Casey włożyła zdjęcie do kieszeni sukienki, zamierzając pokazać je później Florze. Może ona wiedziała, kim był chłopiec z fotografii. Uznała, że teraz nic nie może w tej sprawie zrobić, więc zabrała bieliznę z szuflady i weszła z powrotem do sypialni.
Flora była w łazience, przygotowywała dla niej kąpiel i jednocześnie nie przestawała mówić. Casey stanęła w drzwiach, patrząc, jak Flora wykłada wielkie, puszyste ręczniki i pachnące mydła na wyściełany taboret obok wanny.
Przepych ją zdumiał. Ogromna wanna wyglądała tak, jakby mogła pomieścić tuzin osób, i wypełniała pół łazienki. Drugą połowę zajmowała toaletka. Ściany były utrzymane w kolorach bladoróżowym, kremowym i złotym. Stosy ręczników, grubych płaszczy kąpielowych i kostek mydła w tym samym odcieniu co tapeta znajdowały się w przeszklonej szafce obok wspartej na nóżce umywalki. Za ścianą w kremowym kolorze ukryty był sedes, a także kabina prysznicowa. Pierzaste rośliny zajmowały puste narożniki. Casey nie mogła się doczekać, kiedy zanurzy zesztywniałe mięśnie w ciepłej, pachnącej wodzie.
Wzięła kostkę mydła z kosza umieszczonego na podłodze przy końcu wanny i wciągnęła zapach gardenii. Jej ulubiony. Skąd to wiedziała? Doktor Macklin powiedział, że zapach może być jednym z bodźców, który pozwoli jej odzyskać pamięć.
– Floro, kto wybrał te mydła? – Nadal wdychała kwiatową woń.
– Myślę, że pani Worthington. Nie podoba ci się ten zapach? – Flora położyła jeden z płaszczy kąpielowych na taborecie koło toaletki.
– Przeciwnie, to mój ulubiony. Po prostu się zastanawiałam, kto o tym wie.
– Eve uwielbia zakupy. Na pewno pamiętała, że to twój ulubiony zapach. Matka wie takie rzeczy.
Casey położyła mydło na brzegu wanny, kiedy przypomniała sobie o zdjęciu. Sięgnęła do kieszeni, wyjęła fotografię i popatrzyła na nią ostatni raz, zanim podała ją Florze.
– Znalazłam to. Czy wiesz, do kogo należy?
Flora popatrzyła na zdjęcie. Wymamrotała coś niezrozumiałego i poszła prędko do sypialni, wsadzając zdjęcie do kieszeni fartucha.
Chociaż Casey znała Florę od mniej niż dwóch godzin, wiedziała, że jej zachowanie nie jest normalne. Przez cały ten czas nieustannie mówiła, dawała przyjacielskie rady i przedstawiła swoje poglądy na wiele spraw. Teraz nagle zachowała się zupełnie inaczej. Nie odpowiedziała na pytanie.
Casey przeszła do sypialni i znalazła Florę w garderobie, gdzie przeszukiwała szuflady.
Nie chcąc jej przestraszyć, powiedziała cicho:
– Floro?
Podobna do elfa kobieta obróciła się gwałtownie, strącając z półki pudełko z butami.
Casey zorientowała się, że Flora się bała! Czy przestraszyło ją zdjęcie?
– Ojej… przepraszam, moja droga, ja… zaskoczyłaś mnie. – Flora przesunęła rękami po nakrochmalonym fartuchu i szybko ruszyła do łazienki, żeby zakręcić wodę.
Casey szła za nią. Nadal nie usłyszała odpowiedzi na swoje pytanie.
– Kim jest ta osoba na zdjęciu, Floro? Wydaje mi się, że pamiętam, a jednak tak naprawdę nie wiem, skąd go znam, mam tylko wrażenie, że otacza go aura… zła. – Wzruszyła ramionami. – Nie wiem, to tylko moje odczucie.
– Cóż, wiesz, co mówią o uczuciach; jeśli coś czujesz, to tym się kieruj. Zapytaj swoją mamę, ona ci powie.
– Dlaczego mam wrażenie, że nie chcesz odpowiedzieć na moje pytanie? Czy tożsamość chłopca z fotografii to wielka tajemnica? Jestem w domu ledwie od dwóch godzin, a czuję się jak zombi. Nic nie wiem, nie pamiętam nawet tego – okręciła się w kółko, wskazując rękami na boki – ogromnego domu, wsysa mnie światło. Mówię ci, zupełnie jak w powieści Stephena Kinga! – Kim jest Stephen King? – Na dodatek czuję, że mam głowę jak przekrojony melon, a teraz ty nie chcesz mi nawet powiedzieć, kto jest na zdjęciu. To za dużo. – Casey podeszła do łóżka i opadła na nie, nie dbając o to, co Flora o niej myśli. Miała już dość tego, że traktowano ją jak idiotkę. To, że niczego nie pamiętała, nie oznaczało, że jest szalona. Myśleli tak na początku. Wszyscy ci wspaniali lekarze w tym wspaniałym szpitalu. To akurat pamiętała. Podczas lat spędzonych w szpitalu ani razu nie powiedzieli jej, dlaczego tam się znalazła. Zapewniali tylko, że zdarzyła się tragedia, w wyniku której straciła pamięć.
– Dostałam instrukcje od pani Worthington, żeby nie odpowiadać na żadne pytania dotyczące twojej przeszłości. Wyjaśniła, że sama powie ci to, co musisz wiedzieć. Rozumiem, jaki masz teraz mętlik w głowie, moja droga. Jeśli nie chcę stracić pracy, muszę wykonywać polecenia pani, chociaż robię to w tym wypadku z wielką niechęcią.
Casey zawstydziła się swojego wybuchu. Na pewno nie chciała sprawić kłopotu jedynej osobie, która w ciągu ostatnich kilku godzin traktowała ją jak normalnego człowieka. Objęła ramieniem Florę.
– Przepraszam. Nie wiem, co mnie napadło. Zwykle nie wyładowuję frustracji w taki sposób. A przynajmniej tak mi się wydaje. Ostatnie dziesięć lat to jak rozmazana plama. Powinnam wiedzieć, że tak nie można. Mam wrażenie, jakby moje myśli były na karuzeli, która kręci się coraz szybciej.
Flora pogłaskała Casey po plecach.
– Myślę, że gorąca kąpiel przyda ci się bardziej niż cokolwiek innego. Będę miała dla ciebie przygotowaną przekąskę, kiedy skończysz, i zapomnimy, że ta rozmowa miała kiedykolwiek miejsce. Teraz życzę ci przyjemnej kąpieli.
Flora wyszła z łazienki, a Casey nadal nie miała pojęcia, dlaczego widok chłopca z fotografii tak bardzo ją zaniepokoił. Jego tożsamość pozostawała zagadką.
Zdjęła długą szorstką brązową koszulę i poszukała kosza. Znalazła ukryty pod toaletką mały koszyk z wikliny. Zwinęła szpitalny strój i wepchnęła do koszyka, ciesząc się, że nigdy już nie będzie musiała nosić tej ohydnej szmaty.
Wsuwając się do ciepłej, pachnącej wody westchnęła i zdała sobie sprawę, że bierze pierwszą prawdziwą kąpiel od dziesięciu lat. Uśmiechnęła się, myśląc o chłodnych, krótkich prysznicach, do których była przyzwyczajona. Będzie umiała do tego przywyknąć.
Znalazła kilka jednorazowych maszynek, a także krem do golenia z aloesem. Golenie nóg było zabronione w szpitalu, z obawy, że pacjenci próbowaliby popełnić samobójstwo – jakby rzeczywiście miała ochotę zabić się maszynką Bic. To była nieoczekiwana rozkosz. Pokryta pianą gęstego kremu, zachwycała się jedwabistością swojej skóry, gdy maszynka sunęła po jej długich nogach. Chociaż golenie nóg było dla niej teraz rzeczą nową, czuła, że robiła to w przeszłości i że w przyszłości będzie nadal lubić tę drobną przyjemność.
Opierając głowę na malej poduszce, zamknęła oczy. Po raz pierwszy od dawna była całkowicie zrelaksowana bez pomocy lekarstw czy sesji hipnotycznych z doktorem Macklinem. Wcześniej nie myślała wiele o tym, co będzie robić, kiedy wróci do domu, ale teraz zdała sobie sprawę, że nie może pozostawać na granicy dwóch światów w nieskończoność. Co dokładnie zrobiła w przeszłości? Odkrycie tej tajemnicy było najważniejsze. Musiała się dowiedzieć, aby móc ruszyć naprzód. Czy to, co się kiedyś stało, było tak straszne, że nigdy nie zdoła tego zmazać? Nie mogła mieszkać u Eve bez końca. Powinna rozpocząć życie na własny rachunek. A poza tym, co tak naprawdę wiedziała o swojej matce? Jej kilkakrotne, krótkie odwiedziny w szpitalu kojarzyły się Casey jedynie z muśnięciem wargami policzka, zapachem egzotycznych perfum. Jednak matka nie zapominała podczas każdej wizyty zadać jej tego samego pytania, które doktor Macklin, dyrektor szpitala, pan Bentley i Sandra zadawali jej codziennie: „Czy dziś coś sobie przypomniałaś?”. Przez dziesięć długich lat. Dzień po dniu, tydzień po tygodniu, miesiąc po miesiącu, rok po roku.
Zaróżowiona jak niemowlę wyszła z głębokiej wanny, ale cofnęła stopę, żeby nie stanąć bezpośrednio na grubym dywaniku. Kładąc ręcznik na podłodze, żeby zapobiec powstaniu mokrych śladów, przypomniała sobie, że nie musi tego robić. Nie mając pewności, czy kiedyś przyzwyczai się do luksusów w swoim nowym domu, stanęła na małym ręczniku i wytarła się do sucha.
Wśród licznych umieszczonych na toaletce buteleczek dostrzegła słoiczek ze swoim ulubionym balsamem o zapachu gardenii i wkrótce smarowała już tym przyjemnie pachnącym kosmetykiem całe ciało.
Najpierw poczuła lekkie pieczenie, potem ukłucie, jakby wbito w skórę igłę. Kolejne ostre ukłucie. Potem jeszcze jedno. Casey była ostrożna, kiedy się goliła. Nie czuła żadnego szczypania, kiedy maszynka ślizgała się po jej nogach. Nalała sporą ilość balsamu w dłoń i zaczęła nacierać nim ramiona.
– Cholera, co do… – Casey stanęła przed lustrem i upuściła ręcznik na podłogę. Wpatrywała się w swoje odbicie.
Cienkie, kręte strumyczki krwi ciekły po jej nogach. Kiedy obróciła się bokiem, zobaczyła paseczki czerwieni wypływające na powierzchnię z jej ramion, jak malutkie gwiaździste naczyniaki, które w jakiś sposób wykwitły na skórze.
Wzięła myjkę, której przed chwilą używała, i przykładała ją do zakrwawionych nóg i ramion. Malutkie skaleczenia usiały jej ręce i nogi. A naprawdę uważała z maszynką. Zresztą, to i tak nie wyjaśniałoby skaleczeń na ramionach.
Casey przetarła zamglone lustro i sięgnęła do kontaktu, żeby włączyć światło. Przy bliższych oględzinach zobaczyła, że jej ramiona są pokryte malutkimi skaleczeniami w kształcie rombów. Przeciągnęła ręką po ramieniu. Kilka mikroskopijnych kawałeczków czegoś niezidentyfikowanego sterczało spod jej podrażnionej skóry.
Otwierała szuflady i zatrzaskiwała jedną po drugiej, aż znalazła to, czego szukała. Szczypczyki. Nachyliła się w stronę dobrze oświetlonego lustra i wyskubała połyskujące okruchy ze swojego ramienia. Malutkie kropelki krwi łączyły się w strużki biegnące wzdłuż całych jej ramion.
Naga i pokryta krwią usiadła na blacie i nadal wyciągała malutkie drzazgi z ciała. Cienkie czerwone wstążki wolno spływały po jej nogach i zostawiały plamy na dywaniku. Przed paroma minutami troszczyła się o to, żeby podłoga pozostała sucha. Teraz, gdy jej krew barwiła kremowy dywanik, było to najmniejsze z jej zmartwień.
Znalazła butelkę wody utlenionej w toaletce, usunęła kaleczące okruchy ze skóry i przemyła rany. Mówiąc sobie, że zakażenie to ostatnia rzecz, jakiej potrzebuje, przeszukiwała szuflady, aż znalazła maść na skaleczenia. Uważając, żeby nie trzeć piekących ranek zbyt mocno, delikatnie nakładała maść na skórę.
Jej wzrok padł na słoik balsamu, który zostawiła otwarty. Gdy miała już zakręcić pojemnik, zauważyła kilka grudek czegoś na wierzchu.
Wzięła szczypczyki i ze zręcznością chirurga wyciągnęła jedną z większych zlepionych grudek z górnej warstwy kremu. Spłukała balsam z małego przedmiotu, wyskubała następny i powtórzyła czynność. Nie dbając o to, że robi bałagan, chwyciła pojemnik i całą jego zawartość wrzuciła do mydelniczki. Dokładnie tak, jak myślała. Malutkie iskrzące się kawałeczki szkła.
Ponieważ było niemożliwe, żeby szkło rozbiło się i wpadło do zamkniętego słoika, w dodatku nowego, samo, wiedziała, że zostało tam przez kogoś umieszczone. Tak jak zdjęcie. Ktoś chciał ją przestraszyć i zrobić jej krzywdę. Mogła poważnie się poranić. Czy taki był cel jej nieznanego wroga?
Skaleczenia zostały zdezynfekowane, więc Casey otuliła się grubym płaszczem kąpielowym. Gdy wróciła do sypialni, ogarnął ją niepokój. Mięśnie, które rozluźniły się od ciepła kąpieli, były teraz napięte.
– Skończyłaś? – Śpiewny głos Flory wypełnił pokój. Otwierała drzwi nogą, w obu rękach niosąc tacę zastawioną smakołykami. Casey pośpieszyła jej z pomocą.
Flora postawiła tacę na małym stoliku z drewna wiśniowego, stojącym przy ścianie przeciwległej do wychodzącego na ogrody okna.
Casey przyglądała się jedzeniu, chwilowo zapominając o strachu. Była głodna, ale nie chciała się najadać przed obiadem z panem Worthingtonem.
– Myślę, że powinnaś dzięki temu wytrzymać do obiadu. Pan Worthington lubi przestrzegać rozkładu dnia wprowadzonego przez swoich przodków. – Flora nalała czekoladę z pomalowanego w róże dzbanka.
Casey patrzyła, jak Flora napełnia jej talerz. Chrupiąc jędrny plasterek ogórka, zapytała:
– Jaki jest ten rozkład dnia?
– Chodzi przede wszystkim o obiad. Zwykle podajemy do stołu dopiero o dziewiątej. Mabel serwuje podwieczorek, żeby domownicy nie umarli z głodu. Jeśli to, co ci przyniosłam, nie wystarczy, po prostu zwróć się do niej. Zwykle ma rozmaite smakołyki.
Casey nie mogła sobie wyobrazić, jak obfity będzie obiad, skoro to była tylko przekąska. Talerz wypełniony świeżymi, surowymi warzywami zajmował połowę tacy. Na drugim były rogaliki, masło i dżem truskawkowy. Wędliny, sery i ciepły chleb ułożono na półmisku. Do tego podano trzy kawałki ciasta.
– Czy upiekłaś ciasto z orzeszkami? – zapytała, pamiętając wcześniejsze żartobliwe docinki Blake’a.
– Tak, ale nie mów o tym Blake’owi. Nie było to wcale łatwe. Mabel rzadko wpuszcza mnie do kuchni, do swojego królestwa, jak mówi. – Flora usiadła na krześle naprzeciwko i sięgnęła po rogalika. Casey zdecydowała się na to samo i zaczęła jeść. Masło ciekło jej z ust i spływało na podbródek.
– Chyba nigdy nie jadłam niczego tak pysznego. Utyję, jeśli będę się tutaj tak objadać. – Casey ugryzła następny kęs miękkiego pieczywa, delektując się słodkim maślanym smakiem.
– Wątpię. Twoja matka jest drobna i taki był też twój ojciec. Myślę, że jesteś za chuda, dziewczyno. Jedz, do obiadu jest jeszcze sporo czasu.
Flora wstała. Casey nie chciała, żeby wyszła. Powrócił strach, jaki odczuwała wcześniej. Spróbowała zatrzymać Florę.
– Na czym dokładnie polega twoja praca? Myślałam, że to ty gotujesz.
– Tylko kiedy Mabel ma wolny dzień. Zwykle coś lekkiego. Organizuję pracę personelu; mamy ogrodnika, tego, który myśli, że jest w Anglii, poza tym Theresa i Mikę przyjeżdżają raz na miesiąc. Robią wielkie porządki. A przynajmniej tak twierdzą, ale często muszę po nich poprawiać. Nie jest już tak jak kiedyś. Próbują uwieść Adama albo Blake’a. Nie rozumiem, dlaczego John nadal je zatrudnia. – Flora potrząsnęła głową.
Casey roześmiała się głośno. Spodobało jej się to. Flora była dla niej dobrym lekarstwem.
– Cóż, jeśli Adam i Blake będą chcieli, hm… poflirtować z tymi dziewczętami, nie będą potrzebowali zachęty. – Wydawało jej się, że Blake nie jest mężczyzną, który zabawiałby się z pomocą domową, ale mogła się mylić.
– Blake ma więcej klasy, ale nie lubi się przekomarzać. Co do Adama, nie wiem, jak z nim jest. Wzdychają do niego wszystkie, młode i stare. Gdybym miała trzydzieści lat mniej, sama bym się nim zainteresowała. – Flora otarła masło z ust i mówiła dalej: – Blake ma swoje wielkie chwile; odkąd umarł jego ojciec, jest jedynym lekarzem w miasteczku. Oczywiście, jest też Adam, ale wiesz, jakiego rodzaju on jest lekarzem. Nie ma tu za dużego zapotrzebowania na jego usługi. Mieszka w Atlancie, nie przyjeżdża tak często jak kiedyś.
Nie chcąc kończyć rozmowy, Casey posmarowała masłem następny rogalik i zapytała:
– Kiedy poznam Adama?
– Będzie tu niedługo. Ci dwaj są przyjaciółmi od dzieciństwa. Przez długie lata ojciec Blake’a był jedynym lekarzem w Sweetwater. Zmarł jakiś czas temu. Myślę, że Rosę, pierwsza pani Worthington, była trochę nadopiekuńcza wobec Adama. Co tydzień odwiedzał gabinet doktora Huntera. – Flora ugryzła następny kęs i wypiła duży łyk czekolady. – Adam zaprzyjaźnił się z Blakiem i, jak mówią, „reszta jest historią”.
Casey była zaintrygowana swoją nową rodziną. Jej umysł niczym wyschnięta studnia rozpaczliwie pragnął informacji, czegokolwiek, co by wypełniło pustkę. Czy odzyska pamięć? Czy też tak naprawdę życie zacznie się dla niej dopiero teraz, gdy skończyła dwadzieścia osiem lat?
– Poznasz go dziś wieczorem – powiedziała Flora.
– Kogo? – Zamyślona, nie zwracała uwagi na kojącą paplaninę.
– Adama. Nie może się doczekać, żeby cię zobaczyć. Tyle się nasłuchał o twoim przypadku… hm, to znaczy o tobie, i myślę, że pragnie cię poznać.
– Ja też chciałabym go poznać. Chociaż jestem trochę zdenerwowana z powodu mamy. Nie wiadomo dlaczego mam wrażenie, że nasze stosunki w przeszłości były… napięte. Czuję się taka zagubiona. Mam nadzieję, że będziemy mogły zostać przyjaciółkami. Jestem pewna, że jeśli Adam choć trochę przypomina Blake’a, musi być miły. – Skąd się wzięła myśl, że jej stosunki z matką były napięte?
– Powinnaś odpocząć, Casey. Wieczór może się przeciągnąć z powodu obecności Blake’a i Adama. Muszę zorganizować pracę tych flader, zanim pan Worthington zejdzie. – Flora wyszła z pokoju, ale nie przestała mówić, idąc długim korytarzem. – Zastaniesz mnie na dole, jeśli będziesz mnie potrzebowała.
Casey skubała kawałek ciasta z orzeszkami i pomyślała, że przyjemnie jest wiedzieć, iż Flora zawsze przyjdzie jej z pomocą.
Chociaż był to jej pierwszy dzień w domu, postanowiła się zdrzemnąć. Będzie jeszcze miała czas, żeby chodzić na spacery i poznawać nowe otoczenie. Ziewnęła szeroko. Po wszystkich odkryciach, jakie zrobiła, była wyczerpana. Powieki miała jak z ołowiu. Zwinęła się w kłębek na wspaniałym łóżku, zamknęła oczy i momentalnie zasnęła.
Powrócił senny koszmar. Podświadomość przejęła nad nią całkowitą kontrolę.
Było ciemno. Czuła, że jest osaczona. Brakowało jej tchu. Przesuwała się w małej przestrzeni. Kiedy oparła się plecami o ścianę i wyciągnęła nogi, była wciąż za duża. Pomyślała, że powinni wiedzieć, iż nie mieści się już w szafie. Wiedziała też, że jeśli nie zacznie hałasować i walczyć, jak to czasami robiła, to nie będzie musiała tkwić w szafie bardzo długo.
Było gorąco i w powietrzu unosiła się para. Trochę tak jak wtedy, kiedy brała prysznic i puszczała gorącą wodę. To było przyjemne. Ale ten rodzaj gorąca nie był miły. Dusiło ją w gardle. Bała się, że nie będzie miała dość powietrza. Powiedzieli, że umrze. Wierzyła im. Czasami. Czasami pragnęła umrzeć, wtedy może żałowaliby tego, co jej robili.
Gdy wzięła następny głęboki oddech, poczuła, że coś ciężkiego przygniata jej klatkę piersiową. Zamknęła oczy. Bała się teraz i była zbyt słaba, by to odepchnąć. Nie mogła oddychać! Dysząc, próbowała odsunąć od siebie to, co ją przygniatało. Nie chciało się ruszyć. Było tam tak jak przedtem, wysysając jej powietrze. Napierała na ciężki przedmiot, kopała drzwi szafy. Może przyjdą. Potrzebowała powietrza. Inaczej umrze!
Sapała, jej oddech stał się nierówny. Kopała i wrzeszczała. Zaciskała mocniej oczy, pragnąc znaleźć się gdzie indziej. To nigdy nie działało. Chrapliwym głosem wyła jak zwierzę złapane w potrzask.
Pchnęła to, co ją przygniatało. Otworzyła oczy, jedno po drugim, i wpatrywała się w to cos’. Było mokre. Nie mokre jak od wody, ale gęste, jak olej. I cuchnęło. Oczy jak u martwej ryby odwzajemniły jej spojrzenie.
Wtedy sobie przypomniała. Ogarnęło ją paniczne przerażenie, zawładnęło nią całkowicie. Poddała się temu zwierzęcemu lękowi.
I wrzeszczała.
Wrzeszczała.
Wrzeszczała.