż koło budynku sądu. Jeśli potrzebujesz czegoś do czytania, to pan Worthington ma piękną bibliotekę wypełnioną mnóstwem książek.

– Dziękuję, ale chciałam poszukać różnych informacji o Sweetwater. Może coś pobudzi moją pamięć.

– Cóż, zatem powiedz Lilah, że nie chcesz, aby ci przeszkadzano. Najważniejsze w życiu tej kobiety są plotki.

– Lilah to bibliotekarka? – zapytała Casey.

– Tak, niestety. Myślę, że przeczytała każdą książkę w tej bibliotece tysiąc razy, a przynajmniej te o Sweetwater. Pewnie miała nadzieję, że znajdzie strzępek stuletniej plotki, której mogłaby przeciw komuś użyć. Właściwie to jest całkiem miła, kiedy ktoś przyzwyczai się już do jej mielenia ozorem.

Casey nie mogła uwierzyć, że ma tyle szczęścia. Bibliotekarka ze skłonnością do plotkowania mogła zaoszczędzić jej wielu godzin poszukiwań.

– Jeśli potrzebujesz podwiezienia, Hank jedzie do miasta. Zobaczę, czy jeszcze tu jest.

Flora wyszła prędko z kuchni, żeby poszukać Hanka. Julie złożyła ostatnie serwetki i szepnęła do Casey w drodze do szafy, w której trzymano bieliznę stołową:

– Bądź ostrożna i uważaj na Lilah. Jest sympatyczna, ale ma też ambicje towarzyskie. Robi wszystko, co tylko może, żeby zebrać pieniądze dla biblioteki. Myślę, że w taki sposób chroni swoje miejsce pracy. Twoja matka podarowała bibliotece wielkie sumy. Czytałam o tym w gazecie. W holu biblioteki wisi tabliczka, która o tym informuje. Pomyślałam, że powinnaś wiedzieć.

Nie było czasu na zadawanie dalszych pytań. W drzwiach pokazał się Hank z kluczykami w ręce. Casey pomachała wszystkim na pożegnanie i poszła za ogrodnikiem do półciężarówki.


* * *

Hank był wysokim, żylastym, małomównym mężczyzną o skórze pociemniałej i stwardniałej od wielu godzin spędzonych na słońcu. Wyglądał na więcej niż swoje pięćdziesiąt dziewięć lat. Odrobina brytyjskiego akcentu zmieszana z południowym dialektem sprawiała, że kiedy mówił, skupiał na sobie uwagę innych.

Milczenie Casey najwyraźniej mu nie przeszkadzało. Podziękował jej za pochlebne uwagi na temat ogrodów Łabędziego Domu, ale potem nie powiedział już ani słowa. Wilgotne powietrze wpadało przez otwarte okna do środka półciężarówki; Casey było gorąco, a ubranie lepiło się do ciała. Miała nadzieję, że w bibliotece jest klimatyzacja. Zapytała o to Hanka. Wzruszył ramionami. Przyjęła, że nie wie.

Kiedy wjeżdżali do centrum Sweetwater, Hank znacznie zmniejszył szybkość. Spojrzał na nią przenikliwie ciemnymi oczami. Mimo upału Casey przeszedł zimny dreszcz.

– Wiem, czego szukasz, młoda damo. Na twoim miejscu dałbym sobie spokój. Sytuacja się uspokoiła. Pani Worthington nie będzie zadowolona, kiedy usłyszy o twojej wizycie w bibliotece.

Nie byłaby bardziej zdziwiona, gdyby wypchnął ją z półciężarówki. Okazało się, że traktowanie Hanka wyłącznie jako wiejskiego ogrodnika było poważnym błędem. Mógł odegrać istotną rolę w wyjaśnieniu zagadki jej dawnego życia.

Miała nadzieję, że dzięki temu, co znajdzie w bibliotece w Sweetwater, wkrótce pozna wiele odpowiedzi.

Hank zaparkował przed biblioteką. Casey otworzyła drzwiczki i odwróciła się w jego stronę.

– Dziękuję za podwiezienie. Kiedy będziesz składał raport mojej matce, powiedz jej, że zamierzam bardzo starannie dobierać sobie lekturę.

Zatrzasnęła drzwi, nie racząc poczekać na odpowiedź Hanka. Skąd brały się te ostrzeżenia? Zdjęcie, szkło, ekspedientka u Haygooda. A teraz Hank. Julie miała rację. Za południową subtelnością Sweetwater czaiło się zło.


* * *

Casey nie przypominała sobie, żeby kiedykolwiek widziała w jednym pomieszczeniu tyle książek. Sięgające sufitu półki ciągnęły się wzdłuż ścian i nawet zachodziły na okna. Jarzeniowe oświetlenie niedostatecznie rozjaśniało wnętrze. Olejek cytrynowy wymieszany z pleśnią i czymś, co nazwała w myślach „starym zapachem”, unosił się w powietrzu.

Dostrzegła małe biurko zastawione stosami książek. Zajrzała, po czym cofnęła się, kiedy uświadomiła sobie, że nie jest sama.

– Pani Lilah? – Casey ciekawiło, jak długo kobieta pozwoliłaby jej wędrować po bibliotece, zanimby się odezwała.

Pulchne ręce przesunęły książki na bok. Casey zobaczyła, dlaczego kobieta nie wstała.

Musiała ważyć ze sto pięćdziesiąt kilo. Fałdy tłuszczu po prostu zwisały z krzesła. Miała potrójny podbródek i włosy czarne jak u Elviry, królowej mroku, tak mocno skręcone, że tworzyły zbity kłąb. Utkwiła przenikliwe niebieskie oczy w Casey i ani na chwilę nie odwróciła wzroku.

– Wiem, że jesteś zszokowana. Zawsze tak jest, kiedy ktoś się tego nie spodziewa – odezwała się piskliwie. Casey musiała zasłonić usta, żeby ukryć szeroki uśmiech. – I nie mów mi, że przypominam ci tę małą grubą kobietę z „Ducha” Spielberga. Słyszałam to tyle razy, że robi mi się niedobrze. Wiesz, na jej miejscu na pewno, do diabła, pracowałabym nad głosem, wiesz, straciła go i tak dalej. A jest aktorką. Ja jestem bibliotekarką i lubię być inna niż wszyscy. – Lilah sapnęła i wzięła oddech tak, jakby miał być jej ostatnim.

Casey wyciągnęła rękę.

– Jestem Casey Edwards.

– Mój Boże! Kiedy ostatni raz cię widziałam, byłaś cała w… cóż, nieważne. Co cię tu sprowadza? – Już i tak piskliwy głos Lilah stał się o oktawę wyższy.

– Chciałabym dowiedzieć się czegoś o Sweetwater. Pomyślałam, że gdybym trochę poczytała, uruchomiłabym swoją pamięć.

– A więc to rzeczywiście prawda?

– Co? – zapytała Casey.

– Naprawdę nie pamiętasz, zgadza się? Powiedziałabym, że to błogosławieństwo losu, chociaż niektórzy by się z tym nie zgodzili. Cóż, powiem ci, że pamiętam tamten dzień, jakby to było wczoraj. Błyskające światła, szeryf Parker, wtedy praktycznie chłopiec, i twoja biedna mama, no, to było straszne, mówię ci, po prostu straszne.

Nie mogła uwierzyć, że los tak jej sprzyja! Lilah otworzyła drzwi, chociaż ona nawet jeszcze nie zapukała.

– Niczego nie pamiętam.

– Powiem ci coś, młoda damo, najlepiej zapomnieć pewne rzeczy. Twoja pamięć robi to, co trzeba, zamyka się przed tobą i tak dalej. Młoda dziewczyna taka jak ty nie powinna mieć tego rodzaju wspomnień. Oczywiście młoda dziewczyna taka jak ty nie powinna przede wszystkim zostać zmuszona do zrobienia tego, co ty zrobiłaś. Zawsze myślałam, że stało się coś więcej, niż ujawniono w sądzie podczas dochodzenia koronera. Tak samo myśleli wszyscy w tym miasteczku.

Casey poczuła, że brakuje jej powietrza. Dochodzenie koronera?

– A więc muszą być akta, stenogramy, wycinki z gazet. Wspomniałaś o szeryfie, nie zapamiętałam nazwiska, czy wciąż jest szeryfem? – Serce Casey biło jak oszalałe.

Lilah odsunęła się od biurka i skrzyżowała sflaczałe ramiona nad obfitym biustem.

– Tak, rzeczywiście jest. Dlaczego chcesz to wiedzieć?

Casey rozpoznawała wyzwanie, kiedy miała z nim do czynienia. Bibliotekarce nie rozwiąże się dziś język. Jeszcze nie dziś.

– Wydaje mi się to oczywiste. Chciałabym wiedzieć, co stało się tamtego dnia. – Słyszała w swoim głosie desperację. Próbowała wziąć głęboki oddech, żeby się uspokoić. Nie pomogło. Czuła, że znalazła się na krawędzi.

– Myślę, że to nie ja powinnam opowiedzieć ci o tamtym dniu. Zapytaj Eve, ona ci powie. Jest twoją matką, młoda damo.

– Nie sądzę, żeby akurat teraz był to dobry pomysł. Pan Worthington miał lekki udar mózgu wczoraj wieczorem. Mama jest przy nim w szpitalu.

– Och, biedna kobieta. Mówię ci, musiała znieść więcej niż większość ludzi. Zawsze jest taka hojna. Kiedy pojawiła się szansa, żeby biblioteka kupiła czytnik do mikrofilmów, twoja mama przekazała na to pieniądze. Biedny, biedny John. – Lilah ciężko westchnęła.

Casey spróbowała pociągnąć ją za język.

– Widzisz więc, dlaczego nie mogę zapytać matki. Jestem pewna, że nie miałaby nic przeciwko temu, żebyś opowiedziała mi o tym, co się wtedy wydarzyło.

Bibliotekarka zastanawiała się przez dłuższy czas, po czym powiedziała:

– Chyba mogłabym to zrobić. Może przysuniesz sobie krzesło.

Casey usiadła, podniecona, a zarazem pełna obaw w oczekiwaniu na relację z wydarzeń, o których jej matka, Flora i najwyraźniej każdy, kto był związany z Łabędzim Domem, nie chcieli rozmawiać.

– Z tego, co pamiętam, to był typowy jesienny dzień. Wczesny wieczór. Pamiętam, że w pewnym momencie skończyły mi się cukierki. Właśnie włączyłam telewizor, żeby obejrzeć mój ulubiony talk-show.

Casey czekała cierpliwie, kiedy bibliotekarka mówiła bez końca o swojej ulubionej gwieździe oper mydlanych, która tamtego dnia była gościem oglądanego przez nią codziennie programu.

– Syreny śmiertelnie mnie wystraszyły. Nie słyszy się ich często w Sweetwater. Pamiętam, że zastanawiałam się, co takiego mogło się wydarzyć. Byłam sama i musiałam wiedzieć, co się dzieje, więc zadzwoniłam do Very. Jest dyspozytorką szeryfa Parkera. Nie mogła wydusić z siebie ani słowa, a nie przypominałam sobie, by kiedykolwiek tak zareagowała. Usta tej kobiety zwykle ruszają się w tempie miliona słów na minutę.

Casey uśmiechnęła się. Przyganiał kocioł garnkowi.

– W końcu powiedziała, że szeryf pojechał do domu Edwardsów. Cóż, od razu wiedziałam, że stało się coś okropnego. Zawsze mówiłam twojej mamie, że ten chłopak ma coś nie tak z głową. Buzz też to wiedział. Twój ojciec już nie żył, a Eve została sama z dwójką małych dzieci. To, że chłopiec nie był jej, wydawało się tylko pogarszać sprawę.

– Chwileczkę! Co rozumiesz przez to, że chłopiec nie był jej?

– Myślałam, że wiesz. – Lilah potrząsnęła głową, mocno skręcone włosy obiły się o mięsiste policzki. – Buzz był chłopakiem, kiedy ożenił się z Carol Conners, swoją sympatią ze szkoły średniej. Podobno musieli wziąć ślub. Niektórzy mówili, że Buzz nie jest ojcem, ale kto to wie? W tamtych czasach mężczyźni brali na siebie odpowiedzialność. Nie to co dzisiaj. Dzieci mają dzieci, potem pokazują się w ogólnokrajowej telewizji i mówią, jak to zrobiły. Mdli mnie od tego, naprawdę. Buzz postąpił właściwie.

Od urodzenia Ronald nie był normalny. Twój ojciec zabrał go do jakiegoś lekarza w Atlancie. Nigdy nikomu nie powiedział, co jest z chłopcem nie tak, ale każdy mógł zauważyć, że z małym coś jest nie w porządku. Zdaje się, że niedługo potem twój ojciec i Carol się rozwiedli. Nigdy nie dowiedziałam się, dlaczego Buzz o tym nie mówił, a Carol przeprowadziła się do Tennessee. Parę lat później Buzz poznał twoją mamę. Ludzie, jak ona atrakcyjnie wyglądała! Mężczyźni nigdy nie mieli dość gapienia się na nią. Buzz uważał się za największego szczęściarza na świecie. Pamiętam, że pewnego razu widziałam, jak idzie główną ulicą Sweetwater rozpromieniony, jakby znał rozwiązanie największej tajemnicy na świecie.

Słuchając pilnie, Casey przesunęła się na brzeg krzesła.

– Nie pamiętam, jak długo się spotykali, ale wkrótce po ich ślubie Carol umarła. Ponieważ Ronald był taki, a nie inny, nikt z jej rodziny nie chciał wziąć go do siebie. Oczekiwali, że chłopiec będzie mieszkać z Buzzem, skoro ten twierdził, że jest jego ojcem. Ronald miał pewnie z siedem albo osiem lat, kiedy zamieszkał z Buzzem. Eve była w ciąży z tobą, pamiętam to. Podziwiałam ją za to, że bierze na wychowanie dziecko innej kobiety, zwłaszcza w jej stanie.

Lilah wysunęła szufladę, wyjęła do połowy opróżnione opakowanie snickersów i zaproponowała jednego Casey, która wzięła batonik i czekała na dalszy ciąg opowieści.

– Zaraz po twoim urodzeniu sytuacja się zmieniła. Eve męczyła się z Ronaldem, a Buzz, jeśli dobrze pamiętam, został właśnie zwolniony z papierni. Babcia Edwards brała cię do siebie, kiedy tylko mogła. Nadal pracowała, sprzątała domy najlepszych rodzin w Sweetwater. Powiem ci, że pracowała cholernie ciężko. To dzięki temu miała z czego płacić za mieszkanie. W tej rodzinie sytuacja ciągle się pogarszała. Ale za bardzo się rozpędziłam. Wrócimy do dnia, kiedy rozpętało się piekło, to chcesz wiedzieć, tak?

Загрузка...